poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział XVII

- Ave? - Diulow wyglądał, jakby zobaczył ducha i dostał od niego najlepszy na świecie prezent. - Ave!
Wiewiórka ucieszona podbiegła do niego i wskoczyła mu na dłonie, przykładając nosek do jego policzka.
- Mała, skąd ty się tu wzięłaś? Myślałem, że zaginęłaś w tym cholernym mieście wody - spojrzał na nas, jakby słuchając wiewiórki.
- Zmień się - powiedział do mnie, cały czas się uśmiechając.
Zdębiałem. Może i udało mi się przemienić w Fenix'a, ale kompletnie zapomniałem zapytać Deryta jak znów stać się człowiekiem. Spojrzałem na Elina z błaganiem. Ten odchrząknął i zwrócił się do Salamandry.
- Cóż, jest mały problem. On jeszcze tego nie potrafi. Zmienił się po raz pierwszy, a Deryt nie powiedział nam jak to odwrócić.
- Po prostu zgaś ogień. W tę stronę jest łatwiej.
Westchnąłem i skupiłem się na ogniu. Za nic nie chciał się zgasić. Wkurzony sięgnąłem po wodę. w myślach zalałem nią płomień, tak, że ten prawie zgasł.
Spojrzałem na swoje ciało. Znów byłem człowiekiem, z tym, że moje ubranie zniknęło, zastąpione złotą koszulą i czarnymi spodniami, wyszywanymi złotą i srebrną nicią.
- Łoł - mruknął Elin, lustrując mnie od stóp do głów i uśmiechnął się do mnie. - Niebieski bardziej ci pasuje.
- No wiesz - prychnąłem i zwróciłem się do wuja. - Mam na imię Arael i jestem synem Dewosa.
- Synem? Że potomkiem to zdążyłem się domyśleć, ale o synu bym nie pomyślał. - mruknął, po czym się uśmiechnął. - Widzę, że mamy małe rodzinne spotkanie. Nie martwcie się nie chcę wojny z obydwoma braćmi, więc nic wam nie zrobię. Poza tym Ave by tego nie chciała. Jestem twoim dłużnikiem - spojrzał na mnie i skinął głową.
- Niezbyt rozumiem. Ave znasz go? - wiewiórka zapiszczała i pokiwała malutkim łebkiem.
- Chodźcie, usiądziemy - mężczyzna skierował się do pobliskich pieńków. Było ich kilkanaście, wycięte, tworzyły małą polankę. Diulow usiadł, na jednym z nich, a ja spocząłem naprzeciwko niego. Po chwili poczułem, jak Elin siada obok mnie, na tym samym pniu. Przyglądałem się badawczo mojej przyjaciółce, która teraz przytulała się do Salamandry.
- Pewnie się zastanawiacie skąd znam Ave. Zanim powiecie mi czego chcecie, streszczę wam tę historię - zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, Diulow kontynuował. - Jakieś czterdzieści lat temu, kiedy swoje rządy kończył syn Deryta, nie byliśmy w zbyt dobrych stosunkach z Aquem. Nawet ja zaangażowałem się i przekopałem się do Aquem. Zanim spytacie, jako Salamandra, nie potrafię latać, za to podróżuję pod ziemią, równie szybko.
Poszedłem na zwiady, jednak sam nie dałbym rady przekopać całego miasta niezauważonym. Wysłałem więc zwierzęta, żyjące na moim terytorium. Zgodziły się i razem ze mną poznawały miasto. Jednak, kiedy po kilku godzinach zebraliśmy się znowu, kilka zwierząt zniknęło. Padły ofiarą polowań, bądź zgubiły się w lasach. Ave zawsze była jednym z bliższych mi zwierząt. Niestety mimo, że czekałem pod ziemią jeszcze kilka dni, nigdy nie wróciła. Znalazłem ją kiedy była malutka i dałem jej część swojej nieśmiertelności, dzięki czemu dalej żyje. Nie wiedziałem, że została w Aquem.
- Znalazłem ją, kiedy odkryłem moc wody, zdziwiło mnie to, że nie uciekła, tylko od razu wbiegła mi na ramię. Za każdym razem, kiedy przychodziłem, po chwili do mnie dołączała. Wiedziałem, że jest bardzo inteligentna.
- Mówi, że wyczuła w tobie ogień, co sprawiło, że od razu ci zaufała. Poza tym, dzięki temu, że jesteś ze mną spokrewniony, mogła się z tobą komunikować, choć pewnie dopiero po tym, jak odkryłeś w sobie ogień.
- Właściwie, to chyba wcześniej - mruknąłem przypominając sobie śnieżną lawinę. Diulow spojrzał na mnie zdziwiony i kiwnął mi głową, abym mówił dalej. - Kiedy zasypała mnie lawina, straciłem przytomność, a kiedy się obudziłem, czułem, jakbym był w Ave. Nie mogłem się ruszać, ale ona mnie słyszała, dzięki czemu mogłem jej powiedzieć gdzie jestem.
- Hmm, co ty na to Ave? - posłuchał chwilę wiewiórki i dotknął kryształu na jej szyi. - Masz rację. Patrzcie - zwrócił się do nas. - Ten kryształ jest przewodnikiem. Pozwala na komunikację, a także przenoszenie mocy żywiołów. Nie widziałem go od lat. Jest bardzo cenny. Nie mam pojęcia skąd Młoda go wzięła.
- Młoda? - Elin uniósł pytająco brwi.
- Irada, jeśli wolicie. Nie cierpi, kiedy ją tak nazywam - uśmiechnął się złośliwie.
Nawet nie zdziwiło mnie to, że zna Wyrocznie Aquem. Wszystko było tak pokręcone, że wolałem się w to nie zagłębiać. Ważniejsze było to, żebyśmy pomogli w ochronie miasta.
- Przyszliśmy tu, żeby cię o coś poprosić - powiedziałem, a on popatrzył na mnie z zainteresowaniem. - Jak pewnie wiesz Ignem zaatakowali Najeźdźcy...
- Coo?! - zerwał się z miejsca. - Dopiero teraz mi o tym mówicie?! Idziemy, muszę pomóc braciom!
- Więc ty chcesz pomóc? - palnąłem zbity z tropu.
- Oczywiście! Przecież to moje miasto!
- Myśleliśmy, że skoro dotąd nie przybyłeś, nie chcesz walczyć.
- Nie walczę, tylko dlatego, że nie wiedziałem o niczym. Przez ostatnią dobę byłem pod ziemią. Wyszedłem tuż przed waszym przybyciem, bo słyszałem krzyk Fenix'a. Skoro o tym mowa, wszystko dobrze z Dewosem?
- Tak, tak, to ja krzyczałem, kiedy zaczął się atak.
- Zmieniaj się, nie mamy czasu, a pod ziemią raczej długo nie wyżyjecie, więc musicie polecieć.
Znalazłem w sobie ogień i zamknąłem oczy. Tym razem zmiana poszła mi nieco szybciej. Elin wspiął się na mój grzbiet i z lekkim wahaniem wzbiliśmy się w powietrze. Kątem oka zauważyłem, jak Diulow zamienia się w ogromną czerwoną jaszczurkę. Z jego pleców, na których miał małe otwory, i pyska buchały płomienie.
Leciałem jak najszybciej, słysząc odgłosy walki coraz wyraźniej. Kiedy dotarliśmy na miejsce, już nie dwaj, ale trzej bracia walczyli, pozbawiając Najeźdźców szans na wygranie. Wylądowałem za tatą, aby w pierwszych sekundach być dalej od wrogów, dzięki czemu mogłem złapać równowagę. Na tym skończył się mój czas, bo posiłki wrogów, właśnie pojawiły się tuż przede mną. Elin na moim grzbiecie wyciągnął miecz, a ojciec poradził walczyć w tej formie. Dalej nie miałem pojęcia jakim cudem go rozumiem, ale stwierdziłem, że nie zaszkodzi spróbować. Starając się lecieć jak najniżej machnąłem skrzydłami. Wzbiliśmy się trochę zbyt wysoko, ale zaraz opadłem nabierając przy tym szybkości. Elin znalazł się cały w moim ogniu, który wybuchnął z całego mojego ciała. On także użył mocy, dzięki czemu jego miecz pokrył się ognistą powłoką, która znacznie go wydłużyła i wyostrzyła.
Zbliżyłem się do przeciwników i złożyłem skrzydła, aby Elin miał do nich dostęp. W walce złapanie równowagi było dużo łatwiejsze. Nie musiałem stać w miejscu nawet kilka sekund. Każdym machnięciem skrzydeł, posyłałem w stronę Najeźdźców falę ognia. W pewnym momencie, kilku Najeźdźców rzuciło się na nas z mieczami. Machnąłem łapą, starając się ich pozbyć, jednak jeden z nich zdążył rzucić bronią, nim powalony zginął w płomieniach. Miecz przeciął powietrze, wpijając się w ciało. Z mojego gardła wydobył się głośny pisk. Fenix, Smok i Salamandra zwrócili się w moją stronę i po chwili już mnie otaczali, chroniąc przed wrogami.
