poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział I

Cześć!! 
Mam nadzieję, że prolog się spodobał i niektórzy z Was przeczytają ten rozdział :) Co prawda akcja dopiero się rozwija, więc nie można się spodziewać czegoś cudownego, ale obiecuję, że im dalej tym lepiej :D Mam już napisane cztery rozdziały, które tylko czekają, aby ktoś je przeczytał :* Postaram się je wstawiać w każdy poniedziałek :) Jeśli jest ktoś, komu spodobało się to opowiadanie i chciałby je poprawiać to piszcie w komentarzach. Rozpaczliwie poszukuję BETY! Nie przedłużam i życzę miłego czytania !!!


 Wziąłem głęboki oddech i utworzyłem oczy. Tej nocy prawie w ogóle nie mogłem spać. Wyjrzałem przez okno. Było jeszcze ciemno, ale horyzont powoli zabarwiał się na pomarańczowo. Nie było widać żywej duszy, a jedynym dostrzegalnym ruchem były delikatne fale na oceanie.
Jak najciszej, aby nie obudzić Rachel, która miała pokój naprzeciwko, ruszyłem do łazienki. Włączyłem ogień pod zbiornikiem na wodę i zacząłem się rozbierać z wczorajszych ubrań. Rozpuściłem ciemno brązowe włosy, które delikatnymi falami opadały aż do połowy pleców. Były one dla mnie oznaką buntu.
Od kiedy pamiętam mama ścinała mi włosy tuż przy głowie. Każdy mężczyzna w Aquem nosił je krótko ścięte. Była to oznaka przynależności do społeczeństwa i choć zdarzały się pojedyncze osoby z włosami do ramion, jeszcze nie spotkałem osoby z dłuższymi. Nigdy nie cierpiałem krótkich włosów, więc od kiedy miałem dziesięć lat, nie pozwoliłem nikomu ich dotknąć. Mama widząc jak mi na tym zależy, zaprzestała prób zcięcia moich kłaczków. Przecież i tak wychodziłem tylko raz do roku.
Wszedłem do wanny otworzyłem zbiornik na wodę i zamknąłem oczy. Delikatnie poruszyłem ręką w powietrzu i spojrzałem na swoje dzieło. Nad moją głową wisiała duża bańka zrobiona z wody. Wyobraziłem sobie deszcz. Po chwili na moim ciele pojawiły się ciepłe kropelki wody. Westchnąłem z przyjemności, nie tracąc skupienia. “Zakręciłem” wodę i wymyłem porządnie ciało, dużo czasu poświęcając włosom, po czym dokładnie się wypłukałem. Pozostałej części wody kazałem znów wlać się do zbiornika.
Po wysuszeniu włosów i włożeniu czystych ubrań, zerknąłem jeszcze raz do zbiornika. Jeśli Rachel chciałaby się rano wykąpać, stanowczo nie starczyłoby jej wody. Otworzyłem więc małe okienko i skupiłem się na dużej górce świeżego, nieubitego śniegu. Po chwili wleciał on przez okno, lądując w jeszcze ciepłej wodzie. Rozległ się cichy syk topionego śniegu.
Na palcach wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do drzwi wyjściowych.
- A ty dokąd? - Wysoka kobieta po czterdziestce stanęła w progu kuchni. Jej blond włosy i błękitne oczy, sprawiały, że wyglądała na delikatną i cichą. Wygląd jednak potrafi mylić. Zdecydowanie jest najsilniejszą kobietą jaką znam.
- Chciałem się przejść, mamo.
- I dlatego się skradasz? - jej brwi powędrowały w górę.
- Nie chciałem was obudzić.
- Niech ci będzie, ale za godzinę śniadanie.
- Nie jestem gło…
- Nawet nie myśl, żeby się nie zjawić. Później mi zemdlejesz na Uroczystości.
- Dobrze, będę za godzinę - posłałem jej rozbawiony uśmiech i szybko wyszedłem, aby nie zdążyła zmienić zdania i urządzić mi długiego wykładu na temat zdrowego odżywiania.
Otuliłem się mocniej płaszczem i nałożyłem kaptur na głowę. Mimo to po kilku minutach zacząłem się trząść. Nienawidzę zimna, a muszę mieszkać w miejscu, gdzie temperatura nigdy nie przekraczała dziesięciu stopni!
Zignorowałem niewygodę i szybkim krokiem zmierzałem w stronę mojej kryjówki. Od lat chodziłem tam, by nie siedzieć ciągle w domu. Była to niewielka polanka u podnóża góry, otoczona ze wszystkich stron lasem.
Nikogo, nigdy nie widziałem w tym miejscu, więc to tutaj ćwiczyłem panowanie nad wodą. W tym miejscu także odkryłem, że posiadam moc. I tu poznałem swojego jedynego przyjaciela, a raczej przyjaciółkę.
Zagwizdałem głośno na palcach i usiadłem na dużym pniu zwalonego drzewa. Zamknąłem oczy słuchając jak wiatr kołysze gałęziami drzew. Coś mokrego dotknęło mojej ręki.
- Cześć Ave - uśmiechnąłem się do małej, rudej wiewiórki. - Dawno cię nie widziałem.
Pozwoliłem zwierzątku wejść na rękę i pogłaskałem po grzbiecie. Wiewiórka wygięła się w stronę mojej ręki, domagając się więcej pieszczot.
- No dobrze już, będę cię głaskał ile będziesz chciała - zaśmiałem się i ułożyłem ją na kolanach. Po chwilowym kręceniu się w kółko, ułożyła się wygodnie na moim płaszczu. Często zamiast wiewiórki, widziałem w niej psa.
- To już dzisiaj. Idę na Uroczystość Wyboru - zwierzątko uniosło łebek i spojrzało mi w oczy. Czasem wydawało mi się, że rozumie moje słowa. - Chciałbym stąd odejść, choć wiem, że to prawie niemożliwe. Gdybym tylko nie miał aż takiej mocy. Wtedy byłaby jakaś szansa. A tak, przecież nie wyślą silnego Aquera poza miasto. Mimo, że nikt o tym nie wie. A może wyrocznia wie? Wszyscy mówią, że nie ma rzeczy, czy nawet myśli, której by nie znała. Nie wiem, czy w to wierzę.
Zwierzątko wstało i wtuliło mi się w rękę, piszcząc pocieszająco.
- Jeśli jakimś cudem mi się uda, zabiorę cię ze sobą  - pocałowałem rudą główkę i położyłem zwierzątko na ramieniu. - Muszę już wracać. Odprowadzisz mnie?
Zwierzątko otarło się o mój policzek, co uznałem za potwierdzenie. Wróciłem tą samą drogą i zatrzymałem się na granicy lasu.
- Musisz już iść - na te słowa wiewiórka wskoczyła mi do kaptura i przeciskając się jak najszybciej, powędrowała do połowy rękawa i tam się zatrzymała. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. - Ej, to łaskocze! Ave co ty robisz, przecież nie mogę cię ze sobą zabrać - z rękawa dobiegło przytłumione pisknięcie. - Jak chcesz, ale masz być grzeczna.
Nie byłem pewny, czy zabieranie ze sobą wiewiórki to dobry pomysł, ale mimo, że Ave była tylko zwierzęciem, nigdy się na niej nie zawiodłem. Wydawała mi się niemal tak samo mądra jak ja. Zawsze mnie wspierała, a gdy byłem smutny pocieszająco głaskała mnie swoją rudą kitką.
Wszedłem więc do domu z niewielkim wybrzuszeniem w kurtce i zamiast się rozebrać w przedpokoju, przemknąłem w płaszczu do mojego pokoiku.
W pokoju było już jasno, a na łóżku rozłożone było eleganckie ubranie, które miałem ubrać na Uroczystość Wyboru.
- Ave, wyjdź na chwilę, zaraz się schowasz w koszuli - wiewiórka posłusznie wygramoliła się z rękawa i skoczyła na łóżko.
Pokręciłem głową ze zdziwieniem i rozebrałem płaszcz. Szybko przebrałem się w eleganckie ciuchy i pozwoliłem wiewiórce ułożyć się w wewnętrznej kieszeni koszuli. Dzięki znajdującym się na niej falbankom i kamizelce zwierzątko było prawie niewidoczne.
Po skończonym śniadaniu, przy którym cały czas powstrzymywałem się od śmiechu, czego powodem był miziający mój brzuch wiewiórczy ogon, ubraliśmy się i wyszliśmy z domu.
Po drodze mijaliśmy kilka rodzin, nikt jednak nie zwracał na nas większej uwagi. Przed wyjściem rozpuściłem włosy i ukryłem pod kapturem. Przy ceremonii i tak wszyscy je zobaczą, ale przynajmniej teraz nikt się na mnie nie gapił, jak na jakieś dzikie zwierzę.
Kiedy weszliśmy do wielkiej hali, w której miała się odbyć ceremonia wyboru, zacząłem się poważnie stresować.Usiadłem razem z rówieśnikami. Do ceremonii pozostała godzina, podczas której jak co roku zostanie wyjaśnione jej znaczenie oraz przebieg. Nigdy za bardzo nie słuchałem, pochłonięty obserwowaniem innych, dziś jednak nie mogłem się skupić na niczym innym. Przemowę wygłaszał jakiś niski mężczyzna po pięćdziesiątce.
- Witam wszystkich, którzy dzisiaj przybyli, aby uczestniczyć w Uroczystości Wyboru. Jak starsi z was wiedzą, zapoczątkował ją podział na cztery rodzaje miast : miasta wody, ognia, ziemi oraz powietrza. Ponad sześćdziesiąt lat temu u niektórych ludzi zaczęto obserwować dziwne umiejętności. Jedni zapalali świeczki spojrzeniem, drudzy w złości tworzyli huragany, inni powodowali trzęsienia ziemi, zaś ostatni potrafili oddychać pod wodą. Dzisiaj wiemy, że ci ludzie zostali wybrani. Wybrani by chronić słabszych, pozbawionych mocy i by sprawować nad nimi władzę. Tegoroczna uroczystość jest wyjątkowa. Co roku do Aquem przybywali przedstawiciele miast ziemi i powietrza. Dzisiaj jednak, podczas sześćdziesiątej trzeciej Uroczystości Wyboru mamy zaszczyt gościć trzech Aliquid z innych miast. Tak jak niektórzy z nas posiadają oni moc. A oto oni! - mężczyzna odsunął się na bok i poczekał, aż wysoka kobieta stanie u jego boku.
- Christina z ziemi! - kobieta uniosła ręce, a leżące w rogu kamienie uniosły się i zaczęły krążyć nad jej głową. Wśród tłumu rozległ się cichy szmer, który po chwili przerodził się w nieśmiały aplauz.
Kobieta ukłoniła się i wróciła na swoje miejsce. Ze swojego siedzenia doskonale widziałem ją i dwóch nieznajomych siedzących obok. Jeden z nich, niski, szczupły mężczyzna, wstał i podszedł do prowadzącego.
- Andre z powietrza! - nie wykonując żadnego ruchu, mężczyzna wzniecił małe tornado na środku sali. Tym razem widownia z entuzjazmem zaczęła bić brawo. Niewzruszony gość wrócił na swoje miejsce.
- I nasz ostatni gość Elin z ognia! - obok prowadzącego stanął  wysoki około dwudziestoletni chłopak. Miał tylko trochę krótsze od moich, czarne włosy. Zaczął szybko się obracać, a wokół niego powstała otoczka z ognia. Mimo, że płomienie lizały mu skórę, pozostawała ona nietknięta. Z zachwytem patrzyłem jak ogień głaszcze jego włosy, sprawiając, że zaczynają lekko połyskiwać.
Kiedy skończył, na sali zapadła całkowita cisza. Rozejrzałem się po publiczności.
Ludzie w ciszy przyglądali się przybyszowi. Widziałem zachwyt w oczach dzieci, po chwili gaszony przez rodziców. Dorośli spoglądali na niego niemal ze strachem. Rozglądali się wokół, starając się wbić jak najgłębiej w krzesło. Jeden człowiek wywoływał u nich panikę.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby na Uroczystość Wyboru przybył Ignis. Mimo, że utrzymywaliśmy pokój z Ignem, miastem ognia, nie spoufalaliśmy się ze sobą. Mieszkańcy Aquem nigdy nie odwiedzali Ignem, a ludzie z miasta ognia, nie przybywali do nas.
Prowadzący odchrząknął, przerywając moje rozmyślania i kontynuował przemówienie.
- A oto przedstawiciel Aquem, syn najwyższego Aqarina, Paul z Wody!
Tym razem widownia ożyła, bijąc brawo i wykrzykując imię młodego Aquera. Na scenę wszedł około piętnastoletni chłopiec, nawet z daleka było widać, że bardzo się stresuje. Trzęsły mu się kolana i dłonie, kiedy unosił je w górę. Zebrała się przed nim bańka wody, która co chwilę chwiała się i wyginała w różne strony. Chłopak usiłował podzielić kulę na kilka mniejszych, ale kiedy tylko próbował bańka gwałtownie opadała. Paul był już bliski płaczu.
Nie mogłem patrzeć na zbierające się w jego oczach łzy. Postanowiłem zaryzykować. Gdyby ktoś zauważył co zamierzałem zrobić, pewnie by mnie zamknęli. Miałem nadzieję, że nikt nie będzie mnie podejrzewał. Powoli kazałem bańce przybrać kształt idealnej kuli. Chłopak widząc to, nieco się uspokoił i zaczął próbować podzielić wodę. Wyczuwając jago chęci, podzieliłem ją na sześć małych baniek i zacząłem nimi ruszać nad jego głową.
Publiczność znów zaczęła szaleć, a Paul wrócił na swoje miejsce. Zerknął na mnie ze swojego siedzenia. Tylko on mógł wyczuć kto kieruje wodą i miałem nadzieję, że nikomu tego nie zdradzi. Przyłożyłem palec do ust, chcąc mu przekazać swoją prośbę, a on uśmiechnął się i skinął głową. Rozejrzałem się w okół sprawdzając, czy nikt mnie nie widział i zamarłem.
Jedna osoba wpatrywała się dokładnie w moje oczy. Ignis nie zwracał uwagi na nic innego. Gdy tylko zauważył moje spojrzenie kącik jego ust delikatnie powędrował w górę w kpiącym uśmiechu. Podniósł dłoń i przyłożył palec wskazujący do ust, naśladując mój poprzedni gest.
- Teraz proszę wszystkich biorących udział w ceremonii za mną, a państwa proszę o cierpliwość.
Razem z innymi ruszyłem za prowadzącym. Ku mojemu zdziwieniu  Aliquid ognia, powietrza i ziemi udało się z nami. Paul pozostał jednak na swoim miejscu.
Nikt nigdy nie mówił co się dzieje za drzwiami, na Uroczystości Wyboru. Jedynym co można było powiedzieć niepełnoletnim było to, że wybierani zostają transferzy, po jednym do powietrza i ziemi. Cóż w tym roku także do ognia. Wiadomo było także, że wybiera wyrocznia i nikt nie ma prawa się jej sprzeciwić.
Weszliśmy do dużej sali, i usiedliśmy na krzesłach poustawianych przy ścianach. Wszystkie były skierowane w stronę środka sali, tak, aby wszyscy widzieli stolik, na którym stała duża misa z wodą. Stolik miał kształt pięciokąta. Zasiedli przy nim Christina, Andre i Elin.
- Proszę wszystkich o ciszę - zabrzmiał męski głos.
Wszyscy momentalnie zamilkli. Przed nami stał wysoki, potężny mężczyzna. Miał krótko ścięte włosy i oczy koloru głębi oceanu. Ubrany był w luźną, błękitną szatę zdobioną złotymi zawijasami. Patrzyliśmy właśnie na Aquarina.
- Jako najwyższy Aquarin chciałbym pogratulować wam udziału w dzisiejszej ceremonii. Aby nie przedłużać, wytłumaczę wam teraz na czym polega prawdziwa Uroczystość Wyboru. Każdy z was dowie się dzisiaj, czy jest Aquerem - Po sali przeszła fala podekscytowanych szeptów. Byłem pewny, że jako jedyny jestem świadomy swojej mocy. W całym Aquem nigdy nie zdarzyło się, aby osoba nie spokrewniona z Aquarinem odkryła swoją moc przed Uroczystością. Dopóki ja tego nie zrobiłem. - Później troje z was zostanie wybrane, by opuścić Aquem i zamieszkać w Ignam, Terram lub Aer. Będziecie mogli powrócić dopiero po pięciu latach - tym razem w sali rozległy się przerażone głosy. - Ciii…Może niektórym z was się to nie podoba, ale jest konieczne. Przez dwadzieścia lat od podziału nic takiego nie miało miejsca. Wtedy jednak wystąpiły komplikacje. Było nas zbyt mało, byśmy mogli zawierać małżeństwa. Wiele z dzieci w tym samym wieku było ze sobą spokrewnione. Wtedy zawarto pakt, na podstawie którego do dziś urządzane są Uroczystości Wyboru. Umożliwia nam on mieszanie krwi i wychowywanie zdrowych dzieci. Aby zapewnić dzieciom moc, wysyła się jednego z Aliquid. Jeżeli dziecko urodzi się jako Aquer, razem z rodzicem, bądź obojgiem rodziców, powróci do Aquem. Jeśli urodzi się jako inny Aliquid rodzic nie ma możliwości powrotu.
Przełknąłem ślinę. Od zawsze chciałem wyjechać z Aquem, ale nie wiedziałem, że nigdy nie będę mógł do niego wrócić. Chyba, że moje dziecko będzie Aquerem. Dopiero, teraz dopadają mnie wątpliwości.
- Jeśli wszystko jest jasne, zacznijmy ceremonię.
Drzwi otworzyły się, a do środka weszła stara kobieta. Miała siwe włosy spięte na karku i niemal białe oczy. Podparła się na lasce i wolnym krokiem podeszła do stołu. Zanurzyła ręce w misce z wodą i zaczęła mruczeć coś pod nosem.
Woda z misy uniosła się aż pod sam sufit. Wyrocznia coraz głośniej recytowała nieznane nikomu słowa. Jej ręce powędrowały w górę, sprawiając, że bańka wody zaczęła dzielić się na coraz więcej części. W końcu zapadła cisza, a bańki znieruchomiały.
Wszyscy zdezorientowani zaczęli się rozglądać. Przez chwilę nic się nie działo. Przeniosłem wzrok na Wyrocznie. Skupiona była na bańkach.
Nim zdążyłem się domyślić, co się dzieje, wodne bańki rozdzieliły się. Każda z nich z dużą prędkością zmierzała w stronę uczestników uroczystości. Nie wiele myśląc skupiłem wzrok na kuli pędzącej w moją stronę. Woda jednak nie chciała mnie słuchać. Wyciągnąłem więc przed siebie rękę i ponowiłem próbę. Tym razem się udało. Bańka zatrzymała się metr przed moją ręką. Kazałem jej pozostać w miejscu i rozejrzałem się po sali.
Widocznie nie tylko ja postanowiłem zatrzymać bańkę. Większość osób od razu została pomoczona. Pozostali, unosząc ręce, ze skupieniem wpatrywali się w swoje bańki, które mocniej, lub mniej się chwiały. Wyrocznia zbliżała się do każdego z nich i stawała na chwilę, wkładając rękę do wody. Kiedy nadeszła moja kolej, wyrocznia spojrzała na moją bańkę, a później włożyła do niej rękę. Poczułem jak sięga umysłem w kierunku bańki. Ta jednak dalej pozostawała pod moją kontrolą, dzięki czemu mogłem usłyszeć Wyrocznię.
- Porusz się - rozkazała bańce, lecz nic się nie stało.- Porusz się - tym razem poczułem jak próbuje przejąć kontrolę. Po chwili jednak opór ustał, a staruszka wyciągnęła rękę z wody.
- Niesamowite - szepnęła tak, że tylko ja byłem w stanie ją usłyszeć.
- Co jest niesamowite? - zapytałem tym samym tonem. Staruszka wbiła tylko wzrok w moją koszule, dokładnie tam, gdzie smacznie spała Ave i z uśmiechem na twarzy, odeszła.
Kobieta kontynuowała swój obchód, a ja zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem wykorzystując pełnie swoich możliwości. Nim jednak podjąłem decyzję, staruszka wróciła do misy i ponownie uniosła ręce. Kule z wody kolejno powracały do naczynia. Chciałem puścić bańkę, ale najwyraźniej Wyrocznia nie próbowała jej odzyskać, bo kula zaczęła opadać. Chwyciłem ją więc i czekałem. Ku mojemu zdziwieniu nie tylko ja ją zachowałem. Wysoki blondyn z wysiłkiem utrzymywał bańkę na poziomie oczu, a szczupła szatynka rozglądała się ze zdziwieniem, patrząc to na mnie, to na chłopaka. Bańka delikatnie kołysała się nad jej uniesioną ręką.
- Wy troje - odezwała się wyrocznia. - Zostaliście wybrani.
Z niedowierzaniem patrzyłem na pozostałą dwójkę transferów, widząc w ich oczach szok i strach. W moim sercu pojawiła się nadzieja, że wreszcie będę wolny, że będę mógł być sobą. I wszystko było by idealnie, gdybym nie popatrzył na Elina, który nie wiadomo dlaczego sprawił, że gdzieś w środku poczułem nutkę niepewności.

niedziela, 28 września 2014

Prolog

Usiadłem, wpatrując się w białe kawałki lodu, pływające po tafli oceanu.
- To już jutro - usłyszałem kobiecy głos. Nie musiałem się oglądać, aby wiedzieć, że należy on do mojej o rok młodszej siostry.
- Tak… - westchnąłem, próbując pozbyć się zdenerwowania. - Wiem, że to nic takiego, ale dalej się stresuję.
Dziewczyna zachichotała cicho i siadając obok, położyła mi rękę na ramieniu.
- To tak jak każdy. Nie martw się, pewnie i tak, jak większość, zostaniesz w Aquem.
- Nie wiem, czy mnie to cieszy, czy wręcz przeciwnie.
- Już o tym rozmawialiśmy, Araelu - spojrzała na mnie karcącym wzrokiem.
 - Tak, wiem, że muszę tu zostać, ale ja tego nie chcę. Kocham ciebie i mamę, ale wiesz jak mi ciężko. Nie mogę cały czas siedzieć w domu tylko dlatego, że nikt nie może się dowiedzieć.
 - Przykro mi. Ale z takim poziomem mocy, nie możesz ot tak chodzić sobie po ulicach. Aqurin mógłby uznać cię za zagrożenie.
- Wiem. Ale mimo to, chciałbym normalnie żyć. A nie będzie to możliwe w Aquem. Nie chcę tej mocy, a pewnie przez nią będę musiał tu zostać, do końca życia sam. Chyba, że się zdarzy jakiś cud i zrobią ze mnie transfera.
- Nie jesteś sam. Masz mnie i mamę.
- Wiesz o czym mówię - spojrzałem na nią z wyrzutem.
- No dobra, przepraszam, ale nie rób sobie zbyt dużych nadziei.
Naszą rozmowę przerwał kobiecy krzyk.
- Rachel, Arael, wejdźcie do środka! Nie możecie być jutro chorzy, szczególnie ty, Araelu.
- Dobrze, mamo! - odpowiedzieliśmy chórem i ruszyliśmy w stronę domu.
Za drzwiami przywitał nas zapach smażonej ryby. Rozebraliśmy się z grubych płaszczy i ruszyliśmy w stronę kuchni.
- Znowu ryba? - jęknąłem cicho, ale moja rodzicielka i tak mnie usłyszała.
- Wiem, że jej nie lubisz, ale nie ma nic innego. Jest zima, więc ciężko dostać choćby rybę, a co dopiero mięso.
- Jakoś przeżyję - podszedłem do mamy i pocałowałem ją w policzek.
- Dobrze - kobieta uśmiechnęła się do nas wesoło - Siadajcie do stołu.
Usiadłem na niewygodnym krześle i zaczekałem, aż mama zajmie swoje miejsce. Po kolacji, jak zwykle, udałem się do swojego pokoju.
Nieduże pomieszczenie w kształcie kwadratu pomalowane było na kolor ciemno zielony. Przy niedużym oknie, z którego rozchodził się widok na ocean, znajdowało się łóżko. Oprócz niego, jedynymi meblami w pokoju była szafa na ubrania i małe biurko, przy którym stało stare drewniane krzesło. Może nie był to królewski pokój, ale i tak spędziłem w nim ponad połowę mojego życia.
Położyłem się na łóżku rozmyślając o jutrzejszej uroczystości. Co roku był to jedyny dzień, kiedy mogłem pójść do miasta. Uroczystość Wyboru była jedynym obowiązkowym świętem w Aquem i chociaż wszyscy musieli na niej być, tylko osoby kończące osiemnaście lat brały w niej udział.
Ułożyłem się wygodniej na łóżku starając się o tym nie myśleć. Nie chciałem robić sobie nadziei na opuszczenie tego miasta. Nic nie mogłem jednak poradzić na to, że gdzieś w środku miałem przeczucie, że jutro wszystko się zmieni.
Walcząc z marzeniami, odpłynąłem do krainy Morfeusza.

Witam!

Serdecznie witam wszystkich, którzy zechcieli odwiedzić mojego bloga. Będą tu publikowane różne opowiadania o tematyce yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Zapraszam Was do czytania i komentowania postów. Mile widziane komentarze z konstruktywną krytyką i wszelkie inne nie obrażające tego rodzaju opowiadań. Mam nadzieję, że pojawią się osoby, które będą regularnie sprawdzać mojego bloga i dla których będę chciała dalej pisać :)