poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Syn przepowiedni - Rozdział IX

Cześć! Mam dobrą wiadomość, a mianowicie - wena wróciła :)
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia :*
Jak obiecałam dodaję dłuższy rozdział. Nie ma rekordowej długości, ale na pewno przebija ostatnie posty :*
Miłego czytania!

Lurei

Jechaliśmy już kilka dni, a ja zaczynałem rozpoznawać okolice. Przez ostatnie dwie noce spaliśmy w namiocie i powoli kończyły nam się zapasy. Na szczęście znałem te tereny dość dobrze, więc wiedziałem, że zbliżamy się do sporego miasteczka. Oznaczało to, że zostały nam dwa dni drogi. Cieszyłem się, że każde drzewo, kamień, krzak zaczynają robić się znajome.
Kiedy byłem mały, co jakiś czas znikałem na kilka dni, zapuszczając się w las, bądź po prostu idąc przed siebie. Kiedy poszedłem na pierwszą taką wyprawę, matka z siostrą szukały mnie przez cały dzień. Nie pamiętam tego, miałem jakieś pięć lat i wszystko mnie ciekawiło. Eirin opowiadała mi jak zniknąłem z samego rana i wróciłem w nocy, cały szczęśliwy. Od tamtego czasu już nie panikowały tak bardzo, kiedy nie mogły mnie znaleźć.
- O czym myślisz? - Głos Filena wybudził mnie ze wspomnień. Spojrzałem na niego. Siedział na koniu z twarzą skierowaną w moją stronę i oczami wpatrzonymi w moje. Po raz kolejny nie mogłem oderwać od nich wzroku. Zastanawiało mnie, czy mężczyzna wie, że są takie piękne. Przyszło mi do głowy, że chciałbym, aby je zobaczył. Aby w ogóle mógł spojrzeć na świat.
Kiedy ta myśl wpadła mi do głowy, poczułem się jakbym naruszył jego prywatność. Nie miałem pojęcia dlaczego, w końcu to była tylko myśl. Powróciłem do pytania jakie zadał brunet i miałem zamiar odpowiedzieć.
Filen wciągnął głośno powietrze, zwracający tym moją uwagę. Przyłożył palce do nasady nosa i szybko oddychał.
- Wszystko w porządku? - Poprosiłem konia by zwolnił i zbliżył się do Filena.
- Tak, głowa mnie rozbolała, to nic takiego. - Zbladł lekko, co nieco mnie zaniepokoiło.
- Nie wyglądasz jakby to było nic takiego. Może chcesz się zatrzymać na chwilę?
- Nie musimy. Zaraz mi przejdzie. Jestem tego prawie pewny – powiedział, po czym syknął, mocniej dociskając palce do nasady nosa.
- Filen, naprawdę możemy się zatrzymać. To nie problem.
Chłopak tylko pokręcił głową, po czym opuścił rękę. Coś mi jednak nie pasowało. Przyjrzałem mu się i dostrzegłem, że zamknął oczy, a cała jego sylwetka powoli przechyla się w moją stronę. Złapałem go, nim upadł i zatrzymałem konie. Kilka metrów dalej była niewielka polanka, więc zaniosłem tam Filena i ułożyłem na trawie. Nie mając pojęcia co mam robić, wyjąłem z juków kawałek materiału i wodę. Namoczyłem tkaninę i położyłem mężczyźnie na czole, jego głowę lokując na swoich kolanach. Pozostało mi tylko czekać aż się obudzi.

Filen

Obudził mnie ostry ból głowy. Przyłożyłem dłoń do czoła, chcąc go trochę zniwelować i ze zdziwieniem odkryłem, że ktoś położył mi na nim mokry materiał. Nic dziwnego, że ból stopniowo się zmniejszał. Woda zawsze pomagała mi się wyleczyć.
- Lurei? Jesteś tu? - zapytałem, nasłuchując odpowiedzi. Przyszła ona natychmiast, zdradzając mi, że Aquer jest bardzo blisko.
- Jestem. Jak się czujesz? Chcesz wody?
- Wody? Zawsze. Już mi lepiej. - Podniosłem się, dopiero teraz zauważając, dlaczego Lurei zdawał się być tak blisko. Poczułem jak lekko pieką mnie policzki. Najwyraźniej spałem głową na jego kolanach. O ile można to było nazwać snem.
Aquer podał mi wodę, którą z wdzięcznością przyjąłem. Wypiłem sporą część, nie martwiąc się, że może nam jej braknąć. Przecież mogłem ją wziąć znikąd.
- Często zdarza ci się tak po prostu zemdleć bez ostrzeżenia.
- Nie. Właściwie to był pierwszy raz. Nie jestem pewny co się stało – skłamałem. Może nie byłem absolutnie pewny, ale miałem dosyć poważne podejrzenia. Nie chciałem jednak, żeby ktokolwiek o nich wiedział, przynajmniej póki sam nie zrozumiem co się dzieje.
- Może to z przemęczenia. Pewnie nigdy nie byłeś w tak długiej podróży.
- Tak, to może być to. - Podziękowałem w duchu Lureiowi za wymyślenie mi wymówki.
Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas, przy okazji zjadając obiad. Musiałem być nieprzytomny bardzo krótko, bo ptaki, które wcześniej tu były, dalej rozmawiały o tym samym. A wierzcie lub nie, nie potrafią ciągnąć jednego tematu przez piętnaście minut.
- Daleko jeszcze do twojego domu? - zapytałem, kiedy już siedzieliśmy na koniach. Zwierzęta nie chciały ruszyć, póki nie zapewniłem ich, że wszystko jest w porządku.
- Trzy dni, licząc z dzisiejszym. Jeśli się pośpieszymy, to przed zmrokiem dotrzemy do miasteczka. W tych okolicach lepiej nie nocować w namiotach. Ostatnimi czasy kręci się tu pełno Najeźdźców i Aliquid z niezbyt dobrymi zamiarami.
- Dziwne. Donieśliście o tym komuś?
- Tak. Jestem pewny, że Igne o tym wie. Mój dobry znajomy sam dostarczył mu te informacje.
- Cholera. Znowu coś przede mną ukrywają. Czy ja naprawdę wyglądam na taką kalekę? Nie ważne ile razy im mówię, cały czas nikt nie traktuje mnie poważnie. - Westchnąłem i wsłuchałem się w śpiewy ptaków.
Jak zwykle obgadywały inne stworzenia, podróżnych, mieszkańców okolicznych wsi i wszystko, co tylko się dało. Nie wiem czy wieści mogą się rozejść szybciej, niż wśród ptaków. Wystarczy jeden dzień, a wiadomość przejdzie z Ignem do Aquem, zahaczając po drodze o Terram i Aer. W razie niebezpieczeństwa, ptaki były niezawodne w przekazywaniu słów na odległość.
Zrezygnowałem ze słuchania tych małych gaduł, a moje myśli powróciły do obrazu, przez który straciłem świadomość. Tak, obrazu. Jechałem sobie spokojnie, próbując zacząć rozmowę z towarzyszem, kiedy nagle uderzyła we mnie paleta barw. Błękit nieba, biel chmur, zieleń drzew. Zawsze były dla mnie tylko wyuczonymi na pamięć wyrażeniami. Teraz jednak potrafiłem je sobie wyobrazić. W sumie to nawet nie musiałem, bo obraz, tak jak poprzedni, głęboko wyrył się w mojej pamięci.
Przedstawiał on chłopaka, który był już bardziej mężczyzną. Do pewnego momentu nie wiedziałem kim on jest. Zrozumiałem to dopiero, kiedy przypomniałem sobie jego oczy. Jedno niebieskie, a drugie brązowe, które niektórzy porównują do bursztynu.
Pierwszy raz zobaczyłem samego siebie. Nigdy nie potrafiłem zbadać swojej twarzy wodą, w końcu jeśli dotknę nią twarzy, to zamiast czuć przez ciesz, poczuję przez skórę. Może niektórym ciężko byłoby to zrozumieć. Uczucie było podobne do tego, kiedy dotykamy dłonią twarzy. Jednocześnie czujemy dotyk w palcach i na policzku. Tak samo było z wodą, a to strasznie zaburzało obraz mojej osoby, który tworzyłem w umyśle.
Najbardziej zdumiało mnie to, że obraz widziany był z perspektywy Lureia. Pamiętałem, że jechał po moje prawej stronie, nieco z przodu. W tym momencie odwrócony byłem w jego stronę i odruchowo skierowałem tam swoje oczy.
Uświadomiłem sobie także, że pierwszy obraz jaki ujrzałem także został ujrzany przez Lureia. Stał on wtedy pode mną, między moimi łapami i mógł z łatwością zobaczyć lecącą w moją stronę włócznie.
W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli. Jakim cudem te obrazy dostały się do mojej głowy? Czy naprawdę widzę część tego, co Lurei? Cóż część to trochę aa dużo powiedziane. To były tylko dwa przebłyski, które mogła podsunąć mi wyobraźnia. Właśnie. To wszystko pewnie jest dziełem mojego umysłu. Niemożliwe bym cokolwiek zobaczył. Poza tym świat, kolory, widzenie. Nie ma mowy, żeby to wszystko było takie cudowne. Gdyby tak było, ludzie zachwycaliby się już samą barwą liści.
Może to przez zmianę otoczenia? Mój umysł broni się przed nadmiarem wrażeń i postanowił mnie oszukać. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Musze skupić się nad znalezieniem sposobu na wyleczenie siostry Aquera.
Visio przyleciała z patrolu i powiadomiła mnie, że zostało nam tylko kilka godzin drogi. Przekazałem tą wiadomość Lureiowi i po kilku słowach, obaj zamilkliśmy, każdy zatopiony w swoich myślach.

Siedziałem na łóżku, myślami będąc w ogrodzie przy pałacu. Miałem niesamowitą ochotę na owoc Fenix'a, który zregenerowałby w pełni moje siły. Miałem kilka w jukach, jednak sam nie dotarłbym do drzwi wejściowych. Tym razem zatrzymaliśmy się w domku, gdzie przyjęło nas starsze małżeństwo. Widocznie dorabiali sobie, przyjmując podróżnych. Nie byli jednak przygotowani na to, że w całym ich domu pojawi się mgła, tylko po ty, żebym mógł wyjść na zewnątrz.
Powoli przyzwyczajałem się do całkowitej ślepoty. W gruncie rzeczy, kiedy nie władałem jeszcze dobrze nad wodą, a mało to pamiętam, musiałem radzić sobie bez niej.
Postanowiłem sam spróbować poznać pokój, bo Lurei miał mi pomóc to zrobić po wyjściu z łazienki, a dopiero co się w niej zamknął.
Wstałem i zacząłem iść wzdłuż ściany, odkrywając powoli pomieszczenie. Nie minęła chwila, a usłyszałem jak drzwi się otwierają.
- Już wyszedłeś? Myślałem, że dłużej ci to zajmie – zaśmiałem się lekko speszony, że Lurei przyłapał mnie na łażeniu po pokoju z rękami wyciągniętymi przed siebie.Zaniepokoiłem się lekko, kiedy Aquer nie odpowiedział.
- Lurei? Czemu nic nie mówisz? To nie jest śmieszne.
- Zależy dla kogo. Czyż to nie czasem synek naszego kochanego Igne? - usłyszałem męski głos i przygotowałem się do walki. Pomoczenie pościeli było niewielką ceną w zamian za przeżycie.
- Czego chcesz?
- Chcę czegoś, co odebrał mi twój ojczulek, a dzięki małemu szantażowi, będzie musiał mi oddać. Pójdziesz teraz ze mną.
- Przykro mi, ale nie mam zamiaru puścić go z taką szują jak ty – usłyszałem głos Lureia.Chwilę wcześniej drzwi zaskrzypiały cicho, co ledwo zauważyłem. O ile się nie mylę, Aquer stał za nieznajomym mężczyzną, odgradzając go od wyjścia.
- Nic nie możecie mi zrobić – powiedział szyderczo tamten, a ja usłyszałem, jak ktoś szeleści materiałem.
- Filen, on ma dziwny czerwony kamień. - Wyzwoliłem swój ogień, chcąc potwierdzić przypuszczenia. Oczywiście, kiedy tylko spróbowałem go użyć, zalała mnie fala bólu.
- Pamiętasz jak ci mówiłem o naszej wersji topazu? To właśnie ona. Nie mogę użyć ognia.
- Przecież i tak nigdy go nie używasz.
- On chyba o tym nie wie. Myślę, że w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, co potrafię.
- Co ty na to, żeby go uświadomić? - W głosie Lureia usłyszałem nutę rozbawienia. Byłem pewny, że właśnie się uśmiecha.
- Nie mam sił i ochoty. Nie możesz ty tego zrobić?
- No nie daj się prosić. Chcę zobaczyć jego minę.
- Szkoda, że ja nie zobaczę – mruknąłem do siebie i ruszyłem w ich stronę. Już wcześniej zbadałem tę część pokoju, więc wiedziałem gdzie się wszystko znajduje.
Mężczyzna, który wparował do pokoju, nie mógł chyba uwierzyć, że tak po prostu go minąłem. Czy on myślał, że będę walczyć w malutkim pokoiku?
Przy drzwiach, Lurei złapał mnie pod ramię, doskonale zgadując, że nie mam pojęcia co jest za progiem. Wyszliśmy z pokoju, a nieznajomy zaczął coś mówić, próbując nas zatrzymać.
- Cicho bądź. Nawet jeśli masz ten durny kamień, to nic ci on nie da. Gdybyś nie zauważył nas jest dwóch.
- A czy ja powiedziałem, że przyszedłem sam?
Drzwi otworzyły się z hukiem, a Lurei lekko się spiął. Usłyszałem tupot stóp i mogłem stwierdzić, że do środka wpadło pięciu dosyć postawnych mężczyzn.
- Masz topaz? - szepnąłem do Lureia, by inni nie słyszeli.
- Na szyi. Nie martw się. Po prostu stąd wyjdźmy.
- Stwórz nam tunel z wody. Lepiej niech nie wiedzą, że władam dwoma żywiołami.
- Nie ma sprawy.

Lurei

Uśmiechnąłem się do Filena i wyszukałem wzrokiem przerwę między stojącymi mężczyznami. Nim zdążyli się domyślić, co się dzieję, szliśmy już, otoczeni ze wszystkich stron wodą. Sprawę ułatwiało to, że nie musiałem dbać o powietrze. Obaj doskonale radziliśmy sobie bez niego. Oczywiście tylko, kiedy wokół była woda.
- Dalej nie rozumiem, dlaczego kiedy kontrolujesz wodę, ja mogę przez nią widzieć – powiedział Filen lekko zniekształconym głosem. Spojrzałem na niego, a on w tym samym momencie zwróci twarz moją stronę.
- Nie mówiłeś o tym wcześniej – zmarszczyłem brwi, usiłując sobie przypomnieć.
- Wyleciało mi z głowy – zaśmiał się cicho. - W każdym razie, kiedy korzystasz z topazu, moja moc próbuje przejąć kontrolę, ale nie walczy z twoją. Nie zauważyłeś, że mogę ruszać twoją wodą?
W tym momencie uświadomiłem sobie, że rzeczywiście wyczuwałem umysł Filena. O dziwo to, że mógł panować nad wodą, w ogóle nie przeszkadzało mi w niczym. Było to zaskakujące z tego względu, iż nie powinno się udać. Zawsze kiedy przejmowałem panowanie nad czyjąś wodą, zyskiwałem nad nią pełną władzę. W tym przypadku Filen w każdej chwili mógł zmienić kierunek wody wbrew mojej woli.
- Pogadamy o tym później. Chyba ktoś nam zorganizował komitet powitalny – powiedziałem, kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz. Jak się okazało, czekało tu na nas o wiele więcej przeciwników. W dodatku ich uroda świadczyła o tym, że nie wszyscy pochodzą z naszych ziem. Część z pewnością była Najeźdźcami.
- Byłoby mi łatwiej, gdybym mógł ich widzieć. Nie mogę rozpostrzeć mgły. Podejrzewam, że oni też mają topazy.
Spróbowałem stworzyć mgiełkę i rzeczywiście, kiedy tylko zbliżała się do naszych przeciwników, opadała na ziemię.
- Trzymaj się blisko mnie, a jakoś sobie poradzimy.
- Już raz tak walczyłem. - Filen wyszedł z wody, a ja otoczyłem go tarczą z mgiełki. Wziął wdech i wypuścił powietrze. Wyglądało to, jakby krzyczał, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. A przynajmniej ja żadnego nie słyszałem.
Visio spadła z nieba niczym grom, nie ostrzegając nikogo. Filen był na to przygotowany i odchylił głowę, by mogła wygodnie umościć się na jego ramieniu.
- Masz całe moje zaufanie. Poprowadź mnie – powiedział cicho, głaskając ją po szyi.
- Cieszę się, że zabrałeś ją z pałacu. - przygotowałem się do zniesienia bariery wodnej.
- Nawet nie wiesz jak ja się z tego powodu cieszę. Bylibyśmy już bez niej martwi.
- Nie wiadomo, czy i z nią nie będziemy. Jest ich tutaj chyba z trzydziestu. Może nie byłoby to nic takiego, gdybyś mógł użyć ognia.
- Wiesz, że to nic by nie dało. I tak nie potrafię nad nim zapanować.
- W sumie to jeszcze nie widziałem jak nim władasz. Nie licząc tych płomyczków. Zawsze mógłbyś spalić i ich i nas. Lepsze to niż jakby mieli nas do końca życia więzić.
- Umarłbyś tylko ty. Ja nie płonę, a kamień Visio, uodpornia ją na moje zdolności.
Ptak potwierdził to cichym piskiem. Parsknąłem śmiechem, choć sytuacja nie była zbyt wesoła.
- To może będziemy siedzieć za tą osłoną z wody? Tu nam raczej nic nie zrobią.
- Nie byłbym taki pewny. Mają więcej kamieni. Przynajmniej tak mówiłeś.
- Przydałoby się dowiedzieć, kto je ma. Mam pewien pomysł. Myślisz, że prowokacja zadziała?
- Spróbować możemy. Nie ma nic do stracenia. Co dokładnie chcesz zrobić?
Wyjaśniłem Filenowi mój pomysł i, kiedy się zgodził, zniekształciłem lekko barierę, by było nas słychać.
- Nie ma się co martwić, na pewno z nimi wygramy! - powiedziałem głośno z pewnością w głosie. Kilku mężczyzn uśmiechnęło się kpiąco.
- Masz rację. Musieliby się bardzo postarać. W końcu nie mogą pokonać naszych kamieni!
- Musieliby mieć ich więcej, a na pewno tylu nie znaleźli.
Spojrzałem po tłumie, zauważając, że mężczyźni wyglądają na bardzo pewnych siebie. Przed tłum wysunął się facet, który wcześniej naszedł nas w pokoju.
- Nie bądźcie tacy pewni. Mamy wystarczająco dużo kamieni, by was schwytać.
- Czcze gadanie. Nie uwierzę, póki nie zobaczę! - powiedział Filen i o dziwo nikt nie zareagował w specjalny sposób. Czyżby nie wiedzieli, że jest niewidomy? To dobrze wróżyło. Przynajmniej nie będą go atakować, myśląc, że jest łatwiejszy do pokonania.
- Niech ci będzie. To nic nie zmieni, więc pokażcie im! - krzyknął do pozostałych, a kilku z wahaniem powyciągało kryształy.
Naliczyłem cztery topazy i dwa czerwone kamienie, łącznie z tym, który trzymał, jak przypuszczałem, ich przywódca. Visio powiedziała coś do Filena.
- To za dużo. Nie ma opcji, żebyśmy wygrali.
Spojrzałem w jego stronę. Minę miał nietęgą. Sam nie miałem zbyt dobrych przeczuć. Bądź co bądź było ich dziesięć razy więcej. W dodatku kilku z nich potrafiło korzystać z mocy żywiołów. Byli to głównie ci, którzy trzymali kamienie. Nie licząc przywódcy, w okół każdego z nich unosiły się kropelki wody lub, w przypadku jednego, malutkie płomyczki. Zauważyłem, że kiedy trzymam topaz, też mimowolnie kontroluję krople koło siebie.
- Gdyby udało ci się zdobyć ten czerwony kamień...
- To co? I tak nie mogę go trzymać. Pewnie stanie się tak jak z wodą. W dodatku nie panuję nawet nad swoim ogniem.
- A co jeśli chwyciłbyś oba? Jeśli nie możesz trzymać jednego, bo woda niszczy twój ogień, to co jak podrasujemy też ogień?
- Nie mam pojęcia. Nawet nie chcę wiedzieć. Co jeśli przypadkowo spalę całe miasto?
- Przynajmniej nas nie złapią. Widzisz inne wyjście, bo ja nie. I jak na razie to jest nasza największa szansa na przeżycie.
- Koniec gadania! Złapcie ich, tylko nie zabijcie syna Igne! Nie chce mieć całego Ignem na karku.
Mężczyźni zawahali się przez chwilę, co pozwoliło nam się przygotować. Filen wytrzasnął skądś miecz, a ja zadowoliłem się patykiem, który leżał niedaleko. Pokryłem go wodą i zbiłem ją jak najbardziej. W ten sposób mogłem ciąć nią nawet metal.
Chwilę później wpadliśmy w wir walki. Starałem się nie oddalać od Filena, by w razie ataku skorzystał z wody, ale już po kilku uderzeniach zostaliśmy rozdzieleni. Nie miałem czasu na zastanawianie się czy sobie poradzi. O ile Filena nie chcieli zabić, tak na mnie rzucali się bez powściągliwości. Jeden z mieczy boleśnie naciął mi ramię które krwawiło przy każdym ruchu.
Zdążyłem zabić czterech przeciwników, kiedy kolejny zamachnął się na mój bok. Odskoczyłem do tyłu, ale ostrze nacięło moją skórę na brzuchu. Kilka cali bliżej i miałbym teraz dwie połowy.
Przez okrzyki bojowe docierały do mnie piski i krzyki Visio, która prowadziła Filena w boju. Nie wyobrażałem sobie jak szczegółowo musi przekazywać informację, by Filen zrobił dokładnie to, co chciała. W końcu jeden błąd i mimo braku chęci mordu ze strony przeciwników, mógł zginąć.
Trzech przeciwników i jedną ranę później, znów znalazłem się koło Filena. Oparliśmy się o siebie plecami, ciężko dysząc. Mężczyźni także stanęli, czekając na odpowiedni moment by zaatakować.
- Nie daję rady. Jest ich zbyt wielu – szepnął Filen. Pot spływał mu po twarzy, a płytka rana na skroni cały czas krwawiła. Visio także nie była w najlepszym stanie. Siedziała mu na ramieniu z otwartym dziobem i ciężko oddychała. Pióra na szyi miała lekko przycięte, ale na szczęście nigdzie nie było widać jej krwi.
- Zastało tylko dwóch Aquerów i Ignis. Niestety nie mogę do niego dotrzeć, skupia się na blokowaniu twojego ognia.
- I dobrze mu wychodzi. Tym razem nie mam do dyspozycji nawet płomieni. Czyje się jak kaleka. Nawet nie wiedziałem, że tak mi ich będzie brakować. Powiedz Visio, który to, a postaram się do niego dotrzeć. - Opisałem mężczyznę z czerwonym kamieniem, powoli zaczynałem się przyzwyczajać do rozmawiania ze zwierzętami. A raczej do mówienia do nich.
- Ja się zajmę Aquerami. Ciężko się walczy jednocześnie z wrogiem i wodą – powiedziałem, znów szykując się do ataku.
- Nie musisz mówić. Cieszę się tylko, że ja i Visio potrafimy oddychać pod wodą, bo próbowali nas już utopić. Jeszcze chwila i przestanę lubić wodę.
- Chyba trochę się już niecierpliwią. Spróbuj się od razu przebić do tego Ignisa. Może zdążysz, nim zareagują. Visio, weź to – powiesiłem kamień na szyi ptaka. Na szczęście nie był duży, więc orłowi nie sprawiał problemu. Ponownie zwróciłem się do Filena: - Zabrałem Aquerowi topaz. Wiem, że nie podoba ci się ten pomysł, ale w ostateczności użyj kamieni.
- Tylko jeśli nie będę miał wyboru – odpowiedział i stanął w odpowiedniej pozycji. Skinąłem Visio głową, a ona wydała z siebie cichy pomruk. Był to znak dla Filena, z którego ja także skorzystałem.
Dopadłem do pierwszego przeciwnika, od razu kulą wody posyłając go wysoko w górę. Z drugim nie było tak łatwo, gdyż okazał się nim Aquer z topazem. Na szczęście kompletnie nie spodziewał się, że tak szybko pozbędę się jego poprzednika i zginą z mieczem w połowie drogi do mojego barku.
Zabiłem ostatniego z grupki wrogów i korzystając z chwili, spojrzałem na Filena. Przebił on właśnie przeciwnika mieczem. Przed nim stał już Ignis, który z chytrym uśmieszkiem stworzył ogromną kulę ognia i rzucił ją w Filena. Krzyknąłem, kiedy ten nie ruszył i zniknął w płomieniach.
Ostatecznie kula roztrzaskała się tam, gdzie stał, zapalając siano, które leżało przed starą szopą. W mgnieniu oka ogień rozprzestrzenił się na kolejne jego sterty.
Z ulgą zobaczyłem postać w miejscu, gdzie stał wcześniej Filen i powróciłem do walki. Nie miałem czasu by upewnić się, że to on, ale kto inny mógłby to być?
Walka trwała nadal. W pewnym momencie miecz musnął moją szyję. Usłyszałem jak coś upada, a moc wody wparowała ze mnie w mgnieniu oka. Aquer rzucił się na ziemię i porwał mój topaz, po czym poruszył mieczem. Stałem pośród ognia z patykiem w ręce i mieczem na gardle.
- To koniec – powiedział z uśmiechem ostatni Aquer i jak zauważyłem, jedyny z wrogów pozostały przy życiu.
Spojrzałem ze smutkiem na Filena. Stał tam, cały i zdrowy. Trzymając czerwony kamień przez grubą warstwę materiału. Zwrócony był w moim kierunku, dzięki czemu nawet z daleka mogłem dostrzec jego oczy. Oczy, w których teraz zapłonęła złość i determinacja.

6 komentarzy:

  1. To jest cudowne! Jak zawsze...I.nie.ucina.sie.w.takim.momencie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uaaa. Czy ja już mówiłam, że uwielbiam czytać twoje opisy walk? D: Szczególnie, gdy walczą Filen i Lurei w duecie.
    Myślę, że raczej nie muszę się martwić o Lureia. Filen tak łatwo się nie da. ;P
    Trochę niepokoi mnie reakcja Filena na przesłanie obrazu przez Lureia... Mam nadzieję, że to tylko dlatego, że to nowa rzecz, do której jego organizm nie jest przyzwyczajony... .v.
    I czy tamten facet, co ich zaatakował ma coś wspólnego z podróżą Elina i Araela? Nie chce nic mówić, bo się okaże, że odgadłam, co takiego mu zabrano.

    Dobrze, że ci wena wróciła. I niech już nie ucieka. *^*
    Pisz szybko, aczkolwiek bez błędów. ^^

    Uma~

    OdpowiedzUsuń
  3. cudnie jak zwykle weny życzę, pewnie nie będzie mnie chwilę by chwalić, ale wróce we wrzesniu:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, dawno nie komentowała, ale wiedz że jestem i że obserwuje...jakoś tak nie miała ochoty siadać do komputera a kochana klawiatura w telefonie co chwilę się chowa :/

    Tak czy siak bardzo mi się podoba, i przepraszam że nie komentuje, po prostu nawał spraw, a teraz jeszcze do środy nie będę miała internetu...po prostu żyć nie umierać :/

    Wracając do tematu, bo znów się nad sobą użalam .u.

    To opowiadanie jest mega, zastanawiam się kiedy coś między nimi wykwitnie (?) ze strony Filena i kiedy Lurei zorientuje jakim dokładnie uczuciem darzy syna Inge xD Postaram się wykrzesać resztkę internetu z mojego telefonu, ale najwcześniej skomentuję dopiero w czwartek :/

    Życzę weny i udanych wakacji, bo to jest ważne :3 wyleń się za wsze czasy, bo później nie będzie takiej możliwośći

    #CiągleObecnaChoćStalkującaZUkrycia SayaVelRin

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    boskie, przez myśli przekazuje mu obrazy, mam nadzieję, że się uda, Arael wtedy też był zdeterminowany i udało mu się wtedy pokonać ich...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    boskie naprawdę, przez myśli przekazuje mu wszystkie obrazy, mam nadzieję, że się tutaj uda wszystko, Arael wtedy też był zdeterminowany i udało mu się ich pokonać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń