Cześć! Mam dobrą wiadomość, a mianowicie - wena wróciła :)
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia :*
Jak obiecałam dodaję dłuższy rozdział. Nie ma rekordowej długości, ale na pewno przebija ostatnie posty :*
Miłego czytania!
Lurei
Jechaliśmy już kilka dni, a ja zaczynałem rozpoznawać okolice.
Przez ostatnie dwie noce spaliśmy w namiocie i powoli kończyły nam
się zapasy. Na szczęście znałem te tereny dość dobrze,
więc wiedziałem, że zbliżamy się do sporego miasteczka. Oznaczało
to, że zostały nam dwa dni drogi. Cieszyłem się, że każde
drzewo, kamień, krzak zaczynają robić się znajome.
Kiedy byłem mały,
co jakiś czas znikałem na kilka dni, zapuszczając się w las, bądź
po prostu idąc przed siebie. Kiedy poszedłem na pierwszą taką
wyprawę, matka z siostrą szukały mnie przez cały dzień. Nie
pamiętam tego, miałem jakieś pięć lat i wszystko mnie ciekawiło.
Eirin opowiadała mi jak zniknąłem z samego rana i wróciłem w
nocy, cały szczęśliwy. Od tamtego czasu już nie panikowały tak
bardzo, kiedy nie mogły mnie znaleźć.
- O czym myślisz?
- Głos Filena wybudził mnie ze wspomnień. Spojrzałem na niego.
Siedział na koniu z twarzą skierowaną w moją stronę i oczami
wpatrzonymi w moje. Po raz kolejny nie mogłem oderwać od nich
wzroku. Zastanawiało mnie, czy mężczyzna wie, że są takie
piękne. Przyszło mi do głowy, że chciałbym, aby je zobaczył.
Aby w ogóle mógł spojrzeć na świat.
Kiedy ta myśl
wpadła mi do głowy, poczułem się jakbym naruszył jego
prywatność. Nie miałem pojęcia dlaczego, w końcu to była tylko
myśl. Powróciłem do pytania jakie zadał brunet i miałem zamiar
odpowiedzieć.
Filen wciągnął
głośno powietrze, zwracający tym moją uwagę. Przyłożył palce
do nasady nosa i szybko oddychał.
- Wszystko w
porządku? - Poprosiłem konia by zwolnił i zbliżył się do
Filena.
- Tak, głowa mnie
rozbolała, to nic takiego. - Zbladł lekko, co nieco mnie
zaniepokoiło.
- Nie wyglądasz
jakby to było nic takiego. Może chcesz się zatrzymać na chwilę?
- Nie musimy.
Zaraz mi przejdzie. Jestem tego prawie pewny – powiedział, po czym
syknął, mocniej dociskając palce do nasady nosa.
- Filen, naprawdę
możemy się zatrzymać. To nie problem.
Chłopak tylko
pokręcił głową, po czym opuścił rękę. Coś mi jednak nie
pasowało. Przyjrzałem mu się i dostrzegłem, że zamknął oczy, a
cała jego sylwetka powoli przechyla się w moją stronę. Złapałem
go, nim upadł i zatrzymałem konie. Kilka metrów dalej była
niewielka polanka, więc zaniosłem tam Filena i ułożyłem na
trawie. Nie mając pojęcia co mam robić, wyjąłem z juków
kawałek materiału i wodę. Namoczyłem tkaninę i położyłem
mężczyźnie na czole, jego głowę lokując na swoich kolanach.
Pozostało mi tylko czekać aż się obudzi.
Filen
Obudził mnie ostry ból głowy. Przyłożyłem dłoń do czoła,
chcąc go trochę zniwelować i ze zdziwieniem odkryłem, że ktoś
położył mi na nim mokry materiał. Nic dziwnego, że ból
stopniowo się zmniejszał. Woda zawsze pomagała mi się wyleczyć.
- Lurei? Jesteś tu? - zapytałem, nasłuchując odpowiedzi. Przyszła
ona natychmiast, zdradzając mi, że Aquer jest bardzo blisko.
- Jestem. Jak się czujesz? Chcesz wody?
- Wody? Zawsze. Już mi lepiej. - Podniosłem się, dopiero teraz
zauważając, dlaczego Lurei zdawał się być tak blisko. Poczułem
jak lekko pieką mnie policzki. Najwyraźniej spałem głową na jego
kolanach. O ile można to było nazwać snem.
Aquer podał mi wodę, którą z wdzięcznością przyjąłem.
Wypiłem sporą część, nie martwiąc się, że może nam jej
braknąć. Przecież mogłem ją wziąć znikąd.
- Często zdarza ci się tak po prostu zemdleć bez ostrzeżenia.
- Nie. Właściwie to był pierwszy raz. Nie jestem pewny co się
stało – skłamałem. Może nie byłem absolutnie pewny, ale miałem
dosyć poważne podejrzenia. Nie chciałem jednak, żeby ktokolwiek o
nich wiedział, przynajmniej póki sam nie zrozumiem co się dzieje.
- Może to z przemęczenia. Pewnie nigdy nie byłeś w tak długiej
podróży.
- Tak, to może być to. - Podziękowałem w duchu Lureiowi za
wymyślenie mi wymówki.
Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas, przy okazji zjadając obiad.
Musiałem być nieprzytomny bardzo krótko, bo ptaki, które
wcześniej tu były, dalej rozmawiały o tym samym. A wierzcie lub
nie, nie potrafią ciągnąć jednego tematu przez piętnaście
minut.
- Daleko jeszcze do twojego domu? - zapytałem, kiedy już
siedzieliśmy na koniach. Zwierzęta nie chciały ruszyć, póki nie
zapewniłem ich, że wszystko jest w porządku.
- Trzy dni, licząc z dzisiejszym. Jeśli się pośpieszymy, to przed
zmrokiem dotrzemy do miasteczka. W tych okolicach lepiej nie nocować
w namiotach. Ostatnimi czasy kręci się tu pełno Najeźdźców i
Aliquid z niezbyt dobrymi zamiarami.
- Dziwne. Donieśliście o tym komuś?
- Tak. Jestem pewny, że Igne o tym wie. Mój dobry znajomy sam
dostarczył mu te informacje.
- Cholera. Znowu coś przede mną ukrywają. Czy ja naprawdę
wyglądam na taką kalekę? Nie ważne ile razy im mówię, cały
czas nikt nie traktuje mnie poważnie. - Westchnąłem i wsłuchałem
się w śpiewy ptaków.
Jak zwykle obgadywały inne stworzenia, podróżnych, mieszkańców
okolicznych wsi i wszystko, co tylko się dało. Nie wiem czy wieści
mogą się rozejść szybciej, niż wśród ptaków. Wystarczy jeden
dzień, a wiadomość przejdzie z Ignem do Aquem, zahaczając po
drodze o Terram i Aer. W razie niebezpieczeństwa, ptaki były
niezawodne w przekazywaniu słów na odległość.
Zrezygnowałem ze słuchania tych małych gaduł, a moje myśli
powróciły do obrazu, przez który straciłem świadomość. Tak,
obrazu. Jechałem sobie spokojnie, próbując zacząć rozmowę z
towarzyszem, kiedy nagle uderzyła we mnie paleta barw. Błękit
nieba, biel chmur, zieleń drzew. Zawsze były dla mnie tylko
wyuczonymi na pamięć wyrażeniami. Teraz jednak potrafiłem je
sobie wyobrazić. W sumie to nawet nie musiałem, bo obraz, tak jak
poprzedni, głęboko wyrył się w mojej pamięci.
Przedstawiał on chłopaka, który był już bardziej mężczyzną. Do
pewnego momentu nie wiedziałem kim on jest. Zrozumiałem to dopiero,
kiedy przypomniałem sobie jego oczy. Jedno niebieskie, a drugie
brązowe, które niektórzy porównują do bursztynu.
Pierwszy raz zobaczyłem samego siebie. Nigdy nie potrafiłem zbadać
swojej twarzy wodą, w końcu jeśli dotknę nią twarzy, to zamiast
czuć przez ciesz, poczuję przez skórę. Może niektórym ciężko
byłoby to zrozumieć. Uczucie było podobne do tego, kiedy dotykamy
dłonią twarzy. Jednocześnie czujemy dotyk w palcach i na policzku.
Tak samo było z wodą, a to strasznie zaburzało obraz mojej osoby,
który tworzyłem w umyśle.
Najbardziej zdumiało mnie to, że obraz widziany był z perspektywy
Lureia. Pamiętałem, że jechał po moje prawej stronie, nieco z
przodu. W tym momencie odwrócony byłem w jego stronę i odruchowo
skierowałem tam swoje oczy.
Uświadomiłem sobie także, że pierwszy obraz jaki ujrzałem także
został ujrzany przez Lureia. Stał on wtedy pode mną, między moimi
łapami i mógł z łatwością zobaczyć lecącą w moją stronę
włócznie.
W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli. Jakim cudem te obrazy
dostały się do mojej głowy? Czy naprawdę widzę część tego, co
Lurei? Cóż część to trochę aa dużo powiedziane. To były tylko
dwa przebłyski, które mogła podsunąć mi wyobraźnia. Właśnie.
To wszystko pewnie jest dziełem mojego umysłu. Niemożliwe bym
cokolwiek zobaczył. Poza tym świat, kolory, widzenie. Nie ma mowy,
żeby to wszystko było takie cudowne. Gdyby tak było, ludzie
zachwycaliby się już samą barwą liści.
Może to przez zmianę otoczenia? Mój umysł broni się przed
nadmiarem wrażeń i postanowił mnie oszukać. Nie ma sensu się nad
tym zastanawiać. Musze skupić się nad znalezieniem sposobu na
wyleczenie siostry Aquera.
Visio przyleciała z patrolu i powiadomiła mnie, że zostało nam
tylko kilka godzin drogi. Przekazałem tą wiadomość Lureiowi i po
kilku słowach, obaj zamilkliśmy, każdy zatopiony w swoich myślach.
Siedziałem na łóżku, myślami będąc w ogrodzie przy pałacu.
Miałem niesamowitą ochotę na owoc Fenix'a, który zregenerowałby w
pełni moje siły. Miałem kilka w jukach, jednak sam nie dotarłbym
do drzwi wejściowych. Tym razem zatrzymaliśmy się w domku, gdzie
przyjęło nas starsze małżeństwo. Widocznie dorabiali sobie,
przyjmując podróżnych. Nie byli jednak przygotowani na to, że w
całym ich domu pojawi się mgła, tylko po ty, żebym mógł wyjść
na zewnątrz.
Powoli przyzwyczajałem się do całkowitej ślepoty. W gruncie
rzeczy, kiedy nie władałem jeszcze dobrze nad wodą, a mało to
pamiętam, musiałem radzić sobie bez niej.
Postanowiłem sam spróbować poznać pokój, bo Lurei miał mi pomóc
to zrobić po wyjściu z łazienki, a dopiero co się w niej zamknął.
Wstałem i zacząłem iść wzdłuż ściany, odkrywając powoli
pomieszczenie. Nie minęła chwila, a usłyszałem jak drzwi się
otwierają.
- Już wyszedłeś? Myślałem, że dłużej ci to zajmie –
zaśmiałem się lekko speszony, że Lurei przyłapał mnie na
łażeniu po pokoju z rękami wyciągniętymi przed
siebie.Zaniepokoiłem się lekko, kiedy Aquer nie odpowiedział.
- Lurei? Czemu nic nie mówisz? To nie jest śmieszne.
- Zależy dla kogo. Czyż to nie czasem synek naszego kochanego Igne?
- usłyszałem męski głos i przygotowałem się do walki.
Pomoczenie pościeli było niewielką ceną w zamian za przeżycie.
- Czego chcesz?
- Chcę czegoś, co odebrał mi twój ojczulek, a dzięki małemu
szantażowi, będzie musiał mi oddać. Pójdziesz teraz ze mną.
- Przykro mi, ale nie mam zamiaru puścić go z taką szują jak ty –
usłyszałem głos Lureia.Chwilę wcześniej drzwi zaskrzypiały
cicho, co ledwo zauważyłem. O ile się nie mylę, Aquer stał za
nieznajomym mężczyzną, odgradzając go od wyjścia.
- Nic nie możecie mi zrobić – powiedział szyderczo tamten, a ja
usłyszałem, jak ktoś szeleści materiałem.
- Filen, on ma dziwny czerwony kamień. - Wyzwoliłem swój ogień, chcąc potwierdzić przypuszczenia. Oczywiście, kiedy tylko
spróbowałem go użyć, zalała mnie fala bólu.
- Pamiętasz jak ci mówiłem o naszej wersji topazu? To właśnie
ona. Nie mogę użyć ognia.
- Przecież i tak nigdy go nie używasz.
- On chyba o tym nie wie. Myślę, że w ogóle nie zdaje sobie
sprawy z tego, co potrafię.
- Co ty na to, żeby go uświadomić? - W głosie Lureia usłyszałem
nutę rozbawienia. Byłem pewny, że właśnie się uśmiecha.
- Nie mam sił i ochoty. Nie możesz ty tego zrobić?
- No nie daj się prosić. Chcę zobaczyć jego minę.
- Szkoda, że ja nie zobaczę – mruknąłem do siebie i ruszyłem w
ich stronę. Już wcześniej zbadałem tę część pokoju, więc wiedziałem gdzie się wszystko znajduje.
Mężczyzna, który wparował do pokoju, nie mógł chyba uwierzyć,
że tak po prostu go minąłem. Czy on myślał, że będę walczyć
w malutkim pokoiku?
Przy drzwiach, Lurei złapał mnie pod ramię, doskonale zgadując,
że nie mam pojęcia co jest za progiem. Wyszliśmy z pokoju, a
nieznajomy zaczął coś mówić, próbując nas zatrzymać.
- Cicho bądź. Nawet jeśli masz ten durny kamień, to nic ci on nie
da. Gdybyś nie zauważył nas jest dwóch.
- A czy ja powiedziałem, że przyszedłem sam?
Drzwi otworzyły się z hukiem, a Lurei lekko się spiął. Usłyszałem
tupot stóp i mogłem stwierdzić, że do środka wpadło pięciu
dosyć postawnych mężczyzn.
- Masz topaz? - szepnąłem do Lureia, by inni nie słyszeli.
- Na szyi. Nie martw się. Po prostu stąd wyjdźmy.
- Stwórz nam tunel z wody. Lepiej niech nie wiedzą, że władam
dwoma żywiołami.
- Nie ma sprawy.
Lurei
Uśmiechnąłem się do Filena i wyszukałem wzrokiem przerwę między
stojącymi mężczyznami. Nim zdążyli się domyślić, co się
dzieję, szliśmy już, otoczeni ze wszystkich stron wodą. Sprawę
ułatwiało to, że nie musiałem dbać o powietrze. Obaj doskonale
radziliśmy sobie bez niego. Oczywiście tylko, kiedy wokół była
woda.
- Dalej nie rozumiem, dlaczego kiedy kontrolujesz wodę, ja mogę
przez nią widzieć – powiedział Filen lekko zniekształconym
głosem. Spojrzałem na niego, a on w tym samym momencie zwróci
twarz moją stronę.
- Nie mówiłeś o tym wcześniej – zmarszczyłem brwi, usiłując
sobie przypomnieć.
- Wyleciało mi z głowy – zaśmiał się cicho. - W każdym razie,
kiedy korzystasz z topazu, moja moc próbuje przejąć kontrolę, ale
nie walczy z twoją. Nie zauważyłeś, że mogę ruszać twoją
wodą?
W tym momencie uświadomiłem sobie, że rzeczywiście wyczuwałem
umysł Filena. O dziwo to, że mógł panować nad wodą, w ogóle
nie przeszkadzało mi w niczym. Było to zaskakujące z tego względu,
iż nie powinno się udać. Zawsze kiedy przejmowałem panowanie nad
czyjąś wodą, zyskiwałem nad nią pełną władzę. W tym
przypadku Filen w każdej chwili mógł zmienić kierunek wody wbrew
mojej woli.
- Pogadamy o tym później. Chyba ktoś nam zorganizował komitet
powitalny – powiedziałem, kiedy znaleźliśmy się już na
zewnątrz. Jak się okazało, czekało tu na nas o wiele więcej
przeciwników. W dodatku ich uroda świadczyła o tym, że nie
wszyscy pochodzą z naszych ziem. Część z pewnością była
Najeźdźcami.
- Byłoby mi łatwiej, gdybym mógł ich widzieć. Nie mogę
rozpostrzeć mgły. Podejrzewam, że oni też mają topazy.
Spróbowałem stworzyć mgiełkę i rzeczywiście, kiedy tylko
zbliżała się do naszych przeciwników, opadała na ziemię.
- Trzymaj się blisko mnie, a jakoś sobie poradzimy.
- Już raz tak walczyłem. - Filen wyszedł z wody, a ja otoczyłem
go tarczą z mgiełki. Wziął wdech i wypuścił powietrze.
Wyglądało to, jakby krzyczał, ale z jego ust nie wydobył się
żaden dźwięk. A przynajmniej ja żadnego nie słyszałem.
Visio spadła z nieba niczym grom, nie ostrzegając nikogo. Filen był
na to przygotowany i odchylił głowę, by mogła wygodnie umościć się na jego ramieniu.
- Masz całe moje zaufanie. Poprowadź mnie – powiedział cicho,
głaskając ją po szyi.
- Cieszę się, że zabrałeś ją z pałacu. - przygotowałem się
do zniesienia bariery wodnej.
- Nawet nie wiesz jak ja się z tego powodu cieszę. Bylibyśmy już
bez niej martwi.
- Nie wiadomo, czy i z nią nie będziemy. Jest ich tutaj chyba z
trzydziestu. Może nie byłoby to nic takiego, gdybyś mógł użyć
ognia.
- Wiesz, że to nic by nie dało. I tak nie potrafię nad nim
zapanować.
- W sumie to jeszcze nie widziałem jak nim władasz. Nie licząc
tych płomyczków. Zawsze mógłbyś spalić i ich i nas. Lepsze to
niż jakby mieli nas do końca życia więzić.
- Umarłbyś tylko ty. Ja nie płonę, a kamień Visio, uodpornia ją
na moje zdolności.
Ptak potwierdził to cichym piskiem. Parsknąłem śmiechem, choć
sytuacja nie była zbyt wesoła.
- To może będziemy siedzieć za tą osłoną z wody? Tu nam raczej
nic nie zrobią.
- Nie byłbym taki pewny. Mają więcej kamieni. Przynajmniej tak
mówiłeś.
- Przydałoby się dowiedzieć, kto je ma. Mam pewien pomysł.
Myślisz, że prowokacja zadziała?
- Spróbować możemy. Nie ma nic do stracenia. Co dokładnie chcesz
zrobić?
Wyjaśniłem Filenowi mój pomysł i, kiedy się zgodził,
zniekształciłem lekko barierę, by było nas słychać.
- Nie ma się co martwić, na pewno z nimi wygramy! - powiedziałem
głośno z pewnością w głosie. Kilku mężczyzn uśmiechnęło się
kpiąco.
- Masz rację. Musieliby się bardzo postarać. W końcu nie mogą
pokonać naszych kamieni!
- Musieliby mieć ich więcej, a na pewno tylu nie znaleźli.
Spojrzałem po tłumie, zauważając, że mężczyźni wyglądają na
bardzo pewnych siebie. Przed tłum wysunął się facet, który
wcześniej naszedł nas w pokoju.
- Nie bądźcie tacy pewni. Mamy wystarczająco dużo kamieni, by was
schwytać.
- Czcze gadanie. Nie uwierzę, póki nie zobaczę! - powiedział
Filen i o dziwo nikt nie zareagował w specjalny sposób. Czyżby nie
wiedzieli, że jest niewidomy? To dobrze wróżyło. Przynajmniej nie
będą go atakować, myśląc, że jest łatwiejszy do pokonania.
- Niech ci będzie. To nic nie zmieni, więc pokażcie im! - krzyknął
do pozostałych, a kilku z wahaniem powyciągało kryształy.
Naliczyłem cztery topazy i dwa czerwone kamienie, łącznie z tym,
który trzymał, jak przypuszczałem, ich przywódca. Visio
powiedziała coś do Filena.
- To za dużo. Nie ma opcji, żebyśmy wygrali.
Spojrzałem w jego stronę. Minę miał nietęgą. Sam nie miałem
zbyt dobrych przeczuć. Bądź co bądź było ich dziesięć razy
więcej. W dodatku kilku z nich potrafiło korzystać z mocy
żywiołów. Byli to głównie ci, którzy trzymali kamienie. Nie
licząc przywódcy, w okół każdego z nich unosiły się kropelki
wody lub, w przypadku jednego, malutkie płomyczki. Zauważyłem, że
kiedy trzymam topaz, też mimowolnie kontroluję krople koło siebie.
- Gdyby udało ci się zdobyć ten czerwony kamień...
- To co? I tak nie mogę go trzymać. Pewnie stanie się tak jak z
wodą. W dodatku nie panuję nawet nad swoim ogniem.
- A co jeśli chwyciłbyś oba? Jeśli nie możesz trzymać jednego,
bo woda niszczy twój ogień, to co jak podrasujemy też
ogień?
- Nie mam pojęcia. Nawet nie chcę wiedzieć. Co jeśli przypadkowo
spalę całe miasto?
- Przynajmniej nas nie złapią. Widzisz inne wyjście, bo ja nie. I
jak na razie to jest nasza największa szansa na przeżycie.
- Koniec gadania! Złapcie ich, tylko nie zabijcie syna Igne! Nie
chce mieć całego Ignem na karku.
Mężczyźni zawahali się przez chwilę, co pozwoliło nam się
przygotować. Filen wytrzasnął skądś miecz, a ja zadowoliłem się
patykiem, który leżał niedaleko. Pokryłem go wodą i zbiłem ją
jak najbardziej. W ten sposób mogłem ciąć nią nawet metal.
Chwilę później wpadliśmy w wir walki. Starałem się nie oddalać
od Filena, by w razie ataku skorzystał z wody, ale już po kilku
uderzeniach zostaliśmy rozdzieleni. Nie miałem czasu na
zastanawianie się czy sobie poradzi. O ile Filena nie chcieli zabić,
tak na mnie rzucali się bez powściągliwości. Jeden z mieczy
boleśnie naciął mi ramię które krwawiło przy każdym ruchu.
Zdążyłem zabić czterech przeciwników, kiedy kolejny zamachnął się na mój bok. Odskoczyłem do tyłu, ale ostrze nacięło moją
skórę na brzuchu. Kilka cali bliżej i miałbym teraz dwie połowy.
Przez okrzyki bojowe docierały do mnie piski i krzyki Visio, która
prowadziła Filena w boju. Nie wyobrażałem sobie jak szczegółowo
musi przekazywać informację, by Filen zrobił dokładnie to, co
chciała. W końcu jeden błąd i mimo braku chęci mordu ze strony
przeciwników, mógł zginąć.
Trzech przeciwników i jedną ranę później, znów znalazłem się
koło Filena. Oparliśmy się o siebie plecami, ciężko dysząc.
Mężczyźni także stanęli, czekając na odpowiedni moment by
zaatakować.
- Nie daję rady. Jest ich zbyt wielu – szepnął Filen. Pot
spływał mu po twarzy, a płytka rana na skroni cały czas krwawiła.
Visio także nie była w najlepszym stanie. Siedziała mu na ramieniu
z otwartym dziobem i ciężko oddychała. Pióra na szyi miała lekko
przycięte, ale na szczęście nigdzie nie było widać jej krwi.
- Zastało tylko dwóch Aquerów i Ignis. Niestety nie mogę do niego
dotrzeć, skupia się na blokowaniu twojego ognia.
- I dobrze mu wychodzi. Tym razem nie mam do dyspozycji nawet
płomieni. Czyje się jak kaleka. Nawet nie wiedziałem, że tak mi
ich będzie brakować. Powiedz Visio, który to, a postaram się do
niego dotrzeć. - Opisałem mężczyznę z czerwonym kamieniem,
powoli zaczynałem się przyzwyczajać do rozmawiania ze zwierzętami.
A raczej do mówienia do nich.
- Ja się zajmę Aquerami. Ciężko się walczy jednocześnie z
wrogiem i wodą – powiedziałem, znów szykując się do ataku.
- Nie musisz mówić. Cieszę się tylko, że ja i Visio potrafimy
oddychać pod wodą, bo próbowali nas już utopić. Jeszcze chwila
i przestanę lubić wodę.
- Chyba trochę się już niecierpliwią. Spróbuj się od razu
przebić do tego Ignisa. Może zdążysz, nim zareagują. Visio, weź
to – powiesiłem kamień na szyi ptaka. Na szczęście nie był
duży, więc orłowi nie sprawiał problemu. Ponownie zwróciłem się
do Filena: - Zabrałem Aquerowi topaz. Wiem, że nie podoba ci się
ten pomysł, ale w ostateczności użyj kamieni.
- Tylko jeśli nie będę miał wyboru – odpowiedział i stanął w
odpowiedniej pozycji. Skinąłem Visio głową, a ona wydała z siebie
cichy pomruk. Był to znak dla Filena, z którego ja także
skorzystałem.
Dopadłem do pierwszego przeciwnika, od razu kulą wody posyłając
go wysoko w górę. Z drugim nie było tak łatwo, gdyż okazał się
nim Aquer z topazem. Na szczęście kompletnie nie spodziewał się,
że tak szybko pozbędę się jego poprzednika i zginą z mieczem w
połowie drogi do mojego barku.
Zabiłem ostatniego z grupki wrogów i korzystając z chwili,
spojrzałem na Filena. Przebił on właśnie przeciwnika mieczem.
Przed nim stał już Ignis, który z chytrym uśmieszkiem stworzył
ogromną kulę ognia i rzucił ją w Filena. Krzyknąłem, kiedy ten
nie ruszył i zniknął w płomieniach.
Ostatecznie kula roztrzaskała się tam, gdzie stał, zapalając
siano, które leżało przed starą szopą. W mgnieniu oka ogień
rozprzestrzenił się na kolejne jego sterty.
Z ulgą zobaczyłem postać w miejscu, gdzie stał wcześniej Filen i powróciłem do walki. Nie miałem czasu by upewnić się, że to on,
ale kto inny mógłby to być?
Walka trwała nadal. W pewnym momencie miecz musnął moją szyję.
Usłyszałem jak coś upada, a moc wody wparowała ze mnie w mgnieniu
oka. Aquer rzucił się na ziemię i porwał mój topaz, po czym poruszył mieczem. Stałem pośród
ognia z patykiem w ręce i mieczem na gardle.
- To koniec – powiedział z uśmiechem ostatni Aquer i jak
zauważyłem, jedyny z wrogów pozostały przy życiu.
Spojrzałem ze smutkiem na Filena. Stał tam, cały i zdrowy.
Trzymając czerwony kamień przez grubą warstwę materiału.
Zwrócony był w moim kierunku, dzięki czemu nawet z daleka mogłem
dostrzec jego oczy. Oczy, w których teraz zapłonęła złość i determinacja.
To jest cudowne! Jak zawsze...I.nie.ucina.sie.w.takim.momencie!
OdpowiedzUsuńUaaa. Czy ja już mówiłam, że uwielbiam czytać twoje opisy walk? D: Szczególnie, gdy walczą Filen i Lurei w duecie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że raczej nie muszę się martwić o Lureia. Filen tak łatwo się nie da. ;P
Trochę niepokoi mnie reakcja Filena na przesłanie obrazu przez Lureia... Mam nadzieję, że to tylko dlatego, że to nowa rzecz, do której jego organizm nie jest przyzwyczajony... .v.
I czy tamten facet, co ich zaatakował ma coś wspólnego z podróżą Elina i Araela? Nie chce nic mówić, bo się okaże, że odgadłam, co takiego mu zabrano.
Dobrze, że ci wena wróciła. I niech już nie ucieka. *^*
Pisz szybko, aczkolwiek bez błędów. ^^
Uma~
cudnie jak zwykle weny życzę, pewnie nie będzie mnie chwilę by chwalić, ale wróce we wrzesniu:-)
OdpowiedzUsuńWiem, dawno nie komentowała, ale wiedz że jestem i że obserwuje...jakoś tak nie miała ochoty siadać do komputera a kochana klawiatura w telefonie co chwilę się chowa :/
OdpowiedzUsuńTak czy siak bardzo mi się podoba, i przepraszam że nie komentuje, po prostu nawał spraw, a teraz jeszcze do środy nie będę miała internetu...po prostu żyć nie umierać :/
Wracając do tematu, bo znów się nad sobą użalam .u.
To opowiadanie jest mega, zastanawiam się kiedy coś między nimi wykwitnie (?) ze strony Filena i kiedy Lurei zorientuje jakim dokładnie uczuciem darzy syna Inge xD Postaram się wykrzesać resztkę internetu z mojego telefonu, ale najwcześniej skomentuję dopiero w czwartek :/
Życzę weny i udanych wakacji, bo to jest ważne :3 wyleń się za wsze czasy, bo później nie będzie takiej możliwośći
#CiągleObecnaChoćStalkującaZUkrycia SayaVelRin
Hej,
OdpowiedzUsuńboskie, przez myśli przekazuje mu obrazy, mam nadzieję, że się uda, Arael wtedy też był zdeterminowany i udało mu się wtedy pokonać ich...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńboskie naprawdę, przez myśli przekazuje mu wszystkie obrazy, mam nadzieję, że się tutaj uda wszystko, Arael wtedy też był zdeterminowany i udało mu się ich pokonać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza