poniedziałek, 7 grudnia 2015

Nie wszystko stracone - Rozdział 5

Przepraszam :( Nie wstawiło się w nocy, nie wiem czemu :/ Miłego czytania ^^


Po szkole wrócił do domu autobusem. Zajęło mu to jakąś godzinę łącznie z czekaniem na niego. Musiał w końcu wrócić do robienia prawa jazdy. Tyle tylko, że w autobusach jeździł za darmo, dzięki zaświadczeniu o niepełnosprawności. Ale co z tego, skoro za leki płacili więcej? Nie mógł się już doczekać dnia, kiedy nie będzie musiał ich brać, choć zdawał sobie sprawę, że może ten dzień nie nadejść.
- Wróciłem! - krzyknął, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi. Od razu udał się do kuchni, z której dolatywały cudowne zapachy. Ku swojemu zdziwieniu dostrzegł w niej babcię. Nie wiedział jej od kilku miesięcy, gdyż po śmierci dziadka postanowiła wyjechać do siostry, gdzie mogła odpocząć.
- Cześć kochanie. – Babcia odłożyła chochelkę, którą mieszała pysznie pachnącą zupę i podeszła do niego. Ucałował ją w oba policzki i mocno przytulił.
- Cześć, Babciu. Jak tam wyjazd? Nie wiedziałem, że wróciłaś.
- To była niespodzianka. Twój tata mnie dziś odebrał z lotniska. Miał wam nic nie mówić i widzę, że obietnicy dotrzymał.
- Widzisz, nie taki straszny ten twój zięć – zaśmiał się, nawiązując do uczuć, które z początku żywili do siebie jego tata i babcia od strony mamy.
Kiedy słyszał opowieści na ten temat, nie mógł powstrzymać śmiechu. Któż by pomyślał, że babcia potrafiłaby wymyślić takie złowieszcze plany, by pozbyć się przyszłego zięcia. Jego tata jednak nie był gorszy. Raz w odpowiedzi na bitą śmietanę w opakowaniu z pianki do golenia, podmienił babci peeling z olejkiem musztardowym, na prawdziwą rosyjską musztardę. Podobno wtedy rozpętała się prawdziwa wojna, którą koniec końców wygrała jego ukochana babunia. Zawarto pokój, a dwie wrogie strony zaczęły pałać do siebie dziwnym rodzajem sympatii. Ilekroć babcia była u nich, tata chodził jak na szpilkach. Atmosfera jednak stawała się bardziej ciepła, a żadne z poszkodowanych dziwnymi żartami nie brało sobie ich do serca. Oczywiście nikt nic nie niszczył, to były tylko nic nie szkodzące psikusy. Stało się to swego rodzaju tradycją i teraz kiedy babcia przyjeżdża, przez cały jej pobyt trwa ich prywatny prima aprilis. A on sam i jego mama, przynajmniej kilka razy dziennie płaczą ze śmiechu.
- Oj nie wiesz nawet jak się mylisz! Wiesz, co ten baran zrobił? Ja wychodzę z lotniska, a tam kilku policjantów grzecznie zaprasza mnie do radiowozu. Ten drań wynajął kolegę, żeby mnie aresztował. Swoją drogą, przejrzałam go w połowie drogi i też wywinęłam mu mały kawał. Chyba zapomniał, że sama kiedyś byłam policjantką. Dobrze, że się nie pomyliłam, bo za uprowadzenie radiowozu mogłabym trochę posiedzieć.
Amek nie mógł wytrzymać i zaczął się śmiać. Tylko jego babcia mogła wymyślić coś takiego. Nie wątpił w ani jedno słowo. Ta kobieta potrafiłaby obrabować bank i zrzucić winę na swojego psa, którego zresztą nie posiadała.
- Jesteś niemożliwa, babciu.
- Wiem, wiem. A teraz siadaj i wcinaj borowikową póki gorąca.
- Umieram z głodu – powiedział i kiedy pojawił się przed nim talerz pełen zupy, zaczął powoli jeść. Czemu to musiało być takie gorące.
- Powiedz mi, wnusiu, jak tam w nowej szkole. Są jakieś towary? - szturchnęła go babcia, a on zakrztusił się zupą.
- Uwielbiam jak zaczynasz używać slangu – powiedział, kiedy napad kaszlu się skończył.
- Dobrze mi idzie, prawda ziom? Ale tak na poważnie, poznałeś jakiegoś ślicznego chłopca?
Zarumienił się lekko i odwrócił wzrok. Babcia była pierwszą osobą, która poznała o nim prawdę i mimo, że była religijną osobą, akceptowała go i nie próbowała zmienić, jak na początku robili to rodzice. To właśnie ta kobieta nawrzeszczała na nich, że w ten sposób tylko ranią swojego syna i kazała przejrzeć na oczy.
Godzinę później, siedzieli w salonie. Amek opowiadał babci o wszystkim, co się działo w szkole, unikając jednak tematu, który usilnie chciała poruszyć. Jego babcia miała tą samą umiejętność, co mama – zawsze wiedziała kiedy kłamie i potrafiła podstępem wyciągnąć z niego prawdę.
- Czy ty naprawdę myślisz, że uda ci się uniknąć odpowiedzi na to pytanie?
- Ja wcale nie... - odetchnął z ulgą, kiedy z przedpokoju dobiegło go pukanie. - Otworzę.
- I tak się dowiem! - krzyknęła babcia, kiedy opuścił salon.
Otworzył drzwi, z zaskoczeniem patrząc na stojącego w progu Logana. W życiu by się nie spodziewał, że to jego tu zastanie.
- Cześć, przyszedłem oddać twoją zgubę – powiedział, pokazując mu klucze zawieszone na jednym z jego palców.
- Jak je znalazłeś? Właśnie miałem iść ich poszukać. Dziękuję.
- Leżały przy huśtawce. Musiały ci wypaść przy próbie samobójczej – uśmiechnął się Logan, a Amek parsknął.
- To wcale nie była próba samobójcza.
- No ja mam nadzieję – Amek usłyszał głos babci. Kiedy na nią spojrzał, dostrzegł szeroki uśmiech i doskonale wiedział, co on oznacza.- Zaproś kolegę do środka, a nie trzymasz w progu.
- Tak właściwie, to ja tylko przyniosłem zgubę – zaprotestował Logan, wycofując się nieco. Babcia spojrzała na niego smutno, kręcąc głową.
- Ależ tym bardziej powinieneś zostać. Odwdzięczymy się obiadem – Amek został spiorunowany przez babcię wzrokiem, więc odchrząknął i zrezygnowany zwrócił się do Logana:
- Zostaniesz?
- Chyba nie mam wyboru – uśmiechnął się i pozwolił się poprowadzić do środka. - Nazywam się Logan Mikulski, jestem nauczycielem Amka.
- Nauczycielem? Nic nie szkodzi – Amek niemal się przewrócił, słysząc słowa babci. Ta spojrzała na niego i uśmiechnęła sie przebiegle, czego Logan zauważyć nie mógł. - Nauczyciel, czy nie, obiad z nami zjeść możesz. Jestem babcią Amka, Czesława Grecka.
Amek odetchnął z ulgą. Co ta babcia wyprawia? Wiedział, że Logan jej się spodobał, ale nie spodziewał się, ze tak szybko zacznie swoją grę! I jak to nic nie szkodzi fakt, że Logan jest jego nauczycielem?!
- Miło mi panią poznać. - Logan uniósł brwi, z uśmiechem patrząc na pełną energii kobietę. Reakcja Amka trochę go zdziwiła. Nie miał pojęcia, o co tej dwójce chodzi.
- Mi również. Ja skończę drugie danie, a wy chłopcy porozmawiajcie sobie w salonie – pani Czesława zniknęła w kuchni, a Logan został poprowadzony do salonu.
- Wyczuwam jakiś podstęp. - Usiadł na kanapie obok Amka.
- U babci to normalne, nie zdziw się jak powie coś naprawdę dziwnego. Albo zada jakieś rozbrajające pytanie. Ta kobieta jest nieprzewidywalna.
- Ona? Wygląda na pełną energii staruszkę, a ty mówisz, jakby była groźna.
- Oj uwierz mi, jak jej podpadniesz, to koniec. Ale nie martw się, polubiła cię.
- Przecież nawet z nią nie rozmawiałem.
- I tak cię już przejrzała. Przed nią nic się nie ukryje – szepnął Amek, zerkając w stronę kuchni.
- Nie przesadzaj. Starsze panie to nie demony.
- O tym, to bym podyskutował. Ale może lepiej nie teraz, jeszcze usłyszy.
- Chłopcy, chodźcie po talerze! - usłyszeli krzyk z kuchni, więc Logan nie musiał odpowiadać, bo razem się tam udali.
- Amek będziesz jadł jeszcze zupy?
- Czy ja kiedykolwiek odmówiłem dokładki twojej zupy, babciu?
- W takim razie weź łyżki i widelce. Na drugie mamy lazanię.
- Uwielbiam lazanię – powiedzieli równocześnie Logan i Amek, a Czesława wbiła we wnuka znaczące spojrzenie. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- W takim razie lećcie dzieciaki zastawić stół, a szybciej dostaniecie drugie.
Kiedy zanieśli wszystko do salonu, babcia przyszła z wazą pełną borowikowej.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować – powiedziała do Logana, a Amek machnął ręką.
- Skoro smakowała mu moja jajecznica, to nie masz się czym martwić – palnął i miał ochotę walnąć głową w stół.
- Ach tak, powiedz mi Loganie, gdzież to jadłeś jajecznicę Amka – zwróciła się do nauczyciela z przebiegłym uśmiechem. Amek miał wrażenie, że mężczyzna świetnie się bawi.
- Pani wnuk robi pyszne śniadania – Amek miał ochotę wylać mu gorącą zupę na kolana. Pewnie by to zrobił, ale nie chciał marnować zupy. Czemu ten facet nigdy nie wie, kiedy się zamknąć.
- Amek, mam nadzieję, że masz wolny wieczór, chciałabym, żebyś mi co nieco opowiedział.
- Chyba nie mam wyboru – mruknął Amek.
Poważnie zastanowiła go postawa Logana wobec aluzji jego babci. Nie możliwe było, żeby nie zrozumiał, co miała na myśli. Więc czemu wygląda jakby to wszystko go bawiło?
Logan miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Dopiero upewnił się co do swoich podejrzeń. Wszystkie te spojrzenia i rumieńce Amka, które brał za ciekawość i nieśmiałość, jego wrażliwość i aluzje Mai. Pierwsze wrażenie okazało się być słuszne. Amek był gejem. Było to o tyle zabawne, że chłopak usilnie starał się to okryć, co sprawiało, że łatwiej było się domyślić. Jednak dało mu to do myślenia. Musiał trochę się pohamować w kontaktach z nim. Nie chciałby, żeby wyszło z tego coś niewłaściwego.
W trakcie posiłku Logan zrozumiał o co wcześniej chodziło Amkowi. Jego babcia zadawała mu pozornie nic nie znaczące pytania, jednak aby na nie odpowiedzieć, musiał sporo o sobie powiedzieć. Kiedy jednak zapytała o rodzinę, Logan nie do końca wiedział odpowiedzieć.
- Babciu, przykro mi, ale muszę na chwilę pożyczyć Logana. Nie rozumiem jednego zadania z angielskiego.
W mgnieniu oka Amek wstał i ciągnąc za sobą Logana, wmaszerował na górę. Nauczyciel uśmiechnął się delikatnie. Doskonale wiedział, że Amek chciał po prostu wybawić go od odpowiedzi na pytanie. Coś ciepłego rozlało mu się w okolicy serca, kiedy uświadomił sobie, że Amek zrobił to dla niego. Miał ochotę poczochrać go po włosach, tak jak kiedyś Willa.
- Dziękuję za ratunek – powiedział, kiedy znaleźli się za zamkniętymi drzwiami.
- Mówiłem, że babcia nie ma hamulców. Przesłuchuje wszystkich, jakby dalej była policjantką.
- A zastanawiałem się jakim cudem potrafi to robić tak niepostrzeżenie.
- Teraz musimy tu chwilę posiedzieć.
- Chyba tak. Dobrze pamiętam, że nie widziałem twojej zgody na wycieczkę? - Logan zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć kartkę z nazwiskiem Amka.
- Nie oddałem – Amek uciekł wzrokiem za okno, co było o tyle łatwe, że łóżko, na którym siedział, znajdowało się tuż obok. Logan zajął krzesło obrotowe stojące przy biurku.
- Możesz oddać jeszcze jutro, bo dopiero będę szedł do dyrektorki.
- Właściwie to nie wiem, czy pojadę. Rodzice martwią się o moje zdrowie. Porozmawiam z nimi dzisiaj.
- Chcesz, żebym pomógł?
- Na razie to chyba nie jest konieczne. Jeżeli nie dadzą się przekonać, to zaciągnę ich jutro do szkoły.
- Nie ma sprawy. Postaraj się, szkoda, gdybyś nie jechał.
Amek kolejny raz odwrócił wzrok. Logan powiedział to, jakby chciał, żeby Amek był na tej wycieczce. A jego serducho wprost skakało z tego powodu. Czuł, że nie jest zakochany, ale niewiele mu od tego brakuje.
- To ja się już będę zbierał. Muszę jeszcze uściślić kilka rzeczy co do wycieczki. Daj znać, co z rodzicami.
- Jasne. Uciekamy jak najszybciej, żeby cię babcia nie dorwała – szepnął Amek, kiedy wyszli już z pokoju.
Jakoś udało im się dotrzeć na dół bez spotkania Czesławy. Amek szybko pożegnał się z Loganem i już chciał wracać do swojego pokoju, kiedy z pod ziemi wyrosła jego babcia.
- Całkiem przystojny ten twój Logan. Powinien częściej nas odwiedzać.
- Babciu, to jest nauczyciel, nie może ot tak przychodzić na obiady. Poza tym nie jest mój.
- Tak, tak, tylko pamiętaj, żeby być dyskretnym. Lepiej, żeby nikt się o was nie dowiedział.
- Nie ma się o czym dowiadywać. To tylko mój nauczyciel! - Amek uniósł ręce w geście bezsilności.
- A jednak twój – babcia mrugnęła do niego, po czym jak gdyby nigdy nic udała się z powrotem do kuchni. Amek tylko westchnął i udał się do swojego pokoju.

Wściekły Wojciech wyszedł z hotelu, trzasnąłby drzwiami, ale te niestety otwierały się w reakcji na ruch, więc nie miał takiej możliwości. Recepcjonistka cofnęła się o krok, kiedy jak burza wpadł i wypadł z dużego holu. Miał tego dość. Dlaczego znów wszystko sypało mu się na głowę? Dzisiejszy dzień miał być cudowny, a wyszło wręcz przeciwnie.
Kiedy trzy dni wcześniej jego partner poinformował go, że wraca do kraju, prawie skakał z radości. Końcowa sesja miała odbyć się już w kraju, a dokładniej w Krakowie. Postanowił więc zrobić kochankowi niespodziankę i zaczekać na niego w pokoju hotelowym, który już był wynajęty. Jako, że był to hotel, w którym Hubert i reszta modeli wynajmowali pokoje nie pierwszy raz, bez problemu załatwił sobie wejście do pokoju.
Kolacja czekała już na stole, a cały pokój przystrojony był świeczkami, kiedy usłyszał głosy na korytarzu. Poprawił kołnierzyk koszuli i czekał na Huberta. Szczęk kluczy i skrzypienie drzwi poinformowały go o wejściu partnera. Coś jednak się nie zgadzało. Na początku nie wiedział, czy jego partner jest tak pijany, że obija się o ściany czy tak mocno się uderzył, że jęczy z bólu.
Po chwili jednak zaczął się gotować z wściekłości. Zrobił krok w przód, by wyjrzeć zza murku, oddzielającego pokój od przedpokoju i ujrzał dwóch mężczyzn w dość jednoznacznej sytuacji. Złożył ręce na piersi i czekał. W tej chwili targały nim mordercze instynkty, jednak nie miał zamiaru przerywać tej sceny. Poczekał, aż któryś z mężczyzn zorientuje się, że coś jest nie tak.
- Wojtek – szepnął przerażony Hubert, odpychając młodego chłopaka od siebie.
- Cześć. Cieszę się, że w końcu możemy się zobaczyć. Szkoda, że przez tak długi czas byłeś zajęty – zaakcentował ostatnie słowo, spoglądając na drugiego z mężczyzn. Nie kojarzył go, więc zapewne był to jakiś początkujący model.
- Wojtek, to nie tak...
- Wiem, że nie tak. Temu panu coś utknęło w gardle, a ty po prostu próbowałeś mu to wyciągnąć. Swoim językiem. Całkowicie to rozumiem, dlatego nie przywalę ci, tylko grzecznie powiadomię, że jeżeli jeszcze raz ujrzę cię na oczy, to przyrzekam, nigdy więcej nie będziesz mógł robić tego, co pewnie właśnie robić zamierzaliście. Nie pisz, nie dzwoń, a już na pewno nie próbuj przepraszać. To koniec. Dobrze wiedziałeś jaki jest mój warunek. A teraz żegnam. Możecie kontynuować, już mnie nie ma. I smacznej kolacji życzę.
Zachował spokój do momentu, w którym zamknęły się za nim drzwi. Później już nad sobą nie panował. Nawet nie pamiętał jak znalazł się w samochodzie. Dopiero tam trochę się opanował, nie chcąc spowodować wypadku. Zadzwonił na szybko do niani i dowiedziawszy się, że z Madzią wszystko w porządku, ruszył w drogę powrotną do domu. Mimo, że w czasie jazdy starał się o niczym nie myśleć, po godzinie, kiedy tylko opuścił pojazd, miał ochotę coś rozwalić. Ewentualnie się upić. Jako, że nie chciał wyżywać się na niewinnych, wybrał drugą opcję.
Ruszył w stronę wejścia do baru, kiedy na kogoś wpadł Warknął coś, wymijając tę osobę, ale niespodziewanie usłyszał znajomy głos.
- Wojtek?
Dopiero teraz Resztka przyjrzał się mężczyźnie, którego chciał staranować i dostrzegł w nim Radka.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś miał zamiar mnie pokroić.
- Mam, ale nie ciebie. Najpierw jednak muszę się upić. Masz pecha, bo nie lubię tego robić sam – odpowiedział, po czym pociągnął rudzielca do baru.
Radek nie stawiał oporu, będąc ciekawym powodu, dla którego widzi Resztę w takim stanie. Na ogół ten mężczyzna był oazą spokoju i opanowania.
Usiedli przy barze, a Wojciech od razu zamówił alkohol, nie tylko dla siebie, ale też dla Radka. Rudzielca zaskoczyło trochę to, że po chwili dostarczono mu jego lubiony drink. Nie zdążył jednak zauważyć, co zamówił jego towarzysz, gdyż ciecz od razu znalazła się w jego przełyku.
- Poproszę to samo. Razy dwa – powiedział do baristy, na co ten kiwnął głową.
- Ciężki dzień?
- W chuj ciężki.
- W takim razie proszę – przed Wojtkiem pojawiła się butelka wódki, którą zaraz chwycił, by nalać jej zawartość do szklanki. Barman odszedł, by obsłużyć kolejnego klienta. \
- Co się stało? Wszystko w porządku z Madzią? - Radek naprawdę martwił się o dziewczynkę. To był pierwszy powód takiego zachowania blondyna, jaki wpadł mu do głowy
- Tak, nic jej nie jest. Opiekunka jej pilnuje. Chodzi o Huberta. Powiem ci za chwile, a teraz pij, bo zamówiłem ci już kolejnego.
Radek nie bardzo wiedział, kim był Hubert, choć domyślał się, że chodziło o partnera Wojciecha. Dlatego też w kilku łykach wypił swojego drinka i krzywiąc się, odstawił szklankę na bar. Widząc to blondyn uśmiechnął się i pociągnął znów ze swojej szklanki.
- Zadam ci bardzo niedyskretne pytanie. Jesteś gejem?
Radek cieszył się, że już przełknął alkohol, bo teraz na pewno by się zakrztusił. Czuł jak rumieni się delikatnie, ale na szczęście w barze panował półmrok, więc Resztka nic nie zauważył. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć, wiec postawił na prawdę. Nie miał nic do stracenia.
- Tak – potwierdził – dziwię się, że dopiero teraz to zauważyłeś.
- Miałem pewne podejrzenia. Skoro je potwierdziłeś, to nawet lepiej. Może zrozumiesz. Otóż mam... miałem partnera.
Na te słowa Radek wyprostował się lekko. Nie przerywał mu jednak.
- Ten sukinsyn mnie zdradził. I założę się, że nie pierwszy raz. Od kiedy przejąłem opiekę nad Madzią, owszem miałem mniej czasu, ale to jego wyjazdy służbowe nagle zaczęły się wydłużać. - Mężczyzna wziął kolejny łyk wódki. Czuł jak alkohol zaczyna krążyć w jego żyłach. - Chciałem zrobić mu niespodziankę. Czekałem na niego w hotelu i co zobaczyłem? Jak mój kochany partner wchodzi, wpychając język do gardła jakiegoś małolata! Nie cierpię tego. Zdrada to najgorsze, co można zrobić. Mógł mi to kurwa powiedzieć wprost. Czy to takie trudne?!
Gdyby Radek nie przytrzymał go w miejscu, pewnie by wstał i przy okazji przewrócił krzesło.
- Spokojnie, siedź w miejscu – Radek ścisnął jego ramię.
Dopiero teraz zauważył ile alkoholu wypił już Wojtek. Półlitrowa butelka była już prawie pusta. Jemu też powoli zaczynało się kręcić w głowie. Nie pił zbyt często, a jak już to w małych ilościach. Drinki, które tu podawali, mimo że pyszne, miały w sobie dużo procentów.
- Łatwo ci mówić. Mam ochotę komuś przywalić, albo chociaż upić się do nieprzytomności.
- Tak, a ja mam cię później odeskortować do domu? Mieszkasz po drugiej stronie miasta, a ani ja, ani ty nie jesteśmy w stanie prowadzić samochodu.
- W takim razie, póki jeszcze chodzę, idziemy.
Reszta zawołał baristę i ku zdziwieniu Radka, zamówił jeszcze jedną butelkę wódki. Zapłacił i bez słowa wstał, ciągnąc rudzielca za ramię do wyjścia.
Kiedy byli już na zewnątrz, Radek sam musiał chwycić Wojtka pod ramię, gdyż jego organizm chyba właśnie przypomniał sobie, że dosyć sporo wypił.
- Mogę wiedzieć, gdzie idziemy?
- Jak to gdzie? Do ciebie. Skoro tędy przechodziłeś, to musisz tu gdzieś mieszkać.
- Po co chcesz iść do mnie?
- A myślisz, że kupiłem to, żeby wypić w parku? Sam powiedziałeś, że do domu nie dojadę.
- Możemy ci zamówić taksówkę.
- Nie ma mowy. Opiekunka została na noc. Nie mogę stracić kolejnej, a jak mnie takiego zobaczy, to na pewno odejdzie. Jeszcze brakuje, żeby mi Madzie zabrali.
Radkowi zrobiło się żal Wojtka. Nie dość, że przeżywał cięższy okres z walką o prawa opieki nad Madzią, to jeszcze stracił partnera, którego, sądząc po zachowaniu, musiał kochać. Poczuł dziwny uścisk w gardle. Znał go. Zdawał sobie sprawę, że jest zazdrosny o Huberta i jednocześnie wściekły na niego, za to, że dołożył Wojtkowi cierpienia. Jednak w głębi duszy, skakał z radości. W końcu miał szansę zawalczyć o blondyna i nie zamierzał z niej rezygnować.
- Dobra, chodź tędy.
Byli już niedaleko od mieszkania Radka, więc nie zajęło im dużo czasu, by do niego dotrzeć. Weszli do środka po cichu, by nie obudzić sąsiadów. Chłodne powietrze i krótki spacer sprawiły, że Radkowi przestało się kręcić w głowie. Wojtek natomiast stał się mniej nerwowy. Teraz bił od niego smutek i zrezygnowanie.
- Mam dość – powiedział, siadając na kanapie i otwierając butelkę, którą niósł ze sobą całą drogę. Nawet nie zaprotestował, kiedy Radek wyjął mu ją z ręki.
Widząc depresję, jaka nagle zaczęła ogarniać Resztkę, Radek nalał przezroczystą ciecz do dwóch szklanek i zalał ją sokiem pomarańczowym.
- Masz, nie będę wspierał twojego jutrzejszego kaca.
- Dzięki. Za wszystko.
- Nie ma sprawy, ale śpisz na kanapie.
Resztka uśmiechnął się na te słowa. Radek usiadł przy nim i czekał. W końcu mężczyzna zaczął mówić. Świerk cierpliwie słuchał, nie przerywając. Miał przeczucie, że blondyn tego potrzebował. Z każdym kolejnym zdaniem dowiadywał się coraz więcej o wicedyrektorze. O tym, że wszystko zaczęło się sypać, kiedy jego siostra zmarła. O niezasługującym na nią szwagrze i Madzi, która została sama pod jego opieką. O problemach z prawnikami i samotności, którą odczuwał. Mówił nawet o Hubercie, żałując, że nie potrafi znaleźć wiernego partnera.
- Wiesz, mam teraz tylko Madzię. Rodziców nie liczę. Wydziedziczyli mnie, jak tylko dowiedzieli się o mojej orientacji. Cieszę się tylko, że nie są już w stanie wychować dziecka, bo pewnie zabraliby mi Małą. Szczerze mówiąc nawet nie wiem, jak ja sobie z tym wszystkim poradzę. Praca i opieka nad małym dzieckiem.
- Nie martw się, wszytko się ułoży. Proces o opiekę niedługo się skończy, a reszta sama się rozwiąże. Nie możesz się załamywać. Madzia cię potrzebuje. Pamiętaj, że ona też ma teraz tylko ciebie. Jesteś teraz dla niej ojcem, więc masz się trzymać w kupie. Każdy twój ruch może zmienić jej życie. Nie użalaj się nad sobą, bo inni mają gorzej. Takie właśnie jest moje motto i tobie też przydałoby się je zapamiętać.
Na podkreślenie swoich słów szturchnął Wojtka lekko w ramię. Ten pokiwał głową, rozmyślając nad jego słowami.
- Masz rację. Może ja straciłem siostrę, ale to Madzia nigdy nie spotka swojej matki. Jeśli tak na to spojrzeć, to moje problemy nie są takie straszne. Dzięki. Twój partner ma spore szczęście, że cię znalazł.
Radek wiedział, że tym razem Resztka zastrzegł czerwień na jego policzkach. Cóż poradzić, skoro usłyszał od ukochanego, że byłby świetnym partnerem.
- Chwilowo jestem sam. Właściwie to nie chwilowo – powiedział, starając się nie zarumienić jeszcze bardziej. Wojtek uśmiechnął się szeroko i odłożył szklankę na stół.
- Na to właśnie liczyłem – nim Radek zrobił cokolwiek, blondyn pochylił się nad nim i delikatnie pocałował, jakby oczekując, że ten go odepchnie, albo się odsunie.
Radek czując upragniony dotyk tych konkretnych ust, uświadomił sobie, że właśnie się od nich uzależnił. Całowały go tak delikatnie, a jednak stanowczo. To była jego jedyna okazja i miał zamiar ją wykorzystać. Co z tego, że nic z tego nie wyjdzie? Był tylko pocieszeniem i zdawał sobie z tego sprawę. Jednak nawet będąc tego w pełni świadomym, nie potrafił zrobić nic innego, niż odpowiedzieć na pocałunek z jeszcze większym zapałem. Teraz już nie wiedział, czy kręciło mu się w głowie z powodu emocji, czy alkoholu, ale podejrzewał, że to drugie także miało swój udział, bo w innym wypadku nie przysunąłby się do Wojtka jeszcze bliżej i nie pogłębił pocałunku.
Zatopił się w tym pocałunku całkowicie. Uwielbiał się całować, w przeciwieństwie do Huberta, który zawsze ograniczał taki kontakt do minimum, przynajmniej z nim, bo z innymi chyba nie miał takich problemów. Teraz jednak nawet Hubert zachował się gdzieś w pudełku z napisem "nie ważne". Liczył się tylko Radek i jego język, który niepostrzeżenie wtargnął do jego ust. Nigdy by nie przypuszczał, że ten nieśmiały rudzielec może być taki stanowczy. Poczuł jak Świerk przysuwa się bliżej i nie mógł się już powstrzymać. Przyciągnął go do siebie, a biolog bez wahania wdrapał się na jego kolana, siadając na nich okrakiem. Wojtek przygryzł lekko jego wargę i całkowicie przejął kontrolę nad pocałunkiem. Zobaczył, że Radek zamknął oczy, więc i on zrobił to samo. Skupił się na odczuwaniu przyjemności, która płynęła z niesamowitych ust. Czuł, że jego ciało domaga się więcej, a penis zaczyna budzić się do życia. Chwilę później przerwał pocałunek, ale nie odsunął się, nie mogąc rozstać z gorącem, bijącym od Radka. Ich przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą, kiedy usiłowali trochę sie uspokoić.
- Chyba powinniśmy przestać – szepnął po chwili Wojtek, nie chcąc przerywać tej upojnej ciszy.
- Powinniśmy – odpowiedział Radek również szeptem, po czym z psotnym błyskiem w oku, znów wpił się w usta wicedyrektora. Jego ręce bez problemu odnalazły guziki koszuli i powoli je rozpinały. Nie chciał przestawać i miał nadzieję, że Wojtek też tego nie chce, bo odkąd tylko go poznał, nie potrafił uprawiać seksu z nikim innym.

5 komentarzy:

  1. Ot co znalazłz sie ten jedyny i w dodatku lubi dzieci:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Wspaniały rozdział wynagradzane długie czekanie na kolejny fragment :)
    Babcia Amka jest niesamowita, która akceptuje swojego wnuka takim jaki jest, i jej te aluzje, po prostu rządzi,a te kawały, które robi zięciowi są cudowne :)
    Logan już na 100% wie, że Amek jest gejem, czy w końcu przejrzy na oczy?
    Amek przyprowadzi rodziców do szkoły, czy może wyrażą zgodę, jakby przyszli do szkoły, to Logan byłby w lekkim szoku, no jestem ciekawa jak to przedstawisz.
    Wiedziałam, że partner Wojtka okaże się h...., ale to że od razu spotkał Radka i przeszli do rzeczy z jednej strony jest szybkie, a z drugiej takie cudowne, że w końcu zrozumieją, że muszą być razem :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że dokończysz tę upojną chwilę w następnym rozdziale. ;) Żebyś mi tylko potem nie zrobiła, że Wojtek będzie chciał wrócić do Huberta. *^* To fujka (chciałoby się przelknąć tak porządnie) i takie imię, jak Hubert, do niego pasuje. I wgl, biedny chłopczyk. .v. Znając typ mężczyzny jakim jest Hubert, szybko go zostawi, a on będzie się czuł jak zabawka. :<
    Babcia fujoshi jest zajebistym pomysłem. XD Sama taka będę, więc od razu ją polubiłam. ;D Coś czuję, że nie raz zawstydzi Amusia. x3
    A Amuś koniecznie musi pojechać na wycieczkę! Taka wycieczka może pomóc Amkowi i Loganowi zbliżyć się do siebie. ;D Już mam opracowanych kilka pomysłów. ;}
    Hmm... Czy jeszcze coś muszę skomentować? O! Radzę dokładnie przeczytać tekst jeszcze raz i poprawić kilka błędów ortograficznych, zdarzały się, ale niezbyt rzucały się w oczy. ;3
    To chyba na tyle, najwyżej, jeśli o czymś zapomniałam, to napiszę w następnych komentarzu. :>
    ~Uma

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    babcia Amka jest genialna bardzo mi się podoba, niewinne pytanka a już wszystko wie..., Wojtek och tak się przejechał, smutno, ale teraz Radek może działać, mam nadzieję, że będą pamiętali i nie żałowali tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniale, babcia Amka jest po prostu... bardzo mi się podoba, niby niewinne pytanka a już wszystko wie... Wojtek och tak smutno, ale teraz Radek może działać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń