poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 13

Hej :) Odpowiadając na Wasze pytania: Pozostało już tylko kilka rozdziałów, ale nie wiem jeszcze ile dokładnie. Nie mam napisane nic, więc nie określę tego nawet w przybliżeniu.
 Nie mogę się już odczekać powrotu do Ognia i Wody, więc być może szybko to zakończę ;)
Miłego czytania <3

TOMAS
- Tomas! Tomas, zaczekaj! - żyłka na jego czole zapulsowała, kiedy usłyszał za sobą dziewczęcy głos. Nie miał pojęcia dlaczego go tak denerwował, choć umysł podpowiadał mu, że powodem może być scena, którą zobaczył w poniedziałek na korytarzu. Od tamtej pory z jego oczu wydobywały się pioruny, które co rusz uderzały w Emily, jeśli ta znalazła się w zasięgu jego wzroku.
- Dla ciebie pan Nixon – Tomas nie chcąc robić widowiska, zatrzymał się i oparł o swój samochód. Luisa jeszcze nie było, co w sumie cieszyło Toma. Nie chciał, żeby ta dziewczyna nawet na niego patrzyła.
- Och, przestań, przecież znamy się od dawna. Może chciałbyś się ze mną wybrać do kina?
Brwi Tomasa powędrowały do góry. Czy ona w ogóle nie zauważyła tej całej niechęci? Przecież wie już o związku jego i Luisa.
- Emily, jakbyś nie zauważyła jestem teraz z Luisem. W przeciwieństwie do ciebie go nie zdradzę. Przestań usiłować nas rozdzielić. Kocham go, a on kocha mnie i ty tego nie zmienisz.
Dziewczynie mina zrzedła, ale na jej twarzy utrzymał się sztuczny uśmiech. Jej dłonie zacisnęły się, co próbowała ukryć chowając je za plecami.
- Tomas, nie wiesz co mówisz, przecież ty go nie kochasz. Po prostu dawno nie byłeś z dziewczyną taką jak ja. Ktoś ci musi przypomnieć jak to cudownie jest być z kobietą – Emily przejechała pomalowanym paznokciem po jego koszuli. - Przecież wiesz, że niepotrzebnie się rozstaliśmy. Byłam wtedy jeszcze niedojrzała i głupia. Nie potrafiłam dostrzec tego uczucia jakim mnie darzyłeś, ale teraz już wiem, że mnie kochałeś i dalej kochasz. Nie martw się uświadomię ci to - stanęła na palcach i próbowała go pocałować, ale Tomas ją odepchnął.
- Nie pozwalaj sobie. Jestem twoim nauczycielem i tak też masz mnie traktować. Niczego sobie nie wyobrażaj. Między nami niema nic oprócz niechęci do ciebie z mojej strony. Masz nie zbliżać się do Luisa, albo obiecuję ci, pożałujesz.
Skończył swoją wypowiedź i spojrzał w stronę szkoły. Luis właśnie opuszczał budynek i podejrzliwie popatrzył na blondynkę. On też nie czuł się przy niej dobrze.
Tomas podszedł do niego i pocałował w usta. Nie musieli się ukrywać, bo wszyscy już o nich wiedzieli. Były osoby, którym się to nie podobało, ale chcąc nie chcąc musieli tolerować brata swojego szefa i jego partnera.
Tomas chwycił Luisa za rękę i całkowicie ignorując rozeźloną ladacznicę, poprowadził do samochodu, gdzie otworzył mu drzwi. Białowłosy uśmiechnął się na ten gest i poczekał aż Tomas zajmie miejsce kierowcy.
- Co ona od ciebie chciała? - Luis spojrzał za odchodzącą Emily.
- W sumie to nic. Musi nadrobić materiał z historii i chciała się mnie o coś zapytać – Tomas nie zamierzał niepokoić Luisa słowami dziewczyny i jej pustymi obietnicami. Nie zamierzał zostawić Luisa, więc nie było się o co martwić.
- Aha. Rozmawiałem z Ethanem. Mama zaprasza nas na obiad.
- Jakoś nie wydaje mi się, żebym był tam mile widziany – Tomas skrzywił się, a Luis cicho zachichotał.
- Nie martw się, ochronię cię przed moimi krwiożerczymi braćmi.
- Bardziej się boję twojego ojca. Jakoś nie wyobrażam sobie, że przyjmie mnie w rodzinie z otwartymi ramionami.
- Nie martw się. Mama już ci chyba wybaczyła, więc tata nie ma wyboru – Tomas uśmiechnął się n a ten sposób myślenia partnera.
- Więc kiedy ten obiad? - uśmiech Luisa wynagrodził mu przyszłe nieprzyjemności.
- Za dwie godziny – mina Tomasa chyba wyraziła wszystkie jego myśli, bo Luis pochylił się i pocałował go w policzek.
- Nie martw się, Ricka masz już po swojej stronie, Ann tym bardziej. Został ci już tylko tata i Ethan, bo Michaela przekupisz jakąś grą komputerową – Luis puścił mu oczko i uśmiechnął się słodko.
Tomas spojrzał na drogę i zjechał w jakąś boczną uliczkę, by zatrzymać samochód i pocałować Luisa namiętnie.
- A to za co?
- Uśmiechaj się tak dalej, a spóźnimy się na ten obiad.
- Zabieraj te łapy. Ja nie mam zamiaru skomleć na krześle przy  rodzinie - Luis asekuracyjnie odsunął się na drugi koniec samochodu.
- Masz rację, jeszcze by mnie zabili za sprawienie bólu kochanemu braciszkowi i synowi. Ale co to byłby za przyjemny ból - Tomas poruszył zabawnie brwiami i ruszył w dalszą drogę.
Zatrzymali się przed niewielkim domkiem, który tymczasowo wspólnie wynajmowali. Początkowo Luis opierał się przed tym, ale w końcu niska cena, piękny ogródek i prośby Tomasa doprowadziły do tego, że się ugiął i nawet zamówił nowy stół do salonu, gdyż jego zdaniem "gryzł się on z peridotowymi ścianami". Tomas kompletnego pojęcia nie miał czym ten kolor ścian różnił się od zielonego, ale Luis upierał się, że różnica jest ogromna.
W każdym razie stanęło na tym, że na razie wynajmują mały domek w dosyć bezludnej okolicy. Im to nie sprawiało problemu, a dzięki temu, że wszystko było trochę daleko, cena była dużo niższa.
W środku przywitały ich jeszcze nie rozpakowane pudła. Jak dotąd nie mieli ani czasu, ani ochoty, by rozpakować wszystkie rzeczy. Wyciągali stopniowo to co było im w danej chwili potrzebne i jakoś żadnemu to nie przeszkadzało. Dopóki nie zadzwoniła Annabeth.

LUIS

Komórka Luisa zadzwoniła, kiedy tylko przekroczyli próg domu. Białowłosy kliknął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
- Hej Luis. Nim cokolwiek powiesz, to wiedz, że zdobyłam twój adres i za półtorej godziny przyjedzie do ciebie cała rodzina, by zjeść wspólnie obiad. Mam nadzieję, że masz porządek. Wszystko już ustalone, pamiętaj godzina szesnasta. Pa.
Wyrzuciła to z siebie na jednym wdechu, nie dając Luisowi się sprzeciwić, bądź cokolwiek innego powiedzieć. Przerażony Luis rozejrzał się po pokoju wyglądającym jakby chwilę temu przeszło przez nie tornado. W końcu spojrzał na Tomasa, który stał na tyle blisko by usłyszeć nie tylko jego, ale też Ann mówiącą przez słuchawkę.
- Nawet mi nie mów, że...?
- Owszem. I nawet nie wątp w to, że żartowała. Znając ją, naprawdę tu przyjdą.
- Więc co robimy? Bo ucieczka pewnie nie wchodzi w grę - Tomas spojrzał na niego błagalnie.
- Nie ma opcji. Oberwałoby nam się i to kilkakrotnie. A tobie pewnie nigdy nie zostałoby wybaczone. Tylko nawet w optymistycznej wersji nie zdążymy tego wszystkiego posprzątać! A jeszcze trzeba znaleźć na strychu skrzynkę z zastawą, umyć naczynia i skosić trawnik bo jak mama go zobaczy... Wolisz nie wiedzieć co zrobi. - Luis przełknął ślinę na wspomnienie dnia, kiedy rodzice wracali z urlopu, a on nie skosił trawnika.
- Było aż tak źle?
- Wolałbym pójść z mamą i Ann na zakupy, niż to powtórzyć.
- To naprawdę musiało być okropnie.
- Może nawet przekonasz się jak bardzo. Nie zdążymy z tym wszystkim we dwóch!
- Nie martw się. Przecież mam swoją Załogę, prawda?
- Masz na myśli tych twoich osiłków? Przecież oni są ze sił specjalnych, a nie z ekipy sprzątającej.
- Nie martw się. Frank, Zack, Pablo i Alex wiszą mi nie jedną przysługę. Przyjdą, nie ważne o co poproszę.
- Jesteś pewny, że chcesz wykorzystać przysługę do mycia podłogi i garnków?
- Czy jest coś straszniejszego od spotkania z niezadowolonymi teściami? - Tomas uniósł brwi z całkiem poważną miną. Luis uśmiechnął się i pocałował go w policzek.
- Tylko poproś, żeby szybko przyszli.
Tom uśmiechnął się i wyciągnął telefon. Dokładnie minutę później, bo zniecierpliwiony Luis cały czas zerkał na zegarek, zadzwonił dzwonek do drzwi.
Tomas otworzył je i przywitał się ze swoimi przyjaciółmi.
- Czy kiedykolwiek dowiem się jakim cudem przybyliście tu w minutę? - Luis podszedł do przybyłych i stanął w progu salonu. Oni tylko z uśmiechami popatrzyli po sobie i zwrócili się w jego stronę.
- Mamy taki nowy wynalazek, który jest dość tajny, ale podzielimy się z tobą tą wiedzą - Zack rozejrzał się jakby szukając szpiegów po czym nachylił się w stronę Luisa. Ten zaciekawiony nadstawił ucha. - Zwie się... przyczepa tuż za waszym domem, Maleńka - wyszeptał to tak poważny, tonem, że Luis przez chwilę nie wiedział co robić. Zack zaśmiał się na widok jego miny i pocałował go w policzek. Na ten gest Luisowi omal oczy z orbit nie wyleciały.
- Te, trzymaj się swojego chłopaka - Tomas pociągnął Luisa do siebie i kiwnął Frankowi. - Zabieraj mi stąd tego Casanovę.
- Nie martw się, nie tknie go już ja o to zadbam - Frank złapał za koszulkę Zacka i wytargał go do łazienki, która znajdowała się tuż obok salonu.
- Czy oni...? - Luis stał wpatrzony w drzwi z otwartymi ustami.
- Są razem. Odkąd pamiętam - Tomas uśmiechnął się do Luisa i pociągnął go na górę. Za nimi ruszyli Alex i Pablo.
- Czemu tam idziemy? - Luis planował zacząć sprzątanie od kuchni, by w razie czego zostawić górę nie posprzątaną.
- Poszukać zastawy. Lepiej nie schodź na dół przez najbliższe pół godziny - Tomas zbliżył swoje usta do ucha Luisa. - No chyba, że chcesz posłuchać jakie dźwięki wydajesz, kiedy jestem w tobie - zamruczał, a Luis momentalnie spalił buraka i walnął Tomasa w żebra.
- Zamknąłbyś się - Pablo i Alex zaśmiali się i poklepali Tomasa po ramieniu.
- Pomoglibyśmy ci Szefie, ale Maleńkiej boimy się bardziej.
- Ta, a czasem jest taki milutki.
- Będziecie tak gadać czy weźmiecie się w końcu do roboty? Mamy mało czasu, a ta dwójka na dole raczej nie pomoże! - Luis popchnął chłopaków w stronę strychu, a Tomasa przytrzymał chwilę przy sobie.
- Masz szlaban na mój tyłek przez tydzień. Jeszcze jedno słowo o tym jaki to jestem milutki, a miesiąc murowany.
- Już się zamykam - Tomas z przerażoną miną zamknął usta na zamek i wręczył Luisowi wyimaginowany kluczyk.
- No, masz szczęście - chłopak uśmiechnął się i ruszył na strych.

Kiedy w końcu znaleźli kosiarkę i całą zastawę, zaszli na dół. Frank i Zack właśnie wychodzili z łazienki, ten drugi z dosyć niewyraźną miną.
- Tyłek boli? A myślałem, że miałeś na to ochotę - Frank wyraźnie mścił się na swoim partnerze, dodatkowo klepiąc go w pośladki. Zack syknął, ale dzielnie wszystko znosił.
- Już go zostaw, bo jest nam potrzebny.
- Dobra, dobra, to co mamy robić?
Luis zaczął im wydawać polecenia. Okazało się, że chłopcy nadają się nie tylko do zabijania, ale też prac domowych.
Po godzinie wszyscy umordowani zasiedli w salonie. Trawnik krótko przystrzyżony zapraszał swoim wyglądem, podłogi błyszczały jak nigdy, nigdzie nie było widać ani grama kurzu, a duży stół zastawiony był na piętnaście osób. Luis przewidywał w tym także dzisiejszych pomocników.
- To my się już zbieramy - Pablo i Alex zaczęli się zbierać.
- Zostańcie na obiedzie. Nie wypuszczę was po tym jak nam pomogliście.
- Przykro nam Maleńka, ale ja mam obiad z żoną, a Pablo idzie na spotkanie klubu. Przyjdziemy kiedy indziej - to mówiąc zamknęli za sobą drzwi. Luis spojrzał na wstającą właśnie parę.
- O nie, wy zostajecie i nie wywiniecie mi się.
- Ja nie mam zamiaru. Co jak co, ale nasza lodówka świeci pustkami, a ja chętnie poznam twoją rodzinę - Zack puścił mu oczko, na co Luis posłał mu uśmiech.
- Masz braci? - Frank spojrzał na Luisa pytająco.
- Trzech, ale oni są hetero.
- Więc nie ma mowy, że zostawię go tu samego. Popatrz na mnie. Też kiedyś byłem hetero.
Luis zaśmiał się i spojrzał na zegarek. Jego rodzina właśnie powinna dojeżdżać.
- Luis mam jeszcze jedno pytanie - Frank spojrzał a niego poważnie. Lui kiwnął głową, czując jak Tom obejmuje go od tyłu i kładzie głowę na jego ramieniu. - Czy my mamy zachowywać się normalnie? To znaczy, jak para?
- Moja rodzina wie, że jestem z Tomasem i to akceptują. Myślę, że z wami też nie będzie problemu, ale jakbyście mogli... no wiesz.
- Nie uprawiać seksu na stole? Nie ma problemu. No chyba, że coś proponujesz - Zack z uśmiechem rozczochrał włosy Luisowi, ale jemu nie było dane się odegrać, gdyż zadzwobnił dzwonek do drzwi.
- Masz szczęście - Luis jak przystało na dorosłego pokazał Zackowi język i ruszył do drzwi, na co pozostali zaczęli się śmiać. Luis jeszcze uśmiechnął się do nich i otworzył drzwi. Lekko zaskoczony zaprosił do środka Matta, który wręczył Luisowi butelkę wina i podszedł do Tomasa.
- Dobrze cie widzieć całego - Matt uścisnął rękę Tomasa.
- Ciebie też. Dobrze, że wyszedłeś wcześniej.
- Nic by mi to nie dało, gdybyście nie unieszkodliwili Pietraszowa.
- Tak właściwie, to nie..
- Przepraszam, Tomas, mógłbyś nas przedstawić? Poza tym mamy do ciebie kilka pytań - Frank spojrzał znacząco na Matta. - Rozmawiacie na dosyć dziwny temat.
- Ach tak, przepraszam, mam na imię Matt - Tomas nie zdążył odpowiedzieć, a Matt już wyciągnął do Franka rękę, po czym podał ją Zackowi. - Miło mi was poznać na żywo, Frank, Zack.
Chłopaki wyraźnie byli lekko zdezorientowani. Spoglądali to na Matta to na Tomasa, aż w końcu ich wzrok spoczął na Luisie.
- Nie możecie im wszystkiego wyjaśnić? Gapią się na mnie jakby chcieli torturami wyciągnąć ze mnie odpowiedzi.
- Dobra. Tom, Lui idźcie na zewnątrz, bo William z Molly przyjechali i nie mogą się zabrać z jedzeniem. Ja wszystko wyjaśnię chłopakom - Matt niemal wypchnął ich na zewnątrz.
- Mam się o nich martwić? - Tom uniósł wysoko brwi.
- Matt jest raczej niegroźny. Stosunkowo - Luis uśmiechnął się i ruszył w kierunku samochodu rodziców.
Molly właśnie nakazywała Williamowi wziąć najpierw sernik, żeby się nie rozpuścił, kiedy ich zobaczyła. Podeszła najpierw do Luisa, by go wycałować i ponarzekać, że rzadko bywa w domu, by później wyściskać także Toma, co sprawiło, ze na twarzy białowłosego pojawił się szeroki uśmiech. Następnie wzięła z rąk męża ciasto i ruszyła do środka.
William nie przywitał Tomasa tak entuzjastycznie, ale z grzeczności podał mu rękę. Niechętnie, co miał doskonale wymalowane na twarzy.
- Tato!
- No co? Przecież nic nie zrobiłem! Jesteś taki sam jak wasza mama.
- Dobrze wiesz co zrobiłeś i masz przestać.
Tomas wyminął ich i zabrał rzeczy, które wcześniej wskazała Molly, po czym zatrzymał się przy boku Luisa.
- Lui, przestań już. Nic się przecież nie stało.
- Stało się. Tato, mam zamiar być z Tomasem przez bardzo, ale to bardzo długi czas, więc jeśli chcesz mnie w ogóle widywać, to musisz się nauczyć szacunku do niego!
Luis wziął dwie torby i ruszył w stronę drzwi, zostawiając dwóch mężczyzn przy samochodzie. Tomas spojrzał na Williama i nie wiedział co ma zrobić.
- Będziesz miał z nim ciężko. I nie oczekuj, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi, bo Luis jest jak moja druga córka. Choć lepiej mu tego nie powtarzaj, bo przyjdzie mnie zabić, zrozumiano?
- Tak jest - Tomas czuł się trochę jak wtedy, kiedy zaczynał w pracy z policją. Był gotów wykonać każdy rozkaz, żeby tylko komuś nie podpaść. Szczególnie komuś, kto jet ważny dla Luisa.
- Tomas! Rusz w końcu tyłek i przynieś szarlotkę! - Luis z daleka przyglądał się rozmawiającym mężczyznom i miał powoli dość tego, że nic nie słyszy.
- Już idę! - Tomas szybko wziął co mu kazano i niemal biegnąc, dotarł do Luisa i pocałował go w policzek, za co został skarcony znaczącym chrząknięciem.
- Taa - Luis niezadowolony spojrzał w kierunku ojca. Pod dom podjechał kolejny samochód, a głośna muzyka oznajmiła im, że rodzeństwo Luisa zaraz znajdzie się w polu widzenia. - Rodzinne spotkanie czas zacząć.

7 komentarzy:

  1. Rany jak tu nie kochać twojego opowiadania!! no normalnie genialne a ten humor uwielbiam !! Uuuu jestem ciekawa jak minie rodzinne spotkanie pewnie dość ostro i wesoło ;) Nie mogę się doczekać następnego poniedziałku!!
    Dużo weny!
    Pozdrawiam OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, tez nie mogę się doczekać kontynuacji poprzedniego opowiadania, ale z tym tez nie chce się rozstawać. Emily strasznie mnie frustruje nie znoszę nachalnych ludzi a głupich upartych bab w szczególności są niebezpiecznie głupie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle cudownie :)
    Mam nadzieję, że Emili nie będzie się wtrącać, bo już na pewno nie jest słodką dziewczynką.
    Wszystko pięknie i cudownie i niech tak zostanie :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S. Znalazłam parę literówek:
    „Mam zaprasza nas na obiad.”- mama
    „i nawet zamówił nawy stół do salonu” -nowy
    „Frank złapał Za koszulkę Zacka i” -za
    „a at dwójka na „- ta
    „przytrzymał chilę „-chwilę
    „ani grama kurzy”- kurzu
    „który wręczył Luisowi Butelkę wina i „-butelkę
    „kierunku Samochodu”- samochodu
    „Luis Wziął „-wziął

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero znalazłam Twojego bloga i jak na razie przeczytałam ogień i wodę..nie lubię fantasy ale to opowiadanie przypadło mi do gustu. Na pewno przeczytam to które teraz piszesz ale jak juz zakończysz a więc powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazlam twojego bloga wczoraj i juz przeczytalam oba opowiadania ktore sa cudne ! Choc oba sa ganialne to opowiadanie z fenixem i mpregiem mnie zauroczylo i zalowalam ze sie skonczylo ! No to zycze weny i mam nadzieje na jeszcze jakies boskie fantasy ! :3
    /Hans

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    rodzinny obiadek, ekipa tak szybko przybyła, bo za domem maja przyczepę, och choć czemu Louis, nie wkurza się za „maleńka”
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, co za rodzinny obiadek, czemu Louis, nie wkurza się za „maleńka” ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń