poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Syn przepowiedni - Rozdział XI

Lurei

Otworzyłem oczy, dręczony dziwnym przeczuciem. Leżący obok mnie Filen spiął się lekko, wyczuwając mój ruch. Oczy miał mocno zaciśnięte, co mogłem zobaczyć dzięki jaśniejącemu powoli niebu. Chłopak wyglądał, jakby coś go dręczyło. Kolana miał podciągnięte niemal do samej piersi, a ręce owinięte wokół ramion. W pewnym momencie poruszył się, marszcząc brwi.
  Zobaczyłem dziwne światło i od razu przygotowałem się na atak. Ten jednak nie nadszedł. Rozejrzałem się po namiocie, zatrzymując wzrok na źródle ciemnego blasku. Myślałem, że nie istnieje coś takiego jak ciemne światło, a jednak miałem je przed oczyma.
Okrągły medalion w kolorze głębokiej czerni, którego nigdy wcześniej nie widziałem leżał na rzeczach Filena, oświetlając namiot tajemniczym blaskiem. W pewnym momencie jeszcze bardziej pociemniało. Chłopak leżący obok jęknął, a ból jaki słyszałem w jego głosie sprawił, że włosy na ciele stanęły mi dęba.
- Filen, obudź się. – Potrząsnąłem jego ramieniem, ale nie zareagował. - Filen, wstawaj. Słyszysz mnie? Filen!
Mimo, że podnosiłem głos i potrząsałem nim, dalej się nie budził. Światło z czarnego kamienia wciąż się nasilało, aż w końcu błysnęło na biało i w ciągu ułamka sekundy zniknęło. Filen zerwał się do siadu, dysząc ciężko. W panice rozejrzał się do koła, nie mogąc uspokoić.
- Filen, spokojnie, to tylko sen – chwyciłem jego dłoń, a on spojrzał na mnie. Powoli zaczął się uspokajać, normując oddech i rozluźniając napięte mięśnie.
- Znowu to samo – westchnął i przejechał dłonią po twarzy, po chwili gładząc włosy, które stały na wszystkie strony.
- Znowu? Od kiedy masz takie koszmary? - Zmarszczyłem brwi, lekko zaniepokojony. Mimowolnie martwiłem się o niego. Może to przez to, że jego ojcowie polecili mi na niego uważać. A może z powodu togo, że powoli zaczynało mi na nim zależeć. Nie chodziło o sferę seksualną, choć chętnie powtórzyłbym wydarzenia z wczoraj, ale o osobowość syna Igne. Coś w nim nie pozwalało mi nawet na chwilę odwrócić myśli.
- To nie do końca koszmar. Tylko takie dziwne uczucie Ten głos wydaje się taki ogromny, przytłaczający, ale za razem delikatny. Nie rozumiem o co w tym chodzi. Odkąd wyjechaliśmy z pałacu codziennie śni mi się to samo. Kobiecy głos mówiący w kółko kilka zdań, od czasu do czasu dodający nowe. Mam wrażenie, że to mnie dotyczy, ale nie potrafię tego zrozumieć.
- Pamiętasz te słowa?
- Choćbym nie chciał, to wyryły mi się w pamięci. Chcesz je usłyszeć?
Kiwnąłem głową, co chłopak wyczuł jakimś szóstym zmysłem. Westchnął głęboko i zaczął recytować.
Przyjdzie na świat trzem rodom wierny,
Błogosławieństwem mitycznych zostanie objęty.
Trzy dusze od świata otrzyma,
Dzięki nim spojrzy innymi oczyma,
Pierwszej serce swe odda, drugiej zaufanie,
Trzecia mu swą wole odda w posiadanie.
Ojcem mu błękit, matką czerwień będzie,
A dzieckiem pokój, który sercem zdobędzie.

W skupieniu słuchałem jego słów, zastanawiając się nad ich znaczeniem. Wydawały mi się one dziwnie znajome. Jakbym słuchał ich bardzo często. Nie mogłem jednak przypomnieć sobie gdzie i kiedy je słyszałem.
- To brzmi jak przepowiednia.
- Też tak myślę i nawet chyba rozumiem niektóre momenty. Jestem potomkiem trzech rodów Ognia, a mój dziadek i jego bracia, zwani często mitycznymi, dali mi swoje Błogosławieństwo. Dwa pierwsze wersy są proste i wskazują na mnie. Ale później? Jak ktoś może mieć trzy dusze? Żyję ze sobą od dawna i chyba bym się zorientował, że coś jest ze mną nie tak. Poza tym ja nie widzę, więc nie mogę patrzeć. – Filen zrobił dziwną minę, jakby coś wpadło mu do głowy. Po chwili pokręcił głową i kontynuował. - Później jest błękit i czerwień. Myślę, że tu chodzi o żywioły. Woda jako niebieski, a ogień – czerwony. Tylko dalej jest coś o pokoju, ale przecież nie ma wojny.
- W sumie to niewiele do niej brakuje. Najeźdźcy panoszą się wszędzie, przedostając się z królestwa Ignem do Terram, Aer i Aquem. Przez to mieszkańcy nie są zadowoleni. Ludzie mają już dość napadów, porwań i zabójstw, których dokonują Najeźdźcy. Wybuchają bunty nie tylko przeciw wrogom, ale też przeciw władcom, które nic z tym nie robią.
- Jakim prawem ja nic o tym nie wiem?! Jak tylko wrócę do pałacu, zbiję moich rodziców. Przecież mam być Igne! Czy oni całkowicie postradali zmysły?! Jeszcze ta narada! Jak najszybciej musimy wrócić do pałacu. Pojutrze zjadą się tam wszyscy władcy z czterech królestw!
- Nie możliwe żebyśmy zdążyli. Dopiero dziś w nocy dojedziemy do mojej wioski.
- O nie. Będziemy tam jeszcze przed południem. Zwijaj namiot i ruszamy.
- Nasze konie nie dadzą rady biec galopem przez tyle czasu, a poza tym nawet jeśli, to i tak dotrzemy tam wieczorem.
- Nie gadaj, tylko się zbieraj – warknął Filen najwyraźniej wściekły na rodziców. Jego ciało zaczęło świecić dziwnym blaskiem. Otoczyły go płomyki sprawiające, że wyglądał jakby płonął. Nie, on rzeczywiście stanął w ogniu, zapalając przy okazji namiot.
- Filen! Zgaś to! - krzyknąłem, odskakując od płomieni. Nie obchodziło mnie, że nic mi nie zrobią i tak nie miałem ochoty stać w ogniu. Chłopak szybko zgasił płonący materiał i trochę się uspokoił.
- Przepraszam. Lepiej wyjdę na zewnątrz – powiedział i już zaczął wychodzić, ale w ostatniej chwili chwyciłem go za rękę.
- Filen? Może najpierw byś się ubrał, co? - zaśmiałem się cicho z jego miny. Dopiero teraz uświadomił sobie, że siedzi nago. Na jego policzkach pojawiła się rozkoszna czerwień.
- Odwróć się – powiedział, teraz zły także na mnie.
- Przecież już...
- Cicho bądź i po prostu się odwróć! - warknął, a ja z uśmiechem zrobiłem o co poprosił. W mojej głowie pojawiło się jedno słowo – uroczy.

Kilka minut później wyniosłem ocalałe rzeczy z resztek namiotu. Ten raczej nie nadawa się już do niczego. Kiedy dotknąłem jednej z osmolonych ścian namiotu, po prostu pokruszyła mi się w rekach.
- Raczej już go nie użyjemy. Musimy koniecznie dojechać do domu przed zmrokiem.
- Już ci powiedziałem, że będziemy tam wcześniej. Odepnij swoje rzeczy od konia. I nie zadawaj pytań. Nie mam zamiaru na nie odpowiadać – burknął, a ja nie chcąc go wkurzyć, po prostu zrobiłem co kazał. Czasami wydawało mi się, że pomimo swojego łagodnego charakteru, widziałem stanowczego władcę, którym w przyszłości zostanie. Martwiło mnie tylko to, że nie miałem pojęcia co on chce zrobić.
Kiedy wszystkie rzeczy leżały na trawie, Filen chwycił oba konie i zaczął do nich szeptać. Oba zarżały cicho i odwróciły się, galopem ruszając w stronę, z której przybyliśmy.
- Filen! Coś ty zrobił?! - teraz nie tylko on był wkurzony. Właśnie odesłał nasze konie. A podobno chciał jak najszybciej wrócić. Ciekawe jak to zrobimy pieszo.
- Kazałem im wracać do domu. Visio! - krzyknął, a ptak po chwili wylądował na jego ramieniu. - Leć pierwsza, to nie będziesz musiała nas dogonić. Dasz radę?
Orzeł kiwnął głową i odleciał w stronę mojego domu.
- Słucham jak chcesz teraz dotrzeć gdziekolwiek. - Złożyłem ręce na piersi, wpatrując się w chłopaka, który uśmiechnął się chytrze. Chyba nagle mu się humor poprawił.
- Zapomniałeś o pewnym istotnym szczególe. A mianowicie o tym, że jestem synem Igne i nie mam problemu by dotrzeć gdziekolwiek – powiedział i w mgnieniu oka na jego miejscu pojawił się ogromny Fenix. Faktycznie o tym zapomniałem.
Filen podszedł do leżących na ziemi rzeczy i szturchnął jeden z juków. Otworzyłem go, a w środku dostrzegłem pozwijane pasy skóry. Spojrzałem na niego pytająco. Wskazał głową na swoją szyję, a ja zmarszczyłem brwi.
- Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś sobie siodło? - Ptak pokręcił przecząco głową. Wyciągnąłem skórę na trawę i ujrzałem przypięte do nich sznury, idealne, by coś do nich przyczepić.
- Juki! Dla Fenixa?
Nie wnikając jakim cudem wiózł to przez całe Ignem, zacząłem kombinować i po chwili wszystkie rzeczy przypięte było do uprzęży umieszczonej na szyi Filena. Brakowało tam tylko mnie. Westchnąłem i wsiadłem na ptaka.
- Moja mama i siostra dostaną zawału jak wylądujesz tak przed naszym domem. Jak spadnę, to ty jej będziesz tłumaczyć, że zginąłem spadając z grzbietu ogromnego stworzenia.
Filen obejrzał się na mnie, a ja miałem wrażenie, że na mnie spojrzał. To było naprawdę dziwne, że odwracał się, mimo, że nic nie widział. Miałem wrażenie, że się do mnie uśmiechnął.
Niespodziewanie wzbiliśmy się w powietrze, a ja złapałem się miękkich piór. Do głowy przyszło mi, że można by zrobić z nich doskonały wachlarz.
- Filen, musimy lecieć lekko na prawo. Nie chcemy, żeby mieszkańcy wiosek zaczęli na ciebie polować. Ominiemy te największe, nie zajmie to dużo czasu.
- Mów, gdzie mam lecieć – usłyszałem w głowie głos i zamarłem. Nie otaczała mnie woda, więc w jaki sposób go usłyszałem? Nie było czasu na zastanawianie się nad tym. Ciężko było mi mówić, kiedy pęd powietrza uderzał we mnie z całych sił. Musiałem przylgnąć do szyi Filena, aby mnie nie zdmuchnęło. W dodatku nos miałem wciśnięty w jego pióra, gdyż wiatr uniemożliwiał mi swobodne oddychanie.
Słońce powoli wychylało się zza gór na wschodzie, tworząc niesamowity widok, jakiego nigdy nie było widać z ziemi.
- Filen, to jest takie piękne, gdybyś tylko mógł to zobaczyć – szepnąłem, nie zastanawiając się nad tym, czy on to słyszy. Fenix gwałtownie zwolnił, szybując i pozwalając mi dłużej nacieszyć się tym widokiem.

Filen
Widzę to, pomyślałem ciesząc się widokiem, który Lurei nieświadomie mi przekazał. Miał rację to było niesamowite. Nigdy nie miałem pojęcia jaki kształt mają góry i Słońce, gdyż nigdy nie mogłem dotknąć ich wodą. Nigdy bym nie pomyślał, że to będzie takie piękne.
Przyspieszyłem, chcąc jak najszybciej dolecieć do domu Lureia. W końcu, po jakichś dwóch godzinach Lurei rozpoznał swoją wioskę z wysokości. Kierowany jego słowami, wylądowałem na pobliskiej polance, otoczonej ze wszystkich stron drzewami. Kiedy tylko Lurei ściągnął ze mnie nasze rzeczy, zmieniłem postać, od razu otaczając się wodą.
Wzięliśmy wszystkie rzeczy i obładowani, weszliśmy w las. Po kilkunastu krokach zaczął on się przerzedzać, aż w końcu doszliśmy do tyłu jakiegoś domu.
- To tutaj. Wyrobiliśmy się sporo przed południem.
- Mówiłem – uśmiechnąłem się i wszedłem za nim do domu. W środku okazał się mniejszy niż wyglądało z zewnątrz. Tylnym wejściem wkroczyliśmy do kuchni, wszystkie rzeczy układając pod ścianą. W domu panowała całkowita cisza. W obawie przed wrogami sprawdziłem dom wodą, tak, żeby niczego przez przypadek nie pomoczyć.
- Mama pewnie zajmuje się Eirin. Jeśli ich tu nie ma, to zapewne jej się pogorszyło. Chodź, pójdźmy do zielarza.
Lurei usiłował być spokojnym, ale w jego głosie słychać było prawdziwe zaniepokojenie. Było widać jak bardzo kocha siostrę. Wyszliśmy z domu, tym razem frontowymi drzwiami i udaliśmy się do ostatniego z domów stojących w dwóch rzędach i przedzielonych drogą.
- Powinny tu być – powiedział i zapukał w drewniane drzwi. Nie czekając na odpowiedź, pociągnął za klamkę i wszedł do środka. - Aulisie? Jesteś tu?
Coś spadło na podłogę, robiąc ogromny hałas, w mojej dłoni pojawił się płomyk, w każdej chwili gotowy, by spalić przeciwnika na popiół.
- Jestem, jestem. - Zza ogromnej szafy, pełnej pergaminów i dziwnych słoików, wyszedł gruby mężczyzna z łysym plackiem na głowie i okularami, które zapewne kilka razy zostały już złamane. Zgasiłem płomień, nie chcąc, by go dostrzegł. - Lurei?! Gdzieś ty się podziewał? Cała wioska cię szukała. Zaczynałem powoli tracić nadzieję na twój powrót.
- Musiałem wyjechać, by sprowadzić pomoc dla siostry. Gdzie ona jest? - zapytał, uśmiechając się delikatnie. Chyba darzył tego człowieka jakąś sympatią.
- Na górze. Loren przy niej siedzi. Kiepsko to wygląda. Ok trzech dni ma bardzo wysoką gorączkę. Nie może jeść i cudem udaje nam się zmusić ją do picia. Prawie cały czas jest nieprzytomna. Obawiam się, że nic już nie można zrobić.
- Można! Filen ją wyleczy! - złapał mnie za rękę i prawie biegiem zaprowadził na górę. Zatrzymał się dopiero przed drzwiami. Zwrócił się w moją stronę. - Filen, proszę cię, jesteś naszą ostatnią nadzieją.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich około czterdziestoletnia kobieta. Jej oczy były podkrążone od małej ilości snu, a policzki lekko zapadnięte. Włosy miała spięte z tyłu głowy. Widać było, że kiedyś była naprawdę piękną kobietą. Życie jej nie rozpieszczało.
- Lurei – szepnęła i rzuciła się na szyję syna. Z jej oczu popłynęły łzy, ale na twarzy zagościł uśmiech. - Bałam się, że wyszedłeś i ktoś ci coś zrobił. Gdzieś ty był.
- Przepraszam. Nie mogłem patrzeć jak Eirin umiera. Sprowadziłem pomoc.
- Synku, wiem jak ci na niej zależy, czuję to samo. Jednak jest już za późno. Choroba jest zbyt silna, a Eirin za słaba, by z nią walczyć. Teraz tylko cud mógłby ją uleczyć.
- Albo woda - powiedziałem, a kobieta wyglądała, jakby dopiero teraz mnie dostrzegła. - Mam na imię Filen, potrafię leczyć za pomocą wody i spróbuję pomóc Eirin.
- Jesteś taki podobny do kogoś, kogo kiedyś poznałam, tylko te czarne włosy. Znasz może Araela? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się lekko. Zawsze mówiono mi, że wyglądam jak młodsza kopia ojca. Tylko włosy i jedno z oczu odziedziczyłem po Elinie.
- Jestem jego synem. Niestety nie mógł tutaj przybyć, ale w zamian przysłał mnie. Jeśli mogę, to chciałbym obejrzeć Eirin.
Pierwszy raz w życiu widziałem jak ktoś tak szybko przechodzi ze zrezygnowania w najprawdziwsze szczęście i nadzieję. Kobieta najpierw mnie uściskała, a później wprowadziła do pokoju. Jako, że nie chciałem pomoczyć wszystkiego dookoła, położyłem rękę na ramieniu Lureia i za nim dotarłem do stojącego przy ścianie łóżka.
- Muszę dotknąć jej czoła – powiedziałem, a Lurei chwycił moją dłoń i położył w odpowiednim miejscu. Nie miałem pojęcia co robi jego mama, ale nie zadawała żadnych pytań. Zamknąłem oczy i skupiłem się na leżącej przede mną kobiecie. Jej skóra była nienaturalnie gorąca, a oddech nierówny. Słyszałem bicie jej serca, dzięki słuchowi mitycznych i ono także nie biło w wystarczającym rytmie. Muszę się spieszyć. Ona nie wytrzyma długo.
- Gdzie tu jest studnia? Szybko Lurei potrzebuję mnóstwo wody. Natychmiast.
- Studnia jest koło naszego domu, ja zaraz.
- Nie trzeba. Otwórz tylko okno na oścież.
Skupiłem się na wodzie w pobliżu i myślami odszukałem studnię. Wziąłem z niej dużą ilość wody i siłą woli przeniosłem do pokoju.
- Odkryjcie ją. Czy ma moce Aquera?
- Twój ojciec powiedział, ze jeśli takie miała, to się ujawnią. Do tej pory nic takiego się nie stało – powiedział Lurei, a ja zakląłem cicho.
- Lurei, nie jest dobrze. Muszę mieć amulet Visio. Wyjdź na zewnątrz. Mam przeczucie, że za chwilę przyleci.
Lurei wybiegł z pokoju, a ja tymczasem zatopiłem ciało Eirin w wodzie. Nie mogłem jednak zrobić tego do końca, bo nie byłą Aquerem i by się utopiła. Jej stan się pogarszał, serce powoli zwalniało.
- Eirin, posłuchaj mnie. Musisz walczyć. Sam nie dam rady. Wierzę, że dasz radę. Wsłuchaj się w mój głos. Wiem, że mnie słyszysz Eirin. Twój brat przebył długą drogę, żeby cię ratować. Nie zmarnuj tego! - moje myśli uderzały w jej umysł, nie słysząc żadnej odpowiedzi. Jednak czuł, że go słyszy i rozumie. Jej serce zabiło mocniej, utrzymując organizm przy życiu.
- Tak, właśnie tak. Twoja mama jest tu ze mną. Ona też o ciebie walczy. Pomóż nam, Eirin, nie poddawaj się. Jesteś silniejsza – powiem, tym razem nagłos. Do pokoju wbiegł Lurei z Visio na ramieniu.
- Nie mogę zdjąć jej naszyjnika. Nie da się – powiedział Aquer z rozpaczą w głosie.
- Musi się dać. Visio, co ja mam teraz zrobić? - zapytałem, nie mając pojęcia, jak utrzymać tę dziewczynę przy życiu. Orlica przeskoczyła na moje ramię.
- Otwórz się.Jej ciało umiera, ale umysł wciąż jest sprawny. Mówisz do niej i ona cię słyszy, ale jej słowa nie docierają do ciebie. Zamknij oczy i przestań odgradzać się od niej.
- Nie potrafię – szepnąłem.
- Potrafisz.
- Potrafisz – powiedzieli równocześnie Visio i Lurei. Oni we mnie wierzyli, a ta dziewczyna, umrze, jeśli niczego nie zrobię.
Odetchnąłem głęboko, starając się być otwartym na wszystko dookoła. Poczułem jak ktoś kladzie mi rękę na ramieniu i zachłysnąłem się powietrzem, kiedy mój umysł zalała fala światła. Ja widziałem! Wszystko dookoła nabrało barw stanęło mi przed oczami. Oczami, które wciąż miałem zamknięte. Coś zakuło mnie w piersi, kiedy uświadomiłem sobie, że to nie ja widzę. To wymysł Lureia przesyłał mi obrazy. Skarciłem ie za swoje myśli. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie.
Położyłem dłoń na czole Eirin i drgnąłem, czując ogromny ból i ogień trawiący jej ciało. Jej świadomość skuliła się pośrodku płomieni, usiłując chronić się przed nimi. Przedostałem się przez nie i wielkim wysiłkiem otoczyłem jej umysł wodą. Płomienie zaczęły szaleć, usiłując przebić wielką bańkę, ale ja stałem im na drodze.
- Eirin! - krzyknąłem, a jej świadomość zalała mnie całkowicie. Jej wspomnienia przewijały mi się przed oczyma, uczucia zmieniały się z każdym obrazem.Wzniosłem barierę między naszymi umysłami, nie mogąc znieść natłoku informacji.
- Witaj Filenie. Już się bałam, że do mnie nie dotrzesz – usłyszałem jej głos. Tak bardzo znajomy. Dręczący mnie każdej nocy.
- Ty...
- Tak, to byłam ja. Od wyjazdu Lureia zaczęło mi się pogarszać. Musiałam znaleźć sposób, by się z wami skontaktować, ale ty nie chciałeś słuchać. W śnie przyszła do mnie Wyrocznia i powiedziała jak mam do ciebie przemówić. Jednak twoje bariery są dla mnie zbyt silne i jedynie jej słowa do ciebie docierały. Mogłam więc przekazać ci tylko przepowiednię.
- Więc tym są te słowa? Przepowiednią?
- Tak, nie mam pojęcia co znaczą, ale Wyroczni obiecała mi, że jeżeli ci ją przekaże, to przyjdziesz mnie uratować.
- Dlaczego więc sama mi nie powiedziała?Przecież mogła do mnie przyjść.
- Nie mogła. Słowa przepowiedni objęte są czarami. Żadna z Wyroczni nie może ci ich zdradzić przed Uroczystością Wyboru.
- Więc nie mogła zaczekać? To już za pół roku.
- Nie wiem. Jestem słaba. Nie miałam sił, by z nią rozmawiać. Filenie, ja umieram i tylko ty możesz to zatrzymać.Kiedy byłam małą dziewczynką twój ojciec mnie wyleczył. Jednak nie wiedział wtedy, że jego moc nie ogranicza się tylko do wody. Moim przodkiem był Aquer , to prawda, ale nie miałam w rodzinie Ignisa. Kiedy więc on odkrył swoją moc ognia, uaktywniła się ona także we mnie. Ogień jednak nie jest mi pisany. Trawi mnie od środka i tylko woda utrzymuje mnie przy życiu. Elestera zdradziła mi to, mówiąc, że tylko ty jesteś w stanie mnie uleczyć. Musisz zgasić ogień. Ja nie mam już sił, by walczyć. Poczekam jeszcze chwilę, wytrzymam, ale w zamian pozbądź się tego bólu.
- Tak zrobię, obiecuję. - wycofałem się z jej umysłu i westchnąłem.
- Wiem co jej jest – powiedziałem ze smutkiem, pocierając czoło. Ulga w bólu była niesamowita. Jakim cudem Eirin tyle wytrzymała?
- Co? Filen, mów!
- To mój ojciec. On jej to zrobił – szepnąłem, a Lurei zamarł. - Nieświadomie wraz z wodą, dał jej cząstkę ognia. Wtedy jeszcze nie wiedział, że jest synem Fenix'a. Jest powód, dla którego nie wolno leczyć kogoś, kto nie ma w rodzinie danego Aliquid.
- Potrafisz jej pomóc? - zapytała cicho Loren.
- Powiedziała mi co mam zrobić. Postaram się zwalczyć ogień ogniem. Będziemy musieli stąd wyjść. Nie chcę spalić wszystkiego dookoła.
- Czy to jej nie zaszkodzi? Jeśli użyjesz większej ilości ognia.
- Nie, jeśli skieruje go przeciw ogniowi ojca. Wtedy wzajemnie się wypalą. Muszę tylko uważać, by nie zostawić w niej nawet pomyka. Mój ogień jest silniejszy. Jeśli się pomylę, to ona zginie.
- Ale jeśli nic nie zrobisz, to ona zginie. Filen, wiem, że dasz radę. Musisz tylko to zrobić – szepnął Lurei, a ja pokiwałem głową.
Chwilę później stałem na polanie, na której wcześniej wylądowaliśmy. Lurei położył Eirin na trawie, a ja klęknąłem koło niej. Loren przyglądała się wszystkiemu ze łzami w oczach.
- Lurei. Nie wiem, czy zapanuję nad ogniem, a nie chcę skrzywdzić twojej mamy. Mógłbyś? - szepnąłem do niego i w odpowiedzi skinął głową. Odszedł an moment, by porozmawiać z kobietą. Ta powiedziała kilka słów i zniknęła za drzewami.
- Co teraz? - Lurei brzmiał na lekko przerażonego.
- Teraz usiądź je na udach i trzymaj ręce. Wiem, że to trudne, ale będzie ją bolało, a nie może mi się wyrwać.
Aquer przełknął ślinę i zrobił co mu kazałem. Zmarszczyłem brwi, starając się uspokoić.
- Łatwiej by było, gdybym mógł ją zanurzyć w wodzie.
- Więc to zrób. Nałóż jej swój naszyjnik. - Visio wylądowała na pobliskiej gałęzi. Jak dotąd zawsze miała rację, więc ściągnąłem z szyi czarny medalion i nałożyłem go Eirin.
- Co to jest? Widziałem jak świeciło w nocy.
- Dostałem to od Wyroczni. Mam nadzieję, że pozwoli Eirin oddychać pod wodą.
- Masz zamiar ją utopić?! - Lurei zdecydowanie nie był za tym pomysłem.
- Zaufaj mi. A jeśli nie mi, to Visio, bo ona jest tego pewna. Nie mam pojęcia skąd, ale ona wie takie rzeczy.
- Mam powierzyć życie mojej siostry przeczuciu? Co jeśli utonie? Filen jeśli ona zginie, ja nie...
- Więc do tego nie dopuścimy. Ale woda dużo pomoże. Ona ją leczy. Tylko dzięki temu, że walczy z ogniem w jej ciele, Eirin nie umarła, gdy tylko ogień się ujawnił.
Lurei zacisnął usta i kiwnął głową. Przywołałem wodę i otoczyłem nią naszą trójkę.
- Zaczynam. Trzymaj ją mocno.
Ponownie tego dnia otwarłem umysł i wszedłem do głowy Eirin. Ogień o toczył mnie ze wszystkich stron, chcąc się mnie pozbyć. Jednak ja otoczyłem się własnym, niwelując każdy płomień, jaki mnie dotknął. Jak przez mgłę usłyszałem krzyk, jednak nie zatrzymało mnie to.
Pod moimi nogami zaczęła płynąć woda, która koiła ból Eirin. Posłałem ją do całego jej ciała, razem z niewielkimi płomykami, mającymi zwalczyć ogień syna Fenixa. Nie było łatwo. Ogień taty był prawie tak silny, jak ogień mitycznych. Poczułem jak piecze mnie czoło, a mój ogień od razu zaczął zdobywać przewagę. Kiedy dotarłem do jej kostki, poczułem niesamowite gorąco. To tu ogień rósł w siłę, więc pewnie tę kostkę leczył Arael.
Czekałem, aż płomienie same mnie zaatakują, aby czasem nie przesadzić z ilością ognia. Kiedy rzuciły się na mnie, opadłem z sił. Czoło zapulsowało bólem i znów mogłem walczyć. Wściekły na to, że ogień nic nie daje, stworzyłem ogromną fale wody, która z głośnym sykiem przygasiła ogień. Nadal jednak tam był. Cisnąłem iskrę w sam jego środek i powiększyłem ją. Trzy.. dwa... jeden... Stop. Powstrzymałem falę ognia wydobywającą się ze mnie i szybko zalałem wszystko wodą.
Umysłem znajdowałem punkty w jej ciele, które promieniowały bólem i leczyłem je swoją mocą. Przez te lata ogień strawił całe jej ciało. Teraz każdą komórkę otaczałem leczniczą wodą, czując jak powoli się odnawiają. Kiedy dotarłem do jej umysłu, rozesłałem wokół siebie mgiełkę, która delikatnie gładziła każde wspomnienie, pozbawiając go bólu i nieznośnego gorąca.
- Eirin. Już po wszystkim. Obudź się – szepnąłem i zastawiłem ją samą. Otworzyłem oczy i momentalnie poczułem jak woda wokół nas opada. Moje ciało stało się niesamowicie ciężkie, a umysł nawet nie zarejestrował bólu, kiedy upadłem na twardą ziemię.

5 komentarzy:

  1. Zaniemówiłam. Zwykle mam tyle do powiedzenia, a teraz z trudem idzie mi napisanie chociażby zdania. Ten rozdział był, chyba, jednym z lepszych. Według mnie, oczywiście. Cały proces leczenia jest taki przemyślany, że aż zazdroszczę. Niesamowite. Trzeba mieć głowę, by coś takiego wymyślić. Świat magii daje wielkie pole do popisu, a Ty wykorzystujesz to w piękny sposób.

    Mam nadzieję, że to całe leczenie nie zrobiło nic poważnego Filenowi, że to tylko zwykłe przemęczenie. ;3;

    I "hurra", Filen "zobaczył" jak świat z lotu ptaka może pięknie wyglądać. :>

    Powiem szczerze, że chyba zaczynam rozumieć, o co chodzi z "trzema duszami" w przepowiedni. Czy to nie Lurei będzie miał z tym coś wspólnego? I czy w grę nie wchodzi miłość? :3 To tylko moje przypuszczenia... ;P

    Jak tak myślę, że te opowiadanie będzie miało swój koniec, to aż mnie serce ściska. :c Mam nadzieję, że na tym nie poprzestaniesz i zaczniesz pisać równie wspaniałe opowiadania jak dotychczasowe. ^^

    Pozdrowienia w tym ostatnim tygodniu wakacji od

    Umy~

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze supi! Czekam na kolejne rozdziały *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    więc to moc ognia ją niszczyła, a Laurie się odwrócił, zawstydzony to taki uroczy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, okazuje się, że to moc ognia ją niszczyła, a Laurie się odwrócił, zawstydzony to takie urocze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, i jak się okazuje to moc ognia ją niszczyła, Laure zawstydzony to takie urocze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń