poniedziałek, 8 lutego 2016

Nie wszystko stracone - Rozdział 13

  Dobra moi Mili :* Internet wrócił jakąś godzinę temu, ale zapomniałam :* 
MIłego czytania i przeoraszam za opóźnienie! <3

Przez ostatnie dwa tygodnie Radek był w swoim mieszkaniu jakieś sześć razy, lecz nigdy nie zostawał w nim sam. Albo opiekował się Madzią, albo spędzał czas z jej wujkiem. Resztę wolnego czasu spędzał w domu Wojtka, bądź chodząc z nim po mieście. Mocno się do siebie zbliżyli, spędzając jak najwięcej czasu w swoim towarzystwie. Radek dalej tryskał radością za każdym razem kiedy widział Wojtka. Pokochał też Madzię, którą chętnie się zajmował. Jego myśli coraz częściej krążyły wokół dziewczynki. Niedługo miała się odbyć rozprawa, na której sędzia zdecyduje, czy Madzia zostanie z wujem. Wojtek, mimo zapewnień prawnika, że wszystko będzie dobrze, strasznie się denerwował.
- Jutro ta rozprawa – powiedział Wojtek, patrząc na kubek herbaty, który trzymał w rękach. Radek odwrócił się do niego, odkładając swój kubek na blat i podszedł. Oparł brodę na jego ramieniu i przytulił się.
- Nie martw się. Na pewno wygrasz. Tego gnoja dalej nigdzie nie widać. Masz dobrą pracę, która nie wymaga całego dnia poza domem. Jesteś w stanie utrzymać dziecko, a co najważniejsze, jesteś jej wujem.
- Chciałbym, żebyś tam ze mną był. – Wojtek cmoknął go w czubek głowy.
- Oczywiście, że będę. Wziąłem sobie dzień urlopu na jutro.
- Wiem. I wiele to dla mnie znaczy. Dla Madzi też.
- Właśnie, trzeba iść po Madzię. Odbiorę ją.
- Zawieźć cię?
- Nie, przejdę się. Ładna pogoda, więc zabiorę ją na spacer.
- Wiesz, że nie musisz tego robić? To w końcu moja siostrzenica, to ja powinienem się nią zajmować.
- Wiem, ale to lubię. Uwielbiam tego dzieciaka. Poza tym, ty i tak już dużo dla niej robisz. Przyda ci się chwila dla siebie. Przyniosłem ci fajną książkę. Idź poczytaj i się rozluźnij. A jak wrócę to zrobię ci ekskluzywny masaż – ostatnie słowa Radek wyszeptał do ucha Wojtka, chwilę później lekko całując jego usta.
- Teraz nie będę się mógł skupić na czytaniu – powiedział z wyrzutem Wojtek, a rudzielec zaśmiał się cicho.
- To już nie moja wina. - Cmoknął go jeszcze w policzek i udał się do przedpokoju. - Wrócę za godzinkę!
Wyszedł, rozkoszując się ostatnimi w tym roku promieniami słońca. Było chłodno, ale temperatura i tak znacznie się podniosła w stosunku do ostatnich dni. W sam raz na spacer, w końcu w tym roku może się już nie powtórzyć taka okazja.
Tak jak się podziewał po dwudziestu minutach był już pod domem opiekunki. Wyjątkowo Madzia była dziś u niej, a nie na odwrót, gdyż pani Basia miała pod opieką jeszcze jedno dziecko. Sąsiadka musiała pojechać do pracy, a jej niania zachorowała.
Zapukał w drewniane drzwi i po chwili został wpuszczony do środka. Kobieta z uśmiechem zaproponowała mu coś do picia, lecz grzecznie odmówił, informując ją, że chce wrócić do domu zanim się ściemni.
- Och, no dobrze. W takim razie już ubieramy Madzię. Zmienię jej jeszcze pieluszkę i ją pan zabiera.
Kobieta zajęła się dzieckiem, kiedy z pokoju obok dobiegł płacz.
- Mogę? - Radek wskazał na pokój, kobieta uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Wszedłszy tam, mężczyzna ujrzał około dwumiesięczne dziecko. Chłopczyk musiał się obudzić i dlatego płakał. Wziął go na ręce i zaczął kołysać, mówiąc spokojnym głosem. Dziecko popłakało chwilę i przestało, znów mrużąc oczka. Nie minęło pięć minut, a chłopczyk spał w najlepsze.
- Naprawdę ma pan rękę do dzieci. Mi się nie udaje go tak szybko uspokoić – powiedziała pani Basia, stojąca w progu już od chwili.
- Zawsze udaje mi się je uspokoić. Mam to po mamie.
- Madzia już gotowa. Leży grzecznie w wózku.
- Dobrze, to ja już się zbieram – Radek odłożył chłopca do łóżeczka i pożegnał się z opiekunką.
Szedł powoli, rozmyślając nad jutrzejszą rozprawą. Mimo wszystko czuł niepokój. Kochał Wojtka i chciał, żeby ten był szczęśliwy. A wiedział, że jeżeli Mała nie będzie miała zapewnionego bezpieczeństwa i miłości, nie zazna chwili spokoju. Kochanek mówił mu o mamie Madzi, a zarazem swojej siostrze, którą bardzo kochał.
- Wróciliśmy! - krzyknął, wchodząc do domu bez pukania. Kilka dni temu po prostu zaczął wchodzić jak do siebie. W sumie tak czuł się w tym domu. W przeciwieństwie do jego mieszkania, tutaj ktoś na niego czekał. A teraz nawet dwa ktosie, sądząc po butach stojących w przedpokoju.
Rozebrał siebie i Madzię, po czym wziąwszy ją na ręce, zostawił wózek przy ścianie i udał się do salonu. Tam przywitał go wściekły wzrok partnera. Na szczęście nie był on skierowany w stronę Radka, lecz piorunował przybysza. Nie doczekawszy się słowa wyjaśnienia, bądź jakichkolwiek chęci przedstawiania ich sobie ze strony Wojtka, podszedł do mężczyzny i podał mu rękę, Madzię przytrzymując drugą.
- Radek Świerk.
- Przemysław Sokolski – Radek zesztywniał, słysząc nazwisko. Kiedy połączy je z miną Wojtka, nie miał wątpliwości, kto siedzi przed nim. Mężczyzna spoglądał na swoją córeczkę z dziwnym wyrazem twarzy. Tak jakby nie mógł się doczekać aż ją zobaczy, a jednocześnie się jej bał. Natomiast na Radka w ogóle nie patrzył.
- Dalej mi nie powiedziałeś, po co przyszedłeś. – Głos Wojtka rozdarł ciszę. Radek jeszcze nie widział, żeby mężczyzna tak się do kogoś zwracał. Ogarnęło go współczucie w stosunku do siedzącego na kanapie mężczyzny.
- Chciałem tylko zobaczyć córkę – warknął do Wojtka, a całe współczucie wyparowało w sekundę.
- I tak jej nie odzyskasz. Nie oddam jej, a już na pewno nie tobie.
- Nie masz wyboru. To ja jestem jej ojcem.
Mężczyzna wstał i wbił wściekły wzrok w szwagra. Dopiero teraz Radek zauważył, że nie jest do końca trzeźwy. Jego wzrok nie mógł się ustabilizować, a ręce trzęsły się lekko. A może to właśnie z braku alkoholu? Skoro Wojtek mówił, że od dawna pije.
- Już niedługo. Mam tymczasowe prawo do opieki nad Magdą, a jutro zdobędę je całkowicie. Patrz jak dużo można zdziałać w kilka miesięcy – powiedział Wojtek ze złośliwym uśmiechem. Zaciskał pięści, podobnie jak Przemysław. Wyglądali jakby mieli się na siebie rzucić.
- Wojtek – napomniał go Radek, a mężczyzna poluzował lekko dłonie. - Mógłby pan usiąść? Nie chcemy, żeby Madzia oglądała bójkę swojego ojca, prawda?
Był zdziwiony z jaką łatwością Radek poradził sobie z jego szwagrem. Niby dwa zdania, a jednak odniosły skutek. Jego szwagier opadł z powrotem na kanapę, naprzeciwko Radka, który przysiadł w fotelu z dzieckiem.
- Chcę ją odzyskać.
- Nie... - warknął Wojtek, ale partner zaraz mu przerwał.
- Zastanów się, czy na pewno chcesz. Gdyby tak było, nie zniknąłbyś – powiedział spokojnie, a mężczyzna w końcu na niego spojrzał. - Madzia jest małym dzieckiem. Wymaga całodobowej opieki, poświęconego czasu i pieniędzy. Nic sama nie zrobi. Jest całkowicie zależna od dorosłych, więc jeśli zostanie sama, może jej się coś stać. Zastanów się, czy naprawdę chcesz całkowicie zmienić swoje życie. Jeżeli tak, droga wolna, przyjdź jutro do sądu. Jednak miej na uwadze to, że, widząc twoje przekrwione oczy i trzęsące się ręce, sąd nie przyzna ci opieki nad córką. Pogrążysz się, stracisz szansę widywania się z Madzią.
- A tobie co do tego? Nie jesteś jej rodziną.
- Na pewno jest dla niej lepszym ojcem niż ty – odciął się Wojtek, na co Radek westchnął. A niby ma do czynienia z dorosłymi.
- Nie pozwolę, żeby moją córkę wychowywała para gejów! – oburzył się Sokolski, jakby nagle poznał prawdę o orientacji szwagra. W sumie możliwe, że dopiero mu się przypomniało.
- Nie masz wyboru – odpowiedział Radek. Znał ten typ człowieka. Wiedział też jak sobie z nim poradzić. W końcu przez większość życia chciał zostać psychologiem. Aż dziwne, że odwidziało mu się dopiero na studiach. - Nie chcesz się opiekować Madzią. Po prostu przypomina ci ona żonę. Jeżeli zechcesz walczyć o prawa do córki w sądzie, wszystko zwróci się przeciw tobie i będziesz ją widywał raz na dwa tygodnie, po uprzednim badaniu alkomatem. Proponujemy ci coś innego – tu spojrzał na Wojtka, pytając go o pozwolenie i kontynuował, kiedy ten kiwnął twierdząco głową – będziesz mógł widywać córkę za każdym razem, jeżeli nas o tym uprzedzisz, jednak to pod naszą opieką będzie. Nie będziesz odbierzesz nam jej, a już na pewno, dopóki nie skończysz z nałogami.
- Masz wybór. Albo teraz stąd wyjdziesz, albo będziesz się dalej kłócił i spotkamy się w sądzie. Wróć jak będziesz trzeźwy, bo inaczej cię nie wpuścimy. Czekam na decyzje.
Przemysław bez słowa wstał, spiorunował ich wzrokiem i wyszedł, zostawiając po sobie echo trzaśnięcia drzwiami.
- Chyba się udało – mruknął Radek, a Wojtek westchnął i potarł oczy.
- To się okaże jutro.

* * *

- Logan! Udało się! - Amek podbiegł do nauczyciela, ciągnąc za sobą Maję. - Znaczy proszę pana, udało się!
- Gratulację, teraz jeszcze finał i zwycięstwo macie w kieszeni – Logan poczochrał Amkowi włosy, szczerząc się do Mai.
- Chciałeś powiedzieć jedno z nas. Ostatni etap piszemy osobno – Maja skrzywiła się, wiedząc, że bez pomocy Amka zostanie gdzieś w tyle. Nie mniej już miała na koncie spore osiągnięcie, które liczyło się na świadectwie, więc nie zepsuło jej to radości.
- I tak wszystkim opadły szczęki, że pokonaliście gospodarzy. Pomyśleć, że mam taki talent do nauczania – Logan zaśmiał się, kiedy dostał kuksańce z obydwu stron. - Dobra już dobra, jestem z was dumny. W nagrodę zabieram was na pizze. Maja nawet się nie waż mówić, ze jesteś na diecie.
- Ale...
- Żadnych ale. Jedno słowo i kupie ci osobną pizzę i będę pilnował, żebyś ją całą zjadła.
- Ale ja nie jestem na żadnej diecie. Słowo było, więc wisisz mi całą pizzę! - zaśmiała się, a Amek razem z nią.
- A ty co się śmiejesz? Przecież to od ciebie mam złe informacje.
- Informacje były dobre, ale sprzed tygodnia. Ten głodomór nawet trzech dni nie wytrzymał zanim zeżarł mi całe śniadanie.
- Bo kto normalny przynosi łazanki do szkoły, żeby kusić swoją najukochańszą przyjaciółkę?
- Skąd miałem wiedzieć, że jak je zobaczysz, to ja już ich więcej nie ujrzę?
- Jesteście niesamowici – parsknął Logan i wszedł do pizzerii, która szczęśliwym trafem znajdowała się naprzeciwko szkoły, w której odbywał się konkurs z języka angielskiego.
- Biorę capriciose – powiedział Amek, patrząc na menu przez kilka sekund.
- Ja chcę amerykańską – Maja zrobiła to samo i oboje odłożyli menu na bok.
- Co tak szybko? Uczycie się menu na pamięć?
- Mamy tą samą pizzerię na osiedlu, niedaleko mojego domu. Chodzimy tam z Mają czasami.
- Dobra, więc jaką ja mam wziąć?
- Kebab – odpowiedzieli jednym głosem Maja z Amkiem, szczerząc się do siebie.
- Nie pytam. To idę zamówić.

*
- Umieram z przejedzenia – Amek oparł głowę o szybę, rozkładając się bardziej na fotelu w samochodzie Logana.
- Nie dziwie się. Nie mam pojęcia jak ty to zmieściłeś – Logan pokręcił głową, przypominając sobie, że sam nie potrafił dojeść jednego kawałka swojej pizzy, a Amek nie dość, że zrobił to za niego, to jeszcze wyręczył Maję w zjedzeniu dwóch kawałkach jej pizzy.
- Przecież nie mogło się zmarnować – Amek zaśmiał się cicho. Logan jeszcze nie wiedział jakie miał czasem napady. Jadł wszystko co mu w ręce wpadło w zadziwiających ilościach. Miał tak od dziecka.
- Nie wątpię. W ogóle, od jutra zaczynamy naukę. Rozmawiałem z Mają i niestety nie widzi sensu w dalszym tyraniu. Nie czuje się aż tak dobrze z angielskim i nie ma nadziei na wygraną, więc pozostało nam ćwiczyć we dwóch. Jak mam być szczery to naprawdę myślę, że możesz wygrać.
- Czy to oznacza dłuższe siedzenie w szkole? - skrzywił się, bo oznaczało to mniej przebywania w domu. Chociaż z drugiej strony ten czas spędziłby z Loganem, a gdyby miał wybierać , pewnie i tak wybrałby to drugie.
- Niekoniecznie. Skoro obaj mieszkamy na tym totalnym zadupiu, możemy się spotykać u mnie lub u ciebie. Proponuje swoje mieszkanie, bo tam nikt nam nie będzie przeszkadzał.
- Super. Mi pasuje. Ale na razie się żegnam, bo muszę pomóc mamie w porządkach. Dzięki za podwózkę, pa.
Amek wyszedł z samochodu, zostawiając Logana z dziwnym uczuciem. Coś było nie tak? Dlaczego Amek tak szybko uciekł, ponadto nie żegnając się z nim tak jak zwykle, kiedy byli sami? I dlaczego tak bardzo się tym przejął, skoro chłopak mógł po prostu zapomnieć.
Odjechał z podjazdu, kierując się w stronę domu. W głowie cały czas kołatały mu się dziwne myśli. Zastanawiał się czemu tak dziwnie się czuł nie otrzymując swojego buziaka w policzek. Najdziwniejsze było to, że w jego mniemaniu ten buziak mu się należał. Tak po prostu. Był już jego codzienną rutyną, która niespełniona, pozostawiała po sobie dziwne uczucie.
Wszedł do mieszkania, zamykając drzwi na klucz i zostawiając go w zamku. Cisza panująca w mieszkaniu była aż nazbyt głośna. Rozebrał się i kliknął guzik na radiu, dzięki czemu raniąca w uszy cisza szybko została zażegnana.
Zrobił wszystko, co miał zrobić i położył się z książką w ręku. Czytanie jednak jakoś mu nie szło. Książka była wyjątkowo nudna. Już nie pamiętał, kto mu ją polecił, ale gustu to nie miał. Leżał z zamkniętymi oczami, ale sen nie chciał nadejść. Przypomniał sobie o tabletkach i podniósł się, chwytając je w dłoń. Od dwóch tygodni leżał tam ten sam listek z pigułkami. Dawniej nie miałby go po tygodniu, a teraz zostało w nim jeszcze pięć tabletek.
Westchnąwszy, odłożył listek na miejsce i wrócił pod kołdrę, wbijając wzrok w sufit. A może by tak..? Nie, na pewno już śpi. Mógł tak sobie mówić, ale dalej miał ochotę zadzwonić. W końcu chwycił za telefon i wybrał numer. Nie zdążył nawet wymyślić wymówki, kiedy w połowie pierwszego sygnału, dobiegł go głos Amka.
- Halo? No cześć.
- Hej. Co tak szybko odbierasz?
- Grałem w pasjansa na telefonie. Po co dzwonisz? - pytanie Amka nie było złośliwe, bardziej zdradzało ciekawość.
- Chciałem zapytać, czy podjechać po ciebie rano. Masz chyba na później.
- Tak, dojadę sam. Mam na trzecią lekcję, ale dzięki.
- Nie ma sprawy – umilkli, wsłuchując się w dźwięki po drugiej stronie. W końcu Amek przerwa ciszę.
- Nie po to dzwoniłeś, prawda?
- Prawda.
- A więc czemu?
- Bo chciałem, żebyś powiedział mi „dobranoc” - odpowiedział szczerze, zaskakując tym samego siebie.
- W takim razie dobranoc. Miłych snów, Logan. - W głosie Amka usłyszał uśmiech, który zapewne gościł na jego twarzy.
- Tak, dobranoc – rozłączył się i spojrzał an wyświetlacz. Teraz mógł spokojnie zasnąć.

6 komentarzy:

  1. No to w sądzie będzie się działo aż ciary mi chodzą:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś zapomnieć? TTvTT Eh, dobra, nieważne. Ja o takich rzeczach zapominam codziennie, więc cieszmy się z działających internetów. x3
    Rozdział - mega kochany. *.* Widać, że i Wojtek z Radkiem i Logan z Amusiem nie mogą żyć bez siebie. Wojtek i Radek o tym wiedzą, kiedy Logan i Amuś w końcu będą w oficjalnym związku? ;3; Oby jak najszybciej. ^^
    Synchronizacja Maji i Amka mnie nie dziwi... Sama mam tak ze swoją przyjaciółką. Ostatnio miałyśmy identycznie (!) ułożone piórniki (mamy piórniki-tuby)... Czasem jest to przerażające... x'3
    W ogóle Radek nadawałby się na przedszkolankę. ;) Pomyśl nad tym, jeśli coś mu ze szkołą nie wyjdzie (czego mu nie życzę!). :>
    Za to życzę ci weny, dużo internetu i przede wszystkim czasu. :)
    ~Aiko

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, będzie się działo. Chociaż nadal nie jestem fanką tej pary i chcę więcej Logana i Amka, noo... Jakoś tak nie spodobało mi się zakończenie. Takie "dobranoc" przez telefon to nie to samo. ;-; Chciałabym, by działo się miedzy nimi coś więcej. Wydaje mi się, że sami przed sobą ukrywają trochę swoje uczucia. A zresztą, ja po prostu potrzebuję więcej zbliżeń między nimi. ;_______; A teraz jeszcze caaały tydzień czekania.
    Dobra, bo zaraz złapię dola (hahaha, już za późno). Ehh, idę spać, w końcu za 6h szkoła. :) *zdesperowany uśmieszek nienawiści smutający nad niegodziwością tego świata*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    i tak nagle pojawił się ojciec Madzi, ciekawe gdzie był przez ten cały czas... ale Radek dobrze sobie poradził, i to zachowanie Amka takie nagle dziwne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, tak nagle pojawił się ojciec Madzi, ciekawe to gdzie podziewał się przez ten cały czas... ale Radek dobrze sobie poradził, i zachowanie Amka takie dziwne...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń