Dziękuję za komentarze :) Może i to opowiadanie nie będzie tak zaskakujące jak poprzednie, ale postaram się nie być zbyt przewidywalna ^.^ Cieszę się, że spodobał Wam się prolog :)
Wielkie dzięki dla Margarity, która betuje opowiadanie :*
Miłego czytania!
PS: Kocham Was <3
Westchnął,
pocierając dłonią oczy. Od dwóch godzin siedział i
poprawiał pierwsze w tym roku sprawdziany swoich uczniów. Wynikało
z nich, że przez wakacje w jego klasie pojawiło się znacznie
więcej idiotów niż zazwyczaj. Dopiero trzeci dzień szkoły, a on
już rozpaczał nad wynikami egzaminów, które miały odbyć się za
dziewięć miesięcy.
Bycie
nauczycielem języka angielskiego było nie lada wyzwaniem w jednej z
polskich szkół. On sam mimo wszystko uwielbiał to robić.
Pozwalało mu to wrócić do czasów, gdy mieszkał z rodziną w
Ameryce. Kiedy jeszcze w ogóle miał rodzinę.
Logan
Mikulski był w połowie Polakiem. Jego ojciec wyjechał do Ameryki w
poszukiwaniu swojego miejsca i tam je znalazł. W ramionach Emmy
Wilson, która skutecznie powstrzymała go przed dalszą
podróżą i jakimś cudem sprawiła, że dobrowolnie dał się
związać węzłem małżeńskim. Tak też na świat przyszedł on, a
siedem lat później także jego brat.
Zawsze
byli kochającą się, normalną rodziną. Oczywiście były kłótnie
i spory, ale zawsze szybko się kończyły, a oni powracali do
szczęśliwego życia. Do czasu. Kiedy Logan miał dziewiętnaście
lat, do drzwi domu zapukał policjant, który oznajmił mu, że jego
rodzice zginęli w wypadku samochodowym, mającym miejsce zaledwie
kilkaset metrów od ich domu.
Matka
nie miała zbyt dużej rodziny. Jedyny wuj, niepełnosprawny z
powodu wypadku przy pracy, pomagał im jak mógł. Załatwił
Loganowi pracę i pomógł w zdobyciu praw do opieki nad bratem.
Zostawał z nim, kiedy on najpierw szedł do szkoły, a później
biegł do baru, by zdobyć pieniądze na utrzymanie najbliżej mu
osoby. W ten sposób chłopak zdobył wykształcenie i kiedy wuj
zmarł z powodu powikłań po zapaleniu płuc, sprzedał dom, który
był za duży dla dwóch osób, po czym zabrał wszystkie rzeczy i
razem z bratem przyleciał do Polski - kraju, który zawsze
pozostawał w sercu staruszka. Niestety ojciec nigdy nie miał
pieniędzy na zabranie ich wszystkich do swojej ojczyzny, więc Logan
nie poznał żadnych jego bliskich. Kiedy został sam, wielokrotnie
szukał krewnych ojca, ale niestety nikogo nie udało mu się
znaleźć.
Przebywając
już w Polsce, kupili mieszkanie i żyli na oszczędnościach, póki
Loganowi nie udało się znaleźć pracy. Will poszedł do szkoły i
wszystko zaczęło się powoli układać. Radzili sobie we dwójkę,
będąc nie tylko braćmi, ale też przyjaciółmi. Aż do pewnego
dnia, kiedy na własne oczy ujrzał, jak William biegnie w jego
stronę, machając na przywitanie, a zza zakrętu wyjeżdża pędzący
samochód.
Tamtego
dnia jego serce pękło po raz kolejny, poszerzając dziurę, która
powstała po śmierci rodziców.
Od
tamtej pory Logan skupił się na pracy. Jego życie polegało na
wstawaniu rano, siedzeniu w szkole przez dziewięć godzin, wbijaniu
do głów licealistów choć kawałka wiedzy i kontynuowaniu
pracy w domu. Wymyślał coraz to nowsze testy, tematy zajęć,
organizował warsztaty i korepetycje. Robił wszystko, by nie
siedzieć samemu w domu. Za miesiąc minie rok od tamtego wydarzenia,
a pokój Williama nadal wyglądał tak, jak rok temu. Nie chciał na
nowo otworzyć rany, która dopiero zaczynała się goić. Cóż, za
dużo powiedziane. Ona dopiero przestała krwawić. Nie miał sił
zrobić nic, oprócz wycierania tam kurzu od czasu do czasu. A każda
wizyta w tym pomieszczeniu skutkowała okropnym kacem następnego
dnia.
Ponownie westchnął, zbierajac porozrzucane po biurku
testy. Ułożył je klasami i schował część do teczki. Resztę
postanowił sprawdzić jutro, bo w końcu nic lepszego do roboty nie
miał.
Poszedł
do kuchni i zagrzał sobie mleka. Zawsze pili je z Willem, przed tym
jak kładli się spać. Poszedł do sypialni i chwycił za tabletki,
które zawsze stały przy łóżku. Choćby nie spał przez
tydzień i tak bez nich nie zmrużyłby oka. Wziąwszy dwie, położył
się, starając o niczym nie myśleć. Długo jeszcze przewracał się
z boku na bok, aż w końcu tabletki zaczęły działać. Zamknął
zmęczone oczy i odpłynął do krainy snów, jak co dzień mając
nadzieję, że choć przez chwilę wróci do swojej rodziny.
Wysoki
mężczyzna o czarnych jak noc włosach, które wypadałoby
już skrócić, szedł opustoszałymi korytarzami. Jego szare oczy
ślizgały się po antyramach, które, odkąd zaczął tu pracować,
zdobiły jasnopomarańczowe ściany. Jak zwykle w pokoju
nauczycielskim zjawił się jako pierwszy. Od razu wstawił wodę do
czajnika elektrycznego. Wyciągnął stojące w szafce kubki i
nasypał do każdego odpowiednią ilość i rodzaj kawy. Oprócz
niego tylko dwie osoby piły poranną kawę w szkole, więc nie miał
problemu z zapamiętaniem jaką preferują.
O
wpół do ósmej zalał napoje wrzątkiem i dolewając sobie
mleka do gorzkiej kawy, usiadł na fotelu. Trzy... Dwa... Jeden.
-
Logan! Nie uwierzysz, co się stało! - Do pokoju wpadła jego
najbliższa koleżanka, którą śmiało mógł nazwać
przyjaciółką. Była ona szatynką z pasemkami w różnych kolorach
brązu i żółci. Sonia Płatek była dosyć niska, przez co prawie
nie było jej widać pośród tłumu licealistów. Gdyby nie założyła
nieodłącznych obcasów, nawet on ze swoim wzrostem by jej nie
dostrzegł. A metr dziewięćdziesiąt to wcale nie było mało.
-
Tak, tak, zaraz mi powiesz, ale najpierw idź ściągnij tę
reklamówkę, którą przywlokłaś tu pewnie sprzed swojego
domu – powiedział rozbawiony, wskazując na kawałek zrywki, który
nabił się na jej szpilkę. Kobieta westchnęła i pozbyła się
plastiku.
-
To wyjaśnia dlaczego ludzie się tak dziwnie na mnie patrzyli. A już
myślałam, że pomalowałam tylko jedno oko – zaśmiała się
kobieta.
Była
dwa lata starsza od niego, ale zachowaniem nie różniła się
zbytnio od swoich uczniów. Można rzec, że nawet niektórych
przebijała. Wiecznie zakręcona, rozgadana i śmiejąca się ze
wszystkiego, ale potrafiąca dostrzec smutek i rozgoryczenie nawet
pomimo maski. Kiedy się poznali, powiedziała do niego coś, co
mocno utkwiło mu w pamięci. "Chciałabym, żebyś się
uśmiechnął. Nie tak jak teraz, ale tak od serca. Pamiętaj o tym,
co cię spotkało, ale żyj dalej". Znali się wtedy zaledwie
godzinę, a ona przejrzała go na wylot i pocieszyła, nawet nie
wiedząc, co jest powodem jego smutku.
-
Wracając do tematu, to nie uwierzysz co się stało! Widziałam
dzisiaj rano Eryka. Szedł razem z Ośmiornicą na przystanek, co
jest o tyle dziwne, że mieszka na drugim końcu miasta.
-
Myślisz, że oni.. no wiesz? - zapytał Logan unosząc brwi.
-
Myślę, że nasza Ośmiornica i wokół niego owinęła swoje
macki – skrzywiła się na wspomnienie koleżanki z pracy. - Swoją
drogą zaraz powinna tu być.
Kiedy
wypowiedziała te słowa, do sali weszła nauczycielka zajęć
artystycznych. Jak zwykle jej blond włosy były idealnie ułożone,
ciuchy pasowały do siebie pod każdym względem, a twarz pokryta
była grubą warstwą makijażu, z pod której nie wystawał
nawet maleńki fragment skóry. Kiedy tylko go zobaczyła,
zignorowała wchodzącego za nią chemika, z którym widocznie
spędziła noc, zamrugała zalotnie i ruszyła w jego kierunku.
-
Ocho, uważaj na przyssawki – szepnęła Sonia, łapiąc za swój
kubek z kawą i uciekając w stronę nauczyciela geografii, który
właśnie wszedł do pokoju.
-
Cześć Logaan – przedłużyła samogłoskę, zapewne chcąc go tym
zauroczyć. On tylko parsknął w myślach. Żadne damskie zagrywki
na niego nie działały. Szkoda, że ta tutaj nie mogła tego pojąć.
-
Cześć. – Z grzeczności odpowiedział, jednak nie miał zamiaru
prowadzić z nią rozmowy. Okazywał to całym sobą. Szkoda tylko,
że komunikacja niewerbalna była dla tej istoty czymś zupełnie
nieznanym.
-
Tak sobie pomyślałam, że może wyszlibyśmy gdzieś dzisiaj po
pracy. Znam bardzo dobrą włoską restaurację.
-
Niestety nie mam czasu – powiedział, wkładając ogromną ilość
sarkazmu w pierwsze słowo. Jednak Aleksandra Kałaput zdawała się
tego nie zauważać.
-
Mikulski! Miałeś mi dać tę mapę, pamiętasz? - Spojrzał lekko
zdziwiony w stronę geografa, ale później dostrzegł obok
Sonię, która patrzyła na niego porozumiewawczo. Normalnie kochał
tę kobietę.
-
Tak, tak, przyniosę ci ją do klasy. Wybacz, ale muszę iść -
powiedział i odkładając pusty kubek do zlewu, ruszył do drzwi.
Sonia udała się za nim, podobnie jak Marek Kostka, wspomniany
nauczyciel geografii i druga osoba, której codziennie rano
robił kawę. Będąc już za drzwiami odetchnął z
ulgą. - Dzięki za ratunek.
-
Nie ma sprawy. Za kawę ci się należał - zaśmiał się Marek. Był
on jakieś dziesięć centymetrów niższym od niego szatynem.
Idąc,
Logan słuchał jak Sonia informuje kolegę o poczynaniach pani
Ośmiornicy. Nazywali ją tak, od kiedy Mikulski pierwszy raz ją
spotkał, a ona cały czas się do niego kleiła. Cudem uratowała go
nieznajoma, którą była Sonia. Zażartowała wtedy, żeby
uważał, bo pani Kałaput niczym ośmiornica owija macki wokół
ofiar. Od razu ją polubił, podobnie jak Marka, którego mu
przedstawiła. Z racji tego, że był nowy, zakolegował się także
z innym nowym nauczycielem. Był to biolog, który rozpoczynał
dopiero swoją pracę, a co za tym idzie, był świeżo po studiach.
Radek Świerk także wpasował się do ich grupy.
Można
powiedzieć, że zazwyczaj trzymali się w czwórkę. Czasami
jeszcze dołączał do nich wicedyrektor, jednak zazwyczaj miał zbyt
dużo roboty, by choćby wyjść z nimi na drinka. Rozumieli to,
szczególnie, że w wakacje przejął opiekę nad półroczną
siostrzenicą. Nikt do końca nie wiedział dlaczego, ale nie
dociekali. Matka dziewczynki zmarła zaraz po porodzie, a ojciec
opiekował się nią samotnie, lecz z niewiadomych przyczyn pod
koniec roku szkolnego dziecko trafiło do wujka.
-
Logan, tak w ogóle to wiesz, że masz nowego ucznia w klasie?
-
I czemu jak zwykle dowiaduję się o tym ostatni? - westchnął
cierpiętniczo. Będzie musiał iść skserować karty pracy, chyba,
że ktoś raczy nie przyjść. Najwyżej wyśle kogoś na początku
lekcji.
-
Nie marudź. Dyrektorka złapała mnie jak już cię nie było i
kazała przekazać.
-
I nie mogłaś zadzwonić?
-
Jakoś mi to wyleciało z głowy. - Kobieta podrapała się po karku,
uśmiechając się przepraszająco. - W każdym razie chłopak jest o
rok starszy. Podobno bardzo chorował i dlatego opuścił szkołę.
Jego wyniki były raczej przeciętne, ale tu się ucieszysz. Był
laureatem jakiejś ważnej olimpiady z angielskiego.
-
Powiesz mi wreszcie jak się nazywa?
-
Amadeusz Sęk, o ile się nie mylę.
-
Dzięki. Będę leciał. Muszę włączyć ten cholerny komputer.
Kiedy w końcu kupią nam nowy sprzęt?
-
Niestety nie w najbliższym czasie. Ośmiornica zagarnęła kasę na
jakieś sztalugi i materiały do kostiumów.
-
To sobie jeszcze trochę poczekamy – westchnął i odszedł w
stronę swojej sali. Nie żegnał się z resztą, bo zapewne zobaczą
się na następnej przerwie. Obrócił się jeszcze, by
zobaczyć, jak Marek uśmiecha się szeroko do Sonii. Już od
jakiegoś czasu miał wrażenie, że tych dwoje krąży wokół
siebie. Musi w końcu pogadać o tym z Lili, jak często nazywał
panią Płatek. Ona wprost tego nie cierpiała.
Kiedy
w końcu ten stary grat się uruchomił, było już po pierwszym
dzwonku, a co za tym idzie, uczniowie stali pod klasą, chcąc jak
najbardziej wydłużyć przerwę. Kiedy jednak zabrzmiał drugi
dzwonek, chcąc, nie chcąc, musieli wejść do klasy. Logan zauważył
nowego ucznia, wchodzącego na szarym końcu. Był dosyć wysoki,
miał może sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu,
ciemno brązowe włosy i nieco jaśniejsze oczy. Nauczyciel
uśmiechnął się, dostrzegając obok niego drobną dziewczynę.
Maja była naprawdę sympatyczną, choć trochę nieśmiałą osobą.
Młody ma szczęście, bo widać było, że go polubiła. Jest zatem
w dobrych rękach.
Maja
jak zwykle na jego lekcjach usiała w pierwszej ławce przed
biurkiem, a Amadeusz podążył za nią, siadając tuż obok.
Logan przywitał się z klasą i zaczął sprawdzać obecność na
tym złomie. Niestety, mimo, że posiadał swojego laptopa, to tę
czynność musiał wykonać na tym starym pudle. Zanim pomyśleli o
elektrycznych dziennikach, mogliby kupić nowe komputery. Na
szczęście prezentacje i wszystko inne miał zapisane u siebie.
-
Amek, posiadasz już książkę? - zapytał cicho, a chłopak
spojrzał na niego zdziwiony.
-
Tak, tak, wszystko mam.
-
To dobrze. Zostań chwilę po lekcji, jeśli możesz.
Po
tych słowach zaczął prowadzić normalną lekcję. Po przerobieniu
całego materiału, jaki miał zaplanowany, rozdał karty pracy.
Kilku osób nie było, więc nie musiał wysyłać nikogo by
je skserować. Polecił uczniom robić zadania i zastrzegł przy tym,
że jeżeli ktoś zrobi to na odwal się, to oceni kilka
przypadkowych prac. W jego klasie nie było osób, które nie
potrafiłyby rozwiązać tych kart pracy, choć nie były one zbyt
proste. W końcu to klasa językowa, więc niech się wysilą. Dla
utrudnienia wplótł w zadania kilka pułapek, na których zawsze
większość lub wszyscy się potykali.
Do
dzwonka zostało dziesięć minut, kiedy pierwsza kartka wylądowała
na jego biurku. Ku jego zdziwieniu należała ona do nowego
ucznia.
-
Jesteś pewny? - Uniósł brew, uśmiechając się krzywo.
Zwykle po tym uczniowie zabierali kartki, żeby jeszcze raz je
przejrzeć. Amek jednak tylko wzruszył ramionami i delikatnie się
uśmiechnął. Logan zobaczył w jego oczach iskierkę wyzwania i
prawdę mówiąc, zaczął go ten chłopak intrygować. Albo był
zbyt pewny siebie, albo bardzo dobry z angielskiego.
-
Ja też już skończyłam, proszę pana. - Maja uśmiechnęła się.
-
Po tobie to się akurat tego spodziewałem – odpowiedział
uśmiechem i wziął do ręki karty pracy. Część
testową sprawdził równocześnie
na obu kartkach. Uśmiechnął się, nie znajdując żadnego błędu.
Wygląda na to, że zyskał naprawdę dobrego ucznia.
Kontynuował
sprawdzanie, znajdując kilka drobnych błędów
u Mai. Złapała się w jedną pułapkę, ale reszta błędów
zrobiona była raczej przez pośpiech i nieuwagę. Zjedzenie literki
nie było dla niego błędem i uczniom także je darował. Chyba, że
ktoś to robił notorycznie. Zaskoczeniem dla niego była jednak
druga z prac. Prawie idealna. Oprócz jednego słowa, które sam
zastąpiłby innym. Nakreślił ołówkiem kilka słów i oddał
prace uczniom. Nie chciał przeszkadzać klasie. Zawsze tak
robił. Zaznaczał tylko obszar, w którym uczniowie sami znajdywali
swoje błędy.
Patrzył
jak Amek czyta jego podpowiedź i po chwili klepie się w czoło.
Skreślił słowo, dopisał coś i z powrotem oddał mu kartkę,
patrząc na niego pytająco. Nauczyciel uśmiechnął się, widząc
poprawną odpowiedź. Niedługo pobliska szkoła organizuje konkurs i
chyba właśnie znalazł osobnika, który weźmie w nim
udział.
Kiedy
zabrzmiał dzwonek, uczniowie szybko się ulotnili. Nie licząc
dwójki z pierwszej ławki. Maja już chciała ich zostawić,
ale Logan poprosił, żeby została.
-
W ósemce niedługo będzie organizowany konkurs z angielskiego i
chciałem się was zapytać, czy wzięlibyście udział? Z innych
klas trzecich raczej nikt nie będzie chętny, a potrzebujemy do tego
dwuosobowego zespołu. Amadeuszu, wiem, że jesteś nowy, ale
dowiodłeś, że zaległości raczej nie masz. Nagrody są naprawdę
fajne, a konkurs przyda się wam na świadectwie. W klasie trzeciej
mogę go wziąć pod uwagę, jeżeli chcielibyście mieć szóstki
na koniec.
Maja
uśmiechnęła się szeroko i od razu zaczęła kiwać głową jak
szalona, na co Amek spojrzał na nauczyciela z przerażeniem w
oczach. "Czy ona tak zawsze?", zdawały się pytać jego
oczy. Logan uśmiechnął się rozbawiony. Coś czuł, że ta dwójka
naprawdę będzie jego ulubieńcami.
-
Dobrze Maju. Wiem, że jesteś chętna, tylko przestań kręcić tą
głową, bo zaraz coś ci strzeli. - Miał ochotę poczochrać ją po
głowie, ale niestety w szkole musiał ograniczyć takie gesty.
Zwrócił się więc do drugiego ucznia. - A ty?
-
Jasne. To może być fajna zabawa. I gdyby pan mógł nie
używać mojego pełnego imienia, to byłbym wdzięczny –
powiedział, śmiesznie marszcząc nos. Logan po raz kolejny nie mógł
powstrzymać uśmiechu.
-
Nie ma sprawy. W takim razie postaram się znaleźć jakiś dzień, w
którym moglibyśmy się spotkać i poćwiczyć. A teraz
lećcie, bo zastanie nas tu dzwo…- W tym momencie rozległ się
pierwszy dzwonek, wołający uczniów na lekcje.
Wszyscy
troje zaczęli się śmiać. Maja, wraz z nowym kolegą, pożegnali
się i wyszli z klasy, a Logan, dalej się uśmiechając, zaczął
sprawdzać prace reszty uczniów. Miał teraz okienko, więc
spokojnie zdąży to zrobić i wypić jakąś herbatę.
Wychodząc
ze szkoły westchnął żałośnie. Chociaż ten dzień zaczął się
przyjemnie, to kolejne lekcje już takie nie były. Klasa sportowa
denerwowała go niemiłosiernie, choć jakoś sobie z nią radził. W
dodatku Ośmiornica przyczepiła się do niego na najdłuższej
przerwie i miał wrażenie, że zamierzała go zgwałcić na
korytarzu pełnym licealistów. Okazało się też, że Radek
musiał jechać z dyrektorką na jakąś konferencję, a on przejął
jego lekcje. Co prawda dzięki temu Maja i Amek znów trochę go
rozweselili, ale dwie klasy w jednaj sali na wolnej lekcji, to
najgorszy koszmar każdego pedagoga. Mimo wszystko wolałby zostać w
szkole, niż jechać do pustego domu. Niestety już i tak został
godzinę dłużej.
Wsiadł
do swojego samochodu i powoli wyjechał z parkingu. Dojeżdżał
właśnie do pobliskiego przystanku, kiedy dostrzegł chłopaka,
szybkim krokiem zmierzającego w stronę autobusu. Ten jednak szybko
odjechał, a szatyn oparł się o barierkę, ciężko oddychając.
Logan zajechał na przystanek, chcąc dowiedzieć się, czy nic mu
nie jest. Wyglądał naprawdę blado.
Kiedy
wysiadł, uświadomił sobie, że przecież zna tego chłopaka.
Podszedł do Amka, kładąc mu rękę na ramieniu.
-
Wszystko w porządku?
-
Tak, tak. Chwilkę – powiedział jego uczeń, starając się
oddychać powoli. Wyglądało, jakby sprawiało mu to dużą
trudność. W końcu po minucie, trochę się uspokoił.
-
Lepiej? Chcesz wody? - Kiedy chłopak skinął głową, Logan
podszedł do auta i wyjął z niego butelkę wody. Podał ją Amkowi,
na co ten podziękował i wypił trochę. Kiedy wróciło mu
trochę kolorków, Logan zadał nurtujące go pytanie. - Czemu nie
jesteś na lekcjach? Coś ci się stało?
-
Nie. Po prostu mamy teraz wychowanie fizyczne. Jestem zwolniony z
tych lekcji. Miałem operacje i jak pan widział, nie mogę się
męczyć. Nawet jeśli zwieje mi autobus kursujący co godzinę. –
Chłopak uśmiechnął się krzywo i podrapał po głowie. - Naprawdę
nic mi nie jest. Przepraszam za kłopot.
-
Żaden kłopot. Mam zamiar odwieźć cię do domu. Jeśli chciałeś
jechać dziewiętnastką, to mieszkasz w mojej okolicy, a w tym
stanie nie mam zamiaru cię puścić samego.
-
Nie trzeba, naprawdę. Poczekam na kolejny autobus.
-
Będziesz tu siedział przez godzinę? Zaraz chyba zacznie padać.
Amadeusz
spojrzał na niebo, a później na nauczyciela. W tym momencie
w oddali błysnęła pierwsza błyskawica.
-
Wsiadaj. – Logan uśmiechnął się, widząc minę chłopaka. On
też nie lubił moknąć. Amek westchnął i ponownie przeprosił za
sprawianie problemów, po czym usiadł na miejscu pasażera.
Mikulski usiadł za kierownicą, odpalając samochód. Odjechał w
idealnym momencie, bo jakiś autobus właśnie skręcał na
przystanek.
-
Często nie możesz złapać oddechu? - zapytał brunet, chcąc
uniknąć niezręcznej ciszy.
-
Tylko jeśli zbyt szybko idę, a o bieganiu nawet nie wspomnę. Ze
szkoły na przystanek jest kawałek, więc chciałem iść szybciej,
żeby zdążyć na autobus. Powiedzmy, że jestem trochę
niecierpliwy – zaśmiał się zakłopotany. - Dziękuję panu za
podwiezienie. Nie wiem jak bym tam wytrzymał.
-
Nie ma sprawy. Mógłbyś przestać mówić "pan"? -
Nastała chwila ciszy, więc Logan spojrzał na chłopaka. Wyglądał
na lekko zdziwionego. No tak. Mogło zabrzmieć to troszkę
dziwacznie. - Wychowałem się w Ameryce, a jak wiesz w angielskim
nie używa się tego zwrotu w ten sposób. Nawet nie zdajesz sobie
sprawy jakie to wkurzające. Przez całe życie zwracałem się do
nauczycieli i innych na "ty", a form grzecznościowych
używałem tylko kiedy o kimś mówiłem. Tu cały czas uczniowie
mówią do mnie "proszę pana". Oczywiście w szkole to
jest konieczne, ale poza nią pozwalam im mówić do mnie normalnie.
Zapytaj Mai. Powiedzmy, że znajduje się to w mojej umowie
przedmiotowej. Tylko nie wygadaj się przed dyrektorką. Ona nie
cierpi tego punktu i kazała mi go stamtąd wyciąć – zaśmiał
się, przypominając sobie rozmowę, którą kiedyś z nią
przeprowadził.
-
Więc jak mam się do pa... ciebie zwracać? - Amek chyba walczył z
przyzwyczajeniem, marszcząc zabawnie brwi.
-
A, prawda. Jeszcze się nie przedstawiłem. Logan Mikulski. –
Wystawił w jego stronę prawą rękę, a chłopak ją uścisnął. -
Mów jak chcesz, tylko proszę cię, omiń tego "pana".
Błaganie
w jego głosie było na tyle wyczuwalne, że Amek parsknął
śmiechem, po chwili nauczyciel do niego dołączył. Byli już
niedaleko osiedla, na którym mieszkał Logan. Chłopak zaczął
kierować go właśnie w jego stronę. Cały czas rozmawiali, dopóki
szatyn nie wskazał niedużego, morelowego domu, znajdującego się
kilkaset metrów od jego bloku.
-
Długo tu mieszkasz? Jakoś cię nie kojarzę.
-
Wprowadziliśmy się miesiąc temu, ale nie wychodziłem zbyt często.
Rodzice są troszkę przewrażliwieni na punkcie mojego zdrowia.
Wcześniej mieszkaliśmy w centrum, ale wiesz, zanieczyszczone
powietrze i wieczny hałas. Tak więc trafiliśmy tutaj.
-
To wyjaśnia te samochody z meblami. – Pstryknął palcami,
przypominając sobie zastawioną drogę przed miesiącem. Chłopak
pokiwał głową i wysiadł, jeszcze raz dziękując za transport.
Pożegnali się, a Logan poczekał, aż Amek wejdzie do domu i
dopiero wtedy odjechał. Jego sumienie nie dałoby mu żyć, gdyby
chłopak zemdlał gdzieś po drodze.
Zatrzymał
się minutę później na parkingu osiedlowym i z trochę
lepszym humorem udał do swojego mieszkania.
Iiiiii~~! *pisk*
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo z kolejnego opowiadania. *.* Zwłaszcza, że (z niewyjaśnionych przyczyn) lubię, gdy w tle jest choroba u jednego z kochanków. Tak, podejrzewam, że Amuś będzie ratunkiem Logana od szarej rzeczywistości. ;>
Troszkę charakter Ośmiornicy mi nie pasuje do roli artystki. Znasz tak pustą nauczycielkę od zajęć artystycznych? ;*; Sama mam duszę artysty, moja przyjaciółka również i dużo osób, które znam. I typ głupiej blondynki nie wchodzi w grę. To się wzajemnie wyklucza. X.X
Rzeczywistość będzie miłą odskocznią od fantazy (ostatni byłam na warsztatach z fantazy i wykładowca sumiennie podkreślał, że wymawiać się powinno fentezi z akcentem w górę przy pierwszym e, to tak śmiesznie brzmi x3). I zaklinam cię, nie próbuj doprowadzić do śmierci Amusia. -.-
Aish, zapomniałabym. Próbuj nie pisać tzw. "modnych wyrazów", np. fajny, super. Przecież to mało określa... Mogłabym rzec, że kompletnie nic nie oznaczają. Niby używa się je, by określić coś pozytywnego, ale to nie są konkrety, prawda? ;3;
Margarito, mogłabym cię prosić o pilnowanie Genuine, by tego nie robiła? ;3 Jej praca byłaby wtedy lepsza. ^^
A tak w ogóle, to jakiej postury jest Amuś? Niby ma te swoje metr osiemdziesiąt, ale może być chudy jak tyczka. Lub ja tego się niedoczytałam w rozdziale. ^^"
Jest tyle pytań, które chcę zadać, ale to dopiero pierwszy rozdział. x')
Weny życzę jak najwięcej.
~ Uma
PS. Sądzę, że oklaski dla bety też się należą. *^* *wstaje i klaszcze zawzięcie*
Super już sie zakochałam teraz czekam na długie i intesywne rodziały:-)
OdpowiedzUsuńAaaaa super, jak ja kocham twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuńA nazwisko Mikulski jest mi znajome. U mych sąsiadów też nazwisko Mikulskie XD
Błagań zmień nazwisko Logana *płacz* tak źle mi się kojarzy że kilka razy chciałam przerwać czytać. Błagam zmień je *zanosi się płaczem
OdpowiedzUsuńPs. Poza tym opowiadanie zapowiada się fajnie :*
Coś czuję, że znowu trafiłaś w mój gust z tym opowiadaniem :) Co rozdział będzie coraz lepiej :)
OdpowiedzUsuńLogan nie miał za wesoło w życiu, ale jakoś sobie radzi, choć czy pracoholizm można nazwać radzeniem sobie?
Amadeusz jest niesamowity, sama chciałabym ogarniać tak angola, ale no cóż nie ma się zdolności to nie ma.
Szkoda, że na ulicę, nie wyszli rodzice Amadeusza, to by było zaskoczenie, co nie?
Ile Logan ma lat?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńej Logan pomyśl, Amadeusz to ten chłopak, który dostał płuca Willa, jest nauczycielem i jak widać dobrym, precz z ośmiornicą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Logan pomyśl, Amadeusz jest tum chłopakiem, który dostał płuca Willa, ocho jest nauczycielem i jak widać to bardzo dobrym...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga