poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 9

Dziękuję za komentarze i życzę miłego czytania ! :) I przepraszam, że znowu krótko :(

*              *             *

LUIS


Tydzień później, Luis właśnie wchodził do domu, w którym, ku jego zdziwieniu, przywitał go zapach sosu pomidorowego. Wciągnął powietrze, delektując się pysznym zapachem, a jego brzuch zaburczał głośno.
- Tomas? Co tak ładnie pachnie? - wszedł do pokoju i zastał w nim mężczyznę, pół leżącego na jego łóżku. Zdążył się już do tego przyzwyczaić. Póki Tom nie mógł robić wszystkiego samodzielnie, łatwiej mu było wziąć go do siebie, niż cały czas latać do jego mieszkania. Dalej nie był pewny dlaczego właściwie to robi, ale przestał się już nad tym zastanawiać. Jego wina, że nie potrafił go zostawić samemu sobie?
- Spaghetti, ale nie oczekuj niczego specjalnego. Przepis wziąłem od babci, ale dalej nie wychodzi mi takie, jakie ona robiła.
- Wiem coś o tym. Annabeth może stać obok i mówić mi co mam robić, a mój sos jakimś cudem zawsze jest ohydny. Jest już gotowe? Umieram z głodu.
- Jasne, poczekaj to nałożę - Tom zaczął się już podnosić, ale Luis podszedł i pchnął go z powrotem na kanapę.
- Leż i się nie ruszaj. Poradzę sobie, rączki po coś mam. I nie mów "ale", bo i tak zrobię co będę chciał.
Tomas zaśmiał się tylko i grzecznie leżał na łóżku. Luis w tym czasie przygotował dwa talerze i nałożył na nie spaghetti. Przyniósł sztućce i już miał zasiadać do stołu, kiedy nagle zgasło światło.
- Nie ma prądu? - Tomas właśnie dotarł do krzesła i po omacku na nim usiadł.
- Może wybiło korki. Poczekaj, to sprawdzę czy na klatce jest światło.
Luis obijając się o wszystkie możliwe rogi i dosłownie wszystko w pobliżu jego małego paluszka u stopy, w końcu dotarł na klatkę. Kliknął przełącznik, jednak światła nadal nie było.
- To nie bezpieczniki! - krzyknął i po upewnieniu się, że wszystkie przełączniki są na miejscu, wrócił do salonu.
Ku swojemu zdziwieniu, na stole zobaczył dwie wysokie świece, roztaczające wokół delikatne światło.
- Kolacja przy świecach? - Luis nie mógł powstrzymać uśmiechu. Mimo, że Tom zapalił świeczki tylko ze względu na brak prądu, cały ten widok powodował u niego głupią, nieuzasadnioną radość.
Tomas uśmiechnął się i powoli podszedł do krzesła Luisa. Odsunął je i eleganckim ruchem zaprosił go na krzesło.
- Nie przeginaj - wargi Luisa, mimo jego prób zachowania powagi, drgnęły lekko, by po chwili wygiąć się w łuk.
- Czy zechciałby pan usiąść? - Tomas ponowił ruch, a Luis ze śmiechem zajął swoje miejsce. Poczekał aż szatyn usiądzie i zaczął jeść.
- To jest pyszne! I ty mówisz, że nie umiesz gotować? Dobrze, że nie jadłeś moich dań.
- Czyżbyś chociaż w jednej rzeczy nie był dobry?
- Nie chcesz sprawdzać, mógłbyś tego nie przeżyć - Luis spojrzał na niego z przerażoną miną, na co Tom zakrztusił się makaronem.
- Patrząc na twoją minę, rzeczywiście nie chcę - zaśmiał się i powrócił do jedzenia.
Po posiłku, który minął im dość szybko,gdyż oboje umierali z głodu, Luis rozłożył kanapę jednym ruchem i opadł na nią bezwładnie.
- Boże, jakie to było dobre. Wiesz, że teraz będziesz musiał mi gotować? Nie odpuszczę ci - wymamrotał w poduszkę, ale tak, że szatyn go usłyszał.
Po chwili Luis poczuł jak materac ugina się pod nowym ciężarem. Spanikował trochę, ale postanowił nie reagować zbyt gwałtownie. To nie wyglądałoby normalnie.
- Co robisz? - zapytał niby mimochodem.
- Kładę się obok ciebie. Wyczerpałem już dziś limit stania. Posprzątamy jutro.
Luisowi zrobiło się trochę głupio, więc chciał ustąpić miejsca Tomasowi, ten jednak oparł się na jego plecach.
- Leż. Zmieścimy się razem, a najwyżej za chwilę przeniosę się na materac.
- Czemu ty? To moje mieszanie, więc ja powinienem...
- Spać na swoim łóżku. Przestań w końcu. To ja tutaj jestem ciężarem i równie dobrze mógłbym spać u siebie.
- Nie chciałoby mi się do ciebie latać za każdym razem jakbyś czegoś potrzebował.
- Widzisz? To ty mi pomagasz, więc masz swoje łóżko.
- Nie możesz spać na materacu. Lekarz mówił, że masz mieć twardy materac. Już tutaj i tak jest zbyt miękko.
- Ach, zamknij się w końcu. Dam sobie radę. Nie musisz mnie niańczyć. Po prostu śpi. Wyglądasz jakbyś uciekał przed czołgiem kilka kilometrów.
- Nie czołg, tylko Ann, ale wiele się nie pomyliłeś - Luis chciał się jeszcze spierać, ale zmęczenie zwyciężyło i po prostu zamknął oczy.
Czuł na sobie wzrok Toma, więc odwrócił w jego stronę twarz. Uchylił powiekę i zauważył, że mężczyzna ledwo powstrzymuje śmiech.
- Wiesz, że jak się na mnie gapisz, to nie mogę spać? Z czego się tak cieszysz, co?
- Spodziewałem się jakichś argumentów, albo chociaż kłótni, a tu niespodzianka.
- Masz szczęście, że zrobiłeś takie dobre żarcie, bo bym ci walnął.
- Idź już spać, bo marudzisz - Tomas zakrył mu twarz jedną z mniejszych poduszek.
- Spadaj - białowłosy wyrwał mu jaśka i włożył go sobie pod głowę, by po chwili zamknąć ponownie oczy i odpłynąć w krainę, w której uciekał przed czołgiem kierowanym przez Annabeth.

TOMAS
Tomas leżał, dalej wpatrując się w twarz Luisa. Nie mógł się powstrzymać i wrócił do niego spojrzeniem, kiedy tylko zauważył, że oddech Lu stał się regularny.
Jego żebra dalej bolały przy każdym ruchu, choć już nie w takim stopniu jak na początku. Teraz jego głowę zaprzątały całkiem inne sprawy. Od jakiegoś czasu czuł się dziwnie. Miał wrażenie, że zyskał coś nowego, czego wcześniej nie miał.
Zawsze musiał radzić sobie sam. Kiedy złamał rękę, czy zwichnął kostkę, nikt mu nie pomagał. Co prawda odwiedzali go przyjaciele, czy sąsiedzi, ale w większej części zawsze musiał radzić sobie sam. Co nie raz było dość trudne.
Przed wyjazdem na studia, dzięki kontaktowi z Harenorami, mógł zaznać trochę tej opieki, która była całkiem normalna dla kochających się ludzi. Tej, której w jego rodzinie nigdy nie było. Nawet nie był pewny, czy może nazwać rodziną troje ludzi, którzy praktycznie się nie znali.
Ojciec, bogaty biznesmen, który bywał w domu raz na rok, matka, prostytutka, która zaszła z nim w ciąże i zostawiła u bogatego ojczulka zaraz po urodzeniu. Tak, to nie była rodzina. Jedyną osobą, którą mógł tak nazwać była stara gospodyni, która go wychowała. Niestety zmarła w dzień jego dziesiątych urodzin.
Może dlatego nigdy nie potrafił się z nikim związać. Szukał osoby, która potrafiłaby dać mu tą opiekę i poczucie przynależności do rodziny, ale nie mógł jej znaleźć. Wszystkie kobiety z którymi był, nie mogły mu tego dać. Nie potrafiły.
Widząc jaki Luis był szczęśliwy z Emily, pomyślał, że on też będzie. Teraz wiedział jakie to było głupie i naiwne, jednak wtedy naprawdę w to wierzył. Był egoistą i mimo, że nie chciał zranił Luisa, tracąc tą nikłą więź z nim i jego rodziną.
Dodatkowo czuł się jeszcze gorzej, jakby ponownie został sam. Nie pomogły częste spotkania z Emily, która wkrótce odeszła, twierdząc, że Tom jej nie kocha. Miała rację. Bo jak mógł ją kochać, skoro nawet jej nie znał? Starał się, ale nie potrafił.
Później to samo wydarzyło się z Camile, a Tom czuł się jeszcze gorzej. Postanowił wyjechać i dopiero po jakimś czasie udało mu się dostrzec co zrobił Luisowi. Wtedy zaczął żałować i doceniać to, co stracił. Cząstkę tej rodziny, której zawsze mu brakowało.
Teraz, kiedy Luis mu wybaczył, czuł, jakby mógł to wszystko odzyskać. Był szczęśliwszy, choć dalej nie wiedział dlaczego. Lu dawał mu to, czego nie mogła dać żadna kobieta. Nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale czuł się przy nim bezpieczny. Było to dziwne, bo przecież doskonale potrafił się obronić i tak naprawdę nic mu nie groziło. A jednak czuł się jakby znalazł schronienie, do którego zawsze mógł wrócić, w którym zawsze był mile widziany.
Kiedy tak leżał i przyglądał się Luisowi, zdał sobie sprawę, że potrafiłby go narysować, oddając każdą krzywiznę, każdy szczegół twarzy. Wiedział, że pod okiem ma malutki pieprzyk, ledwo widoczny, a na policzku kilka piegów. Tylko dlaczego znał jego twarz tak dokładnie? Przecież nigdy mu się nie przyglądał, a przynajmniej nie świadomie.Tylko, czy to sobie nie przeczyło?
Luis poruszył się, przysuwając bliżej do Tomasa. Szatyn zaważył, że białowłosy skulił się, jakby był mu zimno. Sięgnął po kołdrę, która leżała za nim i okrył nią Luisa. Chłopak mruknął coś przez sen i przysunął się jeszcze bliżej, macając dłońmi po koszulce Tomasa.
Szatyn zaśmiał się cicho, czekając na to, co zrobi Lu. Ten dalej dotykał jego koszulki, aż w końcu dotarł do jej brzegu. Nieświadomie wsunął ręce pod koszulkę Tomasa, na co ten syknął cicho. Nic dziwnego, że białowłosemu było zimno, skoro miał takie lodowate dłonie.
Luis westchnął cicho i wyczuwając ciepełko, przylgnął do drugiego ciała. Jego policzek znalazł się między dłońmi, a gołe stopy wsunęły się między nogi Tomasa, także się o nie ogrzewając.
Tomas, mimo nieprzyjemnego chłodu, uśmiechnął się i odsunął włosy Lu, które opadły mu na policzek. Znowu nawiedziło go to dziwne uczucie i wiedział, że już zawsze chce je czuć.
Wtulony w niego Luis uniemożliwiał mu przejście na materac, toteż po prostu zamknął oczy. Było mu niewygodnie, a dodatkowy ciężar powodował lekki ból klatki, ale nie chciał tego kończyć. Objął Lu i po prostu zasnął, nie przejmując się reakcją Luisa, kiedy ten się obudzi. Najwyżej powie, że bolały go żebra.

LUIS
W sen Luisa wkradła się denerwująca melodyjka, którą chcąc, nie chcąc musiał do siebie dopuścić. Że też zapomniał wyłączyć budzika na czwartą rano. W końcu była sobota, a on musiał zmarnować taki piękny sen.
Było mu ciepło i wygodnie, więc mimo uprzykrzającej melodii, nie otworzył oczu. Za minutę powinien się sam wyłączyć.
Ku jego zdziwieniu, melodia ucichła w połowie, a jego poduszka się poruszyła.
- Cholerny budzik - mruknął Tomas i odłożył telefon na szafkę. Uśmiechnął się do Luisa, po czym zamknął oczy i przytulił go do swojego boku.
Luis zadowolony już miał zasnąć, kiedy do jego zaspanego umysłu dotarło, że śpi na Tomie, wtulony w niego, niczym w ogromnego misia, a w dodatku sam jest przez niego obejmowany.
- Tom! - podniósł się szybko.
- Jezu, chłopie, nie drzyj się, jest środek nocy. 
- Ale...
- Śpij, pogadamy rano - Tomas przyciągnął go z powrotem do siebie i ułożył jego głowę na swoim ramieniu.
Luis nie miał siły się opierać, więc po prostu dał się przyciągnąć. Skoro Tomowi to nie przeszkadzało to on nie będzie robił problemów. Szczególnie, że nie miał nic przeciwko. Nie chciał tylko, żeby Tomas potem myślał, że jest gejem, choć w sumie miałby rację.

Przeciągnął się, czując się wyspanym jak nigdy dotąd. Miał ochotę po prostu leżeć i cieszyć się ciepełkiem, którego zawsze brakowało mu, gdy spał sam. Uchylił powieki i spojrzał na Toma, ale ten nadal pogrążony był we śnie. Postanowił się nie ruszać, by nie zbudzić Toma, a przynajmniej tak sobie wmawiał.
Prawda była zupełnie inna i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Po prostu nie chciał wcale wstawać. Dawno nie miał nikogo z kim uprawiałby seks, a co dopiero po prostu się przytulał. Nie mówił tego na głos, ale po prostu uwielbiał się przytulać. Co nie znaczyło, że za seksem nie tęsknił, wręcz przeciwnie, ale czułości były dla niego czymś więcej. Cichą obietnicą, że nie obudzi się już sam.
Westchnął z tęsknotą za czymś czego dawno nie miał. Prawdziwy związek oparty na uczuciach, a nie tylko przelotnej ciekawości. Niestety mało było gejów, którzy nie chcieli tylko seksu. A do dziewczyn nie miał na razie siły. Po ostatnim związku wolał odpocząć od kobiecych fanaberii.
Usłyszał brzdęk metalu i uświadomił sobie, że nie zamknął okna. Nie podnosił się więc, pewny, że to zza niego doszedł ów dźwięk.
Ocknął się dopiero, gdy usłyszał chrząknięcie. A dokładnie dwa. Zerwał się z łóżka i spojrzał w stronę przedpokoju.
W progu stała Annabeth i Molly, pierwsza uśmiechająca się od ucha do ucha, a druga z nico niewyraźną miną.
- Przynajmniej są ubrani - zaśmiała się Ann i szturchnęła mamę łokciem. - Nie krzyw się tak. Tomasowi zostało odpuszczone.
- Właśnie widzę - kobieta położyła na blat zrywkę z zakupami, po czym odwróciła się do Luisa. - Mam nadzieję, że chociaż się zabezpieczaliście.
- Mamo, my nie....
- Ależ oczywiście! - Tomas wyciągnął rękę do przodu i opuścił ja bezwładnie, dalej śpiąc.
- Wcale mi nie pomagasz! - Luis wziął jaśka i przyłożył go do twarzy mężczyzny. Ten po chwili chwycił jego rękę i odsunął go od twarzy.
- Planujesz zamach na moje życie? - mruknął nadzwyczaj spokojnie, nawet nie otwierając oczu.  - Po co wstałeś, teraz mi zimno.
- Wybacz, nie moja wina. Przestań gadać głupoty, bo czołg cię rozjedzie - Luis położył nacisk na to jedno słowo, a Tomas na szczęście zrozumiał aluzję, bo podniósł się szybko, zapominając jednak o żebrach.
- Ałł - syknął, a Lui westchnął głośno.
- Czy ty musisz wszystko robić gwałtownie? Te żebra nigdy ci się nie zrosną.
- Nie przesadzaj, już jest lepiej. Poza tym nie boli aż tak bardzo.
- Miałeś leżeć przez pięć tygodni, a minął dopiero jeden. Siedź cicho i się kładź. 
- Jak myślisz, przerwać im, czy dyskretnie się wycofujemy? - szepnęła Ann do Molly, lecz na tyle głośno, że wszyscy ją usłyszeli. Kiedy to dostrzegła, westchnęła głośno. - Czemu tylko ja nie umiem cicho szeptać?
- Bycie cicho nigdy ci nie wychodziło - Luis pokazał siostrze język, za co został skarcony przez matkę.
- Jak tam wasza kolacja przy świecach? Udała się? - Ann nie pozostawała dłużna widząc nieposprzątane naczynia i świeczki.
Luis zaklął w duchu, że nie posprzątał wieczorem i poprawił włosy, które teraz wyglądały jak po porażeniu prądem.
- Spadaj. Prądu nie było - nie chciał zostawiać Toma samego z tymi diabelskimi kobietami, więc zamiast iść się ogarnąć, nałożył na siebie szlafrok w serduszka, a stopy włożył w "słoniki" i zaczął sprzątać. Tomas chciał pomóc, ale jedno spojrzenie Luisa sprawiło, że leżał grzecznie na kanapie. Ann śmiała się z tego przez dobre dziesięć minut.
 Kiedy było już w miarę czysto, a przed nimi pojawiły się kubki pełne pysznej kawy, Luis usiadł przy Tomie. Jego mama stała oparta o blat, a siostra siedziała na krześle.
- Więc? Po co przyszłyście tak rano?
- Synku, jest dwunasta, a ty nie odbierałeś telefonu. Kuchenka nam się zepsuła i dopiero jutro przywiozą nową. Trzeba ugotować obiad.
- Będziecie tu gotować? 
- Dokładnie. I wy nam w tym pomożecie.
- O nie, nie ma mowy. Ja muszę zawieźć Tomasa na badania - Luis zerwał się szybko i pociągnął szatyna za sobą. Ten zdziwiony już otworzył uta, żeby coś powiedzieć, ale Lui spojrzał na niego ostrzegawczo. - Idziemy na badania. Chyba nie chcesz się spóźnić?
- Jasne, tylko muszę się przebrać - Tomas zmrużył oczy, ale posłusznie wstał i poszedł za Luisem.
- Chodź - Luis wyciągnął z szafy swoje ciuchy i te należące do Tomasa, które wcześniej, dzięki Bogu, do siebie przyniósł. Następnie zaciągnął Toma do łazienki i niemal tam wepchnął, każąc się przebrać. Tomas jednak wciągnął go do środka ze sobą i zamknął drzwi. Usłyszeli jeszcze gwizd Annabeth.
- O co ci chodzi z tymi badaniami? - Tomas spojrzał na niego pytająco.
- Nie chcesz tu być, kiedy one będą gotować. Mówię ci, wiejmy, póki możemy.
- Aż tak źle?
- Nie chcesz wiedzieć - Luis chciał wyjść, ale Tomas nie czekając na to ściągnął koszulkę.
Luis nie mógł się powstrzymać i zjechał wzrokiem do perfekcyjnie wyrzeźbionej klatki. Przełknął ślinę, czując jak na jego policzkach pojawiają się rumieńce.
- Na co tak patrzysz - Tomas podniósł jego brodę kciukiem, chcąc spojrzeć mu w oczy.
- Na nic - Luis uparcie wbił wzrok w ścianę.
- Więc się przebieraj. Będzie dziwnie, jeśli wyjdziesz stąd taki zarumieniony.
Luis spiorunował go wzrokiem i się odsunął. Posłusznie zaczął się przebierać, mając nadzieję, że rumieńce same znikną.
- To gdzie idziemy?
- Jak to gdzie? Do ciebie. One i tak nie wiedzą, że mieszkasz obok - Luis puścił mu oczko i wyszedł z łazienki, ubierając buty i krzycząc do mamy i siostry ciche "wychodzimy!".



8 komentarzy:

  1. O rany uwielbiam to opowiadanie i twój styl pisania. Po prostu ten humor mnie rozwala. Zawsze się uśmieję. Fabuła genialna, nie nudna i tandetna. Jedno co muszę przyznać to to, że Luis i Tomas to idioci. Ani jeden ani drugi nie domyśla się że czują do siebie mięte! Masakra. no ale cóż w końcu zrozumieją (mam nadzieję). Pytanie ile jeszcze rozdziałów będzie ??
    Pozdrawiam OfeliaRose
    A i zapraszam do siebie na bloga
    kuro-i-ofelia-opowiadania-yaoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam jeszcze przewidzianej liczby rozdziałów, aczkolwiek opowiadanie będzie powoli zbliżać się ku końcowi :D

      Usuń
  2. super ale odcinki mogły by być częściej bo ja pazerna jestem:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez cały rozdział uśmiech gościł na mojej twarzy :)
    Oni są tacy rozkoszni :) Są idealną parą, ale jeszcze o tym nie wiedzą xD
    Poznaliśmy historię Toma, która pokazała nam , że nie miał ciekawego dzieciństwa, jakie to smutne, ponieważ każde dziecko powinno być kochane i otoczone czułości :)
    Tom doszedł sam do wniosku, że skrzywdził Luisa odbijając mu dziewczyny, ale doszedł do błędnych wniosków ( o czym jestem święcie przekonana), ponieważ nie podobało mu się to, że Luis ma dziewczynę, bo to jego od bardzo dawna kocha chociaż o tym nie wie ;)
    Kolacja przy świecach ze spaghetti, czyżby ostatni ktoś oglądał "Zakochanego kundla"? ;)
    Musieli wygląda uroczo, gdy spali w jednym łóżku :) Nakryci przez mamę i siostrę Luisa, które na pewno opowiedzą o tej sytuacji reszcie family i przyjaciołom, a później, na pewno, wkroczą bracia Luisa, bo nie pozwolą spotykać się Luisowi z takim łotrem, w ich mniemaniu, jakim jest Tomas.
    Jestem ciekawa, jaką rozmowę przeprowadzą o tym co zaszło w nocy? xD
    Nie mogę zrozumieć, jak Tomas nie może pojąć sygnałów, że Luis pożera go wzrokiem?
    Mam nadzieję, że familia Luisa wsypie go i powiedzą Tomasowi, że Luis jest homoseksualistą, a wtedy to może zacząć się jadka :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S. Zauważyłam jeden błąd "minutę powinien się zam wyłączyć."- miało być chyba "sam" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znów nie zdołałam przeczytać. Za szybko mi tydzień mija:( Cholera. Co raz więcej do przeczytania :) A co do bety... Ja też go lubię :D Podejrzewam, który opis najbardziej ci się podobał :)
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    ha boski, kolacja przy świecach, a może z tym prądem było zaplanowane, Tom bardzo dobrze się czuje jak obok jest Luis...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    ha bosko, kolacja przy świecach, a może sprawa z prądem była zaplanowana ;) no widać, że Tom bardzo dobrze się czuje jak obok jest Luis...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń