Hej :) Odpowiadając na Wasze pytania: Pozostało już tylko kilka rozdziałów, ale nie wiem jeszcze ile dokładnie. Nie mam napisane nic, więc nie określę tego nawet w przybliżeniu.
Nie mogę się już odczekać powrotu do Ognia i Wody, więc być może szybko to zakończę ;)
Miłego czytania <3
TOMAS
Nie mogę się już odczekać powrotu do Ognia i Wody, więc być może szybko to zakończę ;)
Miłego czytania <3
TOMAS
- Tomas! Tomas, zaczekaj! -
żyłka na jego czole zapulsowała, kiedy usłyszał za sobą
dziewczęcy głos. Nie miał pojęcia dlaczego go tak denerwował,
choć umysł podpowiadał mu, że powodem może być scena, którą
zobaczył w poniedziałek na korytarzu. Od tamtej pory z jego oczu
wydobywały się pioruny, które co rusz uderzały w Emily, jeśli ta
znalazła się w zasięgu jego wzroku.
- Dla ciebie pan Nixon –
Tomas nie chcąc robić widowiska, zatrzymał się i oparł o swój
samochód. Luisa jeszcze nie było, co w sumie cieszyło Toma. Nie
chciał, żeby ta dziewczyna nawet na niego patrzyła.
- Och, przestań, przecież
znamy się od dawna. Może chciałbyś się ze mną wybrać do kina?
Brwi Tomasa powędrowały do
góry. Czy ona w ogóle nie zauważyła tej całej niechęci?
Przecież wie już o związku jego i Luisa.
- Emily, jakbyś nie zauważyła jestem teraz z Luisem. W
przeciwieństwie do ciebie go nie zdradzę. Przestań usiłować nas
rozdzielić. Kocham go, a on kocha mnie i ty tego nie zmienisz.
Dziewczynie
mina zrzedła, ale na jej twarzy utrzymał się sztuczny uśmiech.
Jej dłonie zacisnęły się, co próbowała ukryć chowając je za
plecami.
-
Tomas, nie wiesz co mówisz, przecież ty go nie kochasz. Po prostu
dawno nie byłeś z dziewczyną taką jak ja. Ktoś ci musi
przypomnieć jak to cudownie jest być z kobietą – Emily
przejechała pomalowanym paznokciem po jego koszuli. - Przecież
wiesz, że niepotrzebnie się rozstaliśmy. Byłam wtedy jeszcze
niedojrzała i głupia. Nie potrafiłam dostrzec tego uczucia jakim
mnie darzyłeś, ale teraz już wiem, że mnie kochałeś i dalej
kochasz. Nie martw się uświadomię ci to - stanęła na palcach i
próbowała go pocałować, ale Tomas ją odepchnął.
- Nie
pozwalaj sobie. Jestem twoim nauczycielem i tak też masz mnie
traktować. Niczego sobie nie wyobrażaj. Między nami niema nic
oprócz niechęci do ciebie z mojej strony. Masz nie zbliżać się
do Luisa, albo obiecuję ci, pożałujesz.
Skończył
swoją wypowiedź i spojrzał w stronę szkoły. Luis właśnie
opuszczał budynek i podejrzliwie popatrzył na blondynkę. On też
nie czuł się przy niej dobrze.
Tomas
podszedł do niego i pocałował w usta. Nie musieli się ukrywać,
bo wszyscy już o nich wiedzieli. Były osoby, którym się to nie
podobało, ale chcąc nie chcąc musieli tolerować brata swojego
szefa i jego partnera.
Tomas
chwycił Luisa za rękę i całkowicie ignorując rozeźloną
ladacznicę, poprowadził do samochodu, gdzie otworzył mu drzwi.
Białowłosy uśmiechnął się na ten gest i poczekał aż Tomas
zajmie miejsce kierowcy.
- Co
ona od ciebie chciała? - Luis spojrzał za odchodzącą Emily.
- W
sumie to nic. Musi nadrobić materiał z historii i chciała się mnie
o coś zapytać – Tomas nie zamierzał niepokoić Luisa słowami
dziewczyny i jej pustymi obietnicami. Nie zamierzał zostawić Luisa,
więc nie było się o co martwić.
- Aha.
Rozmawiałem z Ethanem. Mama zaprasza nas na obiad.
- Jakoś
nie wydaje mi się, żebym był tam mile widziany – Tomas skrzywił
się, a Luis cicho zachichotał.
- Nie
martw się, ochronię cię przed moimi krwiożerczymi braćmi.
-
Bardziej się boję twojego ojca. Jakoś nie wyobrażam sobie, że
przyjmie mnie w rodzinie z otwartymi ramionami.
- Nie
martw się. Mama już ci chyba wybaczyła, więc tata nie ma wyboru –
Tomas uśmiechnął się n a ten sposób myślenia partnera.
- Więc
kiedy ten obiad? - uśmiech Luisa wynagrodził mu przyszłe
nieprzyjemności.
- Za
dwie godziny – mina Tomasa chyba wyraziła wszystkie jego myśli,
bo Luis pochylił się i pocałował go w policzek.
- Nie
martw się, Ricka masz już po swojej stronie, Ann tym bardziej.
Został ci już tylko tata i Ethan, bo Michaela przekupisz jakąś
grą komputerową – Luis puścił mu oczko i uśmiechnął się
słodko.
Tomas
spojrzał na drogę i zjechał w jakąś boczną uliczkę, by
zatrzymać samochód i pocałować Luisa namiętnie.
- A to
za co?
- Uśmiechaj się tak dalej, a spóźnimy się na ten obiad.
- Zabieraj te łapy. Ja nie mam zamiaru skomleć na krześle przy rodzinie - Luis asekuracyjnie odsunął się na drugi koniec samochodu.
- Masz rację, jeszcze by mnie zabili za sprawienie bólu kochanemu braciszkowi i synowi. Ale co to byłby za przyjemny ból - Tomas poruszył zabawnie brwiami i ruszył w dalszą drogę.
Zatrzymali się przed niewielkim domkiem, który tymczasowo wspólnie wynajmowali. Początkowo Luis opierał się przed tym, ale w końcu niska cena, piękny ogródek i prośby Tomasa doprowadziły do tego, że się ugiął i nawet zamówił nowy stół do salonu, gdyż jego zdaniem "gryzł się on z peridotowymi ścianami". Tomas kompletnego pojęcia nie miał czym ten kolor ścian różnił się od zielonego, ale Luis upierał się, że różnica jest ogromna.
W każdym razie stanęło na tym, że na razie wynajmują mały domek w dosyć bezludnej okolicy. Im to nie sprawiało problemu, a dzięki temu, że wszystko było trochę daleko, cena była dużo niższa.
W środku przywitały ich jeszcze nie rozpakowane pudła. Jak dotąd nie mieli ani czasu, ani ochoty, by rozpakować wszystkie rzeczy. Wyciągali stopniowo to co było im w danej chwili potrzebne i jakoś żadnemu to nie przeszkadzało. Dopóki nie zadzwoniła Annabeth.
- Uśmiechaj się tak dalej, a spóźnimy się na ten obiad.
- Zabieraj te łapy. Ja nie mam zamiaru skomleć na krześle przy rodzinie - Luis asekuracyjnie odsunął się na drugi koniec samochodu.
- Masz rację, jeszcze by mnie zabili za sprawienie bólu kochanemu braciszkowi i synowi. Ale co to byłby za przyjemny ból - Tomas poruszył zabawnie brwiami i ruszył w dalszą drogę.
Zatrzymali się przed niewielkim domkiem, który tymczasowo wspólnie wynajmowali. Początkowo Luis opierał się przed tym, ale w końcu niska cena, piękny ogródek i prośby Tomasa doprowadziły do tego, że się ugiął i nawet zamówił nowy stół do salonu, gdyż jego zdaniem "gryzł się on z peridotowymi ścianami". Tomas kompletnego pojęcia nie miał czym ten kolor ścian różnił się od zielonego, ale Luis upierał się, że różnica jest ogromna.
W każdym razie stanęło na tym, że na razie wynajmują mały domek w dosyć bezludnej okolicy. Im to nie sprawiało problemu, a dzięki temu, że wszystko było trochę daleko, cena była dużo niższa.
W środku przywitały ich jeszcze nie rozpakowane pudła. Jak dotąd nie mieli ani czasu, ani ochoty, by rozpakować wszystkie rzeczy. Wyciągali stopniowo to co było im w danej chwili potrzebne i jakoś żadnemu to nie przeszkadzało. Dopóki nie zadzwoniła Annabeth.
LUIS
Komórka Luisa zadzwoniła, kiedy tylko przekroczyli próg domu. Białowłosy kliknął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
- Hej Luis. Nim cokolwiek powiesz, to wiedz, że zdobyłam twój adres i za półtorej godziny przyjedzie do ciebie cała rodzina, by zjeść wspólnie obiad. Mam nadzieję, że masz porządek. Wszystko już ustalone, pamiętaj godzina szesnasta. Pa.
Wyrzuciła to z siebie na jednym wdechu, nie dając Luisowi się sprzeciwić, bądź cokolwiek innego powiedzieć. Przerażony Luis rozejrzał się po pokoju wyglądającym jakby chwilę temu przeszło przez nie tornado. W końcu spojrzał na Tomasa, który stał na tyle blisko by usłyszeć nie tylko jego, ale też Ann mówiącą przez słuchawkę.
- Nawet mi nie mów, że...?
- Owszem. I nawet nie wątp w to, że żartowała. Znając ją, naprawdę tu przyjdą.
- Więc co robimy? Bo ucieczka pewnie nie wchodzi w grę - Tomas spojrzał na niego błagalnie.
- Nie ma opcji. Oberwałoby nam się i to kilkakrotnie. A tobie pewnie nigdy nie zostałoby wybaczone. Tylko nawet w optymistycznej wersji nie zdążymy tego wszystkiego posprzątać! A jeszcze trzeba znaleźć na strychu skrzynkę z zastawą, umyć naczynia i skosić trawnik bo jak mama go zobaczy... Wolisz nie wiedzieć co zrobi. - Luis przełknął ślinę na wspomnienie dnia, kiedy rodzice wracali z urlopu, a on nie skosił trawnika.
- Było aż tak źle?
- Wolałbym pójść z mamą i Ann na zakupy, niż to powtórzyć.
- To naprawdę musiało być okropnie.
- Może nawet przekonasz się jak bardzo. Nie zdążymy z tym wszystkim we dwóch!
- Nie martw się. Przecież mam swoją Załogę, prawda?
- Masz na myśli tych twoich osiłków? Przecież oni są ze sił specjalnych, a nie z ekipy sprzątającej.
- Nie martw się. Frank, Zack, Pablo i Alex wiszą mi nie jedną przysługę. Przyjdą, nie ważne o co poproszę.
- Jesteś pewny, że chcesz wykorzystać przysługę do mycia podłogi i garnków?
- Czy jest coś straszniejszego od spotkania z niezadowolonymi teściami? - Tomas uniósł brwi z całkiem poważną miną. Luis uśmiechnął się i pocałował go w policzek.
- Tylko poproś, żeby szybko przyszli.
Tom uśmiechnął się i wyciągnął telefon. Dokładnie minutę później, bo zniecierpliwiony Luis cały czas zerkał na zegarek, zadzwonił dzwonek do drzwi.
Tomas otworzył je i przywitał się ze swoimi przyjaciółmi.
- Czy kiedykolwiek dowiem się jakim cudem przybyliście tu w minutę? - Luis podszedł do przybyłych i stanął w progu salonu. Oni tylko z uśmiechami popatrzyli po sobie i zwrócili się w jego stronę.
- Mamy taki nowy wynalazek, który jest dość tajny, ale podzielimy się z tobą tą wiedzą - Zack rozejrzał się jakby szukając szpiegów po czym nachylił się w stronę Luisa. Ten zaciekawiony nadstawił ucha. - Zwie się... przyczepa tuż za waszym domem, Maleńka - wyszeptał to tak poważny, tonem, że Luis przez chwilę nie wiedział co robić. Zack zaśmiał się na widok jego miny i pocałował go w policzek. Na ten gest Luisowi omal oczy z orbit nie wyleciały.
- Te, trzymaj się swojego chłopaka - Tomas pociągnął Luisa do siebie i kiwnął Frankowi. - Zabieraj mi stąd tego Casanovę.
- Nie martw się, nie tknie go już ja o to zadbam - Frank złapał za koszulkę Zacka i wytargał go do łazienki, która znajdowała się tuż obok salonu.
- Czy oni...? - Luis stał wpatrzony w drzwi z otwartymi ustami.
- Są razem. Odkąd pamiętam - Tomas uśmiechnął się do Luisa i pociągnął go na górę. Za nimi ruszyli Alex i Pablo.
- Czemu tam idziemy? - Luis planował zacząć sprzątanie od kuchni, by w razie czego zostawić górę nie posprzątaną.
- Poszukać zastawy. Lepiej nie schodź na dół przez najbliższe pół godziny - Tomas zbliżył swoje usta do ucha Luisa. - No chyba, że chcesz posłuchać jakie dźwięki wydajesz, kiedy jestem w tobie - zamruczał, a Luis momentalnie spalił buraka i walnął Tomasa w żebra.
- Zamknąłbyś się - Pablo i Alex zaśmiali się i poklepali Tomasa po ramieniu.
- Pomoglibyśmy ci Szefie, ale Maleńkiej boimy się bardziej.
- Ta, a czasem jest taki milutki.
- Będziecie tak gadać czy weźmiecie się w końcu do roboty? Mamy mało czasu, a ta dwójka na dole raczej nie pomoże! - Luis popchnął chłopaków w stronę strychu, a Tomasa przytrzymał chwilę przy sobie.
- Masz szlaban na mój tyłek przez tydzień. Jeszcze jedno słowo o tym jaki to jestem milutki, a miesiąc murowany.
- Już się zamykam - Tomas z przerażoną miną zamknął usta na zamek i wręczył Luisowi wyimaginowany kluczyk.
- No, masz szczęście - chłopak uśmiechnął się i ruszył na strych.
Kiedy w końcu znaleźli kosiarkę i całą zastawę, zaszli na dół. Frank i Zack właśnie wychodzili z łazienki, ten drugi z dosyć niewyraźną miną.
- Tyłek boli? A myślałem, że miałeś na to ochotę - Frank wyraźnie mścił się na swoim partnerze, dodatkowo klepiąc go w pośladki. Zack syknął, ale dzielnie wszystko znosił.
- Już go zostaw, bo jest nam potrzebny.
- Dobra, dobra, to co mamy robić?
Luis zaczął im wydawać polecenia. Okazało się, że chłopcy nadają się nie tylko do zabijania, ale też prac domowych.
Po godzinie wszyscy umordowani zasiedli w salonie. Trawnik krótko przystrzyżony zapraszał swoim wyglądem, podłogi błyszczały jak nigdy, nigdzie nie było widać ani grama kurzu, a duży stół zastawiony był na piętnaście osób. Luis przewidywał w tym także dzisiejszych pomocników.
- To my się już zbieramy - Pablo i Alex zaczęli się zbierać.
- Zostańcie na obiedzie. Nie wypuszczę was po tym jak nam pomogliście.
- Przykro nam Maleńka, ale ja mam obiad z żoną, a Pablo idzie na spotkanie klubu. Przyjdziemy kiedy indziej - to mówiąc zamknęli za sobą drzwi. Luis spojrzał na wstającą właśnie parę.
- O nie, wy zostajecie i nie wywiniecie mi się.
- Ja nie mam zamiaru. Co jak co, ale nasza lodówka świeci pustkami, a ja chętnie poznam twoją rodzinę - Zack puścił mu oczko, na co Luis posłał mu uśmiech.
- Masz braci? - Frank spojrzał na Luisa pytająco.
- Trzech, ale oni są hetero.
- Więc nie ma mowy, że zostawię go tu samego. Popatrz na mnie. Też kiedyś byłem hetero.
Luis zaśmiał się i spojrzał na zegarek. Jego rodzina właśnie powinna dojeżdżać.
- Luis mam jeszcze jedno pytanie - Frank spojrzał a niego poważnie. Lui kiwnął głową, czując jak Tom obejmuje go od tyłu i kładzie głowę na jego ramieniu. - Czy my mamy zachowywać się normalnie? To znaczy, jak para?
- Moja rodzina wie, że jestem z Tomasem i to akceptują. Myślę, że z wami też nie będzie problemu, ale jakbyście mogli... no wiesz.
- Nie uprawiać seksu na stole? Nie ma problemu. No chyba, że coś proponujesz - Zack z uśmiechem rozczochrał włosy Luisowi, ale jemu nie było dane się odegrać, gdyż zadzwobnił dzwonek do drzwi.
- Masz szczęście - Luis jak przystało na dorosłego pokazał Zackowi język i ruszył do drzwi, na co pozostali zaczęli się śmiać. Luis jeszcze uśmiechnął się do nich i otworzył drzwi. Lekko zaskoczony zaprosił do środka Matta, który wręczył Luisowi butelkę wina i podszedł do Tomasa.
- Dobrze cie widzieć całego - Matt uścisnął rękę Tomasa.
- Ciebie też. Dobrze, że wyszedłeś wcześniej.
- Nic by mi to nie dało, gdybyście nie unieszkodliwili Pietraszowa.
- Tak właściwie, to nie..
- Przepraszam, Tomas, mógłbyś nas przedstawić? Poza tym mamy do ciebie kilka pytań - Frank spojrzał znacząco na Matta. - Rozmawiacie na dosyć dziwny temat.
- Ach tak, przepraszam, mam na imię Matt - Tomas nie zdążył odpowiedzieć, a Matt już wyciągnął do Franka rękę, po czym podał ją Zackowi. - Miło mi was poznać na żywo, Frank, Zack.
Chłopaki wyraźnie byli lekko zdezorientowani. Spoglądali to na Matta to na Tomasa, aż w końcu ich wzrok spoczął na Luisie.
- Nie możecie im wszystkiego wyjaśnić? Gapią się na mnie jakby chcieli torturami wyciągnąć ze mnie odpowiedzi.
- Dobra. Tom, Lui idźcie na zewnątrz, bo William z Molly przyjechali i nie mogą się zabrać z jedzeniem. Ja wszystko wyjaśnię chłopakom - Matt niemal wypchnął ich na zewnątrz.
- Mam się o nich martwić? - Tom uniósł wysoko brwi.
- Matt jest raczej niegroźny. Stosunkowo - Luis uśmiechnął się i ruszył w kierunku samochodu rodziców.
Molly właśnie nakazywała Williamowi wziąć najpierw sernik, żeby się nie rozpuścił, kiedy ich zobaczyła. Podeszła najpierw do Luisa, by go wycałować i ponarzekać, że rzadko bywa w domu, by później wyściskać także Toma, co sprawiło, ze na twarzy białowłosego pojawił się szeroki uśmiech. Następnie wzięła z rąk męża ciasto i ruszyła do środka.
William nie przywitał Tomasa tak entuzjastycznie, ale z grzeczności podał mu rękę. Niechętnie, co miał doskonale wymalowane na twarzy.
- Tato!
- No co? Przecież nic nie zrobiłem! Jesteś taki sam jak wasza mama.
- Dobrze wiesz co zrobiłeś i masz przestać.
Tomas wyminął ich i zabrał rzeczy, które wcześniej wskazała Molly, po czym zatrzymał się przy boku Luisa.
- Lui, przestań już. Nic się przecież nie stało.
- Stało się. Tato, mam zamiar być z Tomasem przez bardzo, ale to bardzo długi czas, więc jeśli chcesz mnie w ogóle widywać, to musisz się nauczyć szacunku do niego!
Luis wziął dwie torby i ruszył w stronę drzwi, zostawiając dwóch mężczyzn przy samochodzie. Tomas spojrzał na Williama i nie wiedział co ma zrobić.
- Będziesz miał z nim ciężko. I nie oczekuj, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi, bo Luis jest jak moja druga córka. Choć lepiej mu tego nie powtarzaj, bo przyjdzie mnie zabić, zrozumiano?
- Tak jest - Tomas czuł się trochę jak wtedy, kiedy zaczynał w pracy z policją. Był gotów wykonać każdy rozkaz, żeby tylko komuś nie podpaść. Szczególnie komuś, kto jet ważny dla Luisa.
- Tomas! Rusz w końcu tyłek i przynieś szarlotkę! - Luis z daleka przyglądał się rozmawiającym mężczyznom i miał powoli dość tego, że nic nie słyszy.
- Już idę! - Tomas szybko wziął co mu kazano i niemal biegnąc, dotarł do Luisa i pocałował go w policzek, za co został skarcony znaczącym chrząknięciem.
- Taa - Luis niezadowolony spojrzał w kierunku ojca. Pod dom podjechał kolejny samochód, a głośna muzyka oznajmiła im, że rodzeństwo Luisa zaraz znajdzie się w polu widzenia. - Rodzinne spotkanie czas zacząć.
- Nie martw się, nie tknie go już ja o to zadbam - Frank złapał za koszulkę Zacka i wytargał go do łazienki, która znajdowała się tuż obok salonu.
- Czy oni...? - Luis stał wpatrzony w drzwi z otwartymi ustami.
- Są razem. Odkąd pamiętam - Tomas uśmiechnął się do Luisa i pociągnął go na górę. Za nimi ruszyli Alex i Pablo.
- Czemu tam idziemy? - Luis planował zacząć sprzątanie od kuchni, by w razie czego zostawić górę nie posprzątaną.
- Poszukać zastawy. Lepiej nie schodź na dół przez najbliższe pół godziny - Tomas zbliżył swoje usta do ucha Luisa. - No chyba, że chcesz posłuchać jakie dźwięki wydajesz, kiedy jestem w tobie - zamruczał, a Luis momentalnie spalił buraka i walnął Tomasa w żebra.
- Zamknąłbyś się - Pablo i Alex zaśmiali się i poklepali Tomasa po ramieniu.
- Pomoglibyśmy ci Szefie, ale Maleńkiej boimy się bardziej.
- Ta, a czasem jest taki milutki.
- Będziecie tak gadać czy weźmiecie się w końcu do roboty? Mamy mało czasu, a ta dwójka na dole raczej nie pomoże! - Luis popchnął chłopaków w stronę strychu, a Tomasa przytrzymał chwilę przy sobie.
- Masz szlaban na mój tyłek przez tydzień. Jeszcze jedno słowo o tym jaki to jestem milutki, a miesiąc murowany.
- Już się zamykam - Tomas z przerażoną miną zamknął usta na zamek i wręczył Luisowi wyimaginowany kluczyk.
- No, masz szczęście - chłopak uśmiechnął się i ruszył na strych.
Kiedy w końcu znaleźli kosiarkę i całą zastawę, zaszli na dół. Frank i Zack właśnie wychodzili z łazienki, ten drugi z dosyć niewyraźną miną.
- Tyłek boli? A myślałem, że miałeś na to ochotę - Frank wyraźnie mścił się na swoim partnerze, dodatkowo klepiąc go w pośladki. Zack syknął, ale dzielnie wszystko znosił.
- Już go zostaw, bo jest nam potrzebny.
- Dobra, dobra, to co mamy robić?
Luis zaczął im wydawać polecenia. Okazało się, że chłopcy nadają się nie tylko do zabijania, ale też prac domowych.
Po godzinie wszyscy umordowani zasiedli w salonie. Trawnik krótko przystrzyżony zapraszał swoim wyglądem, podłogi błyszczały jak nigdy, nigdzie nie było widać ani grama kurzu, a duży stół zastawiony był na piętnaście osób. Luis przewidywał w tym także dzisiejszych pomocników.
- To my się już zbieramy - Pablo i Alex zaczęli się zbierać.
- Zostańcie na obiedzie. Nie wypuszczę was po tym jak nam pomogliście.
- Przykro nam Maleńka, ale ja mam obiad z żoną, a Pablo idzie na spotkanie klubu. Przyjdziemy kiedy indziej - to mówiąc zamknęli za sobą drzwi. Luis spojrzał na wstającą właśnie parę.
- O nie, wy zostajecie i nie wywiniecie mi się.
- Ja nie mam zamiaru. Co jak co, ale nasza lodówka świeci pustkami, a ja chętnie poznam twoją rodzinę - Zack puścił mu oczko, na co Luis posłał mu uśmiech.
- Masz braci? - Frank spojrzał na Luisa pytająco.
- Trzech, ale oni są hetero.
- Więc nie ma mowy, że zostawię go tu samego. Popatrz na mnie. Też kiedyś byłem hetero.
Luis zaśmiał się i spojrzał na zegarek. Jego rodzina właśnie powinna dojeżdżać.
- Luis mam jeszcze jedno pytanie - Frank spojrzał a niego poważnie. Lui kiwnął głową, czując jak Tom obejmuje go od tyłu i kładzie głowę na jego ramieniu. - Czy my mamy zachowywać się normalnie? To znaczy, jak para?
- Moja rodzina wie, że jestem z Tomasem i to akceptują. Myślę, że z wami też nie będzie problemu, ale jakbyście mogli... no wiesz.
- Nie uprawiać seksu na stole? Nie ma problemu. No chyba, że coś proponujesz - Zack z uśmiechem rozczochrał włosy Luisowi, ale jemu nie było dane się odegrać, gdyż zadzwobnił dzwonek do drzwi.
- Masz szczęście - Luis jak przystało na dorosłego pokazał Zackowi język i ruszył do drzwi, na co pozostali zaczęli się śmiać. Luis jeszcze uśmiechnął się do nich i otworzył drzwi. Lekko zaskoczony zaprosił do środka Matta, który wręczył Luisowi butelkę wina i podszedł do Tomasa.
- Dobrze cie widzieć całego - Matt uścisnął rękę Tomasa.
- Ciebie też. Dobrze, że wyszedłeś wcześniej.
- Nic by mi to nie dało, gdybyście nie unieszkodliwili Pietraszowa.
- Tak właściwie, to nie..
- Przepraszam, Tomas, mógłbyś nas przedstawić? Poza tym mamy do ciebie kilka pytań - Frank spojrzał znacząco na Matta. - Rozmawiacie na dosyć dziwny temat.
- Ach tak, przepraszam, mam na imię Matt - Tomas nie zdążył odpowiedzieć, a Matt już wyciągnął do Franka rękę, po czym podał ją Zackowi. - Miło mi was poznać na żywo, Frank, Zack.
Chłopaki wyraźnie byli lekko zdezorientowani. Spoglądali to na Matta to na Tomasa, aż w końcu ich wzrok spoczął na Luisie.
- Nie możecie im wszystkiego wyjaśnić? Gapią się na mnie jakby chcieli torturami wyciągnąć ze mnie odpowiedzi.
- Dobra. Tom, Lui idźcie na zewnątrz, bo William z Molly przyjechali i nie mogą się zabrać z jedzeniem. Ja wszystko wyjaśnię chłopakom - Matt niemal wypchnął ich na zewnątrz.
- Mam się o nich martwić? - Tom uniósł wysoko brwi.
- Matt jest raczej niegroźny. Stosunkowo - Luis uśmiechnął się i ruszył w kierunku samochodu rodziców.
Molly właśnie nakazywała Williamowi wziąć najpierw sernik, żeby się nie rozpuścił, kiedy ich zobaczyła. Podeszła najpierw do Luisa, by go wycałować i ponarzekać, że rzadko bywa w domu, by później wyściskać także Toma, co sprawiło, ze na twarzy białowłosego pojawił się szeroki uśmiech. Następnie wzięła z rąk męża ciasto i ruszyła do środka.
William nie przywitał Tomasa tak entuzjastycznie, ale z grzeczności podał mu rękę. Niechętnie, co miał doskonale wymalowane na twarzy.
- Tato!
- No co? Przecież nic nie zrobiłem! Jesteś taki sam jak wasza mama.
- Dobrze wiesz co zrobiłeś i masz przestać.
Tomas wyminął ich i zabrał rzeczy, które wcześniej wskazała Molly, po czym zatrzymał się przy boku Luisa.
- Lui, przestań już. Nic się przecież nie stało.
- Stało się. Tato, mam zamiar być z Tomasem przez bardzo, ale to bardzo długi czas, więc jeśli chcesz mnie w ogóle widywać, to musisz się nauczyć szacunku do niego!
Luis wziął dwie torby i ruszył w stronę drzwi, zostawiając dwóch mężczyzn przy samochodzie. Tomas spojrzał na Williama i nie wiedział co ma zrobić.
- Będziesz miał z nim ciężko. I nie oczekuj, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi, bo Luis jest jak moja druga córka. Choć lepiej mu tego nie powtarzaj, bo przyjdzie mnie zabić, zrozumiano?
- Tak jest - Tomas czuł się trochę jak wtedy, kiedy zaczynał w pracy z policją. Był gotów wykonać każdy rozkaz, żeby tylko komuś nie podpaść. Szczególnie komuś, kto jet ważny dla Luisa.
- Tomas! Rusz w końcu tyłek i przynieś szarlotkę! - Luis z daleka przyglądał się rozmawiającym mężczyznom i miał powoli dość tego, że nic nie słyszy.
- Już idę! - Tomas szybko wziął co mu kazano i niemal biegnąc, dotarł do Luisa i pocałował go w policzek, za co został skarcony znaczącym chrząknięciem.
- Taa - Luis niezadowolony spojrzał w kierunku ojca. Pod dom podjechał kolejny samochód, a głośna muzyka oznajmiła im, że rodzeństwo Luisa zaraz znajdzie się w polu widzenia. - Rodzinne spotkanie czas zacząć.