poniedziałek, 25 stycznia 2016

Nie wszystko stracone - Rozdział 11

  Miłego czytania, Kochani :* Dziękuję za komentarze <3


Amek z zewnątrz wyglądał na rozluźnionego. Swobodnie rozmawiał z rodziną i Loganem, nie dając po sobie poznać napięcia. Miał złe przeczucie, a zamyślona mina mamy, wcale go nie pocieszała. Podobnie jak Iwona znała swojego syna lepiej od samej siebie, podobnie Amek znał ją. Spiął się, kiedy mama przeprosiła na chwilę i udała się ze swoim mężem do kuchni. To stanowczo nie wróżyło nic dobrego. Chciał się ewakuować, jednak nie mógł po prostu wyciągnąć Logana z domu. Czesława i tak posyłała mu podejrzliwe spojrzenia. W głowie zaczął układać plan, jednak nie był nawet w połowie, kiedy z kuchni dobiegł ich dźwięk tłuczonego szkła. Logan spojrzał na Amka i zmarszczył brwi. Zerwali się z miejsca i w sekundę znaleźli się na progu.
- Wszystko w porządku? - Amek spojrzał na miskę, leżącą w kawałkach na podłodze.
- Tak, tak, wszystko dobrze, po prostu mi wypadła – powiedziała mama Amka i otarła dłonią policzek. Amek westchnął. Wlepione w Logana oczy Sebastiana i Iwony jasno wskazywały mu na to, że rodzice znają już prawdę.
- Ja... - Logan nie miał pojęcia co ma robić. Chciał coś powiedzieć, uciec, jednak wzrok tych ludzi sprawił, że go zamurowało. Pierwszy raz widział takie spojrzenie. Równocześnie pełne smutku i radości, nadziei i tęsknoty oraz lekkiego szoku.
Nie ruszył się, kiedy mama Amka podeszła do niego i dotknęła dłonią jego policzka. W jej oczach szkliły się łzy, a ręka drżała lekko.
- Mamo... - szepnął Amek, ale Logan spojrzał na niego, mrugając na znak, że wszystko porządku.
- Tak długo cię szukaliśmy. Tak bardzo chciałam jeszcze raz cię spotkać, by to powiedzieć. Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję.
Kobieta wzięła Logana w ramiona, a on również ją objął. Uderzyło w niego to samo uczucie, którego doznał rok temu. Te delikatne ramiona z czułością go obejmujące przypominały mu jego matkę.
Kiedy Iwona w końcu oderwała się od niego i otarła łzy, Sebastian również go uścisnął.
- Przykro mi z powodu twojego brata – powiedział szczerze, a Logan kiwnął głową.
- A ja się zastanawiałam o co chodzi – mruknęła Czesława, kiedy wrócili do salonu. - Zaparzę herbaty.
Logan siedział na kanapie trochę spięty, z początku nie wiedząc co robić. Bał się, że będzie musiał mówić o Willu, o sobie. Jednak ku jego uldze, rodzice Amka wcale go nie osaczyli. Telewizor poszedł w ruch, podobnie jak album z dzieciństwa jedynego syna państwa Sęków, z czego sam przedmiot rozmowy nie był zbyt zadowolony.
- O nie! Mamo, proszę cię, tam zaraz będzie to zdjęcie! - Amek zerwał się, chcąc zapobiec całkowitej kompromitacji swojej osoby, lecz było już za późno. Strona została odwrócona, a Logan parsknął śmiechem.
- Czy to..?
- Tak, nasz Ami uwielbiał się przebierać – zaśmiała się Iwona. - Omal nie dostałam zawału, gdy go takiego zobaczyłam. Sebastian natomiast od razu pobiegł po aparat.
Amek przybił „gwoździa” na stole, wspominając tamten dzień. Cóż poradzić, że mama zostawiła sukienkę na łóżku? Miał osiem lat! Po prostu chciał zobaczyć, czy będzie w niej tak samo ładnie wyglądał, co rodzicielka.
- Super, skoro już mnie totalnie ośmieszyliście, to możemy już odłożyć ten album na szafkę?
- Nie ma sprawy, zostanie coś na następny raz – mruknęła Czesia.
- Nie załamuj się, kiedyś pokarzę ci mój – Logan poczochrał go po włosach, uśmiechając się radośnie. Szybko jednak cofnął rękę, starając się by wyglądało to naturalnie. W oczach babci Amka dostrzegł dziwny błysk.
- Serio? Masz jakieś kompromitujące zdjęcia? - Amek od razu się ożywił, szczerząc przebiegle.
- Chyba będę musiał je powyciągać zanim przyjdziesz – Logan zaśmiał się widząc zawiedzioną minę. - Dobra już, dobra, je też ci pokażę.
- Trzymam za słowo.
Logan spojrzał na rodziców Amka i lekko się spiął. Te spojrzenia były dziwne. Nie potrafił ich zdefiniować. Możliwe, że tylko mu się wydawało, bo po sekundzie wszystko minęło, a na wierzch wypłynęła kolejna zabawna historyjka z Amkiem w roli głównej.
- Już późno, powinienem się zbierać – Logan spojrzał na zegarek i oczom nie wierzył. Było już kilka minut po północy, a on czuł jakby rozmawiali z godzinę.
- Och, już taka godzina? - widocznie nie tylko jemu czas szybko zleciał. Iwona spojrzała na męża, a później na syna. Logan podążył za jej wzrokiem i dostrzegł niemą rozmowę. Nie miał pojęcia co, ale był pewny, że wymiana spojrzeń między matką i synem coś w sobie zawierała. Nim jednak dowiedział się co, Czesława westchnęła i pokręciła głową.
- Iwonko, przecież nie wypuścimy gościa o tej godzinie. Nie wypada.
- Masz rację. Amek, wiesz gdzie leży materac.
- Ale ja naprawdę dziękuję za gościnę. Nie będę zawracał głowy.
- Żadne zawracanie głowy. Amek z pewnością nie ma nic przeciwko spaniu na materacu, prawda, Ami?
- Materac jest naprawdę wygodny – Amek wyszczerzył się, uważając jednak by nie było to zbyt podejrzane.
- Widzisz? Nie ma zupełnie nic przeciwko. Poza tym pewnie byśmy się z Iwonką denerwowały, czy dojechałeś w całości. I tak mam już problemy ze snem, nie chcesz chyba ich pogorszyć – Czesława wiła wzrok w Logana i nie spuszczała go, póki ten nie westchnął.
- Dobrze, zostanę – zaśmiał się cicho. Amek ostrzegał go przed babcią, szkoda, ze mu nie wierzył.
Kiedy w końcu Amkowi udało się wyciągnąć Logana z salonu, minęła pierwsza w nocy. Logan, jako że nie wracał do domu, zmuszony został do picia alkoholu wskutek czego zrobił się strasznie wygadany. Na szczęście tylko to mu było i Amek nie musiał wciągać go po schodach.
- Fajnych masz rodziców. Przypominają mi trochę moich.
- Potrafią być naprawdę upierdliwi, ale i tak ich doceniam – Amek wyciągnął na środek materac i zaczął szukać pompki. Trochę mu z tym zeszło, gdyż znajdowała się ona na samym dnie szafy, a kiedy ją w końcu wyciągnął, odwrócił się w stronę łóżka. Logan wpatrywał się w niego, a Amek prawie się zarumienił.
- No co?
- Nic takiego, patrze na ciebie.
- No właśnie widzę, dlatego się pytam o powód.
- Nie jestem do końca pewny. Zostaw tę pompkę, przecież już razem spaliśmy.
- Tak, ale... W sumie masz rację. A ten materac wcale nie jest taki wygodny,
- Tak właśnie myślałem – Logan uśmiechnął się i dalej wpatrywał się w Amka, który nagle nie miał co zrobić z rękami.
- Nie patrz się tak na mnie, dziwnie się czuję – powiedział w końcu i zarumieniwszy się, wyciągnął z szafy swoją piżamę. - Co powiesz na prysznic rano? Ja jestem padnięty.
- Liczyłem, że to powiesz.
Logan chwycił swoją torbę i nie przejmując się niczym, ściągnął swoją koszulkę. Amek zamarł, badając wzrokiem każdy odcinek skóry mężczyzny. Kiedy w końcu oprzytomniał, napotkał spojrzenie Logana, który od jakiegoś czasu, siedział nieruchomo.
- Przepraszam – szepnął, odwracając wzrok. Logan znów poczuł ból na widok smutku chłopaka.
- Nie masz za co. Chodź no tu.
- Po co?
- Nie gadaj, tylko chodź.
Amek posłusznie podszedł do niego i zaskoczony dotknął ust, kiedy wylądował na nich buziak.
- Zapomniałeś już o naszej umowie? Poza szkołą jestem twój – Logan znów poczuł się lekko, widząc znajomy błysk w oczach chłopaka.
- Cóż, nie do końca tak ona brzmiała, ale cieszę się, że tak to ująłeś. Mój. - Amek został przyciągnięty bliżej i mógł z westchnieniem wtulić się w nagą klatkę piersiową. Serce zabiło mu mocniej i poczuł się na swoim miejscu.
- Ostatnio cały czas łapiesz mnie za słówka – mruknął Logan i położył się, ciągnąc chłopaka za sobą.
- Cóż, wyłapuję szanse – Amek wpatrywał się w gładką skórę, mając ochotę zbadać każdy jej zakamarek. A może by tak...?
Przechylił lekko głowę i złożył delikatny pocałunek na obojczyku Logana, po czym uśmiechnął się radośnie.
- Skoro mowa o łapaniu za słówka, to nie ustalaliśmy gdzie te buziaki.
Logan zaśmiał się i poczochrał go po włosach.
- Kombinator.
Logan utkwił wzrok w suficie. Było miło. Czuł, że nie jest sam, jak przez ostatni rok. Brakowało mu tych chwil z rodzicami, zwykłej rozmowy. Kiedy oni zginęli wszystko przeniósł na brata. Nie raz siadali i rozmawiali, a Willy się do niego przytulał. Może i byli dorośli, ale utrata rodziców sprawiła, że obaj chcieli by więź ich łącząca zastąpiła całą rodzinę.
Teraz czuł się podobnie. W gestach Amka widział pragnienie bliskości, chęć spędzenia razem jak najwięcej czasu, a także miłość. Co prawda nie tą braterską, ale w tej chwili o tym nie myślał. Chciał tak leżeć, bo w tej chwili nie czuł smutku, który zapewne dopadnie go następnego dnia.
- Ami, nie śpij. Jesteś przecież w jeansach.
- Uwielbiam jak tak do mnie mówisz – mruknął chłopak, nie ruszając się jednak z miejsca.
- Mhm, w takim razie idź się przebrać, a będę częściej tak do ciebie mówił.
- Nie chce mi się – chłopak ziewnął i mocniej wtulił się w Logana, któremu nie pozostało nic innego, jak pozbycie się własnych spodni. Zaczął się wiercić, co sprawiło, że Amek nico oprzytomniał.
- Co robisz?
- Ściągam spodnie. Ja w nich spać nie mam zamiaru.
- No dobra, idę się przebrać – Amek wstał, jakby coś się paliło i zniknął za drzwiami łazienki. Mężczyzna pokręcił głową z uśmiechem. Nie miał bladego pojęcia, o co tym razem chodziło.
Amek odetchnął, spoglądając w lustro. Jego wyobraźnia działała na pełnych obrotach, a serce przyspieszyło. Gdyby tam został, przytulony do Mikulskiego, ubranego jedynie w bokserki, pewnie by się skompromitował. Już teraz jego twarz miała kolor dorodnego pomidora.
Nie chcąc wzbudzić podejrzeń, opłukał twarz zimną wodą, by wróciła do naturalnej barwy i ściągnął ubrania, wkładając na siebie luźną koszulkę. Dopiero po chwili zorientował się, co wyciągnął z szafy. Owszem, była to piżama, nawet jego ulubiona, co nie znaczyło, że ktoś miał ją zobaczyć. Otóż widniał na niej wielki nadruk przedstawiający Hello Kity z uniesioną łapką i napisem „Mrau...”.
- Na przyszłość – powiedział do swojego odbicia – patrz, co wyciągasz z szafy.
Wyszedł z łazienki, zasłaniając nadruk spodniami. Upuścił je dopiero przy łóżku, od razu wchodząc pod kołdrę.
- Co tam chowasz? - Logan zmarszczył brwi, starając się unieść kołdrę, którą Amek mocno trzymał.
- Nic, zupełnie nic.
- Więc pokaż, skoro to nic, to chyba nie masz nic przeciwko.
- To nie zupełnie nic, więc mam.
- No weź, nie zasnę jeśli będę ciekawy – Logan wbił spojrzenie w jego czy i nie spuszczał go, dopóki Amek nie westchnął i nie puścił kołdry. Cichy śmiech mężczyzny sprawił, że się zarumienił i z powrotem ukrył pod kołdrą, odwracając do niego tyłem.
- Nie obrażaj się, przecież nie z ciebie się śmieje.
- Nie no wcale.
- No cóż, jak chcesz. A myślałem, że będzie nam wygodniej spać na tym jednoosobowym łóżku, jeśli się do mnie przytulisz.
- To jest szantaż – Amek odwrócił się z naburmuszoną miną, ale i tak przybliżył się do bruneta.
- Jeśli tak mówisz – zaśmiał się Logan i włożył mu ramię pod głowę, przyciągając go jeszcze bliżej.
Amek przylgnął do ciepłego ciała z ukrytą radością stwierdzając, że mężczyzna nie ubrał koszulki, tak samo zresztą spodni. Miał tylko nadzieję, że będzie w stanie się opanować.
- Dobranoc – szepnął Amek z uśmiechem.
- Dobranoc, śpij dobrze.
- Jest duże prawdopodobieństwo, że będę.

* * *

Po kolacji, na której Radek uczył Wojtka jeść pałeczkami, obaj mężczyźni zasiedli na kanapie. Włączyli jakiś film, na który żaden z nich nie zwracał większej uwagi. Pochłonięci byli wpatrywaniem się w siebie i oddawaniem pocałunków.
- Co z Madzią?
- Jest z opiekunką. Zostanie na noc jeśli nie wrócę do dwudziestej – mruknął Wojtek, całując Radka po szyi.
- Jest dwudziesta pierwsza – szepnął i jęknął kiedy Wojtek ugryzł go w obojczyk.
- Więc nie ma się czym martwić.
- Jest. Jeśli spędzimy noc na tej kanapie, rano nie będziemy mogli wstać.
- Proponujesz coś?
- Jeśli zaniesiesz mnie do łóżka, to się zastanowię.
Wojtek wstał i pochylił się, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Podniósł biologa z kanapy i nie przerywając pocałunku, poszedł do sypialni. Chwilę później pochylał się nad nagim mężczyzną, ubrany jedynie w koszulę.
- Ściągnij to w końcu – mruknął Radek, rozpinając guziki i odchylając szyję, by dać Wojtkowi lepszy dostęp do wrażliwego miejsca.
- Cierpliwości – zaśmiał się blondyn, odchylając na chwilę i pozywając się ostatniej części ubioru. Radek mruknął z aprobatą na widok jego klatki piersiowej i przejechał po niej dłonią.
Każdy kolejny pocałunek nabierał coraz szybszego tempa, aż w końcu obydwu to nie wystarczało.
- Już, teraz, chcę więcej – jęknął Radek, kiedy Wojtek jeździł językiem po jego brzuchu. Chciał i dostał więcej, kiedy gorące wargi zamknęły się na jego członku. Nie znał rzeczy lepszej od męskich ust, a te konkretne były naprawdę bardzo utalentowane.
- Tak, dalej – mruknął, kiedy był już na skraju, lecz nagle wszystko ustało. Jęknął z rozpaczą, kierując oskarżycielski wzrok na wicedyrektora. Dopiero wtedy poczuł jak palce rozciągają go od środka, masując i pieszcząc. To jednak również szybko zniknęło, zastąpione bolesnym oczekiwaniem.
Wojtek patrzył na leżącego pod nim mężczyznę i niemal od tego doszedł. Powstrzymała go świadomość przyjemności, której dozna, kiedy się w nim znajdzie. Z niecierpliwością oczekiwał momentu, kiedy jego palce zostaną zastąpione czymś innym.
Pochylił się bardziej, lokując między nogami Radka i całując go czule w usta. Delikatnie pchnął biodrami, powoli w niego wchodząc. Cichy jęk zniknął w jego ustach, kiedy znalazł się w nim cały. Poczekał, aż Radek zacznie się niecierpliwie wiercić i narzucił im powolny rytm. Nie wytrzymali jednak długo i po chwili jednak prześcigał drugiego. Biodra uderzały o siebie, a jęki stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu osiągnęły punkt kulminacyjny i zostały zastąpione dyszeniem obu mężczyzn.
- To było...
- Niesamowite. Tak, wiem.
- Mam ochotę iść spać, ale dopiero dwudziesta pierwsza.
- Walić to, mamy dużo czasu – powiedział Wojtek, odgarniając rudy kosmyk z czoła kochanka.
- Jak dużo? - Radek zaczął bawić się jego palcami, zginając je i prostując.
- Jak długo będziesz mnie chciał – szepnął i został nagrodzony soczystym buziakiem prosto w usta.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Nie wszystko stracone - Rozdział 10

Miłego czytania :*


Miał już dość ciągle dzwoniącego telefonu, więc go wyłączył. Zamiast siedzieć u siebie, wparował do domu siostry, zaszywając się na kanapie w salonie. Cieszył się, że jego szwagier wyjechał służbowo, bo teraz wisiała nad nim tylko siostra, usiłująca się dowiedzieć, co się stało.
Kiedy w końcu nie wytrzymał i opowiedział jej o wszystkim, ta zostawiła go w spokoju, by samej również to przemyśleć. Od dwóch dni nie był w pracy, tłumacząc się ostrymi migrenami. Zdarzały mu się bóle głowy, więc kiedy zadzwonił do dyrektorki, ta nie robiła mu problemów, tylko dała trzy dni wolnego. Tak się złożyło, że później był weekend, więc miał pięć dni na przygotowanie się do spotkania z Wojtkiem. Koniec końców, kiedyś będzie musiał znów z nim porozmawiać, przynajmniej na stopie zawodowej.
Siedział przed telewizorem aż do czternastej, później do salonu wpadła jego siostra, uprzejmie wywalając go z kanapy i każąc iść do domu. Nie miał innego wyjścia i musiał opuścić kryjówkę. W końcu Julka pewnie szykuje jakąś kolację dla Rafała, który wieczorem wracał.
Postanowił się przejść, zamiast czekać na jakiś autobus, wskutek czego w domu był dopiero jakieś półtorej godziny później. W trakcie drogi zastanawiał się co zrobić z Wojtkiem i z tym, co ich łączyło. Mógł wtedy zostać i wysłuchać go do końca. Tylko kto by chciał słychać do końca jak ukochany łamie mu serce? W każdym razie chciał z Wojtkiem porozmawiać. Może i będzie cierpiał, ale znikną wątpliwości. Miał już na oku jedną posadę w szkole na drugim końcu miasta. Mógłby się odciąć od Wojtka niemal całkowicie. Jakoś przeżyłby przypadkowe spotkania na mieście. Wpierw jednak zamierzał dokładnie wszystko wyjaśnić.
Wszedł do domu i otworzył okno, wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza. Był październik, ale już pojawiały się pierwsze mrozy. Brakowało mu promieni słonecznych i pokojowej, jak dla niego, letniej temperatury.
Nie chcąc już dłużej siedzieć bezczynnie, wziął się za sprzątanie. Nie było to jego ulubione zajęcie, ale nie cierpiał potykać się o leżące na ziemi ubrania czy inne przedmioty. Wolał utrzymywać ogólny porządek, a od czasu do czasu wziąć się za ścieranie kurzy i mycie podłóg. I tak w najbliższym czasie musiałby to zrobić, więc czemu nie teraz?
Włączył radio i zaczął sprzątać, podśpiewując sobie znane kawałki. Uporał się z wszystkim o dziwo bardzo szybko. Zaczęło burczeć mu w brzuchu, więc postanowił też coś ugotować. Jak szaleć to szaleć. Wyciągnął z lodówki piersi z kurczaka i kilka innych składników. Umiał zrobić tylko swoje ulubione potrawy, ale z drugiej strony po co mu inne, skoro mieszkał sam? Podsmażył papryczki chilli w garnku wraz z liśćmi laurowymi, po czym dodał pokrojonego w kostkę kurczaka. Pokroił jeszcze wszystkie warzywa jakie miał w lodówce, wraz z groszkiem z puszki i wszystko wrzucił do powstającego sosu. Pozostały jeszcze przyprawy i sos curry gotowy. Nie było sensu gotować na jeden dzień, skoro mógł to samo zjeść jutro. Pewnie jeszcze mu zostanie, ale on sam mógł jeść curry no śniadanie obiad i kolację. Kiedy gotował ryż, ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzał na siebie, przystrojonego w fartuszek i z bandamką na głowie. Szybko ściągnął domowe akcesoria i wrzucił je do szafy, kierując się w stronę niecierpliwego przybysza. Miał wrażenie, że jeśli się nie pospieszy jego drzwi zaraz zostaną porządnie skopane.
- Idę! Spokojnie! - dźwięki ustały, a Radek zmarszczył brwi, ciągnąc za klamkę. - Cierpliwości trochę...
Zamilkł, kiedy zauważył osobę czekającą za jego drzwiami. Wojtek stał tam, zdziwiony, że ktoś w ogóle otworzył. Na jego twarzy widniał lekki zarost, jakby mężczyzna nie golił się od ich ostatniego spotkania. Włosy miał potargane, zapewne przez przeczesywanie ich ręką, co zrobił także teraz.
Przez chwile milczeli, wpatrując się w siebie, aż w końcu Wojtek nabrał powietrza do płuc.
- Radek, porozmawiaj ze mną. Proszę cię – powiedział, a Radek nie mógł nie ulec tym błękitnym oczom. Otworzył szerzej drzwi i zaprosił go do środka.
- Poczekaj, tylko wyłączę ryż.
- Gotujesz coś? Pięknie pachnie.
Ich rozmowę przerwało głośne burknięcie. Radek nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Wojtek za to wyglądał na niego zakłopotanego.
- Ugotowałem więcej. Jak chcesz, to możesz zostać na obiedzie.
- Dzięki. Umieram z głodu, ale najpierw chcę pogadać.
Radek odwrócił się od kuchenki, a serce zabiło mu mocniej, kiedy okazało się, że Wojtek stoi tuż za nim. Nawet jeśli by chciał, nie miał gdzie uciec. Poza tym blondyn nie miał zamiaru mu na to pozwolić. Złapał go za dłonie i pociągnął krok w przód, by w razie czego nie wpadł na gorącą kuchenkę.
- Radek, wysłuchaj mnie i proszę, nie przerywaj. Przepraszam, za to, co powiedziałem. Nie chodziło mi o to, że nasza wspólna noc nic dla mnie nie znaczy. Może i byłem pijany, ale nie niczego nie żałuję. Po prostu dopiero co zakończyłem jeden związek. Wiem, że jesteś inny niż Hubert i nigdy byś mi nie zrobił czegoś takiego, ale to nie jest takie proste. Nie chcę wpakować cię w coś, a później zostawić z tym samego. Ufam ci nawet co do Madzi, więc nie myśl, że jest inaczej. Chcę spędzać z tobą czas i bardziej cię poznać.
- Więc czemu tyle czasu mnie unikałeś? Wiesz co sobie pomyślałem? Że nie chcesz mi nawet spojrzeć w oczy po tym, co się stało. Że to był dla ciebie wielki błąd, którego nigdy nie masz zamiaru powtórzyć. Za każdym razem, kiedy próbowałem pogadać, nagle miałeś mnóstwo pracy lub musiałeś gdzieś iść.
- Bo nie wiedziałem, co mam robić. Nie chce się do ciebie przywiązać, a później znów cierpieć. Może tego nie widzisz, ale kochałem Huberta. Nie chce znów zostać zdradzonym przez bliską osobę.
- Więc zastanów się, co chcesz robić, bo ja już na to wszystko nie mam siły! - Radek wyrwał swoje dłonie z uścisku i zaczął łazić po pokoju. Rozumiał, że Wojtkowi nie jest łatwo, ale mu też nie było. - Nie chcę być twoją zabawką, pocieszeniem. Wiem, że tamtej nocy nim byłem i nie przeszkadzało mi to. Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to samo. Tylko, że wcale nie chodzi mi o to, że się ze mną przespałeś. Nie uciekłeś rano, dałeś swoją siostrzenicę pod opiekę, całowałeś. I niby jak ja mam to wszystko odebrać? Nie traktowałeś mnie jak zwykłego kolegę, z którym przez przypadek wylądowałeś w łóżku. Jedno mówisz, drugie robisz, a ja już nie wiem co się dzieje! Kocham cię! Więc przestań się bawić moimi uczuciami!
Wojtka zatkało. Wpatrywał się w Radka z osłupieniem, a ten odwzajemniał mu się wściekłym spojrzeniem. Jak to go kocha? Od kiedy? Przecież do tej pory ledwo się spotykali poza pracą. A jednak mu wierzył. Po co Radek miałby kłamać w takiej sprawie. Poza tym, wyjaśniałoby to dlaczego tak szybko mu się oddał, kiedy potrzebował bliskości. To jak opiekował się Madzią, wpatrywał w niego. Myślał, że Radek po prostu szuka kontaktu z inną osobą, ale żeby od razu go kochał?
- Nic nie powiesz? - Radek w końcu opadł na kanapę, pozbywając się tego, co gryzło go od dawna. Nie miał już siły trzymać tego w sobie. Teraz patrzył na Wojtka, czekając na odpowiedź. Oczywiście nie oczekiwał wyznania miłości i tak dalej. Nie chciał tylko zostać odrzuconym. Coś jednak mówiło mu, że skoro Wojtek tu przyszedł, to choć trochę mu zależało.
- Szczerze, to mnie zatkało. Myślałem, że po prostu chcesz ze mną spróbować.
- Bo chcę, ale nie mam zamiaru później użalać się nad sobą. Jeżeli nie zamierzać brać na poważnie tego, co nas łączy, to najlepiej idź i więcej to nie przychodź. Ty się boisz, że ktoś zrobi ci to, co Hubert, a ja ni chcę, żeby to się odbiło na mnie. Powiedz mi, czego ty chcesz?
- Ja... - Wojtek zawahał się, lecz spojrzał w te zielone tęczówki. Dostrzegł w nich siłę, o którą nigdy by Radka nie podejrzewał. Miał przed sobą mężczyznę, który doskonale wiedział, czego chce, a chciał jego. Przez ten czas wmawiał sobie, że nie chce krzywdzić Radka, a tak naprawdę nie chciał, żeby to jego ktoś skrzywdził. Wątpliwości były dla Radka gorsze niż powiedzenie wszystkiego wprost. Usiadł na kanapie, odwracając się przodek do rudzielca. - Chcę spróbować. Zależy mi na tobie i chodź nie wiem, czym dokładnie jest to uczucie, to z pewnością chcę żebyś przy mnie był.
Radek milczał, usiłując doszukać się kłamstwa w oczach Wojtka. Znalazł tam jedynie wahanie, ale nie skomentował go. Chciał aby im się udało i zamierzał pozbyć się wszelkich wątpliwości Wojtka. Uśmiechnął się delikatnie, a blondyn zbliżył się, łącząc ich usta w delikatnym pocałunku.
- To co, jemy? - szepnął Radek, rozłączając na chwilę ich usta.
- Hmm, zjemy potem – odpowiedział tym samy m tonem, znów go całując i wkładając mu rękę pod koszulkę.
- Ale ja głodny jestem. Ty zresztą też – wbrew słowom, jego ręka zawędrowała na kark mężczyzny.
- Teraz ma ochotę na coś zupełnie innego – Wojtek zaczął całować go po szyi. W pokoju jednak rozległo się naprawdę głośne burknięcie, które sprawiło, że obaj zaczęli się śmiać. - Chyba jednak musimy najpierw zjeść.
- Chyba tak.
Wojtek wypuścił Radka z ramion i ruszył za nim, zaglądając do garnka. Danie smakowicie wyglądało i pachniało, wyczuwał curry.
- Co to?
- Japońskie curry. Będzie ci smakować.
- Nie wątpię, gdzie masz chochelkę?
Radek wskazał na szufladę, a Wojtek wygrzebał z niej średniej wielkości chochlę. Radek uniósł dwie pary pałeczek i uśmiechnął się wesoło.
- O nie, ja preferuje widelce.
- Przykro mi, japońskie danie, więc jemy po japońsku. Jak ładnie poprosisz, to nauczę cię trzymać pałeczki.

* * *

Amek uśmiechnięty spoglądał za szybę autokaru. Maja natomiast całą swoją uwagę skupiła na rozmarzonym spojrzeniu Amka. Chłopak od wczoraj miał wyjątkowo dobry humor. W dodatku milczał jak grób, zmieniając temat jak tylko cokolwiek o tym napomknęła. Dlatego, kiedy wysiedli już pod szkołą, zaciągnęła go do pobliskiego parku.
- Maja, Logan zaraz będzie mnie szukał.
- Właśnie o to mi chodzi! Gadaj mi tu zaraz co się wydarzyło na tej wycieczce. Nagle wyszedłeś z doła i zachowujesz się jakbyś na loterii wygrał. Przeleciał cię czy jak?
- Nie, no co ty. My tylko... - Amek umilkł i zacisnął usta.
- Ami, co się dzieje? Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć.
- I powiem, tylko jeszcze nie teraz. Muszę to wszystko sobie poukładać w głowie. Możemy się spotkać jutro?
Maja przyjrzała mu się uważnie, po czym westchnęła i pokiwała głową.
- Dobra, ale ty przychodzisz do mnie. I pamiętaj, że w soboty nie wstaję przed dziesiątą.
- Dzięki. Powiem ci jutro o wszystkim – cmoknął ją w policzek, co trochę ją zaskoczyło. Razem wrócili pod szkołę, gdzie Logan opierał się o samochód, rozglądając na boki. Kiedy ich zauważył, uniósł ręce do nieba.
- Myślałem, że ktoś was porwał! - powiedział po angielsku. Coraz częściej zdarzało mu się mówić do Amka w ojczystym języku. Chłopakowi to nie przeszkadzało.
- Sorki, musieliśmy pogadać – odpowiedział Amek, a Logan spojrzał na Maję. Kiwnął jednak głową i nie wnikał w szczegóły.
- Ćwiczycie przed olimpiadą? - Maja także przeszła na angielski. Amek z Loganem popatrzyli na siebie i się uśmiechnęli.
- Można tak powiedzieć. Wy sobie poćwiczycie, a ja sobie z kimś porozmawiam jak dawniej.
- Mam małą prośbę. Podrzucisz mnie też? Mieliśmy być dopiero za dwie godziny, a rodzice dalej w pracy i nie chce mi się jechać z bagażem w autobusie.
- Jasne, wsiadajcie i jedziemy.
Maja spojrzała porozumiewawczo na Amka, po czym siadła z tyłu, walizkę układając obok siebie. Amek parsknął śmiechem i włożył walizkę do bagażnika. Usiadł z przodu, odwracając się do Mai i pokazując jej język.
- No tak, bardzo dojrzale – zaśmiał się Logan, widząc jak odpowiada mu tym samym. Amek i Maja spojrzeli po sobie, po czym oboje odwrócili się w jego stronę i jemu także pokazali język. Logan znów się zaśmiał i wyjechał z parkingu.
Cały czas rozmawiali po angielsku, od czasu do czasu wspomagając się polskimi słowami. Rzeczywiście było to dobre ćwiczenie, gdyż w razie jakichś rażących błędów Logan krzywił się i ich poprawiał. W dodatku kazał im mówić poprawnymi zdaniami, a nie potocznym slangiem.
- Ludzie, jestem w połowie Amerykaninem, a w życiu nie słyszałem połowy tych słów.
- Starzejesz się – mruknął Amek, a Logan popatrzył na niego oburzony.
- Ja? Nawet trzydziestki jeszcze nie mam!
- Cóż, ale nastolatkiem już nie jesteś.
- Zobaczymy co powiesz za rok.
Maja zaśmiała się i przerwała ich sprzeczkę, mówiąc gdzie Logan ma skręcić, by trafić do jej babci. Dziewczyna stwierdziła, że nie chce siedzieć w pustym domu i odwiedzi staruszkę. Loganowi było to nawet bardziej po drodze, więc nie oponował.
Maja wysiadła zaledwie kilkaset metrów od domu Amka, co uświadomiło mu, że uprzejma staruszka tam mieszkająca jest babcią Mai.
- Skoro tak, to przyjdź tu jutro o trzynastej. Chyba zostanę na noc.
- Dobra, jak coś to będę dzwonił.
- Okej. Pa! - pomachała im i otworzyła sobie bramkę, witając się z owczarkiem niemieckim. Musiała często tam bywać, skoro pies tak się cieszył na jej widok.
- Logan, tak się zastanawiam, co robisz jutro?
- Chyba pójdę na grób brata. W końcu jutro rocznica.
- Mógłbym pójść z tobą? Chciałbym mu podziękować - Amek speszył się lekko, czekając na odpowiedź. Miał cichą nadzieję, że właśnie takie plany będzie miał Logan. Od kiedy tylko obudził się z nowymi płucami, chciał podziękować. Nie wiedział tylko komu.
Logan zatrzymał się pod domem Amka i spojrzał na niego zaskoczony. Rozumiał go, jednak nie wiedział, czy chce by ktokolwiek go jutro oglądał. Już teraz wystarczyła myśl, a wszystkie wydarzenia wracały do niego. Po prostu teraz skupiał się an czymś innym. Jutro jednak nie będzie potrafił. Chciał iść na cmentarz i odwiedzić brata. Po raz pierwszy od roku z nim porozmawiać, mimo że miała to być jednostronna rozmowa. Teraz jednak zaczął się zastanawiać czy naprawdę chce być sam. Jeśli tak, to na pewno się załamie. Nie wiedział nawet czy będzie w stanie wybrać się na cmentarz. W końcu do tej pory mu się to nie udało. Amek jednak będzie pewnego rodzaju zobowiązaniem. Nawet jeśli Logan będzie chciał się wycofać, Amek mu na to nie pozwoli. W dodatku wie o wszystkim i w pewnym sensie go to dotyczy. Nawet bardzo. Szybko podjął decyzję, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, drzwi od strony pasażera otworzyły się.
- Chłopcy, nie siedźcie w tym samochodzie, tylko wejdźcie do środka. Obiad już gotowy. Mieliśmy zostawić jedną porcję dla ciebie, Amku, ale zobaczyłam was przez okno – Czesława Gracka skarciła ich wzrokiem i otworzyła szerzej drzwi. Amek spojrzał na Logana i posłał mu przepraszający uśmiech.
- Dorwała cię, więc lepiej nie próbuj uciekać – szepnął i wysiadł z samochodu, od razu obrywając gazetą, którą kobieta trzymała w ręce.
- Wszystko słyszę. Ale trochę racji masz. W zamian za dostarczenie mojego wnusia do domu, zapraszam na obiad.
- Dziękuję bardzo, z chęcią zostanę – odpowiedział Logan, patrząc na Amka wymownie. A dopiero co mówił mu, żeby wystrzegał się Czesławy. Ostatnim razem nie był przygotowany, lecz teraz zamierzał włączyć się do gry babci Amka. Miał zamiar tak zmieniać tematy, żeby niczego więcej się o nim nie dowiedziała.
- Widzisz? Niektórzy potrafią się zachowywać jak dżentelmeni. Nie obgadują swoich ukochanych babć.
Amek ucałował babunię w policzek i zaśmiał się cicho, idąc z Loganem w stronę drzwi. Kiedy weszli do środka, usłyszeli dochodzącą z kuchni rozmowę. Amek powiedział babci, że zaraz przyjdą i pociągnął zatrzymał Logana.
- Masz coś przeciwko powiedzeniu moim rodzicom prawdy? - Amek przypomniał sobie ich pocałunki i lekko się zarumienił. - Mam na myśli twojego brata.
- Wiem, co masz na myśli, ale podejrzanie się rumienisz – Logan uśmiechnął się, nie mogą się powstrzymać. - Możemy to zrobić kiedy indziej?
- Jasne. Z góry przepraszam.
- Za co?
- Jeszcze nie wiem. Na pewno coś się znajdzie po tym obiedzie.
Logan uśmiechnął się i razem weszli do salonu.
- Dzień dobry. Logan Mikulski – podał rękę ojcu Amka, który siedział przy stole.
- Sebastian Sęk. Miło mi cię poznać. Amek rzadko przyprowadza kolegów.
- Bo wielu nie posiadam. Dopiero się przeprowadziliśmy – mruknął chłopak oburzony.
- Dobra już, dobra. Jakoś rozmowę muszę zacząć – odburknął tym samym tonem ojciec Amka. Zaśmiali się i usiedli przy stole. Z kuchni dobiegały przyciszone głosy, a po chwili wyłoniły się z niej dwie kobiety, niosące jedzenie. Logan przedstawił się ponownie i wszyscy razem zaczęli jeść. Amek tylko czekał, aż zacznie się przesłuchanie. Z początku rozmowa toczyła się normalnym torem. Ojciec był lekko zdziwiony, kiedy dowiedział się, że Logan jest wychowawcą Amka. Na wierzch wypłynęło kilka zabawnych historii z dzieciństwa szatyna, przy których oczywiście rumienił się jak burak. To jednak nie miało trwać wiecznie. Rodzinka zaczynała zaplatać sieć wokół nic nie świadomego Logana, a Amek nie miał zamiaru pozwolić mu w nią wpaść.

niedziela, 10 stycznia 2016

Informacja

Witajcie Kochani :*
Mam dla Was kilka wiadomości i podejrzewam, że nie wszystkie Wam sie spodobają :(

Po pierwsze, nie dam rady jutro wstawić rozdziału. Dlaczego? Po prostu go nie napisałam. Ostatnio wpadłam na nowy pomysł i cały czas chodzi mi on po głowie. Stwierdziłam, że nie zacznę pisać nowego opowiadania, póki nie skończę tego, więc wychodzi na to, że przez ostatni tydzień napisałam pięć linijek -.-  Przepraszam, postaram się zmobilizować na za tydzień.

Po drugie, mam mały konflikt interesów z własnymi myślami. Otóż pomysł, o którym wspominałam nie dotyczy homoseksualistów. Dlatego zastanawiam się, czy w to brnąć. Z jednej strony chcę to napisać, bo strasznie mnie to przyciąga, a z drugiej oznaczałoby to albo zawieszenie bloga, albo wstawianie rozdziału raz na Bóg wie ile. Doradźcie mi coś obiektywnie :*

Po trzecie, co będzie już lepszą wiadomością, "Nie wszystko stracone" będzie publikowane tak, jak dotychczas. Nie zostawie Was w połowie opowiadania, bo sama wiem, jak się wściekałam, kiedy jakiś autor zostawiał mnie z wyraźnym "Resztę sama sobie wymyśl".

Kontynuując, nawet jeżeli po skończeniu NWS zdecyduję się na pisanie książki, bloga nie usunę. Wiem to na pewno, bo za bardzo mnie do tego ciągnie, żeby zmarnować to, co osiągnęłam. Nie wiem jeszcze co i jak, ale jeśli stanie się tak, że zawieszę bloga, na pewno wrócę już z gotowym opowiadaniem. Pisanie na bieżąco idzie mi coraz gorzej :P

Piszcie co myślicie, radzicie lub co sami byście zrobili na moim miejscu. Tutaj to Wy jesteście dla mnie najważniejsi. Traktuję Was jak przyjaciół, więc proszę pomóżcie mi podjąć tę decyzję. Naprawdę liczy sie każde słowo :*

Buziaki <3
~Gen



poniedziałek, 4 stycznia 2016

Nie wszystko stracone - Rozdział 9

  Dziś trochę krócej, ale wena nie dopisuje :/ Mam nadzieję, że wróci przed kolejnym poniedziałkiem. Dziękuję za komentarze :* Miłej lektury ^^


Radek westchnął cicho, patrząc za okno. Klasa, z którą teraz miał lekcje, właśnie pisała sprawdzian. Niektórzy ściągali tak nieudolnie, że zaczął się zastanawiać, czy kiedy on chodził do szkoły nauczyciele też tylko udawali, że nie widzą. Całkowicie ich rozumiał. Gdyby miał wstawić jedynkę każdemu, kogo przyłapał, połowa klasy powtarzałaby rok. Spojrzał po uczniach i chrząknął znacząco, a co poniektórzy wyprostowali się szybko, udając niewiniątka. Tym prostym sposobem dokładnie wiedział, kto posiada „pomoce naukowe”. Nie miał zamiaru udawać srogiego nauczyciela. Rozumiał, czemu potrzebowali ściąg. On sam też nie przepadał za działem, który ostatnio przerabiali.
Odpuścił klasie i po prostu wrócił do patrzenia za okno. Jego myśli podążyły do gabinetu Wojtka. Poza mijaniem się na korytarzu nie spotkali się od obiadu z Julką. W końcu nie porozmawiali o tym, co się stało między nimi. Mimo, że bał się tej rozmowy, chciał ją mieć za sobą jak najszybciej. Niepewność zaczynała go zabijać. Ostatnio dostał sporo tego, czego od tak dawno pragnął. Teraz chciał więcej, tylko trochę w innym zakresie. Nie mógł pozwolić sobie na nadzieję, jeżeli miałaby ona zostać później całkowicie zniszczona.
Kiedy zadzwonił dzwonek, Radek spakował wszystkie swoje rzeczy i z mocnym postanowieniem nakłonienia Wojtka do rozmowy, udał się do jego gabinetu. Właśnie minęła piętnasta, więc wicedyrektor powinien już kończyć. Plan lekcji w tym tygodniu uległ znacznej zmianie z powodu nieobecności trójki nauczycieli i wszystkich klas trzecich. Plus był taki, że wszyscy zaczynali i kończyli o tej samej porze. Nie musiał więc zastanawiać się do której Wojtek na lekcje.
Zapukał do gabinetu i wszedł. Poczuł się trochę głupio, gdy okazało się, że gabinet jest pusty. Nie chciał wychodzić, więc stwierdził, że poczeka w środku. Swoją drogą Wojtek powinien zamykać swój gabinet. W końcu każdy mógł tutaj wejść, a laptop leżący na biurku pokazywał każdemu chętnemu oceny uczniów.
Usiadł na obrotowym fotelu, gdyż na kanapie rozłożone były segregatory. Jego uwagę zwróciło zdjęcie leżące płasko na blacie biurka. Było odwrócone, więc nie miał pojęcia, co pokazuje. Spojrzał jeszcze raz w stronę drzwi i szybkim ruchem je odwrócił. Przełknął ślinę, po chwili odkładając je tak jak było.
Zdjęcie ukazywało Wojtka z Hubertem przebywających na plaży. Obaj bez koszulek, uśmiechnięci i wpatrujący się w siebie. Wyglądało, że to Hubert je zrobił, ponieważ Wojtek wpatrywał się w niego, a nie w aparat. Radka najbardziej zabolało to, co zobaczył w oczach ukochanego. To samo widział w swoich, kiedy w ostatnich dniach stał przed lustrem i wyobrażał sobie ich wspólną przyszłość.
Uświadomił sobie, że skoro zdjęcie leży na biurku, Wojtek musiał niedawno je oglądać. To z kolei znaczyło, że tęskni za Hubertem. Czuł jak coś kuje go w sercu, jednak w tym momencie usłyszał głos wicedyrektora na korytarzu. Przełknął gule w gardle i uśmiechnął się sztucznie. Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł blondyn z dokumentami w ręce. Spojrzał an Radka zaskoczony jego obecnością w swoim gabinecie.
- Powinieneś zamykać drzwi. Każdy mógł tutaj wejść.
- Wyszedłem tylko na chwilę, po kilka papierów. Ale masz rację, dobrze, ze przyszedłeś przypilnować, że ktoś tu nie wejdzie.
Wojtek uśmiechnął się, jednak Radek nie wiedział, czy ma to odebrać jako żart czy wyrzut. Wojtek patrzył na niego jak zawsze, więc uznał, że chodziło mu o to pierwsze.
- Chciałem się zapytać, czy masz dzisiaj czas? Chcę pogadać – powiedział Radek, uważnie obserwując sylwetkę mężczyzny. Ten spiął się lekko, ale szybko kontynuował wkładanie dokumentów do segregatora.
- Jasne. Już kończę, a później jestem wolny.
- A Madzia?
- Jest z opiekunką. Miałem dziś zostać dłużej, ale udało mi się wcześniej wyrobić. Mamy więc jakąś godzinę.
Wojtek szybko wyrobił się z papierami i razem udali się do samochodu. Radek mocno się stresował, kiedy w ciszy jechali do knajpy. Martwiło go to, że Wojtek się nie odzywał. Kiedy wreszcie usiedli naprzeciwko siebie i złożyli zamówienia, Radkowi udało się podnieść wzrok.
- Więc? O czym chciałeś porozmawiać?
- Jak to o czym? - Radek zmarszczył brwi. Ten debil chyba nie zamierza udawać, że nic się nie stało. - O tym co stało się w zeszły poniedziałek. Od wtorku nie zamieniłeś ze mną nawet dwóch zdań.
Wojtek nie odpowiedział od razu, czekając aż kelnerka, która przyniosła ich zamówienia, odejdzie. Kiedy to się stało, spojrzał na Radka błagalnie.
- Możemy porozmawiać jak już zjemy? Nie jadłem nic od wczoraj.
- Jasne, ale nie myśl, że ci odpuszczę.
Prawdę mówią sam nie bardzo miał ochotę nawet na pierogi. Denerwował się, jednak Wojtek chyba rzeczywiście umierał z głodu, bo zaledwie pięć minut później jego talerz był zupełnie pusty.
- Myślałem, że mają tu większe porcje. - Radek zaśmiał się cicho i podsunął mu talerz z połową swoich pierogów
- Jedz żarłoku, bo ja jadłem wcześniej.
- Na pewno nie chcesz?
- Na pewno – podsunął mu talerz jeszcze bliżej, a Wojtek nabił pieroga na widelec.
Dopiero, kiedy skończył jeść i oparł się, Radek dał mu znak, że oczekuje na dalszą część rozmowy. Wojtek westchnął i już otwierał usta, kiedy do knajpy weszła głośna młodzież. Radek rozpoznał kilka osób, którzy jeszcze przed godziną pisali u niego sprawdzian.
- Może się przeniesiemy? Jeśli pojedziemy do mnie to nie będę musiał się spieszyć, żeby zwolnić opiekunkę.
Radek przyjrzał się uważnie Wojtkowi i nie widząc żadnych niecnych planów w jego oczach, kiwnął głową. Z powrotem znaleźli się w samochodzie i po kilku chwilach Wojtek zamykał drzwi za opiekunką.
Radek miał już dość uników blondyna i czekania, aż ten w końcu zacznie rozmowę. Przykrył Madzię, która spała w swoim nosidełku i wyniósł ją do pokoju obok, zostawiając uchylone drzwi. W ten sposób nie obudzą dziecka, a w razie czego usłyszą jego płacz. Usiadłszy na kanapie, wbił wzrok w grzebiącego w szefie Wojtka.
- Chcesz herbaty? - zapytał ten, udając się w stronę kuchni.
- Nie chce. Możesz wreszcie usiąść? - Wojtek przestał się miotać i usiadł w końcu na drugim końcu kanapy. Radek nie mógł tego nie zauważyć. Miał coraz gorsze przeczucie dotyczące tej rozmowy.
- Więc? Możemy w końcu wyjaśnić, czym jest to, co zdarzyło się ostatnio?
- Radek, ja... Nie jestem pewny, czy...
Radek widział jak wzrok wicedyrektora ucieka na boki. Wiedział już, że jego marzenia się nie spełnią. Na pewno nie tu i teraz.
- Po prostu to powiedz. Nie baw się mną tylko wyduś to z siebie. - Kiedy Wojtek spojrzał na niego, nic nie mówiąc, Radek kontynuował. - Mogłeś od razu to powiedzieć. Rano, kiedy tylko się obudziliśmy. Wystarczyłoby jedno zdanie. „Byłem pijany” albo „To było jednorazowe pocieszenie”. Byłem na to gotowy. Wręcz czekałem, aż to powiesz. Zamiast tego pozwoliłeś mi pomyśleć, że jednak coś z tego będzie. Dałeś mi Madzię, żebym się nią opiekował, jakbyś mi w pełni ufał. A ja idiota pomyślałem sobie nie wiadomo co. Mam nadzieję, że chociaż powiesz swojemu ukochanemu Hubertowi, że też go zdradziłeś.
Pod koniec wypowiedzi Radek wstał i chwycił swoje rzeczy. Chciało mu się płakać, ale nie okazywał tego po sobie. Wystarczająco się upokorzył, myśląc, że coś będzie z tej jednej wspaniałej nocy.
- Źle to zrozumiałeś. Między mną, a Hubertem nic już nie ma.
- Nie kłam, widziałem wasze zdjęcie na twoim biurku. Poza tym to i tak nie ma już znaczenia. Rozumiem. Byłem dla ciebie tylko pocieszeniem. Nie ma sprawy. Wynoszę się i już więcej mnie nie zobaczysz poza pracą. Jeśli się uda to od drugiego semestru poszukam czegoś innego, żebyś nie musiał mnie widywać.
- To zdjęcie chciałem wyrzucić, ale zadzwonili mi, że mam iść do sekretariatu. Z Hubertem wszystko skończone. Radek, poczekaj, porozmawiajmy na spokojnie.
- Nie ma takiej potrzeby – Radek ubrał buty i otworzył drzwi. Drogę zagradzał mu jednak mężczyzna. Dobrze wiedział kim on jest i w tym momencie jeszcze bardziej chciało mu się płakać.
- Skończone? Dobre sobie. Może jednak już zacznę szukać pracy.
Radek przepchnął się obok Huberta i szybkim krokiem odszedł, nie reagując na wołania Wojtka. Usłyszał jeszcze głośne „Czego tu chcesz?!” i skręcił za róg, by rzucić się biegiem przed siebie.

* * *

Leżał z zamkniętymi oczami, przytulając do siebie Amka. Przynosiło mu to niesamowitą ulgę. To tak jakby nieświadomie cierpiał, a teraz nagle ból ustał. Odczuwał smutek, ale w pewnym stopniu pogodził się ze wszystkim. Chyba świadomość, że chłopakowi, który otrzymał płuca Willa udało się przeżyć, dodawała mu sił. W końcu nic nie poradzi na to, że jego brat zginął. Mógł jednak dbać o to, co po nim pozostało. A największa jego cząstka żyła w Amku, który teraz wtulał się w jego pierś. Chciał go chronić, dbać o niego i sprawić, żeby był szczęśliwy. Ponieważ to samo życie, które teraz wiódł, było tym, które mógłby przeżywać teraz Willy.
To było naprawdę dziwne uczucie. Nie dość, że Amek tak bardzo przypominał Williama, to jeszcze miał w sobie jego część. Co sprawiło, że się spotkali? Mogli znajdować się na różnych półkulach, a jednak coś sprawiło, że Amek przepisał się właśnie do szkoły, w której on uczył. W dodatku był jego wychowawcą, miał podobne zainteresowania i mieszkał niemal po sąsiedzku. Nie wspominając już, że Amek był gejem i to jego wybrał na obiekt swoich uczuć. Dla Logana to było zbyt dużo jak na zbieg okoliczności. Nie wierzył w przeznaczenie, ale z całego serca pragnął zaufać losowi. Jego mama zawsze powtarzała mu, że co ma być to będzie. Nigdy się nad tym jakoś bardzo nie zastanawiał. Teraz nie interesowało go, czy to była karma, przeznaczenie czy wola Boga. Miał zamiar zakończyć dotychczasowe życie. Dbanie tylko o siebie nie dawało mu szczęścia. Po śmierci rodziców pozbierał się tylko dlatego, że musiał opiekować się bratem. Teraz zamierzał opiekować się Amkiem, niezależnie od tego, co by to znaczyło dla niego.
Odetchnął, pozbywając się wszystkich myśli. Amek od jakiegoś czasu lekko się poruszał. Przestał też cicho chrapać i mocniej się przytulił. To wszystko pozwoliło Loganowi podejrzewać, że wcale już nie śpi. Uniósł dłoń i wplótł ją w czekoladowe włosy.
- Nie udawaj, wiem, że nie śpisz – powiedział cicho, by w razie pomyłki nie obudzić chłopaka. Jego podejrzenia okazały się słuszne, gdy Amek spojrzał w górę, opierając brodę o jego pierś. Był lekko zarumieniony.
- Chciałem się nacieszyć chwilą. Raczej nie będę miał więcej okazji.
- A ciesz się, ciesz, mi nie przeszkadzasz – mruknął Logan, kierując jego głowę w poprzednie miejsce.
- Ty dajesz, ja biorę – Amek wyraźnie zadowolony, znów wtulił policzek w jego koszulkę. - Jak się czujesz?
- Już lepiej. Dużo lepiej niż przez ostatni rok.
- To dobrze. Pomyśl, jak to w ogóle możliwe? Na świecie żyje ponad siedem miliardów ludzi i akurat ja jestem tym, który ma płuca twojego brata. W dodatku jesteś moim nauczycielem, w którym się zakochałem. Nawet to trochę zabawne, jak w tych wszystkich telenowelach.
Logan nie mógł powstrzymać uśmiechu. Na swój sposób to wszystko rzeczywiście było zabawne. Poczochrał Amka po włosach, mocniej go ściskając.
- Nie rób tak, bo cię nie puszczę. Dzisiaj już jestem Amkiem.
- A ja mam ochotę naprawdę mocno się do kogoś przytulić. Więc przykro mi, jesteś najbliżej.
- Ach tak? - Amek podniósł się na jednej ręce i uśmiechnął. Po chwili całym ciałem położył się na Loganie i uścisnął go z całej siły. Aż dziw, że miał jej aż tyle.
- Dobra, dobra, bo mnie udusisz.
- Sam tego chciałeś – Amek przestał go ściskać, ale dalej na nim leżał. Oddech Logana niknął we włosach na czubku jego głowy, lekko go łaskocząc. Chłopak nie chciał, żeby to się skończyło. Był teraz prawie całkowicie szczęśliwy. Prawie, ponieważ miał świadomość, że wszystko za chwilę się skończy.
- Nie chce wstawać. Zostańmy tak już na zawsze – mruknął cicho, odganiając smutek.
- Chciałbym, ale pokój opłacony jest tylko do jutra.
Amek wstrzymał oddech, unosząc głowę. Jego żołądek ścisnął się w reakcji na słowa mężczyzny.
- Naprawdę byś chciał?
- Amek, ja... - chłopak zatkał sobie uszy, szczerząc się radośnie.
- Powiedziałeś to. Nie słucham cię. Powiedziałeś, że byś chciał i nie przyjmuję cofania słów.
Logan zaśmiał się, widząc zachowanie Amka. Czasami widział w nim upartego dziesięciolatka, jednak wcale mu to nie przeszkadzało. Chciał, żeby Amek był szczęśliwy, jednak był jego nauczycielem. Nie mógł pozwolić sobie na nic, co mogłoby przekreślić jego naukę. Chwycił dłonie chłopaka i odciągnął je od jego uszu.
- Posłuchaj mnie. Jestem twoim nauczycielem.
- Nie chcę tego słuchać. Wiem. Nie musisz powtarzać tego co mi powiedziałeś. - Amek znów próbował zatkać sobie uszy. Logan jednak wciąż trzymał jego dłonie.
- Nie, poczekaj, nie skończyłem. Jestem twoim nauczycielem, więc tak musisz mnie traktować. Przynajmniej w szkole. Nikt nie może widzieć co do mnie czujesz. Jasne?
- Ale to znaczy... - Amek otworzył usta, patrząc na niego jak na kosmitę. - Czy ty mówisz mi, że w szkole mam być tylko twoim uczniem?
- Dokładnie.
- A poza nią?
- A poza szkołą ja jestem Loganem, a ty Amkiem.
- Więc ty pozwalasz mi...? - uciął zdanie, wiedząc, że nauczyciel domyśli się reszty.
- Niczego ci nie obiecuję. Ale jeśli będziemy sami to nie widzę problemu, żebyś się przytulił.
- A co z buziakami?
- Niech ci będzie, buziaki też.
- I nie będziesz nikogo miał? Jesteś pewny? Bo nie wytrzymam, jeżeli będziesz kimś kręcił.
- Nie będę. Nie mam nikogo. I tak, jestem pewny. Jeżeli to będzie nasza tajemnica.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Logan uśmiechnął się i patrzył jak twarz Amka się rozjaśnia, a usta formują w przepiękny uśmiech. Chłopak znów mocno go uścisnął, niemal zrzucając ich obu z łóżka. Nagle jednak zerwał się i wlepił wzrok w Logana.
- A co z teraz?
- Z teraz?
- Nie jesteśmy w szkole i nikogo z nami nie ma, a drzwi są zamknięte na klucz.
- I co w związku z tym?
- Zgodnie z naszą umową możesz mnie pocałować.
- Ja ciebie? - Logan udawał poważnego, marszcząc brwi i powstrzymując uśmiech. - No nie wiem...
- Ha! Obiecałeś! Więc nie masz wyboru.
- Nie wydaje mi się, żebym obiecywał całowanie cię, kiedy tylko masz na to ochotę.
- Ale... - mina Amka nieco zrzedła, a jego uśmiech nie był już taki wyrazisty. Logan zaśmiał się cicho, po czym dał mu buziaka w usta.
- Proszę twój pocałunek.
- Ej, nie o to chodziło.
- Nie uściśliłeś. Więc się nie liczy.
- No weź, proszę, ostatni raz.
- Ostatni?
- No ostatni, o który proszę – Amek znów się wyszczerzył, a Logan po prostu musiał zrobić to samo. W końcu przewrócił ich obu na bok i podciągnął Amka do góry, delikatnie łącząc ich usta. Powoli wdarł się do środka i po raz drugi kosztował wnętrza ust szatyna. Ten pocałunek był leniwy. Przypominał ten, który dzielili kochankowie po wyczerpującym seksie. To skojarzenie trochę zaskoczyło Logana. Przecież teraz postrzegał Amka jak brata. Pozwolił mu na tyle, żeby go uszczęśliwić. Zakończył pocałunek buziakiem i spojrzał w brązowe oczy.
- Musimy wstawać. Pewnie niedługo śniadanie.
- Nie chcę – mruknął Amek, wtulając twarz w poduszkę.
- Wstawaj leniu.
Logan zerwał kołdrę z młodszego chłopaka i rzucił ją na ziemię, samemu też się odkrywając. Po dziesięciu minutach, jakoś udało mu się wyrzucić Amka z łóżka i zapędzić do łazienki. Kolejny dzień wycieczki minie zapewne szybciej niż poprzednie.