Elin zeskoczył z mojego grzbietu i podszedł do boku, w który wbił się miecz. Nie bolało tak strasznie, jak się tego spodziewałem, ale nie było to zwykłe ukłucie. Miecz wbił się ponad skrzydłem. Elin delikatnie chwycił za jego uchwyt i spojrzał mi w oczy.
- Raz, dwa - i nie czekając na trzy pociągnął z całej siły, wyciągając ostrze. Tym razem powstrzymałem pisk, przygotowany na ból.
Z rany wypłynęła krew, która po chwili zaczęła parować. Poczułem mrowienie i kiedy znów spojrzałem na ranę, tej już nie było. Elin nie wyglądał na zaskoczonego. Postanowił nie wchodzić już na mój grzbiet.
Pisnąłem cicho, dziękując tacie i jego braciom. Zrozumieli i wrócili na swoje miejsca, aby kontynuować walkę. Rana dalej lekko bolała, ale dało się to przeżyć.Kątem oka dostrzegłem Igne, walczącego z wrogami.
Walczyliśmy już kilkadziesiąt minut i w końcu wrogów zaczęło ubywać. Było ich jednak na tyle dużo, że wycofaliśmy się do dużego ogrodu, który znajdował się w pobliżu. Nagle wszyscy Najeźdźcy wstrzymali atak. Zdezorientowany rozejrzałem się wokół.
Sześciu Najeźdźców ustawiło się wzdłuż muru, oddzielającego ogród od innych części miasta. Nim się obejrzałem stanęli i wyciągnęli ze zbroi przedmioty owinięte szmatkami. Miałem złe przeczucie. Deryt rzucił się w stronę jednego z nich, jednak on właśnie rozwinął szmatki ukazując nam błyszczący, czerwony kamień, wielkości pięści.
Zdążyłem zauważyć, że każdy z sześciu Najeźdźców trzyma taki w ręku. Wtedy rozbłysło czerwone światło. Wydobywało się z każdego z kamieni i płynęło do swoich sąsiadów, zamykając nas w sześciokącie. Poczułem ból, z którym nie mogła się równać żadna rana. To uczucie było przerażające. Jakby ktoś wydzierał część mojej duszy. Usłyszałem krzyk Fenix'a, ryk Smoka i dziwne charczenie Salamandry, które zmieszały się z ludzkimi krzykami Ignisów, którzy walczyli u naszego boku.
Wzrok zaszedł mi czarnymi plamkami, które jednak dosyć szybko zniknęły. Ból trochę zelżał, a ja otworzyłem do tej pory zamknięte oczy. Byłem... człowiekiem.
Mój wzrok powędrował do ojca i wujów. Oni także byli teraz w ludzkich formach. Każdy Ignis, znajdujący się w obrębie sześciokąta dyszał, lub podpierał się, wyraźnie zmęczony. Kilku nawet upadło i teraz podnoszeni byli przez towarzyszy.
- Elin! - krzyknąłem i podbiegłem kilka metrów.
Ignis stał, podpierając się na mieczu, wyraźnie odczuwając ból. Zresztą ja też go czułem. Oparłem jego ramię na swoich barkach.
- Oni - mruknął ze złością. - Zabrali nasz Ogień!
Przerażony sięgnąłem do swojego wnętrza. Na początku nic nie dostrzegłem, jednak szybko poczułem ulgę. Był tam. Malutki płomyczek, bliski całkowitemu zniknięciu, a jednak płonący żywo.
- Nie, on tam jest. Musieli go jakoś zablokować. To pewnie przez te kamienie.
Usłyszałem szczęk mieczy i szelest ubrań. Najeźdźcy rozstąpili się, przepuszczając wysokiego mężczyznę, o siwych włosach, spiętych na karku. Miał na sobie srebrną zbroję, zdobioną dwoma przecinającymi się okręgami. W rękach trzymał tarczę i długi miecz, zrobiony z tego samego metalu co zbroja. Mężczyzna krzyknął coś w języku Najeźdźców, a Igne wystąpił do przodu.
- Mów, czego chcesz! I coś nam zrobił?! - krzyknął już po naszemu.
