poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 10

TOMAS
- To co robimy? - Tom usiadł na łóżku, ściągając dopiero co założone buty.
- Cokolwiek, byle tylko do nich nie wracać - Luis wyciągnął z lodówki składniki i zaczął robić kanapki. Nie miał nawet zamiaru pytać o zgodę, co nie wiedzieć czemu, sprawiło, że Tomas się uśmiechnął.
- Kto mnie zastępuje w szkole? - Tomas oparł się o ścianę, by zminimalizować ból żeber.
- Tymczasowo ja. Ethan nie może znaleźć zastępstwa, a ja potrzebuję kasy - Luis położył na stole talerz z kanapkami, samemu jedząc zielonego ogórka.
- Właśnie, zapomniałem ci powiedzieć, ale dzwonił do mnie prokurator.
- Nie masz przeze mnie kłopotów, prawda? Wiem, że nie powinienem być wtedy z tobą na miejscu.
- Powiedzmy, że nieco nagiąłem prawdę. Powiedziałem, że Alex poinformował mnie o mongolskim chłopcu, a akurat byłem z tobą. On to potwierdzi, więc nie ma problemu. Chodzi o to, że nie udało nam się zabić, ani schwytać Pietraszowa, prawdopodobnie za niedługo kolejny raz go wyśledzą, ale w tym czasie pewnie znajdzie sobie jakąś kartę przetargową. Już kilka razy zdarzyło się, że porywał naszych agentów i informatorów. Prokurator chce przydzielić ci ochronę.
- Ale ja nie chce. Nikt nie będzie za mną łaził. Sam potrafię o siebie zadbać - Luis spojrzał na Tomasa z wyrzutem i już miał przedstawiać kolejne argumenty, gdy ten się uśmiechnął i szybko mu przerwał.
- Tak też mu powiedziałem, a on zgodził się pod warunkiem, że nie będziesz nigdzie wychodził sam i... - jego komórka zadźwięczała, więc Tomas przeczytał wiadomość. - Chyba resztę sam ci powie.
- Co? - Luis spojrzał na niego pytająco, zatrzymując kanapkę w połowie drogi do ust.
- Nie patrz tak na mnie, twierdzi, że może ci ufać.
- Ten prokurator, skąd on to może wiedzieć? Przecież mnie nie zna.
- Już mnie nie pamiętasz, Luis?

LUIS

Luis zamarł na dźwięk znajomego głosu. Odwrócił się powoli w stronę drzwi i stał nieruchomo z niemądrym wyrazem twarzy.
- Matt? Co ty tu robisz? - mimo układających się wskazówek w jego umyśle, nie rozumiał co się działo.
- Przyszedłem, żeby zaoferować ci pracę i chociaż twoi bracia pewnie mnie za to zabiją, właśnie naraziłem cię na niebezpieczeństwo ze strony Pietraszowa.
- Teraz to ja już kompletnie nic nie rozumiem. Tomas, mówiłeś, że nikt nie wie o tej sprawie!
- Bo tak jest. Nikt oprócz naszej załogi i prokuratora.
- Więc jak...? Nie mówcie mi nawet, że to ciebie szuka mafia? - Luis odwrócił się w stronę przyjaciela i spojrzał na niego z wyrzutem. Kiedy Matt kiwnął głową, utwierdzając go w jego przypuszczeniach, Luis warknął i usiadł na krześle.
- Więc jesteś tym tajemniczym prokuratorem?
- Niestety - Matt oparł się o blat i zrobił sobie kawę, czując się jak u siebie.
- Czyli to dzięki tobie Ethan zgodził się żeby Tomas pracował w szkole?- kolejne kiwnięcie głowy. W Luisie coś zaczęło się gotować. - Jak możesz tak narażać Elain?! Co jeśli ją znajdą? Jeśli dowiedzą się jak się nazywasz i dotrą do niej? Czy ty w ogóle o tym pomyślałeś?!
Twarz Matta stęrzała, a jego wargi zacisnęły się w wąską kreskę.
- Wierz mi, jeśli miałbym wybór wysłałbym ją na Karaiby, żeby tylko była bezpieczna. Nie chciałem tej sprawy, ale nie miałem nic do gadania. Poza tym na razie tylko wy wiecie kim jest ten prokurator.
- Nie zmienia to faktu, że narażasz na niebezpieczeństwo nie tylko Elain, ale taż wasze dziecko.
- I co mam zrobić? Nie mogę jej o niczym powiedzieć, szczególnie kiedy jest w ciąży. Nie wyjedzie też bez podania powodu. Próbowałem wysłać ją do jej rodziców, ale nie chce mnie słuchać.
- Wymyśl coś! Jakieś spa czy cokolwiek innego. Nie może tutaj zostać.
- Nie wyślę jej nigdzie samej.
- W takim razie Ann z nią pojedzie - Luis zaczynał się denerwować. Kochał Elain jak siostrę i nie mógł pozwolić by coś jej się stało.
- Na to też nie mogę pozwolić. Annabeth o niczym nie wie. Nie będzie mogła jej pilnować i zapewnić jej bezpieczeństwa. Nie puszczę jej tam bez ochrony!
- Więc ja z nimi pojadę - nikt nawet nie zauważył, kiedy w przedpokoju stanął Rick, co było praktycznie niemożliwe biorąc pod uwagę posturę mężczyzny.
- Co to ma być? Jakiś zjazd, czy co? Skąd wy się tu bierzecie? - Luis westchnął i oparł głowę o łóżko.
- Od kiedy tu jesteś? - Matt nie wyglądał na zadowolonego widokiem brata Luisa, co nie było dziwne biorąc pod uwagę, że musiał zachować anonimowość. Każda osoba, która wiedziała o jego funkcji, zwiększała ryzyko niepowodzenia całej akcji i narażała wszystkich jej członków.
- Nie ważne. Wiem o wszystkim, więc nie musisz się bać o swoją tajemnicę. Zabiorę dziewczyny do jakiegoś centrum wypoczynkowego. Wrócimy za dwa tygodnie. Tyle macie czasu na rozpracowanie Pietraszowa i tej jego pieprzonej mafii.Jeśli brakuje wam ludzi, pożyczę moich, ale za dwa tygodnie ma tu być bezpiecznie.
- Skąd ty niby masz swoich ludzi? - Luis zmrużył oczy i spojrzał na brata, ten jednak całkowicie go zignorował.
- Zgoda. Dam ci znać o wszystkim, tylko zabierz stąd Elain.
Po wszystkich ustaleniach, Rick wyszedł, nie wyjaśniając słowem skąd o wszystkim wiedział. Nie było to nic nowego zważywszy na to, że nigdy o sobie nic nie mówił. Matt zaczął już zbierać się do wyjścia, jednak przed tym położył przed Luisem kilka kartek.
- Co to jest? - Luis z zaciekawieniem przejrzał papiery i ze zdziwieniem odkrył, że ma przed sobą umowę.
- Twoje tymczasowe zatrudnienie. Mamy mały kryzys i potrzeba nam zaufanych ludzi. Tomas powiedział mi, że już się zgodziłeś więc nie powinno być problemów. Jeśli możesz dostarcz mi podpisaną umowę jak najszybciej. Musimy zapewnić ci ochronę.
- Nie chce żadnych osiłków w mojej przestrzeni osobistej - Luis nawet nie zdążył zrobić groźnej miny, nim Matt machnął w jego stronę ręką.
- Wiem, wiem, mówiłem o ochronie danych. Lepiej, żeby Pietraszow nie znalazł o tobie żadnych informacji. Podpisz jak najszybciej.
- Nie ma tu żadnych kruczków? - Luis wskazał na umowę, a Matt uśmiechnął się do niego.
- Samodzielnie tę umowę napisałem.
- W takim razie ci zaufam - Luis podpisał się na dwóch kartkach i podał jedną z nich Mattowi.
- Dzięki. Musze już lecieć przygotować Elain do wyjazdu. Dam wam znać co i jak.
Po tych słowach Matt odwrócił się i już miał wyjść, ale w ostatniej chwili spojrzał na Toma.
- A propos, ładna ściana - uśmiechnął się zadziornie i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
 Luis z Tomasem spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Kiedy już się uspokoili, a atmosfera się rozluźniła, usiedli na łóżku z herbatą w rękach.
- Skąd Rick wie o takich rzeczach? Cokolwiek mamy zachować w tajemnicy, on i tak zawsze o wszystkim wie - Luis westchnął i oparł się o ścianę, tuż obok Tomasa. Nie jego wina, że to była najwygodniejsza pozycja.
- On zawsze miał jakieś tajemnice. Pamiętasz jak znikał jak byliśmy mali? Dalej nie wiem co wtedy robił.
- Taa, jest moim bratem a nic o nim nie wiem.
- Nie twoja wina, on nikogo do siebie nie dopuszcza.
- W sumie racja. O której wychodzimy?
- Gdzie?
- Jak to gdzie? Na badania. Zapomniałeś? To nie była tylko wymówka dla mamy.
Tomas zmarszczył czoło w zastanowieniu i po chwili kiwnął głową.
- Faktycznie. Sobota na siedemnastą. Wystarczy jak wyjdziemy piętnaście minut wcześniej.
- Dobra, w takim razie co robimy? O obiad nie musimy się martwić, mama i Ann na pewno coś nam zostawią.
- Twoja mama chyba mnie nie lubi - Tomas skrzywił się lekko.
- Lubi, tylko dalej trzyma urazę. Nie wybacza tak łatwo i będziesz musiał się mocniej postarać. O ile tego chcesz.
- Wolałbym nie mieć w niej wroga. Skoro potrafi sprawić żeby William zrobił co tylko zechce, lepiej, żeby nie zabijała mnie wzrokiem.
Luis zaśmiał się cicho i spojrzał na mężczyznę. Tomas właśnie przymknął powieki, opierając głowę o ścianę, więc mógł się mu przyglądać do woli. Nie chciał zastanawiać się co pomyślałby Tom, gdyby teraz otworzył oczy.
Zastanawiała go sytuacja z nocy. Przecież Tomas nie był gejem. Od kiedy pamiętał, szatyn zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Nigdy też nie widział go z mężczyzną, więc dlaczego Tomas nie miał oporów przed spaniem z nim w jednym łóżku. Co tam spanie, on go obejmował i to z własnej, nieprzymuszonej woli. Pozostał jeszcze ten pocałunek.
Luis przełknął ślinę. Jeżeli Tomas nie jest heteroseksualny, to Luis przepadł. Tom mu się podobał i już pogodził się z tą myślą. Jeśli jednak okaże się, że teoretycznie ma u niego szanse, może się niechcący zakochać. A takiej miłości nie chciał. Cierpienie przez nieodwzajemnione uczucie jakoś mu się nie podobało. Tylko dlaczego na myśl, że może ma szanse u Tomasa, czuł nieuzasadniony przypływ nadziei?
- Czuję na sobie twój wzrok - Tomas uśmiechnął się i otworzył oczy, by wbić spojrzenie w zaskoczonego Luisa. - Mam coś na twarzy?
- Nie! - powiedział to za szybko i zbyt głośno, na co Tomas się roześmiał, a sam Luis mocno zarumienił. Dobrze, że trzymał kubek, bo nie wiedziałby co ma zrobić z rękami.
- Tom, mogę o coś zapytać?
- Jasne, wal śmiało - Tomas kolejny raz się uśmiechnął i spojrzał wyczekująco na białowłosego.
- Dlaczego ty... - Luis bardzo chciał wiedzieć co dokładnie się dzieje, ale nie wiedział jak o to zapytać. - Czemu ty w nocy...? I wtedy po całej akcji..?
- Luis możesz sprecyzować?
- Bo chodzi mi o to, że...
Nagły huk sprawił, że Luis na chwilę stracił słuch. Pokój zaczął się wypełniać dymem, a zdezorientowany Luis kompletnie nie wiedział co ma robić. Dostrzegł, że Tomas rzucił się do szafki, stojącej obok łóżka i coś z niej wyciągnął.
Zaczął się robić senny i choć walczył z tym jak mógł, czuł piasek pod powiekami.

TOMAS

Wyciągnął z szafki pistolet i małą maskę gazową, którą dzień wcześniej tam schował. Zawiązał sobie chustę wokół twarzy, a z maską ruszył w stronę Luisa. Chłopak zaczynał jeż zasypiać, więc szybko założył mu maskę i poklepał po policzku. Gdy tylko Lui otworzył oczy, Tom rzucił się w stronę okna, by pozbyć się gazu. 
W tym momencie do mieszkania wbiegło trzech dryblasów w maskach gazowych. W rękach trzymali dosyć pokaźne pistolety. Tomas nie zdążył otworzyć okna, gdy w jego stronę poleciały pierwsze kule. Na szczęście w porę się schylił, a naboje roztrzaskały okno w drobny mak.
Tomas odbezpieczył pistolet i turlając się w stronę Luisa, strzelił do jednego z osiłków. Ten dostał w nogę i nie mogąc utrzymać na niej ciężaru upadł, a niezapięta maska odtoczyła się na bok. Tomas rzucił się w jej stronę, po drodze przewracając stół i używając go jako tarczy. Dopadł maski i założył ją w kilka sekund. Wystarczyły one jednak by całkowicie przedziurawić stół. Złapał jeszcze broń należącą do śpiącego już członka mafii.
Znów otwierając ogień skoczył przez łóżko, chcąc dotrzeć do Luisa, który właśnie zaczął rzucać we wrogów różnymi rzeczami, które miał pod ręką. Poczuł ból w ręce, zwiastujący postrzał. Na szczęście kula tylko go drasnęła, a przynajmniej miał taką nadzieję. Nie miał czasu by o tym myśleć, bo do pokoju wleciało kolejnych dwóch mężczyzn. Zdążył kopnąć w stronę Luisa pistolet, nim kolejne kule minęły go o kilka centymetrów.
- Luis! - Tomas miał nadzieję, że Lu złapał pistolet. Kolejny mężczyzna padający na ziemie utwierdził go w tym, że Luis ma już broń.
Kolejny zamaskowany facet wbiegł do pokoju i omal nie trafił Luisa, za co oczywiście dostał od Tomas kulkę prosto w serce.
Tomas już nacisnął spust by zabić kolejnego wroga, lecz nic się nie stało. Szatyn przeklął w duchu i odrzucił karabin, by za chwilę schować się za łóżkiem.
Usłyszał krzyk i zobaczył jak Luis łapie się za ramię. Krew w nim zawrzała, wychylił się by rzucić w strzelca shurikenem, który do tej pory stał jako eksponat na szafce i poczuł ostry ból w głowie. Zobaczył upadający wałek i osunął się w ciemność.

LUIS

Ramie pulsowało ostrym bólem, tłumiąc wszystkie jego zmysły. Dostrzegł jednak, że Tomas dostał w głowę wałkiem rzuconym przez jednego z postrzelonych. Mimo to nie mógł nic zrobić. Przeczołgał się za pozostałości stołu, by nie być całkowicie odsłoniętym, jednak nie mógł dotrzeć do Tomas nie ginąc przy tym. Już miał złapać leżący obok nóż, gdy powstrzymał go znienawidzony głos.
- Proszę, proszę nasi dwaj uciekinierzy uwili sobie razem gniazdko - Pietraszow wszedł do mieszkania i stanął na jego środku, rozglądając się dookoła.
Luis usłyszał, że ktoś idzie w jego stronę, więc szybko wbił nóż w kapeć, który na szczęście miał na sobie. Rękojeść była dobrze zasłonięta przez trąbę pluszowego słonia.
Ktoś kopnął stół na bok i wycelował w niego z pistoletu.
- Nie waż się ruszyć - warknął z rosyjskim akcentem, który przez maskę był ledwo słyszalny. Jego własna zniknęła gdzieś w wirze walki, na szczęście pokój nie był już wypełniony gazem usypiającym. 
Maska Tomasa także spadłe i leżała tuż obok niego. Pietrzaszow krzyknął coś do swoich ludzi, a ci przeciągnęli pod stopy Pietraszowa. Luis wbrew swojej woli także musiał się tam udać.
W pokoju oprócz niego i Tomasa znajdował się szef mafii i dwóch jego ludzi. Wszyscy stali tyłem do drzwi, które teraz leżały na podłodze. Luisowi wydawało się, że zobaczył jakiś ruch, ale ból nie pozwalał mu na głębsze zastanowienie. Ważniejsze było to, jak ma zabić troje ludzi jednym nożem.
Jeden z mężczyzn podszedł do Toma i uderzył go w twarz, na co ten zamrugał i spojrzał na Rosjanina.
Pietraszow podszedł do Tomasa i wyciągnął broń.
- Mój drogi Tomasie, udało ci się przed dość długi czas uprzykrzać mi życie, więc muszę ci pogratulować. Niestety już cię nie potrzebuję. Twój kolega z pewnością zna imię prokuratora, a ja wiem już jak on wygląda. Jesteś zbędny, ale jako oznakę szacunku, nie dam cię zabić byle komu. Zginiesz z mojej ręki, jak niewielu dotąd - uniósł broń i przystawił ją do czoła Tomasa, Luis wyciągnął nóż i już miał go rzucić, kiedy rozległ się metaliczny dźwięk, a mężczyzna upadł na ziemię, ukazując stojącą za nim kobietę z patelnią.
- Mama? - Luis patrzył z rozchylonymi ustami i z wrażenia omal nie wypuścił noża.


6 komentarzy:

  1. O Boże jesteś po prostu geniuszem. Spodziewałam się czytając końcówkę wielu rozwiązań tej sytuacji i rozwinięcia akcji ale nie mamy Luisa z patelnią! hahaha powiem szczerze że ten moment mnie powalił. Serio! Ale jak dla mnie za mało chcę więcej! No i jestem ciekawa jak się wreszcie rozwiną uczucia między tymi dwoma ślepcami ( bo inaczej nie można powiedzieć o Luisie i Tomasie). Czekam na kolejny rozdział. Życzę dużo weny!
    Pozdrawiam OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczne wiedziałam, że moja kolekcja patelni jest bardzo ważna, muszę je tylko wypróbować (już nawet wiem na kim) i namówić mieszkańców by zgodzili się na i porozwieszanie w strategicznych miejscach:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka wprost genialna.
    Kochana mamusia zawsze poratuje synka pomocną patelnią!
    ~Crystal

    OdpowiedzUsuń
  4. Co, jak, dlaczego skończyłaś w takim momencie? Czy ty w ogóle nie masz serca, żeby tak wciągać czytelnika w tekst i nagle koniec, o prostu skandal, ja chcę więcej. W poprzednim opowiadaniu tworzyłaś dużo dłuższe rozdziały, dlaczego teraz są krótkie? Mam nadzieję, że nie masz blokady twórczej, że nie będę musiała czekać lata na kolejny rozdział, tylko, że zawsze będziesz z nami, czytelnikami :)
    Co do rozdziału, to ciągle intryguje mnie postać Ricka, kim on jest, tajniakiem? Czy rozwiążesz kiedyś tą zagadkę?
    Nie spodziewałam się, że Matt będzie prokuratorem tym mnie bardzo zaskoczyłaś, prędzej tę rolę przypisałabym właśnie Rickowi, ale no cóż potrafisz nas zaskoczyć.
    Rosjanin bardzo szybko odkrył, gdzie mieszka Tom i Luis i pomyśleć, że nikt ich nie strzegł. I kto pokonał najgroźniejszego mafioza? Kobieta z patelnią w ręce, patelnia powinna być uznana, jako najgroźniejsza bron na świecie xD Myślę, że wszystkim dzieciom(mamy Luisa, nie pamiętam jak ma na imię) dostanie się za to, że ukrywali przed nią taką sprawę.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    pojawienie się patelni w dobrym momencie, Rick jest bardzo tajemniczy, a Matt kim on jest bo już się pogubiłam...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    cudnie, och tak pojawienie się tej patelni w dobrym momencie, och Rick jest bardzo tajemniczy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń