niedziela, 29 listopada 2015

Informacja

Przepraszam Kochani :( Dzisiaj (jutro) nie dodam rozdziału. Nie będę pisać dlaczego bo po prostu dużo się działo ^^ W dodatku czuję się okropnie :'( Przepraszam jeszcze raz :*
Kocham Was <3
Dobranoc :*

poniedziałek, 23 listopada 2015

Nie wszystko stracone - Rozdział 4

Rozdział chwilowo niebetowany, ale nie ma już czasu więc miłej lektury!


Kolejne dni tygodnia mijały w ekspresowym tempie. Loganowi, Mai i Amkowi udało się spotkać kilka razy po próbach. Wtedy też Mikulski odwoził ich do domów. Zdarzało się też, że zgarniał Amka z przystanku. Za każdym razem wtedy, chłopak starał się nie gapić na swojego nauczyciela. Mimo tego, nie mógł nie zauważyć, że rozmawiało im się coraz lepiej. Okazało się nawet, że słuchają podobnej muzyki, dzięki czemu teraz zamiast radia, jedząc samochodem słuchali rocka.
Amka powoli zaczynał martwić jego stan. Codziennie czekał na lekcje angielskiego z niecierpliwością, a nie oszukiwał się aż tak bardzo, by twierdzić, że jest tak tylko z powodu języka. Logan był przystojny, a do tego dobrze im się rozmawiało. Czasami nawet wieczorami myśli Amka wracały do tych dołeczków, które tak często widywał.
Amek otrząsnął się z rozmyślań. Musiał definitywnie wyrzucić nauczyciela z głowy i to na stałe. Tylko jak to zrobić, kiedy rozwiązywał zadania, które dał mu właśnie Logan. Odłożył kartki na bok i przetarł twarz dłońmi. Dlaczego nie mógł wyrzucić go z głowy nawet na chwilę?!
Zrezygnowawszy z rozwiązywania zadań, chwycił za bluzę przewieszoną przez oparcie krzesła i wyszedł z pustego domu. Rodzice wybrali się do znajomych i niespodziewanie zadzwonili, że zostaną u nich na noc, bo nie ma kto ich odwieźć. Zdziwiło go to, bo rodzice od roku nie spuszczali go z oka, ale cieszył się chwilą samotności.
Był niedzielny wieczór, więc nie zdziwił się, kiedy wyszedłszy z domu, nie napotkał na ulicy żywej duszy. Szedł chodnikiem w stronę przeciwną do tej, w którą udaje się na przystanek, by pojechać do szkoły. W gruncie rzeczy nie chodził tędy wiele razy, a już na pewno nigdy po ciemku. Chcąc jednak uwolnić się od myśli, ruszył przed siebie, skręcając, kiedy robiła to droga. Mijał domy jednorodzinne, boisko do gry w kosza, na które chętnie by się kiedyś wybrał, gdyby nie jego płuca. W końcu znalazł się na jakimś osiedlu, pośrodku którego stał nowoczesny plac zabaw. Naszła go wielka ochota, by w ciszy posiedzieć sobie na huśtawce, więc tak też zrobił. Wokół panowała nadzwyczajna cisza. Kiedy wychodził było jakoś po ósmej, więc teraz zapewne zbliżała się dziewiąta. Nie dziwił się jednak ludziom, którzy postanowili zostać w domu. Popołudniu dość mocno padało i wciąż wszystko było mokre. Łącznie z jego spodniami, które niespodziewanie zetknęły się z mokrą huśtawką. Amek syknął, ale się nie podniósł. Skoro spodnie i tak już były mokre, to nie było sensu wstawać.
Siedział tak, wdychając świeże powietrze i nie myśląc o niczym. Minęło go zaledwie kilka osób, śpieszących się do domu, które nie zwróciły na niego uwagi. Zaczął się bujać, przypominając sobie jak bardzo to lubił, kiedy był mały. Kiedy był dosyć wysoko, oderwał się od huśtawki i sprawnie wylądował na dwóch nogach. Usłyszał szczęk łańcucha i uśmiechnął się sam do siebie. Chyba musiał już wracać, bo robiło się naprawdę zimno?
- Amek? - Usłyszał znajomy głos. Odwrócił się, witając Logana uśmiechem.
- Cześć, co tu robisz? - w myślach klął na los, który nie pozwalał mu odizolować się od tego mężczyzny,
- Chyba ja powinienem zadać to pytanie. Idę sobie do domu i co widzę? Jak jakiś licealista o mało się nie zabija na huśtawce.
- Zabija? Robiłem to jak miałem pięć lat, teraz jestem trochę starszy, więc raczej nic mi się nie stanie – odparł Amek, powoli tracąc cierpliwość. Dlaczego musiał spotkać Logana nawet w niedzielę? Dlaczego wybrał to cholerne osiedle, na którym mężczyzna najwyraźniej mieszka?
- I tak powinieneś uważać. Wypadki chodzą po ludziach – powiedział Mikulski, a po jego twarzy przebiegł dziwny cień. Amek szóstym zmysłem wyczul zmianę atmosfery i chcąc ją załagodzić, obiecał, że będzie ostrożny.
- Dobra, chodź odwiozę cię do domu. Nie wiem, czy wiesz, ale zbliża się jedenasta. Nie możesz się rozchorować.
- Aż tak się martwisz o swoich uczniów? - zapytał Amek, chowając twarz w kołnierzu bluzy. Nie chciał się łudzić, że Loganowi na nim zależy, więc mężczyzna niepotrzebnie mówił takie rzeczy.
- Oczywiście. Szczególnie o tych, z którymi ślęczę nad przygotowaniami do konkursu. Nie po to się trudzimy z Mają, żebyś się rozchorował i aby nas zdyskwalifikowali z powodu braku osoby z drużyny.
- Dobra już, dobra. Nie rozchoruję się – Amek uległ i podążył do samochodu nauczyciela.
- Co masz taki humor? - spytał Logan, kiedy już siedzieli w samochodzie.
- Jaki?
- Jakbym ci psa otruł.
- Skąd wiesz, że cię o to nie podejrzewam? - zmrużył oczy, spoglądając na rozczochrane włosy nauczyciela. Dlaczego w tym delikatnym świetle wydobywającym się z deski rozdzielczej, musiał widzieć każdą krzywiznę jego twarzy?
- Bo nie masz psa. Inaczej już byłbym cały zasmarkany.
- Masz uczulenie na zwierzęta? - Amek uniósł wysoko brwi. Alergia jakoś mu nie pasowała do Logana.
- Na sierść. Szczególnie psią. Wystarczy, że kto ma psa w domu i jak znajdę się z nim w małym pomieszczeniu, zaraz mam zatkany nos.
- Dobrze wiedzieć. Jak postawisz mi pałę, to sobie kupię czworonoga – uśmiechnął się złośliwie, zaczynając rozpoznawać okolicę. Nie wiedział czemu Logan nagle parsknął śmiechem.
- W takim razie z pewnością ci nie postawię – odparł, dalej się śmiejąc.
- Mógłbyś mnie wtajemniczyć w tą swoją głupawkę?
- Myślę, że w głębi duszy nie chcesz wiedzieć – Logan spojrzał na niego, zatrzymując samochód. Amek pożegnał się i wysiadł z auta. Nie mógł nie zauważyć, że Mikulski wciąż nie odjechał. Zawsze jak było ciemno, czekał, aż wejdzie do domu.
Podszedł do drzwi i sięgnął do kieszeni bluzy. Nie znalazłszy w niej kluczy, włożył rękę do drugiej. Teraz już lekko spanikowany, sięgnął do spodni, lecz w nich także niczego nie znalazł. Szarpnął za klamkę, upewniając się, że drzwi są zamknięte i przeklął cicho.
- Jakieś problemy? - Odwrócił się do mężczyzny, który teraz opierał się o drzwi samochodu.
- Zgubiłem klucze.
- Niech zgadnę, nikogo nie ma w domu? - Logan rozbawiony otworzył drzwi kierowcy i znów na niego spojrzał. - Masz trzy wyjścia. Albo ściągasz rodziców i na nich czekasz, albo śpisz na ganku. Trzecim wyjściem jest powrót do samochodu. Mam wolne łózko w mieszkaniu.
Amek poczuł jak wali mu serce. Przełknął ślinę, ciesząc się, że przez półmrok, mężczyzna nie mógł tego zauważyć. Logan nie zdawał sobie sprawy, co mu proponuje. Maja mówiła mu coś o wątpliwościach dotyczących orientacji Logana, przez co naprawdę się wahał. Nie dlatego, że bał się, że Logan się na niego rzuci. Raczej zastanawiało go, czy jeżeli by to zrobił, zdołałby się mu oprzeć. Nie, nie było nawet mowy o opieraniu się. Zapewne skończyłby pod nim z rozłożonymi nogami.
- No śmiało, przecież nie gryzę. - Logan cierpliwie czekał na jego decyzję.
Nie przejmując się konsekwencjami, ruszył w stronę mężczyzny. Nie ma mowy, żeby spędził noc na tym zimnie, a rodzice nawet gdyby wiedzieli, nie mieliby jak wrócić o tej godzinie.
W samochodzie Amek rozluźnił się nieco. Na pewno nie wydarzy się żadna sytuacja, która mogłaby wyjawić jego orientację, więc nie ma się czym przejmować. Poza tym, nawet jeśli Logan jest gejem, a zapewne tak nie jest, nie chciałby, aby jego uczeń o tym wiedział. Nie mówiąc już o nauczycielach i rodzicach uczniów.
Podróż zdawała się trwać krócej niż wcześniej. Kiedy w końcu trafili do bloku, koło którego stał plac zabaw, Amek zaczął się denerwować. Nie każdy ma okazję spać u nauczyciela, a dla niego także u osoby, która mu się podoba. Nie był pewny co zastanie w środku. Albo rozrzuca brudne skarpety po całym domu, albo jest gejem.
Słowa Mai dudniły mu w głowie, kiedy wchodził po schodach. To trochę głupie, ale skoro Maja nie myliła się co do jego orientacji, to czemu nie miałaby mieć racji także co do tych skarpet? Nie zaszkodzi sprawdzić.
Kiedy weszli do mieszkania, Sęk był pewny, że nie znajdzie tu żadnych skarpet. Nie wiedzieć czemu jego serce znów przyspieszyło, a w gardle zaschło nieco.
- Nie stój tak, tylko chodź. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu. Nie jadłem nic od południa.
- Jeśli to nie problem, to też bym coś zjadł – powiedział, zostawiając za sobą buty i idąc za nauczycielem.
- Żaden, jeśli uda ci się stworzyć coś z tego co mam w lodówce. Szczerze to mam dość kanapek z pasztetem – Logan skrzywił się, ukazując tym swoją niechęć do mięsnego wyrobu.
- Nie gadaj, że nie umiesz gotować – zaśmiał się Amek. Ten facet wcale nie był taki cudowny, jak mu się zdawało. Choć teraz przeszło mu przez myśl, że dzięki temu wydaje się być bardziej ludzki, normalny, a co za tym idzie – bardziej osiągalny.
- Mało powiedziane. Moja lodówka zawiera coś więcej niż dżem, pasztet i paprykarz tylko dlatego, że moja sąsiadka postanowiła nie pozwolić mi umrzeć z głodu.
- Gotuje ci sąsiadka? A ja myślałem, że jesteś dorosły – Amek otworzył lodówkę i zrobiwszy szybkie rozeznanie, wyjął kilka produktów.
- Nie pozwalaj sobie, to w końcu ja tu jestem nauczycielem – mruknął obrażony Logan, wywołując tym uśmiech na twarzy Amka.
- Jasne. Rusz tyłek nauczycielu i rozbij jajka. Z tego co tu jest można zrobić tylko naleśniki. - Mówiąc to, zastanowił się, czy nie przesadził. Logan mógł powiedzieć to na poważnie, w końcu nie są przyjaciółmi. Na szczęście nic nie wskazywało na to, żeby jego słowa zostały odebrane negatywnie. Wręcz przeciwnie, po chwili w misce pojawiły się trzy rozbite jaja.
- Umiesz robić naleśniki? - zdziwienie w głosie Logana było na tyle autentyczne, że Amek spojrzał na niego z uniesionymi brwiami. - No co?
- Nic, kompletnie nic. Nie załamuj mnie, tylko daj mikser.
Logan pokręcił głową i posłusznie podał mu maszynę, uprzednio wyciągając ją z szafki. Kilka chwil później, masa była już gotowa, a olej rozgrzewał się na patelni.
- Robisz amerykańskie – zdziwił się Logan, zaglądając Amkowi przez ramię. Chłopak spiął się lekko, czując bliskość mężczyzny. Na szczęście udało mu się to ukryć, przewracając naleśniki na drugą stronę.
- Pomyślałem, że te lubisz bardziej, skoro wychowałeś się w Ameryce.
- Miałeś racje – Amek zagapił się na te cudowne dołeczki, ale szybko się opamiętał i chrząkając, wymamrotał coś niewyraźnie. Logan zachowywał się, jakby niczego nie zauważył.
- Co? - zapytał, kiedy słowa Mikulskiego przeleciały gdzieś na końcu jego podświadomości.
- Pytałem, czy wyjąć syrop klonowy.
- Mnie się pytasz? To twój dom – zaśmiał się Amek, a nauczyciel jakby uświadomił sobie, że rzeczywiście jest u siebie. - Ale nie wyjmuj. Zrobię sos karmelowy.
Loganowi niemal zaświeciły się oczy. Zaśmiał się, kiedy pełny podziwu wyraz twarzy, zatrzymał się u bruneta na dłużej. Poprosił o drugi garnek i wsypał do niego cukru, by ten się roztopił. W międzyczasie obrócił ostatnią porcję naleśników i wyciągnął śmietanę. Wystarczyła chwila, żeby poczuł się w tej kuchni jak u siebie.
Kiedy karmel był gotowy, wziął łyżkę i polał nim stosiki naleśników. Pomachał jeszcze trochę łyżką, tworzą na nich zawiłe wzory i sprawiając, ze wyglądały jak jakieś wytworne dzieło.
- Jesteś mistrzem – Logan przymrużył oczy, połykając pierwszy kęs. Błogi wyraz jego twarzy sprawił Amkowi przyjemność. Rzadko kiedy mógł coś dla kogoś ugotować, gdyż rodzice często pracowali. Robienie potraw tylko dla siebie nie sprawiało mu tyle przyjemności, wręcz przeciwnie, było utrapieniem.
- Cieszę się, że ci smakuje – odparł, patrząc w talerz. Nigdy nie wiedział jak przyjmować komplementy. Zaczął jeść szybciej, uświadamiając sobie, jaki jest głodny. Nic dziwnego, skoro zegar na ścianie wskazywał dziesięć minut po dwudziestej trzeciej.
Po posiłku, w trakcie którego Logan co najmniej dziesięć razy powiedział jak bardzo mu smakuje, Amek rozsiadł się na kanapie. Robił się senny. Zawsze po ciepłym posiłku, chciało mu się spać, a późna pora także robiła swoje.
- Chyba czas się kłaść – Logan wyszedł z pokoju i po chwili wrócił z jakąś koszulką i spodniami. - Masz, powinny pasować. Uważaj, bo w prysznicu woda leci na odwrót. Muszę w końcu zamienić te kurki.
Amek podziękował i wziął rzeczy, po czym udał się do łazienki. Dziwnie się czuł stojąc pod prysznicem, pod którym codziennie stał Logan. Ciepłe strumienie spływały po jego ciele, a myśli zbaczały na tory, na których stanowczo być nie powinny. Zakręcił wodę, dając sobie mentalnego kopa. Dlaczego znów myślał o Loganie, a co ważniejsze dlaczego jego wyobraźnia posyłała mu obrazy nauczyciela pod tym prysznicem? Przecież sam fakt, że jest nauczycielem powinien sprawiać, że staje się nieosiągalny. Więc czemu jego myśli nie chciały oderwać się od bruneta?
Wyszedł z pod prysznica i szybko się obrał. Był ciekaw skąd Logan wziął ciuchy w jego rozmiarze. Mimo wysokiego wzrostu były dużo drobniejszy od Logana, a jednak ciuchy pasowały na niego idealnie. Wytarł jeszcze włosy, a ręcznik rozwiesił do wyschnięcia i opuścił łazienkę.
- Gotowy? - Logan wstał z kanapy i przeszedł obok niego, gestem prosząc by poszedł za nim. Dotarli do jedynych zamkniętych drzwi. Logan położył rękę n klamce i zawahał się. W końcu jednak nacisnął na nią i zapalił światło w pokoju.
Amek wszedł do środka i się rozejrzał. Dwie ściany pomalowane były na granatowo, a dwie na szaro. Przy ścianie stał regał z książkami i zdjęciami. Tam też się udał, przyglądając się fotografiom. Większość z nich przedstawiała Logana z jakimś chłopakiem zdającym się być jego młodszą kopią. Dwa dodatkowo zawierały wizerunki kobiety i mężczyzny, którzy zapewne byli rodzicami braci.
- Masz brata? - Amek odwrócił się do Logana i to co zobaczył mocno go zaskoczyło. Zazwyczaj wyprostowana sylwetka nauczyciela była teraz lekko przygarbiona, oczy straciły swój codzienny wyraz, a twarz zobojętniała. Amka aż ścisnęło w sercu, kiedy zobaczył jak bardzo mężczyzna stara się ukryć smutek. Od razu skarcił się za swoje słowa. - Przepraszam, nie wiedziałem – szepnął, nim uzyskał jakąkolwiek odpowiedź.
- A teraz już wiesz? - w głosie Logana nie było słychać żadnej urazy. On też zdawał się być wyprany z emocji.
- Domyślam się. Musiałeś bardzo go kochać. Przykro mi – zachciało mu się płakać. Mama zawsze powtarzała mu, że nawet mężczyźni powinni być wrażliwi na krzywdy innych. Teraz jednak naprawdę nie chciał się popłakać. Był dorosły, a nawet głupi film sprawiał, że płakał jak nastolatka. Gołym okiem widział jak Logan cierpi i jak bliski musiał mu być brat. Odwrócił się, by Logan nie zauważył, jak jego oczy wypełniają się łzami.
Stojąc w progu pokoju Willa, zobaczył jak Amek się odwraca i unosi dłoń by wytrzeć łzy, które pojawiły się w jego oczach. Patrząc na to, uświadomił sobie jak bardzo chłopak przypomina mu brata. Jego wyzywające spojrzenia, szczery uśmiech i teraz jeszcze wzruszanie się z byle powodu. Przez chwilę wydawało mu się, że patrzy na Willa, który często płakał, oglądając zdjęcia rodziców.
Bez wahania podszedł i objął Amka od tyłu. Nie myślał teraz o niczym. Chciał tylko znów poczuć się, jakby jego brat był tuż obok. Poczuł jak Amek spina się, ale nie zwrócił na to uwagi.
- Tylko chwilkę. Tak bardzo mi go przypominasz – szepnął cicho, zamykając oczy.
Amek rozluźnił się, słysząc szept wypełniony bólem. Chwycił dłońmi oplatające go ręce i szepnął :
- Nie płacz.
- Nie płaczę – odpowiedział Logan.
- Wiem, mówiłem do siebie – odwrócił głowę, spoglądając w oczy Loganowi, który opierał brodę na jego ramieniu. Ku jego zdziwieniu mężczyzna się uśmiechnął. Takim naprawdę smutnym, ale jednak uśmiechem.
- Naprawdę jesteś do niego podobny – Logan zacieśnił na chwilę uścisk, po czym się odsunął. - Przepraszam, wzięło mnie na wspomnienia.
- Nie przepraszaj, nie masz za co.
- W takim razie dziękuję. - Logan wycofał się z pokoju i zatrzymał się jeszcze nim zamknął drzwi. - Dobranoc.
- Dobranoc.
Drzwi zamknęły się, a Amek usiadł na łóżku. Serce waliło mu niczym młot, a żołądek dziwnie się ścisnął. Walczył z tym, ale coraz trudniej mu było wmawiać sobie, że Logan jest mu obojętny. Teraz miał tego dowód. Zdarzało mu się przytulać do ludzi, ale nigdy nie sprawiało to, że czuł się taki pełen energii i szczęścia. Nawet nie chciał o tym myśleć, ale miał wrażenie, że zaczyna się zakochiwać. We własnym nauczycielu.

Obudził się dokładnie pamiętając gdzie się znajduje. Otworzył oczy i przeciągnął się, zerkając na telefon. Nawet zarejestrował kiedy wyłączył budzik. Na szczęście jednak nie zaspał i miał czas, żeby przygotować się do szkoły. Najpierw jednak należało coś zjeść, a zważywszy na to, że Logan nie pałał sympatią do kuchni, nastawił budzik na piętnaście minut wcześniej, by zrobić jakieś śniadanie.
Przebrał się we wczorajsze ciuchy i udał do kuchni, gdzie otworzył lodówkę i wyciągnął z niej jajka. Znalazł jakieś przyprawy, pół pomidora i cebulę, więc postanowił zrobić jajecznicę. Dodatkowo posmarował resztkę chleba masłem i wszystko rozłożył na dwa talerze. Przeszukał szafki w poszukiwaniu szklanek i przy okazji znalazł także wysokiej jakości kawę, którą pozwolił sobie zaparzyć.
Spojrzał na zegarek. Jeśli chce, żeby Logan zawiózł go jeszcze do domu, by mógł się przebrać i zdążyć na autobus, musiał jakoś obudzić nauczyciela. Tylko jeden sposób na to przychodził mu do głowy. Naprawdę nie powinien wchodzić do jego pokoju, ale przecież nie będzie dzwonił zza ściany.
Położywszy śniadanie na stole, podszedł do drzwi, które jak podejrzewał prowadziły do pokoju Logana. Zapukał, a kiedy nie otrzymał odzewu, pociągnął za klamkę.
Rozejrzał się, dostrzegając różnice pomiędzy pokojem Logana i jego brata. Tutaj nie było żadnych zdjęć, ani niczego innego, co łączyłoby Logana z przeszłością. Ściany pomalowane były na brązowo, a białe meble rozjaśniały pomieszczenie.
Logan spał na małżeńskim łóżku wciśniętym w kąt pokoju. Amek podszedł do Logana i stanął przy łóżku, przyglądając się śpiącemu mężczyźnie. Przejechał wzrokiem po jego niczym nie okrytej klatce piersiowej i przełknął ślinę. Logan wyglądał uroczo z tymi swoimi rozburzonymi włosami i spokojnym wyrazem twarzy. Nie chciał go budzić, ale musiał.
- Logan, obudź się – powiedział cicho. Jak oczekiwał, mężczyzna nawet nie drgnął. Położył więc dłoń na jego ramieniu i potrząsnął lekko. - Logan, wstawaj.
- Just a little.. – wymamrotał nauczyciel po angielsku. Amek przeszedł więc na drugi z języków.
- Logan, obudź się.
- Will, daj mi pięć minut – Logan obrócił się na bok, okrywając szczelniej kołdrą.
- Żaden Will, to ja, Amek. - Nie dając za wygraną, oparł się jednym kolanem o łóżko i chwycił za kołdrę. - Wstawaj.
Pociągnął lekko materiał, ale mężczyzna mocno go trzymał. Szarpnął więc i w odpowiedzi otrzymał to samo, przez co musiał podeprzeć się dłońmi. Skończyło się więc na tym, że Logan znalazł się między jego rękami i nogami, a on prawie na nim leżał w poprzek.
- Daj mi pięć minut.
- Ale jajecznica wystygnie.
- Jaka jajecznica? Przecież ty nie umiesz gotować.
- Tak się składa, że umiem – złapał mocno za dwa rogi kołdry i gwałtownie pociągnął. Logan puścił, a on poleciał do tyłu i z hukiem wylądował na podłodze. Logan zerwał się, rozglądając nieprzytomnie.
- Amek? Co ty robisz?
- Usiłuję cię obudzić – jęknął szatyn, masując łokieć.
- I dlatego leżysz na podłodze?
- Powiedzmy. Chciałem się zapytać, czy podwiózłbyś mnie do domu. Musimy w końcu pójść do szkoły a ja mam na sobie wczorajsze ubrania.
- Jasne, daj mi chwilę, tylko się ubiorę.
- Mamy czas. Jest siódma, więc możemy najpierw zjeść śniadanie.
- Śniadanie?
- Tak, to taki posiłek, który je się rano – mruknął ironicznie Amek. - Mówił ci ktoś kiedyś, ze rano masz problemy z kontaktowaniem?
- Mój brat, cały czas tak powtarzał – uśmiechnął się Logan. Amek ucieszył się, że mimo wspomina o bracie, mężczyzna nie wyglądał na smutnego.
- Dobra, czekam w salonie. Pośpiesz się bo jajecznica będzie zimna.
Chwilę później Logan wcinał jajecznicę z zawrotną prędkością, a Amek usiłował nie udławić się ze śmiechu. Jakby widział Maję jedzącą czekoladę.
- Chodź już, bo za pół godziny mam autobus.
- Po co ci autobus? Mam przecież samochód.
- Staram się z góry nie zakładać, że podwieziesz mnie też do szkoły, ale skoro proponujesz – uśmiechnął się Amek, wkładając naczynia do zlewu.
- Kłamca. Od początku wiedziałeś, że cię podwiozę.
- Skoro tak uważasz. A właśnie, nie skończyłem zadania domowego.
- W takim razie dostaniesz pałę.
- Nie dostanę. Bo chodziło mi o to zadanie na konkurs. Tamto zrobiłem w minutę.
- Masz szczęście. Nawet twoja jajecznica by cię nie uratowała. - Logan spakował kilka rzeczy do nesesera i był już gotowy.
- Wychodzimy?
- Musimy się już zbierać, jeśli chcesz jeszcze wziąć rzeczy z domu. Tak w ogóle, to twoi rodzice w nim będą?
- Powinni. Mama musiała iść do pracy, więc pewnie wrócili koło szóstej. Tata idzie na popołudniu, więc raczej jest w domu.
- Miejmy nadzieję.
Wyszli z mieszkania Lucasa, spotykając wspomnianą sąsiadkę, która karmiła nauczyciela. Była to starsza pani, wyglądająca na typową babcię, która dba o swoich wnuków. Tylko, że, jak Amek dowiedział się później od Logana, ich nie posiadała. Dlatego też pozwalał jej się karmić. Widział, że sprawia jej to sporą przyjemność. W zamian często naprawiał jej usterki, które pojawiały się w nieodnowionym mieszkaniu.
Zajechali pod dom Amka, a ten z ulgą przyjął widok samochodu na podjeździe.
- Wejdziesz? - zapytał, pochylając się, by widzieć Logana za kierownicą.
- Chyba mi nie wypada – pokręcił głową.
- Ale przenocować ucznia już wypada? - mruknął Amek pod nosem, zamykając drzwi i ruszając w stronę domu.
- Słyszałem! - zaśmiał się Logan, opuszczając trochę szybę.
Amek wszedł do domu i już na samym progu przywitała go rodzicielka. Stała tam ze skrzyżowanymi na piersi rękami i spoglądała na niego groźnie.
- O nie, to nie tak jak myślisz. Nie powinnaś być w pracy?
- Zamieniłam się z Kasią dyżurem, więc może wytłumaczysz mi dlaczego, kiedy wróciliśmy nad ranem nie było cię w domu i jakiś facet, bo obstawiam, że żadna z twoich koleżanek nie jeździ takim samochodem, odwiózł cię pod sam dom? I w dodatku dalej tam czeka!
- Posłuchaj. Wieczorem wybrałem się na spacer i tak się jakoś zdarzyło, że zgubiłem klucze od domu. Potem spotkałem mojego nauczyciela z angielskiego...
- Nauczyciela?!
- Tak, nauczyciela i nie patrz tak, jest tylko nauczycielem. Ale pozwolił mi u siebie przenocować i wyprzedzając twoje pytania, spaliśmy w osobnych łóżkach, a nawet w osobnych pokojach. Teraz czeka, bo nie zdążę na autobus i zaoferował mi podwózkę.
- Przystojny jest? - mama zmrużyła oczy, a go zatkało. Nigdy w życiu nie udało mu się jej okłamać. - Ha! Podoba ci się! Twój nauczyciel. Amadeuszu!
- Nie krzycz, mamo. To moja wina, że jest przystojny? Przecież ci mówię, że nic między nami nie ma. Po prostu mi pomógł.
- Mnie nie oszukasz. To ja cię nosiłam w brzuch przez dziewięć miesięcy i ja cię znam najlepiej. Nie wiem, co jest między wami, ale nie zrób czegoś, co zaszkodzi wam obu.
- Wiem, mamuś. – Pocałował ją w policzek i ominął w korytarzu. - Teraz muszę lecieć, bo Logan czeka.
- Od kiedy mówisz do nauczycieli po imieniu?! - krzyknął jeszcze, kiedy Amek zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Szybko się spakował i przebrał, by po kilku minutach, krzyknąć głośne "wychodzę". Logan czekał na niego w samochodzie, więc szybko wsiadł i ruszyli.
- Przepraszam z opóźnienie. Mama się zamieniła dyżurem z koleżanką i zrobiła mi przesłuchanie.
- Aż tak nieciekawie?
- Poczekajmy aż wymyśli jakieś niestworzone historie.
Szybko dotarli do szkoły i rozstali się jeszcze przy samochodzie. Amek musiał iść do Mai, która siedziała w szkolnej bibliotece.
- Hej – przywitał się cicho, kiedy podszedł do dziewczyny. Ta podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się, po czym wstała i ucałowała go w policzek.
- Miło, a to za co? - zapytał, siadając na krześle obok niej.
- A co, przywitać się nie można?
- Można, tylko widzę jak cała promieniejesz, a to znaczy, że albo ci się okres skończył, albo stało się coś miłego.
- Trafiłeś w dziesiątkę. W sumie to z obiema rzeczami, ale mniejsza z tym. Mój braciszek ma chłopaka! - krzyknęła, a kilka osób wlepiło w nią wzrok.
- Cicho bądź. Jeszcze mu tu coming out zrobisz.
- I tak go tu nikt nie zna. Chodził do szkoły w sąsiednim mieście. Teraz w nim mieszka i wczoraj przyjechał na kolacje. Wiedziałam, ze kogoś ma, ale nie myślałem, że to aż tak poważne, że przedstawi go rodzicom! Tomek jest taki kochany. Mówię ci, sama słodycz. Trochę mi cię w sumie przypomina. Tak się cieszę. W dodatku zostają na cały tydzień. Kamil się wczoraj na mnie obraził, bo stwierdził, że porwałam mu Tomka. Cóż poradzić, że nam się fajnie gadało. Mówię ci, polubisz go. Jak w środę pójdziemy do tego kina, to go poznasz.
- Moment, wróć. Do jakiego kina ja się z tobą wybieram? I czemu o tym nie wiem?
- Jak to nie wiesz, przecież ci wczoraj napisa... Przecież nie mam kasy na koncie! To dlatego nie odpisałeś – zaśmiała się dziewczyna. - W takim razie rezerwuj sobie dla mnie środę. Idziesz z nami do kina. Poznasz mojego braciszka i jego wybranka.
- Po co tam ja? Nie będę wam przeszkadzał?
- Idziesz właśnie po to, żebym ja nie przeszkadzała. Przecież nie pójdę z nimi sama. Czułabym się jak piąte koło u wozu. A tak przynajmniej damy im trochę prywatności.
- Ile oni w ogóle mają lat, co? Jak już tam pójdę, to chociaż coś by się wiedzieć przydało.
- Kamil ma dwadzieścia trzy, a Tomek jest w twoim wieku. Poznali się przy uczelni, kiedy Kamil biegł na zajęcia, a Tomek otworzył mu drzwi od uczelni, bo były już zamknięte. Dzięki temu zdążył na zajęcia. Tomi był wtedy zanieść papiery, żeby go przyjęli. Później znów na siebie wpadli i tak zaczęli ze sobą rozmawiać. Więcej nie zdążyłam wczoraj wyciągnąć, bo było już naprawdę późno. A tak poza tym, to co ty robisz w szkole tak wcześnie? Czy twój autobus nie powinien dojechać tu za jakieś piętnaście minut?
Amek zmrużył oczy. Czy Maja zawsze wszystko musiała wychwycić? Jak opowie jej o tym, co się wydarzyło, to zaraz mu się oberwie.
- O nie. Gadasz mi o wszystkim. Widzę to. Znów robisz tę minę, którą robiłeś, jak udawałeś, że jesteś hetero.
- Cholera. Czy po mnie naprawdę wszystko widać?
- Jak tusz do rzęs na nosie. Więc? Dlaczego znów przyjechałeś z Loganem? Bo obstawiam, że to on cię podwiózł. - Maja zamyśliła się na chwilę, po czym zaczęła mówić bardziej do siebie niż do niego. - Z drugiej strony jest za wcześnie, żeby wziął cię z przystanku. Amek, teraz to ja naprawdę się zastanawiam, czy ty nie planujesz niczego głupiego.
- No nie wytrzymam. Już wiem, czemu jestem gejem. Wszystkie baby w moim otoczeniu mają jakiś rentgen w oczach. Czemu wy o wszystkim wiecie?
- Wiesz, wy macie mięśnie, a my inteligencję.
- Dzięki. A już myślałem, że się przyjaźnimy – fuknął, udając obrażonego. Maja poklepała go po plecach.
- Nie truj mi tu, tylko gadaj jak było.
- Masz ci los – westchnął i opowiedział jej o wszystkim, co działo się począwszy od jego spaceru. Rzecz jasna ominął ten moment, w którym Logan się do niego przytulił. Uważał to za zbyt osobiste, by zdradzać to innym osobom, nawet Mai. W końcu to były uczucia Logana, a nie jego, więc nie ma prawa rozpowiadać o tym, jak bardzo ten tęskni za bratem. Poza tym nie chciał wywołać lawiny pytań, która niechybnie by nastąpiła. Coś tam tylko napomknął o tym, że widział zdjęcia rodziny Logana, a resztę wyciął.
- Widzę, że nie tylko ja miałam ciekawy wieczór. To już wszystko? - Maja zmierzyła go wzrokiem, a on usiłując nie zmieniać wyrazu twarzy, przytaknął. Wyszło na tyle wiarygodnie, że dziewczyna zmieniła temat na mniej zobowiązujący.
- W ogóle muszę się zacząć pakować na wycieczkę.
- Po co? Został jeszcze tydzień.
- Nawet nie wiesz jak to szybko zleci Poza tym będą nas męczyć próbami. Za miesiąc ta przeklęta akademia, więc pewnie będą chcieli poćwiczyć jak najwięcej przed wycieczką, żeby te trzy dni nie sprawiły, że o wszystkim zapomnimy.
- Muszę porozmawiać z rodzicami, żeby w końcu podpisali mi zgodę.
- Jeszcze tego nie zrobili? Miałeś ją oddać w piątek.
- Wiem, ale tata nie chciał jej podpisać. Boi się, że mogę mieć atak na wycieczce.
- Przecież sam sobie świetnie radzisz.
- Jemu to powiedz. Chodź bo się na lekcje spóźnimy.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Nie wszystko stracone - Rozdział 3

Miłego czytania! :*

Przeklął cicho, wpatrując się w wiadomość. Czemu akurat teraz ten pieprzony prawnik nawalił? Musiał jechać do innego, by naprawić to, co tamten zepsuł i załatwić wszystkie papiery. Nie mógł jednak zostawić tu Małej. Niani też nie posiadał, gdyż jedną właśnie wylał za to, że kiedy dziecko płakało, ona oglądała sobie telewizję. Co miał robić? Madzi zabrać ze sobą nie mógł, bo w końcu udaje się do poważnej kancelarii. Cholera.
Kiedy Mała smacznie spała w kołysce, wyszedł z gabinetu. Rozejrzał się, a jego wzrok natrafił na rozwiązanie problemu. Słyszał kiedyś, że młody biolog uwielbia dzieci. Zdążył go już poznać i wiedział, że można na nim polegać. Od czasu do czasu wychodził gdzieś z grupą nauczycieli, w której był też Radosław Świerk. Nie zastanawiał się długo, tylko zawołał:
- Radek, chodź na chwilę. Masz teraz okienko, prawda?
- Tak, coś się stało? - Nie odpowiedział, tylko chwycił mężczyznę za ramię i delikatnie pociągnął do swojego gabinetu. Dyrektor zamknął za nimi drzwi, uważając, by przechodzący obok uczniowie, nie zajrzeli do środka.
- Mam do ciebie ogromną prośbę. – Resztka obrócił się w stronę swojego rozmówcy. Radek jednak już na niego nie patrzył. Z uśmiechem na ustach podszedł do kołyski i pogłaskał dłonią leżące w nim dziecko. Po chwili zmarszczył brwi i skierował wzrok na blondyna.
- Ona może tu być? Dyrektorka chyba tego zakazała.
- Powiedzmy, że trochę ustąpiła ze względu na sytuację.
- Więc, czego ode mnie potrzebujesz? - Rudzielec właśnie bawił małą, która otworzyła już zaspane oczka.
- Właściwie to potrzebuję ciebie – palnął, zanim zdążył się zastanowić. Nie był pewny co do orientacji Świerka. Na początku zdawało mu się, że Radek woli mężczyzn, jednak szybko pozbył się tego przeczucia. On sam był gejem i nie zaprzeczał, gdy ktoś go o to pytał. Dlatego wiedział, jak dwuznacznie to zabrzmiało.Szczególnie, że dla niektórych, nawet normalnie rozmawiając, geje usiłują się do kogoś "dobrać". Odchrząknął, kiedy Radek tylko spojrzał na niego z rozbawieniem i się uśmiechnął. - Chodzi o to, że muszę wyjść. Właściwie, to już nie powinno mnie tu być.
- Więc co tu jeszcze robisz? Idź, wezmę małą na siebie.
- Naprawdę? Jesteś wielki – miał ochotę go ucałować. Z wdzięczności oczywiście. Wszedł jeszcze na elektroniczny dziennik i wpisał Radkowi nieobecność na następnej lekcji. Tak się świetnie złożyło, że panna Kałaput miała okienko. Bez zahamowań wcisnął jej zastępstwo i wyłączył komputer.
- Nie wiem, czy zdążę w godzinę, więc zwolniłem cię z następnej lekcji. Jeszcze raz dzięki i rozgość się tu. A, i żeby nikt się nie dowiedział o Małej. Taki warunek od dyrektorki – podszedł do Radka i pocałował w czoło dziewczynkę, którą ten miał na rękach, po czym pożegnał się raz jeszcze i wyszedł.
Miał nadzieję, że Radek dobrze zaopiekuje się Madzią. Mimo, że znał go na tyle, żeby wiedzieć, że jest roztrzepanym, ale odpowiedzialnym rudzielcem, ciężko było mu powierzyć komuś siostrzenicę. Czuł się teraz bardziej jak jej ojciec. Od kiedy ten sukinsyn zwiał, podrzucając mu małą "na godzinkę", opiekował się nią codziennie, nie licząc tych dni, kiedy musiał wezwać nianię, bo coś ważnego mu wypadło. Jego szwagier dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Nigdzie go nie było, nikt nie wiedział, że zniknie, a jego znajomi milczeli. Nie rozumiał jak można zostawić własne dziecko. Gdyby nie był gejem, zapewne miałby ich gromadkę. Dlatego starał się o adopcję i w tym celu udał się do najlepszego prawnika w mieście. Nie mam mowy, żeby zostawił Madzię u ojca, jeśli w ogóle ten wróci. Co jeśli kiedyś znów zniknie, a Mała zostanie sama w domu? Przecież coś mogłaby sobie zrobić. W dodatku była dla niego pamiątką po siostrze, którą kochał całym sercem. Ledwo pozbierał się po jej śmierci. Kiedy po trzech miesiącach nieoczekiwanie dostał dziecko pod opiekę, widział w nim swoją siostrzyczkę. Ona także zawsze chciała mieć dzieci, ale niestety zdążyła tylko wziąć małą na ręce i zapewnić, że zawsze przy niej będzie. On to wszystko obserwował i nie mógł powstrzymać łez. Widział jak ulatuje z niej życie i nie mógł nic na to poradzić. Dlatego przyrzekł jej, że choćby nie wiadomo co, będzie pilnował, żeby Madzia była szczęśliwa. Był przekonany, że będzie jej z nim lepiej, niż z ojcem, którego jego siostra kochała, a on nie akceptował. Hazardzista, a teraz także alkoholik nie zasługiwał na jego siostrzyczkę, a co dopiero na Madzię.
Wszedł do kancelarii z postanowieniem, że nie wyjdzie stąd, póki nie zdobędzie praw do opieki nad siostrzenicą, a przynajmniej nie zrobi kroku w tę stronę.

Usiadł na kanapie z Madzią w ramionach. Dziewczynka zasnęła już jakiś czas temu, a on dalej rozmyślał o tym, co się stało.
Wojtek poprosił go o pomoc i miał ochotę skakać z radości. Powierzenie komuś dziecka nie jest łatwe, a Dyrektor zaufał właśnie jemu. Uśmiechał się do siebie jak głupi, kiedy ten wyszedł. Może był naiwny, w końcu mężczyzna nie miał innego wyjścia, ale jemu to wystarczało. Mógł coś dla niego zrobić, a przy tym spędzić czas z cudownym maleństwem.
Zakochał się w Resztce już pierwszego dnia, a przynajmniej takie miał wrażenie. Wojtek spodobał mu się od razu, a kiedy wyszli razem z Loganem, Sonią i Markiem, przekonał się, że ma także jego wymarzony charakter. Zdawał sobie sprawę, że mężczyzna też jest gejem, ale ten w ogóle się nim nie interesował. Na początku Radek dawał mu znać, że jest homoseksualistą, działając tak, że żaden heteryk nic by nie zauważył. Po jakimś czasie jednak dał sobie spokój. Głównie dlatego, że dowiedział się, że ma kogoś. W dodatku mężczyzna nie reagował na jego obecność w żaden sposób. Coraz rzadziej z nimi wychodził, aż w końcu ledwo co widywali się w szkole. Gdyby nie wiedział o jego siostrzenicy, kompletnie by się załamał. Może nie znał szczegółów, ale już sama świadomość, że to nie on był powodem jego nagłego oddalenia się od grupy, sprawiała, że nie czuł się tak bardzo odrzucony. Jednak mimo, że zrezygnował już nawet z nadziei, jego serce dalej należało do blondyna o niebieskich oczach. Na każde wspomnienie o nim, jego humor się pogarszał. Starał się tego nie okazywać, ale coraz gorzej mu wychodziło. Brakowało mu kogoś w życiu, a jego serce wybrało właśnie Wojtka. Samemu trzeba doświadczyć niespełnionej miłości, by wiedzieć co się wtedy czuje.
Teraz siedział i myślał o tym, co mężczyzna nieopatrznie powiedział. Nie oszukiwał się, że gdy to usłyszał, nic nie poczuł. Przez jedną głupią sekundę miał wrażenie, że wygrał na loterii. Zaraz jednak zrozumiał, o co chodziło mężczyźnie. Mimo to, nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Tak bardzo chciałby, żeby Wojciech powiedział, że go potrzebuje jeszcze raz, tylko tym razem w zupełnie innym kontekście.
Nie chciał się ruszać, by nie obudzić dziecka. Miękka kanapa wcale mu nie pomagała w utrzymaniu oczu otwartych. W sumie kawy nie wypił, a świadomość, że ma przed sobą jeszcze wolną godzinę, z której zwolnił do Wojtek, sprawiała, że myślał tylko o ułożeniu głowy na leżącej obok poduszce.
W końcu postanowił się położyć i czuwać w razie, gdyby dziecko się obudziło. Tak też zrobił, kładąc się na plecach, a dziecko układając sobie na klatce piersiowej. Wiele razy spał tak z malutkim kuzynem i wiedział, że jeśli tylko dziecko ruszy rączką, natychmiast się obudzi. Nie musiał też się martwić o to, że się obróci, bo kiedy już zasypiał, budził się zawsze w tej samej pozycji. Było to o tyle uciążliwe, że jeżeli źle się ułożył, to potem chodził cały obolały, ale teraz się tym nie przejmował. Zamknął powieki i osunął się w płytki sen, który mimo wszystko był mu teraz niezmiernie potrzebny.

Otworzył drzwi do gabinetu, mając zamiar przepraszać do skutku. Okazało się, że zamiast godziny, spędził w kancelarii trzy. Radek powinien być już w domu, a tymczasem został zatrzymany przez jego siostrzenice.
Kiedy jednak wszedł do środka, stanął jak wryty, wpatrując się w przepiękny obrazek. Radek leżał na kanapie znajdującej się pod ścianą, z rozczochranymi włosami i zamkniętymi oczami. Na jego piersi smacznie spała Madzia, rączką ściskająca palec wskazujący lewej dłoni biologa. Prawa ręka ułożona była na pleckach dziecka, zabezpieczając je przed upadkiem.
Uśmiechnął się, nie mogąc powstrzymać ciepłego uczucia, które rozlało się w jego sercu. Odkąd tylko przejął opiekę nad Madzią, spała ona tylko i wyłącznie w kołysce. Próbował nosić ją na rękach, wozić w wózku, leżeć obok niej, ale dziecko ciągle płakało, chcąc zapaść w sen. A potrafiło to zrobić tylko w kołysce. Nie miał pojęcia jakim cudem teraz Madzia leżała na klatce piersiowej Radka i smacznie chrapała, śliniąc mu koszulkę. Sądząc po rozmiarze plamy, spali tak dość długo.
Postanowił wziąć dziecko i dopiero wtedy obudzić biologa. Podszedł cicho, odkładając po drodze torbę i sięgając po dziewczynkę. Złapał ją i już miał podnieść, kiedy biolog zerwał się, łapiąc dziecko obiema rękami. Oczy otworzył dopiero po chwili, kiedy w pokoju rozległ się płacz.
- Boże, nie strasz mnie tak. Myślałem, że spadła – odetchnął Radek, rozglądając się po pokoju ze zdezorientowaniem. W końcu jego wzrok wylądował na Wojciechu, który z rozbawieniem mu się przyglądał.
- Niezły refleks – powiedział, dalej trzymając płaczące dziecko między nimi. Nie mógł zrobić inaczej, bo Radek złapał nie tylko Madzię, ale także jego dłonie.
Kiedy rudzielec zorientował się, że trzyma także jego, odwrócił wzrok i cofnął ręce, upewniając się wcześniej, że dziecko jest trzymane.
- Taki odruch – mruknął i przetarł twarz. Blondyn cały czas go obserwował. Zaspany Radek miał w sobie coś... słodkiego? Przytulił dziewczynkę do piersi, uspokajając lekkim kołysaniem - Która godzina?
- Jakoś po trzeciej. Chyba powinieneś być już w domu. Przepraszam, że tak długo mi to zajęło.
- Nie szkodzi. Mała szybko zasnęła, ja zresztą też, jak widać – ziewnął szeroko, zerkając na Wojciecha.
Radek, mimo krótkiego snu, czuł się już lepiej. Widok Resztki po przebudzeniu stanowczo poprawił mu humor. Co ten mężczyzna z nim robił? Jeden jego uśmiech, jedno słowo, a Świerk już w duchu skakał z radości. Wiedział, że to wkrótce minie i dawny stan depresji powróci. Czerpał jednak przyjemność z chwili, która mogła nie powtórzyć się nigdy więcej.
- W takim razie w ramach podziękowania odwiozę cię do domu.
Radka zatkało. Gapił się na blondyna, nie dłużej niż powinien. Nie miał zamiaru marnować takiej szansy, więc kiwnął głową. Poza tym już nie raz zostawał z Wojtkiem sam na sam i nie było jakoś niezręcznie. Teraz trochę się denerwował, ale wziął swoje rzeczy i już chciał wychodzić, ale mężczyzna złapał go za rękę. Jego serce przyspieszyło, kiedy się odwrócił. Umysł podpowiadał mu sceny z filmów, które wyryły mu się w pamięci. Dopiero po chwili skarcił się w myślach. Przecież Resztka go nie pocałuje! Nie byli nawet przyjaciółmi, jedynie zwykłymi znajomymi z pracy.
- Sądzę, że powinieneś najpierw zdjąć koszulkę.
Sam nie wierzył w to, co słyszy. Do jasnej cholery. To już nie była jego wyobraźnia. Czy jego wymarzony kochanek chce go właśnie rozebrać?! W dodatku w szkole, gdzie jeszcze pałętało się pełno uczniów i nauczycieli. Zmarszczył brwi i szukał na twarzy blondyna jakiejś wskazówki. Wojtek przerwał ciszę, znów z rozbawieniem się uśmiechając.
- Nie bój się. Nie mam zamiaru cię rozbierać. Po prostu Madzia cię ośliniła.
  Zmrużył oczy, po czym spojrzał na swoją koszulkę. Faktycznie była na niej sporej wielkości plama, niedająca się niczym zakryć. Wojtek otworzył jedną z szuflad i wyjąwszy z niej czystą koszulkę, podał ją Radkowi. Ten przyjął ją z wdzięcznością i mruknął:
-Nie bałem się.
Szybko przebrał koszulkę i udał się za dyrektorem. Wyszli ze szkoły, udając się w stronę samochodu. Kiedy znaleźli się już w środku, Wojtek zapiął Małą w foteliku i ruszyli. Rozmawiali o neutralnych sprawach, od czasu do czasu milknąc. Kiedy byli już niedaleko, zadzwonił telefon. Wojtek sięgnął po niego, przełączając się na słuchawkę i odebrał połączenie.
- Hej kochanie – powiedział, a Radek wbił wzrok w okno, starając się wyglądać na niezainteresowanego rozmową. Jego humor prysł, kiedy przed oczami pojawił się obraz partnera jego ukochanego. Widział go raz w życiu i żałował, że w ogóle go spotkał. Nie było mowy, żeby kiedykolwiek zdobył serce Resztki, jeśli miałby rywalizować z modelem. Kidy dowiedział się, że Wojtek nie jest singlem, mocno nim wstrząsnęło. Niestety nie mógł nic na to poradzić. Serce nie sługa.
- W samochodzie. Wiesz już kiedy wracasz? - odezwał się po chwili ciszy. Radek słyszał przytłumiony głos jego rozmówcy, ale nie rozumiał słów. - Znowu? Miałeś być już dwa tygodnie temu. Porozmawiamy później, prowadzę. Pa, ja ciebie też.
Wyraźnie słyszał zdenerwowanie i smutek w głosie mężczyzny. Nie chcąc się wtrącać, dalej wpatrywał się w szybę.
- Przepraszam. - Resztka przetarł oczy gestem wyrażającym zmęczenie. - Trochę dużo się ostatnio dzieje.
- Nie ma sprawy – Radek uśmiechnął się sztucznie. Chciał jak najszybciej znaleźć się poza tym samochodem. - Możesz mnie wysadzić na następnym skrzyżowaniu? Chciałbym jeszcze skoczyć do sklepu.
- Jasne.
W ciszy dojechali do wskazanego miejsca, a Radek wysiadł, dziękując za podwózkę i szybko się żegnając. Skoro już był blisko, zaszedł do sklepu po kilka rzeczy i udał się do domu. Zastał go tam niespodziankę w postaci swojej siostry, która jak zwykle promieniała radością.
- Cześć Młoda, co tu robisz? - uściskał ją, uprzednio odstawiając zakupy na blat.
- Przyszłam zaprosić cię do nas na kolację – oznajmiła, wręczając mu kubek ciepłej herbaty, którą musiała przygotować już wcześniej.
- Jasne, a z jakiej to okazji? - upił łyk i zmrużył oczy z przyjemności. Uwielbiał wszelkiego rodzaju herbaty.
- Rafał chciał, żebyśmy powiedzieli to wspólnie, ale nie mogę tego przed tobą ukrywać. W końcu nam się udało. Jestem w ciąży.
Kiedy to usłyszał, odstawił kubek na blat i z ogromnym uśmiechem, wziął siostrę w ramiona. Okręcił się z nią dookoła i w końcu postawił na ziemi. Dziewczyna, mocno zarumieniona poprawiła rude włosy. Jako bliźnięta byli do siebie bardzo podobni. Te same płomienne włosy, wyraziście zielone oczy i piegi na nosie.
- Gratulacje. Nawet nie wiesz jak się cieszę – ucałował ją w oba policzki i przykucnął, przykładając ucho do jej brzucha.
- Radek, chyba jeszcze trochę za wcześnie – zaśmiała się dziewczyna, nie odpychając go jednak.
- Cii – uciszył ją i pogłaskał dłonią jeszcze płaski brzuch. - Rośnij szybko maleńki. Wujek czeka, żeby móc się z tobą pobawić.
- Nawet nie wiesz, jaki jesteś słodki – dziewczyna poczochrała go po włosach. Jej twarz wprost promieniała szczęściem. - Nie mam pojęcia dlaczego żaden facet jeszcze mi cię nie porwał.
- Nie gadajmy teraz o tym. Będę wujkiem! Natychmiast wychodzimy. Idę ci postawić największą porcję lodów jaką mają w Katarzynce!
- Ale ja...
- Żadnych ale. Daj mi nakarmić siostrzeńca lub siostrzenice! Jak będziesz taka chuda, to dziecko urodzi się za dziesięć lat. Albo z ciebie zostaną same kości. Musisz jeść! Masz ochotę na ogórki? Chyba mam jeszcze jakieś.
Dziewczyna roześmiała się i zgodziła na wizytę w kawiarence, odmawiając jednak ogórków. Pogrążenie w rozmowie przesiedzieli dwie godziny w Katarzynce i spożyli więcej lodów niż kiedykolwiek. W końcu jednak Rafał upomniał się o żonę i musieli się pożegnać.
- Dbaj o siebie! I pamiętaj, u mnie w lodówce zawsze znajdziesz ogórki! - krzyknął Radek na odchodne i z ponownie świetnym humorem, wrócił do mieszkania.

Pozostała część tygodnia i większość następnego minęła Loganowi na ciągłym sprawdzaniu prac. Jakimś cudem został wplątany w organizacje pięćdziesięciolecia szkoły i podejrzewał, że była to zasługa Soni, która została do tego losowana wraz z Ośmiornicą. Jako, że nie chciała cierpieć sama, wkręciła także jego oraz Marka, który podchodził do takich rzeczy z równie wielkim entuzjazmem co Logan.
W związku z tym, że siedział w szkole do późna, zostawało mu naprawdę mało czasu wolnego, w którym musiał jeszcze sprawdzić wszystkie testy, zrobione klasom na rozpoczęcie. A że każda klasa miała inny, nie szło mu zbyt szybko. Dlatego też nie miał czasu spotkać się z Amkiem i Mają, którzy przyjęli to z ulgą, bo jak się dowiedział Logan, także brali udział w pięćdziesięcioleciu. Oczywiście próba przypadała na wtorek, kiedy to mieli się spotkać. Kolejny tydzień jednak minął równie szybko, więc Logan przygotował im naprawdę trudne ćwiczenia. Do konkursu pozostały trzy tygodnie, a oni zrobili tylko to, co obejmowały lekcje w liceum. Słyszał o tym konkursie kilka plotek i podobno był naprawdę trudny. Musieli przerobić jeszcze sporo materiału, by pokonać organizatorów. Szkoła językowa jednak trochę przewyższała poziom zwykłego liceum, ale pokładał naprawdę spore nadzieje w Amku. Praca była indywidualna, ale w pierwszym etapie punty liczono razem, więc nie musieli ćwiczyć rzeczy, które już przerabiali. Liczyli na to, że jak jedno o czymś zapomni, to drugie będzie to pamiętać i na odwrót.
Próby do akademii odbywały się codziennie po lekcjach, więc nie pozostało im nic innego, niż spotkać się jeszcze później. Żadnemu z nich nie uśmiechało się siedzenie w szkole do osiemnastej, szczególnie w piątek, ale mieli dużego wyboru.
Amek i Maja jakoś doczołgali się do klasy od angielskiego i nie zwracając uwagi na to, że w klasie nie ma nauczyciela, usadowili się w pierwszej ławce i siedzieli w ciszy, oszczędzając siły na ćwiczenie z Loganem.
Amek przez przypadek kopnął w coś pod biurkiem i zanim zdążył zobaczyć co to, drzwi od sali otworzyły się, a do środka wpadł spanikowany Logan. Amek wyciągnął nogę z pod biurka i poruszał stopą, bo coś, zapewne sznurówka, zaczęło go uwierać.
- Ratujcie mnie – szepnął Logan, szybko podając im kartki. - Ona tu idzie.
Amek nie mógł powstrzymać uśmiechu. Przez cały tydzień widział jak Kałaput klei się do Logana i jak on usilnie próbuje przed nią uciekać. Nie mógł powiedzieć, że pani Aleksandra była brzydka, bo tak nie było, ale jemu wydawała się całkowicie sztuczna. Nie dość, że tona tapety na twarzy, to jeszcze ten sztucznie milusi głosik, kiedy zwracała się do Logana.
Złapał szybko za kartkę i zaczął mówić, co mu ślina na język przyniosła.
- Ale jeżeli tutaj postawimy trzecią formę, to co z drugą częścią zdania? - powiedział, kiedy tylko drzwi się otworzyły. - W takim wypadku powinniśmy tez pozmieniać to i to, ale w dalszym ciągu nie rozumiem dlaczego. Mógłby mi to pan wytłumaczyć?
- Och, masz teraz zajęcia? - wcięła się blondynka. - Przysiągłbym, że widziałam cię jak skręcałeś w tę stronę.
- Pan Mikulski siedzi z nami od końca próby, więc musiało się pani wydawać – powiedziała przesłodzonym głosem Maja. Artystka nawet nie zwróciła na nią uwagi.
- Skoro tak, to może wypuściłbyś tych biednych uczniów wcześniej i wybralibyśmy się na wczesną kolację?
Logan nie mógł uwierzyć, że jej macki owijają się na nim nawet przy uczniach. Czy ta kobieta nie potrafi zrozumieć żadnej z jego aluzji?
- Przykro mi, ale pan jest umówiony z siostrą Amka, więc nie będzie mógł przyjść – skłamała gładko Maja, a Logan i Amek popatrzyli po sobie. Maja wbiła łokieć w kolano kolegi, sprawiając, że się wyprostował.
- Właśnie Pola mówiła, że będzie czekać u mnie. Naprawdę się cieszyła z tej randki.
- Randki? - Aleksandra spojrzała na Amka z wściekłością. Humor od razu mu się polepszył. Dlatego też nie miał problemów z wymyślaniem dalszych części kłamstwa.
- Tak, swoją drogą, to dobrze, że ponownie się spotkaliście – powiedział już do Logana. - To naprawdę wielki zbieg okoliczności, że odnaleźliście się po tylu latach. Ale w końcu to nic dziwnego. Miłość pokona wszystko, a skoro byliście już zaręczeni...
- Zaręczeni?! Jak śmiałeś nic mi o tym nie powiedzieć?! Najpierw się do mnie kleisz, a teraz się okazuje, że masz jakąś zdzirę na boku? Nie zbliżaj się do mnie więcej! - krzyknęła oburzona i wymaszerowała z klasy.
Trójka znajdująca się w pomieszczeniu milczała, póki dźwięk obcasów stał się niesłyszalny.
- Czy wy też...? - zapytał Logan, unosząc zabawnie brwi. Uczniowie się roześmiali, a on po chwili do nich dołączył.
- Widzieliście jej minę? - zaśmiała się Maja, kiedy już się w miarę uspokoili.
- Ważniejsze jest to, w co wy żeście mnie wkręcili. Od kiedy mam narzeczoną?
- Od kiedy ja mam siostrę? - Amak zmarszczył brwi i uśmiechnął się do anglisty. - Przynajmniej masz wymówkę, może się od ciebie odczepi.
- Tak, tylko, żeby się nie wydało – mrugnął do nich i wygrzebał z torby kartki. - Dobra, dajcie mi te kartki, bo to sprawdziany dla pierwszaków.
- Właśnie trochę mnie zdziwił poziom tych ćwiczeń – zaśmiała się Amek i oddał Loganowi kartki, po czym wziął od niego inne.
- Zrobimy teraz do dwudziestego, resztę skończycie w domu i mi przyniesiecie. Bierzmy się do roboty i skończmy, póki jeszcze jest jasno.
Jak postanowili, tak zrobili, z tym, że kiedy wychodzili ze szkoły, powoli się ściemniało. Zaczynało się już robić zimno, co nie było zbyt dziwne, zważywszy, że wielkimi krokami zbliżał się październik. Za trzy tygodnie, tuż przed akademią na pięćdziesięciolecie miała odbyć się wycieczka integracyjna, nad którą Logan miał sprawować pieczę. Na jego nieszczęście jechała jeszcze pani Kałaput i Eryk, będący dość nieogarniętym chemikiem.
- Chodźcie, podwiozę was – zaproponował Logan, a dwójka uczniów wsiadła do samochodu, chcąc oszczędzić sobie spacerów po zimnie.
- Dzięki. Jakoś nie uśmiechało mi się iść samej po ciemku przez miasto.
- To w sumie moja wina, powinienem się z wami umówić na jakąś wcześniejszą godzinę.
- Przestań, przez tą rocznice, żadne z nas nie ma czasu – wtrącił Amek. Jakoś tak odruchowo wsiadł na miejsce z przodu, tył zostawiając Mai. Dlatego też teraz zobaczył lekki uśmiech na twarzy nauczyciela.
Te dołeczki w jego policzkach fascynowały go od pierwszego razu, gdy je zobaczył. Za każdym razem nie mógł oderwać od nich spojrzenia. Niejednokrotnie Maja zwracała mu na to uwagę. Tym razem jednak mocno uszczypnęła go w bok, robiąc to na tyle dyskretnie, że Logan nie zauważył jaki był powód głośnego "Ała", które wyrwało się Amkowi.
- Coś się stało?
- Nic, nic. Mógłbyś wysadzić mnie za stacją? Muszę skoczyć do cioci po wełnę.
- Po co ci wełna? - zapytali równocześnie, a Maja uniosła ręce w błagalnym geście.
- Naprawdę muszę wam tłumaczyć, do czego służy wełna? Będę robić na drutach. Zima się zbliża. Jak będziecie grzeczni to może wam rękawiczki wydziergam.
Maja wyszła z samochodu, dziękując za podwiezienie i patrząc na Amka znacząco. Kiedy odjeżdżali, jego telefon zawibrował. Na ekranie wyświetliło się imię Mai. Nie gap się. Zarumienił się lekko. Przecież nie było tego aż tak bardzo widać. A nawet jeśli, to przecież patrzenie nie jest niczym złym, prawda? No chyba, że gapisz się na swojego nauczyciela. Wtedy stanowczo jest.
Dalej jechali w względnej ciszy. Z radia leciały jakieś znane kawałki, a Logan nucił je cicho. Amek czuł się lekko skrępowany i starał się w ogóle nie spoglądać na nauczyciela, któremu cisza między nimi zdawała się nie przeszkadzać.
- Co ci jest?
- Hmm? - Amek wyrwany z rozmyślań, przeniósł wzrok na kierownicę.
- Gapisz się w to okno, jakbyś coś nowego tam widział.
- Zamyśliłem się po prostu.
- Czyżbyś się zakochał?
Amek zakrztusił się śliną i odkaszlnął kilka razy. Zakochał? Może i Logan nie był brzydki, a wręcz przeciwnie, ale żeby od razu miał się w nim zakochać? O czym on w ogóle myśli? Przecież Logan jest jego nauczycielem! Nim zdążył odpowiedzieć, Mikulski w przebiegłym uśmiechu ukazał swoje dołeczki. Że też akurat teraz musiał na niego spojrzeć.
- Powiedz, podoba ci się Maja?
Amka na chwilę zatkało. Maja? Wszystko stało się jasne. Logan nie podejrzewał nawet, że jest gejem. Odetchnął z ulgą, co nie uszło uwadze czarnowłosego.
- Nie. Jest naprawdę ładna, ale całkowicie nie w moim typie. Poza tym jesteśmy przyjaciółmi.
- I to są wszystkie powody? - Logan uśmiechnął się złośliwie, nie mogąc sobie odpuścić małej przyjemności płynącej z zawstydzania chłopaka. Domyślał się, dlaczego Maja go nie interesuje. Amek w ogóle nie potrafił się kryć ze swoją orientacją. Nie miał jednak zamiaru uświadamiać mu, że choćby się domyśla, więc szybko dodał: - Nie podoba ci się żadna inna dziewczyna.
Kolejny raz jego tętno zaczynało zwalniać. Dostanie palpitacji serca przy tym facecie.
- Cóż, na razie nikt nie zwrócił mojej uwagi. No, może poza jedną osobą, ale ona jest nieosiągalna – przyznał, chcąc uniknąć podejrzeń. Poza tym była to po części prawda. Logan był przystojny i choćby chciał, nie mógł tak po prostu tego zignorować. Nawet nie wiedział, że kiedykolwiek spotka faceta idealnie w swoim typie. Szkoda tylko, że okazało się, że ten ideał jest jego nauczycielem. Musiał się pilnować, żeby zbyt często o nim nie myśleć. Nic dobrego nie wyszłoby z nieszczęśliwej miłości.
- Próbuj, może się uda. Lepsze to, niż bycie samemu – powiedział Logan, biorąc sobie do serca swoją własną radę. Stanowczo zbyt długo był sam. Coraz częściej brakowało mu kogoś, kto przywitałby go po powrocie do domu i porozmawiałby z nim przed snem. Najbardziej brakowało mu tego głupiego 'dobranoc', którego nie słyszał odkąd stracił brata. Od tamtej pory był sam. Nawet nie myślał o tym, żeby kogoś mieć. Dopiero niedawno zaczął się zastanawiać, czy nie czas, by znaleźć kogoś, z kim mógłby spędzić resztę życia, albo chociaż kilka nocy.
- Jedź – Amek szturchnął nauczyciela, kiedy światło zmieniło się na zielone, a ten dalej nie jechał. - Wiem, że ja się zamyślam, ale wolałbym, żebyś ty za kierownicą tego nie robił.
Logan tylko uśmiechnął się i przejechał kilkaset metrów, by zatrzymać się przed domem Amka. Ten szybko się pożegnał i wysiał, udając pod drzwi.
Kiedy Logan wrócił do domu, było już całkowicie ciemno. Zapalił światła i przygotował sobie prostą kolację. Chwilę później stał pod prysznicem i rozkoszował się gorącym strumieniem wody. Przez cały tydzień nie miał czasu odetchnąć, więc teraz mimo zmęczonych oczu, cieszył się chwilą spokoju. Senność jednak szybko zwyciężyła, więc wyszedł spod prysznica i założywszy tylko bokserki, udał się do sypialni. Jego telefon zawibrował lekko, więc spojrzał na wyświetlacz. Kliknął zieloną słuchawkę, mimo, że nie poznawał numeru.
- Tak, słucham?
- Cześć, tu Amek. Maja przesłała mi twój numer. Chciałem się tylko zapytać o jedną rzecz. Nie przeszkadzam?
- Nie, właśnie się kładę, ale pytaj.
- Dobra. Chodzi mi o zadanie dwudzieste trzecie. To zdanie o Adison i Amandzie. Nie mogę dojść do tego, jaki czas ma tam być użyty. Z jednej strony dałbym tam Present Perfect Continuous, ale coś mi tam nie pasuje.
- I dobrze, że nie, bo byłoby źle. Pamiętasz ten przykład z początku lekcji? Robiliśmy coś podobnego. Tam też zrobiłeś błąd. Chyb coś o zwierzętach tam było.
- Ten o małpach. Aha! Więc dlatego mi się tu mieszało! Już wszystko wiem, dzięki.
- Nie ma sprawy, dzwoń, jakbyś czegoś nie wiedział.
- Okej, resztę sobie zostawię na jutro. Już nie przeszkadzam. Dobranoc – powiedział cicho, a Logan się uśmiechnął. A dopiero co chciał usłyszeć to słowo.
- Dobranoc, Amek.
Rozłączył się i zamknął oczy. Telefon wciąż spoczywał w jego ręce, ale nie miał siły go odłożyć. Nawet się nie zorientował, kiedy sekundy zamieniły się w minuty, a on odpłynął w sen, po raz pierwszy od bardzo dawna bez pomocy tebeltek.