poniedziałek, 19 października 2015

Syn przepowiedni - Rozdział XIX (ostatni)

 Witam, Kochani!
Przed Wami ostatni rozdział Syna przepowiedni. Lekko opóźniony, za co bardzo przepraszam :) Nie wiem, czy takiego końca oczekiwaliście, ale mam nadzieję, ze dla niektórych to opowiadanie było czymś więcej niż literami. Mi będzie brakowało Araela, Elina, Lureia i Filena, nie wspominając już o reszcie naszych bohaterów. To opowiadanie, łącznie z pierwszą częścią jest moim pierwszym dziełem. Zaliczyłam mnóstwo upadków i braków weny, dlatego cieszę się, że udało mi się dotąd dotrzeć. Dziękuję wszystkim, którzy tutaj ze mną byli i wspierali mnie nie tylko komentarzami, ale samymi wyświetleniami :)
PS: Następne opowiadanie rozpoczniemy za dwa tygodnie. W przyszłym wstawię jednostronny prolog ^^ 
POSZUKUJĘ BETY! PISZCIE :
 genuine22000@gmail.com


Filen
Miecz wbił się w ziemię tuż przy nogach Najeźdźcy, który go odbił. Wyciągnąłem broń i przygotowałem żywioły do obrony. Lurei postąpił nierozważnie wyrzucając swój miecz. Nie miałem zamiaru się poddawać, ale sam ich wszystkich nie pokonam. A tym bardziej nie zrobię tego tak szybko, żeby uratować trzech zakładników. Nie dałbym rady poświecić życia chłopca, by uratować Elina i Ariel.
- Filen. Jego szyja – szepnął Lurei, a ja oczami bestii zobaczyłem cztery kamienie zawieszone na szyi dowodzącego Najeźdźcy.
- Mam pomysł – odszepnąłem. W myślach przekazałem mu i Viso, co chcę zrobić i oboje zaaprobowali ten pomysł.
- Na twój znak, Visio – powiedziałem cicho, a Lu kiwnął głową.
- Więc jak, Synu przepowiedni? Wolisz sam zginąć, czy być winnym śmierci swego ojca, ciotki i niewinnego dziecka?
- Teraz! - krzyknęła Visio, nurkując w powietrzu i zrywając z szyi Najeźdźcy łańcuszek. Dzięki temu moc Lureia mogła dosięgnąć miecza, który złapany przez wodę, wrócił do jego ręki. Rzuciłem się w stronę cioci Ariel i cisnąłem mieczem w jej napastnika. Tak jak myślałem, ciocia doskonale wyczuła moje intencje i uchyliła się, podcinając Najeźdźcę. Miecz przeciął sznury ją wiążące i wbił się w pierś mężczyzny.
W tym samym momencie, Visio upuściła naszyjnik na mojego ojca, dzięki czemu jego moc została odblokowana i mógł sam się uwolnić. Lurei natomiast zablokował drogę żołnierzy wodą i wciągnął do walki ich wodza. Dzięki temu najmłodszy zakładnik mógł czmychnąć na bok.
Nasze siły może i były mniej liczne, ale kiedy tata i ciocia włączyli się do walki, bariera z wody wyparowała. Zamiast niej pojawił się ogień, który w zastraszającym tempie rozprzestrzeniał się miedzy Najeźdźcami. Ci, którzy nie mieli topazów, bądź gdzieś je stracili, ginęli na miejscu. Reszta stanęła do walki.
- Filen, zmień się! - krzyknął ojciec i sam zmienił się w czarnego wilka. Z ogromną szybkością lawirował między wrogami, zostawiając za sobą ścieżkę z popiołu.Często widywałem go trenującego walkę w ciele wilka i teraz wiedziałem już co miało to na celu. Wrogowie nigdy nie spodziewali się ataku z dołu.
Lurei dalej walczył z wodzem przeciwnych sił, ale dawał sobie radę. Woda dawała mu znaczną przewagę. Ryk, który rozległ się obok uświadomił mi, że ciocia Ariel zamieniła się w Smoka. Nadeszła moja kolej by zamienić się ze smokiem.
- Tym razem rób co chcesz. Tylko uważaj na chłopca. Nie chcę, żeby coś mu się stało.
- Liczyłem, że w końcu to zrobisz, Panie. Będę ostrożny – zawarczał Smok, a ja osunąłem się w głąb jego świadomości.
Czułem się, jakbym stał gdzieś z boku i obserwował całą tę walkę. Wolny Smok był najstraszniejszą bestią, jaką kiedykolwiek widziałem. Co prawda wiele takich rzeczy nie było, ale nie wyobrażałem sobie innej istoty, która tak bardzo cieszy się walką. W ruchach Smoka nie było widać nawet odrobiny wahania. Ciocia Ariel w swojej postaci wydawała się być przy Smoku niczym oswojony pies do wilka.
W pewnym momencie w kącie obrazu dostrzegłem chłopczyka otoczonego ze wszystkich stron płomieniami.
- Smoku!
- Zajmę się tym – mruknął niechętnie i ruszył w stronę dziecka. Kiedy stanął przed nim, w oczach chłopca dostrzegłem przerażenie.
- Błogosławię cię – mruknął Smok i zionął w chłopca ogniem. Usłyszałem krzyk, który wyrwał sie z mojego umysłu. Już chciałem przejmować kontrolę, kiedy chłopczyk wyłonił się z płomieni cały i zdrowy. Zdezorientowany spojrzał na Smoka. Na jego czole dostrzegłem bliznę podobną do tej, znajdującej się na moim.
- Pobłogosławiłeś go?
- Nie dam rady cały czas chronić go przed ogniem. Przecież sam płonę.
- Masz rację, Dziękuję.
- Nie dziękuj mi. W końcu jestem częścią ciebie.
Kiedy upewniłem się, że chłopczyk jest bezpieczny pozwoliłem Smokowi wrócić do walki. Dopiero obserwując go, kiedy to robił, zdałem sobie sprawę, że mimo iż potrafiłem zmieniać się w Smoka, nigdy nie umiałem korzystać z tej formy tak, jak należało. Podczas walki każda część ciała, każdy fragment skóry był zabójczy dla wrogów.
Po kilku nastu minutach, polana była pusta. Ziemia pokryta grubą warstwą popiołu była całkowicie wypalona. Jedynym Najeźdźcą, który przeżył był wódz, teraz stojący z mieczem przyciśniętym go gardła.
- Nie zabijajcie go – powiedziałem, kiedy zmieniłem postać. Lurei spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie poruszył mieczem. - Może nam wyjawić plany. Wyrocznie na pewno coś z niego wyciągną.
- Mądrze – kiwnął głową ojciec i złapał wroga za nadgarstki. Oderwałem pas tkaniny z mojego stroju i wręczyłem mu go, by związał jeńca.
- Mały – zawołałem chłopczyka, który kulił się pod jednym z drzew. - Już po wszystkim, podejdź.
Chłopak niepewnie się zbliżył, a Błogosławieństwo na jego czole zajaśniało. Przykucnąłem i łagodnym głosem zapytałem go o imię.
- Janel- szepnął i przetarł czerwone oczy.
- Janel, byłeś bardzo dzielny. Mieszkasz w Ignem.
- Tak. Jestem z rodu Smoka.
- Więc wiesz kim jestem. Nie musisz się bać. Ochronię cię, więc chodź ze mną.
Janel chwycił moją dłoń i pozwolił poprowadzić się w stronę miejsca, gdzie rozgrywała się główna bitwa. Niestety nie mogłem odprowadzić go do domu. Jednak miałem zamiar znaleźć któregoś z zaufanych ludzi i poprosić go o jego odeskortowanie.
Szedłem jako pierwszy, wypalając nam drogę między krzewami. Elin prowadzący Najeźdźce szedł w środku, a po jego bokach z wyciągniętą bronią szli Lurei i ciocia Ariel.
Kiedy wyszliśmy zza drzew, zamarłem. Widok, jaki się przed nami rozpościerał był przerażający. Janel schował twarz w mojej szacie, a ja objąłem go rękami. Sam ledwo pojmowałem, co się tu stało. Ciała żołnierzy leżały jedno na drugim, gdzieniegdzie tworząc wysokie stosy. Mundury czterech miast żywiołów przeplatały się z różnorakimi ubraniami Najeźdźców. Zapach krwi i potu unosił się nad całym pobojowiskiem, kalecząc mój wyostrzony węch.
W oddali dostrzegłem wujów, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali. Pożyczyłem sobie pisk Fenix'a i ich zawołał. Wystarczyło kilka sekund, żeby wszyscy znaleźli się obok.
- Nic wam nie jest? Elinie, Ariel, ktoś doniósł nam, że was porwano.
- Daliśmy radę. Chłopaki i Visio przyszli z pomocą.
Jak na zawołanie orlica wylądowała na moim ramieniu.
- Dobrze się spisałaś. - Pogłaskałem ją pod dziobem.
- Wy także. Jesteśmy nadzwyczaj zgrani.
- A ten maluch, to kto? - Dewos przykucnął, by zrównać się z chłopakiem.
- Janel został wmieszany w wir walki. Na szczęście nic mu sie nie stało.
Janel poluzował uchwyt na mojej szacie i odwrócił się do reszty, na co wujowie westchnęli głośno.
- Dewos, ty i twoi potomkowie mocie jakąś słabość do rozdawania błogosławieństw.
Dewos zaśmiał się cicho, mrucząc coś pod nosem. Nagle uderzyło we mnie złe przeczucie. Moje wewnętrzne bestie warknęły niespokojnie.
Rozejrzałem się, uważnie wypatrując zagrożenia. W pobliżu jednak nie było nikogo, kto mógłby zaszkodzić naszej grupie. Jedynym wrogiem w promieniu kilkuset metrów był wódź Najeźdźców. Spojrzałem na niego, ale było już za późno. Mężczyzna odepchnął Elina i ukrytym gdzieś wcześniej nożem cisnął w moją stronę. Po walce moje moce były mocno nadwyrężone. Usiłowałem je przywołać, ale nie zdążyłem na czas. Poczułem jak Janel odwraca się i nieświadomie wkracza w trajektorie lotu broni. Sekundę później złapałem chłopaka, który spojrzał na nie w szoku. Kącika jego oka popłynęła łza, a usta uchyliły się lekko. Chłopczyk znieruchomiał, kiedy jego serce przestało bić.
Przykucnąłem, układając ciało chłopaka na ziemi. Jego oczy, teraz już bez wyrazu, spoglądały na mnie z pod przymrożonych powiek. Oczy bestii pozwoliły mi zobaczyć to drobne ciałko, które tak nie pasowało do ziemi nasiąkniętej krwią. Do tych wszystkich wojowników, którzy walczyli za swoje racje. To bezbronne dziecko, które nikomu niczym nie zawiniło.
Otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na miejsce bitwy. Ciała leżące na ziemi naznaczone były wieloma ranami. Jednak tym razem nie patrzyłem na nie jak na przedmioty. Zobaczyłem w nich ludzi, którymi kiedyś byli. Każdy z nich miał rodzinę, przyjaciół, którzy mają nadzieję, że ich bliski wróci do domu. Ile matek właśnie straciło synów i córki. Ile dzieci zostało osieroconych. Każdy z tych ludzi miał swoją historię która w tak gwałtowny i drastyczny sposób się zakończyła. Twarze chłopaków i dziewczyn w moim wieku, a niektóre nawet młodszych, przestały wyrażać smutek i szczęście, jakie kiedyś odczuwali ich właściciele. Tyle osób, które mogły wieść szczęśliwe życie. Tyle smutku, bólu i śmierci. Tyle łez, które zostaną wylane na cześć tych żołnierzy. Nie ważne czy tych pochodzących z Ignem, Aquem, Aer, Terram czy Najeźdźców. Wszyscy oni mieli kogoś, kto będzie za nimi tęsknił, kto ich potrzebował.
Ci wszyscy ludzie mogli być kimś, kogo kochał. Kimś, kto zginął w imię jakiejś błahostki. Bo żadna ziemia nie jest warta życia tylu ludzi. W szczególności zaś ziemia, na której ci ludzie zginęli. Mój wzrok znów spoczął na ciele dziecka. Niewinne życie, które zostało wplątane między walczących. Wyciągnąłem dłoń i zamknąłem mu powieki. Ta walka nie miała sensu.
Od lat Najeźdźcy walczą z ludźmi z miast żywiołów, by móc przejąć swoje ziemie. By powrócić do domu. Czy walka o to, do kogo ma należeć kawałek ziemi jest warta tysięcy żyć? Czy nie dałoby się żyć ze sobą, albo chociaż obok siebie? Dlaczego ten świat jest taki niesprawiedliwy? Czemu jedni mają moc mogącą dać im władze, podczas gdy inni bardziej na nią zasługują? Czy jest już zbyt późno, żeby to wszystko naprawić? Bym mógł żyć w spokoju z tymi, obok których jest moje miejsce?
Możesz synu, odłóż miecz.
Obraz przed moimi oczami zawirował. Sekundę później znalazłem się w zupełnie innym miejscu. Wszystko wokół zbudowane było z czarnego jak noc kamienia. Płaska podłoga i niewidoczne ściany, których wcale nie musiało tam być. Miałem wrażenie, ze to pomieszczenie ciągnie się we wszystkie strony. Jedynym, co odznaczało się na tle wszechobecnej czerni było ognisko mieniące się wszystkimi znanymi mi barwami i postać przy nim siedząca.
Kobieta w nieokreślonym wieku, spojrzała na niego i uśmiechnęła się smutno. Wyglądała, jakby była w moim wieku, ale smutek w jej oczach był zbyt głęboki, by mogła go odczuwać śmiertelna osoba. Te oczy wyrażały smutek z dziesięcioleci. Włosy kobiety spływały do ziemi i ciągnęły się kilka metrów po podłodze. Niektóre się z nią stapiały ze swoim idealnie czarnym odcieniem, a inne wręcz przeciwnie – były białe.
Oczy siedzącej postaci miały nieokreślony kolor. Wydawało mi sie, że się mienią, zupełnie jak to dziwaczne ognisko. Kiedy podszedłem bliżej, okazało się to prawdą. Kiedy płomienie zmieniały barwę, z jej oczami działo się to samo.
- Witaj. Usiądź przy mnie. Mam ci wiele do powiedzenia.
Miałem przeczucie, że ten moment jest szczególnie ważny. Ta postać wydawała się taka krucha. Jeden fałszywy ruch, a wizja się rozpłynie.
Bez słowa usiadłem obok kobiety, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
- Kim jesteś? - spytałem po chwili ciszy. W odpowiedzi otrzymałem słaby uśmiech.
- Jestem tą, od której to wszystko się zaczęło. To mój błąd doprowadził do tego, przez co ty musisz przechodzić. Śmierć tych wszystkich ludzi spowodowana była moją złą decyzją.
- Czy ty jesteś Matką? - zapytałem, a cała przepowiednia rozwiązała się w moim umyśle.
- Tak. Jestem tą, o której myślisz, lecz dla ciebie jestem także prababcią – uśmiechnęła się delikatnie. - Powiedz mi, jak radzą sobie moje dzieci?
- Deryt, Diulow i Dewos często nas odwiedzają, podobnie jak Elestera i Irada. Dopiero ostatnio poznałem resztę, ale wydają się być szczęśliwi. Nie znam osób silniejszych od nich.
- Przynajmniej to jedno mi się udało. Moje dzieci zaznały chociaż trochę szczęścia.
- Dlaczego tu jesteśmy? Co to za miejsce? - rozejrzałem się jeszcze raz, ale ponownie nie napotkałem nic, na czym można by zawiesić wzrok.
- To miejsce jest poza czasem i przestrzenią. Nie ma nazwy, bo tak naprawdę nie istnieje. Jestem tu tylko ja i moje połączenie z waszym światem.
- Masz na myśli ognisko?
- Tak. To ostatnia z mocy, jaka mi pozostała. Dzięki niemu wiem, co dzieje się w waszym świecie i mogę mówić do moich córek. Staram się pomagać jak mogę, ale moje przekleństwo jest zbyt silne.
- O jakim przekleństwie mówisz?
- O tym, które kiedyś rzuciłam na mojego męża i przez które teraz giną ludzie. Posłuchaj mnie uważnie, bo niewielu zna tę historię.
Kiedyś istniało tylko to miejsce . To tutaj powstałam i dorastałam. Byłam zupełnie sama, lecz pewnego dnia przez przypadek stworzyłam to ognisko. Jego płomienie przeniosły mnie do świata, który od zawsze kształtował się w moim umyśle. Nie mam pojęcia, czy wasz świat istniał już wcześniej i jego wizje do mnie docierały, czy to ja to wszystko stworzyłam.
W każdym razie znalazłam się tam, pośród zwykłych ludzi, którzy nie posiadali żadnych nadzwyczajnych mocy. Teraz niewielu takich zostało, ale kiedyś Aliquid nie istnieli.Żyłam na Ziemi, wśród innych i cieszyłam się, że już niw jestem sama. Jednak wkrótce uświadomiłam sobie, że ten świat jest mi całkowicie posłuszny. Nic w nim nie było dla mnie tajemnicą, prócz ludzi. Oni zawsze stanowili zagadkę. Szczególnie jeden z nich – Pomelli. Był mężczyzną, który zawsze mnie zaskakiwał. Zakochałam się w nim, a przynajmniej tak mi sie wydawało. To właśnie z tego związku później zrodziły się wszystkie moje dzieci. Jednak jeszcze przed tym, kiedy twój dziadek i jego rodzeństwo było w moim łonie, zostałam zdradzona. Przez tego, którego kochałam.
Pewnej nocy Pomelli zniknął. Znalazłam list, w którym mówił, że tak naprawdę mnie nie kocha. Były tam jeszcze inne słowa, ale w tym momencie to nieistotne. Moje serce pękło, a moc zaczęła szaleć. Rzeczywistość naginała sie do mojej woli, a wściekłość, która mnie ogarnęła, sprawiła, że zapragnęłam zemsty. Chciałam by Pomelli stracił wszystko to, co ja straciłam. Żeby nie miał gdzie wrócić.
Kiedy później uświadomiłam sobie, co się stało, było już za późno. Pomelli i wszyscy jego bliscy zniknęli, odgrodzeni przez ocean, który do tamtej pory nie istniał. Moja moc, którą uwolniłam, trafiła do ludzi, ujawniając w nich moc panowania nad żywiołami. Zaczęły się walki o władzę. Tak też powstały miasta żywiołów, a Najeźdźcy zostali odgrodzeni od reszty świata.
Teraz jednak, kiedy minęło wiele czasu, pożałowałam swoich czynów. Zapragnęłam naprawić błędy lecz to jeszcze pogorszyło sprawę. Najeźdźcy żywią nienawiść do tych, których dotknęła moja moc, bo to przez nią stracili swój dom.
- Więc to ty jesteś autorką wszystkich przepowiedni. Jesteś stwórcą świata, jaki teraz znamy, ale także tego, z którego przybyli Najeźdźcy.
Kobieta potwierdziła kiwnięciem głowy i zapadła głucha cisza.
- Dziękuję. Teraz już wiem, co powinienem zrobić. Powiedz mi jak mam naprawić twój błąd, a to uczynię. Jako krew z twojej krwi odpokutuję za krzywdy Pomelli. Tylko użycz mi swej wiedzy.
- Nawet nie wiesz jak długo na ciebie czekałam. Na kogoś, kto narodzi się bez złej części mojego serca. Tylko jedną rzecz możesz zrobić. Wystarczy tylko, że oddasz mi część swojej duszy. Ona pozwoli mi naprawić swój błąd. Jednak wiedz, że dla ciebie będzie to jak strata kawałka siebie.
- Chodzi ci o moje bestie, prawda?
- Więc wiesz już, co oznacza reszta przepowiedni.
- Wiem. Wiem też, jaką moc mają i chciałbym cię o coś poprosić.
- Masz dobre serce. Wierzę, że twoja prośba służyć będzie nie tylko tobie, ale też innym, więc obiecuję ci, że cokolwiek to jest, spełnię ją.
- Dziękuję.

Otworzyłem oczy i zachłysnąłem się powietrzem. Podniosłem się do siadu i spojrzałem w bok. Lurei także dyszał, patrząc na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Filen, gdzie my jesteśmy?
Rozejrzałem się po własnym pokoju. Wszystko wyglądało tak, jakby zupełnie nic się nie stało. Za oknem właśnie wstawał nowy dzień.
- W Pałacu. Wróciliśmy do domu – uśmiechnąłem się sam do siebie.
- A wojna? Gdzie jest reszta?
- Tam, gdzie ich miejsce. Visio! - krzyknąłem, chcąc zlokalizować ptaka. Po chwili w pokoju rozległo się stukanie w szybę. Otworzyłem okno i wpuściłem orlicę do środka.
- Czuję się jakoś dziwnie – powiedział Lurei. Po chwili zbladł. - Filen, nie mogę przywołać wody. Ja nie mam mocy.
  Podszedłem do niego i klękając na łóżku, pocałowałem go w usta. Poczułem jak po moich policzkach płyną łzy. Serce bolało mnie ze smutku po stracie części własnej osoby.
- Wiem, kochanie – szepnąłem, patrząc mu w oczy. - Nikt już jej nie ma. Przepowiednia się spełniła. Straciłem kogoś bardzo bliskiego, część mojej duszy. Moje bestie przepadły, ale pozostałe dwie dusze dzięki temu będą żyć.
Wtuliłem się w Lureia, obejmując także Visio, której słów niestety już nigdy nie zrozumiem.

KONIEC

8 komentarzy:

  1. Przykro że sie skończyło a moce przepadły było fajnie:-) Dzieki

    OdpowiedzUsuń
  2. ... Wiesz, co? Totalnie czegoś takiego się nie spodziewałam. ;; Nie wiem w ogóle, jak mam na to zareagować. Rozdział sam w sobie jest świetny. Szkoda tylko, że to już koniec... .v. Będzie mi ich wszystkich brakować.
    Mam nadzieję, że następna powieść będzie równie wspaniała. :) Będę niecierpliwie czekać na ten prolog. *^*
    Niech cię wena nie opuszcza i oby dalej rodziła takie perełki. ;*
    (To wyszło jakbym się z tobą żegnała, ale ja nie znikam :'>)

    ~Uma

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu, nie byłam w stanie od razu skomentować tego rozdziału, jestem zaszokowana i smutna ze to koniec. Jednocześnie ogarnia mnie podziw dla twojej pracy, i pomysłu na zakończenie, nigdy nie spodziewałam się takiego końca, ale przerasta on tez moje oczekiwania, a były bardzo wysokie, gratuluję ci talentu do wplecenia w charakter bohatera takiej wrażliwości w obliczu wojny

    OdpowiedzUsuń
  4. Co? Jak? Dlaczego?
    Twoje zakończenie jest poruszające, ale odczuwam ogromny niedosyt, może jeszcze jeden rozdział, co? Bardzo proszę :)
    Odczuwam smutek, że to tak się skończyło, chciałabym poznać reakcje innych bohaterów, może stworzysz, jakieś nowe opowiadanie nawiązujące do tego?
    Jestem w ogromnej rozterce, niby dobrze się skończyło, ale....
    Podziwiam Twój talent, gdyż sprawił on, że teraz ciągle zastanawiam się, co by było gdyby? Nie każde opowiadanie ma w sobie to coś, co sprawia, że nie mogę o nim zapomnieć.
    Proszę stwórz chociaż jakiś epilog, jeśli nie opowiadanie o tym bohaterach :)Please
    Ciągle jestem w ogromny szoku, ciągle myślę o tym zakończeniu.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj zapomniałam się spytać, o co Filen poprosił swoją prababkę?
      Dużo weny :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Hej,
    szkoda, że to koniec tej histori, bardzo lubiłam tych bohaterów, stracili swoje moce, więc to o to chodziło ze stratą duszy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    szkoda, że to już koniec tej historii, bardzo polubiłam tych bohaterów, stracili swoje moce, więc to o to chodziło ze stratą duszy...
    weny życzę...
    idę czytać następne opowiadanie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniale, wielka szkoda, że to już koniec, bardzo polubiłam bohaterów... ale są jeszcze inne opowiadania do przeczytania, a może jakiś shot z nimi? utracili swoje moce, więc to o to chodziło...
    weny życzę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń