poniedziałek, 28 września 2015

Syn przepowieni - Rodział XVI

Dziś krótko, bo nie miałam czasu zbytnio, a nie chciałam mieszać początku wojny z tymi kilkoma scenkami. Będziemy już kończyć, Kochani. Myślę, że zostały max 3 rozdziały ;)
Zaczęłam pisać kolejną historię, tym razem bez żadnych nieprawdopodobnych wydarzeń. Zatrzymamy się na zwykłych zbiegach okoliczności. Nie mam pojęcia co z tego wyniknie, ale ci z Was, którzy czekają na fantasy z pewnością się doczekają. Mam już pewien pomysł :)
MIłego czytania i jeszcze raz przepraszam za długość :*

Filen

- Wiesz o co może chodzić z tą przepowiednią? - Lurei siedział tuż obok, z nogami przełożonymi między barierkami balkonu.
- Nie do końca. W sumie wiem tylko to, czego domyśliliśmy się wcześniej. Zagadką dalej pozostają trzy dusze i nowa część. Mam złe przeczucia. To nawiązanie do śmierci wcale mi się nie podoba. Poza tym ostatni wers mówi jasno, że rozstanę się z najbliższymi.
- Może chodzi o jakiś wyjazd albo coś innego.
Zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową. Czułem, że sam w to nie wierzy. Chciał tylko dodać mi otuchy i dzięki temu naprawdę poczułem się lepiej. Oparłem głowę o jego ramię i zamknąłem oczy. Co jakiś czas obrazy migały mi przed oczami. Miałem wrażenie, że trwało to coraz dłużej.
- Lu? Mogę ci coś powiedzieć?
- Co tylko zechcesz. - Poczułem, jak zaplótł rękę na mojej talii, a brodę oparł o czubek mojej głowy.
- Boje się - szepnąłem. - Mam dość tej przepowiedni. Rodzice nigdy nawet nie pozwalali mi wychodzić z Pałacu, a teraz mam sam poprowadzić wojnę. Co jeśli wszystkich stracę? Przepowiednia mówi, że ja sam przeżyję, ale co z tego, jeżeli nikt inny nie?
- Filen, wiem, co czujesz, ale nie możesz się poddać. Nie mam pojęcia, czy ta przepowiednia jest prawdziwa, czy to jakaś kompletna bujda. Wiem tylko, że jeśli rzeczywiście ma się spełnić, to dowiemy się, co oznacza dopiero po tym, jak już się to stanie. Poza tym pamiętaj, że nie jesteś sam. Nie mam zamiaru pozwolić ci poprowadzić ludzi na wojnę samemu. Będę tuż obok ciebie, niezależnie od wszystkiego.
Poczułem jak w oczach zbierają mi się łzy. Zamrugałem kilkakrotnie, ale nie udało mi się ich przegonić. Przetarłem dłonią policzki, czując jak Lurei wstaje i ciągnie mnie za sobą. Usiedliśmy na łóżku, a Aquer od razu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Wtuliłem twarz w jego szyję, zaciskając dłonie na jego koszulce.
Nie chciałem być tym cholernym dzieckiem przepowiedni. Nie chciałem władać dwoma żywiołami. Nie chciałem iść na pieprzoną wojnę, a co dopiero przesądzić o jej wyniku. A przede wszystkim nie chciałem płakać jak dziecko w ramionach Lureia. Świat chyba uwielbia mi dokuczać.
- Ciii - Lurei kołysał mną w przód i w tył, głaszcząc po włosach. Łzy bezsilności płynęły po moich policzkach, by po chwili znaleźć się na koszulce Lu. Myślałem, że jestem już dorosły, że poradzę sobie ze wszystkim, co łączy się z rządzeniem Ignem. Teraz jednak wiedziałem, że wcale nie byłem taki silny, jak mi się zdawało. Tylko dzięki temu ciepłu, które biło od Lureia, jakoś udawało mi się nie załamać całkowicie.
Pociągnąłem nosem, powoli się uspokajając. W umyśle czułem myśli Lureia, które odganiały moje obawy. Miałem wrażenie, że jesteśmy jakoś bliżej. Przestałem odgradzać się od niego, chcąc, żeby wyplenił wszystkie złe myśli, które teraz kłębiły się w mojej głowie.
- Kocham cię - pomyślałem i przytuliłem się jeszcze mocniej.
- Ja ciebie też - szepnął Lurei wciąż delikatnie głaskał moje włosy.
Powolny oddech i miarowe bicie serca Lureia sprawiło, że przestałem myśleć. Cieszyłem się, że jest teraz obok. Czułem jak jego myśli błąkają się po mojej głowie, jednak wcale mi one nie przeszkadzały. Oderwałem twrz od szyi Lu, mając świadomość, że została na niej mokra plama. Wiedziałem jednak, że nie ma mi jej za złe, więc nie zwróciłem na to uwagi.
- Położymy się? - zapytałem, a on przytaknął, ściągając koszulkę. Zrobiłem to samo i obaj weszliśmy po kołdrę. Była pora obiadu, ale żaden z nas nic by nie przełknął. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową, dziękując światu, że go spotkałem. Oczywiście skrzętnie ukryłem przed nim tę myśl, co też od razu wyczuł. Poruszył się lekko, spoglądając na mnie. Widziałem jego twarz przez kilka sekund. Posłałem mu ten obraz, a on się uśmiechnął, czego niestety już nie widziałem.
- Lu, dziękuję, że tu jesteś.
- Nie musisz, w końcu gdzie indziej mógłbym być? To ty pasujesz do mojego amuletu.
- Chciałbym połączyć je jak już będzie po wszystkim. Kiedy wojna się skończy.
- Jesteś pewny, że nie chcesz tego zrobić przed nią?
- Tak. Obiecaj, że zrobimy to po wojnie.
Lurei zastanowił się chwilę i przytaknął, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Więc musisz przeżyć. Żebyśmy mogli je połączyć, obaj musimy wyjść z niej cało.
Leżeliśmy w ciszy, obaj pogrążeni w myślach o przyszłości. W pewnym momencie zobaczyłem balkon z lotu ptaka.
- Visio? Wleć tutaj - powiedziałem, wyczuwając wahanie ptaka. Po chwili orlica znalazła się na ramie łóżka.
- Długo cię nie było, gdzie się podziewałaś?
- Latałam po okolicy i trochę dalej. Dzieje się coś niepokojącego. Ptaki mówią coś o oddziałach Najeźdźców.
- Szykuje się wojna. Ptaki się nie mylą, Najeźdźcy chcą uderzyć pojutrze.
- Uderzą jutro wieczorem - ptak zaczął kiwać się na ramie. Usiadłem i wyciągnąłem ręce, łapiąc Visio, zanim runęła do tyłu. Dopiero teraz zauważyłem jak szybko oddychała. Musiała naprawdę szybko lecieć, żeby nas o wszystkim powiadomić.
- Zmienili plany - Lurei użyczał mi oczu, więc pośrednio słyszał to, co ja.
- Widziałam oddziały o dzień drogi stąd. - Visio pozwoliła mi ułożyć się na poduszce.
- Będą musieli rozbić obóz i pozwolić żołnierzom odpocząć. Visio, skąd wiesz, że uderzą jutro?
- Dzisiaj przyleciał dziwny ptak. Pierwszy raz widziałam takiego. Wychował się za morzem. Najeźdźcy używają go i innych z jego gatunków jako posłańców. Zdradził mi plany, które ludzie wyjawiali w jego obecności. Podobno rozsiano plotkę o późniejszym ataku, by oszukać ewentualnych zdrajców.
- Dziękuję ci. Odpocznij do jutra. Będę cię potrzebował w walce.
- Ja tylko na chwilkę - powiedziała, wkładając dziób pod skrzydło. Doskonale rozumiałem jak całodzienny lot męczy i jaki ból powoduje.
- Śpij. Uratowałaś nas wszystkich. Zasługujesz na odpoczynek.
Wstałem, razem z Lureiem wychodząc z pokoju. Musieliśmy poinformować wszystkich o tym, co powiedziała nam Visio. Gdyby nie ona, jutro pewnie zostalibyśmy pozabijani we własnych pokojach.
Wieści rozniosły się dosyć szybko, zważywszy na to, że prawie cała moja rodzina z mamą i siostrą Lureia, siedziała jeszcze w jadalni, gdzie niedawno podano posiłek.
Kiedy wszyscy wiedzieli o ataku, rozpoczęły się przyspieszone przygotowania. Ludzie z Ignem rozpoczeli składowanie broni i pożywienia, żołnierze wyszli z miasta, rozstawiając pułapki i wzmacniając mury ochronne. Wzmożono patrole, mężczyźni rozpoczęli treningi, mające przygotować ich do walki. Nie były to ich pierwsze tego typu przygotowania. W Ignem co roku po Uroczystości Wyboru, organizowano szkolenia wojskowe, właśnie na wypadek takich okoliczności. Całe miasto ucichło, kiedy mieszkańcy w ciszy pracowali, by zabezpieczyć miasto. Kobiety i dzieci gromadziły jedzenie i wodę, organizowały leki i inne rzeczy potrzebne do leczenia rannych. Każdy miał swój wkład w przygotowania. Mieszkańcy Ignem doskonale wiedzieli, w jakiej sytuacji się znajdują.
Dopiero późnym wieczorem wróciliśmy do pokoju. Visio już nie było, zapewne znów wybrała się na zwiady. Zmęćzony udałem się do łazienki, napełniając wannę wodą. Włożyłem do niej rękę i wypuściłem strumień ognia. Po chwili woda zabulgotała, a w powietrzu pojawiło się mnóstwo pary. Wróciłem do pokoju i zwróciłem się w stronę Lureia. On patrzył na mnie, marszcząc brwi.
- Nie wziąłeś czegoś? - zapytał.
- Tak, ciebie. Idziesz się ze mną wykąpać.
W ułamku sekundy wstał i ściągnął koszulkę, ciągnąc mnie do łazienki. Zaśmiałem się, czując jak cały stres ze mnie ulatuje. Nie było sensu myśleć o tym co będzie. Liczyło się tylko tu i teraz.
Lurei usiadł w wannie, gestem prosząc, żebym szybko do niego dołączył. Kiedy w końcu zanurzyłem się w ciepłej wodzie i oparłem plecami o jego klatkę piersiową, poczułem się, jakbym nie miał żadnych zmartwień. Lurei objął mnie, całując lekko po szyi.
- Tego mi było trzeba – szepnąłem, odchylając głowę na bok.
- Mnie również. Myślałem o tym od bardzo dawna.
- Serio? - spojrzałem na niego, a moje oczy zmieniły kolor, pozwalając mi zobaczyć jego uśmiech.
- Odkąd zobaczyłem się stojącego nago w łazience pełnej pary. Czyli od trzeciego dnia naszej znajomości.
- Co? Jakoś nie pamiętam żebym wpuszczał cię do łazienki – zmrużyłem groźnie oczy, ukrywając rozbawianie, kiedy Lurei zaczął panikować.
- Ja wcale nie... Tak tylko.. Jakoś tak wyszło, że nie zamknąłeś drzwi – wydusił, błądząc wzrokiem po ścianach. Wybuchnąłem śmiechem, na co o n także się uśmiechnął.
- Chyba nie mogę cię obwiniać, skoro to ja zapomniałem ich zamknąć.
Odwróciłem głowę i złączyłem nasze wargi, rozpoczynając delikatny pocałunek. Lurei oddał go, popychając nas trochę do przodu, by móc obrócić mnie w swoją stronę.
Badałem jego usta, chcąc w ponownie je poznać. Jego ręce zaczęły wędrować po moich plecach, co jakiś czas je drapiąc.
Leniwy pocałunek zaczynał przeradzać się w pełen podniecenia i słów, które chcieliśmy sobie przekazać.
- Proponuję wyjść z wanny póki woda jest ciepła. Nie możemy być chorzy na wojnie.
- Popieram.
Podniosłem się i wyszedłem z wanny, ruszając w stronę łóżka. Zatrzymałem się przed nim, powoli się odwracając. Lurei złapał mnie za biodra, całując mocno, ale powoli. Moje oczy znów zmieniły kolor, dzięki czemu ujrzałem wyraz jego twarzy. Wyglądał na tak... zadręczonego. Złapałem go za policzki i odsunąłem się nieco.
- Lu, co się stało?
- Nic.
- Przecież widzę, nie ruszymy się stąd dopóki nie odpowiesz.
- Szantażysta – uśmiechnął się, ale zaraz potem spoważniał. - Nie mogę przestać myśleć, że to może być nasz ostatni raz – szepnął i pocałował mnie lekko. - To głupie, ale mimo że nie chce, to ta myśl cały czas pojawia się w mojej głowie.
- Lurei, obiecałeś mi, że obaj wrócimy z tej wojny, więc teraz już nie masz wyjścia. Musisz przeżyć. A jak już to wszystko się skończy, mam zamiar za ciebie wyjść, zorganizować piękne wesele i bawić się na nim z naszą rodziną. Nie masz nic do gadania, a teraz ja zadbam o to, żebyś mógł myśleć tylko o mnie.
Pociągnąłem go na łóżko, kładąc się na plecach. Lurei zawisnął nade mną. Jego usta przyssały się do mojej szyi. Przygryzał lekko skórę, żeby po chwili pogładzić ją językiem. Wytyczył mokrą ścieżkę do moich ust, by złożyć na nich głęboki pocałunek. Wszystko to działo się jakby w zwolnionym tempie i było kompletnym przeciwieństwem naszej poprzedniej nocy. Tym razem to uczucia grały główną rolę, a nie pożądanie. I pomimo tego, że moje oczy już przybrały czerwoną barwę, chciałem, żeby wszystko było dzisiaj inne.
- Lu, chcę, żebyś ty był na górze.

Lurei

- Dlaczego on nigdy nie pyta nas o zdanie? - znów ten dziwny głos. Zignorowałem go, skupiając się na sutkach Filena. Ciche jęki sprawiały, że miałem ochotę doprowadzić go na sam szczyt.
- Zamknij się i chociaż raz nie przeszkadzaj.
- Niby czemu? Nie będę słuchał gadów.
- Sam też jesteś gadem. Salamandra ma rację. Nasz Pan tego potrzebuje.
- Czemu musi być nas trzech? Tak to miałbym przynajmniej połowę głosów.
- Smoku...
- Dobra, dobra, ten jeden raz.
Uśmiechnąłem się. Ta trójka była nawet znośna, kiedy nie zwracało się na nich uwagi.
- Dziękuję wam – pomyślałem, po raz pierwszy próbując się z nimi porozumieć.
- Czemu nasz Pan nas nie słyszy, a jego partner może? Nie przyzwyczajaj się. Jak nam się nie spodoba, to więcej ci na to nie pozwolimy – odwarknął smok, a jego ton trochę się zmienił, kiedy przygryzłem sutek Filena. Głośny pomruk w mojej głowie zmieszał się z jękiem. Nie miałem zamiaru teraz tego roztrząsać. W tym momencie tylko jedno chodziło mi po głowie. Filen.
Złączyłem nasze usta, wolno poruszając językiem. Jedną ręką odkręciłem tubkę, która leżała pod poduszką, a drugą zacząłem pieścić Filena. Kciukiem pomasowałem jego główkę, w tym samym momencie wsuwając palec wskazujący w ściśniętą dziurkę. Cichy krzyk rozniósł się po pokoju. Zastawiłem usta Filena, językiem jadąc w dół jego klatki piersiowej i zatrzymując się u nasady członka. Przejechałem językiem wzdłuż całej jego długości, za co zostałem nagrodzony kolejnym jękiem.
Poruszyłem palcem w Filenie, równocześnie biorąc go do ust. Drugi palec doszedł po chwili, a Filen nawet się nie spiął. Skrzyżowałem w nim palce, sięgając nimi głębiej, kiedy krzyknął głośno, wypychając biodra.Wsunąłęm w niego trzeci palec i ponownie uderzyłem w tamto miejsce. Kolejny krzyk upewnił mnie, że znalałem ten magiczny punkt. Filen spojrzał na mnie czerwonymi oczami i przyciągnął do pocałunku.
- Nie cackaj się ze mną.
- Nie cackaj sie z nami - powiedzieli równocześnie.
Wysunąłem z Filena palce i owinąłem jego nogi wokół mojego pasa. Przystawiłem główkę do jego wejścia i lekko naparłem, wiedząc jak może to boleć. Filen jednak nie zamierzał czekać, bo jego pięty wbiły się w moje pośladki, popychając mnie do przodu. Krzyk rozkoszy wypełnił pomieszczenie, kiedy trafiłem idealnie w prostatę. Filen pchnął biodrami, więc zacząłem się powoli poruszać. Znalazłem jego usta i obdarzyłem je leniwym pocałunkiem. Nie przyspieszyłem, chcąc powiedzieć Filenowi co do niego czuję.
Za każdym razem trafiałem w punkt, doprowadzając Filena na skraj.
- Albo zaczniesz na serio, albo cię rozszarpię – te słowa wyszły z ust Filena, jednak to nie on je wypowiedział. Czyżby Smokowi było mało?
Uśmiechnąłem się i pchnąłem mocniej, powodując nie tylko kolejny krzyk, ale też jęk, który wydobył się z moich ust. Zacząłem poruszać się szybciej. Podciągnąłem nogi Filena wyżej, aby znaleźć się w nim głębiej. Raz po raz uderzałem biodrami o jego pośladki, aż w końcu poczułem, że jestem blisko końca.
  Przyspieszyłem ruchy jeszcze bardziej. Wysunąłem się niemal do końca i jednym pchnięciem uderzyłem w prostatę Filena. Krzyknął, a gładkie mięśnie zacisnęły się na moim penisie. Pchnąłem jeszcze raz i doszedłem z głośnym jękiem. Opadłem na Filena, całując go mocno. Obaj dyszeliśmy, wciąż odczuwając przyjemność. Położyłem się na boku i objąłem go ramionami.
- Nieźle, nasz Smok mruczy! Lu, ja głosuję za powtórką – usłyszałem głos Fenixa.
- Zamknij się Gołębiu! Spalę cię jeśli jeszcze coś powiesz!
Zaśmiałem się cicho, a Filen popatrzył na mnie zdziwiony.
- Co się śmiejesz?
- Nic takiego. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.
Filen pocałował mnie i popchnął lekko, bym położył się na plecach. Wtulił się w moją klatkę piersiową, przekładając przeze mnie rękę i nogę i zamykając mnie uścisku.
- Umieram. Idziemy spać – ziewnął i pocałował mnie w brodę.
- Widzę, że zbytniego wyboru nie mam – zachichotałem i objąłem go, zamykając oczy.
- Dobranoc, Lu.
- Dobranoc, Filen. Dobranoc, zwierzaki.
- Naprawdę cię kiedyś spalę – usłyszałem jeszcze rozbawiony głos Smoka.
- I tak już wiemy, że go lubisz.

5 komentarzy:

  1. Ma początek sprawy organizacyjne.
    Jak to koniec?! D: Tak szybko? .v. Mam nadzieję, że następne opowiadanie fantazy będzie koleją kontynuacją. =3= Wybacz mi, ale już wiele razy zastanawiałam się, co wtedy by się działo, jako byłby ich syn... Jego wybranek. Wszystko. I mam kilka pomysłów, tylko nie wiem, czy chcesz je usłyszeć. ;3;
    A co do tego następnego opowiadania. Będzie to tagi obyczaj, tak? Już się doczekać nie mogę, co ty tam znowu wymyśliłaś. ;3

    Wróćmy do Lureia i Filena. x3
    Na początku sama chciałam się rozryczeć. .v. A co jeśli, to dusza Filena ma zginąć? To byłoby straszne. #A# Lubię "zwierzaki", ale bez Filena... Stałaby się tragedia nie tylko w sercu Lu, ale i sercach całej rodziny. I moim! >A<
    A dalsza część tak mnie uspokoiła, że ja też jestem szczęśliwa, że są. ^^ Nawet śmiem twierdzić, że ich kocham. Ich wszystkich. Filena, Lureia, Smoka (Hyhy, "on mruczy" =3= Lurei ma moc!), Feniksa i Salamandrę.
    To było piękne. *.* Jestem urzeczona tym rozdziałem. Wspaniały początek dnia. ^^

    6:20 Polecam. 10/10 x3

    ~ Uma

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    droga autorko trafiłam tutaj kilka dni temu, niestety nie mam kiedy zabrać się porządnie za czytanie, a jedynie przeczytałam ten rozdzialik, i już na podstawie jego mogę powiedzieć, że często tu będę.. co do czytania niestety najprawdopodobniej zabiorę się tak na poważnie dopiero w przyszłym tygodniu... ale będę szła rozdział za rozdziałem....
    a co do tej ankiety, cóż jestem za blogspotem, ale i wordpress mi nie przeszkadza, a nawet możesz być na dwóch tak jak to nie którzy mają, to będzie więcej komentarzy ode mnie ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ten tekst "zapomniałeś czegoś, tak ciebie..." boskie, Lu na górze i zwierzaki, och smokowi się podobało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    fantastycznie, "zapomniałeś czegoś? tak ciebie..." było boskie, ocho smokowi się bardzo podobało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń