Hej Kochani!
Ten rozdział jest dziwny - przyznaję bez bicia. Nie wiem jak ja się w kościele pokażę, ale macie co chcieliście :D Kto nie chcę, niech nie czyta, bo coś czuję, że moja nienormalność może na Was przejść. Buziaki!
Uśmiechnąłem się, kiedy siostra podeszła do mnie i się przytuliła. Staliśmy nad jakimś jeziorem, a wokół wirowały
motyle. Nagle sceneria się zmieniła, a zza drzew wyskoczyli
Najeźdźcy. Eirin zniknęła, a w mojej dłoni pojawił się miecz.
Z radością przystąpiłem do nierównej walki, chcąc chronić
siostrę, która teraz była więziona przez dwóch mężczyzn.
Wiedziałem, że uda mi się ją odzyskać. Przebiłem się przez
Najeźdźców i chwyciłem w ramiona siostrę, która z uśmiechem mi
podziękowała. Ale, zaraz, zaraz, przecież Eirin nie jest moją siostrą.
Nim się wycofałem, zdążyłem ujrzeć, jak dziewczyna zamienia się
we mnie i robi krok w moją stronę.
Poczułem, że powoli uwalniam się z objęć snu. Ciało leżące
obok mnie grzało przyjemnie. Przeciągnąłem się na tyle, na ile
pozwalały mi ramiona Lureia. Przebywanie w jego śnie było dziwnym
doświadczeniem. Tak jakbym przekroczył granicę. Podświadomość
była zbyt osobista, żebym mógł oglądać jej wytwory. Nie mniej
jednak, jakkolwiek się starałem, cały czas sen Aquera toczył się
gdzieś w moim umyśle. Nie mogłem go wyprzeć i wcale jakoś bardzo
się nie starałem. Nawet jeśli był to sen, to w nim widziałem.
Oczami umysłu Lu, ale w jakiś sposób obrazy, które mu się śniły
powstrzymywały mnie przed całkowitym odłączeniem się. Pomijając
fakt, że w jego śnie zaczęło się robić naprawdę interesująco.
Zobaczyłem siebie, ciągnącego Lureia na trawnik. Kiedy się tam
znaleźliśmy, mój klon chwycił Lu za szyję i wpił się w jego
usta. Chwilę później obaj leżeli na trawie, całkowicie nadzy.
Idealne ciało Aquera, zawisło nad moim. Zatkało mnie. Ta scena,
mimo, że była wytworem wyobraźni, sprawiła, że krew zaczęła
szybciej krążyć w moich żyłach. Gwałtownie uciekłem, bojąc
się, że Lurei w końcu mnie przyłapie. Poza tym, czułem, że
zaczął się częściej ruszać, a jego oddech przyspieszył.
Powróciłem do rzeczywistości pewny, że na moich policzkach
pojawiła się krwista czerwień. Mój penis stał na baczność, a
ja uświadomiłem sobie, że mam ubraną jedynie koszulkę, która
podjechała mi pod samą szyję. Nie mogłem jej opuścić, gdyż
ręka Lureia leżała na mojej piersi, kończąc się na pośladku, który głaskał z każdym oddechem.
Dyszenie mężczyzny leżącego obok, jego wiercenie się i
uświadomienie sobie, że Lurei także jest tylko w koszulce, wcale nie
pomagało. Byłem już na skraju wytrzymania, kiedy nagle poczułem
dłoń ściskającą mój pośladek i sekundę później zostałem
odwrócony na bok i przyciągnięty do piersi Aquera. Niemal nie
doszedłem, kiedy poczułem coś twardego, co idealnie wpasowało się
między moje pośladki. O nie, tego już za dużo.
Odwróciłem się, nie zwracając uwagi na jęki, wychodzące z ust
nas obu i włożyłem Lureiowi dłonie pod koszulkę. Poczułem
ukochane mięśnie, które tak dobrze znałem. Jedną dłonią
pogłaskałem twarz Lu, dowiadując się, gdzie znajdują się jego
usta, a drugą delikatnie pogłaskałem jego penisa. Poczułem jak
się spina i od razu lekko go pocałowałem. Sekundę później
widziałem sam siebie, oczami należącymi do mężczyzny. Zostałem
obrócony na plecy, co wyrwało z moich ust cichy jęk, kiedy członek
Lureia znalazł się tuż za moimi jądrami.
- Takiej pobudki się nie spodziewałem – mruknął zaspanym i
zachrypniętym głosem, od którego zrobiłem się jeszcze bardziej
twardy.
- Ja przynajmniej nie obudziłem cię snem na twój temat –
odpowiedziałem i poczułem jak się uśmiecha.
- Powiedz, że tego nie widziałeś – rozbawienie w jego głosie
zniknęło, kiedy złapałem jego rękę i położyłem na swoim
penisie. Skąd a śmiałość? Powinienem teraz uciekać, a tymczasem
nie mogę się doczekać, co on ze mną zrobi. Jęknąłem, czując
jak jego dłoń się na mnie zaciska.
- Widziałem, więc weź za to odpowiedzialność – wyszeptałem,
unosząc się i znów go całując. Uwielbiałem jego pocałunki.
Uchyliłem usta, kiedy ugryzł mnie lekko w wargę, by zaraz wkraść
się do środka i zbadać językiem moje wnętrze. Nie pozostałem
dłużny, pragnąc poznać więcej tego smaku, który z każdą
chwilą podniecał mnie jeszcze bardziej.
- Powtórzę to jeszcze raz. Kochaj się ze mną, Lurei – słowa
same wyszły z moich ust. Nie wahałem się. Miałem wrażenie, że
moje zaufanie do Aquera nie mogło być już większe. Nie bałem się
tego, że mnie skrzywdzi, choć od ojca wiedziałem, że może to być
trochę bolesne.
- Jesteś tego pewny?
- Absolutnie – kolejny pocałunek zatkał mi usta i nie pozwolił
niczego więcej dodać. Lurei sięgnął po coś na szafkę, a ja
zaniemówiłem.
- Czy ty właśnie pomyślałeś, że dobrze, że wczoraj się na to
przygotowałeś? - rumieniec, który wyczułem u niego, wystarczył
mi za odpowiedź. Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem
chichotać.
- Nie śmiej się ze mnie – burknął jak obrażony dzieciak, a ja
miałem ochotę go ucałować. To też zrobiłem, dalej się
uśmiechając.
- Gdybym nie siedział w twojej głowie, uznałbym to za spisek,
jednak mam pewien niezbity dowód, więc pozostańmy przy tym, że
jesteś słodki.
- Niezbity dowód? - Sam ujrzałem swój szatański uśmiech, kiedy
zacisnąłem palce na jego penisie i nas obróciłem. Szybkie ruchy
mojej dłoni uniemożliwiły Lureiowi inną reakcję, niż wicie się
i jęczenie pode mną. Podobało mi się to i to bardzo. Tej części
siebie nie znałem, ale teraz pozwoliłem jej działać, dając pełne
pole do popisu. Oczami Lureia widziałem, jak moje tęczówki
zmieniają barwę, raz będąc czerwone, a raz niebiesko-brązowe.
Czułem się, jakby coś ze mnie wylazło, w końcu przestając
chować się w cieniu.
- O cholera – jęknął Lurei, kiedy pochyliłem się i wziąłem
jego sutek do ust. Jedną ręką dalej jeździłem po jego penisie,
drugą natomiast ugniatałem i głaskałem jego klatkę piersiową.
Lurei nie miał jak ze mną walczyć, ale wiedziałem, że wcale
tego nie chciał. Był zaskoczony, ale mu się to podobało. Nawet
bardzo, co mogłem stwierdzić po przyjemności, którą odczuwałem
jak swoją własną.
Zjechałem ustami niżej, podgryzając skórę Lureia. Po moim ciele
przechodziły dreszcze, które zwykle poprzedzały przemianę. Miałem
wrażenie, że instynkt kierował moimi ruchami. Smok, Fenix i
Salamandra we mnie doskonale wiedziały, co chcą zrobić, a skłamałbym, gdybym powiedział, ze nie podzielałem ich pragnień.
Ugryzłem niezbyt delikatnie wnętrze uda Lureia. Cichy okrzyk
sprawił, że mój penis drgnął. Zignorowałem to, skupiając się
na członku, który dumnie stał tuż przed moją twarzą. Zobaczyłem
siebie w tej sytuacji, z oczami co chwilę mieniącymi się innym
kolorem.
Zrób to, kochanie. Proszę cie, zrób.
Wedle życzenia – pomyślałem
i wziąłem go do ust. Lurei zagryzł pościel, tłumiąc w niej swój
krzyk. Poruszałem szybko głową, zataczając kółka językiem na
czubku jego penisa, ręką masując mu jądra. Biodra Lu wychodziły
mi na przeciw, a ja im na to pozwalałem. Jego rozkosz była i moją.
Dalej władzę nad moim ciałem miała ta dzika część. Zwierzęca.
To ona pragnęła mieć Lureia pod sobą. Zagłębić się w nim. I
ona podsuwała mi wizję, które niechybnie zobaczył także Lu.
Kiedy tylko pojawiły się one w mojej głowie, Lurei krzyknął,
zagryzając prześcieradło i dochodząc w moje usta. Przełknąłem
wszystko, karmiąc siedzące we mnie bestie, których jednak nie
udało mi się nawet trochę uspokoić. One chciały więcej,
zupełnie jak ja. Jakimś cudem przez sekundę w mojej głowie
pojawił się obraz Lureia, leżącego pode mną i wijącego się w
rozkoszy z zaróżowionymi policzkami, rozmierzwionymi włosami i
koszulą podwiniętą do połowy klatki piersiowej.
Warknąłem dziko i wpiłem się w
usta wymęczonego mężczyzny. Tym razem to ja badałem jego
podniebienie, zęby i gardło, a on ledwo nadążał z odpowiadaniem
na pocałunek. Dręczące mnie wizję przybrały na sile. Otarłem
się penisem o wrażliwy jeszcze członek Lureia. Piękny jęk zginął
w moich ustach. Mityczni ryczeli we mnie, widząc, że udało im się
doprowadzić Lu do szaleństwa. Zerwałem jego koszulkę, targając
ją ostrzejszymi niż zwykle paznokciami.
- Zrób to, tylko mnie przygotuj. -
Słowa Lureia otrzeźwiły mnie na tyle, że oderwałem się od jego
sutka, a moje oczy na moment przybrały codzienne barwy. Aquer
zobaczył moje wahanie i wcisnął mi w rękę jakąś tubkę. - Nawet
się nie waż teraz wycofywać.
Ponownie warknąłem. Moje oczy
zajaśniały, znów ukazując mi obraz, nagiego tym razem, Lureia.
Zdążyłem jeszcze zauważyć, ze jest ciemno, nim pozostały mi
tylko oczy Lureia. Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Czułem
jak tracę kontrolę. Moje usta znów złączyły się z tymi Lureia.
Nie tak sobie to wyobrażałem, ale teraz nie byłem do końca sobą.
Nie, raczej teraz byłem nim w pełni. Instynkty bestii wyrównały
się z tymi ludzkimi, całkowicie zmieniając moje zamierzenia. To ja
miałem się oddać Lureiowi. Nie wątpiłem, że dalej tego chcę,
ale większa część mnie pragnęła teraz mieć go pod sobą.
Oderwałem się od jego ust,
zjeżdżając na szyję i przygryzając ją, by po chwili lizać z
zapamiętaniem. Zapach ciała Lu całkowicie mnie upajał, a słonawy
smak pozostały po jego spermie podsycał mój głód. Gryzłem i
lizałem jego pierś, w tym czasie otwierając tubkę i smarując
śliską substancją palce. Nie chciałem zrobić Lureiowi krzywdy,
tak samo jak moje wewnętrzne stwory.
Podrapałem bok Lureia, na co wygiął
się z przyjemności. Westchnął, kiedy pomasowałem jego wejście.
Zassałem się na jego obojczyku, w tym samy momencie wsuwając w
niego jeden palec. Poczułem jak się spiął, po chwili jednak znów
się rozluźniając. Wróciłem ustami na jego szyję, podgryzając
ją tuż za uchem. Znalazłszy czuły punkt, uśmiechnąłem się,
ponawiając ruch i poruszając lekko palcem wewnątrz mężczyzny.
Ponawiałem swoje działania, aż
Lurei nie rozluźnił się całkowicie i nie zaczął nabijać się na
mój palec. Dołożyłem kolejny, co chwilę krzyżując je w nim i
wyginając. Z ust Aquera co chwilę wyrywały się jęki i
westchnienia. Miałem wrażenie, że dojdę tylko od słuchania go.
Kiedy trzeci palec zagłębił się w jego wnętrzu, pocałowałem go
krótko i zjechałem w dół, owijając język wokół jego jąder.
Poruszałem ręką, a Lurei nabijał się na moje palce,
doprowadzając mnie do szaleństwa.
Po chwili, nie mogąc już
wytrzymać, wysunąłem z niego palce i położyłem się na nim. Tym
razem złączyłem nasze usta delikatnie, zakładjąc sobie jedną z
jego nóg na biodro. Chwyciłem za swojego twardego jak skała
członka i nasmarowawszy go żelem, przyłożyłem do rozgrzanej i
rozciągniętej dziurki.
Czułem się, jakby to wszystko było snem. Moje myśli krążyły tylko wokół pięknej osoby, leżącej tak blisko. Serce łomotało w piersi, ciesząc się na bliskość.
Lurei chwycił mnie za kark,
przyciągając bliżej, przez co główka mojego penisa zagłębiła się w nim. Nasze jęki zmieszały się ze sobą. Odsunąłem się,
zawisając tuż nad nim. Kolejny przebłysk pozwolił mi go zobaczyć.
Uśmiechał się delikatnie, patrząc na mnie błyszczącymi oczami.
Pchnąłem delikatnie biodrami i zatrzymałem się, kiedy tylko do
moich uszu dotarł jęk bólu. Odczekałem chwilę i kiedy Lurei zaczął się kręcić, zagłębiłem się w nim do samego końca,
chcąc skrócić jego cierpienie.
Z mojego gardła wydobyło się
kolejne warczenie, kiedy otoczyły mnie gorące mięśnie. Wilgoć i
ciasnota omal nie sprawiły, że doszedłem z krzykiem. Czułem też
ból Lureia, który powstrzymywał mnie przed jakimkolwiek ruchem.
Pocałowałem go w szczękę, sunąc w stronę ust i kolejny raz je
badając.
To było takie niesamowite. Przytuliłem się do Lureia, czując coś dziwnego, co nachodziło mnie, tylko, kiedy byłem z nim. Poruszyłem się, świadomy, że w końcu i tak musiałbym
to zrobić. Powolne pchnięcia doprowadzały mnie do utraty zmysłów.
Podniosłem się lekko w górę, wbijając się głębiej. Jęk,
którym zaszczycił mnie Lurei był mieszanką niesamowitej
przyjemności i bólu. Pchnąłem mocniej, trafiając w to samo czułe
miejsce. Ból zelżał, więc raz po raz zacząłem się wysuwać i
wbijać w ten czuły punkt. Po chwili Lurei znów się wił, samemu
nabijając się na mojego penisa. Widząc jego stan, uniosłem obie
jego nogi i zaplotłem sobie wokół pasa, dzięki czemu wbiłem się
o wiele głębiej.
Kilka pchnięć później znalazłem
się na granicy. Czułem, jak bestie przejmują całkowitą kontrolę.
Z nieludzką prędkością zacząłem wbijać się w Lureia, który
co chwilę tłumił krzyki w poduszce. Przejechałem długimi
pazurami po jego boku, zostawiając lekko zaczerwienione szramy. Lu
krzyknął głośniej i zacisnął się na mnie, sprawiając, że
wybuchnąłem jak nigdy. Szczytowałem, wciąż uderzając w czuły
punkt, przez co Lurei jęczał i dyszał zupełnie wykończony.
Opadłem na niego, przestając się
poruszać. Bestie zamruczały, znikając tam, gdzie zawsze się
chowały i pozostawiając mnie samego z Lureiem. Nie dowierzałem
temu, co właśnie się stało. To nie byłem ten ja, którego dobrze
znam. Dzika część mojej natury ujawniła się i zrobiła coś,
czego pragnąłem, ale co było dla mnie nieosiągalne. Przynajmniej
za pierwszym razem.
- Lurei, ja przepraszam. To było...
- poczułem się jak dupek. Przecież to ja miałem być na dole. Nie
rozmawialiśmy o tym, ale obaj byliśmy tego świadomi.
- Niesamowite – usłyszałem i
momentalnie zamknąłem usta. - Kim ty jesteś? Myślałem, że cię
znam, a ty zaskakujesz mnie na każdym kroku. W życiu bym nie
pomyślał, że ci się oddam, a ty sprawiłeś, że wybrałem to
zamiast bycia na górze.
Lurei obiął mnie, przewracając
nas na bok. Byłem wykończony, zupełnie tak jak on. Wtuliłem się
w gorące ciało, dalej czując się winnym.
- Nie rób tego. Nie żałuj, bo to
było najcudowniejszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała –
szepnął Lurei, całując mnie w czoło. Wtuliłem się w niego
bardziej, teraz nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Nie wierzę, że to zrobiłem.
Zawsze myślałem, że będę pasywem. - Skoro już o tym pomyślałem,
to wypowiedziałem to na głos. Przecież i tak to usłyszy.
- Kocham cię, wariacie. -
Otworzyłem szeroko oczy, w szoku uchylając też usta, z czego Lurei
od razu skorzystał, obdarowując mnie delikatnym pocałunkiem.
Moje serce zabiło jak szalone, a w brzuchu pojawiło się to
śmieszne uczucie, kiedy stado Fenixów łaskotało mnie piórkami.
Oddając pocałunek, uśmiechałem się jak głupi. Po tych słowach
byłem już pewny co do własnych uczuć. Odepchnąłem Lureia i
poczułem jak panikuje. On naprawdę pomyślał, że zrobiłbym z nim
takie rzeczy, gdybym chciał się nim tylko zabawić.
- Nie bój się. Ja ciebie też
kocham – powiedziałem, rumieniąc się. W półmroku Lurei
spokojnie mógł to dostrzec.
- Jakim prawem rumienisz się po
tym, co mi zrobiłeś? - zaśmiał się, chowając twarz w
zagłębieniu mojej szyi.
- Bo tamto to było coś innego.
Bestie mi pomogły.
- Hmm, czyli właśnie zgwałcił
mnie Smok?
- Wcale nie zgwałcił! Sam chciałeś
– odburknąłem, powodując, że znów się zaśmiał. Poczułem
jak jego umysł nieco się oddala. Nim jednak ukrył swoje myśli,
poczułem, że szykuje coś przebiegłego.
- Cóż, skoro tak, to chyba muszę
się zapoznać bliżej z tymi twoimi bestiami – szepnął mi do
ucha podgryzając płatek. - Skoro jestem już taki rozciągnięty,
to może zaprosiłbym je do siebie na powtórkę.
Tym razem to ja zostałem pchnięty
na plecy. Mój penis nie zdążył jeszcze do końca stwardnieć,
kiedy Lurei usiadł mi na biodrach, nabijając się na niego od razu
po same jądra. Cholera. Znów poczułem zniżające się pożądanie,
które wraz ze sobą przyniosło obecność trzech stworów.
- Warcz na mnie – powiedział
Lurei, a z mojego gardła wyrwało się to, o co prosił. Aquer
uniósł się i gwałtownie opadł, jęcząc na cały głos. Ten
dźwięk sprawił, że straciłem kontrolę. Rzuciłem się do przodu
i łapiąc Lureia, wyskoczyłem z łóżka, lądując na dywanie.
Lurei znów był pode mną i czułem, ze strasznie go to kręciło.
- Odwróć się – to nie był mój
głos. Przemawiała przeze mnie żądza, która teraz władała moim
ciałem.
- Sam mnie obróć – Lurei nacisnął piętami na moje pośladki, pochłaniając mnie całego.
- Skoro tego właśnie chcesz – ścisnąłem jego ramię i wyszedłem z niego, szybkim ruchem
obracając go na brzuch. Złapałem go za biodra i podciągnąłem je
w górę, od razu w niego wchodząc.
- Zrób to tak, jak chcą twoje
bestie. - Lurei uśmiechnął się lubieżnie. - Chcę cię widzieć
takiego dzikiego. Prawdziwego ciebie, który mnie rżnie tak, jak
tego pragnie.
Jego słowa sprawiły, że się
wyłączyłem. Całkowicie przestałem panować nawet nad oddechem.
Ogień wydobył się z mojego ciała, paląc dywan, który zaraz
zgasiła woda.
Paznokcie zamieniły się w pazury,
a zęby kłuły mnie niemiłosiernie. Tak, jakbym zaczął się
zmieniać i zatrzymał w połowie. Moje ciało stało się
niesamowicie wrażliwe, zmysły wyostrzył się, przez co każdy nawet
najmniejszy ruch czułem ze zdwojoną siłą.
Moje ciało zaczęło się poruszać.
Biodra co chwilę uderzały o pośladki Lureia. Woda utworzyła wokół
nas bańkę, tłumiąc moje powarkiwania i krzyki Lu, jednak w żaden
sposób nie spowalniając moich ruchów.
Kolejny orgazm przyszedł z ogromną
mocą, zabierając nas obu na granicę przytomności. Jednak bestie,
które obudził Lurei, wcale nie odeszły. Uspokoiły się na moment,
by po chwili znów przejąć władzę nad moim ciałem i kolejny raz
zabrać mnie do swojej krainy.
Kiedy w końcu padliśmy na łóżko,
nie miałem siły nawet się poruszyć. Lurei położył mi głowę
na klatce piersiowej i uspokajał oddech.
- Kocham cię, mam ochotę cię stąd nie wypuszczać, ale nie mam już siły – wydyszał, całując
mnie w pierś.
- Ja ciebie też kocham. Chodźmy
spać, bo coś czuję, że jak zaraz nie zasnę, to one wrócą, a
mój penis jeszcze nawet nie doszedł do siebie.
Lurei zaśmiał się, a ja do niego
dołączyłem. Zasnęliśmy kilka sekund później. Sen jednak wcale
nie przyniósł mi odpoczynku. Bestię może schowały sie na jawie,
ale we śnie kontynuowaliśmy to jeszcze wiele razy.
Heh 1 :D normalnie kocham twoje prace :) a czekanie aż tydzień prawie mnie usmierca, oczywiście podtrzymuje mnie ciekawość kolejnego rozdziału :D weny :*
OdpowiedzUsuńFajne, al myslę, że ten sen to nie dokońca był koszmar:-)
OdpowiedzUsuńWoah! Co te bestie zrobiły z Filenem? Nie mówię, że mi się nie podobało. Hyhyhy, to było dzikie~~~. =3= Powiedz mi, jak ty ich sobie wyobrażasz (bo ja za cholerę ich nie mogę sobie wyobrazić D:), to ci mangę na podstawie tego rozdziału narysuję. xDDD
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że chętnie przeczytałabym seksy gdzie to Filen jest na dole. :v Tylko te bestyjki mu na to nie pozwolą, a szkoda. ;; Ach, ta siła pożądania~~. ^^''
I co? Chyba wykrakałam, że będą się drzeć w niebo głosy, gdy się kochać będą. XDDDDD #mediumyaoi
Pisz dalej i nie zapomnij o kolejnym takim rozdziale z Filenem na dole. :3
~Uma
Co to było? To coś wspaniałego :) Ciągle mam wypieki na twarzy :) Jest to jedna z najlepszych scen łóżkowych, a w Twoim wykonaniu, w porównaniu z innymi opowiadaniami najbardziej gorąca :)
OdpowiedzUsuńTworzą niesamowitą parę kochanków.
Któż by przypuszczał, że Salamandra, Smok i Feniks mają jeszcze rodzeństwo, zaskoczyłaś mnie tym, ale w sumie, jakbym bardziej uruchomiła wyobraźnie to powinnam była na to wpaść, ale jakoś nigdy nie rozważałam pozostałych krain, może to mój błąd.
Nie mogę, że Elin nie domyśla się, że jego syn się zakochał xD
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
To było zajebiste :P
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńocho, bestie się ujawniły, choć chciałabym aby to Lu był właśnie na górze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńczemu to Lu nie jest na górze ;) no i bestie się ujawniły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale to czemu Lu nie jest na górze ;) no i nasze bestie się teraz ujawniły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza