poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 6

Serdeczne dzięki za motywację do pisania! <3
***

TOMAS

Tomas wyszedł zza drzew, chcąc zobaczyć teren fabryki. Kiedy był jeszcze nastolatkiem, razem z braćmi Harenore, w tym z Luisem, przychodzili tu grać w podchody, urządzać ogniska i robić multum dziwnych rzeczy, o których mogą pomyśleć tylko dzieciaki.
Mógł powiedzieć, że zna ten teren wystarczająco, by przeprowadzić akcję. Wiedział, gdzie znajdują się wejścia do budynku i jak wygląda teren wokół. Najgorsze było jednak to, że ogrodzenie podejrzanie trzeszczało. Co jakiś czas widział iskrę, spadającą na ziemię. Nie miał pojęcia jak znalezionemu chłopcu udało się przez nie przejść.
Rozejrzał się jeszcze i naliczył pięciu strażników, patrolujących fabrykę tuż przy murach. Nie był pewny ilu jeszcze czai się między kępami krzewów i traw, porastających teren fabryki. Raz dostrzegł błyśnięcie zegarka, a raz światło odbite od lufy pistoletu.
Nie było dobrze. Fabryka oświetlona była przy każdym wejściu, co z jednej strony powalało mu zauważyć wychodzących i wchodzących strażników, a z drugiej, uniemożliwiało dotarcie do budynku niezauważonym.
Tomas westchnął i wrócił się do miejsca, gdzie stały samochody. Tam dostrzegł Luisa, który właśnie krzyczał cicho na jednego z jego ludzi, który z lekko przerażoną miną, ściskał w ręce klucze od kajdanek. Wyraźnie nie był pewien co ma zrobić.
- Dawaj mi te klucze do cholery - warknął w końcu wściekły Luis i szybkim ruchem wytrącił mężczyźnie klusze, tym samym wykręcając mu rękę. Potrzymał go kilka sekund, po czym puścił, popychając lekko do przodu. Wziął klucze i odszedł do samochodu, gdzie czekał an niego mały Mongoł.
Tomas podszedł do Franka, bo tak miał na imię owy strażnik kluczy i klepnął go w plecy.
- Nie martw się, nie tylko ty od niego oberwałeś.
- Jakim cudem on ma tyle siły? - Frank nie wyglądał na zadowolonego z tego, że dał się pokonać o wiele drobniejszemu Luisowi.
- Jest wicemistrzem karate, jujitsu i jujutsu w kraju. Uwierz mi, nie tylko ciebie zwiódł swoją posturą - Tomas uśmiechnął się do zaskoczonego Franka i udał się w stronę samochodu, w którym przebywał Luis z ich małym przyjacielem.
Wsiadł an siedzenie kierowcy i odwrócił się do Luisa, który właśnie nakładał małemu bluzę Toma, która od jakiegoś czasu leżała w samochodzie.
Po chwili chłopiec odezwał się cicho, z wahaniem patrząc na Toma. Ten uśmiechnął się delikatnie, ale dziecko tylko skuliło się i przysunęło do Luisa.

LUIS
- Nie bój się, on ci nic nie zrobi. Jest moim Andą - chłopczyk rozluźnił się trochę, ale dalej milczał. Nawet nazwanie Toma Andą, co oznaczało brata krwi, nie przekonało chłopczyka do końca. Luis wiedział, że nic nie powie, póki nie zaufa także Tomowi. A wątpił, by ten chciał ich zostawić samych.
Luis pochylił się do Tomasa i nie widząc innego rozwiązania, powąchał czubek jego głowy. Tomas patrzył na niego nic nie rozumiejąc, ale mały Otgoo, bo tak miał na imię chłopiec, od razu się rozluźnił. Luis lekko się zarumienił na myśl o tym, co zrobił. Właśnie dał do zrozumienia małemu, że może ufać Tomasowi, bo są parą. No może nie do końca, ale gdzieś słyszał, że w Mongolii odpowiednikiem pocałunku jest wąchanie czubka głowy.
- To co, powiesz mi co się stało? - zapytał Luis spokojnie, nie zwracając uwagi na Toma, który bardzo chciał się dowiedzieć co takiego zrobił Luis.
- Uciekłem od nich. Było tam dużo ludzi. Moja mama tam jest. Kazała mi uciekać, a sama zaczęła się rzucać i odwróciła ich uwagę. J-ja widziałem jak jeden z nich ją uderza. Chciałem wrócić, ale ona kazała mi uciekać - po policzkach chłopca zaczęły płynąć łzy. Luis objął go, a chłopiec wtulił się w niego ufnie.
-Co mówi? - zapytał Tom cicho, ale Luis tylko pokręcił głową.
- Otgoo, nie martw się, uratujemy twoją mamę. Musisz mi tylko powiedzieć jak wyszedłeś.
- Tam była dziura w płocie. On dziwnie syczał, więc go nie dotykałem. Oni mnie gonili, ale nie przeszli przez dziurę i potem złapali mnie ci drudzy. Chciałem uciec, ale zakuli mnie w kajdanki.
- Ciii, już dobrze, nic ci się już nie stanie. Oni nie chcieli. Troszczyli się o ciebie i nie mogli pozwolić ci uciec, żeby ci źli cię nie złapali. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
Posiedzieli jeszcze chwilę, aż mały znieruchomiał w ramionach Luisa. Ten położył go delikatnie na siedzeniu i dał znać Tomasowi, żeby cicho wyszedł  samochodu. Kiedy obaj znaleźli się na zewnątrz, odeszli kawałek od auta i zatrzymali się pod jednym z drzew. Luis zaplótł ręce na piersi i spojrzał na Toma znacząco.
- Będziesz gadał, czy mam cię do tego zmusić? - zapytał, na co jego rozmówca westchnął głośno.
- Jest jakaś szansa, że po prostu powiesz mi co powiedział dzieciak i nie będziesz zadawał pytań?
- Nie ma mowy.
- Tak myślałem - Tom usiadł pod drzewem i poklepał miejsce obok siebie. Luis niechętnie opadł na ziemię.
- Co tu się w ogóle dzieje?
- Jak się pewnie domyślasz, nie jestem nauczycielem historii, no przynajmniej nie tylko. Kiedy wyjechałem na studia, przez przypadek natknąłem się na pewnego Rosjanina. Była noc, wracałem z biblioteki, a on nie wyglądał zbyt normalnie i ciągnął za sobą młodą dziewczynę, która starała się wyrwać. Chciałem jej pomóc, ale okazało się, że było ich kliku. Znokautowałem dwóch i tu chciałem ci podziękować, za nauczenie chwytów - uśmiechnął się do Luisa i kontynuował. - W każdym razie obudziłem się w jakiejś piwnicy, koło tej dziewczyny. Okazało się, że była ona córką  głównego konsula Niemiec.
Wtedy dowiedziałem się o całej akcji. Porwano ją z przed domu, tak, ze prawie nikt tego nie zauważył. Podobno, gdy nas transportowali, widziała jeszcze innych więźniów, w tym kilku krewnych znanych osób. Nie wiedziała czemu wszystkich porwali i ja też się tego nie domyślałem. W końcu przyszedł jakiś pachołek i ją zabrał, mówiąc mi że moja kolej nastąpi jutro. Przyznaję, nie miałem pojęcia co robić. W piwnicy były tylko jedne drzwi, z niewielką kratką. 
Następnego dnia przyszli po mnie we dwóch. Czekałem na nich i kiedy otworzyli drzwi, schowałem się za nimi i walnąłem jednego w krocze. Zanim się pozbierał, poddusiłem drugiego kajdankami, aż stracił przytomność. Zabrałem mu pistolet i ogłuszyłem drugiego. Przebrałem się w jego ciuchy i uciekłem, wcześniej rozkuwając kajdanki. Na szczęście na korytarzu nie było strażników, a ci idioci zamknęli nas tuż obok bezpieczników i generatora. Wyłączyłem cały prąd i na oślep szukałem wyjścia minąłem kilku ludzi, którzy wzięli mnie za jednego ze swoich. Jednemu powiedziałem, że szef każe nam się zjawić przy wyjściu. Kiwnął głową i nieświadomie zaprowadził mnie pod same drzwi. Tam ogłuszyłem go i krzyknąłem do innych, że więzień ucieka w stronę piwnic. Strażnicy pobiegli, a ja mogłem wyjść. 
Ktoś jednak mnie zauważył i zaczęli mnie gonić. Byliśmy w jakichś magazynach, więc udało mi się ukryć i przeskoczyć z dachu jednego budynku za ogrodzenie. Tam spotkałem kilku detektywów i agentów. Powiedziałem im o wszystkim i opisałem budynek, dzięki czemu mogli uwolnić więźniów.
Kilka dni później, jak już wróciłem do akademika, znalazł mnie Eric i zaproponował współpracę. Sprawa, na którą się natknąłem należała do niego. Wtajemniczył mnie we wszystko.
Okazało się, że wplątałem się w sprawy mafii. Składa się ona z osób z różnych krajów, jednak jej szefem jest Rosjanin, którego miałem pecha spotkać.
I tak się złożyło, że zacząłem im pomagać. Rok temu rozbiliśmy jedną z większych grup tej mafii, ale przez to udało im się wpaść na trop Erica. Kilka dni temu porwali jego żonę i syna. Mieliśmy zaczekać z akcją do jutra, ale Eric nie wytrzymał. Wiedział, że go zatrzymam, więc po prostu mnie pominął! Sukinsyn, poszedł sam na zwiady i go złapali. Dopiero jak jednostka została bez dowódcy, raczyli po mnie zadzwonić!
Luis wstał i wyciągnął rękę do Toma, powodując jego konsternację.
- Wstawaj, trzeba ratować twojego szefa i mamę Otgoo.
- Taa, powiedz mi coś, czego sam nie wiem.
- W płocie jest dziura, przez którą przeszedł Otgoo. Powinniśmy móc przez nią przejść, albo przynajmniej ją poszerzyć. Znam ten teren jak własną kieszeń, więc pójdę przodem. Mały mówił, że było ich jakoś dziesięciu, a tych z mafii dwa razy więcej.
- I jak chcesz tam wejść? Wszędzie są strażnicy.
- Przez tą dziurę! Jest w takim miejscu, że na pewno jej nie znaleźli. Kot musi przekraść się do środka i tak jak ty to zrobiłeś, wyłączyć prąd. Pamiętasz te metalowe skrzynie na tyłach? Wspinaliśmy się po nich z Rickiem. Wystarczy je odłączyć, a prąd wysiądzie.
- Nie wejdziesz na teren fabryki.
- Nie zabronisz mi. Poza tym, ja znam ten teren najlepiej. W ciągu trzech lat trochę się tu pozmieniało. Wiem gdzie są rowy wykopane przez robotników i kępy drzew wystarczające by ukryć dwóch ludzi. Nie masz tu nic do gadania. Może i jesteś przełożonym tej bandy, ale ja ci nie podlegam.
- Luis, oni mają broń, to nie jest już nasza gra w paintball.
Luis z grymasem na twarzy zbliżył się do Toma tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Ten zamarł zaskoczony i Luisowi przeszło przez myśl, by go pocałować. Zganił się za to i sięgnął za pas przyjaciela, wyciągając jego broń z tłumikiem. Luis widział wcześniej jak mężczyzna wyciąga ją z jednego z wanów.
- Co ty..? - Tomas kompletnie się tego nie spodziewał, więc nie zdążył go zatrzymać, nim przestrzelił stary bilbord wiszący na dwóch metalowych słupkach.
 Dwie kule wylądowały obok siebie w środkach brzuszków litery "B", w wyrazie "FABRYKA". Zdanie było napisane kilkanaście metrów dalej, a każda litera była wielkości głowy Luisa.
- Powiedzmy, że przez długi czas zastanawiałem się jak się na tobie zemścić - powiedział Luis z zadowolonym uśmiechem. Nie mógł się powstrzymać, więc podszedł do Tomasa i odłożył broń na swoje miejsce, przytrzymując na niej dłoń.
- Idę tam i koniec - szepnął stanowczo, mimowolnie zerkając na usta mężczyzny, po czym odwrócił się i ruszył w stronę wanów, w którym znajdowała się cała załoga.
Klepnął dwa ray drzwi jednego i drugiego i czekał, aż wszyscy opuszczą pojazd. O dziwo zrobili to natychmiastowo, ustawiając się w szeregu. Każdy z nich miał przy sobie jakąś broń, od karabinu, poprzez zwykłe pistolety, aż do noży.
- Dobra Panowie, oznajmiam wam, że za jakieś pół godziny wchodzimy do środka - rzekł Luis, nie czekając na stojącego dalej w tym samym miejscu Tomasa.

TOMAS
Na chwilę go zatkało. Nie miał pojęcia gdzie Luis nauczył się tak strzelać. Miał tylko nadzieję, że w czasie nauki nie celował w jego zdjęcie.
Stał tam, nie ruszając się nawet o krok i zastanawiał nad tym co się właśnie stało. Nie chodziło tylko o mały pokaz Luisa, ale też o jego zachowanie.
To jak delikatnie musnął jego skórę, wyciągając broń z kabury i jak blisko stał, kiedy ją odkładał. Jego spojrzenie kryło w sobie determinację, ale też wahanie. Tylko, że Tomas nie był pewien, czy dotyczyły one jednej rzeczy.
Przez chwilę czuł się dziwnie, stojąc tak blisko Luisa. Ku jego zdumieniu, wydawało mu się to takie... orzeźwiające? Nie, to było bardziej jakby wspomnienie, myśl, że mu to nie przeszkadza, a wręcz ciekawi i w pewien szalony sposób pociąga.
Widział jak Luis zerknął na jego usta, tylko nie wiedział, czy zrobił to celowo, czy przez przypadek. Nie miał czasu, żeby głębiej się nad tym zastanowić, bo Luis właśnie zaczął wyjawiać swój plan jego ludziom, którzy słuchali go uważnie, co rzadko się zdarzało, nawet gdy Eric przemawiał.
- Lui, możesz nie kraść mi posady? A wy? Myślałem, że nie cierpicie jak ktoś wami rządzi - powiedział z udawanym wyrzutem na co kilku jego, jakby nie było, przyjaciół cicho się zaśmiało.
- Cóż, nie chcemy oberwać. Poza tym plan naszej Maleńkiej może wypalić - powiedział Zack, jego najbliższy kolega z jednostki.
- Maleńkiej? - szepnął rozbawiony Tomas tak, żeby Luis nie słyszał.
- Taa, byłby wspaniałą mamusią, a i facetom potrafi przywalić. Maleńka jak nic - zaśmiał się Frank, przysłuchujący się rozmowie.
- Macie może coś do powiedzenia? - zapytał Luis z jadem w głosie. Wszyscy troje mimowolnie się wyprostowali. - Może moje Maleństwa mnie zastąpią?
- Ups, chyba słyszał - szepnął rozbawiony Zack i zaraz tego pożałował.
- Może mam białe włosy, ale na słuch jeszcze mi nie padło. Czy ty przypadkiem nie jesteś tym chłopcem, który skakał po samochodach w samych bokserkach z miotłą między nogami?
- Skąd ty..? - Zack poczerwieniał gwałtownie, po czym zbladł, jakby zobaczył ducha. - Nie widziałeś tego!
- Owszem widziałem i mogę ci dokładnie opisać co działo się w każdej sekundzie tego filmiku. Nie zapomnę o żadnym szczególe - Luis z satysfakcją odsunął się od Zacka i pociągnął Toma na środek grupy.
- Powtórzę wszystko jeszcze raz, słuchajcie uważnie i niech tylko który spróbuje mnie nazwać Maleńką, tak wyciągne wasze największe brudy i wrzucę je na facebooka!
- Tak jest! - odpowiedziała cała gromadka, a Tom zaśmiał się w duchu. Nigdy nie mógł ich do końca opanować, w końcu to sami byli żołnierze i najlepsi w swoim fachu zawodowcy, a tu taka mała istotka, bo przecież niższa od każdego z nich, nie licząc Alexa, minimum o głowę, zdominowała ich absolutnie.
Luis powtórzył swój plan, a Tomas wprowadził w nim kilka zmian, na które, po kilku solidnych argumentach, Luis się zgodził. Kiedy skończyli, podzielili się na cztery oddziały. Cztery osoby miały stwarzać pozory, jakbyśmy zbierali się przy bramie. Pięciu ludzi miało pozbyć się strażników przy murach. Ośmiu miało czekać przy ogrodzeniu, aż wyłączymy prąd. A dwóch ludzi, w tym Zack, miało stworzyć, jak to określił Luis, dywersję dla dywersji.
- Musicie oświetlić północną część za ogrodzeniem, kiedy strażnicy pobiegną w waszą stronę, czwórka zaatakuje od wschodu, wywabiając resztę ukrytych strażników. Piątka ich załatwi, ukrywając się niedaleko waszej dwójki - tu Lu wskazał Zacka i jego towarzysza. - My z Tomasem zajmiemy się prądem, a kiedy go wyłączymy, w ósemkę zaatakujecie od wschodu. Jest tam spora dziura w ścianie, zakryta drzewami. Nie powinni jej strzec, bo ciężko ją w ogóle zobaczyć. Szukajcie drzewa ze splątanym pniem, to zaraz za nim.
- Wszystko jasne? - zapytał Tomas, na co wszyscy kiwnęli głowami. Z wyjątkiem Alexa.
- A co ja mam robić?
- Zostać z Otgoo. I niech mu włos z głowy spadnie - powiedział Tom, nim Luis zdążył zareagować.
- Nie będę siedział z dzieciakiem. Jestem takim samym żołnierzem jak inni - Alex wyraźnie nie był zadowolony ze swojego zadania.
- Nic mnie to nie obchodzi. Zrobisz co mówię. To, że Eric mianował cię moim zastępcą, nic nie znaczy. Masz się mnie słuchać i nie narażać akcji. Twoja rodzinka nie uratuje mojego przełożonego, a mnie gówno obchodzą twoje pieniądze. Tu nie prokurator wydaje rozkazy - Tomas nie podnosił głosu, więc wywarło to jeszcze lepszy skutek, niż zamierzał. Alex skinął głową i zamilknął, a oni mogli się wziąć za wcielanie w życie planu.
Rozdzielili się, a Tom z Luisem ruszyli w stronę miejsca, w którym znajdowała się dziura w płocie.
Luis wyciągnął zza szlufki broń podobną do tej, którą Tomas trzymał w ręku.
- Skąd ty..? - Tomas sięgnął do swojej drugiej kabury i odkrył, że znajdująca się w niej broń zniknęła. Westchnął ze zrezygnowaniem i pokręcił głową. - Tylko proszę cię, nikogo nie zabij. Najlepiej strzelaj w ręce i nogi.
- Wiesz, trafienie w tętnice udową może być równie zabójcze co.. - pod karcącym wzrokiem Toma cicho się zaśmiał. - Dobra, obiecuję nikogo nie zabić. No chyba, że oni będą próbowali zabić mnie.
- Ale jesteś świadomy, że wszyscy będą tego próbować?
- I właśnie dlatego tak sformułowałem to zdanie - Lui wyszczerzył się do szatyna i odgarnął dłonią niewielki krzew, odkrywając tym samym wyrwę w metalowej siatce.
- Zmieścisz się? - Luis spojrzał na Tomasa pytająco.
- Na dziewięćdziesiąt procent.
- Pozostałe dziesięć grozi śmiercią.
- Nie pocieszyłeś mnie.
- Nie miałem zamiaru - Luis położył się na ziemi i z łatwością przeczołgał pod ogrodzeniem. Mógł spokojnie się wyprostować, bo od fabryki oddzielał go niewielki lasek. Nim zdążył się pozbierać, Tom leżał u jego stóp. Dosłownie.
Luis pomógł mu się podnieść i w ciszy ruszyli w stronę budynku. Kidy dotarli do końca linii drzew, przykucnęli, obserwując strażników.
Tomas uniósł do ust krótkofalówkę i wyszeptał kilka słów. Po chwili zobaczyli błysk latarki. Podobnie jak strażnicy, którzy od razu ruszyli w stronę światła i cichych odgłosów.
Luis już chciał wyjść, ale Tomas go powstrzymał, pokazując na krzew rosnący pomiędzy nimi a fabryką. Lu nie przypominał sobei by takowy rósł w tym miejscu. Przyjrzał mu się dokładnie i dostrzegł to, co powstrzymało Toma przed jakimkolwiek ruchem.
Krzew nosił buty. W dodatku mi byle jakie, tylko wypolerowane lakierki, które co jakiś czas błyskały odbitym światłem latarki.
Tomas nacisnął przycisk na krótkofalówce i sekundę później rozległ się głos jego ludzi. Wszystko wyglądało tak, jakby dwudziestu ludzi próbowało wtargnąć na teren fabryki. Nie zdziwiło ich więc, że wszystko poszło zgodnie z planem. Na ich oczach "krzak" zerwał się z ziemi i pobiegł w stronę ich grupy dywersyjnej.
Puścili się biegiem w stronę budynku i w kilkadziesiąt sekund byli pod jedną z jego ścian. Jak dotąd nikt nie zauważył ich obecności.
- Tomas, właź na dach - szepnął Luis i podłożył mu złączone dłonie.
- Ty pierwszy.
- Ja cie nie wciągnę! - szturchnął go i Tomas w końcu posłuchał.
Będąc już an górze, wyciągnął rękę do Luisa, który mocno się odbił od ziemi i obijając się od ściany, chwycił jego rękę, po chwili siedząc już obok niego.
Tomas kątem oka dostrzegł jakiś ruch i został pchnięty przez Luisa, który sekundę później wylądował na nim. Tomas przytrzymał Luisa i spojrzał mu w oczy.  Znowu naszło go to dziwne uczucie, ale nie miał czasu się nad nim zastanawiać.
- Teraz wisisz mi już dwa wieczory z piwami - Luis ponownie się uśmiechną i wstał, od razu rzucając się biegiem w stronę generatora. Tomas pobiegł za nim i razem dopadli do dwóch metalowych skrzynek.
- Cholera, kłódki - Luis próbował wyrwać metalowe drzwiczki, ale nic to nie dało.
- Odsuń się - Tomas zrobił krok w tył i przestrzelił dwie kłódki.
Luis od razu dobrał się do kabelków i po chwili lampy oświetlające wejścia do fabryki zgasły.
- Co teraz? - zapytał Luis i spojrzał na Toma.
- Chodź.
Zeskoczyli z dachu i biegiem dotarli do jednego z wejść. Nikt go nie pilnował, więc weszli do środka i ruszyli na poszukiwania zakładników.
Wybiegli zza rogu i niemal wpadli na grupkę mafijnych pachołków. Obaj od razu obezwładnili pierwszy szereg, by później strzelać w pozostałe.
Ruszyli dalej, z kilkoma siniakami. I wbiegli do pokoju. Z dwóch stron rzucili się na nich kolejni wrogowie i w końcu udało im się ich zatrzymać.
- Proszę, proszę - Tomas usłyszał znajomy głos. Rosyjski akcent wzbudził w nim dawną nienawiść. - Kolejny ptaszek sam wleciał do klatki. Dawnośmy się nie wydzieli.
- Pietraszow - warknął Tomas z jadem w głosie.

11 komentarzy:

  1. Ulala :) Co za wspaniały rozdział :)
    Luis rządzi :) Jest cudownym bohaterem, który posiada wiele talentów :) Cała jego rodzina jest w jakiś sposób uzdolniona, to aż nienaturalne :)
    Co do rozdziału, to Luis jest wspaniały :) W łatwy sposób przeszedł w rolę dowódcy, a Tomas bez szemrania pozwolił mu na to :) Scena, gdy Luis wąchał mu włosy musiała wyglądać bajecznie :) A później co małe łapańsko :) Tomas stał jak sparaliżowany, ciekawa jestem co by zrobił, gdyby Luis go pocałował, to mogłoby być bardzo ciekawe :)
    Czekam z niecierpliwością na ich pierwszy pocałunek :) Ciekawe, kto go zainicjuje? Może Tomas?
    Dali się złapać, ale jestem pewna, że poradzą sobie :) Uwolnią zakładników, a także złapią całą szajkę. Jestem ciekawa jak zareaguje matka Luisa, gdy dowie się, że jej synek narażał się na takie niebezpieczeństwo, ciekawe, czy Tomas wyjdzie cało z tej konfrontacji? :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też nie mogę się pozbyć wrażenia, że jego rodzina jest zbyt idealna :P Ale to nie moja wina! Ostatnio znów czytałam cykl "Sfora" Kajko i choćbym nie wiem jak się starała, dalej widzę rodzinę wilków w Harenorach :) Jeśli nie czytałaś, polecam :) Książki znajdziesz na Wydaje.pl :*
      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Czytałam, czytałam i z niecierpliwością oczekuję na następną część, mam nadzieję, że wkrótce zostanie opublikowana :) W sumie racja, tam rodzinka była idealna, cud malina wręcz można rzec. W sumie mi najbardziej podobała się 2 część, choć wszystkie chwytają człowieka za serce :)
      Dużo weny :)
      Pozdrawiam :)
      P.S. Ja ze swojej strony mogę polecić blog lady makbet :)

      Usuń
    3. Ja też czekam na "Elfkę", bo taki podobno będzie mieć tytuł kolejna część :) A co do bloga Lady Makbet, to ja też go czytam :)

      Usuń
    4. Mam nadzieję, że już wkrótce doczekamy się kolejnej części :)
      Czyli mamy podobny gust :)

      Usuń
  2. Normalnie nie komentuję, ale stwierdziłam że Twoje opowiadanie podoba mi się na tyle, że będę je czytać do końca :) masz bardzo plastyczny sposób pisania, jednak wrażenie nieco psują błędy ortograficzne. Nie jest ich wiele! Ale w przynajmniej czterech rozdziałach było słowo "puki" i troszkę mnie to frustruje. Póki, pasowałoby lepiej ;) Kilka ogonków Ci uciekło, kilka literówek, ale to pomniejsze błędy, nie jesteś przecież robotem ;p całościowo mi się bardzo podoba, masz genialne pomysły i prowadzisz akcję odpowiednim tempie. Ale gdybyś mogła poprawić to nieszczęsne "puki", to byłoby idealnie ;)
    Życzę weny i pozdrawiam,
    Dark Night

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahh nie wierzę, że pisałam póki przez "u". Trzeba być mną żeby tak zrobić :) Dzięki za to, że mnie uświadomiłaś :*
      Taa, nie pozbieram się po tym :D Jeśli mi się uda, to postaram się znaleźć wszystkie "puki" :)
      Dziękuję, że się odezwałaś <3
      Buziaki :*

      Usuń
  3. O mamo z każdym rozdziałem uwielbiam to opowiadanie coraz bardziej <3 W ogóle uwielbiam Luisa i jego charakterek. Pasują do siebie z Tomasem i już się nie mogę doczekać kiedy będą razem.
    Życzę duuużo weny !!
    Pozdrawiam OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  4. Łohohoho... Akcja się dzieje, akcja się dzieje ~! (zagorzała fanka mafiozów itp.). *Q*
    Uwielbiam tę twoją twórczość. Od dwóch dni i dwóch nocy czytam Twój blog. Matku razowy... Uwielbiam i informuję panią, że pani blog oficjalnie zaistniał na mojej liście najbardziej ulubionych blogów. :3
    Naprawdę... Tak samo jak wcześniejsze opowiadanie (którego tytuł na chwilę obecną mi umknął z pamięci), tak i to sprawia, że przywiązuje się do postaci. ;)
    Oby tak dalej, dużo pomysłów, chęci i czasu. I mnóstwa czytelników ~!

    ~Uma

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    ach przejmuje dowodzenie, pewnie trenował na jego zdjęciu, cała grupa go uważnie słucha, akcja pięknie zaplanowana, haha nawet Tom nie zauważył kiedy Luis zwinął mu drugi raz broń...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, ach przejmuje dowodzenie ;) pewnie trenował na jego zdjęciu, cała grupa go uważnie słucha, akcja pięknie zaplanowana... Tom nie zauważył kiedy Luis zwinął mu drugi raz broń... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń