poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Syn przepowiedni - Rozdział VIII

Przepraszam, że tak krótko. Wena postanowiła mnie opuścić i nie wracała przez cały tydzień. W dodatku coś mnie złapało i zamiast na plaży, siedzę w łóżku, a raczej śpię. Nie mam na nic sił, więc nie dałam rady nic więcej dopisać. Postaram się Wam to wynagrodzić w przyszłym tygodniu :*


Lurei
Wyszedłem z łazienki i zamknąwszy za sobą drzwi, poszukałem wzrokiem Filena. Na sekundę serce mi zamarło, lecz po chwili odetchnąłem z ulgą. Filen spał owinięty przykryciem ze wszystkich stron tak, że na pierwszy rzut oka nie było go widać.
Kiedy weszliśmy do pokoju, poprosił mnie, bym zaprowadził go do łóżka. Później od razu zamknąłem się w łazience. Rumieńce nie schodziły z mojej twarzy z niewiadomego dla Filena powodu. Szczęście, że ich nie widział. Otóż okazało się, że gospodarz uśmiechał się tak dziwnie nie bez powodu. Kiedy tylko weszliśmy do pokoju, w oczy rzuciło mi się jedno duże łóżko. Najbardziej zdziwiło mnie to, że bez żadnych specjalnych gestów, czy czegoś innego, wzięto nas za parę. Czy naprawdę jakoś dziwnie się zachowywaliśmy? Zdawałem sobie sprawę, że wolę mężczyzn, ale nikomu - prócz osób, z którymi coś mnie łączyło - o tym nie mówiłem i myślałem, że tego nie widać.
Nie chcąc doprowadzić do niezręcznej sytuacji, wziąłem koc i ułożyłem go na podłodze przy łóżku. Drugi zastąpił mi kołdrę, natomiast poduszkę wziąłem z łóżka. Na szczęście były dwie. Zmęczony przebytą drogą, szybko odpłynąłem, w myślach zastanawiając się nad tym, co nas jeszcze spotka podczas tej podróży.

Filen

Przyjdzie na świat trzem rodom wierny,
Błogosławieństwem mitycznych zostanie objęty.
Trzy dusze od świata otrzyma,
Dzięki nim spojrzy innymi oczyma...

Podniosłem się do siadu, dyszeć ciężko. Ogarnęła mnie panika. Tym razem kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Nie słyszałem Aquera, co tylko wzmogło niepokój. Podciągnąłem kołdrę pod samą szyję i oparłem plecami o wezgłowie.
- Filen, wszystko w porządku? - usłyszałem głos Lureia. Dochodził on z dołu, co lekko mnie zdezorientowało.
- Nie. Gdzie ja jestem?
- W gospodzie. Zatrzymaliśmy się tu na noc. Jest jeszcze ciemno.
- Dlaczego twój głos dochodzi z dołu? - W odpowiedzi usłyszałem ciche westchnienie. Podłoga zaskrzypiała, a łóżko ugięło się lekko, kiedy Lurei usiadł na jego skraju.
- Spałem na podłodze. Nie zdążyłem ci tego wyjaśnić, bo szybko zasnąłeś, ale w naszym pokoju jest tylko jedno łóżko.
- Dali nam jednoosobowy pokój? Zapłaciliśmy za dwu. Jurto porozmawiam z...
- Nie o to chodzi. W gruncie rzeczy pokój jest dwuosobowy. Podobnie jak łóżko.
Na początku nie zrozumiałem, o co mu chodzi. Kiedy jednak to do mnie dotarło, poczułem jak moje policzki stają się gorące. Wyciągnąłem ręce w dwie strony i sunąłem nimi po materacu. Nie napotkałem jednak końca posłania. To łóżko rzeczywiście było zbyt duże jak na jedną osobę.
Odchrząknąłem cicho i zastanowiłem się co dalej. Przypomniał mi się ten dziwny sen. Czemu cały czas słyszę te same słowa? I dlaczego kiedy o tym myślę, po moim ciele przechodzą nieprzyjemnie ciarki?
- Lepiej się czujesz? Bo zostało nam jeszcze kilka godzin snu, a nie wiem jak ty, ale ja jestem wykończony.
- Możesz się położyć na łóżku. Ja już raczej nie zasnę – przesunąłem się w bok, robiąc mu miejsce.
- Na pewno? Naprawdę mogę spać na ziemi.
- Na pewno. Nie miałoby to sensu, skoro ja nie śpię.
- W takim razie skorzystam. Nie jestem pewny, ale chyba jakieś robactwo po mnie chodziło.
Uśmiechnąłem się, czując jak Lurei się schla, zapewne biorąc coś z podłogi. Po chwili usadowił się po mojej prawej stronie.
- Idę spać, dobranoc.
- Dobranoc – szepnąłem, a Lurei znieruchomiał. Kilka minut później jego oddech się unormował.
Moje myśli zaczęły skakać od jednego tematu, do drugiego. W końcu natrafiły na wyrazisty obraz, który utkwił mi głęboko w pamięci. Przed oczami znów stanęła mi pędząca w moją stronę włócznia. Dotarło do mnie, że gdybym jej nie zobaczył, zapewne wbiłaby mi się w szyję, co mogłoby nie skończyć się wesoło. Zastanawiało mnie jednak, skąd w mojej głowie pojawiło się coś takiego. Czy możliwe jest zobaczyć cokolwiek, jeśli nigdy się nie widziało? Raczej nie. Jednak byłem pewny, że to, co pojawiło się w mojej głowie było obrazem. Nie takim, który dostarcza mi woda. Ten był kolorowy i wszystko widziałem tylko z jednej strony.
Kolejną sprawą, od której nie mogłem się uwolnić były te dziwne słowa, nawiedzające mnie we śnie. Za każdym razem było ich coraz więcej. Wydawały mi się znajome, choć nie rozumiałem nic prócz dwóch pierwszych linijek. Miałem wrażenie, że mówią one o mnie. W końcu jedn z moich ojców pochodził z połączenia rodów Smoka i Salamandry, a drugi z Fenixa. Sprawiało to, że sam byłem członkiem trzech rodów Ignem. Kolejny wers mówił o Błogosławieństwie mitycznych, a zważywszy na to, że dziadek i jego bracia dali mi swoje błogosławieństwo, miałem prawo przypuszczać, że o to chodzi.
Dotknąłem trzech prawie niewidocznych znaków na czole. Wyczułem je pod palcami, choć inni twierdzili, że nic nie czują. Może to przez to, że dla mnie palce były oczami. Trzy znaki tworzące trójkąt. Przypomniał mi się dzień, w którym poznałem Lureia. On też posiadał Błogosławieństwo od mojego ojca, Araela. Kiedyś słyszał rozmowy na ten temat i wiedział w jakich okolicznościach je otrzymał. Właściwie, to w końcu nikt nie wyjaśnił mu czym jest jego, jak to określił, blizna.
Westchnąłem, pragnąc pozbyć się tych wszystkich pytań i uciążliwych myśli. Kiedy w końcu mi się udało, poczułem, że oczy mi się zamykają. Położyłem się z zamiarem czuwania, ale po kilku chwilach moje myśli zaczęły zwalniać.
Lurei zachrapał cicho, uświadamiając mi, że przecież leży tuż obok. Mógł sobie nie życzyć, żebym spał w tym samym łóżku. Co innego, kiedy tylko siedzę. Już samo to, że położył się na ziemi, potwierdzało moje przypuszczenia. Postanowiłem zrobić to co on, czyli położyć się w nogach łóżka. Problem był jeden. Po mojej lewej stronie była ściana, co oznaczało, że aby dotrzeć na podłogę, musiałem przejść nad Lureiem, a było to trudne zważywszy na to, że nic nie widziałem.
Sunąłem dłonią po pościeli, w końcu napotykając na koc, którym mężczyzna był okryty. Z wahaniem przesunąłem ją dalej, mając nadzieję, że Lurei nie czuje nic przez okrycie. Omal nie cofnąłem ręki, kiedy dłonią napotkałem na jego skórę. Do moich uszu dotarło ciche westchnienie. Zarumieniłem się, nadal nie cofając dłoni. Nie mogąc się powstrzymać, delikatnie zbadałem skórę pod palcami. Była delikatna i gładka, choć pod nią wyczuwałem twarde mięśnie. Nigdy nie dotykałem nikogo w innych miejscach niż dłonie, czy twarz. Zafascynowały mnie króciutkie i zapewne nie widoczne włoski na, sądząc po pępku, brzuchu Lureia. Z mieszanymi uczuciami stwierdziłem, że podoba mi się ten dotyk. Zupełnie jakbym widział jego brzuch. Choć nie było to jakieś szczególne miejsce, moje policzki miały już kolor dojrzałego pomidora.
Mimo tego, że nie chciałem żeby się obudził i mnie przyłapał, dalej jeździłem dłonią po jego brzuchu, co chwilę naciskając na mięśnie układające się w równe kwadraty. Mój brzuch był płaski i może dlatego nie mogłem oderwać ręki. Nawet nie zauważyłem, kiedy dołączyła do niej druga.
W pewnym momencie natrafiłem palcem sutek. Lurei ponownie westchnął, zginając nogę. Zamarłem z rękami na jego klatce piersiowej. Moje ręce powędrowały w dół, by znów nie naruszyć wrażliwego miejsca. Przejechałem po mięśniach i minąłem pępek, zatapiając jedną z dłoni w nieco gęstszych włoskach. Były miękkie i przyjemne w dotyku.
Dotarło do mnie co robię. Macam prawie obcego faceta po brzuchu, kiedy on śpi i w każdej chwili może się obudzić, przyłapując mnie na tym. Potrząsnąłem głową, powracając do mojego poprzedniego celu. Wymacałem brzeg łóżka i chcąc przejść, przełożyłem nogę nad Lureiem.
Omal nie dostałem zawału, kiedy ten się poruszył i złapał mnie w pasie. Nie podziewając się tego, nawet nie stawiałem oporu, kiedy przyciągnął mnie do siebie i znieruchomiał.
Leżałem na nim, podpierając się jedną ręką o łóżko, z nogami Lureia pomiędzy moimi. Kompletnie nie wiedziałem co mam robić. Poczekałem chwilę i spróbowałem się wyplątać z jego uścisku, ale on tylko mruknął coś i oplótł mnie ramionami jeszcze ciaśniej. Zmęczony bezowocnymi wysiłkami, oparłem głowę na jego klatce piersiowej. Ręka bolała mnie od utrzymywania ciężaru ciała, więc zrezygnowałem i całkowicie położyłem się na Lureiu. Dzięki Bogu ten się nie obudził, bo nie mam pojęcia jak bym mu to wyjaśnił.
Leżałem tak przez kilkadziesiąt minut, co chwilę usiłując się jakoś wydostać z uścisku, jednak nic nie pomagało. W końcu odpuściłem i zamknąłem zmęczone oczy. Bicie serca Lureia dudniło mi w uszach, co wbrew pozorom w ogóle mi nie przeszkadzało. Nawet nie zauważyłem, kiedy moje ciało się rozluźniło, a umysł odpłynął w spokojny sen.

Ciepło ogarniało całe moje ciało, a wypoczęty umysł powoli wybudzał się ze snu. Rozprostowałem nogę, która wydawała mi się strasznie ciężka i wtuliłem się w poduszkę. Coś uwierało mnie w biodro, więc przesunąłem się odrobinę. Cichy jęk nie wydał mi się niczym dziwnym, dopóki nie zrozumiałem, że w istocie nim jest. Nie otwierałem oczu, bo nie miało to sensu.
Mój umysł w końcu w pełni zaczął pracować, dzięki czemu do moich uszu dotarł nierówny oddech i dudnienie, które zapewne było biciem serca. Powstrzymałem rumieńce, kiedy uświadomiłem sobie, że śpię wtulony w Lureia.
Leżeliśmy bokiem, przodem do siebie. Jedna z moich nóg trafiła pomiędzy te Aquera, a druga była przerzucona przez jego biodro. Z rękami było podobnie, z tym, że jedna zawędrowała pod koszulkę mężczyzny, a druga wpleciona była we włoski, które w nocy tak polubiła. Ręka Lureia natomiast znajdowała się w dole moich pleców, druga natomiast, pod moją głową. Musieliśmy wyglądać jak jeden wielki supeł.
Ważniejsze było jednak to, że kolana i łokcie Lureia nie dotykały mojego biodra, a znałem jeszcze tylko jedną część ciała, która mogłaby mi się w nie wbijać w taki sposób.
Tym razem nie dałem rady powstrzymać rumieńców. Usiłowałem przekonać sam siebie, że to nie penis Lureia jest tym uwierającym mnie czymś, ale choć bardzo się starałem, nie potrafiłem wymyślić nic innego. Szczególnie, że kiedy spróbowałem się odsunąć i trąciłem to coś, Lurei znów cicho zajęczał.
Gorączkowo szukałem wyjścia z tej sytuacji, w końcu decydując się na ostateczność. Lurei musiał się obudzić, a ja nie chciałem, żeby wiedział, że jestem przytomny. Aquerzy i inni Aliquid czasami używali swoich mocy podczas snu i miałem nadzieję, że Lurei pomyśli, że ja także to robię.
Uspokoiłem oddech i poczekałem chwilę, aż moje poliki odzyskają zwykły kolor, a następnie utworzyłem nad nami kilkadziesiąt małych baniek z wodą. Pomoczyłem sobie ubranie, żeby uniknąć podejrzeń i siłą woli nakierowałem kilka baniek na Lureia, cały czas udając śpiącego.
Kilka sekund po tym, jak woda zetknęła się ze skórą Aquera, poczułęm jak ten się poruszył. Przekląłem w duchu za to, że wcześniej nie wziąłem rąk z jego brzucha i klatki piersiowej. Bądź co bądź dziwnie to musiało wyglądać. Aczkolwiek ręka Lureia tuż nad moimi pośladkami też nie była niewinna.
- Cholera – usłyszałem cichy szept i chrapnąłem sztucznie. Lurei chyba nawet nie pomyślał, że mogę nie spać. W końcu miał większe problemy, a konkretnie jeden. Delikatnie uniósł moją głowę i położył ją na poduszce. Jakoś wyplątał się z moich rąk i nóg, po czym udał się, jak mniemam, do łazienki. Pozbyłem się wody latającej nad moją głową.
Myślałem, że to już koniec moich problemów, lecz po chwili usłyszałem sapanie i stłumiony jęk. Przełknąłem ślinę, uświadamiając sobie czego skutkami są te odgłosy. Kolejny jęk, a poczułem jak moje serce zaczyna szybiej bić, choć do tej pory wystarczająco już przyśpieszyło. Krew, która wcześniej nanosiła czerwień na moje policzki, skierowała się w dolne partie mojego ciała. Nie wierzyłem w to, co się działo. Czy mnie na serio podnieciły jęki Lureia?
Odróciłem się i zatkałem uszy poduszką. Część mnie chętnie by sobie posłuchała, ale skopałem ją na granice świadomości. Co się ze mną działo?!

Po jakimś czasie Lurei wyszedł z łazienki i zaczął chodzić po pokoju. Dalej leżałem nieruchomo, udając, że śpię. Kiedy miałem już dość nic nierobienia, przeciągnąłem się i ziewnąłem. Zamruczałem cicho, chcąc być jak najbardziej wiarygodnym i chwilę później otworzyłem oczy.
- Cześć – przywitał się Lurei. Brzmiał jakby był lekko zdenerwowany.
- Cześć – odpowiedziałem i dla pozorów po chwili znów się odezwałem. - Długo nie śpisz?
- Nie bardzo – zanim to powiedział, nad czymś się zastanawiał. - Jednak się jeszcze położyłeś?
- Nawet nie wiem kiedy – skłamałem. - Ale za to spałem jak zabity. Nawet nie czułem kiedy wstałeś.
Taa, wmawiaj sobie Filen, wmawiaj. Na szczęście to chyba uspokoiło Lureia, bo zaczął rozmowę już bez tej nuty niepokoju w głosie. Kilka minut później wstałem i udałem się do łazienki, gdzie dotarłem z małą pomocą Lureia. Zauważyłem, że starał się mnie nie dotykać, co trochę mnie wkurzyło, bo omal bym nie upadł.
W łazience wziąłem gorący prysznic, co uświadomiło mi, że Lurei musi myć się w zimnej wodzie. Aż mnie ciarki przeszły na tą myśl. Postanowiłem następnym razem iść się kąpać jako pierwszy i zostawić mu ciepłą wodę.
Kiedy byłem już gotowy, wyszedłem z łazienki i czekałem, aż Lurei zbierze nasze rzeczy. Obaj zgodnie stwierdziliśmy, że szybciej i bezpieczniej spakuje nas dwóch.
Z pokoju wyszliśmy kiedy słońce już wyszło zza horyzontu, jak twierdził Lurei. Nie spotkaliśmy gospodarza, więc klucz zostawiliśmy w barze, a następnie udaliśmy się w stronę stajni, w której zostawiliśmy nasze konie.
Po drodze Lurei zaproponował mi kupno cieplejszych ubrań, a ja od razu się zgodziłem. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem. Znaleźliśmy handlarza, który posiadał całkiem sporą ilość ciepłej odzieży i kiedy opuściliśmy jego stoisko, obaj nieśliśmy po kilka par ubrań. Większość była dla mnie, gdyż wraz z przebytą drogą miało się robić coraz zimniej, a ja nie cierpiałem marznąć.
Do stajni dotarliśmy jakąś godzinę później, gdyż uzupełniliśmy jeszcze wszystkie zapasy. Przywitał nas ten sam chłopak co dzień wcześniej. Od razu przyprowadził nasze konie, którymi porządnie się nimi zajęto. Lurei stwierdził, że ich sierść błyszczy, a same zwierzęta chętnie zostałyby tu na dłużej.
- Dziękujemy za zaopiekowanie się końmi. - Wyciągnąłem z kieszeni kilka monet i wręczyłem je chłopakowi. - To dla ciebie.
- Ale to za dużo.
- Nie szkodzi. Nasze konie są świetnie przygotowane do drogi, więc ci się należy.
Chłopak podziękował i zaprosił nas ponownie. Zapewniłem go, że w drodze powrotnej także skorzystam z jego usług i wsiadłem na konia. Lurei zrobił to samo i po chwili jechaliśmy już w stronę jego domu, gdzie czekała na nas jego siostra, potrzebująca moich mocy.

8 komentarzy:

  1. no ifajnie będzie a vena przyjdzie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chęci do pisania mają to do siebie, że lubią niespodziewanie "zasypiać" na jakiś czas. .v. Mam tylko nadzieję, że jest to chwilowe i w poniedziałek dostaniemy wspaniały rozdział. *^*
    Ten oczywiście również był super. Zwłaszcza próby wyswobodzenia się Filena z objęć Lureia. xP I jeśli ludzie myśleli, że oni są parą, to oni rzeczywiście do siebie pasują. :D Ah, te przeznaczenie... .3.
    Zdrowiej tam, budź wenę i niech w końcu dojadą do tego domu Lureia. *3*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam twoje opowiadania. Są przepełnione miłością, ale taką, nie "od pierwszego wejrzenia", co jest wcale nie ciekawe, tylko rosnącą, dojrzewającą i prawdziwą. Co z tego, że to jest Yaoi? To właśnie wyróżnia to opowiadanie, bo trzymanie się schematów jest nudne. :D Serdecznie pozdrawiam. I życzę powodzenia w twórczości, pisarko ;)

    Nick na wattpad: PowderUniverse

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja cię nie mogę, co za rozdział. Filiento to ciekawska bestia, a zarazem sprytna, gdyż Lu nie zorientował się, że był w nocy 'napastowany". Ale coś czuję, że to mu się bardzo podobało.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no tak bezwstydnie obmacywać? ciekawe jak to dalej się rozwinie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, haha no tak bezwstydnie obmacywać ;) zastanawiam się jak to dalej się rozwinie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniały rozdział, o tak te próby wyswobodzenia się Filena z objęć Lureia wspaniałe...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniale, myślami przekazuje mu obrazy, oby się udało, Arael był wtedy zdeterminowany i udało się wtedy ich pokonać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń