poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 13

Hej :) Odpowiadając na Wasze pytania: Pozostało już tylko kilka rozdziałów, ale nie wiem jeszcze ile dokładnie. Nie mam napisane nic, więc nie określę tego nawet w przybliżeniu.
 Nie mogę się już odczekać powrotu do Ognia i Wody, więc być może szybko to zakończę ;)
Miłego czytania <3

TOMAS
- Tomas! Tomas, zaczekaj! - żyłka na jego czole zapulsowała, kiedy usłyszał za sobą dziewczęcy głos. Nie miał pojęcia dlaczego go tak denerwował, choć umysł podpowiadał mu, że powodem może być scena, którą zobaczył w poniedziałek na korytarzu. Od tamtej pory z jego oczu wydobywały się pioruny, które co rusz uderzały w Emily, jeśli ta znalazła się w zasięgu jego wzroku.
- Dla ciebie pan Nixon – Tomas nie chcąc robić widowiska, zatrzymał się i oparł o swój samochód. Luisa jeszcze nie było, co w sumie cieszyło Toma. Nie chciał, żeby ta dziewczyna nawet na niego patrzyła.
- Och, przestań, przecież znamy się od dawna. Może chciałbyś się ze mną wybrać do kina?
Brwi Tomasa powędrowały do góry. Czy ona w ogóle nie zauważyła tej całej niechęci? Przecież wie już o związku jego i Luisa.
- Emily, jakbyś nie zauważyła jestem teraz z Luisem. W przeciwieństwie do ciebie go nie zdradzę. Przestań usiłować nas rozdzielić. Kocham go, a on kocha mnie i ty tego nie zmienisz.
Dziewczynie mina zrzedła, ale na jej twarzy utrzymał się sztuczny uśmiech. Jej dłonie zacisnęły się, co próbowała ukryć chowając je za plecami.
- Tomas, nie wiesz co mówisz, przecież ty go nie kochasz. Po prostu dawno nie byłeś z dziewczyną taką jak ja. Ktoś ci musi przypomnieć jak to cudownie jest być z kobietą – Emily przejechała pomalowanym paznokciem po jego koszuli. - Przecież wiesz, że niepotrzebnie się rozstaliśmy. Byłam wtedy jeszcze niedojrzała i głupia. Nie potrafiłam dostrzec tego uczucia jakim mnie darzyłeś, ale teraz już wiem, że mnie kochałeś i dalej kochasz. Nie martw się uświadomię ci to - stanęła na palcach i próbowała go pocałować, ale Tomas ją odepchnął.
- Nie pozwalaj sobie. Jestem twoim nauczycielem i tak też masz mnie traktować. Niczego sobie nie wyobrażaj. Między nami niema nic oprócz niechęci do ciebie z mojej strony. Masz nie zbliżać się do Luisa, albo obiecuję ci, pożałujesz.
Skończył swoją wypowiedź i spojrzał w stronę szkoły. Luis właśnie opuszczał budynek i podejrzliwie popatrzył na blondynkę. On też nie czuł się przy niej dobrze.
Tomas podszedł do niego i pocałował w usta. Nie musieli się ukrywać, bo wszyscy już o nich wiedzieli. Były osoby, którym się to nie podobało, ale chcąc nie chcąc musieli tolerować brata swojego szefa i jego partnera.
Tomas chwycił Luisa za rękę i całkowicie ignorując rozeźloną ladacznicę, poprowadził do samochodu, gdzie otworzył mu drzwi. Białowłosy uśmiechnął się na ten gest i poczekał aż Tomas zajmie miejsce kierowcy.
- Co ona od ciebie chciała? - Luis spojrzał za odchodzącą Emily.
- W sumie to nic. Musi nadrobić materiał z historii i chciała się mnie o coś zapytać – Tomas nie zamierzał niepokoić Luisa słowami dziewczyny i jej pustymi obietnicami. Nie zamierzał zostawić Luisa, więc nie było się o co martwić.
- Aha. Rozmawiałem z Ethanem. Mama zaprasza nas na obiad.
- Jakoś nie wydaje mi się, żebym był tam mile widziany – Tomas skrzywił się, a Luis cicho zachichotał.
- Nie martw się, ochronię cię przed moimi krwiożerczymi braćmi.
- Bardziej się boję twojego ojca. Jakoś nie wyobrażam sobie, że przyjmie mnie w rodzinie z otwartymi ramionami.
- Nie martw się. Mama już ci chyba wybaczyła, więc tata nie ma wyboru – Tomas uśmiechnął się n a ten sposób myślenia partnera.
- Więc kiedy ten obiad? - uśmiech Luisa wynagrodził mu przyszłe nieprzyjemności.
- Za dwie godziny – mina Tomasa chyba wyraziła wszystkie jego myśli, bo Luis pochylił się i pocałował go w policzek.
- Nie martw się, Ricka masz już po swojej stronie, Ann tym bardziej. Został ci już tylko tata i Ethan, bo Michaela przekupisz jakąś grą komputerową – Luis puścił mu oczko i uśmiechnął się słodko.
Tomas spojrzał na drogę i zjechał w jakąś boczną uliczkę, by zatrzymać samochód i pocałować Luisa namiętnie.
- A to za co?
- Uśmiechaj się tak dalej, a spóźnimy się na ten obiad.
- Zabieraj te łapy. Ja nie mam zamiaru skomleć na krześle przy  rodzinie - Luis asekuracyjnie odsunął się na drugi koniec samochodu.
- Masz rację, jeszcze by mnie zabili za sprawienie bólu kochanemu braciszkowi i synowi. Ale co to byłby za przyjemny ból - Tomas poruszył zabawnie brwiami i ruszył w dalszą drogę.
Zatrzymali się przed niewielkim domkiem, który tymczasowo wspólnie wynajmowali. Początkowo Luis opierał się przed tym, ale w końcu niska cena, piękny ogródek i prośby Tomasa doprowadziły do tego, że się ugiął i nawet zamówił nowy stół do salonu, gdyż jego zdaniem "gryzł się on z peridotowymi ścianami". Tomas kompletnego pojęcia nie miał czym ten kolor ścian różnił się od zielonego, ale Luis upierał się, że różnica jest ogromna.
W każdym razie stanęło na tym, że na razie wynajmują mały domek w dosyć bezludnej okolicy. Im to nie sprawiało problemu, a dzięki temu, że wszystko było trochę daleko, cena była dużo niższa.
W środku przywitały ich jeszcze nie rozpakowane pudła. Jak dotąd nie mieli ani czasu, ani ochoty, by rozpakować wszystkie rzeczy. Wyciągali stopniowo to co było im w danej chwili potrzebne i jakoś żadnemu to nie przeszkadzało. Dopóki nie zadzwoniła Annabeth.

LUIS

Komórka Luisa zadzwoniła, kiedy tylko przekroczyli próg domu. Białowłosy kliknął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
- Hej Luis. Nim cokolwiek powiesz, to wiedz, że zdobyłam twój adres i za półtorej godziny przyjedzie do ciebie cała rodzina, by zjeść wspólnie obiad. Mam nadzieję, że masz porządek. Wszystko już ustalone, pamiętaj godzina szesnasta. Pa.
Wyrzuciła to z siebie na jednym wdechu, nie dając Luisowi się sprzeciwić, bądź cokolwiek innego powiedzieć. Przerażony Luis rozejrzał się po pokoju wyglądającym jakby chwilę temu przeszło przez nie tornado. W końcu spojrzał na Tomasa, który stał na tyle blisko by usłyszeć nie tylko jego, ale też Ann mówiącą przez słuchawkę.
- Nawet mi nie mów, że...?
- Owszem. I nawet nie wątp w to, że żartowała. Znając ją, naprawdę tu przyjdą.
- Więc co robimy? Bo ucieczka pewnie nie wchodzi w grę - Tomas spojrzał na niego błagalnie.
- Nie ma opcji. Oberwałoby nam się i to kilkakrotnie. A tobie pewnie nigdy nie zostałoby wybaczone. Tylko nawet w optymistycznej wersji nie zdążymy tego wszystkiego posprzątać! A jeszcze trzeba znaleźć na strychu skrzynkę z zastawą, umyć naczynia i skosić trawnik bo jak mama go zobaczy... Wolisz nie wiedzieć co zrobi. - Luis przełknął ślinę na wspomnienie dnia, kiedy rodzice wracali z urlopu, a on nie skosił trawnika.
- Było aż tak źle?
- Wolałbym pójść z mamą i Ann na zakupy, niż to powtórzyć.
- To naprawdę musiało być okropnie.
- Może nawet przekonasz się jak bardzo. Nie zdążymy z tym wszystkim we dwóch!
- Nie martw się. Przecież mam swoją Załogę, prawda?
- Masz na myśli tych twoich osiłków? Przecież oni są ze sił specjalnych, a nie z ekipy sprzątającej.
- Nie martw się. Frank, Zack, Pablo i Alex wiszą mi nie jedną przysługę. Przyjdą, nie ważne o co poproszę.
- Jesteś pewny, że chcesz wykorzystać przysługę do mycia podłogi i garnków?
- Czy jest coś straszniejszego od spotkania z niezadowolonymi teściami? - Tomas uniósł brwi z całkiem poważną miną. Luis uśmiechnął się i pocałował go w policzek.
- Tylko poproś, żeby szybko przyszli.
Tom uśmiechnął się i wyciągnął telefon. Dokładnie minutę później, bo zniecierpliwiony Luis cały czas zerkał na zegarek, zadzwonił dzwonek do drzwi.
Tomas otworzył je i przywitał się ze swoimi przyjaciółmi.
- Czy kiedykolwiek dowiem się jakim cudem przybyliście tu w minutę? - Luis podszedł do przybyłych i stanął w progu salonu. Oni tylko z uśmiechami popatrzyli po sobie i zwrócili się w jego stronę.
- Mamy taki nowy wynalazek, który jest dość tajny, ale podzielimy się z tobą tą wiedzą - Zack rozejrzał się jakby szukając szpiegów po czym nachylił się w stronę Luisa. Ten zaciekawiony nadstawił ucha. - Zwie się... przyczepa tuż za waszym domem, Maleńka - wyszeptał to tak poważny, tonem, że Luis przez chwilę nie wiedział co robić. Zack zaśmiał się na widok jego miny i pocałował go w policzek. Na ten gest Luisowi omal oczy z orbit nie wyleciały.
- Te, trzymaj się swojego chłopaka - Tomas pociągnął Luisa do siebie i kiwnął Frankowi. - Zabieraj mi stąd tego Casanovę.
- Nie martw się, nie tknie go już ja o to zadbam - Frank złapał za koszulkę Zacka i wytargał go do łazienki, która znajdowała się tuż obok salonu.
- Czy oni...? - Luis stał wpatrzony w drzwi z otwartymi ustami.
- Są razem. Odkąd pamiętam - Tomas uśmiechnął się do Luisa i pociągnął go na górę. Za nimi ruszyli Alex i Pablo.
- Czemu tam idziemy? - Luis planował zacząć sprzątanie od kuchni, by w razie czego zostawić górę nie posprzątaną.
- Poszukać zastawy. Lepiej nie schodź na dół przez najbliższe pół godziny - Tomas zbliżył swoje usta do ucha Luisa. - No chyba, że chcesz posłuchać jakie dźwięki wydajesz, kiedy jestem w tobie - zamruczał, a Luis momentalnie spalił buraka i walnął Tomasa w żebra.
- Zamknąłbyś się - Pablo i Alex zaśmiali się i poklepali Tomasa po ramieniu.
- Pomoglibyśmy ci Szefie, ale Maleńkiej boimy się bardziej.
- Ta, a czasem jest taki milutki.
- Będziecie tak gadać czy weźmiecie się w końcu do roboty? Mamy mało czasu, a ta dwójka na dole raczej nie pomoże! - Luis popchnął chłopaków w stronę strychu, a Tomasa przytrzymał chwilę przy sobie.
- Masz szlaban na mój tyłek przez tydzień. Jeszcze jedno słowo o tym jaki to jestem milutki, a miesiąc murowany.
- Już się zamykam - Tomas z przerażoną miną zamknął usta na zamek i wręczył Luisowi wyimaginowany kluczyk.
- No, masz szczęście - chłopak uśmiechnął się i ruszył na strych.

Kiedy w końcu znaleźli kosiarkę i całą zastawę, zaszli na dół. Frank i Zack właśnie wychodzili z łazienki, ten drugi z dosyć niewyraźną miną.
- Tyłek boli? A myślałem, że miałeś na to ochotę - Frank wyraźnie mścił się na swoim partnerze, dodatkowo klepiąc go w pośladki. Zack syknął, ale dzielnie wszystko znosił.
- Już go zostaw, bo jest nam potrzebny.
- Dobra, dobra, to co mamy robić?
Luis zaczął im wydawać polecenia. Okazało się, że chłopcy nadają się nie tylko do zabijania, ale też prac domowych.
Po godzinie wszyscy umordowani zasiedli w salonie. Trawnik krótko przystrzyżony zapraszał swoim wyglądem, podłogi błyszczały jak nigdy, nigdzie nie było widać ani grama kurzu, a duży stół zastawiony był na piętnaście osób. Luis przewidywał w tym także dzisiejszych pomocników.
- To my się już zbieramy - Pablo i Alex zaczęli się zbierać.
- Zostańcie na obiedzie. Nie wypuszczę was po tym jak nam pomogliście.
- Przykro nam Maleńka, ale ja mam obiad z żoną, a Pablo idzie na spotkanie klubu. Przyjdziemy kiedy indziej - to mówiąc zamknęli za sobą drzwi. Luis spojrzał na wstającą właśnie parę.
- O nie, wy zostajecie i nie wywiniecie mi się.
- Ja nie mam zamiaru. Co jak co, ale nasza lodówka świeci pustkami, a ja chętnie poznam twoją rodzinę - Zack puścił mu oczko, na co Luis posłał mu uśmiech.
- Masz braci? - Frank spojrzał na Luisa pytająco.
- Trzech, ale oni są hetero.
- Więc nie ma mowy, że zostawię go tu samego. Popatrz na mnie. Też kiedyś byłem hetero.
Luis zaśmiał się i spojrzał na zegarek. Jego rodzina właśnie powinna dojeżdżać.
- Luis mam jeszcze jedno pytanie - Frank spojrzał a niego poważnie. Lui kiwnął głową, czując jak Tom obejmuje go od tyłu i kładzie głowę na jego ramieniu. - Czy my mamy zachowywać się normalnie? To znaczy, jak para?
- Moja rodzina wie, że jestem z Tomasem i to akceptują. Myślę, że z wami też nie będzie problemu, ale jakbyście mogli... no wiesz.
- Nie uprawiać seksu na stole? Nie ma problemu. No chyba, że coś proponujesz - Zack z uśmiechem rozczochrał włosy Luisowi, ale jemu nie było dane się odegrać, gdyż zadzwobnił dzwonek do drzwi.
- Masz szczęście - Luis jak przystało na dorosłego pokazał Zackowi język i ruszył do drzwi, na co pozostali zaczęli się śmiać. Luis jeszcze uśmiechnął się do nich i otworzył drzwi. Lekko zaskoczony zaprosił do środka Matta, który wręczył Luisowi butelkę wina i podszedł do Tomasa.
- Dobrze cie widzieć całego - Matt uścisnął rękę Tomasa.
- Ciebie też. Dobrze, że wyszedłeś wcześniej.
- Nic by mi to nie dało, gdybyście nie unieszkodliwili Pietraszowa.
- Tak właściwie, to nie..
- Przepraszam, Tomas, mógłbyś nas przedstawić? Poza tym mamy do ciebie kilka pytań - Frank spojrzał znacząco na Matta. - Rozmawiacie na dosyć dziwny temat.
- Ach tak, przepraszam, mam na imię Matt - Tomas nie zdążył odpowiedzieć, a Matt już wyciągnął do Franka rękę, po czym podał ją Zackowi. - Miło mi was poznać na żywo, Frank, Zack.
Chłopaki wyraźnie byli lekko zdezorientowani. Spoglądali to na Matta to na Tomasa, aż w końcu ich wzrok spoczął na Luisie.
- Nie możecie im wszystkiego wyjaśnić? Gapią się na mnie jakby chcieli torturami wyciągnąć ze mnie odpowiedzi.
- Dobra. Tom, Lui idźcie na zewnątrz, bo William z Molly przyjechali i nie mogą się zabrać z jedzeniem. Ja wszystko wyjaśnię chłopakom - Matt niemal wypchnął ich na zewnątrz.
- Mam się o nich martwić? - Tom uniósł wysoko brwi.
- Matt jest raczej niegroźny. Stosunkowo - Luis uśmiechnął się i ruszył w kierunku samochodu rodziców.
Molly właśnie nakazywała Williamowi wziąć najpierw sernik, żeby się nie rozpuścił, kiedy ich zobaczyła. Podeszła najpierw do Luisa, by go wycałować i ponarzekać, że rzadko bywa w domu, by później wyściskać także Toma, co sprawiło, ze na twarzy białowłosego pojawił się szeroki uśmiech. Następnie wzięła z rąk męża ciasto i ruszyła do środka.
William nie przywitał Tomasa tak entuzjastycznie, ale z grzeczności podał mu rękę. Niechętnie, co miał doskonale wymalowane na twarzy.
- Tato!
- No co? Przecież nic nie zrobiłem! Jesteś taki sam jak wasza mama.
- Dobrze wiesz co zrobiłeś i masz przestać.
Tomas wyminął ich i zabrał rzeczy, które wcześniej wskazała Molly, po czym zatrzymał się przy boku Luisa.
- Lui, przestań już. Nic się przecież nie stało.
- Stało się. Tato, mam zamiar być z Tomasem przez bardzo, ale to bardzo długi czas, więc jeśli chcesz mnie w ogóle widywać, to musisz się nauczyć szacunku do niego!
Luis wziął dwie torby i ruszył w stronę drzwi, zostawiając dwóch mężczyzn przy samochodzie. Tomas spojrzał na Williama i nie wiedział co ma zrobić.
- Będziesz miał z nim ciężko. I nie oczekuj, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi, bo Luis jest jak moja druga córka. Choć lepiej mu tego nie powtarzaj, bo przyjdzie mnie zabić, zrozumiano?
- Tak jest - Tomas czuł się trochę jak wtedy, kiedy zaczynał w pracy z policją. Był gotów wykonać każdy rozkaz, żeby tylko komuś nie podpaść. Szczególnie komuś, kto jet ważny dla Luisa.
- Tomas! Rusz w końcu tyłek i przynieś szarlotkę! - Luis z daleka przyglądał się rozmawiającym mężczyznom i miał powoli dość tego, że nic nie słyszy.
- Już idę! - Tomas szybko wziął co mu kazano i niemal biegnąc, dotarł do Luisa i pocałował go w policzek, za co został skarcony znaczącym chrząknięciem.
- Taa - Luis niezadowolony spojrzał w kierunku ojca. Pod dom podjechał kolejny samochód, a głośna muzyka oznajmiła im, że rodzeństwo Luisa zaraz znajdzie się w polu widzenia. - Rodzinne spotkanie czas zacząć.

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 12

Cześć kochani! Dzisiejszy rozdział pisany tylko i wyłącznie w trakcie podróży na Chorwację i wstawiony w jakimś hotelu (tak podejrzewam) :D Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze gdzieś złapać wi-fi i dokończyć rozdział :) Raczej tak ;) Więc może być tak, że to czytacie, a rozdział jest skończony :) Zapraszam do czytania!!


TOMAS
Westchnął, obudziwszy się i nie otwierawszy oczu. Był wyczerpany i to bardziej niż po atakach na mafię. Jego organizm chyba miał dość, bo wszystko go bolało. 
Mimo zmęczenia czuł się szczęśliwy. Po raz pierwszy od dawna nie myślał o tym co mógłby zmienić. Dopiero teraz, kiedy leżał z wtulonym w niego Luisem, zdał sobie sprawę, od jak dawna budził się sam.
Wszystkie kobiety zawsze wychodziły z samego rana zostawiając karteczkę, albo to on znikał, kiedy tylko otwierał oczy. Nie czuł potrzeby spędzania poranków z obcymi kobietami. W sumie po co zostawać z kimś, kto umówił się z tobą tylko na seks?
Westchnął ponownie, obejmując śpiącego wciąż Luisa. Uchylił powieki i spojrzał na białowłosego. Słońce było już wysoko, a jego promienie wpadały przez szczelinę między zasłonami. Jeden z nich ulokował się na ramieniu Lu, sprawiając, że jego skóra wydawała się złocista. 
Lui spał z uchylonymi ustami, cichutko pochrapując. Pod oczami miał lekkie cienie, co pewnie było skutkiem ich wspólnej nocy.
Jak to się właściwie stało, że poszedł z facetem do łóżka i nawet tego nie żałuje? Niby nigdy nie miał żadnych uprzedzeń, ale nie przypuszczał, że przyjdzie mu to tak łatwo.
- Nie śpisz już? - Luis przeciągnął się i ziewnąwszy szeroko, ułożył głowę na jego ramieniu.
- Przed chwilą wstałem - Tomas jak przystało zaraził się ziewaniem. Nigdy nie miał pojęcia w jaki sposób to działa. Podobno jakaś psychologia, czy coś. Luis spojrzał na niego z lekkim wahaniem.
- I nie uciekłeś gdzie pieprz rośnie? Po tym co robiliśmy w nocy...
- Mam ochotę powtarzać to codziennie - przerwał mu, nie chcąc doprowadzić do nieścisłości. - Lui przecież sam tego chciałem. Nie wiem o co ci chodzi.
- O to, że ty przecież nie jesteś gejem - Luis wbił wzrok w ścianę, głowę przesuwając na jego klatkę piersiową.
- Serio? Bo śmiem zaryzykować stwierdzenie, że właśnie nim zostałem - Tomas przyciągnął Luisa do siebie i obrócił ich, by posmakować jego ust. Palcami przejechał po bliźnie, która pozostała po spotkaniu z mafią. Odsunął się na chwilę i zaczął badać ją palcem, dokładnie oglądając.
- Lubię ją - szepnął cicho, ale wiedział, że Luis go usłyszy.
- Moją bliznę? Co w niej do lubienia?
- Masz ją przez to, że mnie uratowałeś. Jest symbolem naszego początku.
- Początku?
- Tak, myślę, że wtedy się w tobie zakochałem - nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co powiedział, dopóki Luis nie popchnął go i nie wylądował na jego biodrach, przy okazji ich obu pobudzając.
- Zakochałeś się we mnie? - Luis patrzył na niego z niedowierzaniem i nadzieją jednocześnie.
- Po same uszy - Tomas uśmiechnął się, w zamian zostając obdarowanym głębokim i czułym pocałunkiem.
- Ja w tobie też - szepnął białowłosy, a serce Toma gwałtownie podskoczyło. Niby się tego spodziewał, ale mimo to czuł jakby wygrał na loterii.
Takie wyznanie nie pozostało bez odpowiedzi. Jego ciało gwałtownie zapragnęło udzielić jej Luisowi, a on nie zamierzał się powstrzymywać.
- Jak będziesz bardzo głodny to powiedz - szepnął i ponownie ich przewrócił, by móc zacząć pieścić ciało kochanka zarówno dłońmi jak i ustami.


LUIS
- Tomas, musimy już wracać do domu - Luis wziął się za zbieranie rzeczy porozrzucanych po całym pokoju.
- Niby dlaczego? Mi tu jest dobrze - Tom podszedł do niego od tyłu i objął w pasie, ręce wkładając mu pod koszulkę. - Jesteśmy sami, nikt nam nie przeszkadza...
- Oprócz sprzątaczki, która omal zawału nie dostała, widząc nas nagich w łóżku.
- Swoją drogą mogliśmy zawiesić karteczkę - Luis zaśmiał się cicho przypominając sobie minę kobiety. W życiu nie widział takich rumieńców. Dobrze, że kobieta nie była żadnym homofobem, tylko grzecznie przeprosiła i oznajmiła, że przyjdzie później.
- I tak musimy dziś jechać. Jutro masz pracę, a ja szkołę. W dodatku trzeba zająć się kupnem nowego mieszkania dla ciebie i dla mnie.
- Po co nam dwa? Będę spał u ciebie.
- A jak się pokłócimy i wyrzucę cię na golasa na klatkę?
- To poproszę przystojnego sąsiada, żeby mnie przenocował - Tomas uśmiechnął się, po czym jęknął, gdy Luis walnął go z łokcia w żebra. Przynajmniej nie w te chore.
- Zasłużyłeś - powiedział słodko po czym podszedł od szafy i zaczął pakować ich rzeczy.
- No dobra, ale póki niczego nie znajdę, mieszkam u ciebie.
- Jeśli się zmieścisz pod łóżkiem - Luis ponownie się uśmiechnął i wyciągnął ostatnią rzecz z szafy.


Siedzieli w knajpce znajdującej się niedaleko szkoły. Wstali wcześniej by móc wstąpić na ciepłe śniadanie i kawę. Luis rozejrzał się wokół i nie zauważając nikogo, kto by się im przyglądał, przysunął się do Tomasa.
- Lui? Mogę o cię o coś zapytać? - Tomas objął go ramieniem w talii, ukrywając rękę za niską ścianką, odgradzającą ich stolik od innych.
- Pytaj. Najwyżej nie dostaniesz odpowiedzi.
- Dlaczego szukasz też mieszkania dla siebie?
Luis spiął się lekko. Wiedział, że Tomas w końcu o to zapyta. Nie zamierzał kłamać i wierzył, że kochanek go zrozumie.
- Przez to wszystko, co się stało. Pamiętasz tego osiłka, który zginął od noża? - Luis wolał  unikać twierdzenia "Ten, którego zadźgałem". Nie dlatego, że tego żałował, choć tak było. Wiedział jednak, że musiał go zabić lub inaczej sam by zginął. Mimo to sumienie nie dawało mu spokoju.
- Luis, przestań się tym zadręczać. To nie twoja wina.
- Owszem moja i nie wmówisz mi niczego innego. Chodzi mi o to, że kiedy upadł, upuścił zdjęcie. Była na nim młoda kobieta z dzieckiem i ten mężczyzna. Oni byli rodziną, taką samą jak moja, a ja ją rozbiłem. Pozbawiłem dziecko ojca, a najgorsze jest to, że on wcale nie był zły. Na zdjęciu była groźba kierowana do niego. Musiał zostać w mafii Pietraszowa, by nie zabili jego synka. Rozumiesz? A to był tylko jeden z nich. Co jeśli reszta też miała rodziny, dzieci? Jeśli nie robili tego bo chcieli, tylko z konieczności? Tomas, ja nie mogę przestać o tym myśleć. Cały czas mam przed oczami to zdjęcie - zbierało mu się na płacz, ale nie zamierzał rozbeczeć się w kawiarni. Oparł głowę o ramię Tomasa, a ten delikatnie głaskał go po plecach. Nie mówił nic, ale sama jego obecność wystarczała, by Lui zaczął się uspokajać.
Pół godziny później wchodzili do szkoły, witani spojrzeniami uczniów i nauczycieli. Luisa wcale nie dziwiła ich ciekawość. W końcu strzelanina musiała zostać w jakiś sposób zauważona. Może nikt nie widział, że odbyła się ona w mieszkaniu Tomasa, ale kilka osób znało miejsce zamieszkania Luisa.
Stanęli przy schodach. Tom musiał jeszcze iść do gabinetu Ethana, by podpisać jakieś papiery związane z jego nieobecnością. Luis natomiast miał odebrać notatki od koleżanki z klasy.
- Lui, nie zadręczaj się tym za bardzo i pamiętaj, że zawsze możemy o tym pogadać – Tomas spojrzał na niego z współczuciem, a Luis miał ochotę go pocałować. Gdyby nie to, że byli w miejscu publicznym, to by się nie hamował.
- Dziękuję – Luis tylko uścisnął rękę Tomasa i odszedł, kierując się w stronę machających do niego dziewczyn. Wśród nich była Ann oraz Eliza, która obiecała mu przynieść ksera swoich zeszytów.
- Luis! Gdzieś ty się podziewał?! Przez dwa tygodnie nie dawałeś znaku życia! - Annabeth mimo, że nie w humorze przytuliła go mocno, co od razu odwzajemnił.
- Przecież napisałem ci wiadomość – dziewczyna spojrzała na niego spode łba i zmrużyła oczy.
- I myślisz, że jedna wiadomość wystarczy?! Zaszyłeś się sam, nie wiadomo gdzie i my mamy się nie martwić?!
- Rozmawiałem z mamą...
- Osz ta wredna rodzicielka. A mi nie chciała nic powiedzieć! Jak ja ją dopadnę – Ann chwyciła za torbę i nie przejmując się tym, że niedługo zacznie się pierwsza lekcja, wybiegła ze szkoły.
- Nie chcę być w skórze mamy – Luis wzdrygną się lekko i spojrzał na dziewczyny, po czym wszyscy razem wybuchnęli śmiechem.
- Lepiej pójdę za nią zanim zrobi coś głupiego. A ty Laila potem mi zdasz relację – Grace także wzięła swoją torbę i pobiegła za brunetką.
- Luis i jak się wam układa? - Lila, niewysoka szatynka uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo.
- Nam? - Luis uniósł wysoko brwi, po czym oprzytomniał. Przecież cała szkoła myśli, że jest z Tomasem! Co w sumie nie mija się z prawdą, ale nie zmienia faktu, że Tomas o niczym nie wie! A jak się dowie o tym, co Luis kazał rozpowiedzieć Annabeth? Przecież Tom nigdy nie był z mężczyzną, więc wszyscy uważają go za hetero. Co jeśli on nie będzie chciał się ujawnić? Luisowi nie uśmiechało się udawanie kogoś kim nie jest. Tylko jeśli będzie musiał wybrać między tym a zerwaniem z Tomasem, to nie miał wątpliwości, że wybierze to pierwsze.
- Halo? Luis, nie odpływaj – Eliza pomachała mu przed oczami ręką, sprawiając, że odskoczył w tył, jakby spodziewając się uderzenia. Ta cała walka z mafią jednak jakoś na niego wpłynęła.
- Co się stało? - Luis spojrzał na wszystkich po kolei, a dziewczyny ponownie się zaśmiały.
- Zachowujesz się jakbyś nie wiedział, że cała szkoła o was plotkuje. Większość obstawia, że jesteście razem. Tylko na nowa mówi, że Nixon na pewno jest hetero.
- Nowa? - Luis poczuł niepokój. Skąd niby ktoś nowy mógłby wiedzieć takie rzeczy?
- Aaa przecież cię nie było. Przeprowadziła się tu niedawno i mówi, że kiedyś była z twoim romeo. Podobno tu mieszkała. Nie żeby ktoś jej wierzył, ale rozmawiała z twoim bratem jak dawna znajoma.
Luis jęknął w duchu i odmówił długą modlitwę, żeby jego przypuszczenia nie okazały się prawdą.
- Jak ona się nazywa?
- Luis?Lu! - odwrócił się na dźwięk swojego imienia i zamarł.
- Kurwa mać – szepnął i złapał dziewczynę, która rzuciła mu się na szyję. Blond włosy i niski wzrost pozwoliły mu poznać z kim ma do czynienia.
- Emily. Co ty tu robisz?
- Jak to co? Chodzę do szkoły! W zeszłym tygodniu wróciłam do miasta! A ty? Ethan nie mówił, że się tu uczysz.
- Nie było mnie przez kilka dni. Więc to ty jesteś tą nową, która rozpowiada, że chodziła z Tomem?
- Oj już przestań, to było dawno temu, a ja tylko go broniłam. Komuś się ubzdurało, że Tomas kręci z jakimś pedałem.
Luis skrzywił się i spojrzał na Em. Czy osoba może się zmiecić o sto osiemdziesiąt stopni w ciągu kilku lat? Najwyraźniej tak, bo ta dziewczyna nie była tą, którą kiedyś kochał.
Długie włosy, wyraźnie zakręcone lokówką, lekko przezroczysta bluzka odsłaniająca więcej niż powinna i krótka spódniczka, któa także nie zasłaniała zbyt wiele.
Zastanowił się nad Emily, którą kiedyś znał. Była zawsze miła i tolerancyjna. Nie lubiła być w centrum uwagi, choć potrafiła walczyć o swoje. Więc jakim cudem zamieniła się w bezczelną, roznegliżowaną i pustą małolatę?
- Gadamy i gadamy, a ja jeszcze się dobrze nie przywitałam. W końcu tak długo się nie widzieliśmy – Emily znów uwiesiała się na szyi Luisa i przycisnęła swoje usta do jego.
Zaskoczony Lu nie myślał na tyle szybko, by od razu ją odepchnąć. Oprzytomniał dopiero, gdy zauważył Tomasa stojącego w progu wejścia do szkoły i wpatrującego się w nich z rozdziawionymi ustami.
TOMAS
Kiedy rozstał się z Luisem, przypomniał sobie, że nie zabrał sprawdzianów z samochodu. Szybkim krokiem wrócił do pojazdu i kiedy już zabrał potrzebne rzeczy, skierował się z powrotem do budynku. Miał już ciągnąć za klamkę, kiedy drzwi się otworzyły i wypadła z nich niejaka Grace, która często na przerwch rozmawiała z Luisem bądz Annabeth.
Dziewczyna wypadła ze szkoły i jak przystało na każdy fil o nastolatkach, zapomniała, że przed sobą ma schody. Skończyłaby zapewne ze złamaną ręką, bądź gorzej, gdyby nie to, że Tomas wypuścił sprawdziany, które od razu rozwiały się po okolicy i złapał ją tuż przed upadkiem.
- Zwariowałaś?! - Tomas krzyknął z ulgą dostrzegając, że dziewczyna jest cała i zdrowa.
- Łoł, dobrze, że mnie pan złapał. Gdybym nie przyjaźniła się z Luisem, to może bym się zakochała – dziewczyna uśmiechnęła i wyprostowała spódniczkę. Tomasa zatkało. Otworzył usta nie wiedząc co powiedzieć. Skąd ona mogła wiedzieć?
- Nie wierzę, że pan tego nie zauważył – dziewczyna zaśmiała się cicho. - Jako, że prawdopodobnie uratował mi pan życie to panu coś zdradzę. Wszyscy wiedzą o waszym związku odkąd tylko pojawił się pan w szkole. A przynajmniej się domyślają.
Zaraz, zaraz odkąd się pojawił w szkole? Przecież wtedy jeszcze nawet nie pomyślał o tym, że mógłby być z Luisem.
- Ann niechętnie dzieliła się informacjami, ale Luis to potwierdził. A to jak pan otwierał mu drzwi i codziennie przywoził do szkoły potwierdziło nasze przypuszczenia.
Ten mały, wredny, śliczny diabeł zaplanował zemstę! I to jaką. Tomas nagle uświadomił sobie co znaczył te wszystkie spojrzenia i śmiechy uczniów. O tak, musiał mu się jakoś za to odwdzięczyć.
- Grace, prawda?
- Tak jest!
- Mam do ciebie małą prośbę. Mogłabyś powiedzieć wszystkim, że te plotki to prawda?
- Więc jednak! - Grace uśmiechnęła się szeroko i zaczęła kiwać głową. - Już moja w tym głowa, żeby wszyscy dowiedzieli się jeszcze dziś.
- Dziękuję. A teraz leć za Annabeth, bo chyba po to tak biegłaś. Widziałem ją jak skręcała za placem.
- Dziękuję jeszcze raz za ratunek. Do widzenia.
- Grace tylko wróć na lekcje!
- Jasne panie Psorze! - dziewczyna nie odwracając się nawet, pobiegła za przyjaciółką.
Tomas z cwanym uśmiechem na ustach wszedł do szkoły i zaskoczony przystanął. Mógł się spodziewać wszystkiego, ale nie jego... chłopaka? Całującego się z jakąś blondyną. Co prawda Luis nie wyglądał na zadowolonego z tego pocałunku, ale stał biernie.
W Tomasie krew się zagotowała. Przestał chwilowo myśleć o zemście. Przynajmniej na Luisie. Perspektywa zemsty na tej wrednej suce sprawiała, że skakał z radości.
Szybkim krokiem podszedł do kochanka i nie za mocnym szarpnięciem oderwał od niego dziewczynę. Zaskoczona cofnęła się o krok, a Tomas złapał Luisa za brodę. Ten patrzył na niego ze strachem i błaganiem jednocześnie.
- Tom, ja nie...
Tomas nie czekał na dalsze słowa, tylko wpił mu się w usta, zaborczo go całując. Nikt, absolutnie nikt nie ma prawa dotykać tego, co należy do niego. A Luis definitywnie należał tylko do niego.
Poczuł jak ręce oplatają się wokół jego karku, a sam chwycił Luisa za biodra, przyciągając do siebie. Całkowicie stracili poczucie czasu i miejsca i całowaliby się dalej, gdyby nie oklaski i głośne pogwizdywania.
Oderwali się od siebie, stając w stosownej odległości. Wokół nich zebrało się chyba większość uczniów ze szkoły. Głównie dziewczyny, choć chłopaków też nie brakowało.
Tomas spojrzał na blondynkę, której już nie lubił i zbliżył się do niej.
- Spierdalaj od Luisa - warknął wściekły i chwycił Luisa za rękę. - Nikt nie am prawa dotykać mojego partnera - powiedział do wszystkich zebranych i w odpowiedzi usłyszał kilka śmiechów i gwizdów.
- Tomas? - blondyna spojrzała na niego, a on zastanowił się skąd w ogóle zna jego imię.
- Czego? - jego ton głosu nie należał do miłych, a wręcz przeciwnie. Dziewczyna jednak nie przejęła się tym i uśmiechnęła się szeroko.
- Nie pamiętasz mnie? To ja Emily. Byliśmy kiedyś razem. Pamiętasz?
Tom trochę zaskoczony przyjrzał jej się dokładnie. Po jej imieniu rozpoznał kim była, ale nie wyglądała na tamtą miła dziewczynę. I to nie tylko dlatego, że dorosła. Wyglądała teraz bardziej jak dziewczyna na telefon.
- Niestety - warknął w odpowiedzi i ciągnąc Luisa za rękę ruszył korytarzem. - Koniec przedstawienia! Pod klasy, już!
Wszyscy rozstąpili się, tworząc dla nich przejście, a Emily chyba próbowała coś powiedzieć, ale zagłuszył ją dzwonek.
- Tomas, ja muszę iść na lekcję!
- Wcale nie musisz. Twoja klasa ma ze mną zastępstwo. Ethan się mści za to, że nie było mnie przez dwa tygodnie i chyba dał mi każde możliwe zastępstwo.
Tomas wciągnął Luisa do klasy i wpił się w jego usta.
- Nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś cię całował - warknął i ponowił pocałunek.

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 11


おはよう! Coś mnie na japoński wzięło :D 

Przed nami kolejny rozdział, napisany na wybuchu weny ^.^ Pytaliście mnie czemu rozdziały są krótsze i powiem, że to absolutnie nie dla tego, że nie chce mi się pisać :P Wręcz przeciwnie, często mam napady weny, tylko czemu pojawiają się wtedy, kiedy nie mogę pisać ? W ogóle ostatnio nie mam na nic czasu! Niby po egzaminach, a tu cały czas coś muszę robić :( 
W każdym razie, nie zamierzam Was zostawiać! Przecież nie skończyłam Ognia i Wody, prawda? 
Mam jeszcze jedną sprawę, a mianowicie jadę na wakacje! Wiem, że dla Was to nie zbyt dobra wiadomość, bo może nie być rozdziału :( Ale to dopiero za dwa tygodnie! W przyszłym jeszcze będzie, choć w piątek już jadę :) Tak więc ostrzegam, że jeżeli nie będę miała wi-fi na Chorwacji, to nie pojawi się nowy tekst.
Dalej, co to ja..? A tak, opowiadanie zmierza ku końcowi i to wielkimi krokami. Podejrzewam, że skończę je w kilku rozdziałach i nie moja wina, że Luis z Tomasem chcą trochę prywatności :D
PS: Przepraszam, że nie odpisuję na komentarze, ale nie mam do tego głowy i czasu. Wiedzcie, że za wszelkie jestem wdzięczna :) 

TOMAS
Mimo zaskoczenia, Tomas szybko zrozumiał co się stało i zareagował. Chwycił leżącą obok broń Pietraszowa i strzelił w rękę jednemu z dwóch pozostałych gangsterów. Mógł go zabić na miejscu, ale chciał oszczędzić tego Molly. Nie wszyscy są w stanie normalnie funkcjonować po zobaczeniu czegoś takiego. Usiłował strzelić w kolejnego z Rosjan, ale okazało się, że miał tylko jeden nabój. Na szczęście Luis wytrzasnął skądś nóż i wbił go w bok barczystego mężczyzny.
Kilka minut później w mieszkaniu roiło się od detektywów, techników i lekarzy, którzy na miejscu opatrywali tych, którym udało się przeżyć. Tomas i Luis mieli już nałożone świeże opatrunki.
Molly wbrew oczekiwaniom Tomasa wyglądała na spokojną. Tylko zmartwione spojrzenie, które kierowała w ich stronę zdradzało jej zdenerwowanie. Zwrócił też uwagę na to, że nie okazywała mu wrogości czy niechęci. Wprost przeciwnie - zapytała się nawet czy wszystko z nim dobrze.
- Tom, chodźmy do mnie. Nie chcę tu dłużej stać - Luis odwrócił wzrok od ludzi, którzy właśnie pakowali wielkiego mężczyznę do worka na zwłoki.
Tomas dostrzegł jak mimo pozornego spokoju, ręce Luisa lekko drżą, a oczy błądzą po pokoju, zatrzymując się na każdej plamie krwi i zwłokach. 
Tomas chwycił Luisa za rękę i pociągnął do  Molly, by powiedzieć, że wychodzą. Kobieta kiwnęła tylko głową, ale Tom dostrzegł w jej oczach groźbę. Tylko tym razem była inna. Wcześniejsze "trzymaj się od mojego syna z daleka" zamieniło się w "spróbuj go tylko zostawić". Tomasa ucieszyła ta zmiana, więc uśmiechnął się lekko i wyprowadził Luisa z mieszkania.
Nie miał zamiaru zostać w mieszkaniu białowłosego. Weszli tam tylko po kilka ubrań, które Tomas spakował, uprzednio sadzając Luisa na łóżku. Jak go zostawił, tak go zastał jakieś pięć minut później. Wziął więc go ponownie za rękę i zaciągnął do samochodu, nie spotykając się z żadnym oporem.
Tom nie chciał by Luis znajdował się blisko tego wszystkiego. Najchętniej zabrałby go na jakąś wyspę i odciął od zdarzeń z dzisiejszego dnia. Może Luis zachowywał się jakby nie ruszało go zabicie człowieka, ale tak nie było i Tomas doskonale zdawał sobie z tego sprawę. 
Już dawno zauważył, że Luis nie jest taki, jakim próbuje być. Wszystkie te sztuki walki, nauka obrony i strzelania miały sprawić, że inni będą postrzegać go jako silnego. I rzeczywiście tak było, jeśli brać pod uwagę ciało. Rzecz się miała zupełnie inaczej jeśli chodzi o psychikę, emocje i wszytko co z nimi związane. Luis miał w sobie zbyt dużo współczucia i delikatności, które chciał z siebie wyprzeć. Uważał je za słabość, choć Tomas widział w nich same zalety.
Mimo, że podczas poprzedniej akcji Luis strzelał, teraz było to coś innego. Wtedy nie wiadomo było, czy to jego kula zabiła człowieka, czy też należąca do kogoś innego. Było ciemno i dzięki temu Luis nie musiał oglądać pobojowiska, jakie po sobie zastawili.
Tym razem jednak wszystko było aż nazbyt jasne i Tom przeczuwał, że to jest powodem przejęcia Lu. Strzał to coś innego, niż zadźganie kogoś nożem, w dodatku na oczach własnej matki.
To był kolejny powód dla którego pojechali do małego moteliku na obrzeżach miasta. Sam na jego miejscu chciałby zmienić otoczenie i zostać samemu. Dlatego też był skłonny zostawić Luisa samego, jeśli ten sobie tego zażyczy. Choć miał nadzieję, że tego nie zrobi.
Cała ta świadomość uderzyła w niego z pełną mocą. On nie chciał go zostawić samego. Pragnął być z nim i dać mu swoje oparcie. Obdarować go tym, czego sam najbardziej pragnął. Ta myśl sprawiła, ze stanął w połowie drogi między samochodem i motelem i stałby tak dalej, gdyby nie delikatny ucisk ręki Luisa.
- Wszystko dobrze? - spojrzał na chłopaka, który patrzył na niego z niepokojem. Jego oczy były pozbawione blasku, a dłonie trzęsły się jeszcze bardziej, a mimo to pytał się Toma, czy nic mu nie jest?
Jedno spojrzenie wystarczyło, by Tomas pozbył się niepewności i zaciągnął Luisa do motelu. Wynajął pokój u siedzącej przy biurku kobiety, chociaż nie odbyło się bez pokazania odznaki. W sumie to się nie dziwił, sam nie wpuściłby kogoś w zakrwawionych ubraniach i bronią przy pasie.
Kiedy byli już w pokoju, okazało się, że jest w nim tylko jedno łóżko, w dodatku małżeńskie. Nie przejął się tym zbytnio i posadził na nim Luisa. Chłopak patrzył na swoje buty, dalej jednak ściskając jego dłoń. Tomas także jej nie zabrał. 
Uklęknął między nogami Luisa i spojrzał na jego twarz. Oczy chłopaka dalej nie oderwały się od jego butów, dlatego też delikatnie ujął jego podbródek. Chłopak trząsł się już cały.
- Hej, spokojnie, już po wszystkim - powiedział cicho, chcąc go uspokoić, ale niestety wywołał odwrotną reakcję. 
Luis w końcu spojrzał na niego, a Tomas dostrzegł w jego oczach hamowane łzy. Dolna warga białowłosego zaczęła drżeć, więc ją zacisnął, najwyraźniej chcąc powstrzymać płacz. 
- Lui, nie musisz się powstrzymywać. Nie mam zamiaru cię oceniać i całkowicie cię rozumiem - szepnął i położył dłoń na jego policzku. Pierwsza łza potoczyła się po skórze, wsiąkając w dywan.
Tomas objął Luisa, a po chwili poczuł jak jego ramie staje się mokre. Ręce zielonookiego zacisnęły się na jego koszuli, a cichy szloch zakłócił ciszę panującą w pokoju.
Tomas klęczał tak, głaskając chłopaka po plecach i próbując uspokoić. Mimo bolących kolan i żeber, nie ruszał się. W końcu szloch zaczął słabnąć, a Luis przestał się trząść, dalej jednak ściskał koszulę Toma.
Dopiero po kilku minutach delikatnie się odsunął i spojrzał na Tomasa czerwonymi od płaczu oczami.
- Dziękuję - szepnął i pociągnął nosem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- Nie masz za co - Tomas odgarnął mu włosy z twarzy i pociągnął w górę, na co Luis posłusznie wstał.
- Chodźmy się umyć - szepnął i biorąc torbę, zaciągnął go do łazienki. Tam ściągnął z niego zakrwawioną koszulkę i spodnie, manewrując nim jak lalką. Chłopak nie poruszył się, a Tomas nie wiedział zbytnio co ma zrobić. Tak po prostu ściągnąć mu bokserki?
Już miał się wycofać, kiedy chłopak podszedł do niego i chwycił za przód koszulki, głowę trzymając opuszczoną.
- Nie wychodź, nie chcę zostać sam - szepnął łamiącym się głosem, na co Tomas znów go objął, ręce zatrzymując na jego biodrach.
Stali tak kolejne kila minut, aż Tomas nie poczuł, że chłopak zaczyna marznąć. Odsunął go od siebie, odgarniając mu włosy z twarzy i czując potrzebę upewnienia go, że z nim zostanie. Odgarnął mu włosy z czoła i złożył na nim delikatny pocałunek. Chłopak przymknął oczy i pozwolił mu się odsunąć.
Tomas ściągnął koszulkę i spodnie, po czym pokierował Luisa w stronę prysznica. Kiedy tylko się do niego zbliżył, białowłosy znów się w niego wtulił. Tomas puścił wodę i poczekał aż zrobi się ciepła, by później wejść pod strumień, ciągnąc za sobą chłopaka.
Kolejne kilka minut stali pod natryskiem, praktycznie się nie ruszając. Mokre bokserki nieprzyjemnie kleiły się do ciała, ale Tomas nie próbował ich zdjąć.
Luis w końcu go puścił i stanął zgarbiony, ponownie wpatrując się w swoje stopy. Tomas westchnął i sięgnął po szampon. Zakręcił wodę i wylał go sobie na dłoń. Powolnymi ruchami zaczął myć włosy Luisa, masując mu przy tym głowę. On zam uwielbiał to, gdy był mały. Przynosiło mu to dziwny spokój i najwyraźniej na Luisa też podziałało. Jego ramiona trochę się rozluźniły, ale Tomas nie zamierzał przestawać. Wziął żel pod prysznic i zaczął wmasowywać go w kark Luisa, by następnie przejść na ramiona i plecy. Chłopak obrócił się do niego tyłem, pozwalając mu na to wszystko. 
Tomas także się wyciszył, skupiając się na dotyku delikatnej skóry chłopaka. Luis wbrew pozorom był dobrze umięśniony. Nie miał kaloryfera, ale można było zobaczyć jego zarys.
Tomasa najbardziej zdziwiło to, że odczuwa przyjemność. Jego dłonie masowały delikatną skórę, a zapach żelu wypełnił całą kabinę. Czuł się dobrze wiedząc, że w jakiś sposób pomaga Luisowi. Coraz bardziej przekonywał się o tym, że nie traktuje Luisa jak kolegi. Bo jacy normalni koledzy biorą razem prysznic.
Kiedy o tym pomyślał, jego wzrok powędrował w dół na pośladki chłopaka. Nie mógł oderwać od nich wzroku i musiał się pilnować, żeby jego ręce przypadkiem tam nie zabłądziły.
Czuł się dziwnie i prawie przeklął, kiedy poczuł, że jego penis zaczyna budzić się do życia. W tamtym momencie całkowicie przepadł. Nie mógł więcej wypierać się tego, że Luis na niego działa. Nie tylko w sferze uczuć, ale jak się przed chwilą przekonał, także w seksualnej. Tylko co z tym fantem zrobić?
Do głowy przyszedł mu pewien pomysł. Nie był pewny, czy to dobry moment, ale lepszej okazji nie będzie. Powoli przesunął ręce na talię Luisa, by dalej masując, przesunąć je na brzuch. Chłopak westchnął cicho i cofnął się o pół kroku, tym samym opierając się o klatkę piersiową Tomasa. Ten musiał powstrzymać jęk, kiedy Luis potarł sobą jego, na szczęście jeszcze nie twardego, członka. Czuł jednak, że niedługo może się to zmienić.
Masował brzuch chłopaka, jedną ręką jadąc w górę. W końcu dotarł do jednego z sutków i potarł go kciukiem, a do jego uszu doleciało potwierdzenie jego przypuszczeń. Cichy jęk ponowił się, gdy Tomas ścisnął drugą brodawkę.
- Tomas, co ty robisz? - Luis chwycił jego ręce, jednak Tom nie zaprzestał swojego "masażu", wydobywając z jego ust kolejne jęki.
- Sprawdzam coś - szepnął mu do ucha, owiewając jego szyję ciepłym oddechem. Luis przylgnął do niego jeszcze bardziej, nieświadomie go pobudzając.
- A co dokładnie? - Lu odwrócił lekko głowę i spojrzał na Tomasa. Ten uśmiechnął się widząc, że na jego twarz powróciły kolory, a oczy pojaśniały.
- Twoją orientację seksualną - Luis uniósł kącik ust i spojrzał na niego psotnie.
- Czyżbyś sądził, że jestem gejem?! - powiedział, udając przerażenie.
- A mylę się? - Tomas uniósł wysoko brwi i obrócił Luisa przodem do siebie.
- Owszem - Luis stanął bez ruchu i patrzył w oczy Tomasowi, na co ten zamarł w przerażeniu. Czyżby się pomylił? Nie zdążył nic więcej pomyśleć, bo Luis przyłożył swoje usta do jego ucha i delikatnie je przygryzł. - Jestem biseksualny - szepnął, po czym wpił mu się w usta, ręce zaplatając na jego szyi. Tomas zaskoczony chwycił go w tali i rozchylił usta, co Luis niemal od razu wykorzystał. Jego język zaczął badać znajome podniebienie, by po chwili zaczepić swojego bliźniaka.
Tomas nie miał zamiaru zostać zdominowanym, więc pchnął Luisa na ścianę i ponownie wpił się w jego usta. Ramieniem zahaczył o kurek, włączając ciepłą wodę, ale żaden z nich tego nie zauważył.
- Ładnie tak całować heteroseksualnego mężczyznę - Tomas przerwał pocałunek i spojrzał na Luisa zaczepnie.
- Coś mi się nie wydaje, żeby To wskazywało na hetero - mówiąc to uśmiechnął się słodko i niespodziewanie ścisnął penisa Toma przez materiał bokserek. Ten nie zdołał powstrzymać głośnego jęku, kiedy białowłosy przesunął po nim ręką. Był już całkowicie twardy, a na swoim udzie wyczuwał, ze nie tylko on.
- Osz ty - ponownie wziął jego usta w posiadanie, łapiąc go za pośladki. Cichy jęk wynagrodził mu przyjemne tortury.
Chwycił za gumkę od bokserek Luisa, ale w ostatniej chwili się zawahał. Powinien to zrobić.
- Nie cackaj się ze mną - chłopak rozwiązał problem, ciągnąc za jego rękę i tym samym pozbywając się bokserek. Nie minęła chwila, a druga para leżała obok nóg Luisa.
Nie czekając na nic, chłopak chwycił za jego członka i ściskając go mocno przesunął ręką w górę i w dół.
- Kurwa - Tomas jęknął i musiał podtrzymać się ściany, żeby nie upaść. Nie miał jednak zamiaru stać biernie. Odwzajemnił ruchy Luisa, samemu czerpiąc przyjemność z jego wyczynów.
 Ich jęki mieszały się ze sobą, a ciała ocierały się o siebie. Usta raz po raz łączyły w namiętnych pocałunkach. Nie mogli się opanować i żaden z nich tego nie chciał.
Tomas czując jak zbliża się szczyt, przyciągnął Luisa jeszcze bliżej i chwycił ich członki w jedną dłoń. Zaczął nią szybko poruszać, raz po raz pocierając główki. 
W końcu prze jego ciało przeszedł dreszcz. Poruszył ręką jeszcze szybciej i poczuł jak Lui wbija paznokcie w jego plecy, dochodząc mu w dłoń.
Jęknął głośno, czując jak opuszczają go siły. Stali przez chwilę, nie mając siły się ruszyć. Gorąca woda spłukała nasienie z ich ciał, wypełniając łazienkę olbrzymią ilością pary.
Tomas w końcu zakręcił kurek i otworzył drzwi od kabiny. Wyszli z niej i Tomas opatulił Luisa ręcznikiem. Pchnął go delikatnie, tak, że tamten usiadł na pralce i zaczął wycierać mu włosy. Sam stał dalej nago, cały mokry, zupełnie się tym nie przejmując. 
Kiedy uznał, że włosy Luisa są już wystarczająco wytarte, po prostu rzucił ręcznik na ziemię i pocałował go leniwie.
Nogi białowłosego oplotły do w biodrach, przyciągając jeszcze bliżej. Kolejne tarcie spowodowało, że jego penis znów zaczął robić się twardy. A Luis poruszający swoimi biodrami wcale nie pomagał.
- Jeśli nie przestaniesz, zaraz cię zgwałcę - wyszeptał, przejechawszy językiem po płatku jego ucha.
- To nie byłby gwałt - Luis uśmiechnął się i pocałował go namiętnie, prawie całkowicie pozbawiając zdrowego rozsądku.
- Lui, nie dzisiaj. Musisz odpocząć - Tomas Chwycił Luisa za pośladki i wyszedł z nim z łazienki. Od razu skierował się do łóżka, gdzie delikatnie położył go na pościel. Nie mógł się jednak odsunąć, gdyż Luis mu na to nie pozwolił.
- Nigdzie nie idziesz - Luis uśmiechnął się radośnie i pociągnął mocno, przez co Tomas wylądował na łóżku, a sam Luis ułożył się wygodnie na jego biodrach.
- Komuś tu się humor poprawił.
- A widziałeś kiedyś, żeby facetowi podczas seksu humor się nie poprawiał?
- Wybacz, nie widziałem, ale może dlatego, że z żadnym nie spałem - nie mógł się powstrzymać przed odrobiną złośliwości, jednak to, co zrobił Luis totalni ego zaskoczyło.
- To się właśnie zmienia - uśmiechnął się, by zaraz potem złapać za jego członka i nabić się na niego, z głośnym jękiem.


LUIS

Czekał na to od tak dawna, że kiedy tylko Tomas zaczął się do niego dobierać pod prysznicem, jedną ręką przygotowywał się na przyjęcie go w sobie. Tomas niczego nie zauważył, co działało na jego korzyść. Wiedział, że Tom by się na to nie zgodził, choćby dlatego, że chciał, aby odpoczywał. Drugim powodem mogła być niepewność, a Luis nie miał zamiaru pozwolić na nią Tomowi.
Chciał go już od dłuższego czasu, a ostatnie wydarzenia tylko go w tym upewniły. Wcześniej nie chciał, być z Tomasem tylko dla seksu, który niewątpliwie by mu się spodobał. Jednak to jak go przytulał i starał się pocieszyć, upewniło go, że Tom nie jest takim człowiekiem. I mimowolnie mu zaufał, albo nawet więcej. Czuł jak w jego brzuchu latają motyle, kiedy tylko jest on w pobliżu. 
Znaczyło to, że już za późno, żeby się tego wypierać. Zakochał się i miał zamiar sprawić, że Tomas poczuje to samo. Nie pozwoli odejść kolejnej osobie.
Dlatego też, po rozciąganiu i mocnym nawilżeniu się jeszcze pod prysznicem, nie zawahał się i jednym ruchem nabił się na ponownie twardego członka mężczyzny.
Poczuł jak Tomas rozpiera go od środka. Był większy niż palce i to o wiele. Poczuł ból, ale to nie był jego pierwszy raz i był na niego przygotowany.
Tomas jęknął głośno i spojrzał na niego ze strachem. Luis przez moment pomyślał, że mężczyzna nie chce tego, co Lu właśnie zrobił. Dłoń na jego policzku wybiła mu tą myśl z głowy.
- Głupolu - Tomas czule przejechał palcem po jego nosie i przyciągnął go do pocałunku.
Nie ruszali się przez chwilę, leniwie całując. Dłonie Tomasa co chwilę dotykały jego członka, sprawiając, że po chwili Luis czuł już tylko przyjemność.
Poruszył się i nie czując już bólu, uniósł się i znów opadł, jęcząc z przyjemności. Kilka razy nabijał się na członka Tomas, ale jemu to nie wystarczyło. 
Uśmiechnął się, kiedy Tomas przewrócił ich tak, że teraz to on był na dole. Założył sobie nogi Luisa na biodra i wbił się w niego mocno, sprawiając, że Luis krzyknął głośno, nogami przyciągając go jeszcze bliżej.
Tomas uderzał coraz gwałtowniej, sprawiając im obu jeszcze więcej przyjemności. Raz po raz ich krzyki roznosiły się po pokoju. Nie hamowali się, tłumiąc jęki pocałunkami.
Luis niemal odpłynął, kiedy Tomas przejechał kciukiem po główce jego penisa. Spiął się gwałtownie, przeżywając niesamowity orgazm, a Tomas jęknął mu w usta, rozlewając się w nim.
Chwilę później Tomas opadł na Luisa, dalej z niego nie wychodząc. Luis nie miał nic przeciwko temu, a wręcz się cieszył. Potrzebował bliskości zarówno duchowej, jak i cielesnej.
- Luis, ty mała cholero - Tomas położył się na plecach, ciągnąc go na siebie. Luis znów wylądował na jego biodrach.
- Nie wyglądasz na niezadowolonego.
- A widziałeś faceta, który byłby niezadowolony po tak cudownym seksie?
- Cudownym? - Luis uśmiechnął się i pochylił, zatrzymując milimetr przed wargami Tomasa.
- O tak, to był najcudowniejszy seks w moim życiu - wyszeptał Tomas w odpowiedzi i podnosząc się lekko, sięgnął jego ust.
- Mój ty mały, niedoświadczony Tomi. W takim razie nie skosztowałeś jeszcze cudownego seksu - wyartykułował Luis pomiędzy pocałunkami.
- To mi go pokaż - Tomas odzyskał siły i znów ich obrócił, tym razem zajmując miejsce za plecami Luisa.
- O tak, stanowczo ci go pokażę - Luis jęknął, kiedy Tomas wbił się w niego z całej siły. I znów zrobił się twardy...

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 10

TOMAS
- To co robimy? - Tom usiadł na łóżku, ściągając dopiero co założone buty.
- Cokolwiek, byle tylko do nich nie wracać - Luis wyciągnął z lodówki składniki i zaczął robić kanapki. Nie miał nawet zamiaru pytać o zgodę, co nie wiedzieć czemu, sprawiło, że Tomas się uśmiechnął.
- Kto mnie zastępuje w szkole? - Tomas oparł się o ścianę, by zminimalizować ból żeber.
- Tymczasowo ja. Ethan nie może znaleźć zastępstwa, a ja potrzebuję kasy - Luis położył na stole talerz z kanapkami, samemu jedząc zielonego ogórka.
- Właśnie, zapomniałem ci powiedzieć, ale dzwonił do mnie prokurator.
- Nie masz przeze mnie kłopotów, prawda? Wiem, że nie powinienem być wtedy z tobą na miejscu.
- Powiedzmy, że nieco nagiąłem prawdę. Powiedziałem, że Alex poinformował mnie o mongolskim chłopcu, a akurat byłem z tobą. On to potwierdzi, więc nie ma problemu. Chodzi o to, że nie udało nam się zabić, ani schwytać Pietraszowa, prawdopodobnie za niedługo kolejny raz go wyśledzą, ale w tym czasie pewnie znajdzie sobie jakąś kartę przetargową. Już kilka razy zdarzyło się, że porywał naszych agentów i informatorów. Prokurator chce przydzielić ci ochronę.
- Ale ja nie chce. Nikt nie będzie za mną łaził. Sam potrafię o siebie zadbać - Luis spojrzał na Tomasa z wyrzutem i już miał przedstawiać kolejne argumenty, gdy ten się uśmiechnął i szybko mu przerwał.
- Tak też mu powiedziałem, a on zgodził się pod warunkiem, że nie będziesz nigdzie wychodził sam i... - jego komórka zadźwięczała, więc Tomas przeczytał wiadomość. - Chyba resztę sam ci powie.
- Co? - Luis spojrzał na niego pytająco, zatrzymując kanapkę w połowie drogi do ust.
- Nie patrz tak na mnie, twierdzi, że może ci ufać.
- Ten prokurator, skąd on to może wiedzieć? Przecież mnie nie zna.
- Już mnie nie pamiętasz, Luis?

LUIS

Luis zamarł na dźwięk znajomego głosu. Odwrócił się powoli w stronę drzwi i stał nieruchomo z niemądrym wyrazem twarzy.
- Matt? Co ty tu robisz? - mimo układających się wskazówek w jego umyśle, nie rozumiał co się działo.
- Przyszedłem, żeby zaoferować ci pracę i chociaż twoi bracia pewnie mnie za to zabiją, właśnie naraziłem cię na niebezpieczeństwo ze strony Pietraszowa.
- Teraz to ja już kompletnie nic nie rozumiem. Tomas, mówiłeś, że nikt nie wie o tej sprawie!
- Bo tak jest. Nikt oprócz naszej załogi i prokuratora.
- Więc jak...? Nie mówcie mi nawet, że to ciebie szuka mafia? - Luis odwrócił się w stronę przyjaciela i spojrzał na niego z wyrzutem. Kiedy Matt kiwnął głową, utwierdzając go w jego przypuszczeniach, Luis warknął i usiadł na krześle.
- Więc jesteś tym tajemniczym prokuratorem?
- Niestety - Matt oparł się o blat i zrobił sobie kawę, czując się jak u siebie.
- Czyli to dzięki tobie Ethan zgodził się żeby Tomas pracował w szkole?- kolejne kiwnięcie głowy. W Luisie coś zaczęło się gotować. - Jak możesz tak narażać Elain?! Co jeśli ją znajdą? Jeśli dowiedzą się jak się nazywasz i dotrą do niej? Czy ty w ogóle o tym pomyślałeś?!
Twarz Matta stęrzała, a jego wargi zacisnęły się w wąską kreskę.
- Wierz mi, jeśli miałbym wybór wysłałbym ją na Karaiby, żeby tylko była bezpieczna. Nie chciałem tej sprawy, ale nie miałem nic do gadania. Poza tym na razie tylko wy wiecie kim jest ten prokurator.
- Nie zmienia to faktu, że narażasz na niebezpieczeństwo nie tylko Elain, ale taż wasze dziecko.
- I co mam zrobić? Nie mogę jej o niczym powiedzieć, szczególnie kiedy jest w ciąży. Nie wyjedzie też bez podania powodu. Próbowałem wysłać ją do jej rodziców, ale nie chce mnie słuchać.
- Wymyśl coś! Jakieś spa czy cokolwiek innego. Nie może tutaj zostać.
- Nie wyślę jej nigdzie samej.
- W takim razie Ann z nią pojedzie - Luis zaczynał się denerwować. Kochał Elain jak siostrę i nie mógł pozwolić by coś jej się stało.
- Na to też nie mogę pozwolić. Annabeth o niczym nie wie. Nie będzie mogła jej pilnować i zapewnić jej bezpieczeństwa. Nie puszczę jej tam bez ochrony!
- Więc ja z nimi pojadę - nikt nawet nie zauważył, kiedy w przedpokoju stanął Rick, co było praktycznie niemożliwe biorąc pod uwagę posturę mężczyzny.
- Co to ma być? Jakiś zjazd, czy co? Skąd wy się tu bierzecie? - Luis westchnął i oparł głowę o łóżko.
- Od kiedy tu jesteś? - Matt nie wyglądał na zadowolonego widokiem brata Luisa, co nie było dziwne biorąc pod uwagę, że musiał zachować anonimowość. Każda osoba, która wiedziała o jego funkcji, zwiększała ryzyko niepowodzenia całej akcji i narażała wszystkich jej członków.
- Nie ważne. Wiem o wszystkim, więc nie musisz się bać o swoją tajemnicę. Zabiorę dziewczyny do jakiegoś centrum wypoczynkowego. Wrócimy za dwa tygodnie. Tyle macie czasu na rozpracowanie Pietraszowa i tej jego pieprzonej mafii.Jeśli brakuje wam ludzi, pożyczę moich, ale za dwa tygodnie ma tu być bezpiecznie.
- Skąd ty niby masz swoich ludzi? - Luis zmrużył oczy i spojrzał na brata, ten jednak całkowicie go zignorował.
- Zgoda. Dam ci znać o wszystkim, tylko zabierz stąd Elain.
Po wszystkich ustaleniach, Rick wyszedł, nie wyjaśniając słowem skąd o wszystkim wiedział. Nie było to nic nowego zważywszy na to, że nigdy o sobie nic nie mówił. Matt zaczął już zbierać się do wyjścia, jednak przed tym położył przed Luisem kilka kartek.
- Co to jest? - Luis z zaciekawieniem przejrzał papiery i ze zdziwieniem odkrył, że ma przed sobą umowę.
- Twoje tymczasowe zatrudnienie. Mamy mały kryzys i potrzeba nam zaufanych ludzi. Tomas powiedział mi, że już się zgodziłeś więc nie powinno być problemów. Jeśli możesz dostarcz mi podpisaną umowę jak najszybciej. Musimy zapewnić ci ochronę.
- Nie chce żadnych osiłków w mojej przestrzeni osobistej - Luis nawet nie zdążył zrobić groźnej miny, nim Matt machnął w jego stronę ręką.
- Wiem, wiem, mówiłem o ochronie danych. Lepiej, żeby Pietraszow nie znalazł o tobie żadnych informacji. Podpisz jak najszybciej.
- Nie ma tu żadnych kruczków? - Luis wskazał na umowę, a Matt uśmiechnął się do niego.
- Samodzielnie tę umowę napisałem.
- W takim razie ci zaufam - Luis podpisał się na dwóch kartkach i podał jedną z nich Mattowi.
- Dzięki. Musze już lecieć przygotować Elain do wyjazdu. Dam wam znać co i jak.
Po tych słowach Matt odwrócił się i już miał wyjść, ale w ostatniej chwili spojrzał na Toma.
- A propos, ładna ściana - uśmiechnął się zadziornie i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
 Luis z Tomasem spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Kiedy już się uspokoili, a atmosfera się rozluźniła, usiedli na łóżku z herbatą w rękach.
- Skąd Rick wie o takich rzeczach? Cokolwiek mamy zachować w tajemnicy, on i tak zawsze o wszystkim wie - Luis westchnął i oparł się o ścianę, tuż obok Tomasa. Nie jego wina, że to była najwygodniejsza pozycja.
- On zawsze miał jakieś tajemnice. Pamiętasz jak znikał jak byliśmy mali? Dalej nie wiem co wtedy robił.
- Taa, jest moim bratem a nic o nim nie wiem.
- Nie twoja wina, on nikogo do siebie nie dopuszcza.
- W sumie racja. O której wychodzimy?
- Gdzie?
- Jak to gdzie? Na badania. Zapomniałeś? To nie była tylko wymówka dla mamy.
Tomas zmarszczył czoło w zastanowieniu i po chwili kiwnął głową.
- Faktycznie. Sobota na siedemnastą. Wystarczy jak wyjdziemy piętnaście minut wcześniej.
- Dobra, w takim razie co robimy? O obiad nie musimy się martwić, mama i Ann na pewno coś nam zostawią.
- Twoja mama chyba mnie nie lubi - Tomas skrzywił się lekko.
- Lubi, tylko dalej trzyma urazę. Nie wybacza tak łatwo i będziesz musiał się mocniej postarać. O ile tego chcesz.
- Wolałbym nie mieć w niej wroga. Skoro potrafi sprawić żeby William zrobił co tylko zechce, lepiej, żeby nie zabijała mnie wzrokiem.
Luis zaśmiał się cicho i spojrzał na mężczyznę. Tomas właśnie przymknął powieki, opierając głowę o ścianę, więc mógł się mu przyglądać do woli. Nie chciał zastanawiać się co pomyślałby Tom, gdyby teraz otworzył oczy.
Zastanawiała go sytuacja z nocy. Przecież Tomas nie był gejem. Od kiedy pamiętał, szatyn zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Nigdy też nie widział go z mężczyzną, więc dlaczego Tomas nie miał oporów przed spaniem z nim w jednym łóżku. Co tam spanie, on go obejmował i to z własnej, nieprzymuszonej woli. Pozostał jeszcze ten pocałunek.
Luis przełknął ślinę. Jeżeli Tomas nie jest heteroseksualny, to Luis przepadł. Tom mu się podobał i już pogodził się z tą myślą. Jeśli jednak okaże się, że teoretycznie ma u niego szanse, może się niechcący zakochać. A takiej miłości nie chciał. Cierpienie przez nieodwzajemnione uczucie jakoś mu się nie podobało. Tylko dlaczego na myśl, że może ma szanse u Tomasa, czuł nieuzasadniony przypływ nadziei?
- Czuję na sobie twój wzrok - Tomas uśmiechnął się i otworzył oczy, by wbić spojrzenie w zaskoczonego Luisa. - Mam coś na twarzy?
- Nie! - powiedział to za szybko i zbyt głośno, na co Tomas się roześmiał, a sam Luis mocno zarumienił. Dobrze, że trzymał kubek, bo nie wiedziałby co ma zrobić z rękami.
- Tom, mogę o coś zapytać?
- Jasne, wal śmiało - Tomas kolejny raz się uśmiechnął i spojrzał wyczekująco na białowłosego.
- Dlaczego ty... - Luis bardzo chciał wiedzieć co dokładnie się dzieje, ale nie wiedział jak o to zapytać. - Czemu ty w nocy...? I wtedy po całej akcji..?
- Luis możesz sprecyzować?
- Bo chodzi mi o to, że...
Nagły huk sprawił, że Luis na chwilę stracił słuch. Pokój zaczął się wypełniać dymem, a zdezorientowany Luis kompletnie nie wiedział co ma robić. Dostrzegł, że Tomas rzucił się do szafki, stojącej obok łóżka i coś z niej wyciągnął.
Zaczął się robić senny i choć walczył z tym jak mógł, czuł piasek pod powiekami.

TOMAS

Wyciągnął z szafki pistolet i małą maskę gazową, którą dzień wcześniej tam schował. Zawiązał sobie chustę wokół twarzy, a z maską ruszył w stronę Luisa. Chłopak zaczynał jeż zasypiać, więc szybko założył mu maskę i poklepał po policzku. Gdy tylko Lui otworzył oczy, Tom rzucił się w stronę okna, by pozbyć się gazu. 
W tym momencie do mieszkania wbiegło trzech dryblasów w maskach gazowych. W rękach trzymali dosyć pokaźne pistolety. Tomas nie zdążył otworzyć okna, gdy w jego stronę poleciały pierwsze kule. Na szczęście w porę się schylił, a naboje roztrzaskały okno w drobny mak.
Tomas odbezpieczył pistolet i turlając się w stronę Luisa, strzelił do jednego z osiłków. Ten dostał w nogę i nie mogąc utrzymać na niej ciężaru upadł, a niezapięta maska odtoczyła się na bok. Tomas rzucił się w jej stronę, po drodze przewracając stół i używając go jako tarczy. Dopadł maski i założył ją w kilka sekund. Wystarczyły one jednak by całkowicie przedziurawić stół. Złapał jeszcze broń należącą do śpiącego już członka mafii.
Znów otwierając ogień skoczył przez łóżko, chcąc dotrzeć do Luisa, który właśnie zaczął rzucać we wrogów różnymi rzeczami, które miał pod ręką. Poczuł ból w ręce, zwiastujący postrzał. Na szczęście kula tylko go drasnęła, a przynajmniej miał taką nadzieję. Nie miał czasu by o tym myśleć, bo do pokoju wleciało kolejnych dwóch mężczyzn. Zdążył kopnąć w stronę Luisa pistolet, nim kolejne kule minęły go o kilka centymetrów.
- Luis! - Tomas miał nadzieję, że Lu złapał pistolet. Kolejny mężczyzna padający na ziemie utwierdził go w tym, że Luis ma już broń.
Kolejny zamaskowany facet wbiegł do pokoju i omal nie trafił Luisa, za co oczywiście dostał od Tomas kulkę prosto w serce.
Tomas już nacisnął spust by zabić kolejnego wroga, lecz nic się nie stało. Szatyn przeklął w duchu i odrzucił karabin, by za chwilę schować się za łóżkiem.
Usłyszał krzyk i zobaczył jak Luis łapie się za ramię. Krew w nim zawrzała, wychylił się by rzucić w strzelca shurikenem, który do tej pory stał jako eksponat na szafce i poczuł ostry ból w głowie. Zobaczył upadający wałek i osunął się w ciemność.

LUIS

Ramie pulsowało ostrym bólem, tłumiąc wszystkie jego zmysły. Dostrzegł jednak, że Tomas dostał w głowę wałkiem rzuconym przez jednego z postrzelonych. Mimo to nie mógł nic zrobić. Przeczołgał się za pozostałości stołu, by nie być całkowicie odsłoniętym, jednak nie mógł dotrzeć do Tomas nie ginąc przy tym. Już miał złapać leżący obok nóż, gdy powstrzymał go znienawidzony głos.
- Proszę, proszę nasi dwaj uciekinierzy uwili sobie razem gniazdko - Pietraszow wszedł do mieszkania i stanął na jego środku, rozglądając się dookoła.
Luis usłyszał, że ktoś idzie w jego stronę, więc szybko wbił nóż w kapeć, który na szczęście miał na sobie. Rękojeść była dobrze zasłonięta przez trąbę pluszowego słonia.
Ktoś kopnął stół na bok i wycelował w niego z pistoletu.
- Nie waż się ruszyć - warknął z rosyjskim akcentem, który przez maskę był ledwo słyszalny. Jego własna zniknęła gdzieś w wirze walki, na szczęście pokój nie był już wypełniony gazem usypiającym. 
Maska Tomasa także spadłe i leżała tuż obok niego. Pietrzaszow krzyknął coś do swoich ludzi, a ci przeciągnęli pod stopy Pietraszowa. Luis wbrew swojej woli także musiał się tam udać.
W pokoju oprócz niego i Tomasa znajdował się szef mafii i dwóch jego ludzi. Wszyscy stali tyłem do drzwi, które teraz leżały na podłodze. Luisowi wydawało się, że zobaczył jakiś ruch, ale ból nie pozwalał mu na głębsze zastanowienie. Ważniejsze było to, jak ma zabić troje ludzi jednym nożem.
Jeden z mężczyzn podszedł do Toma i uderzył go w twarz, na co ten zamrugał i spojrzał na Rosjanina.
Pietraszow podszedł do Tomasa i wyciągnął broń.
- Mój drogi Tomasie, udało ci się przed dość długi czas uprzykrzać mi życie, więc muszę ci pogratulować. Niestety już cię nie potrzebuję. Twój kolega z pewnością zna imię prokuratora, a ja wiem już jak on wygląda. Jesteś zbędny, ale jako oznakę szacunku, nie dam cię zabić byle komu. Zginiesz z mojej ręki, jak niewielu dotąd - uniósł broń i przystawił ją do czoła Tomasa, Luis wyciągnął nóż i już miał go rzucić, kiedy rozległ się metaliczny dźwięk, a mężczyzna upadł na ziemię, ukazując stojącą za nim kobietę z patelnią.
- Mama? - Luis patrzył z rozchylonymi ustami i z wrażenia omal nie wypuścił noża.