Przepraszam Kochani :( Dzisiaj (jutro) nie dodam rozdziału. Nie będę pisać dlaczego bo po prostu dużo się działo ^^ W dodatku czuję się okropnie :'( Przepraszam jeszcze raz :*
Kocham Was <3
Dobranoc :*
niedziela, 29 listopada 2015
Informacja
poniedziałek, 23 listopada 2015
Nie wszystko stracone - Rozdział 4
Rozdział chwilowo niebetowany, ale nie ma już czasu więc miłej lektury!
Kolejne
dni tygodnia mijały w ekspresowym tempie. Loganowi, Mai i Amkowi
udało się spotkać kilka razy po próbach. Wtedy też Mikulski
odwoził ich do domów. Zdarzało się też, że zgarniał Amka z
przystanku. Za każdym razem wtedy, chłopak starał się nie gapić
na swojego nauczyciela. Mimo tego, nie mógł nie zauważyć, że
rozmawiało im się coraz lepiej. Okazało się nawet, że słuchają
podobnej muzyki, dzięki czemu teraz zamiast radia, jedząc
samochodem słuchali rocka.
Amka
powoli zaczynał martwić jego stan. Codziennie czekał na lekcje
angielskiego z niecierpliwością, a nie oszukiwał się aż tak
bardzo, by twierdzić, że jest tak tylko z powodu języka. Logan był
przystojny, a do tego dobrze im się rozmawiało. Czasami nawet
wieczorami myśli Amka wracały do tych dołeczków, które tak
często widywał.
Amek
otrząsnął się z rozmyślań. Musiał definitywnie wyrzucić
nauczyciela z głowy i to na stałe. Tylko jak to zrobić, kiedy
rozwiązywał zadania, które dał mu właśnie Logan. Odłożył
kartki na bok i przetarł twarz dłońmi. Dlaczego nie mógł
wyrzucić go z głowy nawet na chwilę?!
Zrezygnowawszy
z rozwiązywania zadań, chwycił za bluzę przewieszoną przez
oparcie krzesła i wyszedł z pustego domu. Rodzice wybrali się do
znajomych i niespodziewanie zadzwonili, że zostaną u nich na noc,
bo nie ma kto ich odwieźć. Zdziwiło go to, bo rodzice od roku nie
spuszczali go z oka, ale cieszył się chwilą samotności.
Był
niedzielny wieczór, więc nie zdziwił się, kiedy wyszedłszy z
domu, nie napotkał na ulicy żywej duszy. Szedł chodnikiem w stronę
przeciwną do tej, w którą udaje się na przystanek, by pojechać
do szkoły. W gruncie rzeczy nie chodził tędy wiele razy, a już na
pewno nigdy po ciemku. Chcąc jednak uwolnić się od myśli, ruszył
przed siebie, skręcając, kiedy robiła to droga. Mijał domy
jednorodzinne, boisko do gry w kosza, na które chętnie by się
kiedyś wybrał, gdyby nie jego płuca. W końcu znalazł się na
jakimś osiedlu, pośrodku którego stał nowoczesny plac zabaw.
Naszła go wielka ochota, by w ciszy posiedzieć sobie na huśtawce,
więc tak też zrobił. Wokół panowała nadzwyczajna cisza. Kiedy
wychodził było jakoś po ósmej, więc teraz zapewne zbliżała się
dziewiąta. Nie dziwił się jednak ludziom, którzy postanowili
zostać w domu. Popołudniu dość mocno padało i wciąż wszystko
było mokre. Łącznie z jego spodniami, które niespodziewanie
zetknęły się z mokrą huśtawką. Amek syknął, ale się nie
podniósł. Skoro spodnie i tak już były mokre, to nie było sensu
wstawać.
Siedział
tak, wdychając świeże powietrze i nie myśląc o niczym. Minęło
go zaledwie kilka osób, śpieszących się do domu, które nie
zwróciły na niego uwagi. Zaczął się bujać, przypominając sobie
jak bardzo to lubił, kiedy był mały. Kiedy był dosyć wysoko,
oderwał się od huśtawki i sprawnie wylądował na dwóch nogach.
Usłyszał szczęk łańcucha i uśmiechnął się sam do siebie.
Chyba musiał już wracać, bo robiło się naprawdę zimno?
- Amek?
- Usłyszał znajomy głos. Odwrócił się, witając Logana
uśmiechem.
-
Cześć, co tu robisz? - w myślach klął na los, który nie
pozwalał mu odizolować się od tego mężczyzny,
- Chyba
ja powinienem zadać to pytanie. Idę sobie do domu i co widzę? Jak
jakiś licealista o mało się nie zabija na huśtawce.
-
Zabija? Robiłem to jak miałem pięć lat, teraz jestem trochę
starszy, więc raczej nic mi się nie stanie – odparł Amek, powoli
tracąc cierpliwość. Dlaczego musiał spotkać Logana nawet w
niedzielę? Dlaczego wybrał to cholerne osiedle, na którym mężczyzna
najwyraźniej mieszka?
- I tak
powinieneś uważać. Wypadki chodzą po ludziach – powiedział
Mikulski, a po jego twarzy przebiegł dziwny cień. Amek szóstym
zmysłem wyczul zmianę atmosfery i chcąc ją załagodzić, obiecał,
że będzie ostrożny.
-
Dobra, chodź odwiozę cię do domu. Nie wiem, czy wiesz, ale zbliża
się jedenasta. Nie możesz się rozchorować.
- Aż
tak się martwisz o swoich uczniów? - zapytał Amek, chowając twarz w
kołnierzu bluzy. Nie chciał się łudzić, że Loganowi na nim
zależy, więc mężczyzna niepotrzebnie mówił takie rzeczy.
-
Oczywiście. Szczególnie o tych, z którymi ślęczę nad
przygotowaniami do konkursu. Nie po to się trudzimy z Mają, żebyś
się rozchorował i aby nas zdyskwalifikowali z powodu braku osoby z
drużyny.
- Dobra
już, dobra. Nie rozchoruję się – Amek uległ i podążył do
samochodu nauczyciela.
- Co
masz taki humor? - spytał Logan, kiedy już siedzieli w samochodzie.
- Jaki?
-
Jakbym ci psa otruł.
- Skąd
wiesz, że cię o to nie podejrzewam? - zmrużył oczy, spoglądając
na rozczochrane włosy nauczyciela. Dlaczego w tym delikatnym świetle
wydobywającym się z deski rozdzielczej, musiał widzieć każdą
krzywiznę jego twarzy?
- Bo
nie masz psa. Inaczej już byłbym cały zasmarkany.
- Masz
uczulenie na zwierzęta? - Amek uniósł wysoko brwi. Alergia jakoś
mu nie pasowała do Logana.
- Na
sierść. Szczególnie psią. Wystarczy, że kto ma psa w domu i jak
znajdę się z nim w małym pomieszczeniu, zaraz mam zatkany nos.
-
Dobrze wiedzieć. Jak postawisz mi pałę, to sobie kupię czworonoga
– uśmiechnął się złośliwie, zaczynając rozpoznawać okolicę.
Nie wiedział czemu Logan nagle parsknął śmiechem.
- W
takim razie z pewnością ci nie postawię – odparł, dalej się
śmiejąc.
-
Mógłbyś mnie wtajemniczyć w tą swoją głupawkę?
-
Myślę, że w głębi duszy nie chcesz wiedzieć – Logan spojrzał
na niego, zatrzymując samochód. Amek pożegnał się i wysiadł z
auta. Nie mógł nie zauważyć, że Mikulski wciąż nie odjechał.
Zawsze jak było ciemno, czekał, aż wejdzie do domu.
Podszedł
do drzwi i sięgnął do kieszeni bluzy. Nie znalazłszy w niej
kluczy, włożył rękę do drugiej. Teraz już lekko spanikowany,
sięgnął do spodni, lecz w nich także niczego nie znalazł.
Szarpnął za klamkę, upewniając się, że drzwi są zamknięte i
przeklął cicho.
-
Jakieś problemy? - Odwrócił się do mężczyzny, który teraz
opierał się o drzwi samochodu.
-
Zgubiłem klucze.
- Niech zgadnę, nikogo nie ma w domu? - Logan rozbawiony otworzył drzwi
kierowcy i znów na niego spojrzał. - Masz trzy wyjścia. Albo
ściągasz rodziców i na nich czekasz, albo śpisz na ganku. Trzecim
wyjściem jest powrót do samochodu. Mam wolne łózko w mieszkaniu.
Amek
poczuł jak wali mu serce. Przełknął ślinę, ciesząc się, że
przez półmrok, mężczyzna nie mógł tego zauważyć. Logan nie
zdawał sobie sprawy, co mu proponuje. Maja mówiła mu coś o
wątpliwościach dotyczących orientacji Logana, przez co naprawdę
się wahał. Nie dlatego, że bał się, że Logan się na niego
rzuci. Raczej zastanawiało go, czy jeżeli by to zrobił, zdołałby
się mu oprzeć. Nie, nie było nawet mowy o opieraniu się. Zapewne
skończyłby pod nim z rozłożonymi nogami.
- No
śmiało, przecież nie gryzę. - Logan cierpliwie czekał na jego
decyzję.
Nie
przejmując się konsekwencjami, ruszył w stronę mężczyzny. Nie
ma mowy, żeby spędził noc na tym zimnie, a rodzice nawet gdyby
wiedzieli, nie mieliby jak wrócić o tej godzinie.
W
samochodzie Amek rozluźnił się nieco. Na pewno nie wydarzy się
żadna sytuacja, która mogłaby wyjawić jego orientację, więc nie
ma się czym przejmować. Poza tym, nawet jeśli Logan jest gejem, a
zapewne tak nie jest, nie chciałby, aby jego uczeń o tym wiedział.
Nie mówiąc już o nauczycielach i rodzicach uczniów.
Podróż
zdawała się trwać krócej niż wcześniej. Kiedy w końcu trafili
do bloku, koło którego stał plac zabaw, Amek zaczął się
denerwować. Nie każdy ma okazję spać u nauczyciela, a dla niego
także u osoby, która mu się podoba. Nie był pewny co zastanie w
środku. Albo rozrzuca brudne skarpety po całym domu, albo jest
gejem.
Słowa Mai dudniły mu w głowie, kiedy wchodził po schodach. To
trochę głupie, ale skoro Maja nie myliła się co do jego
orientacji, to czemu nie miałaby mieć racji także co do tych
skarpet? Nie zaszkodzi sprawdzić.
Kiedy weszli do mieszkania, Sęk był pewny, że nie znajdzie tu
żadnych skarpet. Nie wiedzieć czemu jego serce znów przyspieszyło,
a w gardle zaschło nieco.
- Nie stój tak, tylko chodź. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z
głodu. Nie jadłem nic od południa.
- Jeśli to nie problem, to też bym coś zjadł – powiedział,
zostawiając za sobą buty i idąc za nauczycielem.
- Żaden, jeśli uda ci się stworzyć coś z tego co mam w lodówce.
Szczerze to mam dość kanapek z pasztetem – Logan skrzywił się,
ukazując tym swoją niechęć do mięsnego wyrobu.
- Nie gadaj, że nie umiesz gotować – zaśmiał się Amek. Ten
facet wcale nie był taki cudowny, jak mu się zdawało. Choć teraz
przeszło mu przez myśl, że dzięki temu wydaje się być bardziej
ludzki, normalny, a co za tym idzie – bardziej osiągalny.
- Mało powiedziane. Moja lodówka zawiera coś więcej niż dżem,
pasztet i paprykarz tylko dlatego, że moja sąsiadka postanowiła
nie pozwolić mi umrzeć z głodu.
- Gotuje ci sąsiadka? A ja myślałem, że jesteś dorosły – Amek
otworzył lodówkę i zrobiwszy szybkie rozeznanie, wyjął kilka
produktów.
- Nie pozwalaj sobie, to w końcu ja tu jestem nauczycielem –
mruknął obrażony Logan, wywołując tym uśmiech na twarzy Amka.
- Jasne. Rusz tyłek nauczycielu i rozbij jajka. Z tego co tu jest
można zrobić tylko naleśniki. - Mówiąc to, zastanowił się,
czy nie przesadził. Logan mógł powiedzieć to na poważnie, w
końcu nie są przyjaciółmi. Na szczęście nic nie wskazywało na
to, żeby jego słowa zostały odebrane negatywnie. Wręcz
przeciwnie, po chwili w misce pojawiły się trzy rozbite jaja.
- Umiesz robić naleśniki? - zdziwienie w głosie Logana było na
tyle autentyczne, że Amek spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- No co?
- Nic, kompletnie nic. Nie załamuj mnie, tylko daj mikser.
Logan pokręcił głową i posłusznie podał mu maszynę, uprzednio
wyciągając ją z szafki. Kilka chwil później, masa była już
gotowa, a olej rozgrzewał się na patelni.
- Robisz amerykańskie – zdziwił się Logan, zaglądając Amkowi
przez ramię. Chłopak spiął się lekko, czując bliskość
mężczyzny. Na szczęście udało mu się to ukryć, przewracając
naleśniki na drugą stronę.
- Pomyślałem, że te lubisz bardziej, skoro wychowałeś się w
Ameryce.
- Miałeś racje – Amek zagapił się na te cudowne dołeczki, ale
szybko się opamiętał i chrząkając, wymamrotał coś niewyraźnie.
Logan zachowywał się, jakby niczego nie zauważył.
- Co? - zapytał, kiedy słowa Mikulskiego przeleciały gdzieś na
końcu jego podświadomości.
- Pytałem, czy wyjąć syrop klonowy.
- Mnie się pytasz? To twój dom – zaśmiał się Amek, a
nauczyciel jakby uświadomił sobie, że rzeczywiście jest u siebie.
- Ale nie wyjmuj. Zrobię sos karmelowy.
Loganowi niemal zaświeciły się oczy. Zaśmiał się, kiedy pełny
podziwu wyraz twarzy, zatrzymał się u bruneta na dłużej. Poprosił
o drugi garnek i wsypał do niego cukru, by ten się roztopił. W
międzyczasie obrócił ostatnią porcję naleśników i wyciągnął
śmietanę. Wystarczyła chwila, żeby poczuł się w tej kuchni jak
u siebie.
Kiedy
karmel był gotowy, wziął łyżkę i polał nim stosiki naleśników.
Pomachał jeszcze trochę łyżką, tworzą na nich zawiłe wzory i
sprawiając, ze wyglądały jak jakieś wytworne dzieło.
-
Jesteś mistrzem – Logan przymrużył oczy, połykając pierwszy
kęs. Błogi wyraz jego twarzy sprawił Amkowi przyjemność. Rzadko
kiedy mógł coś dla kogoś ugotować, gdyż rodzice często
pracowali. Robienie potraw tylko dla siebie nie sprawiało mu tyle
przyjemności, wręcz przeciwnie, było utrapieniem.
-
Cieszę się, że ci smakuje – odparł, patrząc w talerz. Nigdy
nie wiedział jak przyjmować komplementy. Zaczął jeść szybciej,
uświadamiając sobie, jaki jest głodny. Nic dziwnego, skoro zegar
na ścianie wskazywał dziesięć minut po dwudziestej trzeciej.
Po
posiłku, w trakcie którego Logan co najmniej dziesięć razy
powiedział jak bardzo mu smakuje, Amek rozsiadł się na kanapie.
Robił się senny. Zawsze po ciepłym posiłku, chciało mu się
spać, a późna pora także robiła swoje.
- Chyba
czas się kłaść – Logan wyszedł z pokoju i po chwili wrócił z
jakąś koszulką i spodniami. - Masz, powinny pasować. Uważaj, bo
w prysznicu woda leci na odwrót. Muszę w końcu zamienić te kurki.
Amek
podziękował i wziął rzeczy, po czym udał się do łazienki.
Dziwnie się czuł stojąc pod prysznicem, pod którym codziennie
stał Logan. Ciepłe strumienie spływały po jego ciele, a myśli
zbaczały na tory, na których stanowczo być nie powinny. Zakręcił
wodę, dając sobie mentalnego kopa. Dlaczego znów myślał o
Loganie, a co ważniejsze dlaczego jego wyobraźnia posyłała mu
obrazy nauczyciela pod tym prysznicem? Przecież sam fakt, że jest
nauczycielem powinien sprawiać, że staje się nieosiągalny. Więc
czemu jego myśli nie chciały oderwać się od bruneta?
Wyszedł
z pod prysznica i szybko się obrał. Był ciekaw skąd Logan wziął
ciuchy w jego rozmiarze. Mimo wysokiego wzrostu były dużo
drobniejszy od Logana, a jednak ciuchy pasowały na niego idealnie.
Wytarł jeszcze włosy, a ręcznik rozwiesił do wyschnięcia i
opuścił łazienkę.
-
Gotowy? - Logan wstał z kanapy i przeszedł obok niego, gestem
prosząc by poszedł za nim. Dotarli do jedynych zamkniętych drzwi.
Logan położył rękę n klamce i zawahał się. W końcu jednak
nacisnął na nią i zapalił światło w pokoju.
Amek
wszedł do środka i się rozejrzał. Dwie ściany pomalowane były
na granatowo, a dwie na szaro. Przy ścianie stał regał z książkami
i zdjęciami. Tam też się udał, przyglądając się fotografiom.
Większość z nich przedstawiała Logana z jakimś chłopakiem
zdającym się być jego młodszą kopią. Dwa dodatkowo zawierały
wizerunki kobiety i mężczyzny, którzy zapewne byli rodzicami
braci.
- Masz
brata? - Amek odwrócił się do Logana i to co zobaczył mocno go
zaskoczyło. Zazwyczaj wyprostowana sylwetka nauczyciela była teraz
lekko przygarbiona, oczy straciły swój codzienny wyraz, a twarz
zobojętniała. Amka aż ścisnęło w sercu, kiedy zobaczył jak
bardzo mężczyzna stara się ukryć smutek. Od razu skarcił się za
swoje słowa. - Przepraszam, nie wiedziałem – szepnął, nim
uzyskał jakąkolwiek odpowiedź.
- A
teraz już wiesz? - w głosie Logana nie było słychać żadnej
urazy. On też zdawał się być wyprany z emocji.
-
Domyślam się. Musiałeś bardzo go kochać. Przykro mi –
zachciało mu się płakać. Mama zawsze powtarzała mu, że nawet
mężczyźni powinni być wrażliwi na krzywdy innych. Teraz jednak
naprawdę nie chciał się popłakać. Był dorosły, a nawet głupi
film sprawiał, że płakał jak nastolatka. Gołym okiem widział
jak Logan cierpi i jak bliski musiał mu być brat. Odwrócił się,
by Logan nie zauważył, jak jego oczy wypełniają się łzami.
Stojąc
w progu pokoju Willa, zobaczył jak Amek się odwraca i unosi dłoń
by wytrzeć łzy, które pojawiły się w jego oczach. Patrząc na
to, uświadomił sobie jak bardzo chłopak przypomina mu brata. Jego
wyzywające spojrzenia, szczery uśmiech i teraz jeszcze wzruszanie
się z byle powodu. Przez chwilę wydawało mu się, że patrzy na
Willa, który często płakał, oglądając zdjęcia rodziców.
Bez
wahania podszedł i objął Amka od tyłu. Nie myślał teraz o
niczym. Chciał tylko znów poczuć się, jakby jego brat był tuż
obok. Poczuł jak Amek spina się, ale nie zwrócił na to uwagi.
- Tylko
chwilkę. Tak bardzo mi go przypominasz – szepnął cicho,
zamykając oczy.
Amek
rozluźnił się, słysząc szept wypełniony bólem. Chwycił dłońmi
oplatające go ręce i szepnął :
- Nie
płacz.
- Nie
płaczę – odpowiedział Logan.
- Wiem,
mówiłem do siebie – odwrócił głowę, spoglądając w oczy
Loganowi, który opierał brodę na jego ramieniu. Ku jego zdziwieniu
mężczyzna się uśmiechnął. Takim naprawdę smutnym, ale jednak
uśmiechem.
-
Naprawdę jesteś do niego podobny – Logan zacieśnił na chwilę
uścisk, po czym się odsunął. - Przepraszam, wzięło mnie na
wspomnienia.
- Nie
przepraszaj, nie masz za co.
- W
takim razie dziękuję. - Logan wycofał się z pokoju i zatrzymał
się jeszcze nim zamknął drzwi. - Dobranoc.
-
Dobranoc.
Drzwi
zamknęły się, a Amek usiadł na łóżku. Serce waliło mu niczym
młot, a żołądek dziwnie się ścisnął. Walczył z tym, ale
coraz trudniej mu było wmawiać sobie, że Logan jest mu obojętny.
Teraz miał tego dowód. Zdarzało mu się przytulać do ludzi, ale
nigdy nie sprawiało to, że czuł się taki pełen energii i
szczęścia. Nawet nie chciał o tym myśleć, ale miał wrażenie,
że zaczyna się zakochiwać. We własnym nauczycielu.
Obudził
się dokładnie pamiętając gdzie się znajduje. Otworzył oczy i
przeciągnął się, zerkając na telefon. Nawet zarejestrował
kiedy wyłączył budzik. Na szczęście jednak nie zaspał i miał
czas, żeby przygotować się do szkoły. Najpierw jednak należało
coś zjeść, a zważywszy na to, że Logan nie pałał sympatią do
kuchni, nastawił budzik na piętnaście minut wcześniej, by zrobić
jakieś śniadanie.
Przebrał
się we wczorajsze ciuchy i udał do kuchni, gdzie otworzył lodówkę
i wyciągnął z niej jajka. Znalazł jakieś przyprawy, pół
pomidora i cebulę, więc postanowił zrobić jajecznicę. Dodatkowo
posmarował resztkę chleba masłem i wszystko rozłożył na dwa
talerze. Przeszukał szafki w poszukiwaniu szklanek i przy okazji
znalazł także wysokiej jakości kawę, którą pozwolił sobie
zaparzyć.
Spojrzał
na zegarek. Jeśli chce, żeby Logan zawiózł go jeszcze do domu, by
mógł się przebrać i zdążyć na autobus, musiał jakoś obudzić nauczyciela. Tylko jeden sposób na to przychodził mu do głowy.
Naprawdę nie powinien wchodzić do jego pokoju, ale przecież nie
będzie dzwonił zza ściany.
Położywszy
śniadanie na stole, podszedł do drzwi, które jak podejrzewał
prowadziły do pokoju Logana. Zapukał, a kiedy nie otrzymał odzewu,
pociągnął za klamkę.
Rozejrzał
się, dostrzegając różnice pomiędzy pokojem Logana i jego brata.
Tutaj nie było żadnych zdjęć, ani niczego innego, co łączyłoby
Logana z przeszłością. Ściany pomalowane były na brązowo, a
białe meble rozjaśniały pomieszczenie.
Logan
spał na małżeńskim łóżku wciśniętym w kąt pokoju. Amek
podszedł do Logana i stanął przy łóżku, przyglądając się
śpiącemu mężczyźnie. Przejechał wzrokiem po jego niczym nie
okrytej klatce piersiowej i przełknął ślinę. Logan wyglądał
uroczo z tymi swoimi rozburzonymi włosami i spokojnym wyrazem
twarzy. Nie chciał go budzić, ale musiał.
-
Logan, obudź się – powiedział cicho. Jak oczekiwał, mężczyzna
nawet nie drgnął. Położył więc dłoń na jego ramieniu i
potrząsnął lekko. - Logan, wstawaj.
- Just
a little.. – wymamrotał nauczyciel po angielsku. Amek przeszedł
więc na drugi z języków.
-
Logan, obudź się.
- Will,
daj mi pięć minut – Logan obrócił się na bok, okrywając
szczelniej kołdrą.
- Żaden
Will, to ja, Amek. - Nie dając za wygraną, oparł się jednym
kolanem o łóżko i chwycił za kołdrę. - Wstawaj.
Pociągnął
lekko materiał, ale mężczyzna mocno go trzymał. Szarpnął więc
i w odpowiedzi otrzymał to samo, przez co musiał podeprzeć się
dłońmi. Skończyło się więc na tym, że Logan znalazł się
między jego rękami i nogami, a on prawie na nim leżał w poprzek.
- Daj
mi pięć minut.
- Ale
jajecznica wystygnie.
- Jaka
jajecznica? Przecież ty nie umiesz gotować.
- Tak
się składa, że umiem – złapał mocno za dwa rogi kołdry i
gwałtownie pociągnął. Logan puścił, a on poleciał do tyłu i z
hukiem wylądował na podłodze. Logan zerwał się, rozglądając
nieprzytomnie.
- Amek?
Co ty robisz?
-
Usiłuję cię obudzić – jęknął szatyn, masując łokieć.
- I
dlatego leżysz na podłodze?
-
Powiedzmy. Chciałem się zapytać, czy podwiózłbyś mnie do domu.
Musimy w końcu pójść do szkoły a ja mam na sobie wczorajsze
ubrania.
-
Jasne, daj mi chwilę, tylko się ubiorę.
- Mamy
czas. Jest siódma, więc możemy najpierw zjeść śniadanie.
-
Śniadanie?
- Tak,
to taki posiłek, który je się rano – mruknął ironicznie Amek.
- Mówił ci ktoś kiedyś, ze rano masz problemy z kontaktowaniem?
- Mój
brat, cały czas tak powtarzał – uśmiechnął się Logan. Amek
ucieszył się, że mimo wspomina o bracie, mężczyzna nie wyglądał
na smutnego.
-
Dobra, czekam w salonie. Pośpiesz się bo jajecznica będzie zimna.
Chwilę
później Logan wcinał jajecznicę z zawrotną prędkością, a Amek
usiłował nie udławić się ze śmiechu. Jakby widział Maję
jedzącą czekoladę.
- Chodź
już, bo za pół godziny mam autobus.
- Po co
ci autobus? Mam przecież samochód.
-
Staram się z góry nie zakładać, że podwieziesz mnie też do
szkoły, ale skoro proponujesz – uśmiechnął się Amek, wkładając
naczynia do zlewu.
-
Kłamca. Od początku wiedziałeś, że cię podwiozę.
- Skoro
tak uważasz. A właśnie, nie skończyłem zadania domowego.
- W
takim razie dostaniesz pałę.
- Nie
dostanę. Bo chodziło mi o to zadanie na konkurs. Tamto zrobiłem w
minutę.
- Masz
szczęście. Nawet twoja jajecznica by cię nie uratowała. - Logan
spakował kilka rzeczy do nesesera i był już gotowy.
-
Wychodzimy?
-
Musimy się już zbierać, jeśli chcesz jeszcze wziąć rzeczy z
domu. Tak w ogóle, to twoi rodzice w nim będą?
-
Powinni. Mama musiała iść do pracy, więc pewnie wrócili koło
szóstej. Tata idzie na popołudniu, więc raczej jest w domu.
-
Miejmy nadzieję.
Wyszli
z mieszkania Lucasa, spotykając wspomnianą sąsiadkę, która
karmiła nauczyciela. Była to starsza pani, wyglądająca na typową
babcię, która dba o swoich wnuków. Tylko, że, jak Amek
dowiedział się później od Logana, ich nie posiadała. Dlatego też
pozwalał jej się karmić. Widział, że sprawia jej to sporą
przyjemność. W zamian często naprawiał jej usterki, które
pojawiały się w nieodnowionym mieszkaniu.
Zajechali
pod dom Amka, a ten z ulgą przyjął widok samochodu na podjeździe.
-
Wejdziesz? - zapytał, pochylając się, by widzieć Logana za
kierownicą.
- Chyba
mi nie wypada – pokręcił głową.
- Ale przenocować ucznia już wypada? - mruknął Amek pod nosem,
zamykając drzwi i ruszając w stronę domu.
-
Słyszałem! - zaśmiał się Logan, opuszczając trochę szybę.
Amek
wszedł do domu i już na samym progu przywitała go rodzicielka.
Stała tam ze skrzyżowanymi na piersi rękami i spoglądała na
niego groźnie.
- O
nie, to nie tak jak myślisz. Nie powinnaś być w pracy?
-
Zamieniłam się z Kasią dyżurem, więc może wytłumaczysz mi
dlaczego, kiedy wróciliśmy nad ranem nie było cię w domu i jakiś
facet, bo obstawiam, że żadna z twoich koleżanek nie jeździ takim
samochodem, odwiózł cię pod sam dom? I w dodatku dalej tam czeka!
-
Posłuchaj. Wieczorem wybrałem się na spacer i tak się jakoś
zdarzyło, że zgubiłem klucze od domu. Potem spotkałem mojego
nauczyciela z angielskiego...
-
Nauczyciela?!
- Tak,
nauczyciela i nie patrz tak, jest tylko nauczycielem. Ale pozwolił
mi u siebie przenocować i wyprzedzając twoje pytania, spaliśmy w
osobnych łóżkach, a nawet w osobnych pokojach. Teraz czeka, bo nie
zdążę na autobus i zaoferował mi podwózkę.
-
Przystojny jest? - mama zmrużyła oczy, a go zatkało. Nigdy w
życiu nie udało mu się jej okłamać. - Ha! Podoba ci się! Twój
nauczyciel. Amadeuszu!
- Nie
krzycz, mamo. To moja wina, że jest przystojny? Przecież ci mówię,
że nic między nami nie ma. Po prostu mi pomógł.
- Mnie
nie oszukasz. To ja cię nosiłam w brzuch przez dziewięć miesięcy
i ja cię znam najlepiej. Nie wiem, co jest między wami, ale nie
zrób czegoś, co zaszkodzi wam obu.
- Wiem,
mamuś. – Pocałował ją w policzek i ominął w korytarzu. -
Teraz muszę lecieć, bo Logan czeka.
- Od
kiedy mówisz do nauczycieli po imieniu?! - krzyknął jeszcze,
kiedy Amek zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Szybko
się spakował i przebrał, by po kilku minutach, krzyknąć głośne
"wychodzę". Logan czekał na niego w samochodzie, więc
szybko wsiadł i ruszyli.
-
Przepraszam z opóźnienie. Mama się zamieniła dyżurem z koleżanką
i zrobiła mi przesłuchanie.
- Aż
tak nieciekawie?
-
Poczekajmy aż wymyśli jakieś niestworzone historie.
Szybko
dotarli do szkoły i rozstali się jeszcze przy samochodzie. Amek
musiał iść do Mai, która siedziała w szkolnej bibliotece.
- Hej –
przywitał się cicho, kiedy podszedł do dziewczyny. Ta podniosła
na niego wzrok i uśmiechnęła się, po czym wstała i ucałowała
go w policzek.
- Miło,
a to za co? - zapytał, siadając na krześle obok niej.
- A co,
przywitać się nie można?
-
Można, tylko widzę jak cała promieniejesz, a to znaczy, że albo ci
się okres skończył, albo stało się coś miłego.
- Trafiłeś w dziesiątkę. W sumie to z obiema rzeczami, ale mniejsza
z tym. Mój braciszek ma chłopaka! - krzyknęła, a kilka osób
wlepiło w nią wzrok.
- Cicho
bądź. Jeszcze mu tu coming out zrobisz.
- I tak
go tu nikt nie zna. Chodził do szkoły w sąsiednim mieście. Teraz
w nim mieszka i wczoraj przyjechał na kolacje. Wiedziałam, ze kogoś
ma, ale nie myślałem, że to aż tak poważne, że przedstawi go
rodzicom! Tomek jest taki kochany. Mówię ci, sama słodycz. Trochę
mi cię w sumie przypomina. Tak się cieszę. W dodatku zostają na
cały tydzień. Kamil się wczoraj na mnie obraził, bo stwierdził,
że porwałam mu Tomka. Cóż poradzić, że nam się fajnie gadało.
Mówię ci, polubisz go. Jak w środę pójdziemy do tego kina, to go
poznasz.
-
Moment, wróć. Do jakiego kina ja się z tobą wybieram? I czemu o
tym nie wiem?
- Jak
to nie wiesz, przecież ci wczoraj napisa... Przecież nie mam kasy
na koncie! To dlatego nie odpisałeś – zaśmiała się
dziewczyna. - W takim razie rezerwuj sobie dla mnie środę. Idziesz
z nami do kina. Poznasz mojego braciszka i jego wybranka.
- Po co
tam ja? Nie będę wam przeszkadzał?
-
Idziesz właśnie po to, żebym ja nie przeszkadzała. Przecież nie
pójdę z nimi sama. Czułabym się jak piąte koło u wozu. A tak
przynajmniej damy im trochę prywatności.
- Ile
oni w ogóle mają lat, co? Jak już tam pójdę, to chociaż coś by
się wiedzieć przydało.
- Kamil
ma dwadzieścia trzy, a Tomek jest w twoim wieku. Poznali się przy
uczelni, kiedy Kamil biegł na zajęcia, a Tomek otworzył mu drzwi
od uczelni, bo były już zamknięte. Dzięki temu zdążył na
zajęcia. Tomi był wtedy zanieść papiery, żeby go przyjęli.
Później znów na siebie wpadli i tak zaczęli ze sobą rozmawiać.
Więcej nie zdążyłam wczoraj wyciągnąć, bo było już naprawdę
późno. A tak poza tym, to co ty robisz w szkole tak wcześnie? Czy
twój autobus nie powinien dojechać tu za jakieś piętnaście
minut?
Amek
zmrużył oczy. Czy Maja zawsze wszystko musiała wychwycić? Jak
opowie jej o tym, co się wydarzyło, to zaraz mu się oberwie.
- O
nie. Gadasz mi o wszystkim. Widzę to. Znów robisz tę minę, którą
robiłeś, jak udawałeś, że jesteś hetero.
-
Cholera. Czy po mnie naprawdę wszystko widać?
- Jak
tusz do rzęs na nosie. Więc? Dlaczego znów przyjechałeś z
Loganem? Bo obstawiam, że to on cię podwiózł. - Maja zamyśliła
się na chwilę, po czym zaczęła mówić bardziej do siebie niż do
niego. - Z drugiej strony jest za wcześnie, żeby wziął cię z
przystanku. Amek, teraz to ja naprawdę się zastanawiam, czy ty nie
planujesz niczego głupiego.
- No
nie wytrzymam. Już wiem, czemu jestem gejem. Wszystkie baby w moim
otoczeniu mają jakiś rentgen w oczach. Czemu wy o wszystkim wiecie?
-
Wiesz, wy macie mięśnie, a my inteligencję.
-
Dzięki. A już myślałem, że się przyjaźnimy – fuknął,
udając obrażonego. Maja poklepała go po plecach.
- Nie
truj mi tu, tylko gadaj jak było.
- Masz
ci los – westchnął i opowiedział jej o wszystkim, co działo się
począwszy od jego spaceru. Rzecz jasna ominął ten moment, w którym
Logan się do niego przytulił. Uważał to za zbyt osobiste, by
zdradzać to innym osobom, nawet Mai. W końcu to były uczucia
Logana, a nie jego, więc nie ma prawa rozpowiadać o tym, jak bardzo
ten tęskni za bratem. Poza tym nie chciał wywołać lawiny pytań,
która niechybnie by nastąpiła. Coś tam tylko napomknął o tym,
że widział zdjęcia rodziny Logana, a resztę wyciął.
-
Widzę, że nie tylko ja miałam ciekawy wieczór. To już wszystko?
- Maja zmierzyła go wzrokiem, a on usiłując nie zmieniać wyrazu
twarzy, przytaknął. Wyszło na tyle wiarygodnie, że dziewczyna
zmieniła temat na mniej zobowiązujący.
- W ogóle muszę się zacząć pakować na wycieczkę.
- Po
co? Został jeszcze tydzień.
- Nawet
nie wiesz jak to szybko zleci Poza tym będą nas męczyć próbami.
Za miesiąc ta przeklęta akademia, więc pewnie będą chcieli
poćwiczyć jak najwięcej przed wycieczką, żeby te trzy dni nie
sprawiły, że o wszystkim zapomnimy.
- Muszę porozmawiać z rodzicami, żeby w końcu podpisali mi zgodę.
-
Jeszcze tego nie zrobili? Miałeś ją oddać w piątek.
- Wiem,
ale tata nie chciał jej podpisać. Boi się, że mogę mieć atak na
wycieczce.
-
Przecież sam sobie świetnie radzisz.
- Jemu
to powiedz. Chodź bo się na lekcje spóźnimy.
poniedziałek, 16 listopada 2015
Nie wszystko stracone - Rozdział 3
Miłego czytania! :*
Przeklął
cicho, wpatrując się w wiadomość. Czemu akurat teraz ten
pieprzony prawnik nawalił? Musiał jechać do innego, by naprawić
to, co tamten zepsuł i załatwić wszystkie papiery. Nie mógł
jednak zostawić tu Małej. Niani też nie posiadał, gdyż jedną
właśnie wylał za to, że kiedy dziecko płakało, ona oglądała
sobie telewizję. Co miał robić? Madzi zabrać ze sobą nie mógł,
bo w końcu udaje się do poważnej kancelarii. Cholera.
Kiedy
Mała smacznie spała w
kołysce, wyszedł z gabinetu. Rozejrzał się, a jego wzrok natrafił
na rozwiązanie problemu. Słyszał kiedyś, że młody biolog
uwielbia dzieci. Zdążył go już poznać i wiedział, że można na
nim polegać. Od czasu do czasu wychodził gdzieś z grupą
nauczycieli, w której
był też Radosław
Świerk. Nie zastanawiał się długo, tylko zawołał:
-
Radek, chodź na chwilę.
Masz teraz okienko, prawda?
-
Tak, coś się stało? -
Nie odpowiedział, tylko chwycił mężczyznę za ramię i delikatnie
pociągnął do swojego gabinetu. Dyrektor zamknął za nimi drzwi, uważając, by przechodzący obok uczniowie, nie zajrzeli do środka.
-
Mam do ciebie ogromną
prośbę. – Resztka
obrócił się w stronę
swojego rozmówcy.
Radek jednak już na
niego nie patrzył. Z uśmiechem na ustach podszedł do kołyski i
pogłaskał dłonią leżące w nim dziecko. Po chwili zmarszczył brwi
i skierował wzrok na blondyna.
-
Ona może tu być?
Dyrektorka chyba tego zakazała.
-
Powiedzmy, że trochę
ustąpiła ze względu na sytuację.
-
Więc, czego ode mnie
potrzebujesz? - Rudzielec właśnie bawił małą, która
otworzyła już zaspane
oczka.
-
Właściwie to potrzebuję
ciebie – palnął,
zanim zdążył się zastanowić. Nie był pewny co do orientacji
Świerka. Na początku zdawało mu się, że Radek woli mężczyzn,
jednak szybko pozbył się tego przeczucia. On sam był gejem i nie
zaprzeczał, gdy ktoś go o to pytał. Dlatego wiedział, jak
dwuznacznie to zabrzmiało.Szczególnie,
że dla niektórych,
nawet normalnie rozmawiając,
geje usiłują się do kogoś "dobrać". Odchrząknął,
kiedy Radek tylko spojrzał na niego z rozbawieniem i się
uśmiechnął. - Chodzi o to, że muszę wyjść. Właściwie, to już
nie powinno mnie tu być.
-
Więc co tu jeszcze
robisz? Idź, wezmę małą na siebie.
-
Naprawdę? Jesteś wielki
– miał
ochotę go ucałować. Z wdzięczności oczywiście. Wszedł jeszcze
na elektroniczny dziennik i wpisał Radkowi nieobecność na
następnej lekcji. Tak się świetnie złożyło, że panna Kałaput
miała okienko. Bez zahamowań wcisnął jej zastępstwo i wyłączył
komputer.
-
Nie wiem, czy zdążę w
godzinę, więc zwolniłem cię z następnej lekcji. Jeszcze raz
dzięki i rozgość się tu. A, i żeby nikt się nie dowiedział o
Małej. Taki warunek od dyrektorki –
podszedł do Radka i
pocałował w czoło dziewczynkę, którą
ten miał na rękach, po czym pożegnał się raz jeszcze i wyszedł.
Miał
nadzieję, że Radek dobrze zaopiekuje się Madzią. Mimo, że znał
go na tyle, żeby wiedzieć, że jest roztrzepanym, ale
odpowiedzialnym rudzielcem, ciężko było mu powierzyć komuś
siostrzenicę. Czuł się teraz bardziej jak jej ojciec. Od kiedy ten
sukinsyn zwiał, podrzucając mu małą "na godzinkę",
opiekował się nią codziennie, nie licząc tych dni, kiedy musiał
wezwać nianię, bo coś ważnego mu wypadło. Jego szwagier
dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Nigdzie go nie było, nikt
nie wiedział, że zniknie, a jego znajomi milczeli. Nie rozumiał
jak można zostawić własne dziecko. Gdyby nie był gejem, zapewne
miałby ich gromadkę. Dlatego starał się o adopcję i w tym celu
udał się do najlepszego prawnika w mieście. Nie mam mowy, żeby
zostawił Madzię u ojca, jeśli w ogóle
ten wróci. Co jeśli
kiedyś znów zniknie,
a Mała zostanie sama w
domu? Przecież coś mogłaby sobie zrobić. W dodatku była dla
niego pamiątką po siostrze, którą
kochał całym sercem. Ledwo pozbierał się po jej śmierci. Kiedy
po trzech miesiącach nieoczekiwanie dostał dziecko pod opiekę,
widział w nim swoją siostrzyczkę. Ona także zawsze chciała mieć
dzieci, ale niestety zdążyła tylko wziąć małą na ręce i
zapewnić, że zawsze przy niej będzie. On to wszystko obserwował i
nie mógł
powstrzymać łez. Widział jak ulatuje z niej życie i nie mógł
nic na to poradzić. Dlatego przyrzekł jej, że choćby nie wiadomo
co, będzie pilnował, żeby Madzia była szczęśliwa. Był
przekonany, że będzie jej z nim lepiej, niż z ojcem, którego
jego siostra kochała,
a on nie akceptował. Hazardzista, a teraz także alkoholik nie
zasługiwał na jego siostrzyczkę, a co dopiero na Madzię.
Wszedł
do kancelarii z postanowieniem, że nie wyjdzie stąd, póki
nie zdobędzie praw do
opieki nad siostrzenicą, a przynajmniej nie zrobi kroku w tę
stronę.
Usiadł
na kanapie z Madzią w ramionach. Dziewczynka zasnęła już jakiś
czas temu, a on dalej rozmyślał o tym, co się stało.
Wojtek
poprosił go o pomoc i
miał ochotę skakać z radości. Powierzenie komuś dziecka nie jest
łatwe, a Dyrektor zaufał właśnie jemu. Uśmiechał się do siebie
jak głupi, kiedy ten wyszedł. Może był naiwny, w końcu mężczyzna
nie miał innego wyjścia, ale jemu to wystarczało. Mógł
coś dla niego zrobić, a przy tym spędzić czas z cudownym
maleństwem.
Zakochał
się w Resztce już pierwszego dnia, a przynajmniej takie miał
wrażenie. Wojtek spodobał mu się od razu, a kiedy wyszli razem z
Loganem, Sonią i Markiem, przekonał się, że ma także jego
wymarzony charakter. Zdawał sobie sprawę, że mężczyzna też jest
gejem, ale ten w ogóle
się nim nie
interesował. Na początku Radek dawał mu znać, że jest homoseksualistą, działając tak, że żaden heteryk nic by nie
zauważył. Po jakimś czasie jednak dał sobie spokój.
Głównie
dlatego, że dowiedział
się, że ma kogoś. W dodatku mężczyzna nie reagował na jego
obecność w żaden sposób.
Coraz rzadziej z nimi
wychodził, aż w końcu ledwo co widywali się w szkole. Gdyby nie
wiedział o jego siostrzenicy, kompletnie by się załamał. Może
nie znał szczegółów,
ale już sama
świadomość, że to nie on był powodem jego nagłego oddalenia się
od grupy, sprawiała, że nie czuł się tak bardzo odrzucony. Jednak
mimo, że zrezygnował już nawet z nadziei, jego serce dalej
należało do blondyna o niebieskich oczach. Na każde wspomnienie o
nim, jego humor się pogarszał. Starał się tego nie okazywać, ale
coraz gorzej mu wychodziło. Brakowało mu kogoś w życiu, a jego
serce wybrało właśnie Wojtka. Samemu trzeba doświadczyć
niespełnionej miłości, by wiedzieć co się wtedy czuje.
Teraz
siedział i myślał o
tym, co mężczyzna nieopatrznie powiedział. Nie oszukiwał się, że
gdy to usłyszał, nic nie poczuł. Przez jedną głupią sekundę
miał wrażenie, że wygrał na loterii. Zaraz jednak zrozumiał, o
co chodziło mężczyźnie. Mimo to, nie potrafił powstrzymać
uśmiechu. Tak bardzo chciałby, żeby Wojciech powiedział, że go
potrzebuje jeszcze raz, tylko tym razem w zupełnie innym kontekście.
Nie
chciał się ruszać, by
nie obudzić dziecka. Miękka kanapa wcale mu nie pomagała w
utrzymaniu oczu otwartych. W sumie kawy nie wypił, a świadomość,
że ma przed sobą jeszcze wolną godzinę, z której
zwolnił do Wojtek,
sprawiała, że myślał tylko o ułożeniu głowy na leżącej obok
poduszce.
W
końcu postanowił się
położyć i czuwać w razie, gdyby dziecko się obudziło. Tak też
zrobił, kładąc się na plecach, a dziecko układając sobie na
klatce piersiowej. Wiele razy spał tak z malutkim kuzynem i
wiedział, że jeśli tylko dziecko ruszy rączką, natychmiast się
obudzi. Nie musiał też się martwić o to, że się obróci,
bo kiedy już zasypiał,
budził się zawsze w tej samej pozycji. Było to o tyle uciążliwe,
że jeżeli źle się ułożył, to potem chodził cały obolały,
ale teraz się tym nie przejmował. Zamknął powieki i osunął się
w płytki sen, który
mimo wszystko był mu
teraz niezmiernie potrzebny.
Otworzył
drzwi do gabinetu, mając zamiar przepraszać do skutku. Okazało
się, że zamiast godziny, spędził w kancelarii trzy. Radek
powinien być już w domu, a tymczasem został zatrzymany przez jego
siostrzenice.
Kiedy
jednak wszedł do środka,
stanął jak wryty, wpatrując się w przepiękny obrazek. Radek
leżał na kanapie znajdującej się pod ścianą, z rozczochranymi
włosami i zamkniętymi oczami. Na jego piersi smacznie spała
Madzia, rączką ściskająca palec wskazujący lewej dłoni biologa.
Prawa ręka ułożona była na pleckach dziecka, zabezpieczając je
przed upadkiem.
Uśmiechnął
się, nie mogąc powstrzymać ciepłego uczucia, które
rozlało się w jego
sercu. Odkąd tylko przejął opiekę nad Madzią, spała ona tylko i
wyłącznie w kołysce. Próbował
nosić ją na rękach, wozić w wózku,
leżeć obok niej, ale
dziecko ciągle płakało, chcąc zapaść w sen. A potrafiło to
zrobić tylko w kołysce. Nie miał pojęcia jakim cudem teraz Madzia
leżała na klatce piersiowej Radka i smacznie chrapała, śliniąc
mu koszulkę. Sądząc po rozmiarze plamy, spali tak dość długo.
Postanowił
wziąć dziecko i dopiero wtedy obudzić biologa. Podszedł cicho,
odkładając po drodze torbę i sięgając po dziewczynkę. Złapał
ją i już miał podnieść, kiedy biolog zerwał się, łapiąc
dziecko obiema rękami. Oczy otworzył dopiero po chwili, kiedy w
pokoju rozległ się płacz.
-
Boże, nie strasz mnie
tak. Myślałem, że spadła –
odetchnął Radek,
rozglądając się po pokoju ze zdezorientowaniem. W końcu jego wzrok
wylądował na Wojciechu, który
z rozbawieniem mu się
przyglądał.
-
Niezły refleks –
powiedział, dalej
trzymając płaczące dziecko między nimi. Nie mógł
zrobić inaczej, bo Radek złapał nie tylko Madzię, ale także jego
dłonie.
Kiedy
rudzielec zorientował
się, że trzyma także jego, odwrócił
wzrok i cofnął ręce, upewniając się wcześniej, że dziecko jest
trzymane.
-
Taki odruch – mruknął
i przetarł twarz. Blondyn cały czas go obserwował. Zaspany Radek
miał w sobie coś... słodkiego? Przytulił dziewczynkę do piersi,
uspokajając lekkim kołysaniem - Która
godzina?
-
Jakoś po trzeciej. Chyba
powinieneś być już w domu. Przepraszam, że tak długo mi to
zajęło.
-
Nie szkodzi. Mała szybko
zasnęła, ja zresztą też, jak widać –
ziewnął szeroko,
zerkając na Wojciecha.
Radek,
mimo krótkiego snu, czuł
się już lepiej. Widok Resztki po przebudzeniu stanowczo poprawił
mu humor. Co ten mężczyzna z nim robił? Jeden jego uśmiech, jedno
słowo, a Świerk już w duchu skakał z radości. Wiedział, że to wkrótce minie i dawny
stan depresji powróci. Czerpał
jednak przyjemność z chwili, która
mogła nie powtórzyć
się nigdy więcej.
- W
takim razie w ramach podziękowania
odwiozę cię do domu.
Radka
zatkało. Gapił się na
blondyna, nie dłużej niż powinien. Nie miał zamiaru marnować
takiej szansy, więc kiwnął głową. Poza tym już nie raz zostawał
z Wojtkiem sam na sam i nie było jakoś niezręcznie. Teraz trochę
się denerwował, ale wziął swoje rzeczy i już chciał wychodzić,
ale mężczyzna złapał go za rękę. Jego serce przyspieszyło,
kiedy się odwrócił.
Umysł podpowiadał mu sceny z filmów,
które wyryły mu się
w pamięci. Dopiero po chwili skarcił się w myślach. Przecież
Resztka go nie pocałuje! Nie byli nawet przyjaciółmi,
jedynie zwykłymi znajomymi z pracy.
-
Sądzę, że powinieneś
najpierw zdjąć koszulkę.
Sam
nie wierzył w to, co
słyszy. Do jasnej cholery. To już nie była jego wyobraźnia. Czy
jego wymarzony kochanek chce go właśnie rozebrać?! W dodatku w
szkole, gdzie jeszcze pałętało się pełno uczniów
i nauczycieli. Zmarszczył
brwi i szukał na twarzy blondyna jakiejś wskazówki.
Wojtek przerwał ciszę,
znów z rozbawieniem
się uśmiechając.
-
Nie bój się. Nie mam
zamiaru cię rozbierać. Po prostu Madzia cię ośliniła.
Zmrużył oczy, po czym spojrzał na swoją koszulkę. Faktycznie była na niej
sporej wielkości plama, niedająca się niczym zakryć. Wojtek
otworzył jedną z szuflad i wyjąwszy z niej czystą koszulkę,
podał ją Radkowi. Ten przyjął ją z wdzięcznością i mruknął:
-Nie
bałem się.
Szybko
przebrał koszulkę i
udał się za dyrektorem. Wyszli ze szkoły, udając się w stronę
samochodu. Kiedy znaleźli się już w środku, Wojtek zapiął Małą
w foteliku i ruszyli. Rozmawiali o neutralnych sprawach, od czasu do
czasu milknąc. Kiedy byli już niedaleko, zadzwonił telefon. Wojtek
sięgnął po niego, przełączając się na słuchawkę i odebrał
połączenie.
-
Hej kochanie – powiedział,
a Radek wbił wzrok w okno, starając się wyglądać na niezainteresowanego rozmową. Jego humor prysł, kiedy przed oczami
pojawił się obraz partnera jego ukochanego. Widział go raz w życiu
i żałował, że w ogóle
go spotkał. Nie było
mowy, żeby kiedykolwiek zdobył serce Resztki, jeśli miałby
rywalizować z modelem. Kidy dowiedział się, że Wojtek nie jest
singlem, mocno nim wstrząsnęło. Niestety nie mógł
nic na to poradzić. Serce nie sługa.
- W
samochodzie. Wiesz już
kiedy wracasz? - odezwał się po chwili ciszy. Radek słyszał
przytłumiony głos jego rozmówcy,
ale nie rozumiał słów.
- Znowu? Miałeś być
już dwa tygodnie temu. Porozmawiamy później,
prowadzę. Pa, ja ciebie też.
Wyraźnie
słyszał zdenerwowanie i smutek w głosie mężczyzny. Nie chcąc
się wtrącać, dalej wpatrywał się w szybę.
-
Przepraszam. - Resztka przetarł
oczy gestem wyrażającym zmęczenie. - Trochę dużo się ostatnio
dzieje.
-
Nie ma sprawy – Radek uśmiechnął
się sztucznie. Chciał jak najszybciej znaleźć się poza tym
samochodem. - Możesz mnie wysadzić na następnym skrzyżowaniu?
Chciałbym jeszcze skoczyć do sklepu.
- Jasne.
W
ciszy dojechali do wskazanego miejsca, a Radek wysiadł,
dziękując za podwózkę
i szybko się żegnając. Skoro już był blisko, zaszedł do sklepu
po kilka rzeczy i udał się do domu. Zastał go tam niespodziankę w
postaci swojej siostry, która
jak zwykle promieniała
radością.
-
Cześć Młoda, co tu
robisz? - uściskał ją, uprzednio odstawiając zakupy na blat.
-
Przyszłam zaprosić cię
do nas na kolację –
oznajmiła, wręczając
mu kubek ciepłej herbaty, którą
musiała przygotować już wcześniej.
-
Jasne, a z jakiej to okazji? - upił
łyk i zmrużył
oczy z przyjemności. Uwielbiał wszelkiego rodzaju herbaty.
-
Rafał chciał, żebyśmy
powiedzieli to wspólnie,
ale nie mogę tego
przed tobą ukrywać. W końcu nam się udało. Jestem w ciąży.
Kiedy
to usłyszał, odstawił
kubek na blat i z ogromnym uśmiechem, wziął siostrę w ramiona.
Okręcił się z nią dookoła i w końcu postawił na ziemi.
Dziewczyna, mocno zarumieniona poprawiła rude włosy. Jako bliźnięta
byli do siebie bardzo podobni. Te same płomienne włosy, wyraziście
zielone oczy i piegi na nosie.
-
Gratulacje. Nawet nie wiesz jak się
cieszę – ucałował
ją w oba policzki i przykucnął, przykładając ucho do jej
brzucha.
-
Radek, chyba jeszcze trochę
za wcześnie – zaśmiała
się dziewczyna, nie odpychając go jednak.
-
Cii – uciszył ją i
pogłaskał dłonią jeszcze płaski brzuch. - Rośnij szybko
maleńki. Wujek czeka, żeby móc
się z tobą pobawić.
-
Nawet nie wiesz, jaki jesteś
słodki – dziewczyna
poczochrała go po
włosach. Jej twarz wprost promieniała szczęściem. - Nie mam
pojęcia dlaczego żaden facet jeszcze mi cię nie porwał.
-
Nie gadajmy teraz o tym. Będę
wujkiem! Natychmiast wychodzimy. Idę ci postawić największą
porcję lodów jaką
mają w Katarzynce!
- Ale ja...
-
Żadnych
ale. Daj mi nakarmić siostrzeńca lub siostrzenice! Jak będziesz
taka chuda, to dziecko urodzi się za dziesięć lat. Albo z ciebie
zostaną same kości. Musisz jeść! Masz ochotę na ogórki?
Chyba mam jeszcze jakieś.
Dziewczyna
roześmiała
się i zgodziła na wizytę w kawiarence, odmawiając jednak ogórków.
Pogrążenie
w rozmowie przesiedzieli dwie godziny w Katarzynce i spożyli więcej
lodów
niż
kiedykolwiek. W końcu jednak Rafał upomniał się o żonę i
musieli się pożegnać.
-
Dbaj o siebie! I pamiętaj,
u mnie w lodówce
zawsze znajdziesz ogórki! - krzyknął
Radek na odchodne i z ponownie świetnym humorem, wrócił
do mieszkania.
Pozostała
część tygodnia i większość następnego minęła Loganowi na
ciągłym sprawdzaniu prac. Jakimś cudem został wplątany w
organizacje pięćdziesięciolecia szkoły i podejrzewał, że była
to zasługa Soni, która
została
do tego losowana wraz z Ośmiornicą. Jako, że nie chciała
cierpieć sama, wkręciła także jego oraz Marka, który
podchodził
do takich rzeczy z równie
wielkim entuzjazmem co Logan.
W
związku
z tym, że siedział w szkole do późna,
zostawało mu naprawdę mało czasu wolnego, w którym
musiał
jeszcze sprawdzić wszystkie testy, zrobione klasom na rozpoczęcie. A
że każda klasa miała inny, nie szło mu zbyt szybko. Dlatego też
nie miał czasu spotkać się z Amkiem i Mają, którzy przyjęli to z ulgą,
bo jak się dowiedział Logan, także brali udział w
pięćdziesięcioleciu. Oczywiście próba
przypadała
na wtorek, kiedy to mieli się spotkać. Kolejny tydzień jednak
minął równie
szybko, więc
Logan przygotował im naprawdę trudne ćwiczenia. Do konkursu
pozostały trzy tygodnie, a oni zrobili tylko to, co obejmowały
lekcje w liceum. Słyszał o tym konkursie kilka plotek i podobno był naprawdę trudny. Musieli przerobić jeszcze sporo materiału, by
pokonać organizatorów.
Szkoła
językowa jednak trochę przewyższała poziom zwykłego liceum, ale
pokładał naprawdę spore nadzieje w Amku. Praca była indywidualna,
ale w pierwszym etapie punty liczono razem, więc nie musieli ćwiczyć
rzeczy, które
już
przerabiali. Liczyli na to, że jak jedno o czymś zapomni, to drugie
będzie to pamiętać i na odwrót.
Próby
do akademii odbywały
się codziennie po lekcjach, więc nie pozostało im nic innego, niż
spotkać się jeszcze później.
Żadnemu z nich nie uśmiechało się siedzenie w szkole do
osiemnastej, szczególnie
w piątek,
ale mieli dużego wyboru.
Amek
i Maja jakoś doczołgali się do klasy od angielskiego i nie zwracając uwagi na
to, że w klasie nie ma nauczyciela, usadowili się w pierwszej ławce
i siedzieli w ciszy, oszczędzając siły na ćwiczenie z Loganem.
Amek
przez przypadek kopnął
w coś pod biurkiem i zanim zdążył zobaczyć co to, drzwi od sali
otworzyły się, a do środka wpadł spanikowany Logan. Amek
wyciągnął nogę z pod biurka i poruszał stopą, bo coś, zapewne
sznurówka,
zaczęło
go uwierać.
-
Ratujcie mnie – szepnął
Logan, szybko podając im kartki. - Ona tu idzie.
Amek
nie mógł
powstrzymać uśmiechu. Przez cały tydzień widział jak Kałaput
klei się do Logana i jak on usilnie próbuje
przed nią
uciekać. Nie mógł
powiedzieć, że pani Aleksandra była brzydka, bo tak nie było, ale
jemu wydawała się całkowicie sztuczna. Nie dość, że tona tapety
na twarzy, to jeszcze ten sztucznie milusi głosik, kiedy zwracała
się do Logana.
Złapał
szybko za kartkę i zaczął mówić,
co mu ślina na język przyniosła.
-
Ale jeżeli
tutaj postawimy trzecią formę, to co z drugą częścią zdania? -
powiedział, kiedy tylko drzwi się otworzyły. - W takim wypadku
powinniśmy tez pozmieniać to i to, ale w dalszym ciągu nie
rozumiem dlaczego. Mógłby
mi to pan wytłumaczyć?
-
Och, masz teraz zajęcia?
- wcięła się blondynka. - Przysiągłbym, że widziałam cię jak
skręcałeś w tę stronę.
-
Pan Mikulski siedzi z nami od końca
próby,
więc
musiało się pani wydawać –
powiedziała
przesłodzonym głosem Maja. Artystka nawet nie zwróciła
na nią uwagi.
-
Skoro tak, to może
wypuściłbyś tych biednych uczniów
wcześniej
i wybralibyśmy się na wczesną kolację?
Logan
nie mógł
uwierzyć, że jej macki owijają się na nim nawet przy uczniach.
Czy ta kobieta nie potrafi zrozumieć żadnej z jego aluzji?
-
Przykro mi, ale pan jest umówiony z siostrą
Amka, więc nie będzie mógł
przyjść –
skłamała
gładko Maja, a Logan i Amek popatrzyli po sobie. Maja wbiła łokieć
w kolano kolegi, sprawiając, że się wyprostował.
-
Właśnie
Pola mówiła,
że będzie czekać u mnie. Naprawdę się cieszyła z tej randki.
-
Randki? - Aleksandra spojrzała
na Amka z wściekłością. Humor od razu mu się polepszył. Dlatego
też nie miał problemów
z wymyślaniem
dalszych części kłamstwa.
-
Tak, swoją
drogą, to dobrze, że ponownie się spotkaliście –
powiedział
już do Logana. - To naprawdę wielki zbieg okoliczności, że
odnaleźliście się po tylu latach. Ale w końcu to nic dziwnego.
Miłość pokona wszystko, a skoro byliście już zaręczeni...
-
Zaręczeni?!
Jak śmiałeś nic mi o tym nie powiedzieć?! Najpierw się do mnie
kleisz, a teraz się okazuje, że masz jakąś zdzirę na boku? Nie
zbliżaj się do mnie więcej! - krzyknęła oburzona i wymaszerowała
z klasy.
Trójka
znajdująca
się w pomieszczeniu milczała, póki
dźwięk
obcasów
stał
się niesłyszalny.
-
Czy wy też...?
- zapytał Logan, unosząc zabawnie brwi. Uczniowie się roześmiali,
a on po chwili do nich dołączył.
-
Widzieliście
jej minę? - zaśmiała się Maja, kiedy już się w miarę
uspokoili.
-
Ważniejsze
jest to, w co wy żeście mnie wkręcili. Od kiedy mam narzeczoną?
-
Od kiedy ja mam siostrę?
- Amak zmarszczył brwi i uśmiechnął się do anglisty. -
Przynajmniej masz wymówkę,
może się od ciebie odczepi.
-
Tak, tylko, żeby
się nie wydało –
mrugnął
do nich i wygrzebał z torby kartki. - Dobra, dajcie mi te kartki, bo
to sprawdziany dla pierwszaków.
-
Właśnie
trochę mnie zdziwił poziom tych ćwiczeń –
zaśmiała
się Amek i oddał Loganowi kartki, po czym wziął od niego inne.
-
Zrobimy teraz do dwudziestego, resztę
skończycie w domu i mi przyniesiecie. Bierzmy się do roboty i
skończmy, póki
jeszcze jest jasno.
Jak
postanowili, tak zrobili, z tym, że
kiedy wychodzili ze szkoły, powoli się ściemniało. Zaczynało się
już robić zimno, co nie było zbyt dziwne, zważywszy, że wielkimi
krokami zbliżał się październik. Za trzy tygodnie, tuż przed
akademią na pięćdziesięciolecie miała odbyć się wycieczka
integracyjna, nad którą
Logan miał sprawować pieczę. Na jego nieszczęście jechała
jeszcze pani Kałaput i Eryk, będący dość nieogarniętym
chemikiem.
-
Chodźcie,
podwiozę was –
zaproponował
Logan, a dwójka
uczniów wsiadła
do samochodu, chcąc oszczędzić sobie spacerów
po zimnie.
-
Dzięki.
Jakoś nie uśmiechało mi się iść samej po ciemku przez miasto.
-
To w sumie moja wina, powinienem się
z wami umówić
na jakąś wcześniejszą godzinę.
-
Przestań,
przez tą rocznice, żadne z nas nie ma czasu –
wtrącił
Amek. Jakoś tak odruchowo wsiadł na miejsce z przodu, tył
zostawiając Mai. Dlatego też teraz zobaczył lekki uśmiech na
twarzy nauczyciela.
Te
dołeczki
w jego policzkach fascynowały go od pierwszego razu, gdy je
zobaczył. Za każdym razem nie mógł
oderwać od nich spojrzenia. Niejednokrotnie Maja zwracała mu na to
uwagę. Tym razem jednak mocno uszczypnęła go w bok, robiąc to na
tyle dyskretnie, że Logan nie zauważył jaki był powód
głośnego
"Ała", które
wyrwało
się Amkowi.
-
Coś
się stało?
-
Nic, nic. Mógłbyś
wysadzić mnie za stacją? Muszę skoczyć do cioci po wełnę.
-
Po co ci wełna?
- zapytali równocześnie,
a Maja uniosła ręce w błagalnym geście.
- Naprawdę
muszę wam tłumaczyć, do czego służy wełna? Będę robić na
drutach. Zima się zbliża. Jak będziecie grzeczni to może wam
rękawiczki wydziergam.
Maja
wyszła
z samochodu, dziękując za podwiezienie i patrząc na Amka znacząco.
Kiedy odjeżdżali, jego telefon zawibrował. Na ekranie wyświetliło
się imię Mai. Nie
gap się.
Zarumienił się lekko. Przecież nie było tego aż tak bardzo
widać. A nawet jeśli, to przecież patrzenie nie jest niczym złym,
prawda? No chyba, że gapisz się na swojego nauczyciela. Wtedy
stanowczo jest.
Dalej
jechali w względnej
ciszy. Z radia leciały jakieś znane kawałki, a Logan nucił je
cicho. Amek czuł się lekko skrępowany i starał się w ogóle
nie spoglądać
na nauczyciela, któremu
cisza między
nimi zdawała się nie przeszkadzać.
- Co ci jest?
-
Hmm? - Amek wyrwany z rozmyślań,
przeniósł
wzrok na kierownicę.
-
Gapisz się
w to okno, jakbyś coś nowego tam widział.
-
Zamyśliłem
się po prostu.
-
Czyżbyś
się zakochał?
Amek
zakrztusił
się śliną i odkaszlnął kilka razy. Zakochał? Może i Logan nie
był brzydki, a wręcz przeciwnie, ale żeby od razu miał się w nim
zakochać? O czym on w ogóle
myśli?
Przecież Logan jest jego nauczycielem! Nim zdążył odpowiedzieć,
Mikulski w przebiegłym uśmiechu ukazał swoje dołeczki. Że też
akurat teraz musiał na niego spojrzeć.
-
Powiedz, podoba ci się
Maja?
Amka
na chwilę
zatkało. Maja? Wszystko stało się jasne. Logan nie podejrzewał
nawet, że jest gejem. Odetchnął z ulgą, co nie uszło uwadze
czarnowłosego.
-
Nie. Jest naprawdę
ładna, ale całkowicie nie w moim typie. Poza tym jesteśmy
przyjaciółmi.
-
I to są
wszystkie powody? - Logan uśmiechnął się złośliwie, nie mogąc
sobie odpuścić małej przyjemności płynącej z zawstydzania
chłopaka. Domyślał się, dlaczego Maja go nie interesuje. Amek w
ogóle
nie potrafił
się kryć ze swoją orientacją. Nie miał jednak zamiaru
uświadamiać mu, że choćby się domyśla, więc szybko dodał: -
Nie podoba ci się żadna inna dziewczyna.
Kolejny
raz jego tętno
zaczynało zwalniać. Dostanie palpitacji serca przy tym facecie.
-
Cóż,
na razie nikt nie zwrócił
mojej uwagi. No, może poza jedną osobą, ale ona jest nieosiągalna
–
przyznał,
chcąc uniknąć podejrzeń. Poza tym była to po części prawda.
Logan był przystojny i choćby chciał, nie mógł
tak po prostu tego zignorować. Nawet nie wiedział, że
kiedykolwiek spotka faceta idealnie w swoim typie. Szkoda tylko, że
okazało się, że ten ideał jest jego nauczycielem. Musiał się
pilnować, żeby zbyt często o nim nie myśleć. Nic dobrego nie
wyszłoby z nieszczęśliwej miłości.
-
Próbuj, może
się uda. Lepsze to, niż bycie samemu –
powiedział
Logan, biorąc sobie do serca swoją własną radę. Stanowczo zbyt
długo był sam. Coraz częściej brakowało mu kogoś, kto
przywitałby go po powrocie do domu i porozmawiałby z nim przed
snem. Najbardziej brakowało mu tego głupiego 'dobranoc', którego
nie słyszał
odkąd stracił brata. Od tamtej pory był sam. Nawet nie myślał o
tym, żeby kogoś mieć. Dopiero niedawno zaczął się zastanawiać,
czy nie czas, by znaleźć kogoś, z kim mógłby
spędzić resztę życia, albo chociaż kilka nocy.
-
Jedź
–
Amek szturchnął
nauczyciela, kiedy światło zmieniło się na zielone, a ten dalej
nie jechał. - Wiem, że ja się zamyślam, ale wolałbym, żebyś ty
za kierownicą tego nie robił.
Logan
tylko uśmiechnął
się i przejechał kilkaset metrów,
by zatrzymać
się przed domem Amka. Ten szybko się pożegnał i wysiał, udając
pod drzwi.
Kiedy
Logan wrócił
do domu, było już całkowicie ciemno. Zapalił światła i przygotował sobie prostą kolację. Chwilę później
stał pod prysznicem i rozkoszował się gorącym strumieniem wody.
Przez cały tydzień nie miał czasu odetchnąć, więc teraz mimo
zmęczonych oczu, cieszył się chwilą spokoju. Senność jednak
szybko zwyciężyła, więc wyszedł spod prysznica i założywszy
tylko bokserki, udał się do sypialni. Jego telefon zawibrował
lekko, więc spojrzał na wyświetlacz. Kliknął zieloną słuchawkę,
mimo, że nie poznawał numeru.
-
Tak, słucham?
-
Cześć,
tu Amek. Maja przesłała mi twój
numer. Chciałem
się tylko zapytać o jedną rzecz. Nie przeszkadzam?
-
Nie, właśnie
się kładę, ale pytaj.
-
Dobra. Chodzi mi o zadanie dwudzieste trzecie. To zdanie o Adison i
Amandzie. Nie mogę
dojść do tego, jaki czas ma tam być użyty. Z jednej strony dałbym
tam Present Perfect Continuous, ale coś mi tam nie pasuje.
-
I dobrze, że
nie, bo byłoby źle. Pamiętasz ten przykład z początku lekcji?
Robiliśmy coś podobnego. Tam też zrobiłeś błąd. Chyb coś o zwierzętach tam było.
-
Ten o małpach.
Aha! Więc dlatego mi się tu mieszało! Już wszystko wiem, dzięki.
-
Nie ma sprawy, dzwoń,
jakbyś czegoś nie wiedział.
-
Okej, resztę
sobie zostawię na jutro. Już nie przeszkadzam. Dobranoc –
powiedział
cicho, a Logan się uśmiechnął. A dopiero co chciał usłyszeć to
słowo.
- Dobranoc, Amek.
Rozłączył
się i zamknął oczy. Telefon wciąż spoczywał w jego ręce, ale
nie miał siły go odłożyć. Nawet się nie zorientował, kiedy
sekundy zamieniły się w minuty, a on odpłynął w sen, po raz
pierwszy od bardzo dawna bez pomocy tebeltek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)