poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział V

Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział :) Betowała Laire Stock, za co serdecznie jej dziękuję <3
            
Obudziłem się jakiś czas później, zastanawiając się, gdzie jestem. Otworzyłem oczy, ze zdziwienie zauważając, że i tak nic nie widzę. Ze strachem dotknąłem twarzy i odetchnąłem z ulgą. Wszystko było na swoim miejscu i oprócz ostrej migreny, chyba nic mi nie dolegało. Najwyraźniej było całkowicie ciemno. Usiadłem, czując jak kręci mi się w głowie. Ignorując ból, dotknąłem ściany, która zrobiona była z lodu. Zdziwiony dotknąłem podłogi. Czułem, jak moja ręka przekazuje swoją temperaturę zimnej powierzchni. Po krótkim rozeznaniu, okazało się, że ze wszystkich stron otacza mnie śnieg lub lód.
Wstałem, opierając się o ściany. Było tu tyle miejsca, że spokojnie mogłem stać i się położyć, ale nic więcej. Jakby szczelina dopasowana była do mojego ciała.
Potarłem zmarznięte ręce, dopiero teraz odczuwając skutki leżenia na zimnym podłożu. Musiałem się stąd jak najszybciej wydostać. Nie przeżyję długo bez ognia.
Ta myśl przypomniała mi o tym, co się stało. Była lawina, a ja, aby ratować moich towarzyszy, zatrzymałem ją. To by wyjaśniało, dlaczego pęka mi głowa. Zawsze, kiedy często używałem swoich mocy, skutkowało to bólem czaszki. Co prawda, nigdy nie bolało aż tak, ale też nigdy nie używałem aż tyle mocy.
Nie miałem pojęcia, jak głęboko się znajduję ani, czy Elin będzie mnie szukał. Ponadto czułem, że coraz trudniej mi się oddycha. Musiałem zużyć większość tlenu, gdy byłem nieprzytomny.
Jedynym sposobem, aby się stąd wydostać, było ponowne użycie mocy Aquera. Z tym że, jeżeli wykorzystam jej zbyt dużo, znów stracę przytomność i pewnie zamarznę.
Wziąłem głęboki oddech i mocą ubiłem śnieg nad sobą, każąc zrobić w nim małą szczelinę. Poczułem, jak śnieg posłusznie tworzy niewielki tunel, o szerokości dwóch  palców, prowadzący na zewnątrz. Uśmiechnąłem się, widząc słaby promyczek światła. Musiałem być pod około pięciometrową warstwą puchu.
Kiedy tylko skończyłem drążyć tunel, dopadły mnie zawroty głowy i mdłości. Nie miałem szans na ponowne skorzystanie ze swoich umiejętności. Kopać także nie miałem sił. Pozostało mi tylko czekać. Może Elin mnie znajdzie, chociaż biorąc pod uwagę wielkość lawiny, musiałby szukać cały dzień. Na szczęście, przez tunel wpadało świeże powietrze.
Przymknąłem oczy, czując jak świat wiruje. Było mi zimno. Nawet nie zauważyłem, kiedy zapadłem w niespokojny sen.

Biegłem szybko po śniegu, rozglądając się dookoła i szukając znajomego zapachu. Świat zdawał mi się dużo większy niż zazwyczaj. Czułem strach i niepokój. Z nosem przy ziemi, przemierzałem kolejne metry, nie poddając się, pomimo długich poszukiwań. Musiałem go znaleźć. Wbijałem pazurki w ziemię i machałem ogonem, starając się utrzymać równowagę na śliskiej powierzchni.
Gdzieś za mną słyszałem znajomy głos. Zerknąłem w tamtą stronę widząc wysokiego człowieka, którego On nazywa Elinem. On także szukał.
Jestem Ave, pomyślałem, widząc moje pomarańczowe łapki. Chciałem się poruszyć, ale nie potrafiłem. Czułem zdziwienie wiewiórki. Miałem wrażenie, że oboje jesteśmy w tym samym ciele.
Ave,  pomyślałem, a wiewiórka zdezorientowana rozejrzała się dookoła. Musiałem robić to, co ona.
Ave, idź w lewo, nie miałem pojęcia, skąd wiem, gdzie jestem w rzeczywistości. Zwierzątko posłuchało, dalej rozglądając się w poszukiwaniu mojej osoby. Ave pociągnęła nosem, a ja poczułem dziwny zapach. Wiewiórka, biegnąc za nim, dotarła do niewielkiego otworu w śniegu. To stamtąd wydobywała się przyjemna woń. Zdałem sobie sprawę, że, według niej, to ja tak pachnę.
Idź po Elina, starałem się jej przekazać. Wiewiórka rzuciła się biegiem w stronę człowieka. Od razu wspięła mu się na ramię. Zdziwiony Elin popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc. Wiewiórka zeskoczyła więc na ziemię i stanęła kilka metrów przed nim, wpatrując się w niego. Mężczyzna chyba zrozumiał, bo szybkim krokiem udał się za nią. W końcu dotarli na miejsce, gdzie Ave zaczęła kopać, dając tym znać Elinowi, gdzie się znajduję. Mężczyzna spojrzał na tunel z powątpiewaniem. Kucnął przy otworze, zbliżając do niego twarz.
- Arael?! – odpowiedziała mu głucha cisza.

- Arael?! – Ze snu wyrwał mnie krzyk Elina.
Rozejrzałem się, zastanawiając się gdzie się znajduję. Wszystko mnie bolało i było mi przeraźliwie zimno. 
- Rybko?!
- Miałeś tak do mnie nie mówić! – odkrzyknąłem najgłośniej, jak potrafiłem.
- Poczekaj! Zaraz cię uwolnię!
 Elin pomógł mi się wydostać z jamy i po chwili znaleźliśmy się w powozie. Spadająca lawina w miarę wyrównała teren, więc konie jakoś zdołały przez nią przebrnąć i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po kilku minutach kołysania wyczerpany zamknąłem oczy, opierając głowę na ramieniu Elina.
Wstałem dopiero, kiedy dotarliśmy do miasteczka. Wyszliśmy z powozu i udaliśmy się do Gospody. Nie zwracałem na nic uwagi i kiedy tylko znaleźliśmy się w pokoju, runąłem na łóżko i zasnąłem.

We śnie pływałem w oceanie. Jak każdy Aquer, potrafiłem oddychać pod wodą. Płynąłem coraz głębiej i głębiej, aż w końcu dotarłem do dna. Stanąłem na mule i rozejrzałem się wokół. Miałem dziwne wrażenie, że nie jestem sam. W wodzie niedaleko coś się poruszyło. Najpierw ujrzałem niską sylwetkę, którą dopiero po chwili rozpoznałem. Była to Wyrocznia z Aquem.
- Witaj, Araelu.
- Dzień dobry, Wyrocznio. 
- Nie musisz tak do mnie mówić. Nazywam się Irada. Przyszłam tu, aby odpowiedzieć na twoje pytania.
- A więc, gdzie jesteśmy?
- W twoim śnie – widząc moją minę, postanowiła wyjaśnić. – Odkąd wyjechałeś, usiłowałam się z tobą połączyć. Jednak wbrew temu, co ci mówiłam, nie twoja moc mi to uniemożliwiła. Pozwól, że trochę odpocznę od tej formy.
W tym momencie zaczęło dziać się coś dziwnego. Sylwetka Irady lekko się zamazała i wyprostowała, przez co wydawała się dużo wyższa. Włosy zmieniły kolor na brązowy i, zamiast pozostać spięte w kok, opadły na ramiona
Przetarłem oczy i zamrugałem kilkakrotnie. Nie pomogło. Kiedy je otworzyłem, stała przede mną młoda, wysoka dziewczyna. Wyglądałaby całkiem zwyczajnie, gdyby nie przeraźliwie białe oczy.
- Nie patrz się tak – powiedziała Wyrocznia młodym głosem. Uśmiechnęła się rozbawiona. – Chyba nie myślałeś, że cały czas wyglądam jak staruszka. Wyobrażasz sobie, jak chodziłabym po mieście? Ludzie nie daliby mi żyć.
- Czekaj, jak ty to... – machnęła ręką, aby mnie uciszyć.
- Po prostu to potrafię. Nie mogę ci powiedzieć jak. W ogóle, nie powinieneś mnie takiej widzieć, ale zrobiłam wyjątek. Przejdźmy do rzeczy. Czy Elin mówił ci o mieście ognia?
- Trochę opowiadał o kulturze, ale niewiele. Ile ty tak właściwie masz lat?
- Nie wiesz, że kobiety nie pyta się o wiek? Powinna ci wystarczyć wiedza, że mam więcej lat, niż wyglądam. Nie odchodźmy od tematu. Mówił coś o rodach Ignem?
- Coś wspominał, ale niezbyt wiele pamiętam.
- Dobrze. W takim razie usiądźmy, a wszystko ci opowiem.
- Nic tu nie ma, na czym chcesz usiąść?
- Nie wiem, to twój sen – uśmiechnęła się, a w jej oczach dostrzegłem dziwny błysk. Nie wiedziałem, czy to zadziała, ale wyobraziłem sobie dwa miękkie fotele, stojące przy niskim stoliku.
- Nieźle, jak na pierwszy raz – Wyrocznia usiadła w jednym ze starych, mięciutkich siedzeń. Zająłem fotel naprzeciwko i spojrzałem na nią z oczekiwaniem.
- Zanim odpowiem na pytania, jakie niewątpliwie mi zadasz, muszę opowiedzieć ci nieco o Ignem. Słuchaj uważnie.
Miastem ognia rządzą trzy rody: Fenix'a, Smoka i Salamandry. Są to najstarsze i najsilniejsze plemiona Ignisów. Prawie wszyscy z byłych Igne należeli do któregoś z tych rodów. Wszystkie z nich są jednakowo potężne, jednak często walczą o władzę. Przez wojny domowe ginie wielu z mocą, jak i bez niej. Dodatkowo, miasto musi radzić sobie z najeźdźcami z nieznanych krain.
Obecny Igne wywodzi się z rodu Salamandry. Ma żonę, która urodziła się jako członkini rodu Smoka. W historii tylko raz zdarzyło się coś podobnego. Kiedy na tronie zasiadł syn ówczesnej pary, Ignem niesamowicie wzrosło w siłę. Od tamtego czasu minęło trzydzieści lat. W przyszłym roku odbędzie się koronacja jedynego syna Igne
Istnieje pewna przepowiednia, którą wygłosiła jedna z moich sióstr, Wyrocznia z Ignem, jeszcze przed rozpoczęciem wojen. Głosiła ona, że kiedy na tronie zasiądzie syn dwóch rodów i połączy się z synem Fenix'a, urodzi się dziecię, którego moc zjednoczy państwo i pomoże pokonać wrogów.
- Uważasz, że to syn obecnego Igne będzie ojcem tego dziecka?
- Mam przeczucie, a ono rzadko mnie zawodzi.
- A co to ma wspólnego ze mną?
- Tego niestety na razie nie mogę ci powiedzieć. Spotkamy się znowu, kiedy dotrzesz do Ignem.
- Jak?
- Tak jak dzisiaj. Musisz mi tylko na to pozwolić.
- Nie wiem, w jaki sposób.
- Twoja moc nie może mnie blokować. Dzisiaj ci się udało, więc potrafisz to zrobić. Po prostu pomyśl o tym, że chcesz się ze mną spotkać, a twój umysł mnie wpuści. Teraz wybacz muszę już iść, bo twój towarzysz się obudził. Do zobaczenia, Araelu – Irada wstała z fotela i wolnym krokiem ruszyła po mule, stopniowo rozpływając się w toni oceanu.

- Miałem dziwny sen. – Usiedliśmy z Elinem przy ognisku, które on rozpalił. Zatrzymaliśmy się na polanie, przy zamarzniętym jeziorze. Konie musiały trochę odpocząć, a my postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na posiłek.
- Śniła mi się Wyrocznia – kontynuowałem, widząc pytające spojrzenie Ignisa. – Opowiadała mi o Ignem i jakichś trzech rodach.
- Jakich rodach? – Elin utkwił w mnie zdziwione spojrzenie.
- Fenix'a, Smoka i Jaszczurki.
- Salamandry.
- Co?
- Plemię Salamandry, nie jaszczurki. Skąd o nich wiesz?
- Mówię, że mi się śniło.
- Taa, pewnie gdzieś przeczytałeś i ci się przypomniało.
- Nie. To był strasznie dziwny sen. Byłem na dnie oceanu i wtedy pojawiła się stara Wyrocznia. Później zamieniła się w młodą dziewczynę i zaczęła mi opowiadać o tych rodach. Nigdy o nich nie słyszałem. Było tam coś o wojnie domowej i dzikich najeźdźcach. – Elin patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, ale nie przerywał, więc mówiłem dalej: – Powiedziała mi o Igne z rodu Jaszczurki i jego żonie, chyba ze Smoka. Była też jakaś przepowiednia o ich synu, który ma zostać Igne i jego dziecku... – Elin zerwał się z ziemi i zrobił krok w tył.
- Skąd o tym wiesz?! – krzyknął, podnosząc mnie z ziemi. – Skąd naprawdę o tym wiesz?
Wystraszony, patrzyłem, jak ciężko dyszy, trzymając mnie boleśnie za ramię.
- Przestań! To boli. – Na ton mojego głosu poluzował uścisk, a ja wyszarpnąłem rękę. – Co ci odbiło?!
- Pytam, skąd wiesz o przepowiedni?
- A ja mówię, że ze snu! Wyrocznia mi powiedziała!
- Przysięgnij.
- Przysięgam na moc Aquera. Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. – Twarz Elina trochę złagodniała, ale dalej przyglądał mi się podejrzliwie.
- Tylko mieszkańcy Ignem wiedzą o tej przepowiedni.
- Najwyraźniej nie tylko. Mówiła, że to jej siostra ją wygłosiła. Wyrocznia z Ignem.
- Nie waż się nikomu, o tym mówić. To tajemnica miasta ognia.
- Nie mam nawet komu, o tym powiedzieć.
- I bardzo dobrze. Zbieraj się, idziemy.
Aż do wieczora nie odezwaliśmy się do siebie. Kiedy byliśmy w kolejnej gospodzie, Elin trochę się uspokoił i nie rzucał już we wszystkich wściekłym spojrzeniem. Zastanawiałem się, o co mu chodzi. Przecież i tak pewnie dowiedziałbym się o przepowiedni, podczas mieszkania w mieście. Teoretycznie, niedługo będę takim samym mieszkańcem jak wszyscy. No, może nie będę ciskał kulami ognia, tylko co najwyżej oblewał innych wodą.
Po kąpieli postanowiłem pozwiedzać miasto. Kiedy wychodziłem, złapał mnie Elin, który właśnie wyszedł z łazienki.
- Gdzie idziesz? – zapytał. Był już całkiem suchy, mimo że dopiero co brał kąpiel. Ja musiałem poczekać dłuższą chwilę, aż włosy przestaną być wilgotne.
- Na miasto. Nie będę się tu kisił cały wieczór.
- Idę z tobą. – Ku mojemu zdziwieniu, sam wyszedł z propozycją.- Po co?
- Bo nie będę się tu kisił cały wieczór – rzucił złośliwie i zabierając cienki płaszcz, ruszył przodem.
Chodziliśmy po mieście od sklepu do sklepu. Elin wyglądał na trochę znudzonego, ale nie zwracałem na to uwagi, pochłonięty oglądaniem wystaw. Było tam tyle cudownych rzeczy. Niestety, wszystko było dosyć drogie, więc kupiłem sobie jedynie kilka rzemyków do włosów w różnych kolorach. Kiedy ja płaciłem kupcowi, Elin poinformował mnie, że zaraz wróci i udał się do pobliskiego sklepu. 
Znajdowaliśmy się na terenach nienależących ani do Aquem, ani do Ignem. Było tu dużo cieplej niż w moim rodzinnym mieście. Nie pomyślałem o tym, kiedy opuszczaliśmy Aquem i nie zabrałem ze sobą żadnych cieńszych ubrań. Chociaż, nawet gdybym o tym pamiętał i tak nie miałbym, czego ze sobą wziąć. W końcu w domu i tak mam same skóry i polary. Grzałem się więc w grubym ubraniu, podczas gdy inni chodzili w cienkich płaszczach.
Kiedy wrócił Elin, niosąc w ręku dużą paczkę, udaliśmy się w drogę powrotną. Po kilkunastu minutach wchodziliśmy po schodach do naszego pokoju. Wbrew pozorom, na mieście spędziliśmy kilka godzin, tak więc było już całkowicie ciemno. Odłożyliśmy zakupione rzeczy, a po zdecydowaniu, że nie jesteśmy zmęczeni, zeszliśmy do baru. 
Prawdę mówiąc, nigdy nie byłem w żadnej karczmie. W Aquem można w nich przebywać od siedemnastego roku życia, ale nigdy nie miałem okazji do żadnej pójść. W końcu, jaki ma sens chodzenie do baru samemu? Nie miałem żadnych przyjaciół, oprócz Ave, która najwyraźniej zmęczona została w pokoju na mojej poduszce.
W dużym pomieszczeniu siedziało około piętnastu osób, które zainteresowane spojrzały w naszą stronę. Kilku mężczyzn spoglądało to na Elina, to na mnie z nieskrywanym zaciekawieniem. Kilku nawet nam pomachało, na co uśmiechnąłem się delikatnie. Usiedliśmy przy ścianie, niedaleko wyjścia. Elin zamówił dwa piwa, nie pytając mnie, czy się napiję. Najwyraźniej nie brał pod uwagę, że nigdy nie tknąłem alkoholu, nie licząc oczywiście próbowania domowej roboty nalewek mojej mamy.
Karczma była ładnie urządzona. Kilkanaście drewnianych stolików stało przy ścianach, umożliwiając gościom tańczenie na środku pomieszczenia. Przy barze ustawiono wysokie stołki, obecnie zajmowane przez grupę nieznajomych. W rogu pomieszczenia znajdowała się nieduża scena, na której grała jakiś utwór grupa kobiet w średnim wieku.
Elin wrócił do stolika z dwoma kuflami w rękach. Jeden z nich wylądował  przede mną. Cicho podziękowałem i podniosłem naczynie do ust. Zimny napój przyjemnie chłodził gardło. Smakował zupełnie inaczej niż nalewki, ale nie był niedobry. Odłożyłem szklankę na stolik, wracając spojrzeniem do towarzysza. Ten patrzył się na mnie z rozbawionym uśmiechem. Miło było zobaczyć, że wreszcie zachowuje się normalnie, przynajmniej jak na niego, ale niepokoiło mnie to, że uśmiecha się, patrząc na moje usta.
- No co? – zapytałem nie wiadomo dlaczego lekko się rumieniąc.
- Wąsy.
- Co?
- Masz wąsy z piany. – Dalej wyglądał na rozbawionego. Szybko wytarłem twarz i z uśmiechem patrzyłem, jak Elin odkłada swój kufel na stół. Wokół jego ust osiadła piana, którą szybko zlizał, przesuwając po niej językiem.
Przełknąłem ślinę, nie mogąc oderwać wzroku od różowego organu. Co się ze mną działo? Czemu mam ochotę...?
- Rybko? Żyjesz?
- Co? A tak, mówiłeś coś? – Spojrzał na mnie dziwnie i potrząsnął głową.
- Pytałem, czy chcesz jeszcze jedno piwo?
- Przecież jeszcze nie... – zdziwiony zauważyłem, że w kuflu został tylko jeden łyk bursztynowego napoju. – Możesz przynieść – uśmiechnąłem się zakłopotany.
Elin oddalił się w stronę baru, a ja pogrążyłem się w swoich myślach. Piwo jednak chyba zaczęło działać, bo na niczym nie mogłem się skupić. Wtedy zespół zaczął grać skoczną melodię, która aż prosiła, żeby wejść na parkiet.
Delikatnie się chwiejąc ruszyłem na środek, gdzie kilkanaście osób skakało do żywej piosenki. Uśmiechnąłem się sam do siebie i zacząłem ruszać biodrami w rytm muzyki. Nim się obejrzałem, pochłonął mnie wir tańca. Najpierw tańczyłem z kilkoma kobietami, gdyż to one wcześniej znajdowały się na parkiecie. Z minuty na minutę grupka tańczących się powiększała, więc po chwili cichy bar zamienił się w dyskotekę. 
Mężczyźni próbowali jak najdłużej ze mną tańczyć, jednak nie zwracałem na nich uwagi. Pierwszy raz tak świetnie się bawiłem i nie interesowali mnie jacyś napaleni faceci. Machałem rękami na wszystkie strony, dopóki się nie zmęczyłem.
Kiedy wróciłem do stolika, Elin już na mnie czekał. Tak bardzo chciało mi się pić, że wyjąłem mu z ręki szklane naczynie i duszkiem wypiłem jego zawartość.
- Ej! Masz swoje! Tak trudno wyciągnąć rękę?
- Oj tam – pokazałem mu swoje ząbki. – Co ty tutaj tak siedzisz sam?
- A z kim mam siedzieć? – patrzył zdziwiony jak usadawiam mu się na kolanach. – Rybko, ile ty właściwie wypiłeś?
- Tyle, ile mi dałeś. Tak właściwie to piwo jest dobre. A zawsze myślałem, że okropnie smakuje. Mogłem go wcześniej spróbować. – Objąłem go rękami za szyje, aby nie spaść z jego kolan.
- Chyba powinniśmy już iść na górę. Nie miałem pojęcia, że nigdy nie piłeś. Co nie zmienia faktu, że to jest zabawne – uśmiechnął się szeroko i objął mnie rękami w talii. 
- Nudzi mi się... – zajęczałem, po chwili milczenia. –  Chodź.
- Dokąd? 
- Jak to dokąd? Na parkiet oczywiście! Jeszcze nie tańczyłeś. – Zanim zdążył mnie powstrzymać, chwyciłem kufel z drugiego końca stołu i wlałem w siebie połowę jego zawartości. Chciałem wypić całość, jednak Elin w porę zabrał mi kubek i sam dokończył piwo, pozbawiając mnie takiej możliwości.
- Utrzymasz się na nogach? – zapytał cały czas niezmiernie czymś rozbawiony.
- Oczywiście – postawiłem stopy na ziemi i wstałem, omal nie zabijając się o własne nogi. Złapałem jednak równowagę i szybkim krokiem dostałem się na parkiet. Elin szedł tuż za mną, co chwilę mnie łapiąc i ratując przed upadkiem.
Jakoś udało nam się dostać na środek pomieszczenia i zaczęliśmy tańczyć. Poruszałem biodrami, jak i całym ciałem, czując, jakbym robił to od zawsze. Moje ręce poruszały się wzdłuż ciała, przyciągając wzrok innych tancerzy. Mój wzrok skupiony był jednak na Elinie, który delikatnie kołysał się w rytm muzyki.
Przetańczyliśmy kilka szybkich piosenek, aż w końcu zespół zaczął grać wolną melodię. Elin chwycił mnie w pasie i przyciągnął do swojego ciała. Westchnąłem oparty o jego klatkę piersiową. Czułem jego zapach i ciepło bijące od drugiego ciała. Tańczenie zabrało mi większość energii, więc bez oporu wtuliłem się w Ignisa, opierając na nim swój ciężar. Czułem się bezpieczny, jakbym był na właściwym miejscu.
Odwróciłem głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Nasze twarze znajdowały się kilka centymetrów od siebie. Moje serce zaczęło wybijać dziki rytm, a umysł przestał pracować. Nasze oczy spotkały się, a po chwili usta poszły w ich ślady.
Delikatnie poruszałem wargami, nie mając pojęcia, co robić. Zamroczony alkoholem umysł także nie pomagał, więc zdałem się na Elina. Rozchyliłem usta, a Ignis od razu skorzystał z zaproszenia. Delikatnie wsunął język pomiędzy moje wargi, trącając nim o mój. Zaczął badać wnętrze moich ust, nie pomijając żadnego ich fragmentu. Oddałem pocałunek, zatapiając się w przyjemnym uczuciu.Krew w moich żyłach zaczęła szybciej krążyć, kierując się do dolnych partii ciała. Elin objął mnie jeszcze mocniej, przejmując cały mój ciężar. Było mi tak ciepło i przyjemnie, że nawet nie zauważyłem, kiedy odpłynąłem, nadal całowany przez mężczyznę.

poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział IV

Wstawiam kolejny rozdział :) Dziękuję za wszystkie komentarze i przypominam, że poszukuję Bety ! Życzę miłego czytania :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D

Jechaliśmy już pół dnia i strasznie mi się nudziło. Następną noc mieliśmy spędzić w dużym mieście położonym u stóp góry, przez którą musieliśmy przejechać. Zostały nam jeszcze jakieś cztery godziny drogi, a ja już nie mogłem usiedzieć na miejscu. Ave chyba też rozpierała energia, bo od dłuższego czasu skakała po powozie, usiłując złapać jakąś wyimaginowaną ofiarę.
Elin siedział na przeciwko mnie, od jakiejś godziny czytając książkę. Nie mając nic innego do roboty usiadłem koło niego i zajrzałem mu przez ramię. Książka była napisana delikatnymi zawijasami, które bardzo często widywałem w pokoju mamy. Nie miałem pojęcia, dlaczego Elin czyta książkę akurat w tym języku.
- Co robisz?
- Sprawdzam co czytasz.
- Przecież i tak nie znasz naszego pisma.
- To jest wasze pismo?
- Tak, jest inne niż wasze, więc tego nie przeczytasz - Elin uśmiechnął się złośliwie.
Wyjąłem mu z rąk książkę i przyjrzałem się znajomym literom. Z uśmiechem satysfakcji zacząłem czytać na głos.
- ”Delikatnie musnął ustami jego obojczyk, kładąc go na satynowej pościeli. Ściągnął swoją koszule, aby móc poczuć rozgrzane ciało na swojej skórze. Kocham Cię - szepnął i pocałował swojego kochanka w opuchnięte od pocałunków usta…”
Ze zdziwieniem spojrzałem na Elina, którego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Szybko wyrwał mi książkę i popatrzył na mnie z osłupieniem.
- Czy ta książka jest tym czym myślę, że jest? - zapytałem ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Może Elin był twardym i groźnym facetem, ale nie przeszkadzało mu to czytać romansów. Nie żebym się z niego nabijał, sam czasami lubiłem pomarzyć przy jednej z książek mojej mamy. Elin jednak nie wyglądał na faceta, który czyta takie książki, w dodatku z postaciami o takiej samej płci.
- Jak ty…
- Wychodzi na to, że znam wasze pismo - wzruszyłem ramionami, a na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. - A teraz powiedz mi, co to za ciekawą książkę czytasz?
- Nie twój interes - warknął rozdrażniony. - Jeśli ktokolwiek się o tym dowie, całe Ignem będzie trąbiło o naszej małej sytuacji w łazience.
- Nie zrobisz tego - zarumieniłem się nieznacznie.
- Nie będę miał nic do stracenia.
- Dobra, niech Ci będzie - wróciłem na swoje miejsce i nie mogąc się powstrzymać znów się uśmiechnąłem.
- I kto by pomyślał, że straszny Ignis czyta takie książki.
- Zamknij się.
Przez kolejne pół godziny jechaliśmy w ciszy. Elin schował swoją książkę, najwyraźniej nie chcąc jej czytać przy mnie, a ja zastanawiałem się, czy mój towarzysz woli mężczyzn. To by wyjaśniało jego zachowanie w łazience, ale nie to, jak ja sam na niego zareagowałem. W końcu zmęczony ciszą i rozmyślaniem wyciągnąłem bukłak z wodą i zacząłem ćwiczyć.
- Co robisz tym razem? - Elinowi chyba też się nudziło, bo z zaciekawieniem przyglądał się niedużej bańce wody wiszącej pomiędzy nami.
- Ćwiczę. - odpowiedziałem i zacząłem dzielić wodę na malutkie kropelki. 
Po chwili cały powóz wypełniony był wiszącą w powietrzu wodą. Połączyłem kilka z nich i przeleciałem nimi przed nosem Ave. Wiewiórka od razu rzuciła się na kulę wody, ale w porę usunąłem ją z poza jej zasięgu. Przeleciałem kulką nad głową Elina, na co zwierzątko szybko wskoczyło na jego głowę. Widok był przekomiczny. Wybuchnąłem śmiechem starając się nie upuścić wody. Dla Elina najwyraźniej nie było to takie śmieszne, bo z szybkością światłą wyciągnął rękę w stronę wiewiórki. Ta jednak dalej zainteresowana wodną kulką w porę uskoczyła przelatując przez wodę. Elin już posłał mi dziwne spojrzenie i wstał, aby się do mnie zbliżyć w niewiadomym celu. Byłem jednak pewny, że wcale nie chcę go poznać, więc dziękowałem niebiosom, że w tym momencie powóz się zatrzymał, dzięki czemu mogłem uciec, zostawiając zdezorientowanego towarzysza w środku.
Nie minęła chwila, a przy moim boku pojawiła się Ave, biegnąca w stronę niewielkiej polanki przy drodze. Biegiem ruszyłem za nią, wyczuwając za sobą wściekły pościg.
- Już nie żyjesz, Rybko! - krzyczał Elin szybko mnie doganiając.
- Zobaczymy jeśli mnie złapiesz! - odwróciłem się pokazując mu język i posyłając w jego stronę śnieżkę. Nim jednak trafiła celu zamieniła się w wodę i wyparowała.
- Osz ty - Elin posłał w moją stronę małą kulę ognia, którą szybko zalałem wodą.
- Tylko tyle potrafisz? - zapytałem złośliwie wysyłając kolejną porcje śnieżek.
- Chcesz wojny, to masz - uśmiechnął się do mnie podstępnie wyparowując śnieg kulami ognia.
Wokół niego zaczęły tańczyć płomienie, roztapiające biały puch. Po chwili Elin stał na suchym kawałku ziemi.
- Dawaj! - miałem ochotę pokazać mu, że nie jestem taki słaby za jakiego mnie uważa.
- Żeby nie było, że nie ostrzegałem! - zaczął biec w moją stronę zostawiając za sobą ziemistą ścieżkę. Śnieg na polanie wyparowywał lub zamieniał się w wodę. Kazałem więc wodzie zza Elina zebrać się w falę i uderzyć z tyłu, w tym samym  czasie tworząc identyczną z przodu. Najpierw natarłem tą z przodu, czego Elin się spodziewał, ponieważ stworzył dużą tarczę z ognia, tym samym odsłaniając swój tył. Kiedy brunet zajęty był osłoną przed jedną falą z tyłu zalała go druga, mocząc od stóp do głów. Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek, który zniknął po tym jak zobaczyłem minę Elina. Mężczyzna również się uśmiechał, z tym, że jego ciało zostało otoczone przez płomienie, właśnie z wielką szybkością zmierzające w moją stronę. Nie mając wielkiego wyboru rzuciłem się w wielką zaspę, która całkowicie przemoczyła moje ubranie.
Tak więc po chwili cali przemoknięci wracaliśmy do zdezorientowanego woźnicy, z tym, że nim doszliśmy ubranie Elina było już suche, a moje, mimo, że wyciągnąłem z niego całą wodę, nadal lodowate.
- Ale i tak wygrałem - powiedziałem zadowolony z siebie.
- Jeżeli zwycięzcą można nazwać kogoś, kto trzepie się jak osika.
- Przynajmniej nie oberwałem falą wody - pokazałem mu język.
- Gdybym tylko chciał już dawno byś spłonął. Niestety mam cię dostarczyć całego do Ignem.
- Ale fali się nie spodziewałeś - nie dawałem za wygraną.
- Uznajmy, że wygrałeś - westchnął Elin starając się nie roześmiać. - Widok twojego tyłka, wystającego z zaspy, wynagradza mi tą niewielką przegraną.
-  Spadaj - mruknąłem, a policzki delikatnie mnie zapiekły.
Wsiedliśmy do powozu, a po zapewnieniu woźnicy, że możemy jechać, ruszyliśmy  wyboistą drogą. Ave ułożyła się na moich kolanach i poszła spać. Po tym małym treningu ja także byłem zmęczony, ale było mi zbyt zimno, żebym mógł zasnąć. Opatuliłem się więc ciaśniej płaszczem i czekałem, aż się trochę ogrzeję.
Mimo, że siedziałem tak jakieś dwadzieścia minut i tak było mi potwornie zimno. Spojrzałem na Elina, który spał już od dłuższego czasu i modliłem się, aby się nie obudził. Jak najciszej usiadłem obok niego i oparłem się o jego bok. Ciepło drugiego ciała docierało do mojej skóry nawet przez kilka warstw materiału. Wtuliłem się w niego bardziej, przekładając rękę przez jego tors i rozkoszując się ciepełkiem, poszedłem za Morfeuszem do jego krainy.
Obudziło mnie delikatne głaskanie po policzku. Leżałem na bardzo wygodnym łóżku wodnym delikatnie się kołysząc. Było mi cieplutko i wygodnie, więc nie otwierając oczu odwróciłem głowę w drugą stronę. W odpowiedzi usłyszałem melodyjny dźwięk, coś jakby… śmiech?
Gwałtownie otworzyłem oczy i spojrzałem w górę, wprost na Elina, który pół leżał, pół siedział opierając się o ściankę powozu. Uśmiechał się rozbawiony patrząc na moje nie do końca budzone oblicze, prawie w całości leżące na nim.
- Trzeba było powiedzieć, że ci zimno, a nie pchać te lodowate łapki pod moją koszulkę - powiedział starając się brzmieć poważnie.
Popatrzyłem na niego bez zrozumienia, dopiero po chwili orientując się, że moje ręce znajdują się na jego torsie. Wyciągnąłem je gwałtownie, przez co przechyliłem się w bok i runąłem na podłogę, pozostawiając swoje nogi na fotelu. Tym razem Elin nie zdołał się powstrzymać i śmiejąc się podniósł mnie z podłogi.
- Chodź, Rybko, jesteśmy już na miejscu.
Nie odzywając się ani słowem poszedłem za nim i po chwili znaleźliśmy się w przytulnej gospodzie. Elin załatwił pokój i po chwili brałem już ciepły, dzięki Elinowi, prysznic. Narzuciłem na siebie ciuchy i bez sił opadłem na pościel, przed zaśnięciem myśląc, że Elin jest dużo wygodniejszy niż moje łóżko.


Rano od razu po wstaniu i zjedzeniu śniadania w gospodzie, ruszyliśmy w dalszą drogę. Elin opowiadał mi o życiu w Ignem. W sumie nie różniło się ono od życia w Aquem, prócz tego, że zamiast Aquarina rządził Igne. Więcej różnic było w naszych kulturach. Podczas gdy u nas mężczyźni nosili krótkie włosy, w Ignem wielu z nich miało włosy dłuższe od kobiet. Nosili oni także kolczyki, robione najczęściej po zawarciu stałego związku, przypieczętowanego przez Igne. Taki związek trwał, dopóki władca nie udzielił pozwolenia na jego zakończenie, co zdarzało się bardzo rzadko. Dlatego też długo rozważano zawarcie oficjalnego partnerstwa. Po ceremonii para otrzymywała identyczne kolczyki, które symbolizowały wieczną, szczerą miłość.
- A jak jest w Aquem?
- Trochę inaczej. Po zawarciu związku para wykonuje takie same tatuaże w tym samym miejscu. Na przykład moja mama ma delfina na obojczyku.
- A co jeśli ktoś che się rozstać.
- Nic. W Aquem związki są dożywotnie.  Dopiero kiedy ktoś umrze, druga osoba może znaleźć innego partnera, choć rzadko się to zdarza.
Elin wyglądał na zaskoczonego, ale nic nie odpowiedział.  Przez resztę drogi rozmawialiśmy o podobieństwach i różnicach między naszymi miastami. Elin zapytał mnie o szkołę i rodziców, ale szybko zmieniłem temat. Nie dopytywał się, więc ja nie drążyłem tematu jego rodziny, bo najwyraźniej on też nie chciał o niej rozmawiać. Nie chciał mi też powiedzieć czym się zajmuje.
Podczas rozmowy czas szybko leciał, więc zdziwiłem się, kiedy zatrzymaliśmy się przed kolejną gospodą. Bez problemów zdobyliśmy pokój i zapasy, które powoli nam się kończyły. Poszedłem do łazienki pierwszy, wcześniej prosząc Elina o nagrzanie wody. Szybko umyłem się i wyszedłem z łazienki. Stanąłem wpatrując się w plecy Elina stojącego przodem do okna. 
Od prawej łopatki do połowy jego pleców ciągnęła się długa, blada blizna. Wyglądała na starą, ale nie zdążyłem się przyjrzeć, bo Elin najwyraźniej mnie usłyszał i szybko naciągnął na siebie koszulę.
- Co ci się stało? - nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem pytania, co najwyraźniej nie spodobało się brunetowi.
- Nie twój interes. Nie musisz wszystkiego wiedzieć! - zaskoczony tym atakiem stałem w miejscu, podczas gdy mój towarzysz szybko zgarnął rzeczy i potrącając mnie łokciem zniknął za drzwiami łazienki.
Otrząsnąłem się i wszedłem pod ciepłą pościel. Mimo, że im dalej jechaliśmy, tym temperatura była wyższa, nadal nie przekraczała zera stopni.
Ułożyłem się wygodnie, przytulając do leżącej obok Ave. Nie potrafiłem zrozumieć Elina. Raz mi groził, raz dokuczał, a innym razem pokazywał ten swój uśmiech Casanovy. Czasami to można by dojść do wniosku, że facet ma rozdwojenie jaźni. Nie było sensu usiłować go zrozumieć.
Wydawało mi się, że nie będę mógł zasnąć, jednak kilka minut po tym, jak moja głowa opadła na poduszkę, odpłynąłem starając się nie myśleć o pewnym dziwnym osobniku.

Następnego dnia Elin od rana chodził nabuzowany. Starałem się jak mogłem schodzić mu z drogi, aby nie oberwać, więc spotkaliśmy się dopiero w powozie. Ave jak zwykle ułożyła mi się na kolanach.
Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Na wszelkie moje pytania, bądź próby rozpoczęcia rozmowy Elin reagował atakiem. W końcu nie wytrzymałem i nawrzeszczałem na niego, wygarniając mu, że nie ma powodu do wkurzania się na mnie i że ma przestać mnie ignorować. A jak nie chce mi o czymś mówić, to niech nie mówi i nie zachowuje się jak obrażony arystokrata. Skończyłem wciągając głośno powietrze i patrząc na niego gniewnie.
Elin chyba chciał coś powiedzieć, lecz kiedy tylko otworzył usta, powóz gwałtownie podskoczył, zakręcił w lewo i stanął. Po chwili drzwi się otworzyły, ukazując niskiego woźnice.
- Dalej chyba nie pojedziemy - powiedział ze skruchą, usilnie unikając wzroku Elina.
- Dlaczego? - spytałem, uprzedzając tym pytaniem towarzysza. Dopiero wtedy mężczyzna podniósł wzrok z nad swoich butów i spojrzał na mnie z obawą. Posłałem mu uspokajający uśmiech, na co mężczyzna trochę się rozluźnił.
- Musiała tu niedawno spaść lawina, która zablokowała drogę. Z naszymi końmi nie przejedziemy. Gdyby to były wierzchowce z Aquem, pewnie dalibyśmy radę, ale nasze konie nie są przy.. - mężczyzna wyraźnie chciał kontynuować swoją wypowiedź, jednak to nie spodobało się Elinowi. Chrząknął znacząco, uciszając woźnice i wyskakując z powozu. Nie mając nic innego do roboty wyszedłem za nim z obudzoną już Ave na ramieniu.
Przed nami, na drodze leżała wielka kupa usypana z brył śniegu. Drzewa bliżej szczytu góry, po której jechaliśmy, do połowy przykryte były białym puchem. Woźnica miał rację, lawina musiała spaść niedawno, ponieważ śnieg na wierzchu dalej nie był ubity.
- Jak pan widzi, panie Elinie, dalej nie damy rady pojechać. Proponuję zawrócić i okrążyć górę z drugiej strony - kierowca powozu utkwił wzrok w górze śniegu.
- Nie mamy na to czasu, za tydzień musimy dotrzeć na miejsce. Odsuńcie się, roztopię ten cholerny śnieg. - mężczyzna podszedł bliżej, rozstawił nogi i wyciągnął przed siebie ręce.
- Czekaj - powiedziałem szybko. - To nie jest dobry pomysł. Jeśli to zrobisz, możesz wywołać kolejną law...
Brunet tylko spojrzał na mnie kpiąco, po chwili posyłając w stronę śniegu falę ognia.  Zgodnie z moimi przypuszczeniami, w śniegu utworzył się tunel, który po chwili zasypany został jeszcze większą ilością śniegu, spadającego z góry. Mężczyzna jednak dalej się nie poddawał, zwiększając ilość płomieni. Sytuacja jednak nic się nie zmieniła. No może oprócz tego, że pod stopami, zacząłem wyczuwać delikatne drżenie. Popatrzyłem spanikowany na Ave, która równie dobrze jak ja, wiedziała co za chwilę się stanie.
Pędem przebiegłem odległość dzielącą mnie od Elina, który dalej ciskał w śnieg płomieniami i nie zważając na to, że jego ręce znajdują się w ogniu, mocno pociągnąłem go za dłoń, odczuwając jedynie delikatne ciepło. Zaskoczony nie stawiał zbytniego oporu dzięki czemu w porę udało nam się odbiec. Tuż za naszymi plecami spadła bryła lodu, powodując, że śnieg odrobinę się przesunął. Kolejne odłamki spadały z góry, tworząc nie pierwszą tego dnia lawinę.
Byliśmy w połowie drogi do powozu, kiedy przed nami upadł kawał ubitego śniegu wielkości konia. Przestraszony spojrzałem w górę widząc jak tony białego puchu pędzą w naszą stronę. Nie było szansy, żeby udało nam się dotrzeć do miejsca, w którym stał powóz, chroniony przez skały.
- Biegnij! - krzyknąłem, choć i tak robił to najszybciej jak potrafił. - Ave, ty też! - wiewiórka popatrzyła na mnie z wahaniem, ale posłusznie skoczyła na ziemie, od razu nas wyprzedzając.
Poczekałem, aż biała fala będzie tuż przy nas i nie wiedząc do końca co robię, stanąłem  wypychając ręce w górę i  zaciskając powieki. Nie mogłem pozwolić, aby Ave i Elinowi coś się stało. Może za nim nie przepadałem, ale na pewno nie życzyłem mu śmierci. Mimowolnie przygotowałem się na uderzenie, lecz nic takiego nie nadeszło.Otworzyłem oczy, widząc jak Elin z Ave dobiegają w bezpieczne miejsce. Udało się. Czując jak opuszczają mnie siły, spostrzegłem, że stojąca w miejscu lawina, powoli zaczyna opadać. W ostatnim przebłysku świadomości, zauważyłem tylko niedowierzające spojrzenie Elina. Później świat zniknął, zastąpiony hukiem spadającego śniegu i bezgraniczną ciemnością.