Lurei
Otworzyłem oczy, dręczony dziwnym przeczuciem. Leżący obok mnie
Filen spiął się lekko, wyczuwając mój ruch. Oczy miał mocno
zaciśnięte, co mogłem zobaczyć dzięki jaśniejącemu powoli
niebu. Chłopak wyglądał, jakby coś go dręczyło. Kolana miał
podciągnięte niemal do samej piersi, a ręce owinięte wokół
ramion. W pewnym momencie poruszył się, marszcząc brwi.
Zobaczyłem dziwne światło i od razu przygotowałem się na atak.
Ten jednak nie nadszedł. Rozejrzałem się po namiocie, zatrzymując
wzrok na źródle ciemnego blasku. Myślałem, że nie istnieje coś
takiego jak ciemne światło, a jednak miałem je przed oczyma.
Okrągły medalion w kolorze głębokiej czerni, którego nigdy
wcześniej nie widziałem leżał na rzeczach Filena, oświetlając
namiot tajemniczym blaskiem. W pewnym momencie jeszcze bardziej
pociemniało. Chłopak leżący obok jęknął, a ból jaki słyszałem
w jego głosie sprawił, że włosy na ciele stanęły mi dęba.
- Filen, obudź się. – Potrząsnąłem jego ramieniem, ale nie
zareagował. - Filen, wstawaj. Słyszysz mnie? Filen!
Mimo, że podnosiłem głos i potrząsałem nim, dalej się nie
budził. Światło z czarnego kamienia wciąż się nasilało, aż w
końcu błysnęło na biało i w ciągu ułamka sekundy zniknęło.
Filen zerwał się do siadu, dysząc ciężko. W panice rozejrzał
się do koła, nie mogąc uspokoić.
- Filen, spokojnie, to tylko sen – chwyciłem jego dłoń, a on
spojrzał na mnie. Powoli zaczął się uspokajać, normując oddech
i rozluźniając napięte mięśnie.
- Znowu to samo – westchnął i przejechał dłonią po twarzy, po
chwili gładząc włosy, które stały na wszystkie strony.
- Znowu? Od kiedy masz takie koszmary? - Zmarszczyłem brwi, lekko
zaniepokojony. Mimowolnie martwiłem się o niego. Może to przez to,
że jego ojcowie polecili mi na niego uważać. A może z powodu
togo, że powoli zaczynało mi na nim zależeć. Nie chodziło o
sferę seksualną, choć chętnie powtórzyłbym wydarzenia z
wczoraj, ale o osobowość syna Igne. Coś w nim nie pozwalało mi
nawet na chwilę odwrócić myśli.
- To nie do końca koszmar. Tylko takie dziwne uczucie Ten głos
wydaje się taki ogromny, przytłaczający, ale za razem delikatny.
Nie rozumiem o co w tym chodzi. Odkąd wyjechaliśmy z pałacu
codziennie śni mi się to samo. Kobiecy głos mówiący w kółko
kilka zdań, od czasu do czasu dodający nowe. Mam wrażenie, że to
mnie dotyczy, ale nie potrafię tego zrozumieć.
- Pamiętasz te słowa?
- Choćbym nie chciał, to wyryły mi się w pamięci. Chcesz je
usłyszeć?
Kiwnąłem głową, co chłopak wyczuł jakimś szóstym zmysłem.
Westchnął głęboko i zaczął recytować.
Przyjdzie na
świat trzem rodom wierny,
Błogosławieństwem
mitycznych zostanie objęty.
Trzy
dusze od świata otrzyma,
Dzięki
nim spojrzy innymi oczyma,
Pierwszej
serce swe odda, drugiej zaufanie,
Trzecia
mu swą wole odda w posiadanie.
Ojcem
mu błękit, matką czerwień będzie,
A
dzieckiem pokój, który sercem zdobędzie.
W skupieniu słuchałem jego słów, zastanawiając się nad ich
znaczeniem. Wydawały mi się one dziwnie znajome. Jakbym słuchał
ich bardzo często. Nie mogłem jednak przypomnieć sobie gdzie i
kiedy je słyszałem.
- To brzmi jak przepowiednia.
- Też tak myślę i nawet chyba rozumiem niektóre momenty. Jestem
potomkiem trzech rodów Ognia, a mój dziadek i jego bracia, zwani
często mitycznymi, dali mi swoje Błogosławieństwo. Dwa pierwsze
wersy są proste i wskazują na mnie. Ale później? Jak ktoś może
mieć trzy dusze? Żyję ze sobą od dawna i chyba bym się
zorientował, że coś jest ze mną nie tak. Poza tym ja nie widzę,
więc nie mogę patrzeć. – Filen zrobił dziwną minę, jakby coś
wpadło mu do głowy. Po chwili pokręcił głową i kontynuował. -
Później jest błękit i czerwień. Myślę, że tu chodzi o
żywioły. Woda jako niebieski, a ogień – czerwony. Tylko dalej
jest coś o pokoju, ale przecież nie ma wojny.
- W sumie to niewiele do niej brakuje. Najeźdźcy panoszą się
wszędzie, przedostając się z królestwa Ignem do Terram, Aer i
Aquem. Przez to mieszkańcy nie są zadowoleni. Ludzie mają już dość
napadów, porwań i zabójstw, których dokonują Najeźdźcy.
Wybuchają bunty nie tylko przeciw wrogom, ale też przeciw władcom,
które nic z tym nie robią.
- Jakim prawem ja nic o tym nie wiem?! Jak tylko wrócę do pałacu,
zbiję moich rodziców. Przecież mam być Igne! Czy oni całkowicie
postradali zmysły?! Jeszcze ta narada! Jak najszybciej musimy wrócić
do pałacu. Pojutrze zjadą się tam wszyscy władcy z czterech
królestw!
- Nie możliwe żebyśmy zdążyli. Dopiero dziś w nocy dojedziemy
do mojej wioski.
- O nie. Będziemy tam jeszcze przed południem. Zwijaj namiot i
ruszamy.
- Nasze konie nie dadzą rady biec galopem przez tyle czasu, a poza
tym nawet jeśli, to i tak dotrzemy tam wieczorem.
- Nie gadaj, tylko się zbieraj – warknął Filen najwyraźniej
wściekły na rodziców. Jego ciało zaczęło świecić dziwnym
blaskiem. Otoczyły go płomyki sprawiające, że wyglądał jakby
płonął. Nie, on rzeczywiście stanął w ogniu, zapalając przy
okazji namiot.
- Filen! Zgaś to! - krzyknąłem, odskakując od płomieni. Nie
obchodziło mnie, że nic mi nie zrobią i tak nie miałem ochoty
stać w ogniu. Chłopak szybko zgasił płonący materiał i trochę
się uspokoił.
- Przepraszam. Lepiej wyjdę na zewnątrz – powiedział i już
zaczął wychodzić, ale w ostatniej chwili chwyciłem go za rękę.
- Filen? Może najpierw byś się ubrał, co? - zaśmiałem się cicho
z jego miny. Dopiero teraz uświadomił sobie, że siedzi nago. Na
jego policzkach pojawiła się rozkoszna czerwień.
- Odwróć się – powiedział, teraz zły także na mnie.
- Przecież już...
- Cicho bądź i po prostu się odwróć! - warknął, a ja z
uśmiechem zrobiłem o co poprosił. W mojej głowie pojawiło się
jedno słowo – uroczy.
Kilka minut później wyniosłem ocalałe rzeczy z resztek namiotu.
Ten raczej nie nadawa się już do niczego. Kiedy dotknąłem jednej z
osmolonych ścian namiotu, po prostu pokruszyła mi się w rekach.
- Raczej już go nie użyjemy. Musimy koniecznie dojechać do domu
przed zmrokiem.
- Już ci powiedziałem, że będziemy tam wcześniej. Odepnij swoje
rzeczy od konia. I nie zadawaj pytań. Nie mam zamiaru na nie
odpowiadać – burknął, a ja nie chcąc go wkurzyć, po prostu
zrobiłem co kazał. Czasami wydawało mi się, że pomimo swojego
łagodnego charakteru, widziałem stanowczego władcę, którym w
przyszłości zostanie. Martwiło mnie tylko to, że nie miałem
pojęcia co on chce zrobić.
Kiedy wszystkie rzeczy leżały na trawie, Filen chwycił oba konie
i zaczął do nich szeptać. Oba zarżały cicho i odwróciły się,
galopem ruszając w stronę, z której przybyliśmy.
- Filen! Coś ty zrobił?! - teraz nie tylko on był wkurzony.
Właśnie odesłał nasze konie. A podobno chciał jak najszybciej
wrócić. Ciekawe jak to zrobimy pieszo.
- Kazałem im wracać do domu. Visio! - krzyknął, a ptak po chwili wylądował na jego ramieniu. - Leć pierwsza, to nie będziesz
musiała nas dogonić. Dasz radę?
Orzeł kiwnął głową i odleciał w stronę mojego domu.
- Słucham jak chcesz teraz dotrzeć gdziekolwiek. - Złożyłem ręce
na piersi, wpatrując się w chłopaka, który uśmiechnął się
chytrze. Chyba nagle mu się humor poprawił.
- Zapomniałeś o pewnym istotnym szczególe. A mianowicie o tym, że
jestem synem Igne i nie mam problemu by dotrzeć gdziekolwiek –
powiedział i w mgnieniu oka na jego miejscu pojawił się ogromny
Fenix. Faktycznie o tym zapomniałem.
Filen podszedł do leżących na ziemi rzeczy i szturchnął jeden z
juków. Otworzyłem go, a w środku dostrzegłem pozwijane pasy
skóry. Spojrzałem na niego pytająco. Wskazał głową na swoją
szyję, a ja zmarszczyłem brwi.
- Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś sobie siodło? - Ptak
pokręcił przecząco głową. Wyciągnąłem skórę na trawę i
ujrzałem przypięte do nich sznury, idealne, by coś do nich
przyczepić.
- Juki! Dla Fenixa?
Nie wnikając jakim cudem wiózł to przez całe Ignem, zacząłem
kombinować i po chwili wszystkie rzeczy przypięte było do uprzęży
umieszczonej na szyi Filena. Brakowało tam tylko mnie. Westchnąłem
i wsiadłem na ptaka.
- Moja mama i siostra dostaną zawału jak wylądujesz tak przed
naszym domem. Jak spadnę, to ty jej będziesz tłumaczyć, że
zginąłem spadając z grzbietu ogromnego stworzenia.
Filen obejrzał się na mnie, a ja miałem wrażenie, że na mnie
spojrzał. To było naprawdę dziwne, że odwracał się, mimo, że
nic nie widział. Miałem wrażenie, że się do mnie uśmiechnął.
Niespodziewanie wzbiliśmy się w powietrze, a ja złapałem się
miękkich piór. Do głowy przyszło mi, że można by zrobić z nich
doskonały wachlarz.
- Filen, musimy lecieć lekko na prawo. Nie chcemy, żeby mieszkańcy
wiosek zaczęli na ciebie polować. Ominiemy te największe, nie
zajmie to dużo czasu.
- Mów, gdzie mam lecieć – usłyszałem w głowie głos i
zamarłem. Nie otaczała mnie woda, więc w jaki sposób go
usłyszałem? Nie było czasu na zastanawianie się nad tym. Ciężko
było mi mówić, kiedy pęd powietrza uderzał we mnie z całych
sił. Musiałem przylgnąć do szyi Filena, aby mnie nie zdmuchnęło.
W dodatku nos miałem wciśnięty w jego pióra, gdyż wiatr
uniemożliwiał mi swobodne oddychanie.
Słońce powoli wychylało się zza gór na wschodzie, tworząc
niesamowity widok, jakiego nigdy nie było widać z ziemi.
- Filen, to jest takie piękne, gdybyś tylko mógł to zobaczyć –
szepnąłem, nie zastanawiając się nad tym, czy on to słyszy. Fenix
gwałtownie zwolnił, szybując i pozwalając mi dłużej nacieszyć
się tym widokiem.
Filen
Widzę to, pomyślałem ciesząc się widokiem, który Lurei
nieświadomie mi przekazał. Miał rację to było niesamowite. Nigdy
nie miałem pojęcia jaki kształt mają góry i Słońce, gdyż
nigdy nie mogłem dotknąć ich wodą. Nigdy bym nie pomyślał, że
to będzie takie piękne.
Przyspieszyłem, chcąc jak najszybciej dolecieć do domu Lureia. W
końcu, po jakichś dwóch godzinach Lurei rozpoznał swoją wioskę
z wysokości. Kierowany jego słowami, wylądowałem na pobliskiej
polance, otoczonej ze wszystkich stron drzewami. Kiedy tylko Lurei
ściągnął ze mnie nasze rzeczy, zmieniłem postać, od razu
otaczając się wodą.
Wzięliśmy wszystkie rzeczy i obładowani, weszliśmy w las. Po
kilkunastu krokach zaczął on się przerzedzać, aż w końcu
doszliśmy do tyłu jakiegoś domu.
- To tutaj. Wyrobiliśmy się sporo przed południem.
- Mówiłem – uśmiechnąłem się i wszedłem za nim do domu. W
środku okazał się mniejszy niż wyglądało z zewnątrz. Tylnym
wejściem wkroczyliśmy do kuchni, wszystkie rzeczy układając pod
ścianą. W domu panowała całkowita cisza. W obawie przed wrogami
sprawdziłem dom wodą, tak, żeby niczego przez przypadek nie
pomoczyć.
- Mama pewnie zajmuje się Eirin. Jeśli ich tu nie ma, to zapewne
jej się pogorszyło. Chodź, pójdźmy do zielarza.
Lurei usiłował być spokojnym, ale w jego głosie słychać było
prawdziwe zaniepokojenie. Było widać jak bardzo kocha siostrę.
Wyszliśmy z domu, tym razem frontowymi drzwiami i udaliśmy się do
ostatniego z domów stojących w dwóch rzędach i przedzielonych
drogą.
- Powinny tu być – powiedział i zapukał w drewniane drzwi. Nie
czekając na odpowiedź, pociągnął za klamkę i wszedł do środka.
- Aulisie? Jesteś tu?
Coś spadło na podłogę, robiąc ogromny hałas, w mojej dłoni
pojawił się płomyk, w każdej chwili gotowy, by spalić
przeciwnika na popiół.
- Jestem, jestem. - Zza ogromnej szafy, pełnej pergaminów i dziwnych
słoików, wyszedł gruby mężczyzna z łysym plackiem na głowie i
okularami, które zapewne kilka razy zostały już złamane. Zgasiłem
płomień, nie chcąc, by go dostrzegł. - Lurei?! Gdzieś ty się
podziewał? Cała wioska cię szukała. Zaczynałem powoli tracić
nadzieję na twój powrót.
- Musiałem wyjechać, by sprowadzić pomoc dla siostry. Gdzie ona
jest? - zapytał, uśmiechając się delikatnie. Chyba darzył tego
człowieka jakąś sympatią.
- Na górze. Loren przy niej siedzi. Kiepsko to wygląda. Ok trzech
dni ma bardzo wysoką gorączkę. Nie może jeść i cudem udaje nam
się zmusić ją do picia. Prawie cały czas jest nieprzytomna.
Obawiam się, że nic już nie można zrobić.
- Można! Filen ją wyleczy! - złapał mnie za rękę i prawie
biegiem zaprowadził na górę. Zatrzymał się dopiero przed
drzwiami. Zwrócił się w moją stronę. - Filen, proszę cię,
jesteś naszą ostatnią nadzieją.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich około czterdziestoletnia
kobieta. Jej oczy były podkrążone od małej ilości snu, a
policzki lekko zapadnięte. Włosy miała spięte z tyłu głowy.
Widać było, że kiedyś była naprawdę piękną kobietą. Życie
jej nie rozpieszczało.
- Lurei – szepnęła i rzuciła się na szyję syna. Z jej oczu
popłynęły łzy, ale na twarzy zagościł uśmiech. - Bałam się,
że wyszedłeś i ktoś ci coś zrobił. Gdzieś ty był.
- Przepraszam. Nie mogłem patrzeć jak Eirin umiera. Sprowadziłem
pomoc.
- Synku, wiem jak ci na niej zależy, czuję to samo. Jednak jest już
za późno. Choroba jest zbyt silna, a Eirin za słaba, by z nią
walczyć. Teraz tylko cud mógłby ją uleczyć.
- Albo woda - powiedziałem, a kobieta wyglądała, jakby dopiero
teraz mnie dostrzegła. - Mam na imię Filen, potrafię leczyć za
pomocą wody i spróbuję pomóc Eirin.
- Jesteś taki podobny do kogoś, kogo kiedyś poznałam, tylko te
czarne włosy. Znasz może Araela? - zapytała, a ja uśmiechnąłem
się lekko. Zawsze mówiono mi, że wyglądam jak młodsza kopia
ojca. Tylko włosy i jedno z oczu odziedziczyłem po Elinie.
- Jestem jego synem. Niestety nie mógł tutaj przybyć, ale w zamian
przysłał mnie. Jeśli mogę, to chciałbym obejrzeć Eirin.
Pierwszy raz w życiu widziałem jak ktoś tak szybko przechodzi ze
zrezygnowania w najprawdziwsze szczęście i nadzieję. Kobieta
najpierw mnie uściskała, a później wprowadziła do pokoju. Jako,
że nie chciałem pomoczyć wszystkiego dookoła, położyłem rękę
na ramieniu Lureia i za nim dotarłem do stojącego przy ścianie
łóżka.
- Muszę dotknąć jej czoła – powiedziałem, a Lurei chwycił
moją dłoń i położył w odpowiednim miejscu. Nie miałem pojęcia
co robi jego mama, ale nie zadawała żadnych pytań. Zamknąłem
oczy i skupiłem się na leżącej przede mną kobiecie. Jej skóra
była nienaturalnie gorąca, a oddech nierówny. Słyszałem bicie
jej serca, dzięki słuchowi mitycznych i ono także nie biło w
wystarczającym rytmie. Muszę się spieszyć. Ona nie wytrzyma
długo.
- Gdzie tu jest studnia? Szybko Lurei potrzebuję mnóstwo wody.
Natychmiast.
- Studnia jest koło naszego domu, ja zaraz.
- Nie trzeba. Otwórz tylko okno na oścież.
Skupiłem się na wodzie w pobliżu i myślami odszukałem studnię.
Wziąłem z niej dużą ilość wody i siłą woli przeniosłem do
pokoju.
- Odkryjcie ją. Czy ma moce Aquera?
- Twój ojciec powiedział, ze jeśli takie miała, to się ujawnią.
Do tej pory nic takiego się nie stało – powiedział Lurei, a ja
zakląłem cicho.
- Lurei, nie jest dobrze. Muszę mieć amulet Visio. Wyjdź na
zewnątrz. Mam przeczucie, że za chwilę przyleci.
Lurei wybiegł z pokoju, a ja tymczasem zatopiłem ciało Eirin w
wodzie. Nie mogłem jednak zrobić tego do końca, bo nie byłą
Aquerem i by się utopiła. Jej stan się pogarszał, serce powoli
zwalniało.
- Eirin, posłuchaj mnie. Musisz walczyć. Sam nie dam rady.
Wierzę, że dasz radę. Wsłuchaj się w mój głos. Wiem, że mnie
słyszysz Eirin. Twój brat przebył długą drogę, żeby cię
ratować. Nie zmarnuj tego! - moje myśli uderzały w jej umysł,
nie słysząc żadnej odpowiedzi. Jednak czuł, że go słyszy i
rozumie. Jej serce zabiło mocniej, utrzymując organizm przy życiu.
- Tak, właśnie tak. Twoja mama jest tu ze mną. Ona też o ciebie
walczy. Pomóż nam, Eirin, nie poddawaj się. Jesteś silniejsza – powiem, tym razem nagłos. Do pokoju wbiegł Lurei z Visio na
ramieniu.
- Nie mogę zdjąć jej naszyjnika. Nie da się – powiedział Aquer
z rozpaczą w głosie.
- Musi się dać. Visio, co ja mam teraz zrobić? - zapytałem, nie
mając pojęcia, jak utrzymać tę dziewczynę przy życiu. Orlica
przeskoczyła na moje ramię.
- Otwórz się.Jej ciało umiera, ale umysł wciąż jest sprawny.
Mówisz do niej i ona cię słyszy, ale jej słowa nie docierają do
ciebie. Zamknij oczy i przestań odgradzać się od niej.
- Nie potrafię – szepnąłem.
- Potrafisz.
- Potrafisz – powiedzieli równocześnie Visio i Lurei. Oni
we mnie wierzyli, a ta dziewczyna, umrze, jeśli niczego nie zrobię.
Odetchnąłem głęboko, starając się być otwartym na wszystko
dookoła. Poczułem jak ktoś kladzie mi rękę na ramieniu i
zachłysnąłem się powietrzem, kiedy mój umysł zalała fala
światła. Ja widziałem! Wszystko dookoła nabrało barw stanęło
mi przed oczami. Oczami, które wciąż miałem zamknięte. Coś
zakuło mnie w piersi, kiedy uświadomiłem sobie, że to nie ja
widzę. To wymysł Lureia przesyłał mi obrazy. Skarciłem ie za
swoje myśli. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie.
Położyłem dłoń na czole Eirin i drgnąłem, czując ogromny ból
i ogień trawiący jej ciało. Jej świadomość skuliła się
pośrodku płomieni, usiłując chronić się przed nimi.
Przedostałem się przez nie i wielkim wysiłkiem otoczyłem jej
umysł wodą. Płomienie zaczęły szaleć, usiłując przebić
wielką bańkę, ale ja stałem im na drodze.
- Eirin! - krzyknąłem, a jej świadomość zalała mnie
całkowicie. Jej wspomnienia przewijały mi się przed oczyma,
uczucia zmieniały się z każdym obrazem.Wzniosłem barierę między
naszymi umysłami, nie mogąc znieść natłoku informacji.
- Witaj Filenie. Już się bałam, że do mnie nie dotrzesz –
usłyszałem jej głos. Tak bardzo znajomy. Dręczący mnie każdej
nocy.
- Ty...
- Tak, to byłam ja. Od wyjazdu Lureia zaczęło mi się
pogarszać. Musiałam znaleźć sposób, by się z wami skontaktować,
ale ty nie chciałeś słuchać. W śnie przyszła do mnie Wyrocznia
i powiedziała jak mam do ciebie przemówić. Jednak twoje bariery są
dla mnie zbyt silne i jedynie jej słowa do ciebie docierały. Mogłam
więc przekazać ci tylko przepowiednię.
- Więc tym są te słowa? Przepowiednią?
- Tak, nie mam pojęcia co znaczą, ale Wyroczni obiecała mi, że
jeżeli ci ją przekaże, to przyjdziesz mnie uratować.
- Dlaczego więc sama mi nie powiedziała?Przecież mogła do mnie
przyjść.
- Nie mogła. Słowa przepowiedni objęte są czarami. Żadna z
Wyroczni nie może ci ich zdradzić przed Uroczystością Wyboru.
- Więc nie mogła zaczekać? To już za pół roku.
- Nie wiem. Jestem słaba. Nie miałam sił, by z nią rozmawiać.
Filenie, ja umieram i tylko ty możesz to zatrzymać.Kiedy byłam
małą dziewczynką twój ojciec mnie wyleczył. Jednak nie wiedział
wtedy, że jego moc nie ogranicza się tylko do wody. Moim przodkiem
był Aquer , to prawda, ale nie miałam w rodzinie Ignisa. Kiedy więc
on odkrył swoją moc ognia, uaktywniła się ona także we mnie.
Ogień jednak nie jest mi pisany. Trawi mnie od środka i tylko woda
utrzymuje mnie przy życiu. Elestera zdradziła mi to, mówiąc, że
tylko ty jesteś w stanie mnie uleczyć. Musisz zgasić ogień. Ja nie
mam już sił, by walczyć. Poczekam jeszcze chwilę, wytrzymam, ale
w zamian pozbądź się tego bólu.
- Tak zrobię, obiecuję. - wycofałem
się z jej umysłu i westchnąłem.
-
Wiem co jej jest – powiedziałem ze smutkiem, pocierając czoło.
Ulga w bólu była niesamowita. Jakim cudem Eirin tyle wytrzymała?
-
Co? Filen, mów!
-
To mój ojciec. On jej to zrobił – szepnąłem, a Lurei zamarł. -
Nieświadomie wraz z wodą, dał jej cząstkę ognia. Wtedy jeszcze
nie wiedział, że jest synem Fenix'a. Jest powód, dla którego nie
wolno leczyć kogoś, kto nie ma w rodzinie danego Aliquid.
-
Potrafisz jej pomóc? - zapytała cicho Loren.
-
Powiedziała mi co mam zrobić. Postaram się zwalczyć ogień
ogniem. Będziemy musieli stąd wyjść. Nie chcę spalić
wszystkiego dookoła.
-
Czy to jej nie zaszkodzi? Jeśli użyjesz większej ilości ognia.
-
Nie, jeśli skieruje go przeciw ogniowi ojca. Wtedy wzajemnie się
wypalą. Muszę tylko uważać, by nie zostawić w niej nawet pomyka.
Mój ogień jest silniejszy. Jeśli się pomylę, to ona zginie.
-
Ale jeśli nic nie zrobisz, to ona zginie. Filen, wiem, że dasz
radę. Musisz tylko to zrobić – szepnął Lurei, a ja pokiwałem
głową.
Chwilę
później stałem na polanie, na której wcześniej wylądowaliśmy.
Lurei położył Eirin na trawie, a ja klęknąłem koło niej. Loren
przyglądała się wszystkiemu ze łzami w oczach.
-
Lurei. Nie wiem, czy zapanuję nad ogniem, a nie chcę skrzywdzić
twojej mamy. Mógłbyś? - szepnąłem do niego i w odpowiedzi skinął
głową. Odszedł an moment, by porozmawiać z kobietą. Ta
powiedziała kilka słów i zniknęła za drzewami.
-
Co teraz? - Lurei brzmiał na lekko przerażonego.
-
Teraz usiądź je na udach i trzymaj ręce. Wiem, że to trudne, ale
będzie ją bolało, a nie może mi się wyrwać.
Aquer
przełknął ślinę i zrobił co mu kazałem. Zmarszczyłem brwi,
starając się uspokoić.
-
Łatwiej by było, gdybym mógł ją zanurzyć w wodzie.
-
Więc to zrób.
Nałóż jej swój naszyjnik. -
Visio wylądowała na pobliskiej gałęzi. Jak dotąd zawsze miała
rację, więc ściągnąłem z szyi czarny medalion i nałożyłem go
Eirin.
-
Co to jest? Widziałem jak świeciło w nocy.
-
Dostałem to od Wyroczni. Mam nadzieję, że pozwoli Eirin oddychać
pod wodą.
-
Masz zamiar ją utopić?! - Lurei zdecydowanie nie był za tym
pomysłem.
-
Zaufaj mi. A jeśli nie mi, to Visio, bo ona jest tego pewna. Nie mam
pojęcia skąd, ale ona wie takie rzeczy.
-
Mam powierzyć życie mojej siostry przeczuciu? Co jeśli utonie?
Filen jeśli ona zginie, ja nie...
-
Więc do tego nie dopuścimy. Ale woda dużo pomoże. Ona ją leczy.
Tylko dzięki temu, że walczy z ogniem w jej ciele, Eirin nie
umarła, gdy tylko ogień się ujawnił.
Lurei
zacisnął usta i kiwnął głową. Przywołałem wodę i otoczyłem
nią naszą trójkę.
-
Zaczynam. Trzymaj ją mocno.
Ponownie
tego dnia otwarłem umysł i wszedłem do głowy Eirin. Ogień o
toczył mnie ze wszystkich stron, chcąc się mnie pozbyć. Jednak ja
otoczyłem się własnym, niwelując każdy płomień, jaki mnie
dotknął. Jak przez mgłę usłyszałem krzyk, jednak nie zatrzymało
mnie to.
Pod
moimi nogami zaczęła płynąć woda, która koiła ból Eirin.
Posłałem ją do całego jej ciała, razem z niewielkimi płomykami,
mającymi zwalczyć ogień syna Fenixa. Nie było łatwo. Ogień taty
był prawie tak silny, jak ogień mitycznych. Poczułem jak piecze
mnie czoło, a mój ogień od razu zaczął zdobywać przewagę.
Kiedy dotarłem do jej kostki, poczułem niesamowite gorąco. To tu
ogień rósł w siłę, więc pewnie tę kostkę leczył Arael.
Czekałem,
aż płomienie same mnie zaatakują, aby czasem nie przesadzić z
ilością ognia. Kiedy rzuciły się na mnie, opadłem z sił. Czoło
zapulsowało bólem i znów mogłem walczyć. Wściekły na to, że
ogień nic nie daje, stworzyłem ogromną fale wody, która z głośnym
sykiem przygasiła ogień. Nadal jednak tam był. Cisnąłem iskrę w
sam jego środek i powiększyłem ją. Trzy.. dwa... jeden... Stop.
Powstrzymałem falę ognia wydobywającą się ze mnie i szybko
zalałem wszystko wodą.
Umysłem
znajdowałem punkty w jej ciele, które promieniowały bólem i
leczyłem je swoją mocą. Przez te lata ogień strawił całe jej
ciało. Teraz każdą komórkę otaczałem leczniczą wodą, czując
jak powoli się odnawiają. Kiedy dotarłem do jej umysłu,
rozesłałem wokół siebie mgiełkę, która delikatnie gładziła
każde wspomnienie, pozbawiając go bólu i nieznośnego gorąca.
-
Eirin. Już po
wszystkim. Obudź się – szepnąłem
i zastawiłem ją samą. Otworzyłem oczy i momentalnie poczułem jak
woda wokół nas opada. Moje ciało stało się niesamowicie ciężkie,
a umysł nawet nie zarejestrował bólu, kiedy upadłem na twardą
ziemię.
Zaniemówiłam. Zwykle mam tyle do powiedzenia, a teraz z trudem idzie mi napisanie chociażby zdania. Ten rozdział był, chyba, jednym z lepszych. Według mnie, oczywiście. Cały proces leczenia jest taki przemyślany, że aż zazdroszczę. Niesamowite. Trzeba mieć głowę, by coś takiego wymyślić. Świat magii daje wielkie pole do popisu, a Ty wykorzystujesz to w piękny sposób.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to całe leczenie nie zrobiło nic poważnego Filenowi, że to tylko zwykłe przemęczenie. ;3;
I "hurra", Filen "zobaczył" jak świat z lotu ptaka może pięknie wyglądać. :>
Powiem szczerze, że chyba zaczynam rozumieć, o co chodzi z "trzema duszami" w przepowiedni. Czy to nie Lurei będzie miał z tym coś wspólnego? I czy w grę nie wchodzi miłość? :3 To tylko moje przypuszczenia... ;P
Jak tak myślę, że te opowiadanie będzie miało swój koniec, to aż mnie serce ściska. :c Mam nadzieję, że na tym nie poprzestaniesz i zaczniesz pisać równie wspaniałe opowiadania jak dotychczasowe. ^^
Pozdrowienia w tym ostatnim tygodniu wakacji od
Umy~
Jak zawsze supi! Czekam na kolejne rozdziały *-*
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwięc to moc ognia ją niszczyła, a Laurie się odwrócił, zawstydzony to taki uroczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, okazuje się, że to moc ognia ją niszczyła, a Laurie się odwrócił, zawstydzony to takie urocze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, i jak się okazuje to moc ognia ją niszczyła, Laure zawstydzony to takie urocze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza