poniedziałek, 14 września 2015

Syn przepowiedni - Rozdział XIV

  Hej Kochani!
Ten rozdział jest dziwny - przyznaję bez bicia. Nie wiem jak ja się w kościele pokażę, ale macie co chcieliście :D Kto nie chcę, niech nie czyta, bo coś czuję, że moja nienormalność może na Was przejść. Buziaki!

Uśmiechnąłem się, kiedy siostra podeszła do mnie i się przytuliła. Staliśmy nad jakimś jeziorem, a wokół wirowały motyle. Nagle sceneria się zmieniła, a zza drzew wyskoczyli Najeźdźcy. Eirin zniknęła, a w mojej dłoni pojawił się miecz. Z radością przystąpiłem do nierównej walki, chcąc chronić siostrę, która teraz była więziona przez dwóch mężczyzn. Wiedziałem, że uda mi się ją odzyskać. Przebiłem się przez Najeźdźców i chwyciłem w ramiona siostrę, która z uśmiechem mi podziękowała. Ale, zaraz, zaraz, przecież Eirin nie jest moją siostrą. 
Nim się wycofałem, zdążyłem ujrzeć, jak dziewczyna zamienia się we mnie i robi krok w moją stronę.
Poczułem, że powoli uwalniam się z objęć snu. Ciało leżące obok mnie grzało przyjemnie. Przeciągnąłem się na tyle, na ile pozwalały mi ramiona Lureia. Przebywanie w jego śnie było dziwnym doświadczeniem. Tak jakbym przekroczył granicę. Podświadomość była zbyt osobista, żebym mógł oglądać jej wytwory. Nie mniej jednak, jakkolwiek się starałem, cały czas sen Aquera toczył się gdzieś w moim umyśle. Nie mogłem go wyprzeć i wcale jakoś bardzo się nie starałem. Nawet jeśli był to sen, to w nim widziałem. Oczami umysłu Lu, ale w jakiś sposób obrazy, które mu się śniły powstrzymywały mnie przed całkowitym odłączeniem się. Pomijając fakt, że w jego śnie zaczęło się robić naprawdę interesująco.
Zobaczyłem siebie, ciągnącego Lureia na trawnik. Kiedy się tam znaleźliśmy, mój klon chwycił Lu za szyję i wpił się w jego usta. Chwilę później obaj leżeli na trawie, całkowicie nadzy. Idealne ciało Aquera, zawisło nad moim. Zatkało mnie. Ta scena, mimo, że była wytworem wyobraźni, sprawiła, że krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach. Gwałtownie uciekłem, bojąc się, że Lurei w końcu mnie przyłapie. Poza tym, czułem, że zaczął się częściej ruszać, a jego oddech przyspieszył.
Powróciłem do rzeczywistości pewny, że na moich policzkach pojawiła się krwista czerwień. Mój penis stał na baczność, a ja uświadomiłem sobie, że mam ubraną jedynie koszulkę, która podjechała mi pod samą szyję. Nie mogłem jej opuścić, gdyż ręka Lureia leżała na mojej piersi, kończąc się na pośladku, który głaskał z każdym oddechem.
Dyszenie mężczyzny leżącego obok, jego wiercenie się i uświadomienie sobie, że Lurei także jest tylko w koszulce, wcale nie pomagało. Byłem już na skraju wytrzymania, kiedy nagle poczułem dłoń ściskającą mój pośladek i sekundę później zostałem odwrócony na bok i przyciągnięty do piersi Aquera. Niemal nie doszedłem, kiedy poczułem coś twardego, co idealnie wpasowało się między moje pośladki. O nie, tego już za dużo.
Odwróciłem się, nie zwracając uwagi na jęki, wychodzące z ust nas obu i włożyłem Lureiowi dłonie pod koszulkę. Poczułem ukochane mięśnie, które tak dobrze znałem. Jedną dłonią pogłaskałem twarz Lu, dowiadując się, gdzie znajdują się jego usta, a drugą delikatnie pogłaskałem jego penisa. Poczułem jak się spina i od razu lekko go pocałowałem. Sekundę później widziałem sam siebie, oczami należącymi do mężczyzny. Zostałem obrócony na plecy, co wyrwało z moich ust cichy jęk, kiedy członek Lureia znalazł się tuż za moimi jądrami.
- Takiej pobudki się nie spodziewałem – mruknął zaspanym i zachrypniętym głosem, od którego zrobiłem się jeszcze bardziej twardy.
- Ja przynajmniej nie obudziłem cię snem na twój temat – odpowiedziałem i poczułem jak się uśmiecha.
- Powiedz, że tego nie widziałeś – rozbawienie w jego głosie zniknęło, kiedy złapałem jego rękę i położyłem na swoim penisie. Skąd a śmiałość? Powinienem teraz uciekać, a tymczasem nie mogę się doczekać, co on ze mną zrobi. Jęknąłem, czując jak jego dłoń się na mnie zaciska.
- Widziałem, więc weź za to odpowiedzialność – wyszeptałem, unosząc się i znów go całując. Uwielbiałem jego pocałunki. Uchyliłem usta, kiedy ugryzł mnie lekko w wargę, by zaraz wkraść się do środka i zbadać językiem moje wnętrze. Nie pozostałem dłużny, pragnąc poznać więcej tego smaku, który z każdą chwilą podniecał mnie jeszcze bardziej.
- Powtórzę to jeszcze raz. Kochaj się ze mną, Lurei – słowa same wyszły z moich ust. Nie wahałem się. Miałem wrażenie, że moje zaufanie do Aquera nie mogło być już większe. Nie bałem się tego, że mnie skrzywdzi, choć od ojca wiedziałem, że może to być trochę bolesne.
- Jesteś tego pewny?
- Absolutnie – kolejny pocałunek zatkał mi usta i nie pozwolił niczego więcej dodać. Lurei sięgnął po coś na szafkę, a ja zaniemówiłem.
- Czy ty właśnie pomyślałeś, że dobrze, że wczoraj się na to przygotowałeś? - rumieniec, który wyczułem u niego, wystarczył mi za odpowiedź. Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem chichotać.
- Nie śmiej się ze mnie – burknął jak obrażony dzieciak, a ja miałem ochotę go ucałować. To też zrobiłem, dalej się uśmiechając.
- Gdybym nie siedział w twojej głowie, uznałbym to za spisek, jednak mam pewien niezbity dowód, więc pozostańmy przy tym, że jesteś słodki.
- Niezbity dowód? - Sam ujrzałem swój szatański uśmiech, kiedy zacisnąłem palce na jego penisie i nas obróciłem. Szybkie ruchy mojej dłoni uniemożliwiły Lureiowi inną reakcję, niż wicie się i jęczenie pode mną. Podobało mi się to i to bardzo. Tej części siebie nie znałem, ale teraz pozwoliłem jej działać, dając pełne pole do popisu. Oczami Lureia widziałem, jak moje tęczówki zmieniają barwę, raz będąc czerwone, a raz niebiesko-brązowe. Czułem się, jakby coś ze mnie wylazło, w końcu przestając chować się w cieniu.
- O cholera – jęknął Lurei, kiedy pochyliłem się i wziąłem jego sutek do ust. Jedną ręką dalej jeździłem po jego penisie, drugą natomiast ugniatałem i głaskałem jego klatkę piersiową. Lurei nie miał jak ze mną walczyć, ale wiedziałem, że wcale tego nie chciał. Był zaskoczony, ale mu się to podobało. Nawet bardzo, co mogłem stwierdzić po przyjemności, którą odczuwałem jak swoją własną.
Zjechałem ustami niżej, podgryzając skórę Lureia. Po moim ciele przechodziły dreszcze, które zwykle poprzedzały przemianę. Miałem wrażenie, że instynkt kierował moimi ruchami. Smok, Fenix i Salamandra we mnie doskonale wiedziały, co chcą zrobić, a skłamałbym, gdybym powiedział, ze nie podzielałem ich pragnień. Ugryzłem niezbyt delikatnie wnętrze uda Lureia. Cichy okrzyk sprawił, że mój penis drgnął. Zignorowałem to, skupiając się na członku, który dumnie stał tuż przed moją twarzą. Zobaczyłem siebie w tej sytuacji, z oczami co chwilę mieniącymi się innym kolorem.
Zrób to, kochanie. Proszę cie, zrób.
Wedle życzenia – pomyślałem i wziąłem go do ust. Lurei zagryzł pościel, tłumiąc w niej swój krzyk. Poruszałem szybko głową, zataczając kółka językiem na czubku jego penisa, ręką masując mu jądra. Biodra Lu wychodziły mi na przeciw, a ja im na to pozwalałem. Jego rozkosz była i moją. Dalej władzę nad moim ciałem miała ta dzika część. Zwierzęca. To ona pragnęła mieć Lureia pod sobą. Zagłębić się w nim. I ona podsuwała mi wizję, które niechybnie zobaczył także Lu. Kiedy tylko pojawiły się one w mojej głowie, Lurei krzyknął, zagryzając prześcieradło i dochodząc w moje usta. Przełknąłem wszystko, karmiąc siedzące we mnie bestie, których jednak nie udało mi się nawet trochę uspokoić. One chciały więcej, zupełnie jak ja. Jakimś cudem przez sekundę w mojej głowie pojawił się obraz Lureia, leżącego pode mną i wijącego się w rozkoszy z zaróżowionymi policzkami, rozmierzwionymi włosami i koszulą podwiniętą do połowy klatki piersiowej.
Warknąłem dziko i wpiłem się w usta wymęczonego mężczyzny. Tym razem to ja badałem jego podniebienie, zęby i gardło, a on ledwo nadążał z odpowiadaniem na pocałunek. Dręczące mnie wizję przybrały na sile. Otarłem się penisem o wrażliwy jeszcze członek Lureia. Piękny jęk zginął w moich ustach. Mityczni ryczeli we mnie, widząc, że udało im się doprowadzić Lu do szaleństwa. Zerwałem jego koszulkę, targając ją ostrzejszymi niż zwykle paznokciami.
- Zrób to, tylko mnie przygotuj. - Słowa Lureia otrzeźwiły mnie na tyle, że oderwałem się od jego sutka, a moje oczy na moment przybrały codzienne barwy. Aquer zobaczył moje wahanie i wcisnął mi w rękę jakąś tubkę. - Nawet się nie waż teraz wycofywać.
Ponownie warknąłem. Moje oczy zajaśniały, znów ukazując mi obraz, nagiego tym razem, Lureia. Zdążyłem jeszcze zauważyć, ze jest ciemno, nim pozostały mi tylko oczy Lureia. Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Czułem jak tracę kontrolę. Moje usta znów złączyły się z tymi Lureia. Nie tak sobie to wyobrażałem, ale teraz nie byłem do końca sobą. Nie, raczej teraz byłem nim w pełni. Instynkty bestii wyrównały się z tymi ludzkimi, całkowicie zmieniając moje zamierzenia. To ja miałem się oddać Lureiowi. Nie wątpiłem, że dalej tego chcę, ale większa część mnie pragnęła  teraz mieć go pod sobą.
Oderwałem się od jego ust, zjeżdżając na szyję i przygryzając ją, by po chwili lizać z zapamiętaniem. Zapach ciała Lu całkowicie mnie upajał, a słonawy smak pozostały po jego spermie podsycał mój głód. Gryzłem i lizałem jego pierś, w tym czasie otwierając tubkę i smarując śliską substancją palce. Nie chciałem zrobić Lureiowi krzywdy, tak samo jak moje wewnętrzne stwory.
Podrapałem bok Lureia, na co wygiął się z przyjemności. Westchnął, kiedy pomasowałem jego wejście. Zassałem się na jego obojczyku, w tym samy momencie wsuwając w niego jeden palec. Poczułem jak się spiął, po chwili jednak znów się rozluźniając. Wróciłem ustami na jego szyję, podgryzając ją tuż za uchem. Znalazłszy czuły punkt, uśmiechnąłem się, ponawiając ruch i poruszając lekko palcem wewnątrz mężczyzny.
Ponawiałem swoje działania, aż Lurei nie rozluźnił się całkowicie i nie zaczął nabijać się na mój palec. Dołożyłem kolejny, co chwilę krzyżując je w nim i wyginając. Z ust Aquera co chwilę wyrywały się jęki i westchnienia. Miałem wrażenie, że dojdę tylko od słuchania go. Kiedy trzeci palec zagłębił się w jego wnętrzu, pocałowałem go krótko i zjechałem w dół, owijając język wokół jego jąder. Poruszałem ręką, a Lurei nabijał się na moje palce, doprowadzając mnie do szaleństwa.
Po chwili, nie mogąc już wytrzymać, wysunąłem z niego palce i położyłem się na nim. Tym razem złączyłem nasze usta delikatnie, zakładjąc sobie jedną z jego nóg na biodro. Chwyciłem za swojego twardego jak skała członka i nasmarowawszy go żelem, przyłożyłem do rozgrzanej i rozciągniętej dziurki.
Czułem się, jakby to wszystko było snem.  Moje myśli krążyły tylko wokół pięknej osoby, leżącej tak blisko. Serce łomotało w piersi, ciesząc się na bliskość.
Lurei chwycił mnie za kark, przyciągając bliżej, przez co główka mojego penisa zagłębiła się w nim. Nasze jęki zmieszały się ze sobą. Odsunąłem się, zawisając tuż nad nim. Kolejny przebłysk pozwolił mi go zobaczyć. Uśmiechał się delikatnie, patrząc na mnie błyszczącymi oczami. Pchnąłem delikatnie biodrami i zatrzymałem się, kiedy tylko do moich uszu dotarł jęk bólu. Odczekałem chwilę i kiedy Lurei zaczął się kręcić, zagłębiłem się w nim do samego końca, chcąc skrócić jego cierpienie.
Z mojego gardła wydobyło się kolejne warczenie, kiedy otoczyły mnie gorące mięśnie. Wilgoć i ciasnota omal nie sprawiły, że doszedłem z krzykiem. Czułem też ból Lureia, który powstrzymywał mnie przed jakimkolwiek ruchem. Pocałowałem go w szczękę, sunąc w stronę ust i kolejny raz je badając. 
To było takie niesamowite. Przytuliłem się do Lureia, czując coś dziwnego, co nachodziło mnie, tylko, kiedy byłem z nim. Poruszyłem się, świadomy, że w końcu i tak musiałbym to zrobić. Powolne pchnięcia doprowadzały mnie do utraty zmysłów. Podniosłem się lekko w górę, wbijając się głębiej. Jęk, którym zaszczycił mnie Lurei był mieszanką niesamowitej przyjemności i bólu. Pchnąłem mocniej, trafiając w to samo czułe miejsce. Ból zelżał, więc raz po raz zacząłem się wysuwać i wbijać w ten czuły punkt. Po chwili Lurei znów się wił, samemu nabijając się na mojego penisa. Widząc jego stan, uniosłem obie jego nogi i zaplotłem sobie wokół pasa, dzięki czemu wbiłem się o wiele głębiej.
Kilka pchnięć później znalazłem się na granicy. Czułem, jak bestie przejmują całkowitą kontrolę. Z nieludzką prędkością zacząłem wbijać się w Lureia, który co chwilę tłumił krzyki w poduszce. Przejechałem długimi pazurami po jego boku, zostawiając lekko zaczerwienione szramy. Lu krzyknął głośniej i zacisnął się na mnie, sprawiając, że wybuchnąłem jak nigdy. Szczytowałem, wciąż uderzając w czuły punkt, przez co Lurei jęczał i dyszał zupełnie wykończony.
Opadłem na niego, przestając się poruszać. Bestie zamruczały, znikając tam, gdzie zawsze się chowały i pozostawiając mnie samego z Lureiem. Nie dowierzałem temu, co właśnie się stało. To nie byłem ten ja, którego dobrze znam. Dzika część mojej natury ujawniła się i zrobiła coś, czego pragnąłem, ale co było dla mnie nieosiągalne. Przynajmniej za pierwszym razem.
- Lurei, ja przepraszam. To było... - poczułem się jak dupek. Przecież to ja miałem być na dole. Nie rozmawialiśmy o tym, ale obaj byliśmy tego świadomi.
- Niesamowite – usłyszałem i momentalnie zamknąłem usta. - Kim ty jesteś? Myślałem, że cię znam, a ty zaskakujesz mnie na każdym kroku. W życiu bym nie pomyślał, że ci się oddam, a ty sprawiłeś, że wybrałem to zamiast bycia na górze.
Lurei obiął mnie, przewracając nas na bok. Byłem wykończony, zupełnie tak jak on. Wtuliłem się w gorące ciało, dalej czując się winnym.
- Nie rób tego. Nie żałuj, bo to było najcudowniejszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała – szepnął Lurei, całując mnie w czoło. Wtuliłem się w niego bardziej, teraz nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Nie wierzę, że to zrobiłem. Zawsze myślałem, że będę pasywem. - Skoro już o tym pomyślałem, to wypowiedziałem to na głos. Przecież i tak to usłyszy.
- Kocham cię, wariacie. - Otworzyłem szeroko oczy, w szoku uchylając też usta, z czego Lurei od razu skorzystał, obdarowując mnie delikatnym pocałunkiem. Moje serce zabiło jak szalone, a w brzuchu pojawiło się to śmieszne uczucie, kiedy stado Fenixów łaskotało mnie piórkami. Oddając pocałunek, uśmiechałem się jak głupi. Po tych słowach byłem już pewny co do własnych uczuć. Odepchnąłem Lureia i poczułem jak panikuje. On naprawdę pomyślał, że zrobiłbym z nim takie rzeczy, gdybym chciał się nim tylko zabawić.
- Nie bój się. Ja ciebie też kocham – powiedziałem, rumieniąc się. W półmroku Lurei spokojnie mógł to dostrzec.
- Jakim prawem rumienisz się po tym, co mi zrobiłeś? - zaśmiał się, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Bo tamto to było coś innego. Bestie mi pomogły.
- Hmm, czyli właśnie zgwałcił mnie Smok?
- Wcale nie zgwałcił! Sam chciałeś – odburknąłem, powodując, że znów się zaśmiał. Poczułem jak jego umysł nieco się oddala. Nim jednak ukrył swoje myśli, poczułem, że szykuje coś przebiegłego.
- Cóż, skoro tak, to chyba muszę się zapoznać bliżej z tymi twoimi bestiami – szepnął mi do ucha podgryzając płatek. - Skoro jestem już taki rozciągnięty, to może zaprosiłbym je do siebie na powtórkę.
Tym razem to ja zostałem pchnięty na plecy. Mój penis nie zdążył jeszcze do końca stwardnieć, kiedy Lurei usiadł mi na biodrach, nabijając się na niego od razu po same jądra. Cholera. Znów poczułem zniżające się pożądanie, które wraz ze sobą przyniosło obecność trzech stworów.
- Warcz na mnie – powiedział Lurei, a z mojego gardła wyrwało się to, o co prosił. Aquer uniósł się i gwałtownie opadł, jęcząc na cały głos. Ten dźwięk sprawił, że straciłem kontrolę. Rzuciłem się do przodu i łapiąc Lureia, wyskoczyłem z łóżka, lądując na dywanie. Lurei znów był pode mną i czułem, ze strasznie go to kręciło.
- Odwróć się – to nie był mój głos. Przemawiała przeze mnie żądza, która teraz władała moim ciałem.
- Sam mnie obróć – Lurei nacisnął piętami na moje pośladki, pochłaniając mnie całego.
- Skoro tego właśnie chcesz – ścisnąłem jego ramię i wyszedłem z niego, szybkim ruchem obracając go na brzuch. Złapałem go za biodra i podciągnąłem je w górę, od razu w niego wchodząc.
- Zrób to tak, jak chcą twoje bestie. - Lurei uśmiechnął się lubieżnie. - Chcę cię widzieć takiego dzikiego. Prawdziwego ciebie, który mnie rżnie tak, jak tego pragnie.
Jego słowa sprawiły, że się wyłączyłem. Całkowicie przestałem panować nawet nad oddechem. Ogień wydobył się z mojego ciała, paląc dywan, który zaraz zgasiła woda.
  Paznokcie zamieniły się w pazury, a zęby kłuły mnie niemiłosiernie. Tak, jakbym zaczął się zmieniać i zatrzymał w połowie. Moje ciało stało się niesamowicie wrażliwe, zmysły wyostrzył się, przez co każdy nawet najmniejszy ruch czułem ze zdwojoną siłą.
Moje ciało zaczęło się poruszać. Biodra co chwilę uderzały o pośladki Lureia. Woda utworzyła wokół nas bańkę, tłumiąc moje powarkiwania i krzyki Lu, jednak w żaden sposób nie spowalniając moich ruchów.
Kolejny orgazm przyszedł z ogromną mocą, zabierając nas obu na granicę przytomności. Jednak bestie, które obudził Lurei, wcale nie odeszły. Uspokoiły się na moment, by po chwili znów przejąć władzę nad moim ciałem i kolejny raz zabrać mnie do swojej krainy.
Kiedy w końcu padliśmy na łóżko, nie miałem siły nawet się poruszyć. Lurei położył mi głowę na klatce piersiowej i uspokajał oddech.
- Kocham cię, mam ochotę cię stąd nie wypuszczać, ale nie mam już siły – wydyszał, całując mnie w pierś.
- Ja ciebie też kocham. Chodźmy spać, bo coś czuję, że jak zaraz nie zasnę, to one wrócą, a mój penis jeszcze nawet nie doszedł do siebie.
Lurei zaśmiał się, a ja do niego dołączyłem. Zasnęliśmy kilka sekund później. Sen jednak wcale nie przyniósł mi odpoczynku. Bestię może schowały sie na jawie, ale we śnie kontynuowaliśmy to jeszcze wiele razy.

8 komentarzy:

  1. Heh 1 :D normalnie kocham twoje prace :) a czekanie aż tydzień prawie mnie usmierca, oczywiście podtrzymuje mnie ciekawość kolejnego rozdziału :D weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne, al myslę, że ten sen to nie dokońca był koszmar:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Woah! Co te bestie zrobiły z Filenem? Nie mówię, że mi się nie podobało. Hyhyhy, to było dzikie~~~. =3= Powiedz mi, jak ty ich sobie wyobrażasz (bo ja za cholerę ich nie mogę sobie wyobrazić D:), to ci mangę na podstawie tego rozdziału narysuję. xDDD
    Nie ukrywam, że chętnie przeczytałabym seksy gdzie to Filen jest na dole. :v Tylko te bestyjki mu na to nie pozwolą, a szkoda. ;; Ach, ta siła pożądania~~. ^^''
    I co? Chyba wykrakałam, że będą się drzeć w niebo głosy, gdy się kochać będą. XDDDDD #mediumyaoi

    Pisz dalej i nie zapomnij o kolejnym takim rozdziale z Filenem na dole. :3

    ~Uma

    OdpowiedzUsuń
  4. Co to było? To coś wspaniałego :) Ciągle mam wypieki na twarzy :) Jest to jedna z najlepszych scen łóżkowych, a w Twoim wykonaniu, w porównaniu z innymi opowiadaniami najbardziej gorąca :)
    Tworzą niesamowitą parę kochanków.
    Któż by przypuszczał, że Salamandra, Smok i Feniks mają jeszcze rodzeństwo, zaskoczyłaś mnie tym, ale w sumie, jakbym bardziej uruchomiła wyobraźnie to powinnam była na to wpaść, ale jakoś nigdy nie rozważałam pozostałych krain, może to mój błąd.
    Nie mogę, że Elin nie domyśla się, że jego syn się zakochał xD
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To było zajebiste :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    ocho, bestie się ujawniły, choć chciałabym aby to Lu był właśnie na górze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    czemu to Lu nie jest na górze ;) no i bestie się ujawniły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, ale to czemu Lu nie jest na górze ;) no i nasze bestie się teraz ujawniły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń