Przepraszam, że tak krótko. Wena postanowiła mnie opuścić i nie wracała przez cały tydzień. W dodatku coś mnie złapało i zamiast na plaży, siedzę w łóżku, a raczej śpię. Nie mam na nic sił, więc nie dałam rady nic więcej dopisać. Postaram się Wam to wynagrodzić w przyszłym tygodniu :*
Lurei
Wyszedłem z
łazienki i zamknąwszy za sobą drzwi, poszukałem wzrokiem Filena.
Na sekundę serce mi zamarło, lecz po chwili odetchnąłem z ulgą.
Filen spał owinięty przykryciem ze wszystkich stron tak, że na
pierwszy rzut oka nie było go widać.
Kiedy weszliśmy
do pokoju, poprosił mnie, bym zaprowadził go do łóżka. Później
od razu zamknąłem się w łazience. Rumieńce nie schodziły z
mojej twarzy z niewiadomego dla Filena powodu. Szczęście, że ich
nie widział. Otóż okazało się, że gospodarz uśmiechał się
tak dziwnie nie bez powodu. Kiedy tylko weszliśmy do pokoju, w oczy
rzuciło mi się jedno duże łóżko. Najbardziej zdziwiło mnie to,
że bez żadnych specjalnych gestów, czy czegoś innego, wzięto nas
za parę. Czy naprawdę jakoś dziwnie się zachowywaliśmy? Zdawałem
sobie sprawę, że wolę mężczyzn, ale nikomu - prócz osób, z
którymi coś mnie łączyło - o tym nie mówiłem i myślałem, że
tego nie widać.
Nie chcąc
doprowadzić do niezręcznej sytuacji, wziąłem koc i ułożyłem go
na podłodze przy łóżku. Drugi zastąpił mi kołdrę, natomiast
poduszkę wziąłem z łóżka. Na szczęście były dwie. Zmęczony
przebytą drogą, szybko odpłynąłem, w myślach zastanawiając się
nad tym, co nas jeszcze spotka podczas tej podróży.
Filen
Przyjdzie
na świat trzem rodom wierny,
Błogosławieństwem
mitycznych zostanie objęty.
Trzy
dusze od świata otrzyma,
Dzięki
nim spojrzy innymi oczyma...
Podniosłem się do
siadu, dyszeć ciężko. Ogarnęła mnie panika. Tym razem
kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Nie słyszałem Aquera, co
tylko wzmogło niepokój. Podciągnąłem kołdrę pod samą szyję i
oparłem plecami o wezgłowie.
- Filen, wszystko w
porządku? - usłyszałem głos Lureia. Dochodził on z dołu, co
lekko mnie zdezorientowało.
- Nie. Gdzie ja
jestem?
- W gospodzie.
Zatrzymaliśmy się tu na noc. Jest jeszcze ciemno.
- Dlaczego twój
głos dochodzi z dołu? - W odpowiedzi usłyszałem ciche
westchnienie. Podłoga zaskrzypiała, a łóżko ugięło się lekko,
kiedy Lurei usiadł na jego skraju.
- Spałem na
podłodze. Nie zdążyłem ci tego wyjaśnić, bo szybko zasnąłeś,
ale w naszym pokoju jest tylko jedno łóżko.
- Dali nam
jednoosobowy pokój? Zapłaciliśmy za dwu. Jurto porozmawiam z...
- Nie o to chodzi. W
gruncie rzeczy pokój jest dwuosobowy. Podobnie jak łóżko.
Na początku nie
zrozumiałem, o co mu chodzi. Kiedy jednak to do mnie dotarło,
poczułem jak moje policzki stają się gorące. Wyciągnąłem ręce
w dwie strony i sunąłem nimi po materacu. Nie napotkałem jednak
końca posłania. To łóżko rzeczywiście było zbyt duże jak na
jedną osobę.
Odchrząknąłem
cicho i zastanowiłem się co dalej. Przypomniał mi się ten dziwny
sen. Czemu cały czas słyszę te same słowa? I dlaczego kiedy o tym
myślę, po moim ciele przechodzą nieprzyjemnie ciarki?
- Lepiej się
czujesz? Bo zostało nam jeszcze kilka godzin snu, a nie wiem jak ty,
ale ja jestem wykończony.
- Możesz się
położyć na łóżku. Ja już raczej nie zasnę – przesunąłem
się w bok, robiąc mu miejsce.
- Na pewno? Naprawdę
mogę spać na ziemi.
- Na pewno. Nie
miałoby to sensu, skoro ja nie śpię.
- W takim razie
skorzystam. Nie jestem pewny, ale chyba jakieś robactwo po mnie
chodziło.
Uśmiechnąłem się,
czując jak Lurei się schla, zapewne biorąc coś z podłogi. Po
chwili usadowił się po mojej prawej stronie.
- Idę spać,
dobranoc.
- Dobranoc –
szepnąłem, a Lurei znieruchomiał. Kilka minut później jego
oddech się unormował.
Moje myśli zaczęły
skakać od jednego tematu, do drugiego. W końcu natrafiły na
wyrazisty obraz, który utkwił mi głęboko w pamięci. Przed oczami
znów stanęła mi pędząca w moją stronę włócznia. Dotarło do
mnie, że gdybym jej nie zobaczył, zapewne wbiłaby mi się w szyję,
co mogłoby nie skończyć się wesoło. Zastanawiało mnie jednak,
skąd w mojej głowie pojawiło się coś takiego. Czy możliwe jest
zobaczyć cokolwiek, jeśli nigdy się nie widziało? Raczej nie.
Jednak byłem pewny, że to, co pojawiło się w mojej głowie było
obrazem. Nie takim, który dostarcza mi woda. Ten był kolorowy i
wszystko widziałem tylko z jednej strony.
Kolejną sprawą, od
której nie mogłem się uwolnić były te dziwne słowa,
nawiedzające mnie we śnie. Za każdym razem było ich coraz więcej.
Wydawały mi się znajome, choć nie rozumiałem nic prócz dwóch
pierwszych linijek. Miałem wrażenie, że mówią one o mnie. W
końcu jedn z moich ojców pochodził z połączenia rodów Smoka i
Salamandry, a drugi z Fenixa. Sprawiało to, że sam byłem członkiem
trzech rodów Ignem. Kolejny wers mówił o Błogosławieństwie
mitycznych, a zważywszy na to, że dziadek i jego bracia dali mi
swoje błogosławieństwo, miałem prawo przypuszczać, że o to
chodzi.
Dotknąłem trzech
prawie niewidocznych znaków na czole. Wyczułem je pod palcami, choć
inni twierdzili, że nic nie czują. Może to przez to, że dla mnie
palce były oczami. Trzy znaki tworzące trójkąt. Przypomniał mi
się dzień, w którym poznałem Lureia. On też posiadał
Błogosławieństwo od mojego ojca, Araela. Kiedyś słyszał rozmowy
na ten temat i wiedział w jakich okolicznościach je otrzymał.
Właściwie, to w końcu nikt nie wyjaśnił mu czym jest jego, jak
to określił, blizna.
Westchnąłem,
pragnąc pozbyć się tych wszystkich pytań i uciążliwych myśli.
Kiedy w końcu mi się udało, poczułem, że oczy mi się zamykają.
Położyłem się z zamiarem czuwania, ale po kilku chwilach moje
myśli zaczęły zwalniać.
Lurei zachrapał
cicho, uświadamiając mi, że przecież leży tuż obok. Mógł
sobie nie życzyć, żebym spał w tym samym łóżku. Co innego,
kiedy tylko siedzę. Już samo to, że położył się na ziemi,
potwierdzało moje przypuszczenia. Postanowiłem zrobić to co on,
czyli położyć się w nogach łóżka. Problem był jeden. Po mojej
lewej stronie była ściana, co oznaczało, że aby dotrzeć na
podłogę, musiałem przejść nad Lureiem, a było to trudne
zważywszy na to, że nic nie widziałem.
Sunąłem dłonią
po pościeli, w końcu napotykając na koc, którym mężczyzna był
okryty. Z wahaniem przesunąłem ją dalej, mając nadzieję, że
Lurei nie czuje nic przez okrycie. Omal nie cofnąłem ręki, kiedy
dłonią napotkałem na jego skórę. Do moich uszu dotarło ciche
westchnienie. Zarumieniłem się, nadal nie cofając dłoni. Nie
mogąc się powstrzymać, delikatnie zbadałem skórę pod palcami.
Była delikatna i gładka, choć pod nią wyczuwałem twarde mięśnie.
Nigdy nie dotykałem nikogo w innych miejscach niż dłonie, czy
twarz. Zafascynowały mnie króciutkie i zapewne nie widoczne włoski
na, sądząc po pępku, brzuchu Lureia. Z mieszanymi uczuciami
stwierdziłem, że podoba mi się ten dotyk. Zupełnie jakbym widział
jego brzuch. Choć nie było to jakieś szczególne miejsce, moje
policzki miały już kolor dojrzałego pomidora.
Mimo tego, że nie
chciałem żeby się obudził i mnie przyłapał, dalej jeździłem
dłonią po jego brzuchu, co chwilę naciskając na mięśnie
układające się w równe kwadraty. Mój brzuch był płaski i może
dlatego nie mogłem oderwać ręki. Nawet nie zauważyłem, kiedy
dołączyła do niej druga.
W pewnym momencie
natrafiłem palcem sutek. Lurei ponownie westchnął, zginając nogę.
Zamarłem z rękami na jego klatce piersiowej. Moje ręce powędrowały
w dół, by znów nie naruszyć wrażliwego miejsca. Przejechałem po
mięśniach i minąłem pępek, zatapiając jedną z dłoni w nieco
gęstszych włoskach. Były miękkie i przyjemne w dotyku.
Dotarło do mnie co
robię. Macam prawie obcego faceta po brzuchu, kiedy on śpi i w
każdej chwili może się obudzić, przyłapując mnie na tym.
Potrząsnąłem głową, powracając do mojego poprzedniego celu.
Wymacałem brzeg łóżka i chcąc przejść, przełożyłem nogę
nad Lureiem.
Omal
nie dostałem zawału, kiedy ten się poruszył i złapał mnie w
pasie. Nie podziewając się tego, nawet nie stawiałem oporu, kiedy
przyciągnął mnie do siebie i znieruchomiał.
Leżałem
na nim, podpierając się jedną ręką o łóżko, z nogami Lureia
pomiędzy moimi. Kompletnie nie wiedziałem co mam robić. Poczekałem
chwilę i spróbowałem się wyplątać z jego uścisku, ale on tylko
mruknął coś i oplótł mnie ramionami jeszcze ciaśniej. Zmęczony
bezowocnymi wysiłkami, oparłem głowę na jego klatce piersiowej.
Ręka bolała mnie od utrzymywania ciężaru ciała, więc
zrezygnowałem i całkowicie położyłem się na Lureiu. Dzięki
Bogu ten się nie obudził, bo nie mam pojęcia jak bym mu to
wyjaśnił.
Leżałem
tak przez kilkadziesiąt minut, co chwilę usiłując się jakoś
wydostać z uścisku, jednak nic nie pomagało. W końcu odpuściłem
i zamknąłem zmęczone oczy. Bicie serca Lureia dudniło mi w
uszach, co wbrew pozorom w ogóle mi nie przeszkadzało. Nawet nie
zauważyłem, kiedy moje ciało się rozluźniło, a umysł odpłynął
w spokojny sen.
Ciepło
ogarniało całe moje ciało, a wypoczęty umysł powoli wybudzał
się ze snu. Rozprostowałem nogę, która wydawała mi się strasznie
ciężka i wtuliłem się w poduszkę. Coś uwierało mnie w biodro,
więc przesunąłem się odrobinę. Cichy jęk nie wydał mi się
niczym dziwnym, dopóki nie zrozumiałem, że w istocie nim jest. Nie
otwierałem oczu, bo nie miało to sensu.
Mój
umysł w końcu w pełni zaczął pracować, dzięki czemu do moich
uszu dotarł nierówny oddech i dudnienie, które zapewne było
biciem serca. Powstrzymałem rumieńce, kiedy uświadomiłem sobie,
że śpię wtulony w Lureia.
Leżeliśmy
bokiem, przodem do siebie. Jedna z moich nóg trafiła pomiędzy te
Aquera, a druga była przerzucona przez jego biodro. Z rękami było
podobnie, z tym, że jedna zawędrowała pod koszulkę mężczyzny, a
druga wpleciona była we włoski, które w nocy tak polubiła. Ręka
Lureia natomiast znajdowała się w dole moich pleców, druga
natomiast, pod moją głową. Musieliśmy wyglądać jak jeden wielki
supeł.
Ważniejsze
było jednak to, że kolana i łokcie Lureia nie dotykały mojego
biodra, a znałem jeszcze tylko jedną część ciała, która mogłaby
mi się w nie wbijać w taki sposób.
Tym
razem nie dałem rady powstrzymać rumieńców. Usiłowałem
przekonać sam siebie, że to nie penis Lureia jest tym uwierającym
mnie czymś,
ale choć bardzo się starałem, nie potrafiłem wymyślić nic
innego. Szczególnie, że kiedy spróbowałem się odsunąć i
trąciłem to coś,
Lurei znów cicho zajęczał.
Gorączkowo
szukałem wyjścia z tej sytuacji, w końcu decydując się na
ostateczność. Lurei musiał się obudzić, a ja nie chciałem, żeby
wiedział, że jestem przytomny. Aquerzy i inni Aliquid czasami
używali swoich mocy podczas snu i miałem nadzieję, że Lurei
pomyśli, że ja także to robię.
Uspokoiłem
oddech i poczekałem chwilę, aż moje poliki odzyskają zwykły
kolor, a następnie utworzyłem nad nami kilkadziesiąt małych baniek
z wodą. Pomoczyłem sobie ubranie, żeby uniknąć podejrzeń i siłą
woli nakierowałem kilka baniek na Lureia, cały czas udając
śpiącego.
Kilka
sekund po tym, jak woda zetknęła się ze skórą Aquera, poczułęm
jak ten się poruszył. Przekląłem w duchu za to, że wcześniej
nie wziąłem rąk z jego brzucha i klatki piersiowej. Bądź co bądź
dziwnie to musiało wyglądać. Aczkolwiek ręka Lureia tuż nad
moimi pośladkami też nie była niewinna.
-
Cholera – usłyszałem cichy szept i chrapnąłem sztucznie. Lurei
chyba nawet nie pomyślał, że mogę nie spać. W końcu miał
większe problemy, a konkretnie jeden. Delikatnie uniósł moją
głowę i położył ją na poduszce. Jakoś wyplątał się z moich
rąk i nóg, po czym udał się, jak mniemam, do łazienki. Pozbyłem się wody latającej nad moją głową.
Myślałem,
że to już koniec moich problemów, lecz po chwili usłyszałem
sapanie i stłumiony jęk. Przełknąłem ślinę, uświadamiając
sobie czego skutkami są te odgłosy. Kolejny jęk, a poczułem jak
moje serce zaczyna szybiej bić, choć do tej pory wystarczająco już
przyśpieszyło. Krew, która wcześniej nanosiła czerwień na moje
policzki, skierowała się w dolne partie mojego ciała. Nie
wierzyłem w to, co się działo. Czy mnie na serio podnieciły jęki
Lureia?
Odróciłem
się i zatkałem uszy poduszką. Część mnie chętnie by sobie
posłuchała, ale skopałem ją na granice świadomości. Co się ze
mną działo?!
Po
jakimś czasie Lurei wyszedł z łazienki i zaczął chodzić po
pokoju. Dalej leżałem nieruchomo, udając, że śpię. Kiedy miałem
już dość nic nierobienia, przeciągnąłem się i ziewnąłem.
Zamruczałem cicho, chcąc być jak najbardziej wiarygodnym i chwilę
później otworzyłem oczy.
-
Cześć – przywitał się Lurei. Brzmiał jakby był lekko
zdenerwowany.
-
Cześć – odpowiedziałem i dla pozorów po chwili znów się
odezwałem. - Długo nie śpisz?
-
Nie bardzo – zanim to powiedział, nad czymś się zastanawiał. -
Jednak się jeszcze położyłeś?
-
Nawet nie wiem kiedy – skłamałem. - Ale za to spałem jak zabity.
Nawet nie czułem kiedy wstałeś.
Taa,
wmawiaj sobie Filen, wmawiaj. Na szczęście to chyba uspokoiło
Lureia, bo zaczął rozmowę już bez tej nuty niepokoju w głosie.
Kilka minut później wstałem i udałem się do łazienki, gdzie
dotarłem z małą pomocą Lureia. Zauważyłem, że starał się mnie
nie dotykać, co trochę mnie wkurzyło, bo omal bym nie upadł.
W
łazience wziąłem gorący prysznic, co uświadomiło mi, że Lurei
musi myć się w zimnej wodzie. Aż mnie ciarki przeszły na tą
myśl. Postanowiłem następnym razem iść się kąpać jako
pierwszy i zostawić mu ciepłą wodę.
Kiedy
byłem już gotowy, wyszedłem z łazienki i czekałem, aż Lurei
zbierze nasze rzeczy. Obaj zgodnie stwierdziliśmy, że szybciej i
bezpieczniej spakuje nas dwóch.
Z
pokoju wyszliśmy kiedy słońce już wyszło zza horyzontu, jak
twierdził Lurei. Nie spotkaliśmy gospodarza, więc klucz
zostawiliśmy w barze, a następnie udaliśmy się w stronę stajni,
w której zostawiliśmy nasze konie.
Po
drodze Lurei zaproponował mi kupno cieplejszych ubrań, a ja od
razu się zgodziłem. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem.
Znaleźliśmy handlarza, który posiadał całkiem sporą ilość
ciepłej odzieży i kiedy opuściliśmy jego stoisko, obaj nieśliśmy
po kilka par ubrań. Większość była dla mnie, gdyż wraz z
przebytą drogą miało się robić coraz zimniej, a ja nie
cierpiałem marznąć.
Do
stajni dotarliśmy jakąś godzinę później, gdyż uzupełniliśmy
jeszcze wszystkie zapasy. Przywitał nas ten sam chłopak co dzień
wcześniej. Od razu przyprowadził nasze konie, którymi porządnie
się nimi zajęto. Lurei stwierdził, że ich sierść błyszczy, a
same zwierzęta chętnie zostałyby tu na dłużej.
-
Dziękujemy za zaopiekowanie się końmi. - Wyciągnąłem z kieszeni
kilka monet i wręczyłem je chłopakowi. - To dla ciebie.
-
Ale to za dużo.
-
Nie szkodzi. Nasze konie są świetnie przygotowane do drogi, więc
ci się należy.
Chłopak
podziękował i zaprosił nas ponownie. Zapewniłem go, że w drodze
powrotnej także skorzystam z jego usług i wsiadłem na konia. Lurei
zrobił to samo i po chwili jechaliśmy już w stronę jego domu,
gdzie czekała na nas jego siostra, potrzebująca moich mocy.
no ifajnie będzie a vena przyjdzie:-)
OdpowiedzUsuńChęci do pisania mają to do siebie, że lubią niespodziewanie "zasypiać" na jakiś czas. .v. Mam tylko nadzieję, że jest to chwilowe i w poniedziałek dostaniemy wspaniały rozdział. *^*
OdpowiedzUsuńTen oczywiście również był super. Zwłaszcza próby wyswobodzenia się Filena z objęć Lureia. xP I jeśli ludzie myśleli, że oni są parą, to oni rzeczywiście do siebie pasują. :D Ah, te przeznaczenie... .3.
Zdrowiej tam, budź wenę i niech w końcu dojadą do tego domu Lureia. *3*
Uwielbiam twoje opowiadania. Są przepełnione miłością, ale taką, nie "od pierwszego wejrzenia", co jest wcale nie ciekawe, tylko rosnącą, dojrzewającą i prawdziwą. Co z tego, że to jest Yaoi? To właśnie wyróżnia to opowiadanie, bo trzymanie się schematów jest nudne. :D Serdecznie pozdrawiam. I życzę powodzenia w twórczości, pisarko ;)
OdpowiedzUsuńNick na wattpad: PowderUniverse
O ja cię nie mogę, co za rozdział. Filiento to ciekawska bestia, a zarazem sprytna, gdyż Lu nie zorientował się, że był w nocy 'napastowany". Ale coś czuję, że to mu się bardzo podobało.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńno tak bezwstydnie obmacywać? ciekawe jak to dalej się rozwinie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, haha no tak bezwstydnie obmacywać ;) zastanawiam się jak to dalej się rozwinie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o tak te próby wyswobodzenia się Filena z objęć Lureia wspaniałe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, myślami przekazuje mu obrazy, oby się udało, Arael był wtedy zdeterminowany i udało się wtedy ich pokonać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga