poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział XV

 Zmiana planów :3 Rozdziałów będzie na pewno więcej, gdyż właśnie dostałam natchnienia :) Nie jestem jeszcze pewna, co dokładnie się stanie, ale myślę, że szybko to ogarnę. Nie uwierzycie, ale przyśnili mi się Arael i Elin i chyba wykorzystam to co się w tym śnie działo:D No może usunę stamtąd moją mamę XD :P Mam nadzieję, że się cieszycie <3 Życzę Wszystkim pijanego sylwestra i do siego roku !! Do przeczytania :*


- Co? - spojrzałem na ojca, co najmniej jakby postradał zmysły. Tylko, że on wyglądał jak najbardziej poważnie.
- O czym ty mówisz? - Elin też wyglądał na skonfundowanego i choć zachowywał powierzchowny spokój, w jego umyśle wyczułem inne emocje. Trochę złości, zdziwienie i odrobina strachu.
- To co słyszycie - Fenix uspokoił się już i usiadł na fotelu. - Dziecko. Podejrzewam, że nie braliście zwykłej kąpieli.
- Ale jak to ? Jestem mężczyzną - mruknąłem, nie przejmując się tym, że właśnie przyznałem się do kochania z Elinem. I to w wannie, podczas, gdy jego rodzice na nas czekali.
- To nic nie zmienia. Sądząc po tym, - uniósł rękę z jednym z naszych amuletów - połączyliście amulety. Nie zaczęły przypadkiem jasno świecić? Nie uniosły jednego z was i nie spowodowały najgorszego bólu, jaki kiedykolwiek czuliście?
- Skąd wiesz? - czułem jak moja twarz staje się kredowobiała.
- Bo już to widziałem. Dwoje Ignisów, zakochanych w sobie bez pamięci. Okazało się, że ich amulety pasują do siebie. Połączyli je, a później aby to uczcić zaczęli uprawiać seks. Dziewięć miesięcy później trzymali w rękach malutkiego chłopczyka.
- Więc ja...? - kompletnie mnie zatkało. Dziecko. Moje i Elina. Dziedzic tronu Ignem.
- Tego nie jestem pewien. Mężczyźni nawet przed połączeniem amuletów obchodzą jakoś okres płodności. Najczęściej objawia się on ...
- Sennością i częstym zmęczeniem. - dokończył Eli jeszcze bledszy ode mnie. Dewos kiwnął głową.
- Więc będziemy mieć dziecko? - wyszeptałem nie oczekując odpowiedzi. Ta jednak nadeszła z ust Arii.
- Syna. Będziecie mieć syna. Tylko chłopiec urodzi się ze związku dwóch mężczyzn. Chłopiec z przepowiedni. Dziedzic Fenix'a, Smoka i Salamandry.
- Będę ojcem - Elin opadł na łóżko, wpatrując się w swoje stopy
- Będę mieć małego synka - podszedłem do łóżka i usiadłem obok Elina. Spojrzałem na niego, a on wyczuwając to zwrócił w moją stronę bursztynowe oczy.
Ku mojemu zdumieniu, wcale nie byłem zły, smutny, czy zawiedziony. Cieszyłem się i to jak nigdy. Rzuciłem się na niego i przytuliłem mocno.
- Będziemy mieli malutkiego bobaska! - pisnąłem radośnie i zacząłem całować go po twarzy. Nie obchodziło mnie, że wszyscy patrzyli na mnie jak na szaleńca. Byłem w ciąży! Mam się z czego cieszyć. Nagle znieruchomiałem. A co jeśli..?
- Elin, chcesz go, prawda? Powiedz, że się cieszysz - przez jedną okropną chwilę patrzył na mnie nie dając nic po sobie poznać. A potem.. się uśmiechnął. 
Przytuliłem się do niego i tuliłem, dopóki nie przerwało nam głośne chrząknięcie.
- Chłopaki ja wiem, że się kochacie i w ogóle, ale może ktoś mi w końcu wyjaśni o co chodzi?
Zerwałem się z miejsca od razu stając przed zaskoczoną Ariel, która jakiś czas temu wróciła do pokoju i chwyciłem ją za ręce. 
- Jestem w ciąży! - krzyknąłem, ona po chwili pisnęła i rzuciła mi się na szyję.
- Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale gratulację! - gdybym nie był właśnie w innym świecie, skacząc i piszcząc wraz z Ariel, jej krzyk pewnie przebiłby mi bębenki, ale teraz nie przejmowałem się utratą słuchu.
Kiedy nasza radość trochę osłabła, albo raczej zabrakło nam sił, żeby ją tak okazywać, Ariel poszła porozmawiać z Elinem, a ja podszedłem do ojca.
- Nie myślałem, że będziesz się cieszył - powiedział i przytulił mnie. Nie przejmowałem się tym, że chwilę wcześniej byłem na niego zły, tylko mocno go objąłem.
- Zawsze chciałem mieć dzieci - uśmiechnąłem się promiennie, a jego twarz się rozpogodziła. - Będziesz dziadkiem! Musimy powiedzieć mamie i Rachel! Kompletnie o nich zapomniałem!
- Dobrze już, tylko ni krzycz mi do ucha. Nie wiem, czy wiesz, ale jako Fenix mam nieco lepszy słuch.
- Przepraszam. A teraz możesz mi powiedzieć, dlaczego usiłowałeś zabić dziadka twojego wnuka? - spiorunowałem go wzrokiem, a on tylko się uśmiechnął.
- A tam zabić, jedynie troszkę przypalić - mruknął, ale pod moim spojrzeniem nieco spoważniał. - Nie powiedział wam. Doskonale wiedział, że możesz zajść w ciążę, ale was nie ostrzegł. Nie wiedziałem, czy kochasz Elina i chcesz się z nim związać. Gdybyś nie chciał, musiałbyś tu zastać dla dobra synka. 
- W takim razie dziękuję, że się o mnie martwisz, ale na przyszłość nie przypalaj tych, którzy ci podpadną. Musisz dawać dobry przykład mojemu synkowi. 
- Zgoda. A teraz muszę wracać. Zostawiłem braci w połowie spotkania, a lepiej, żeby nie dowiedzieli się, że mam syna.
- Tato? - zawołałem, kiedy wychodził na balkon. - Tak właściwie to kim są twoi bracia? Już któryś raz o nich słyszę, ale ciągle zapominam zapytać.
- To dosyć logiczne. Moi bracia to tak jak ja mityczne stwory. Deryt i Diulow. Smok i Salamandra.
- Więc jestem synem Fenix'a i bratankiem Smoka oraz Salamandry? Nasz synek będzie miał naprawdę ciekawe drzewo genealogiczne - uśmiechnąłem się i poczekałem, aż tata odleci, a później wróciłem do środka.
- Możemy spać w twoim pokoju? W moim jakby brakuje kawałka ściany - Elin podszedł i pocałował mnie czule w usta. W pokoju nie było już nikogo innego, nie licząc Ave, która właśnie wspięła mi się na ramię.
- Jasne, ta radość zupełnie mnie wykończyła. Chodźmy spać - pociągnąłem go za rękę do mojego pokoju i rozebrawszy się do bokserek wskoczyłem pod kołderkę. Elin zrobił to samo i przytuliwszy mnie zamknął oczy.
- Kocham cię - mruknął jeszcze całując mnie w czoło i zasnął z uśmiechem na ustach. 
- Ja ciebie też kocham - mruknąłem, choć wiedziałem, że już zasnął. Mimo to dalej wyczuwałem jego emocje. Zamknąłem oczy i zasnąłem zbliżając swój umysł do Elina. 

Stałem na dnie oceanu, wciągając zapach morskiej wody. Coś zaczęło się rzucać obok mnie i z przerażeniem zobaczyłem Elina, który usiłował utrzymać powietrze w płucach.
- Elin! Uspokój się, nic ci nie będzie. Po prostu weź głęboki wdech - spojrzał na mnie niepewnie, po czym zamknął oczy. Z jego ust wyleciały ostatnie bąbelki powietrza, a on szarpnął się, kiedy woda zalewała mu płuca. Po chwili dyszał, rozglądając się na boki.
- Mażesz mi powiedzieć gdzie my jesteśmy? O ile się nie mylę kładliśmy się spać w twoim pokoju.
- Jesteśmy w śnie, a sądząc po wystroju obstawiam, że należy do mnie. Akurat ciebie się tu nie spodziewałam, ale myślę, że Irada się nie pogniewa.
- Często budzisz się na dnie oceanu? 
- Tylko jak chcę się z kimś spotkać. Przy okazji następnym razem nie musisz wstrzymywać powietrza. Aquerzy oddychają pod wodą.
- Ale ja nim nie jestem.
- Ale znajdujesz się w umyśle jednego z nich. Uwielbiam to miejsce. Popatrz - wyobraziłem sobie piękną rafę koralową z różnymi rodzajami roślin i ryb, które bez strachu podpływały do nas, ocierając się i domagając pieszczot. 
- Wow. Widziałeś coś takiego?
- Kilka razy, kiedy wypływałem w morze. Jeden z moich nauczycieli pływał ze mną po oceanie. Na żywo jest jeszcze piękniejszy. Chodź usiądziemy.
- Gdzie?
- Jak to gdzie? Tutaj - Uśmiechnąłem się do niego i popchnąłem na fotel, który pojawił się tuż za nim.
- Ej, ja też tak chcę - zrobił minę skrzywdzonego szczeniaczka. Zaśmiałem się i usiadłem mu na kolanach.
- W twoich snach - uśmiechnąłem się niewinnie.
- Poczekaj aż cię w nie wciągnę, a będziesz żałował, że to powiedziałeś - jego przebiegła mina pewnie by mnie przeraziła, gdyby nie pełznący po jego głowie krab. Zacząłem się śmiać, kiedy Elin próbował wyplątać stworzonko ze swoich włosów. W końcu ulitowałem się nad nim i krab zniknął.
- Więc to twój wybranek? - usłyszeliśmy dziewczęcy głos. Elin spojrzał w tamtą stronę, by po chwili posłać mi pytające spojrzenie. 
Odwróciłem się do Irady i wyczarowałem jej fotel tuż na przeciwko tego, na którym siedzieliśmy z Elinem. Lekko go poszerzyłem, aby nie siedzieć Elinowi na kolanach. Między fotelami pojawił się stolik z parującą herbatą. 
- Witaj Wyrocznio, tak, to Elin - uśmiechnąłem się dumnie i skinąłem w stronę Ignisa.- Elin, przedstawiam ci Wyrocznie Aquem.
- Mógłbyś przestać z tą wyrocznią. Mam na imię Irada i jestem siostrą Elestery.
- Miło mi poznać. Mogę o coś zapytać?
- Nie, nie jestem za młoda. Jestem o wiele starsza od ciebie i podobnie jak wszystkie moje siostry potrafię zmieniać wygląd. Czy odpowiedziałam na twoje pytanie?
- Tak - Elin uśmiechnął się rozbawiony. Posłałem mu kuksańca i wróciłem wzrokiem do Irady.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci jego obecność. Nie zapraszałem go.
- Ej, wcale nie chciałem obudzić się bez powietrza na dnie oceanu.
- Nic nie szkodzi. O ile obieca zachować wszystko w tajemnicy, mi nie przeszkadza - Irada pociągnęła łyk swojej herbaty i uśmiechnęła się do mnie. - Robisz pyszną herbatę.
- Dziękuję. Elin obiecaj.
- Obiecuję - mruknął bez zastanowienia, także smakując herbaty. Wyglądał jakby odpłynął do innego świata, więc znów wróciłem do Wyroczni. 
- Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, ale nie do końca wiedziałem jak mam to zrobić.
- Nie ma sprawy, Elestera wszystko mi wyjaśniła. Wiem o twojej władzy nad ogniem i o tym, że dowiedziałeś się już o swoim ojcu. Rozmawiałam z nim chwilę temu i powiedział mi o twojej ciąży. Gratulacje - posłała mi najcieplejszy uśmiech jaki kiedykolwiek u niej widziałem.
- Dziękuję - odpowiedziałem tym samy i napełniłem jej filiżankę ponownie. Kubek Elina też został napełniony, za co zostałem obdarowany pięknym uśmiechem. 
- Więc o czym chciałaś porozmawiać?
- Tak właściwie, to miałam ci o wszystkim powiedzieć, ale sam się tego dowiedziałeś. Teraz pozostało mi tylko cię ostrzec. Śledziłam statki Najeźdźców na morzu i radziłabym wam się teraz obudzić. Właśnie w tej chwili powinni zaczynać atak na pałac. Zaatakują z dwóch stron z zamiarem porwania kogoś z rodziny Igne. Będą chcieli go wymienić na wszystkich więźniów. Później  będą próbowali zdobyć miasto. Ich wojska ukryły się na wschodzie, niedaleko bramy. Jest tam wiele podziemnych korytarzy. A teraz pora wstać. Pobudka!!!!
Moje bębenki niemal odmówiły współpracy, jednak szybko nastała zupełna cisza.
Elin usiadł obok mnie na łóżku od razu się ubierając. Bez słowa zrobiłem to samo.
- Elin, ty leć po Ariel, nie wiem gdzie jest jej sypialnia. Ja ostrzegę twoich rodziców - nie kłócił się. Pocałował mnie mocno, kiwnął głową i puścił się biegiem korytarzem. Odwróciłem się w drugą stronę i w ciągu minuty znalazłem się pod sypialnią rodziców Elina. Zacząłem walić w drzwi, przy okazji krzycząc na całe gardło.
- Co się dzieje? - Igne, mimo, że w szlafroku, pojął grozę sytuacji. W skrócie opowiedziałem mu o planach Najeźdźców, nie przejmując się, czy zrozumie skąd to wiem. Szybko się ubrał, co jego żona zdążyła zrobić podczas naszej rozmowy.
- Gdzie Elin? - zapytała stojąc już gotowa obok mnie.
- Pobiegł po Ariel - w tym momencie poczułem mocny wstrząs. Do moich uszu dotarł odgłos wybuchu. Przerażony poszukałem uczuć Elina. Były tam. Trochę strachu, skoncentrowanie i złość.
- Z Elinem wszystko okej - uspokoiłem Arię. - Elin jest w miarę spokojny, więc Ariel też jest cała. Są razem i walczą. Więcej nie wiem, Elin otoczył umysł barierą.
- Dziękuję, to i tak dużo - Aria uśmiechnęła się do mnie i popędziła męża. Igne stanął przy nas w pełni uzbrojony. Miał kilka noży przypiętych do pasa i miecz wiszący u boku. Aria także nie była bezbronna, prawą rękę trzymając na uchwycie szabli. Zaproponowali mi miecz, ale odmówiłem. Igne bez słowa podał mi nóż, a ja skinąłem głową w podziękowaniu. Zawsze lepiej mieć coś w zanadrzu. 
Nie mając pasa, wsunąłem broń do buta i zerknąłem na Igne.
- Pójdę po Ariel i Elina. Droga do sali treningowej powinna być pusta. Stamtąd będziemy mogli się łatwo wydostać, a umocnione ściany utrzymają ataki. Spotkajmy się tam jak najszybciej - nie miałem pojęcia skąd u mnie taka strategia. Po prostu się pojawiła. W porę sobie przypomniałem, że rozmawiam z najsilniejszym Ignisem więc szybko dodałem "Jeśli się zgodzisz" i choć nie zabrzmiało na pełne szacunku, chyba wystarczyło.
- Zrobimy jak mówisz. To najlepszy plan, muszę eskortować Arię, inaczej poszedłbym z tobą. Cieszę się, że ktoś taki rozkochał w sobie mojego syna - położył mi rękę na ramieniu, co znaczyło dla mnie więcej niż jakikolwiek prezent. Oznaczało akceptację. Skinąłem głową wdzięczny i odwróciłem się. Zatrzymał mnie jeszcze głos Arii.
- Uważaj na siebie! Nie chcę stracić syna! - kobieta uśmiechnęła się i odbiegła, a zaraz za nią udał się Igne, w pełni przygotowany do odparcia ataku.
Puściłem się sprintem korytarzami. Nie znałem drogi, ale umysł Elina prowadził mnie korytarzami. Z każdym krokiem wiedziałem coraz więcej. Walczył z kilkunastoma Najeźdźcami na raz, Ariel także walczyła, chroniąc jego plecy. Widziałem to, co on widział, czułem ogień płynący w jego żyłach. I poczułem ból, a potem on wzniósł barierę, nie dopuszczając mnie do siebie. I choć czułem, że wciąż tam jest, poczułem strach. Co jeśli coś mu się stanie?
Skręciłem w boczny korytarz i niemal zderzyłem się z kilkoma wrogami. Nie zwolniłem. Po raz pierwszy woda i ogień we mnie w pełni się połączyły. Nie miało znaczenia, że do siebie nie pasują. Splatały się ze sobą tworząc zabójczą mieszankę. Nie myśląc biegłem prosto na pięciu Najeźdźców. Wyciągnęli miecze, ale te zaczęły topić się w ich dłoniach, gorąca broń patrzyła im ręce, podpalając skórę i ubrania. Mijałem już nie ludzi, a popiół, który z nich pozostał. I nic mnie to nie obchodziło. Elin. Elin. Elin. Mój umysł skupił się tylko na znalezieniu Ignisa.
Przebiegając przez taras, zatrzymałem się. Tato, proszę przybądź jak najszybciej. Nabrałem powietrza i krzyknąłem. Krzyk zamienił się w wysoki pisk, pełen strachu i złości. Kiedy skończyło mi się powietrze, kontynuowałem bieg, zewsząd nadbiegali Najeźdźcy, zwabieni hałasem. Miałem nadzieję, że on usłyszał.
 Wszyscy, którzy mnie mijali, padali powaleni strzałami z wody, która po chwili zamieniały się w ogień, by palić trafionych od środka. Na nic były wszelkie miecze i dzidy. Wszystko płonęło, nim ktokolwiek dążył podnieść na mnie broń. 
Najeźdźców było coraz więcej, a ja coraz bliżej wyczuwałem umysł Elina. W końcu wziąłem ostatni zakręt i stanąłem tuż przed dwudziestoma żołnierzami. Ci najbliżej, gdy tylko mnie zauważyli zamachnęli się bronią. Nie wiem, czy to krew Fenix'a, czy zwykły instynkt, ale w porę uskoczyłem, stając na jednym z wbitych w ścianę mieczy i odbijając się. Wylądowałem na plecach pochylonego żołnierza, paląc każdego, kogo po drodze udało mi się dotknąć. Nie miałem czasu. Skoczyłem na stolik, stojący niedaleko i odbiłem się, równocześnie odpychając od ściany. Pozostali przy życiu najeźdźcy nie zdążyli zareagować, kiedy ruszyłem sprintem do, jak się okazało, sali balowej.
Na jej środku około pięćdziesięciu Najeźdźców otaczało dwójkę ludzi. Ariel, dysząc ciężko, odpierała ataki trzymanym w ręku mieczem. Elin walczył ogniem, strumieniami z niego zrobionymi posyłając wrogów w różne strony, tak, że przy upadku uderzali swoich towarzyszy. Przyjrzałem się Ignisowi. Jedyną raną jaką zobaczyłem, była pionowa szrama biegnąca przez lewe przedramię. Nie wyglądała na poważną, ale i tak nieco się martwiłem.
Nikt mnie nie zauważył, więc korzystając z okazji nazbierałem w sobie moc wody. Czułem się z nią dużo pewniejszy, a nie chciałbym przez przypadek zranić Elina lub jego siostry. Byłem świadom tego, że nikt kto zobaczył mnie władającego ogniem, nie powinien przeżyć. Może to i nico okrutne, ale oni właśnie usiłowali porwać, a nawet zabić osobę, z którą miałem zamiar spędzić resztę życia. Zaskoczenie może pomóc nam w późniejszych walkach, więc lepiej, żeby nikt się nie dowiedział.
Stanąłem w mało widocznym miejscu, na wszelki wypadek mając drzwi na oku. Przykucnąłem myśląc w jaki sposób pozbyć się wszystkich przeciwników na raz. W innym wypadku ktoś mógłby uciec. Chyba, że..
Położyłem ręce na ziemi i zamknąłem oczy. Musiałem wyłączyć na chwilę ogień i całkowicie skupić się na wodzie. Z moich dłoni zaczęła wypływać woda, zalewając cienką warstwą całą posadzkę w sali balowej. Woda ominęła nogi Elina i Ariel, jednak wszyscy najeźdźcy stali już w wodzie, nawet nie zwracając na to uwagi. Pozostało tylko wtajemniczyć Elina.
Na wszelki wypadek uniosłem cienką wodną barierę między sobą i wrogami, a później ponownie zamknąłem oczy. Umysł Elina oddzielała ode mnie cienka warstwa ognia. Kiedy poprzednio próbowałem ją przebić, poparzyła mnie. Wtedy sforsowałem ją wodą, ale teraz, kiedy Elin walczy, mogłoby to go osłabić lub zdekoncentrować, a tego wolałbym uniknąć. Postanowiłem spróbować czegoś innego. Utworzyłem powłoczkę z ognia, starając się, by był on taki sam, jak Elina. Kidy byłem gotowy, powoli przełożyłem rękę przez ogień. Zadziałało. 
Pokryłem ciało ogniem i przeszedłem, znów czując wszystko to, co czuł Elin.
- Elin słyszysz mnie?! - krzyknąłem, a po chwili usłyszałem ciche "tak", które zapewne wypowiedział na głos.
- Mam pewien pomysł, może nie zauważyłeś, ale wszyscy Najeźdźcy stoją właśnie w zrobionej przeze mnie kałuży. Po prost policz do trzech, a ja ich unieruchomię. Jest ich dużo, więc masz najwyżej dwadzieścia sekund, zanim będą mogli zaatakować.
- Raz! - usłyszałem i szybko otworzyłem oczy. - Dwa!
- Trzy! - krzyknąłem, a Najeźdźcy odwrócili się w moją stronę. Uniosłem wodę, która owinęła się wokół każdego z nich. Dzięki temu Elin mógł zaatakować, nie musząc bronić siostry. Nie potrzebne mu było dwadzieścia sekund. Ignis porył miecz ogniem, po czym wbił o w ziemię, z której wytrysnęły płomienie, sprawiając, że cała woda zniknęła. Najeźdźcy nie mieli jednak okazji się poruszyć, od razu pochłonięci prze płomienie. Nie czekając aż ogień zgaśnie, podbiegłem do Elina, rzucając mu się na szyję.
- Elin wszystko okej? 
- Przecież wiesz, włamałeś mi się do głowy - mruknął z uśmiechem, obejmują mnie. 
- Niepotrzebnie wznosiłeś barierę! Musiałem kombinować żeby przez nią przejść.
- Wolałem się upewnić, że w razie czego nie poczujesz jak miecz zagłębia się w moim ciele.
- Nawet tak nie mów! 
- Chłopaki? Nie wiem, czy to ważne, ale w drzwiach stoi właśnie kilku Najeźdźców, którzy celują do nas z kuszy - powiedziała Ariel i wskazała na drzwi. 
W progu stało dwóch mężczyzn z kuszami i czterech z wyciągniętymi w naszą stronę mieczami.
- Ile ich tu jest? - mruknąłem, czując się pewniej u boku Ignisów.
- Z Ariel pozbyliśmy się około trzydziestu, ale cały czas przychodziły posiłki. Podejrzewam, że będzie ich w sumie koło dwustu, może trzystu. 
- Super, w takim razie lepiej się pospieszmy. Wasi rodzice czekają.
- Co z nimi? - Ariel przygotowała się do ataku.
- Czekają na nas w sali treningowej
- Świetny pomysł. Kiedy wystrzelą strzały nie róbcie uniku, tylko po prostu biegnijcie. Ja się zajmę strzelcami, wy weźcie tych z mieczami. Gotowi? - kiwnęliśmy głowami patrząc po sobie. - Teraz!
Strzały poleciały w naszą stronę, jednak Elin szybko je unieszkodliwił. W biegu wyciągnąłem nóż i pokryłem go ogniem. Ciąłem jednego z wrogów, po chwili zamachując się na drugiego. Obaj doszczętnie spłonęli. Jeden z Najeźdźców zamachnął się na Ariel, która stał do niego  tyłem, wbijając właśnie wrogowi miecz w brzuch. Machnięciem ręki wzniosłem tarcze tuż przy jej plecach. Miecz utknąłw  wodzie z głośnym pluskiem.
- Dzięki - Ariel kiwnęła mi głową, zabijając atakującego.
Biegliśmy korytarzami, walcząc sprawnie  i jak najszybciej pozbywając się Najeźdźców. Odkryliśmy, że dzięki temu, że oboje, ja i Ariel, możemy komunikować się z Elinem, poprzez niego możemy także ostrzegać siebie nawzajem. Przez umysł Elina mogłem wejść do umysłu Ariel i vice versa. Czułęm się, jakbym miał trzy pary oczu, kiedy podczas walki oczami towarzyszy widziałem swoje plecy i profil, przy okazji patrząc jak wróg rozpada się od mojego uderzenia. Dużo łatwiej i szybciej walczyło się z takimi umiejętnościami. Nie musiałem pytać gdzie biegniemy, bo dzięki Ariel, wiedziałem wszystko o pałacu, również o skrótach i tajemnych przejściach, o których sam nigdy bym nawet nie pomyślał. W pewnym momencie znaleźliśmy się przy oknie, a widok jaki ujrzeliśmy, sprawił, że stanęliśmy. Na dziedzińcu stało około pięciuset Najeźdźców, walczących z garstką żołnierzy, chroniących pałac. To wcale nie był mały atak. Budynki wokół pałacu wydawały się nienaruszone. Jeżeli tak wyglądał atak na Pałac, to nie miałem pojęcia jak będzie wyglądał atak na miasto.
Otrząsnęliśmy się i wznowiliśmy bieg. Myśli Elina i Ariel toczyły się tymi samymi torami co moje. Nie damy rady pokonać tych wszystkich Najeźdźców.
W końcu dotarliśmy przed salę treningową. Drzwi były otwarte i już z korytarza zobaczyliśmy walczącego Igne. Nie wiem, czy to był mój pomysł, czy kogoś innego. Nasze myśli mieszały się, sprawiając, że myśl Ariel wydawała się moją, a moje ramię pulsowało bólem Elina.
W każdym razie wszyscy troje unieśliśmy ręce i jeszcze z korytarza rzuciliśmy w walczących kulami ognia. Gdy przekroczyliśmy próg, w pomieszczeniu znajdowali się już tylko Edward i Aria, zmęczeni walką, ale cali.
- Nic wam nie jest? - znów wszyscy troje. Nawet w obecnej sytuacji wywołało to uśmiechy na naszych twarzach. 
- A wy co? Chórek? - Aria odzyskała dobry humor, widząc, że wszyscy są cali.
- To przez tą więź - wyjaśnił Elina, a ja ledwo się powstrzymałem, zęby nie powiedzieć tego razem z nim. - Odkąd połączyliśmy amulety mogę się porozumiewać z Araelem, dzięki czemu Ariel też go słyszy, a on ją. Czujemy się jakbyśmy stali w trzech miejscach na raz. I to jest jeszcze dziwniejsze niż brzmi.
Zaproponowałem, żebyśmy na chwilę wrócili do swoich umysłów, na co reszta się zgodziła. Kiedy wzniosłem barierę moja głowa wydawała się jakaś taka...pusta. 
- Musimy się jakoś wydostać z pałacu. Dziedziniec jest pełny żołnierzy.
- A co z ogrodem? - zapytała Ariel.
- Nie. Mijaliśmy po drodze wejście do niego. Tam też roi się od Najeźdźców.
- Z pałacu są tylko dwa wyjścia? - zapytałem, choć znałem odpowiedź. Ariel wiedziała wszystko o tym pałacu.
- Im więcej drzwi, tym łatwiej Najeźdźcy mogliby wejść do środka. Zlikwidowaliśmy wszystkie inne wyjścia - Edward skrzywił się na swoje słowa. - To był głupi pomysł.
- Nie jest tak źle, nie mogą całą armią wpaść do Pałacu. Musimy jakoś pokonać ich i uciec. Nie ma mowy, żebyśmy walczyli z nimi wszystkimi.
- W takim razie idziemy uderzymy na ogród - Edward wyglądał na zdecydowanego. Do moich uszu dotarł daleki pisk. Miałem wrażenie, że nikt inny go nie usłyszał. Dochodził od strony głównego wyjścia.
- Tata - oprzytomniałem, zwracając na siebie uwagę obecnych. - Mój ojciec jest na dziedzińcu. Musimy pójść tamtędy.
- To szaleństwo - mruknęła Ariel.
- Nie całkiem. Jeśli zobaczą Fenix'a, nie zwrócą na nas uwagi - mruknęła Aria, zastanawiając się nad czymś.
- Dobrze. Idziemy dziedzińcem. Twój ojciec na pewno tam jest?
- Słyszałem go - to chyba im wystarczyło. 
Pobiegliśmy w stronę głównego wyjścia. W połowie drogi usłyszałem ryk. Wściekły i na pewno nie ludzki. Fenixy nie wydawały takich dźwięków. Pozostał więc tylko któryś z moich wujów. Miałem tylko nadzieję, że stoi po naszej stronie.
- Smok - mruknął Igne i przyspieszył. No tak, przecież to z jego rodu pochodził. 
Dobiegliśmy do drzwi, nie napotykając żadnego Najeźdźcy. Wszyscy skupili się na dwóch mitycznych stworach, które z zatrważającą prędkością zamieniali w pył kolejnych wrogów. Nim się obejrzeliśmy Liczba Najeźdźców zmniejszyła się o połowę. Jeden z nich, stojący najdalej od pola walki wyciągnął z kieszeni racę i wystrzelił ją w powietrze. Po kilku sekundach nad wschodnią bramą pojawił się dym, a powietrze przeciął odgłos wybuchu.
Zaczął się atak na Ignem.

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział XIV

Wesołych Świąt!!!! Życzę Wam pysznej Wigilii i najlepszych prezentów pod choinką <3 Szczęścia, zdrowia, spełnienia marzeń i wszystkiego czego tylko zapragniecie :* Oto prezent ode mnie dla Was <3 Miłego czytania :D


*           *           *

Od razu po treningu udałem się do swojego pokoju. Miałem w planach odwiedzenie ojca i zapytanie go o Ave. Trochę martwiła mnie jej zmiana futerka. Może wyglądała na zupełnie zdrową, ale wolałem się upewnić.
Udało mi się znaleźć Elina, który siedział w swoim pokoju, przyglądając się jakiejś mapie, rozłożonej na dużym stole, którego wcześniej tu nie było.
- Co robisz? - zaciekawiony zajrzałem mu przez ramię.
- Patrzysz właśnie na tajne mapy naszego miasta, na których zaznaczone są wszystkie obozowiska Najeźdźców, oraz ich miejsca spotkań w mieście.
- I na pewno mogę na to patrzeć? - spojrzałem na niego niepewnie, a on uśmiechną się i skinął głową. Cmoknąłem go w policzek, co trochę go zaskoczyło i przyjrzałem się mapie.
- A te strzałki? - wskazałem na czerwone strzałki narysowane w niektórych uliczkach.
- To są kierunki, w których przemieszczali się Najeźdźcy, których śledziliśmy. Wszyscy jednak w porę orientowali się, że mają ogon i albo znikali, albo ginęli w walce. Usiłuję przewidzieć ich kolejny ruch.
- To twoje zadanie? - przysunąłem sobie krzesło i usiadłem bokiem do stołu.
- Nie do końca. Po prostu mam przeczucie, że coś się wydarzy i próbuję się domyślić co to będzie.
- Opowiedz mi o Najeźdźcach, wiem tylko tyle, że atakują Ignem już o kilkunastu lat.
- W sumie niewiele o nich wiemy. Prawdopodobnie pochodzą z innego kontynentu, znajdującego się na wschód od naszego miasta. Udało nam się przejąć kilka statków, które ich przewoziły, ale żaden z jeńców niczego nie zdradził. O ile nam wiadomo nie posiadają żadnych mocy, ale doszły mnie słuchy, że niektórzy z nich są na nią odporni. Donoszono mi, że jeden z Ignisów nie mógł użyć mocy, kiedy go złapali. Zamknęli go w dziwnym pomieszczeniu o czerwonych ścianach. Uciekł tylko dzięki temu, że jedna ze służących się w nim zakochała. Dzięki niej wiemy, gdzie znajduje się większość obozowisk Najeźdźców.
- Więc w sumie, niewiele wiemy. Czy w waszym więzieniu są jacyś Najeźdźcy?
- Tak, dosyć sporo. Czemu pytasz?
- Nie znam się na tym, ale dużo z tych czerwonych kropek znajduje się w miejscach, z których widać więzienie. Większość z nich jest na wyższych budynkach.
- Masz rację, że też wcześniej tego nie zauważyłem. Muszę iść z tym do ojca. Chciałeś coś?
- Zastanawiałem się, czy masz dzisiaj czas? Chciałbym iść odwiedzić ojca.
- Spotkam się z tatą, a później pójdziemy do Fenix'a. Mam nadzieję, że się nie pogniewa na mój widok - kiwnąłem głową i pomogłem mu zwinąć mapę.
- Jeśli chcesz możesz iść ze mną, powiedzieć o tym ojcu - skinął na mapę. - W końcu ty to zauważyłeś.
- Nie trzeba. Nie wiem, czy byłby szczęśliwy, gdyby dowiedział się, że widziałem wasze tajne mapy.
- Chyba masz rację, na wszelki wypadek lepiej mu nie mówić - błysnął uśmiechem i wyszedł, zostawiając mnie samego w swoim pokoju.
Korzystając z okazji rozejrzałem się, nie zauważyłem jednak nic, co umknęłoby mi przy ostatnich wizytach, więc położyłem się na łóżku, czekając na powrót Ignisa.
Pomyślałem o mamie i Rachel. Tęskniłem za nimi już od dłuższego czasu. Zastanawiałem się, jak sobie radzą. Czy nie brakuje im pieniędzy? Zawsze mieliśmy małe problemy, żyjąc tylko  tego, co zarabiała mama. Pocieszające było to, że teraz musiała zarabiać tylko na jedno dziecko.
Przypomniałem sobie o dzisiejszym spotkaniu z Iradą. Przed snem będę musiał znieść barierę, co nie będzie takie łatwe.
Przymknąłem oczy, cierpliwie czekając na Elina. Zacząłem zasypiać, myśląc o tym, że Ignis miał rację. Odkąd tu jestem, cały czas chce mi się spać.

- Rybko? Już wieczór - znajomy ktoś szeptał mi do ucha, owiewając przy tym skórę oddechem.
- Mmm - przeciągnąłem się zaspany, przysuwając do Elina i od razu otoczyły mnie ciepłe ramiona.
- Chciałeś iść do ojca, ale dzisiaj już chyba nic z tego.
- To po co mnie budziłeś? - spojrzałem na niego z udawanym wyrzutem i uśmiechnąłem się słodko. - Może chciałeś się dołączyć?
- Hmm, kusząca propozycja, ale niestety. Nawet kiedy śpisz, twój brzuch domaga się jedzenia, przeszkadzając mi w pracy, głośnym burczeniem.
- Mogę liczyć na kolację do łóżka? - ziewnąłem szeroko, czując się, jakbym nie spał od kilku dni.
- Nie, bo mi tu znowu zaśniesz. Powinienem zamienić Rybkę, na Leniwca.
- Hahaha, bardzo śmieszne. Cóż ja poradzę, że cały czas chce mi się spać? - zebrałem się w sobie i wyszedłem z pod kołderki i udając się w stronę drzwi. - Idziesz?
- Naprawdę musisz być głodny, jeśli dobrowolnie wyszedłeś z łóżka - zaśmiał się i podążył za mną do jadalni.
W pomieszczeniu znajdowała się tylko Ariel. Kiedy weszliśmy, właśnie kończyła jeść i wycierała ręce w serwetkę. Oznajmiła nam, że jej rodzice zajmują się pracą i przeprosiła, mówiąc, że musi im pomóc.
- I co z tymi mapami? - spytałem Elina, kiedy służący przyniósł nam pysznie wyglądający gulasz. Od razu zacząłem jeść, jednym uchem słuchając głosu Ignisa.
- Ojciec uznał to za świetny pomysł. Wysłał grupę zwiadowców do każdego wyżej położonego miejsca, z którego widać więzienie. W wielu z nich schwytano obserwujących Najeźdźców. Jeden z nich przed popełnieniem samobójstwa oznajmił, że im nie przeszkodzimy i atak się odbędzie. Ojciec usiłuje opracować plan, a mama uspokaja mieszkańców. Najeźdźcy zasiali wielką panikę.
Zapadła chwilowa cisza. Elin zatopił się we własnych myślach, dziabiąc widelcem mięso na talerzu, a ja usiłowałem przestać się martwić. Miałem dziwne przeczucie, że niedługo Najeźdźcy zaatakują, a słowa jednego z nich wcale mnie nie uspokoiły. W końcu znów zacząłem ziewać, więc Elin zabrał mnie na górę. Od razu poszedłem do łazienki, aby wziąć szybką kąpiel.
Kiedy już byłem czysty i jeszcze bardziej śpiący, wyszedłem z pokoju i zapukałem do Elina. Po chwili wyłonił się zza drzwi patrząc na mnie pytająco.
- Mogę dzisiaj spać z tobą? - zapytałem lekko się rumieniąc. Elin spojrzał na mnie z dziwnym uśmieszkiem, na co parsknąłem cicho. - Nie o tym myślałem. Mam się dziś spotkać z Wyrocznią Aquem i żeby to zrobić muszę zasnąć z otwartym umysłem. Problem w tym, że nie mam pojęcia jak go otworzyć, a ty możesz mi pomóc.
- Ja? - uniósł lekko brwi. - Jestem w tym gorszy od ciebie.
- Chodzi tylko o to, żebyśmy zasnęli połączeni. Może wtedy nie będę się bronić przed Wyrocznią.
- Nie wiem czy to wypali, ale możemy spróbować. Pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spojrzałem na niego podejrzliwie.
- W sumie to nic takiego, po prosu ostatnio jakoś niewygodnie śpi mi się w ubraniach - spojrzał mi w oczy a mnie przeszedł dreszcz. Moja twarz chyba wyrażała wszystkie moje uczucia, bo po chwili Elin roześmiał się wesoło i pociągnął mnie do swojej sypialni.
- Mówisz serio? - wspomnienie poranka przez cały dzień nie dawało mi spokoju, a teraz powróciło, powodując przyjemny głód. I nie miał on nic wspólnego z jedzeniem.
- A chcesz, żebym mówił? - zbliżył się do mnie, przypierając mnie do drzwi. Jego ręka powędrowała do klucza, przekręcając go, by uniemożliwić innym dostanie się do pokoju. Uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy nasze usta się złączyły. Sen odszedł w niepamięć, zastąpiony pragnieniem wiśniowych warg.
Moje ręce same znalazły drogę do karku Elina, podczas, gdy jego ulokowały się na mojej talii. Nawet nie zauważyłem, kiedy znaleźliśmy się obok łóżka, na które po chwili zostałem rzucony.
Sięgnąłem do koszulki Elina, pragnąc by zniknęła. Kiedy tylko moje palce dotknęły materiału, ten stanął w ogniu, nie pozostawiając po sobie nawet zapachu spalenizny.
- Ej, to była moja ulubiona koszula - wymruczał Elin całując mnie po szyi.
- Wybacz, jeszcze nad tym nie panuję - przejechałem po jego torsie dłonią, delikatnie drapiąc gładką skórę. W odpowiedzi usłyszałem zadowolony pomruk.
Moja koszulka zniknęła za sprawą rąk Elina, które także postanowiły dostać się do mojego brzucha. Moje ciało zaczynało płonąć, a do umysłu wpadało coraz więcej uczuć i myśli Elina. W końcu nasze uczucia zlały się w jedno. Nie potrafiłem rozróżnić do kogo należy ten jęk, czy westchnienie. Nasze ciuchy wylądowały w różnych częściach pokoju, to na biurku, szafce lub podłodze.
Dopiero, kiedy ręka Elina wylądowała na moich pośladkach, uświadomiłem sobie, co się zaraz stanie. Zalała mnie fala niepewności, co oczywiście Elin od razu wyczuł i pocałował mnie czule w usta.
Możemy przestać, kiedy tylko chcesz, usłyszałem delikatny głos, mimo, że nasze wargi nadal były połączone. Właśnie to upewniło mnie, że chcę to zrobić. Że chcę oddać się właśnie Elinowi, który nawet w tym momencie potrafiłby przestać, jeśli tylko bym go o to poprosił.
- Kocham cię - szepnąłem, kiedy w końcu oderwał się ode mnie. Patrzyłem mu w oczy i dostrzegłem jak zapłonęła w nich radość. Uderzyła ona we mnie tak jakby było to moje uczucie. Uśmiechnąłem się do niego i znów zbliżyłem wargi do jego. - Zróbmy to.
- Będę delikatny - Elin skinął głową, wyczuwając pewność zarówno w moim głosie, jak i umyśle. Odsunął się i sięgnął do szafki, stojącej koło łóżka. Po chwili wrócił, trzymając w ręce jakąś tubkę. Nie zdążyłem zapytać co to, gdyż od razu mocno mnie pocałował. Przeturlaliśmy się po łóżku, znajdując się znów na jego środku. Elin zjechał ustami na moją szyję, cały czas jednak sunąc w dół.
Wstrzymałem oddech, kiedy zjechał w dół mojego brzucha, pieszcząc ustami skórę. Wizja jego ust zamykających się na moim członku rozpaliła mnie jeszcze bardziej, szczególnie, że nie pochodziła z mojej głowy. Zastanawiałem się, czy Elin naprawdę zamierza to zrobić, a moje wahanie zniknęło w chwili, gdy poczułem jak jego język delikatnie pieści główkę mojego penisa.
Zacisnąłem ręce na pościeli, co chwilę wyrzucając z siebie głośne jęki. Spiąłem się lekko, kiedy coś mokrego przejechało po mojej dziurce, by po chwili na nią nacisnąć. Poczułem lekki ból, ale zaciskające się wargi Elina sprawiły, że zniknął po sekundzie, zastąpiony falą przyjemności. Wplotłem palce w czarne włosy Elina, lekko je ciągnąc.
Po kilku chwilach drugi palec znalazł się w moim wnętrzu, mocniej je rozciągając. Elin skrzyżował palce, jednocześnie biorąc mnie głębiej i sprawiając niesamowitą przyjemność. Moje biodra mimowolnie wyrwały się lekko w przód, jednak Ignis wolną ręką skutecznie uniemożliwił im ruch.
Nie mam pojęcia, kiedy dwa palce zamieniły się w trzy, a ja nalazłem się na granicy orgazmu. Elin w każdym razie doskonale wiedział co się dzieje, w ostatniej chwili zaprzestając ruchów głową i wyciągając ze mnie palce. Jęknąłem niezadowolony, czując nieprzyjemną pustkę, jednak ten jęk zginął w ustach Ignisa.
- Rybko, jesteś pewny? Jeszcze możemy... - przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem, cały czas się uśmiechając.
Zrób to.
Poczułem jak coś dużego napiera na mój odbyt i mimowolnie się spiąłem.
- Ciii, rozluźni się - Elin sięgną do mojego członka, skuteczni mi pomagając wykonać zadanie. Krzyknąłem, kiedy wszedł we mnie jednym, szybkim ruchem. Zabolało i to cholernie. Na szczęście Elin od razu znieruchomiał, a ja zrozumiałem, że przez nasze połączenie on także czuje mój ból. Otoczyłem go barierą, ale Elin mnie powstrzymał.
- Chcę czuć to, co ty - szepnął i musnął moje usta, delikatni się poruszając. Bolało trochę mniej. Uderzał pod różnymi kątami, jakby czegoś szukał. Uderzył w jakiś punkt, a ja zobaczyłem gwiazdki przed oczami. W jednej chwili ból odszedł w niepamięć, a moja przyjemność zmieszała się z tą Elina, który raz po raz uderzał w dziwny punkt, sprawiając, że po kilku ruchach znów znalazłem się na krawędzi. Po chwili moje mięśnie zacisnęły się na Elinie, a ja krzyknąłem, dochodząc z jego imieniem na ustach. On odczuwał dokładnie to samo, szczytując we mnie.
W końcu Elin opadł na mnie, pozbawiony wszelkich sił, tak samo jak ja. Leżeliśmy tak kilka minut, aż w końcu Elin lekko się podniósł i pocałował mnie w usta.
- Ja też cię kocham - mruknął z uśmiechem, a ja odpowiedziałem tym samym.
- Wiem.
- Skąd? Nie przypominam sobie, żebym ci o tym mówił.
- Nie zapominaj, że siedziałem w twojej głowie - uśmiechnąłem się wrednie, a on za to zaatakował, łaskocząc mnie po brzuchu.
-Aaa!!! Przestań... proszę, j-ja już.. nie będę - wydukałem pomiędzy napadami śmiechu i dzięki Bogu zostałem puszczony. Elin leżał na mnie, podpierając się rękami. Coś zimnego dotknęło mojej klatki, więc skierowałem swój wzrok na naszyjnik Elina. On zrobił to samo, chwytając go i ściągając przez głowę.
- Widziała go tylko Wyrocznia. To mój amulet - powiedział z uśmiechem i podał mi go.
- A-ale... -kompletnie mnie zatkało. Amulet był zrobiony z czerwonego kamienia z żyłkami w różnych odcieniach tego koloru, co sprawiało, że wyglądał, jakby był zrobiony z płomienia. Miał on kształt lekko zaostrzonej elipsy z wyciętym półkolem.
Sięgnąłem do swojej szyi i uniosłem swój kamień. Mimo, że były innych kolorów, sprawiały wrażenie idealnie do siebie dopasowanych. Elin chwycił swoją część i usiadł, gestem prosząc mnie o to samo. Posłusznie usiadłem i spojrzałem na niego dalej nie mogąc w to uwierzyć. Ignis zaśmiał się z mojej miny.
- Nie jesteś zaskoczony? - spytałem, zdając sobie sprawę, że przyjął tą informację z największym spokojem.
- Nie, nie zapominaj, że byłem z tobą podczas ceremonii. Wtedy było to dla mnie lekkim szokiem, choć na początku myślałem, że po prostu wyglądają, jakby były dopasowane. Teraz jestem pewny, że tworząc całość. Więc jak, spróbujemy?
- Mhm - kiwnąłem głową i ściągnąłem naszyjnik, wyciągając go w stronę Elina. Ignis przyłożył czerwony kamień i połączył go z niebieskim bez najmniejszego problemu.
- Więc jed... - zaczął, ale przerwał mu rozbłysk białego światła. Połączone amulety uniosły się nad nasze ręce, oślepiając nas swym blaskiem. Poczułem, że zaczynam się unosić. Krzyknąłem przestraszony, kiedy zawisłem metr nad ziemią z amuletami, które zaczęły krążyć wokół, co chwilę lekko obijając się o moje ciało. Elin został na dole i choć próbował, nie mógł mnie dotknąć. Wokół mojego ciała wytworzyła się otoczka, złożona z wody i ognia, które mimo, że się dotykały, nie reagowały ze sobą.
Moje ciało rozdarł przerażający ból, wyrywając mi z gardła głośny krzyk. Czułem się podobnie, jak podczas uwolnienia mocy ognia, z tym, że teraz ból był dużo silniejszy. Miałem wrażenie, że wszystko w moim ciele zmienia swoje  miejsce. Kiedy myślałem, że zemdleję, wszystko ustało. Upadłem na łóżko, od razu otoczony przez ramiona Elina. Dysząc spojrzałem na dłoń. Trzymałem w niej dwa identyczne amulety, będące mniejszą kopią tego, który powstał z połączonych kamieni.
- Co to było? - zapytałem wiedząc, że Elin odczuwał wszystko dokładnie tak jak ja.
- Nie mam pojęcia. Wszystko dobrze? To naprawdę bolało - Elin również dyszał, dalej mnie obejmując.
- Już okej, nie mam pojęcia co się działo, ale czuje się jakoś inaczej. Nic mnie nie boli, tylko, jakby coś się zmieniło.
- Jutro pójdziemy do twojego ojca, może on będzie wiedział co się stało.
Kiwnąłem głową i podskoczyłem, słysząc walenie w drzwi.
- Elin! Arael! Co się dzieje?! Wpuście nas natychmiast!
Spojrzeliśmy po sobie i rzuciliśmy się w stronę bokserek, w porę je zakładając, gdyż drzwi zostały dosłownie spalone, a przestraszona rodzina wpadła do pokoju. Stanęli jak wryci, widząc nas stojących obok siebie jedynie w bokserkach. Równocześnie skierowali wzrok na łóżko, które wyglądało, jakby działo się w nim to, co się działo w rzeczywistości.
- Chłopcy, stało się coś? - Edward stał z kamienną miną, wpatrując się w nas
- Eee.. Nie, nic, kompletnie nic się nie stało - zatkałem usta Elina, który miał zamiar odpowiedzieć i zacząłem wymachiwać ręką. Całkowicie zapomniałem, że znajdują się w niej nasze nowe amulety, przez co poleciały w górę i wylądowały tuż przed rodziną Ignisów, oraz Ave, która zaciekawiona dołączyła do zgromadzenia chwilę wcześniej.
Aria podniosła amulety i spojrzała na nas. Ariel pisnęła, niemal doprowadzając mnie i Elina do zawału. Dalsze wydarzenia kompletnie zbiły mnie z pantałyku.
- Ha! Wygrałam! Mamo? - wyciągnęła dłoń w stronę rodzicieli, a ta wygrzebała z kieszeni kluczyk i z westchnieniem jej go wręczyła. - Tatusiu? - Igne zmarkotniał i spojrzał na nas z wyrzutem. Ariel mocno go szturchnęła, na co położył sobie rękę na sercu.
- Przysięgam na tytuł Igne, nie robić żadnych testów i nie zastawiać pułapek na moją córkę, oraz wszystkich, których sprowadzi do pałacu. Zadowolona? - Ariel skinęła głową z uśmiechem i rzuciła się na nas, wieszając na naszych ramionach.
- Dzięki wam mam nową garderobę i mogę sprowadzać do pałacu wszystkich znajomych, unikając upokarzających wpadek. Nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa - obdarowała nas buziakami w policzki, po czym wybiegła z pokoju zostawiając resztę w dosyć w niezręcznej sytuacji. Elin odchrząknął znacząco w stronę rodziców.
- Czy moglibyśmy się ubrać? Arael czuje się trochę niezręcznie - uśmiechnął się do mnie, przypominając, że dalej wyczuwa moje uczucia. Bez żadnego dotyku, czy wody. Jakby to połączenie wskoczyło na zupełnie inny poziom.
- Jasne, poczekamy - Edward skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się złośliwie.- Straciłem przez was jedną z lepszych zabaw.
Elin prychnął i zaciągnął mnie do łazienki, wcześniej zahaczając o szafę. Chyba zbytnio się nie przejął przyłapaniem przez rodziców, bo nie tylko wyglądał, ale był całkowicie spokojny, a nawet lekko rozbawiony.
- Co cię tak bawi? - mruknąłem, kiedy już znaleźliśmy się w łazience. Elin od razu złapał mnie w pasie i pocałował.
- Ich miny. Musieli nieźle stracić na tym zakłądzie.
- Co? Jakim zakładzie?
- Założyli się o nasz związek. Tata obstawiał, że do niczego nie dojdzie, mama,że najpierw zapytamy o zgodę, a Ariel, że po prostu się ze sobą prześpimy, nie pytając nikogo o zdanie. Mama stawiała garderobę, tata koniec z kawałami, a Ariel miesięczne lekcje ze strategii wojennej. Musi być wniebowzięta, nienawidzi tych zajęć.
- Założyli się o nas? Więc nie mają nic przeciwko? I skąd wiedzieli.
- O to mnie nie pytaj. Kobiet nie zrozumiesz, one zawsze wszystko widzą - uśmiechnął się do mnie i zaciągnął do wanny. - Co powiesz na kąpiel?
- Teraz?Ale twoi rodzice...
- Poczekają - przerwał mi i rozbierając się do końca, wszedł do wanny. Wzruszyłem ramionami, znów czując dreszczyk podniecenia. Ściągnąłem bokserki i machnąłem ręką w stronę lejącej się wody. Od razu przestała lecieć, ale wanna napełniła się pojawiającą się znikąd przeźroczystą wodą.
- Niezła sztuczka. A teraz chodź tu do mnie - Elin wyciągnął ramiona w moją stronę, a ja z chęcią wszedłem do wody i oparłem się o jego klatkę piersiową. Woda oczywiście od razu zaczęła bulgotać, przez co znaleźliśmy się w jakuzzi z wrzątkiem. Żadnemu z nas jednak to nie przeszkadzało.
- Mmm - zamknąłem oczy rozkoszując się przyjemnym ciepełkiem i otaczającymi mnie razmionami.
- Uwielbiam jak mruczysz - szepnął mi do ucha, po czym zjechał ustami na szyję. Krew znów zaczęła kierować się w dół, a Elin nie miał zamiaru przestać. Powstrzymałem jęk, który wkradł mi się na ust i spojrzałem z wyrzutem na Ignisa.
- Elin! - szepnąłem, a on tylko się uśmiechnął. - Usłyszą nas..Prze-stań - jego ręka znalazła się na moim członku, tym razem nie powstrzymałem jęku.
- W takim razie bądź cicho - zaśmiał się złośliwie.
- Ach tak? W takim razie zobaczymy jak ty będziesz cicho teraz - uniosłem się i opadłem, tak, że Elin wszedł we mnie. Byłem na tyle rozciągnięty, że nie poczułem bólu. Zadowolony słuchałem głośnego jęku, który wydobył się z jego ust.
- Osz ty mała ośmiornico - Elin zmrużył groźnie oczy i poruszył się we mnie, trącając czuły punkt. Na szczęście zdążyłem wpić się w jego usta, tłumiąc jęk. Kochaliśmy się, nie zważając na czekających za drzwiami rodziców Elina.
W końcu obaj doszliśmy, dalej się całując. Opadłem na Elina wychlapując nieco wody z wanny. Z resztą podłoga była już cała zalana, choć wody w wannie w ogóle nie ubyło.
Po łazience rozeszło się głośne pukanie.
- Mogliście ich ostrzec! - usłyszałem głos taty i poderwałem się szybko. Omal nie wypadłem z wanny, ale Elin w porę mnie złapał.
- Lepiej się pośpieszmy - szepnął, tym razem nieco zaniepokojony. Bo niby po co sam Fenix przybył do pałacu?
Kiwnąłem głową i wyszliśmy z wanny, momentalnie schnąc. Ubrałem się w ciuchy Elina, które dla mnie wziął. Były nieco zbyt duże, ale lepsze to niż paradowanie w bokserkach. Stanęliśmy przed drzwiami i spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Gotowy? - spytałem a on uśmiechnął się do mnie.
- Na konfrontację z teściem? Nigdy, ale lepiej już wyjdźmy. Mam wrażenie, że nie jest w najlepszym humorze.
Przekręciłem klucz w zamku, a po drugiej stronie nastała cisza. Pchnąłem drzwi i chwyciłem Elina za rękę. Naszym oczom ukazała się wściekła postać, trzymająca w dłoniach dwie kule ognia, które za chwilę miały polecieć w stronę Edwarda. Kilka zwęglonych plam na ścianie upewniło mnie, że nie były one pierwszymi. Igne na szczęście nie wyglądał na rannego. Tuż obok drzwi stała Aria, widocznie to ona pukała.
- Tato! - krzyknąłem i podbiegłem do Fenix'a, kazałem kulom zniknąć, ale nie posłuchały. To nie był ogień Ignisa, ale Dewosa, mitycznego stworzenia, władającego najsilniejszym ogniem.
- Co ty wyprawiasz?! Zgaś ten ogień! - nie zareagował, więc spanikowany oblałem jego ręce wodą, co na szczęście zadziałało. Ojciec skrzywił się, kiedy jego dłonie zaczęły parować.
- Nie cierpię wody - mruknął, już nieco spokojniejszy. Edward odetchnął z ulgą. Najwyraźniej nawet dla Igne walka z Fenix'em to zbyt dużo.
- Możecie nam do diabła powiedzieć co tu się dzieję? - Elin stanął przy swoim ojcu, sprawdzając, czy wszystko aby na pewno z nim w porządku.
- Dziecko się dzieję! - krzyknął Fenix, znów stając w ogniu.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział XIII

 Hej <3 Kolejny rozdział za nami :) Myślę, że opowiadanie będzie miało jakoś 17 rozdziałów, może troszkę więcej :) Jestem na wyjeździe, więc na wszystkie komentarze odpowiem po powrocie :* Miłego czytania ^.^
PS: W środę czeka was mała niespodzianka, więc zapraszam :3


*        *        *

- Czekaj, więc mówisz nam, że jesteś synem Fenix', potomkiem najsilniejszego Aquera i władasz teraz dwoma żywiołami? Ponadto twój ojciec nie zawsze jest płonącym ptakiem, ale zamienia się w człowieka, a ty dotykając kogoś w wodzie, potrafisz wejść mu do głowy? - podsumował Igne, kiedy przy śniadaniu poruszyliśmy temat ostatnich wydarzeń. Kiwnąłem głową, gdyż usta miałem pełne przepysznych naleśników.- Wspaniale!
 - To jeszcze nie koniec - powiedział uśmiechnięty Elin, który od rana był w wyśmienitym humorze. - Potrafi też nadać Błogosławieństwo i leczyć Aquerów mocą wody. Swoją drogą, ciekawe, czy z ogniem też zadziała.
- Nie mam pojęcia, na razie nawet nie potrafię utworzyć małego płomyczka, nie zapalając przy tym połowy pokoju.
- Więc postanowione. Elin od dziś codziennie będziesz ćwiczył z Araelem w sali treningowej - Igne wyglądał na zachwyconego swoim pomysłem. - Kiedy już opanujesz ogień, zrobimy ci mały egzamin. Możemy też poprosić Alena o pomoc w medycynie. Jego talent marnuje się w walce poza Ignem. 
- Byłoby świetnie, dziękuję - uśmiechnąłem się  i spojrzałem na Elina, który z zadziornym uśmieszkiem wpatrywał się w moje oczy. Od razu przypomniała mi się sytuacja z dzisiejszego ranka, a na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. 
Ariel spojrzała na nas badawczo, po czym uśmiechnęła się przebiegle i skupiła się na Elinie.
- Au! - krzyknęła chwilę później i chwyciła się za dłoń. - Elin, jak to zrobiłeś?!
- Kochanie, wszytko w porządku? - Aria od razu spojrzała na rękę córki, ale nie widząc na niej żadnej rany, odetchnęła z ulgą. - Co się stało?
- Elin mnie oparzył - postanowiła wyjaśnić, widząc nierozumiejące spojrzenie rodziców. - Nie tak naprawdę, tylko w głowie.
Nie wyglądało na to, żeby jej rodzice coś zrozumieli, westchnęła więc i skierowała spojrzenie na mnie. Nie mogłem powstrzymać zadowolonego uśmiechu. 
- Osz ty - burknęła do mnie. - To twoja sprawka. Wiedziałam, że sam by się tego nie nauczył.
- Ej! Wcale nie jestem w tym taki zły. Trzeba było nie pchać się do moich myśli, to byś nie oberwała.
Zwabiona podniesionymi głosami Ave, wspięła mi się po koszuli, przy okazji niemiłosiernie łaskocząc po brzuchu, i wychyliła łebek zza mojego kołnierzyka. Miny Arii i Edwarda, kiedy ją zobaczyli były bezcenne. Ariel też znieruchomiała, wpatrując się w zwierzątko. Odchrząknąłem i uśmiechnąłem się lekko rozbawiony.
- Więc, jeszcze jej nie przedstawiłem. To jest Ave. Przyjechała ze mną z Aquem i jak widać jest trochę nieśmiała. Dzisiaj uparła się żeby zjeść z nami śniadanie.
- Ave, poznaj moją rodzinę - Elin uśmiechnął się do wiewiórki, na co tak wyszła mi zza kołnierza i wskoczyła mu na ramię. Ignis nawet nie krył swojego rozbawienia minami najbliższych. 
- Jaka śliczna! - Ariel w końcu otrząsnęła się za zdziwienia i wyciągnęła rękę do wiewiórki. Ta powąchała ją i nie przejmując się niczym, po prostu przeskoczyła nad stołem, idealnie odmierzając odległość i lądując na ramieniu dziewczyny. Ta zaczęła się śmiać i usiłowała złapać zwierzątko, które co chwilę przeskakiwało jej z ramienia na głowę, a później na drugie ramię.
Aria zakryła usta dłonią i zaczęła się cicho śmiać, natomiast Edward tylko uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową.
- Chłopcze, ty chyba nigdy nie przestaniesz nas zaskakiwać - powiedział i skinął w stronę służącego. - Przynieście najlepsze orzechy z naszej spiżarni. Żaden gość nie może zostać pominięty - skinął w stronę Ave. 
Po chwili orzechy zostały przyniesione i postawione tuż przede mną. Ave od razu znalazła się na moim ramieniu.
- Umie zrobić jakieś sztuczki? - Ariel wyglądała na naprawdę podekscytowaną. Uśmiechnąłem się do niej i kiwnąłem głową. Co prawda nigdy nie ćwiczyliśmy z Ave żadnych komend, ale wiewiórka była na tyle mądra, że zawsze rozumiała o co mi chodzi.
Szepnąłem jej kilka słów, a ta pisnęła radośnie. Najwyraźniej nie mogła się doczekać swojego debiutu. Nigdzie nie widziałem żadnej wody, więc postanowiłem spróbować wytworzyć ją tak, jak podczas kąpieli. Okazało się, że nie było to trudne i po chwili w całym pomieszczeniu wisiały bańki wielkości mojej dłoni. Spłaszczyłem je, tak, że wyglądały jak małe dyski i ułożyłem w długą ścieżkę, biegnąca prawie pod sam sufit. 
Wziąłem jednego orzeszka i rzuciłem nim mocno w stronę końca ścieżki. Po chwili już tam wisiał, wspierany przez kilka kropel wody.
- Ave, gotowa? - zwierzątko pisnęło cicho i odbijając się, skoczyła na pierwszy dysk. Ten zapadł się pod nią niemal od razu, ale zdążyła się odbić. Utwardziłem pozostałe dyski, aby mogły utrzymać jej ciężar. Wiewiórka skakała z jednego dysku na drugi, bez problemu pokonując odległości. 
- Elin, możesz dodać trochę ognia? - spojrzałem w stronę Ignisa, a on popatrzył na mnie niepewnie. - Nie martw się, nic jej nie będzie.
Elin ułożył w dłoni kilka kulek ognia, z których po chwili wyleciały małe ptaszki z ognia. Uśmiechnąłem się, gdy szybko wystartowały, nacierając na wiewiórkę. Ta uskoczyła przed pierwszym, aby zaraz ominąć drugiego, prawie jej wielkości. Poruszała się trochę wolniej, ale dalej z dużą szybkością. 
Machnąłem ręką i stworzyłem takie same ptaki jak Elin, tylko z wody. Jeden z nich był prawie dwa razy większy od Ave. Wypuściłem je w stronę zwierzaka. Wiewiórka radziła sobie doskonale, ale w pewnym momencie źle położyła łapkę, przez co straciła równowagę i runęła w dół. Rozejrzała się szybko i jednym ruchem ogona zmieniła tor lotu o kilka centymetrów, dzięki czemu wylądowała na grzbiecie największego z wodnych ptaków.
Uznałem, że wystarczająco już pokazał, więc skierowałem ptaka w stronę orzecha. Ku mojemu zdziwieniu drogę zagrodziły mi ogniste stworzonka.
Spojrzałem na Elina, który uśmiechał się do mnie wyzywająco. Odpowiedziałem mu tym samym i ustawiłem reszt ptaków tak, by ochraniały Ave.
Naszedł mnie dziwny obraz, na którym Ave przeskakiwała po płonących ptakach, które zajęte były walką ze swoimi wodnymi odpowiednikami. Spojrzałem na wiewiórkę, która patrzyła mi w oczy. Więc to od niej ten obraz, pomyślałem i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Mam tak mądrą wiewiórkę, że potrafi nawet sama zaplanować atak.
- Ave, teraz! - krzyknąłem i zaatakowałem. Wokół "pola bitwy" zebrało się mnóstwo pary, ale czerwone futerko Ave i tak pozostało widoczne. Po chwili naszym oczom ukazała się wiewiórka, która wisiała dwoma łapkami trzymając się orzeszka.
- Wygraliśmy! - krzyknąłem , całkowicie zapominając, że znajduję się w towarzystwie Igne i jego żony.
- Ave, rządzisz! - Ariel także bez skrępowania gratulowała wiewiórce. Nakierowałem największego ptaka na Ave, a kiedy tylko jej dotknął, zamienił się w bańkę wody w której wiewiórka zajadała orzech. Sprowadziłem ją do i kazałem rozpłynąć się w powietrzu. Ave wylądowała na moich kolanach wołając o kolejną zabawę. Pokręciłem głową i podałem jej resztę orzechów, którą zaczęła zajadać ze smakiem.
Usłyszałem głośne brawa, które jak się okazało pochodziły od Igne, teraz uśmiechającego się radośnie.
- Naprawdę nieźle się dogadujecie. Nie mam pojęcia, jak, ale wydawało mi się, że czytaliście sobie w myślach. Nieźle wykiwaliście Elina, a to nawet mnie się czasem nie udaje. Może pokarzecie jeszcze coś? - Chciałem odpowiedzieć, ale ubiegł mnie Elin, który właśnie wstał z miejsca.
- Nie teraz, tato, Ave wygląda jakby przebiegła maraton. Poza tym, musimy już iść. Arael nie może się doczekać pierwszego treningu - Elin wstał i chwycił mnie za rękę, ciągnąc z w stronę wyjścia. Nie stawiałem oporu, ostatni raz oglądając się za siebie. Na twarzy dwóch kobiet pojawiło się najpierw zdziwienie, a potem przebiegłe uśmieszki, które trochę mnie przerażały. Tylko Edward siedział wpatrzony w nas, trochę zawiedziony, że nie zobaczy kolejnego pokazu naszej współpracy.
Przeszliśmy chyba przez cały pałac, aż w końcu dotarliśmy do dużych dębowych drzwi. Nie wyróżniały się niczym, ale Elin najwyraźniej dobrze wiedział, gdzie idziemy. Pchnął je mocno, a one rozwarły się bezgłośnie i wpuściły nas do ogromnej sali.
Rozejrzałem się nieco zdumiony. Ta sala miała wielkość średniej wielkości budynku. Nie było tu żadnych mebli, czy ozdób. Jedynie palące się w tej chwili pochodnie, rozwieszone co półtorej metra na każdej ze ścian. Oprócz nich, zauważyłem jeszcze sprzęt do ćwiczeń w jednym z rogów. Otóż zwykłe ciężarki i ławeczka, pomagające utrzymać dobrą formę. Było tu także kilka koszy i dwie metalowe beczki. Na jednej ze ścian zauważyłem kilka tarcz, wokół których ściana została chyba kilkakrotnie potraktowana ogniem.
Elin poprowadził mnie na środek sali i kiwnął w stronę tarcz.
- Do ćwiczenia celności, ale to dopiero, kiedy nauczysz się formować kule. Codziennie będziemy ćwiczyć też mięśnie, gdyż Ignis często musi walczyć tak, żeby nie zrobić krzywdy przeciwnikowi.
- To nie mogę wtedy po prostu użyć wody? Byłoby o wiele prościej. 
- Może i tak, ale jeśli nie bedziesz mógł tego zrobić, lepiej, żebyś umiał się bronić. Będziemy ćwiczyć także walkę w ręcz - uśmiechnął się przebiegle, a ja zaczynałem mieć wątpliwości co do tego ćwiczenia. Elin nie wyglądał na takiego, który da się powalić jednym kopnięciem.
- Najpierw jednak zajmiemy się czymś prostym. Musisz się oswoić z ogniem i zacząć go kontrolować. Poczekaj chwilę - Elin podszedł do drzwi, których wcześniej nie zauważyłem i po chwili wrócił z trzema świeczkami. Położył ja na ziemi i usiadł, a ja zrobiłem to samo.
- Żeby użyć mocy ognia najważniejsza jest wyobraźnia. Pomyśl o tym, że zapalasz środkową świeczkę i uwolni moc. Rozkaż jej zapalić świeczki.
- Podobnie jak z wodą. Spróbujmy - zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie płonący knot świeczki. Uchyliłem powieki i spojrzałem na rezultat. 
- Cóż. Chodziło mi bardziej, żebyś zapalił, a nie spalił te świeczki - Elin wyglądał na rozbawionego widokiem trzech woskowych plam, które pojawiły się w miejsce świeczek.
- Nie czepiaj się, z wodą przynajmniej da się współpracować.
- Hmm, może inaczej. o dokładnie robisz z wodą, jeśli chcesz jej użyć?
- Najpierw sięgam do niej umysłem, a jeśli nikt jej nie kontroluje, po prostu proszę ją, żeby się ruszyła, bądź zrobiła coś innego.
- Jak to prosisz? - spytał zdziwiony, lekko unosząc brwi.
- Kiedyś próbowałem robić to na siłę. Krzyczałem w myślach, że ma się ruszyć. W końcu zdesperowany poprosiłem, żeby coś zrobiła, a ona mnie posłuchała. Od tamtej pory zawsze ją proszę.
- Może z ogniem masz podobnie? Spróbuj z nim pogadać, czy co tam zrobiłeś z tą wodą.
Kiwnąłem głową i ponownie zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie ogień, który we mnie płonął i podszedłem do niego. Uśmiechnąłem się, czując wewnętrzne ciepełko. Pomyślałem cichą prośbę i uniosłem dłoń. Uchyliłem powiekę chcąc zobaczyć rezultat i wyszczerzyłem się wesoło.
- Udało się! - malutki płomyczek tańczył nad moim palcem, delikatnie podrygując.  - To wcale nie takie trudne. W sumie nie różni się od kontrolowania wody. Tylko jest trochę inny. Nie skupia się na kontakcie.
- Jakim kontakcie?
- Kiedy używam wody, potrafię wyczuć wszystko, co jej dotyka. Jeśli jakiś inny Aquer będzie chciał poruszyć wodą, którą kontroluję, mogę wniknąć w jego umysł tak, jak kiedy oboje dotykamy wody. Ogień jest trochę inny, wiem tylko co się pali. 
- Nie wiedziałem, że każdy żywioł coś takiego potrafi. Każdy Ignis potrafi wyczuć, co się pali w okolicy. Jest jeszcze jedna umiejętność związana z ogniem, ale tylko silniejsi potrafią ją kontrolować. Kiedyś podpatrzyłem jak ojciec to robi i sam spróbowałem. Nie idzie mi zbyt dobrze, ale mogę usłyszeć niektóre rzeczy, mówione w pomieszczeniach, w których płonie choćby mała świeczka. 
- Nie słyszałem nigdy o czymś takim. Ciekawe jakie umiejętności mają władający ziemią i powietrzem.
- O ile się nie mylę, wszystkiego dowiem się, kiedy zostanę Igne. Niekiedy ojciec nie odpowiada na moje pytania i mówi, że tylko władca może o tym wiedzieć. Nawet nie wiesz jakie to frustrujące.
- Domyślam się - uśmiechnąłem się i skierowałem wzrok na tarcze stojące niedaleko. - Mogę spróbować?
- Oczywiście, ale nie licz na zbyt duże rezultaty. Ciężko kierować ogniem - wstał i podszedł do narysowanej na podłodze linii. Ruszyłem za nim i patrzyłem jak formuje w dłoniach dużą kulę z ognia. Rzucił nią w stronę tarcz, a ona rozdzieliła się na trzy i uderzyła w środek każdej z nich.
- Nie popisuj się - mruknąłem z uśmiechem i zamknąłem oczy. Czułem jak ogień formuje się w moich dłoniach. Elin stał tuż obok rozpraszając mnie samą swoją obecnością. Naszła mnie nagła chęć posmakowania jego ust, jednak powstrzymałem, starając skupić na zadaniu. Cały czas jednak, jego obraz chodził mi po głowie. 
Otworzyłem oczy i poprosiłem kulę, aby uderzyła w tarcze, ta jednak miała chyba inne plany, gdyż skoczyła w górę, lecąc prosto w stronę Elina. Uderzyłaby go w twarz, gdyby nie osłonił się własnym płomieniem.
- Czy ja ci wyglądam na tarczę? - Elin wyglądał bardziej na rozbawionego, jednak zmarszczył brwi, udając złość.
- Może troszeczkę - posłałem mu swój uśmiech i tym razem z rozmysłem wycelowałem w niego ogniem. Zdążył się odsunąć i spojrzał na mnie przebiegle.
Zrobiłem krok w tył, widząc jak się do mnie zbliża. Uniósł ręce i skoczył, łapiąc mnie w talii. Krzyknąłem zaskoczony i po chwili zacząłem się śmiać, łaskotany przez bruneta. Usiłowałem uciec, ale za każdym razem Elin łapał mnie, kiedy już prawie byłem wolny. W pewnym momencie usiadł mi na biodrach, aby powstrzymać kolejną próbę ucieczki. Jego ręce przestały mnie łaskotać, więc spojrzałem mu w twarz, która teraz znajdowała się tylko kilka centymetrów od mojej. 
- Ja ci dam rzucanie we mnie moją własną bronią - wyszeptał groźnie, ale efekt zepsuły iskierki rozbawienia, płonące w jego oczach.
- I co mi zrobisz? - mój żołądek zacisnął się w oczekiwaniu na to, co zrobi Elin.
- Hmm, może na początek to - jego usta zetknęły się z moimi, powodując przyjemne ciarki biegnące po moim kręgosłupie.
Był to jeden z tych czułych pocałunków, które nie prowadzą do niczego więcej. Elin całował mnie powoli, a ja odpowiadałem mu tym samym. Po kilku minutach odsunął się nieznacznie, dalej wisząc nade mną.
- Potrzebujesz jeszcze jakiejś kary? - mruknął owiewając moje usta swoim oddechem. Uśmiechnąłem się do niego i z zaskoczenia pchnąłem w bok, zamieniając nas miejscami.
- Myślę, że nie do końca zrozumiałem powagę mojego przewinienia - pochyliłem się i tym razem to ja go pocałowałem. Po chwili zawisłem nad niem i wyciągnąłem dłoń tak, że znajdowała się pomiędzy naszymi twarzami. Na jednym z palców zatańczył mały płomyczek, który po chwili rozbił się na nosie Elina, nie robiąc mu krzywdy.
- Osz ty - mruknął i szarpnął się, powracając do poprzedniej pozycji. Byłby mnie znów pocałował, ale drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Alen.
- Elin, twój ojciec prosił mnie, żebym pomógł Araelowi z lecze... - spojrzał na nas i zamarł, a na jego ustach po chwili pojawił się rozbawiony uśmieszek. - Widzę, że doskonale radzicie sobie beze mnie. Postanowiliście najpierw zgłębić tajemnice ludzkiego ciała?
Jak można by się spodziewać moja twarz natychmiast przybrała kolor dojrzałego pomidora. Elin natomiast tylko uśmiechnął się do przyjaciela i cmoknął mnie w usta. Trochę dziwiło mnie, że nie ukrywa się przed Alenem. Widocznie naprawdę się przyjaźnili i ten wiedział o jego upodobaniach. 
Ta myśl pozwoliła mi się trochę rozluźnić. Nie chciałem, zostać główną atrakcją całego miasta, jako ten, który jest całowany przez przyszłego Igne. Najwyraźniej mogłem ufać Alenowi.
Elin w końcu postanowił wstać, ciągnąc mnie za sobą. Alen podszedł do nas i podał nam rękę w geście przywitania. Uścisnąłem ją i uśmiechnąłem się pogodnie.
- W takim razie już pójdę. Muszę jeszcze coś załatwić - Elin skinął nam głową. Kiedy wyszedł, usiedliśmy na środku sali.
- Igne mówił, że potrafisz leczyć władających wodą.
- Nie tylko. Wystarczy, że osoba jest w miarę blisko spokrewniona z jakimś Aqurem. 
- Hmm, u nas działa to podobnie. Leczenie nie jest akie trudna jak się wydaje, ale wymaga dużo energii, której u ciebie pewnie nie brakuje. Jako przyjaciel rodziny zostałem wtajemniczony - mrugnął do mnie, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Zaczniemy może od tego na czym polega leczenie za pomocą ognia. Tak jak w przypadku wody, musisz wprowadzić go do ciała rannego, z tym, że nie możesz zrobić tego zbyt szybko. Jeżeli twój ogień jest silniejszy, może spalić rannego od środka. 
- Pocieszające.
- Nie martw się, to się raczej rzadko zdarza. Kontynuując musisz znaleźć zranienie. Najłatwiej znaleźć te widoczne, pozostałe są trudne do odnalezienia.
- Nie dla mnie. Mogę wyczuć je za pomocą wody.
- W niektórych przypadkach, owszem. Musisz jednak wiedzieć, że nasi żołnierze są szkoleni przeciw wnikaniu im do głowy. Pewnie i tak sforsujesz ich obronę, ale uważaj. Kiedy już znajdziesz wszystkie rany, musisz skupić w nich ogień. Od tej pory chyba wszystko idzie tak samo jak z wodą. Jeśli uczyłeś się od jakiegoś uzdrowiciela, to pewnie wiesz, że nie możesz leczyć osób, które już umarły, bądź są tego bardzo bliskie.
- Rozumiem, znam zasady. Od kiedy zaczniemy ćwiczenie praktyczne? Nie mam w tym zbytniego doświadczenia.
- Kiedy tylko opanujesz ogień.. - uniosłem dłoń i zapaliłem na niej pięć płomyczków. Alen uśmiechnął się na ten widok. - Zaczniemy za dwa dni. Muszę dopilnować pewnych rzeczy, a później możemy ćwiczyć. Teraz muszę już iść. Chodź zaprowadzę cię do wyjścia, stamtąd już chyba trafisz ?
- Właśnie chciałem cię o to prosić - wyszliśmy z sali i po chwili znaleźliśmy się w holu. miałem już iść, kiedy przypomniało mi się, że chciałem o coś zapytać.
- Alen?
- Tak?
- Nie zdziwiło cię to, że ja i Elin... - oczywiście nie obyło się bez rumieńca.
- A to, cóż, wiem o Elinie od dawna, poza tym widziałem jego spojrzenie, kiedy na ciebie patrzy. Nie martw się, Elin też wie o mnie, więc jesteście bezpieczni.
- Więc ty też..?
- Owszem, gramy w tej samej drużynie - zaśmiał się cicho, po czym wyszedł z pałacu, zamykając za sobą drzwi.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział XII

 Dziękuję Wszystkim za komentarze :) Naprawdę motywujecie mnie do pisania <3

 *            *            *

Obudziłem się kiedy tylko słońce zaczęło bezlitośnie świecić mi w oczy. Leżałem chwilę w łóżku, wpatrując się w biały sufit. Tej nocy nie mogłem zasnąć, a gdy już mi się to udało, co chwilę budził mnie nawet najcichszy dźwięk wydobywający się zza okna. Dziwnie się czułem po raz pierwszy od dłuższego czasu, zasypiając samemu. Poza tym, cały czas czułem w swoim wnętrzu niewielki płomyczek, który nie chciał przestać płonąć, nawet, kiedy próbowałem zalać go wyimaginowaną wodą.
Westchnąłem niewyspany, usiłując przyzwyczaić się do nowego uczucia. Spojrzałem na swoją dłoń i skupiłem  się, próbując wytworzyć mały płomyczek. Z mojej ręki buchnął strumień ognia i poleciał wprost na  obsydianowy dywan leżący na podłodze. Jak najszybciej cisnąłem w niego wodą, z ulgą zauważając, że chyba nic mu się nie stało. No może oprócz tego, że był cały przemoczony. Wyciągnąłem z niego tyle wody ile się dało, ale nie odważyłem się go wysuszyć. Jeszcze skończyłoby się na podpaleniu całego pałacu.
W końcu postanowiłem zwlec się z łóżka i wziąć gorącą kąpiel. Wątpiłem czy ktokolwiek już wstał, więc miałem dużo czasu. Wyciągnąłem z szafy czarne spodnie i błękitną koszulę i ruszyłem do łazienki. Jak dotąd wszystkie kąpiele przygotowywały mi pokojówki, więc kiedy się rozebrałem, spojrzałem na kran lekko zbity z tropu. Zamiast zwykłych kurki z ciepłą i zimną wodą, zobaczyłem trzy pokrętła i dwie wajchy, znajdujące się tam w niewiadomym mi celu. Przez chwilę usiłowałem uregulować wodę, która albo była lodowata, albo lała się kropelkami. Westchnąłem po raz kolejny marząc o tym, by woda sama pojawiła się w wannie. Oniemiałem widząc malutkie kropelki, które zaczęły materializować się w powietrzu i wlatywać do wanny. Było ich coraz więcej, aż w końcu w krótkim czasie wanna wypełniła się po brzegi.
A więc o tym mówiła Elestera, pomyślałem i z radością wszedłem do wanny. Od razu doszedł mnie cichy syk. Spojrzałem w dół z zaskoczeniem dostrzegając parę, która utworzyła się, kiedy tylko woda zetknęła się z moją skórą. Dopiero wtedy spostrzegłem, że jest ona zimna, w przeciwieństwie do mojego ciała. Wzruszyłem ramionami i zanurzyłem się w wodzie, która po chwili zaczęła przyjemnie bulgotać.
Drzwi od łazienki lekko się poruszyły, a ja z przerażeniem przypomniałem sobie, że zostawiłem je uchylone. Od razu przypomniała mi się sytuacja z drugiego dnia podróży z Elinem. Spurpurowiałem za twarzy i zawołałem, żeby nie wchodził, pewny, że to Ignis.
Drzi jednak dalej w bardzo powolnym tempie się otwierały. Już miałem zacząć się na niego drzeć, kiedy zza drewna wychyliła się... ruda główka.
Ave zerknęła do środka, a ja zacząłem się cicho śmiać. Zalała mnie wielka ulga i jakiś rodzaj zawodu. Nie żebym chciał aby Elin wlazł mi do łazienki - co to, to nie. Brakowało mi po prostu tego ciepłego uczucia, które pojawiało się kiedy tylko Ignis był w moim zasięgu wzroku.
Ave zaciekawiona moim dobrym humorem, wskoczyła na wannę, starając się nie wpaść do środka. Na wszelki wypadek asekurowałem ją dłońmi, na które zaraz weszła.
- Uważaj, woda jest gorąca i nie myśl, że to ode mnie zależy. Kompletnie nie umiem tego kontrolować - wiewiórka spojrzała na mnie, jakby wszystko zrozumiała, ale mimo to delikatnie zanurzyła łapkę w wodzie i od razu z piskiem ją cofnęła.
- Mówiłem? Co dziwne, mi jest idealnie - zanurzyłem się jeszcze bardziej, a przerażone zwierzątko wskoczyło mi na głowę.
Wziąłem ją z powrotem na ręce, zapewniając, że jej nie zanurzę. Spojrzała na mnie, a później pchnęła łapką kryształ na swojej szyi. Powtórzyła ten ruch kilka razy, aż zaciekawiony dotknąłem kryształu. Rozbłysło białe światło, które po chwili zgasło, pozostawiając mnie na wpół oślepionego.
Zamrugałem kilka razy i odzyskawszy wzrok, skierowałem go na Ave.
- No pięknie. Niedługo na serio zamienię się w płonącego strusia - powodem moich słów był wygląd dotychczas rudej wiewiórki. Dotychczas, ponieważ kiedy tylko zgasło białe światło, okazało się, że kolor jej futerka uległ zmianie. Stała się praktycznie czerwona, posiadając tylko rude łapki. Sprawiało to, że wyglądała, jakby nosiła pomarańczowe skarpetki.
Wiewiórka widocznie nie była zaskoczona, bo z cichym piskiem wskoczyła do wody. Szybko wyłowiłem ją, patrząc ze strachem jak otrzepuje się z wody i piszcze pytająco.
- Nie gadaj, że teraz jesteś ognioodporna, bo ci nie uwierzę. I nie patrz tak na mnie. Nie co dzień zamieniam w wiewiórkę w pół... Nie nie mam pomysłu. Podejrzewam, że raczej mi nie powiesz co się stało, więc nie przeszkadzaj sobie - bez uprzedzenia wyciągnąłem spod niej ręce, przez co wpada do wody.
Zaśmiałem się, gdy wynurzywszy się z wody zaczęła prychać, ale szybko mi minęło, kiedy mokra kitka pod wodą, zaczęła mnie miziać po brzuchu. Wybuchnąłem śmiechem, usiłując złapać mokre stworzenia, ale niestety odkąd Ave otrzymała kryształ, potrafiła tak jak ja oddychać pod wodą, więc zwinnie mi umykała. W końcu pochwyciłem winowajce i ze śmiechem uniosłem ją w bańce z wody.
- Ha! Mam cię! Co by tu z tobą zrobić? Może znajdziemy jakiegoś psa na terenie pałacu? Co ty na to? - Ave w pełni rozumiała moją groźbę i doskonale o tym wiedziałem. Od zawsze nie cierpiała psów i toczyła z nimi zawzięte boję, choć z reguły starała się ich po prostu unikać. Słysząc moje słowa, od razu znieruchomiała i spojrzała na mnie słodkimi oczkami.Wyszedłem z wanny i owinąłem się w pasie ręcznikiem i ledwo zdążyłem, nim do środka wparował Elin z płomieniami w obydwu rękach. Krzyknąłem bardziej z zaskoczenia, niż ze strachu i złapałem się za serce.
- Elin, możesz mi do cholery wyjaśnić, czemu celujesz w ludzi ogniem, kiedy wychodzą z wanny?! Omal nie rzuciłem w ciebie Ave! - wskazałem na wiszącą w pobliżu bańkę w której znajdowała się teraz bardzo zainteresowana naszą rozmową wiewiórka.
Ignis odetchnął z ulgą, gasząc ogień w rękach i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie moja wina, że myślałem, że ktoś cię atakuje. Ledwo wstałem, a słyszę plusk wody i jakieś dziwne dźwięki dochodzące z twojego pokoju. Myślałem, że próbujesz utopić napastnika, ale widzę, że on chyba umie oddychać pod wodą. A tak przy okazji, ładnie się prezentujesz w tym ręczniku.
Spaliłem buraka, podczas gdy Elin uważnie oglądał mnie sobie z góry do dołu.
- Wynocha z mojej łazienki! - krzyknąłem zawstydzony i tym razem wiewiórka poleciała w jego stronę. Skończyło się na tym, że oboje wylądowali za drzwiami, Elin leżąc na dywanie, a Ave na jego twarzy.
Ubrałem się szybko i opuściłem łazienkę, starając się rozczesać włosy znalezionym w niej grzebieniem. Nie było to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Grzebyk cały czas gubił się we włosach, które mimo, że po kąpieli, były całkowicie suche i nie ułatwiały mi tego zadania.
Kiedy siłowałem się z moimi kłaczkami, dostrzegłem, że Elin dalej nie opuścił mojego pokoju, leżąc razem z Ave na moim łóżku. O dziwo ta dwójka ostatnio zaczęła się dogadywać.
- Możesz mi powiedzieć, jakim cudem rozczesujesz włosy, nie wyrywając połowy? Bo próbowałem je zamoczyć już kilka razy i dalej po kilku sekundach wysychają - mruknąłem zezłoszczony i poddałem się, zostawiając grzebień w jakimś kosmyku z tyłu głowy. Usiadłem na brzegu łóżka i westchnąłem ciężko.
- Chodź tu, pomogę ci - Elin usiadł za mną i bez trudu pociągnął mnie bardziej na środek, aby mieć lepszy dostęp do mojej czupryny.
Zaczął rozczesywać mi włosy, uprzednio wyciągnąwszy grzebień z kołtunów. O dziwo robił to z wielką delikatnością. Po chwili zacząłem mruczeć z przyjemności. Od zawsze uwielbiałem, kiedy mama, albo siostra czesały mi włosy, choć nie zdarzało się to zbyt często.
Nawet nie zauważyłem, kiedy włosy były już rozczesane, a Elin po prostu przejeżdżał palcami po kosmykach, delikatnie za nie pociągając. W pewnym momencie odgarnął mi włosy na jedną stronę i przesunął nosem po szyi. Zamruczałem znowu, odchylając głowę, aby dać mu lepszy dostęp do mojej skóry.
- Uwielbiam twój zapach - powiedział z ustami przy mojej szyi, przez co poczułem delikatne wibracje, od których po plecach przeszły mi przyjemne ciarki.
Elin całował moją skórę, posuwając się w przód, aż w końcu nie wiadomo jakim cudem, znalazł się naprzeciwko mnie i sięgnął do moich ust. Z przyjemnością je uchyliłem, dając mu możliwość pogłębienia pocałunku, co niebawem wykorzystał.
Elin pchnął mnie delikatnie, przez co opadłem na pościel. Ave ewakuowała się z łóżka, wybierając sobie nowe posłanie na fotelu. Ignis zaraz znalazł się nade mną, znów obdarowując mnie pocałunkiem, tym razem nieco innym.
W moim wnętrzu pojawiło się to niezidentyfikowane uczucie, które pojawiało się tylko w jego obecności. Z każdą chwilą stawało się coraz silniejsze, powoli znajdując drogę do mojego podbrzusza.
Moje ręce samowolnie wpełzły pod koszulkę Elina, gładząc jego twardą klatkę piersiową, z równym zaangażowaniem, jak te, które waśnie ściągały mi górną część garderoby. Pozwoliłem Ignisowi się jej pozbyć, po czym sam zrobiłem to samo.
Moim oczom ukazał się opalony tors, który aż kusił swoim wyglądem. Przejechałem po nim palcami, delikatnie go drapiąc, na co Elin zadrżał i wpił mi się w usta z jeszcze większym zaangażowaniem. Jego dłoń błądziła po moim torsie, aż w końcu zawędrowała do gumki od spodni.
- Elin.. - mruknąłem zawstydzony, a on od razu się zatrzymał patrząc na mnie swoimi bursztynowymi oczami, w których czaiła się podniecenie, ale także gotowość na zrezygnowanie z tego, co zamierzał.
- Tak, Rybko? Możemy przestać w każdej chwili - chciał wycofać, rękę, ale zatrzymałem ją, nakrywając swoją.
- Nie, tylko... Ja nigdy.. - odwróciłem wzrok, pełen napięcia.
- Ciii... To nic, nie musimy robić wszystkiego. Nie bój się - jego wargo musnęły moje uspokajająco, więc zabrałem dłoń i położyłem ją na jego karku.
Ciekawska dłoń przedostała się pod moje spodnie, wyrywając mi z ust głośny jęk, który zaraz został stłumiony przez język Elina. Ignis poruszał wprawnie ręką, wyrywając mi z ust głośne westchnienia.
Zbierając w sobie odwagę, zatopiłem dłoń w króciutkich włoskach na jego brzuchu, których linia znikała, chowając się za materiałem. Zjechałem trochę niżej odginając materiał, a Elin spojrzał na mnie zdziwiony.
- Rybko, nie musisz... - zaczął, ale przerwało mu ciche jęknięcie, które wyrwało mu się, kiedy zacisnąłem palce na jego członku.
- Ale chce - tym razem, to ja go pocałowałem, czując ogarniającą mnie coraz większą przyjemność.
Ciepło kumulowało się w moim podbrzuszu, pragnąc się jak najszybciej wydostać. Czułem, że nie wytrzymam długo, przyspieszyłem więc ruchy ręką, by po chwili dojść z głośnym jękiem, który utonął w wargach Elina. Nie musiałem długo, na niego czekać, gdyż po kilku sekundach, opadł na mnie, podpierając się łokciem, by za bardzo mnie nie obciążać.
Zupełnie opadłem z sił, a mimo to serce waliło mi w piersi jak oszalałe, na wspomnienie choćby jednego dźwięku z przed chwili. Czułem jakbym płonął.
- Bo płoniesz - szepnął mi Elin do ucha, zmieniając naszą pozycję. Tym razem to ja leżałem na nim, co najwyraźniej mu nie przeszkadzało.
Miał rację. Przed oczami znów pojawił mi się ogień, który otaczał nie tylko mnie, ale także Elina.
- Skąd wiedziałeś o czym myślę? - na moich policzkach pojawił się delikatny  rumieniec, co było nieco dziwne, zwłaszcza po tym, co zrobiliśmy chwilę temu.
- Nie mam pojęcia. Usłyszałem cię, tak jak słyszę Ariel.
- Hmm, może to przez ten ogień? - "zgasiłem" nas i utworzyłem dużą bańkę z wody. - Umiem tak z wodą.
Wyciągnąłem rękę, by włożyć ją w ciecz i zobaczyłem na niej białą substancję. Moja twarz chyba nigdy nie była tak czerwona. Elin chwycił ją swoją brudną ręką i włożył je do wody. Zaśmiał się cicho z mojej reakcji, a ja poczułem jego rozbawienie, płynące do mnie z wody. Czułem coś jeszcze, uczucie, które wypełniało go całego. Było ciepłe i przyjemne, pełne troski i delikatności, a jednak niesamowicie silne. Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem w nich dokładnie to samo. Oniemiałem zdając sobie sprawę, co to za uczucie. To samo, które od jakiegoś czasu nie dawało mi o sobie zapomnieć. To była po prostu...miłość. Miłość inna od tej, którą obdarzamy rodziców, czy rodzeństwo.
Elin także patrzył mi w oczy, zdziwiony moim zachowaniem. Zdałem sobie sprawę, że mimo, iż ja wyczuwam jego emocję i uczucia, on nie za dobrze sobie z tym radził. Był lekko zdezorientowany tym, co wyczuwał ode mnie, gdyż były to jedynie zarysy emocji.
- Rybko, wszystko dobrze? Czemu płaczesz?
- Co? - dotknąłem wolną dłonią policzka i dostrzegłem, że jest ona mokra od łez. Uśmiechnąłem się do Ignisa i położyłem mu głowę na ramieniu - Wszystko w porządku, po prostu...
Nie mogąc znaleźć słów po prostu go pocałowałem. Nie tak, jak wcześniej, tylko delikatnie. Chciałem przekazać mu to, co sam wyczytałem w jego sercu.
- Jesteś w tym beznadziejny - mruknąłem po chwili, kładąc się obok niego, głowę układając z powrotem na jego ramieniu.  Nasze złączone ręce razem z otaczającą je wodą, położyłem na jego nagim torsie.
- Wiem. Ariel cały czas włamuje mi się do głowy, a ja tego nie zauważam - westchnął, a ja poczułem jego frustrację.
- Czy ona teraz..? - oprzytomniałem przerażony, że dziewczyna mogłaby wiedzieć o wszystkim, ale Elin szybko mnie uspokoił.
- Śpi, więc o niczym nie wie. O ile się nie mylę myśli o naszym stajennym, a przynajmniej myślała, zanim włożyliśmy ręce do wody. Od tamtej pory nie mogę jej wyczuć.
- Może to przeze mnie? Skoro teraz ja siedzę w twojej głowie, to ona nie ma do niej dostępu.
- Hmm, możliwe. Nawet nie wiesz, jak przyjemnie przez chwilę nie wiedzieć o czym myśli.
- Nie umiesz tego wyłączyć? Po prostu się odciąć?
- Nie bardzo. Kilka razy mi się udało, ale jeśli tylko by chciała, mogłaby sforsować tą barierę jedną, głośniejszą myślą. Kiedy ona się odgrodzi, za nic w świecie nie mogę jej usłyszeć, choć wciąż czuję, że gdzieś tam jest.
- Może źle się do tego zabierać. O czym myślisz, kiedy stawiasz barierę?
- O wielkim murze, który nagle buduje się wokół mojego umysłu. Wyobrażam go sobie grubego na kilka metrów, ale on i tak za chwilę upada - Ignis wzruszył ramionami, jakby się poddawał.
- Może spróbuj inaczej - zamknąłem oczy i po chwili znów na niego spojrzałem. - Czujesz mnie?
- Teraz nie. Nagle zniknąłeś - mruknął ze zdziwienie i spojrzał na mnie pytająco.- Jak to zrobiłeś?
- Zamiast budować mur, który ciężko wznieść, wyobraziłem sobie szczelną bańkę wody. To coś, co mi łatwo stworzyć. Może ty spróbuj z ogniem. Jesteś silniejszym Ignisem niż Ariel, prawda?
Kiwnął głową, a ja zacząłem mu przekazywać instrukcję. Najpierw wyobraziłem sobie jego otoczonego niezliczoną ilością wrogów. Nie mógłby ich pokonać, więc ochronił się ognie, tak, że żaden z nich, nie mógł go skrzywdzić. Wszystkie te obrazy wepchałem mu do głowy, choć już wtedy usiłował się ochronić przed moim umysłem.Mimo wszystko dalej, co chwilę docierałem do jego głowy, spoglądając z boku na jego wspomnienia z dzieciństwa. Większość z nich obejmowała także Ariel, co dowodziło, że od zawsze byli nierozłączni. Musiałem jakoś go do tego zmotywować.
- Musisz się bardziej postawić, pomyśl, że jestem tam z tobą, że nie chronisz tylko siebie. Nie pozwól, żeby ktoś ukradł ci dzisiejszy ranek.
Tym razem kiedy próbowałem dostać się do jego wspomnień, coś mnie zatrzymało. Wokół obrazów z jego pamięci, szczególnie tych, na których widziałem także swoją postać, zaczęła tworzyć się cienka osłona z ognia, która oparzyła mnie, kiedy tylko jej dotknąłem.
Mimo, że wszystko działo się tylko w naszych umysłach, ból był jak najbardziej rzeczywisty. Moje ciało może być odporne na ogień, ale umysł jest podatny na wszelki ból. Dlatego w Aquem zakazane jest wchodzić ludziom do głowy. Choć i tak niewielu to potrafi. Ja nauczyłem się od mamy, która używała tego do uspokajania mnie i Rachel, kiedy byliśmy dziećmi. Podsyłała nam wtedy miłe obrazy i od razu przestawaliśmy płakać. Pamiętam, gdy pierwszy raz wysłałem jej obraz. Było to w dniu, kiedy miała urodziny. Miałem wtedy osiem lat i bardzo chciałem coś jej podarować. Nie przelewało nam się jednak więc niezbyt mogłem coś kupić. Usiadłem wtedy obok i poprosiłem, żeby zrobiła bańkę z wody. Posłuchała i chwyciliśmy się w niej za ręce. Zacząłem pokazywać jej ją samą, kiedy uśmiecha się do nas, lub pomaga. Później głośno pomyślałem, że ją kocham, a ona omal nie upadła, prosząc mnie, żebym tak nie krzyczał. Mimo, że nie wszystko się udało, czułem, że taki prezent chciała dostać. Już wtedy zdawałem sobie sprawę, jak ryzykowne może być zranienie kogoś nawet myślą.
Nie udało mi się sforsować ognistej bariery, więc wycofałem się, otwierając oczy i buchając śmiechem na widok miny Elina. Leżał nadal w tej samej pozycji, ale jego zmarszczone brwi, zaciśnięte usta i mocno zamknięte powieki, zupełnie do niego nie pasowały.
- No co? Staram się - burknął, kiedy usłyszał moją salwę śmiechu. Pocałowałem go w usta i wstałem, puszczając jego rękę.
- Świetnie ci idzie, ale musimy już wstawać. Za chwilę śniadanie, a muszę się ogarnąć - uśmiechnąłem się do niego i poszedłem do łazienki.
Moje włosy były w jeszcze większym nieładzie niż po wyjściu z kąpieli, postanowiłem więc je związać. Założyłem koszulę, którą wcześniej znalazłem na podłodze i z uśmiechem wyszedłem z pomieszczenia.
Elina już nie było, więc szybko zebrałem się do wyjścia i zabierając ze sobą wiewiórkę, która po raz pierwszy od przyjazdu postanowiła wyjść z pokoju, udałem się w stronę jadalni.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział XI

Kiedy dotarliśmy do pałacu, prawie spałem, opierając się na Elinie. Ten nie narzekał, tylko bez słowa ciągnął mnie obok siebie, co chwilę łapiąc i ratując przed upadkiem.
- Rybko, ostatnio strasznie dużo śpisz. Dobrze się czujesz?
- Tak, tak, tylko tutaj jest tak ciepło - wymruczałem i przysunąłem się do Elina, wtulając w jego bok.
Weszliśmy do środka, a ja westchnąłem ciężko. Do pokonania zostały tylko schody, a mimo to czułem, że zaraz zasnę, stojąc na środku holu z głową opartą na ramieniu Ignisa. Zamknąłem oczy,a  on zaśmiał się cicho. Wziął mnie na ręce, a ja nie martwiąc się o nic straciłem świadomość, jeszcze zanim wszedł na pierwszy stopień.Usłyszałem jeszcze tylko jego parsknięcie i ciche:
- Niedługo noszenie ciebie stanie się moją tradycją.

Było mi tak cieplutko, że najchętniej nigdy nie wstawałbym z łóżka, ale niestety, dokuczliwe promienie słońca świeciły mi prosto w twarz, nie pozwalając znów odpłynąć do krainy Morfeusza. 
Chciałem się przeciągnąć, ale coś mi to uniemożliwiło. Bardzo znajome coś. Uśmiechnąłem się i otworzyłem oczy wpatrując się nagą klatkę Elina. Ze zdziwieniem zauważyłem, że moja koszula także zniknęła. Widocznie Elin zdjął ją ze mnie, aby wygodnie mi się spało. Westchnąłem czując uporczywy ból głowy. Zignorowałem go i starałem się unieruchomić obraz, który dziwnie kręcił mi się przed oczami.
Leżałem przez chwilę, lustrując górną część ciała Ignisa. W końcu nie wytrzymałem i przejechałem dłonią po ładnie wyrzeźbionych mięśniach, czując pod palcami gładką skórę. Jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie. Elin westchnął cicho, zadowolony z dotyku. Uśmiechnąłem się, przypomniawszy sobie wczorajszy wieczór i pocałunek. Po karku przeszły mi przyjemne dreszcze. Miałem ochotę znów dotknąć tych ust i nie zamierzałem sobie niczego odmawiać.
Podniosłem się jak najwolniej, by nie spowodować kolejnych zawrotów głowy i po chwili zawisłem kilka centymetrów nad jego twarzą. Na próbę musnąłem delikatnie wargi Ignisa, na co on zamruczał cicho. Właśnie miałem zamiar kontynuować pieszczotę, gdy Elin gwałtownie pchnął mnie w bok, zamieniając nas miejscami. Teraz to ja leżałem pod nim z głową  pomiędzy jego dłońmi. Elin pochylił się i wpił się w moje usta. Oplotłem jego kark rękami i rozchyliłem wargi, wpuszczając go do środka. Ignis natychmiast skorzystał z zaproszenia, muskając mój język swoim. W moim wnętrzu zapłonął dziwny ogień. Zamknąłem oczy, czując się dziwnie nieobecny. Elin natychmiast to zauważył i przerwał pocałunek.
- Rybko? Dobrze się czujesz? - zapytał zaniepokojonym głosem, a kiedy nie odpowiedziałem, potrząsnął mną lekko. - Arael, wszystko dobrze?
- Gorąco... - mruknąłem cicho i uchyliłem powieki. Elin wyglądał na naprawdę zmartwionego. Odchrząknąłem starając się brzmieć normalnie. - Nic mi nie jest, tylko trochę tu gorąco.
Elin przyłożył rękę do mojego czoła i wciągnął głośno powietrze.
- Arael, masz gorączkę, nie ruszaj się idę po lekarza.
- Nie - chwyciłem go za rękę, zatrzymując w miejscu. - Nie jestem chory. Tylko trochę poleżę i mi przejdzie.
- Jak to nie jesteś? Rybko, masz naprawdę  wysoką temperaturę i jesteś blady jak trup. Przyprowadzę tu naszego lekarza, a ty nie ruszaj się z miejsca.
Nim zdążył wstać, ktoś zapukał do drzwi. Po chwili zobaczyłem głowę Ariel. Najpierw zerknęła do środka i widząc nas, weszła.
- Eli przycisz swoje myśli, bo mi głowę rozsadzi. Wezwałam już lekarza, więc siedź i pocieszaj chorego. Myślę, że wolicie, żebym nie wiedziała, czemu Arael tu jest, więc bądź tak łaskaw i wznieś barierę wokół swoich myśli, bo mam już ich dość. Przez ciebie się obudziłam, a miałam naprawdę fajny sen.
Dziewczyna podeszła do mnie i położyła swoją dłoń na moim czole, drugą kładąc na swoim. Po chwili popatrzyła na mnie jak na ducha.
- Arael, wszystko dobrze? Twoje czoło jest cieplejsze nawet od mojego, co nie wróży dobrze, zwłaszcza, że zawsze mam podwyższoną temperaturę o kilka stopni.
- Wszystko okej, mówiłem już,  że tylko mi gorąco. No i mam lekkie zawroty głowy, ale to nic.
- To nie jest nic! Ariel, kiedy będzie ten medyk?!
- Uspokój się! Jest już w drodze, powinien być za kilka minut. Idę obudzić rodziców, a ty dopilnuj, żeby nie stracił przytomności.
Usłyszałem ciche trzaśnięcie drzwi. Elin usiadł obok i delikatnie przyciągnął mnie do siebie, dzięki czemu mogłem się o niego oprzeć. Cały czas zadawał jakieś pytania, na które odpowiadałem półsłówkami, bądź mruczałem potakująco. Co chwilę potrząsał mną, nie pozwalając mi zapaść w sen.
Minęły wieki, zanim w pokoju rozległo się ciche pukanie, a do środka wszedł około pięćdziesięcioletni mężczyzna. Za nim, w przejściu stanął Igne, wraz z żoną. Medyk od razu zaczął mnie badać. Słuchałem jego poleceń, starając się nie zasnąć. Było mi coraz goręcej, a zawroty głowy nasilały się z każdą chwilą. W końcu mężczyzna skończył i zrobił mi zastrzyk. Ledwie poczułem delikatne ukłucie. Elin wzdrygnął się na widok igły, jakby to on miał mieć robiony zastrzyk, ale dzielnie siedział koło mnie, pozwalając mi opierać się na jego klatce piersiowej.
Medyk wyszedł z pokoju, prosząc Igne na krótką rozmowę. Elin delikatnie położył mnie na pościeli i wyszedł razem z nimi. Zastrzyk chyba zaczął działać, bo nagle zrobiło mi się zimno. Wpełzłem więc pod kołdrę i położyłem głowę na poduszce, czując otaczający mnie ze wszystkich stron zapach Elina.

Kiedy obudziłem się jakiś czas później, znów czułem ten nieznośny ogień. Elin, który widocznie cały czas czuwał przy łóżku, od razu zawołał pokojówkę, która musiała mieć jakieś zdolności medyczne, gdyż po chwili druga porcja leku krążyła w moich żyłach. Tym razem ogień nie zniknął całkowicie. Znacząco osłabł, ale dalej czułem delikatne pieczenie.
Kiedy pokojówka zostawiła nas samych poprosiłem Elina, żebyśmy wyszli na taras. Po kilkakrotnym zapewnieniu go, że czuję się lepiej, pomógł mi wyjść i posadził na stojącej tam huśtawce. Sam usiadł obok, cały czas zerkając na mnie, jakby w obawie, że za chwilę stracę przytomność.
Na dworze było jeszcze jasno, ale słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Musiało być już późne popołudnie, co bardzo mnie zdziwiło. Wydawało mi się, że spałem ze trzy, może cztery godziny, a w rzeczywistości straciłem ponad pół dnia.
Delikatny wietrzyk chłodził moją rozgrzaną skórę, przynosząc chwilową ulgę. Mimo, że chwilę temu dostałem lekarstwo, czułem, że powoli przestaje działać. Rozejrzałem się, a mój wzrok przyciągnęło drzewko Fenix'a, stojące w ogrodzie. Spojrzałem na soczyste, czerwone owoce i poczułem głód. Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że nie jadłem nic przez cały dzień.
- Elin? - mruknąłem, sprawdzając, czy mężczyzna mnie słucha. Ten zerwał się, jakby w obawie, że wypadnę z balkonu.
- Tak? Wszystko dobrze? Może chcesz wrócić do środka?
- Nie, nic mi nie jest. Mam tylko małą prośbę. Mógłbyś przynieść mi owoc Fenix'a?
- Po co ?
- Po prostu go przynieś - Ignis spojrzał na mnie z zaciekawieniem i kiwnął głową. Upewnił się jeszcze raz czy nic mi nie jest i zakazał ruszać z miejsca.
Po kilku minutach wrócił, trzymając w dłoni idealną, czerwoną rozgwiazdę. Podał mi ją z wahaniem, uważnie obserwując moje ruchy.
Obejrzałem owoc z każdej strony, dopiero teraz zauważając, że jest on pokryty króciutkimi włoskami. Mając na uwadze słowa mojego ojca, ugryzłem jedno z ramion rozgwiazdy. Elin chciał mnie zatrzymać, ale machnąłem ręką, dając mu znak, że wiem, co robię.
Poczułem w ustach cierpki smak owocu, który szybko został zastąpiony przez słodycz. Zamruczałem z zadowolenia, w myślach dziękując tacie za pozwolenie zjedzenia owocu. W porównaniu do niego, wszystkie inne praktycznie nie miały smaku. Szybko spałaszowałem resztę owocu, po czym zwróciłem uwagę na Ignisa.
Stał z otwartymi ustami, spoglądając na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Spojrzałem na swoje ręce, by sprawdzić, cz nie zamieniłem się w jakiegoś kosmitę, ale wszystko było z nimi jak najbardziej w porządku.
- No co? - odezwałem się w końcu nie wiedząc o co mu chodzi.
- Odzyskałeś kolorki - uśmiechnął się do mnie. Odpowiedziałem Elinowi uśmiechem i oparłem się, wystawiając twarz do słoneczka.
Uświadomiłem sobie, że nie kręci mi się już w głowie. Ten dziwny ogień rozpalił się jeszcze bardziej, ale stał się jakby spokojniejszy.
- Już mi lepiej. To pewnie przez ten owoc. Dewos mówił, żebym go spróbował, ale miałem cię ostrzec, żebyś ty lepiej go nie jadł. Tak na wszelki wypadek, może nie próbuj.
- Nawet nie miałem takiego zamiaru. Już nie jeden nocą włamał się do ogrodu, żeby go spróbować, a rano znajdywaliśmy tylko kupkę popiołu przy drzewie, a obok ledwo nadgryziony owoc. Mało zawału nie dostałem, jak zacząłeś go jeść - Ignis znalazł się w takiej samej pozycji, tuż obok mnie.
- Coraz bardziej mu wierzę. Skoro nie stanąłem w pło.. - jęknąłem, czując wewnętrzny wybuch gorących płomieni.
Chwyciłem się za brzuch, choć ogień czułem nawet w palcach u stóp. Zwinąłem się w kłębek, by choć trochę zmniejszyć ból. Wzrok zaszedł mi czerwoną mgłą, a wszystkie dźwięki zlały się w jeden przeciągły pisk, który wydobył się z mojej piersi. Minęło zaledwie kilka sekund, a z oddali dobiegła mnie odpowiedź. Elin próbował mnie podnieść, ale ja mogłem tylko leżeć, wpatrując się w zbliżający w zawrotnym tempie, czerwony punkt. Elin także zwrócił na niego uwagę i szybko przesunął wszelkie przedmioty, spychając je w jeden róg, aby zrobić miejsce dla niespodziewanego gościa.
Do pokoju wpadła Ariel, ale zatrzymała się przed wejściem na taras, kiedy tylko ujrzała, lądującego ptaka. Zaraz za nią stanęli Igne wraz z Arią, patrzący na wszystko z niedowierzaniem. Ledwie zdążyli ujrzeć mityczne zwierze, a na jego miejscu stanął szatyn z czerwonymi oczami.
Od razu podbiegł do mnie, klękając i przykładając swoją rękę do mojego czoła
- Ari zjadłeś owoc?! Odpowiedz! Zjadłeś mój owoc?!
- Powiedziałeś... - szepnąłem najgłośniej jak potrafiłem, ale byłem pewny, że stojący krok dalej Elin, ledwie mnie usłyszał. - Powiedziałeś, że nic mi nie będzie.
- A ty powiedziałeś, że nie złamałeś pieczęci. Jestem idiotą, mogłem cię ostrzec. Trzymaj się, lecimy - zaczął szykować się do zmiany postaci, kiedy Elin głośno zaprotestował.
- Nigdzie nie lecicie! To twoja wina, jak mogłeś pozwolić mu zjeść owoc?! Dobrze wiedziałeś, jakie będą tego skutki!
- To ty nadłamałeś jego pieczęć! To mój syn, nie naraziłbym go na niebezpieczeństwo. Owoc jedynie wyzwolił jego moc, co by się nie stało, gdyby pieczęć była cała. Lecimy, a jeśli chcesz, żeby wyzdrowiał, rusz tyłek i nie spadnij - po tych słowach, zaczął rosnąć i zarastać piórami, tak, że po chwili na tarasie znów stał Fenix.
Chwycił mnie delikatnie w ostre jak brzytwa szpony, po czym wziął Elina za koszulę i wrzucił na swoją szyję. Ignis odruchowo złapał się piór, a Fenix wystartował, posyłając w stronę Igne i jego rodziny, mocny podmuch gorącego powietrza.
Nie byłem pewny co działo się podczas lotu, ale gdy tylko wylądowaliśmy, Elin wziął mnie na ręce i wniósł do jaskini.
- Co teraz? Masz w ogóle jakiś lek, który mu pomoże?!
- Nie, ale wiem, kto będzie miał - mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, a Elin położył mnie na łóżku, nie wypuszczając z objęć.
- Rybko, trzymaj się zaraz będzie po wszystkim.
Kiwnąłem głową i wtuliłem się w niego bardziej. Czekaliśmy w ciszy, aż w końcu do jaskini powrócił mój ojciec, a wraz z nim niska staruszka, łudząco podobna do Irady.
- Jesteś siostrą Irady, Wyrocznią? -wymamrotałem, a kobieta skinęła głową, patrząc na mnie prawie białymi oczami. Od czasu do czasu tylko, połyskującymi delikatną czerwienią. Elestera spojrzała na mnie badawczo, po czym zwróciła się do Elina.
- Połóż go na ziemi, musimy zdjąć pieczęć ognia, zanim będzie za późno. Dewosie, przygotuj wszystko, co potrzebne, a ja zajmę się twoim synem.
Ból znów przybrał na sile, więc przycisnąłem kolana do klatki piersiowej. Przed oczami zatańczyły mi czarne plamki, które starałem się odegnać. Nie zauważyłem nawet, kiedy znalazłem się na twardej powierzchni, a otaczające mnie ramiona zniknęły.
Elin stanął kilka kroków dalej, nieufnie przyglądając się Elesterze, która najpierw opsypała proszkiem kamienie wokół mnie, po czym wysypała go także na moje ubranie. Ustawiła wokół świece i jakieś czerwone kryształy oraz zrobiła masę innych, dziwnych rzeczy, których nie byłem w stanie zobaczyć z powodu powiększających się plam przed oczami.
- Zaczynamy - w końcu znieruchomiała, stojąc jakiś metr przede mną. - Dewosie podejdź, chyba wiesz co masz robić.
Mężczyzna machnął ręką, zapalając wszystkie świece i stanął obok Wyroczni. Elin poruszył się niespokojnie, ale ich nie powstrzymał. Elestera zaczęła recytować jakieś słowa w melodyjnym języku. Ogień wybuchnął w moim wnętrzu, wyrywając mi z ust głośny krzyk. W miarę, jak głos kobiety stawał się głośniejszy, płomienie z mojego wnętrza przesuwały się ku powierzchni, aż w końcu skóra paliła mnie niewidzialnym ogniem. Elestera krzyknęła jakieś słowo w dziwny języku, a Dewos uniósł ręce i cisnął we mnie ogromną kula ognia. Przygotowałem się na jeszcze gorszy ból, o ile w ogóle było to możliwe, i zamknąłem powieki. Ku mojemu zdziwieniu, kiedy tylko ogień dotknął mojego ciała, wewnętrzne płomienie przestały palić mi skórę. Cały ból, razem z zawrotami głowy zniknął, zastąpiony przyjemnym ciepełkiem, ogrzewającym mnie od środka.
Uchyliłem powieki i zamrugałem zdezorientowany. Wszystko co widziałem było... czerwone. Potarłem oczy, chcąc usunąć falującą mgiełkę sprzed oczu. Nic się nie zmieniło spojrzałem na swoje dłonie i nagle mnie olśniło. To nie była żadna mgiełka, tylko ogień, pokrywający całe moje ciało. Moja skóra, włosy, czy nawet ubrania paliły się, ale nie spalały.
Podniosłem się z podłogi, a kiedy tylko postawiłem stopy na ziemi buchnął spod nich ogień. Przestraszony zrobiłem krok w tył i byłbym upadł, gdyby Elin w ostatniej chwili nie złapał mnie w pasie.
- Dzięki - spojrzałem w górę i uśmiechnąłem się do niego. Na jego twarzy odmalowała się czyta ulga. Odwrócił mnie do siebie przodem i mocno przytulił. Kiedy tylko mnie dotknął także stanął w ogniu.
Staliśmy tak przez chwilę, aż Elin nie roześmiał się cicho. Odsunął się od mnie i natychmiast przestał się palić.
- Rybko, możesz się już zgasić. Nie potrzebna nam żywa pochodnia.
- Już dawno bym to zrobił, gdybym wiedział jak.

- Po prostu to sobie wyobraź. Pomyśl o dużym płomyki i go zgaś.
Postąpiłem według jego poleceń i po chwili wszystko wróciło do normalnych kolorów. Upewniwszy się, że moje ręce nie płoną, podszedłem do Fenix'a. W tym momencie byłem przekonany, że rzeczywiście był moim ojcem. Przytuliłem się do niego, co naprawdę go zaskoczyło, ale po chwili także mnie objął i nie chciał wypuścić. Zaśmiałem się i wyzwoliłem z jego uścisku. Moją uwagę zwróciło ciche chrząknięcie.
- Araelu, możemy porozmawiać? - skinąłem Elesterze głową i poszedłem za nią w stronę wyjścia z jaskini. Kiedy dotarliśmy do wyjścia, staruszka usiadła na dużym kamieniu i, jak to w zwyczaju mają wyrocznie, po prostu zamieniła się w dwudziestolatkę.
- Moja siostra powiedziała mi, że jej nie wpuściłeś. Podobno mieliście porozmawiać. Wie co się dzisiaj stało, więc przyjdzie jutro.
- Kompletnie nie rozumiem na czym to polega. Jak mam ją wpuścić? Przed zaśnięciem myślałem o tym, że mamy się spotkać, a mimo to nic się nie wydarzyło.
- Spróbuj wyobrazić sobie drzwi, które zwykle są zamknięte i zostaw je uchylone na noc. Ja tak się nauczyłam komunikować z siostrami. Teraz nie muszę spać, żeby przekazywać im informację.
- Więź Elina i Ariel działa tak samo? - zapytałem zaciekawiony i usiadłem obok dziewczyny. Wydawała się nieco starsza i bardziej dojrzalsza, niż jej siostra.
- Podobnie. Ich komunikacja jest nieco bardziej skomplikowana. Powiedzmy, że mają dla siebie dodatkowe drzwi, które prowadzą tylko do umysłu tego drugiego.
- Rozumiem. O czym chciałaś porozmawiać?
- Chciałam cię ostrzec. Twoja moc może dopiero co się pojawia, ale rozwijała się w tobie od urodzenia. Kiedy byłeś mały ogień nie mógł zrobić ci krzywdy, co oznacza, że już wtedy była aktywna. Poza tym twój ogień może być nieco inny od ognia Ignisów. Jesteś synem Fenix'a, a jak pewnie wiesz, jego płomienie potrafią spalić nawet Igne. Musisz jak najszybciej zacząć panować nad mocą.
- A co z wodą? Ona nie zniknie, prawda? - trochę przerażała mnie myśl, że moc Aquera mogłaby zniknąć. Przez lata stała się częścią mnie.
- Dalej będziesz mógł nią władać, choć możliwe, że będzie to trudniejsze niż dotychczas. Być może będzie wręcz przeciwnie. Twoje moce będą ze sobą walczyć, co sprawi, że staną się silniejsze.
Z jaskini wyszedł Elin i stanął zaskoczony na widok Elestery. Widocznie jej nie poznał, więc pewnie nie zmienia postaci przy ludziach.
- Kto to jest? - szepnął do mnie, ale Wyrocznia widocznie także to usłyszała.
- Jak ja nie cierpię tych pytań - westchnęła cierpiętniczo, ignorując pytanie. - Araelu musicie już iść. Kidy zapadnie zmrok Najeźdźcy zaczną chodzić po lesie, a nie chciałbyś ich tam spotkać.
Kiwnąłem jej głową na pożegnanie, krzyknąłem do w stronę jaskini, że niedługo się pojawię i razem z Elinem ruszyliśmy ścieżką. W ostatniej chwili zawróciłem i zostawiłem zdezorintowanego Ignisa na ścieżce. Podbiegłem do Wyroczni i nachyliłem się, aby Elin mnie nie usłyszał.
- Ale nie zmienię się w płonącego strusia, prawda? - zapytałem, a w jej białych oczach błysnęło rozbawienie. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami, w geście niewiedzy. Ciarki przeszły mi po plecach, kiedy wyobraziłem sobie swoje alter ego. Na widok mojej miny Elestera zachichotała i poklepała mnie po ramieniu.
- Nie martw się, jeśli tak się stanie, coś na to poradzimy.
Podbiegłem do Elina i ruszyliśmy w drogę powrotną do pałacu. Po drodze mijaliśmy miejsce, w którym wczoraj przyłapała nas Ariel. Zachichotałem za to wspomnienie i zaskoczyłem Elina krótkim pocałunkiem w usta.
- A to za co? - uśmiechnął się do mnie, ukazując swoje dołeczki w policzkach.
- Za to, że nie uciekłeś kiedy zobaczyłeś tę ogromną igłę - zaśmiałem się i widząc jego minę cofnąłem się o krok. Ten nikczemny uśmieszek nie wróżył nic dobrego.
- Chodź no tu! - usiłował mnie złapać, ale szybko odskoczyłem i śmiejąc się pobiegłem kamienną ścieżką w stronę lasu. Dogonił mnie dopiero między drzewami i niezbyt mocno pchnął na pień stojącego obok drzewa. Wpił się w moje usta, a ja z radością je uchyliłem.