- Chcę tego, co nam się należy. tej ziemi. Przed laty należała ona do naszych przodków i dziś przybyliśmy ją odzyskać - odpowiedział Najeźdźca, trochę kalecząc język.
- Bzdura. Ta ziemia należy do nas. Przez lata ją chroniliśmy i o nią dbaliśmy.
- Po tym, jak te potwory wydarły ją z rąk naszych braci! - krzyknął, a Najeźdźcy wznieśli burzliwy okrzyk.
- Zdobyliśmy ją uczciwie i nie zamierzamy jej oddać - powiedział Igne stanowczo, a nasi żołnierze poparli go okrzykami.
- Zobaczymy jak poradzicie sobie bez broni. Wasz Ogień na nic wam się nie przyda!
- Nie potrzebujemy ognia, żeby zwyciężyć - krzyknął Elin, a wzrok dowódcy Najeźdźców powędrował w jego stronę.
- Synalek Igne, ma się za lepszego - mruknął a ze strony Najeźdźców rozbrzmiały złośliwe rechoty. - Zobaczymy jak poradzisz sobie z tym bez swojego Ognia! - krzyknął coś jeszcze w swoim języku i wszyscy żołnierze ruszyli do walki. Mimo, że bez mocy, dobrze wytrenowani mieszkańcy miasta, stanęli im na przeciw.
Znów wpadłem w wir walki. Niezauważalnie posługując się wodą. Nie chciałem zostać głównym celem wrogów. Walczyliśmy z Elinem koło siebie, kiedy tylko ktoś wytrącał mi miecz z ręki, Elin od razu reagował, pozbawiając wroga życia i wręczając mi jego oręż.
Dzięki temu, że widziałem także to, co Elin, mogłem w porę uchylić się przed atakami od tyłu, których on, nie zdążył odeprzeć.
Znaleźliśmy się tuż obok walczących Igne i przywódcy Najeźdźców. Ten drugi co rusz spoglądał w naszą stronę i wcale mi się to nie podobało.
W pewnym momencie zobaczyłem strzałę, która pędziła prosto w stronę mojej głowy. Już myślałem, że jest po mnie, kiedy Ignis odchylił się do tyłu i machnął mi mieczem przed oczami, tym samym blokując atak. Zbyt późno zdał sobie sprawę, że wykonując ten ruch się odsłania.
Przywódca Najeźdźców odparł atak Edwarda, odpychając go od siebie i wyciągnął zza pasa nóż. Nim się obejrzałem, leciał wprost na Elina. Krzyknąłem, ale było za późno. Nóż przeciął powietrze i wbił się w brzuch Ignisa. Ból rozlał się po moim ciele, zupełnie, jak mój własny. Gdzieś na granicy świadomości usłyszałem wściekły krzyk Igne. Jakimś cudem udało mi się odeprzeć atak i złapać Elina, który właśnie miał zamiar wylądować na ziemi. Wojowniczy krzyk za mną dowodził, że wróg właśnie zamachnął się na mnie mieczem. Zamknąłem oczy, spodziewając się najgorszego, ale szczęk broni uświadomił mi, że atak został odparty.
Uchyliłem powieki i zobaczyłem plecy Alena, który starał się obronić nas przed atakami ze wszystkich stron.
- Rivel!Wiles! Potrzebuję pomocy! - krzyknął do znajdujących się najbliżej żołnierzy, a ci, załatwiając swoich wrogów, od razu podbiegli i stanęli blisko nas. Ave podbiegła z nie wiadomo skąd i spoczęła mi na ramieniu.
Spojrzałem na Elina i uderzył mnie jego wygląd. Był niesamowicie blady, na jego czole widniały kropelki potu, a niemal zamkniętymi oczami wpatrywał się we mnie.
- Elin, proszę, trzymaj się, wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się do mnie, choć wyglądało to bardziej jak grymas bólu. Jedną ręką chwycił za trzonek noża i wyciągnął go ze swojego brzucha. Docisnąłem jego ranę, w myślach błagając go, żeby nie zasypiał.
- Elin, proszę, patrz na mnie, kocham cię, słyszysz? Kocham cię, zostań ze mną - po moich policzkach płynęły łzy, Ktoś podbiegł i odsunął mnie, kładąc swoje ręce na jego ranie. To był Alen.
Zalała mnie nadzieja. Igne mówił, że jest bardzo dobrym medykiem. Kiedy jednak spojrzałem na jego minę, ponownie wybuchnąłem płaczem. Nie musiał nic mówić. Czułem jak umysł Elina oddala się od mojego.
- Ja też cię kocham - usłyszałem jeszcze cichy szept, a potem nic. Pustka. Czułem się jakby został ze mnie jedynie okruch.
- Elin!!! - krzyknąłem. Głośny szczęk miecza zwrócił moją uwagę. Spojrzałem w stronę z której dochodził i zalała mnie dzika wściekłość. Nie panowałem już nad sobą. Najeźdźca właśnie wytrącił Igne miecz z ręki i przyłożył swoją broń do jego szyi.
Zrobiłem krok w ich stronę. Po chwili drugi. Nim się obejrzałem byłem już w połowie drogi. Ktoś krzyknął, a krzyk przerodził się w pisk. Igne i jego wróg spojrzeli w moją stronę. Zamknąłem usta, zdając sobie sprawę, że to ja krzyczałem.
Uśmiech. Tyle sprawiło, że wyłączyłem myślenie. Jeden szyderczy uśmiech na twarzy Najeźdźcy. Po moim policzku spłynęła kolejna łza. Nie miałem już po co ukrywać swoich mocy. One chciały wyjść. Uwolnić mnie od cierpienia, które jednak pozostanie już na zawsze. Bo ten, który potrafiłby się go pozbyć właśnie zginął. Przez tego człowieka, który teraz śmieje się, przykładając miecz do szyi kolejnej, bliskiej mi osoby. Nie. Nie bliskiej mnie, ale jemu. Elinowi. A Elin nie chciałby, żeby coś stało się  osobą bliskim jego sercu.
Płomyk w moim sercu zapłonął żywym ogniem, po chwili łącząc się z kroplami wody. Tym razem nie walczyły ze sobą. Ogień i woda nawet nie próbowały stawać przeciwko sobie. Wypełniły mnie całego. Ktoś po lewej rzucił się na mnie. Nawet nie zwróciłem uwagi, że gdy tylko się zbliżył,  utonął. Woda wypływała z moich rąk, ogień zapalał się pod stopami, a mnie to nie obchodziło.
Tylko jedna para oczu, która teraz patrzyła się na mnie z niedowierzaniem. Kolejny krok, sprawił, że świat zaczął maleć. Nie zatrzymywałem się, kiedy moje stopy zamieniły się w ostre jak brzytwa szpony, ręce wydłużyły się i zamieniły w skrzydła, a całe ciało pokryły pióra. Płonące niebieskie pióra.
Jeden krok i wszyscy stojący blisko Najeźdźcy spłonęli.
Drugi, kolejna część utonęła.
Trzeci i Najeźdźcy trzymający czerwone kamienie, zamienili się w popiół.
Czwarty, stanąłem przed mordercą.
Miecz wyleciał z jego ręki, nie czyniąc krzywdy Igne. Pochyliłem głowę i spojrzałem mu w oczy. Cuchnął strachem. Chciałem to zmienić. Cierpienie bardziej się nadawało.
Niebieski płomień wydobył się z mojego dzioba, topiąc zbroję mężczyzny. Metal zaczął wtapiać się w jego skórę. Jego krzyki sprawiały, że czułem chorą radość. W końcu jednak miałem tego dość. Znów zaczęła do mnie docierać świadomość, że Elina już nie ma.
Jednym spojrzeniem zamieniłem Najeźdźcę w popiół i odwróciłem się. Nastała głucha cisza. Nikt nie wydał żadnego okrzyku zwycięstwa. Ruszyłem przed siebie. Żołnierze rozstąpili się, dając przejść mi i kroczącemu obok Igne. Po kilkunastu sekundach stałem już przed  moim ukochanym. Cała złość wyparowała, znów zostawiając moje serce pełnym smutku. Ogień i woda uspokoiły się, pozwalając mi wrócić do ludzkiej postaci.
Uklęknąłem przy Elinie, znów czując łzy, płynące mi po policzkach. Mimo wszystko nie mogłem uwierzyć, że on nie żyje. Słyszałem szloch Edwarda, głaskającego syna po policzku. Jego oczy były uchylone i właśnie miałem mu je zamknąć, kiedy usłyszałem jakiś szmer.
- Nie płacz.. - otwarłem usta, kompletnie nie wiedząc co mam robić.
- On żyje - szepnąłem, a stojący w pobliżu smok od razu podleciał do nas.
- Żyje, ale stracił zbyt dużo krwi - pomyślał. W tym momencie miałem otwarty umysł, więc dobrze go słyszałem.
- Zrób coś! Jesteś Smokiem, na pewno możesz coś zrobić!
- Smokiem, a nie czarodziejem! - usłyszałem głośne warknięcie.
- Jest dla mnie wszystkim, nie może umrzeć!
- Jest tylko jeden sposób, by przeżył - usłyszałem znajomy głos i odwróciłem się w stronę staruszki. Widok wyroczni Aquem nawet mnie nie zdziwił.
- Irado, cokolwiek - szepnąłem, a ona kiwnęła głową.
- Masz wasze amulety? -  wyciągnąłem z pod koszuli Elina Amulet. Swój miałem na widoku.
- Dobrze, to ułatwi sprawę. Derycie, wiesz co musisz zrobić.
- Wybierz w co mam go zamienić. Przeżyje tylko jeśli przestanie być człowiekiem.
Moje myśli zaczęły szaleć. Co miałem zrobić, zamknąć Elina w ciele jakiegoś zwierzęcia? Nie miałem wyboru, nie chciałem żeby umarł, a to był jedyny sposób.
Ave zeskoczyła na ziemię i spojrzał mi w oczy. Chciała mi coś powiedzieć.
- Ave, nie rozumiem - kręcąc główką podbiegła do mojej ręki i dotknęła kryształem mojej skóry.
Zobaczyłem obraz. Elina zmieniającego się w wielkiego smoka. Pogłaskałem ją po główce.
- Dziękuję. Chcę, żeby stał się kimś takim jak ty. Jeśli zamienisz go w smoka, to będzie mógł odzyskać ludzką postać, prawda?
- Tego nie wiem. Dotąd zamieniałem ludzi tylko w zwierzęta. Smoki są mitycznymi stworzeniami. Może się nie udać.
- Proszę, spróbuj - spojrzałem mu w oczy, a on westchnął i kiwnął ogromnym łbem.
Odsunąłem się od Elina, prosząc Igne o to samo. On nie słyszał myśli Deryta, więc nie wiedział o co chodzi. Mimo to odsunął się i z rozpaczą patrzył na syna.
 Smok podszedł do Elina, a wcześniej niewidoczny znak na jego czole rozbłysnął czerwienią. Błogosławieństwo Smoka. Z pyska Deryta wydobył się ogień, który spłynął na Elina, zapalając jego ubranie, jednak nie robiąc mu krzywdy. Kiedy ogień w końcu zgasł, spojrzałem na Smoka.
- Udało się? - zapytałem z mocno bijącym sercem.
- Nie - odpowiedziała mi wyrocznia, ze smutkiem kręcąc głową.
- Więc wilk. Chcę, aby zamienił się w wilka - nie chciałem, ale nie było innego wyjścia. Albo to, albo jego śmierć.
Smok powtórzył wcześniejszą czynność, jednak tym razem sprawy potoczyły się inaczej. Kiedy ogień trawił jego ciało, zaczął się poruszać. Z jego gardła wydobył się jęk bólu. Ciało zaczynało porastać czarnym futrem, nogi stały się krótsze, a ręce trochę się wydłużyły. Paznokcie zostały zastąpione przez pazury, a twarz rozciągnęła się, by uformować długi pysk, z ostrymi kłami.
Po chwili z miejsca, gdzie wcześniej leżał Elin, wstawał czarny jak noc wilk, sięgający mi do bioder.
Zwierze otrzepało się i rozejrzało. Zaczął warczeć na wszystkich w koło, zachowując się jakby był w potrzasku. W końcu jego spojrzenie padło na mnie. Zamarłem. Te oczy.. były takie jak zawsze. Błyszczące, w kolorze pięknego bursztynu. Wilk zaczął iść w moją stronę, warknięciami i kłapaniem zębów, zmuszając wszystkich do wycofania się.
W końcu stanął przede mną. Upadłem na kolana, obejmując go za szyję. Wiedziałem, że nic mi nie zrobi. To dalej był mój Elin. Na szyi wciąż miał nasze połączone amulety.
W końcu odczepiłem się od jego szyi. Spojrzał mi w oczy i polizał po policzku, pozbywając się śladów łez.
- Czy to...? - w głosie Igne usłyszałem wahanie.
- To Elin - powiedziałem ze smutkiem. Igne zrobił krok w naszą stronę. Wilk spojrzał na swojego ojca i przybrał obronną pozycję. Zaczął warczeć.
- Nie pamięta nic, ani nikogo, oprócz Araela - powiedziała Wyrocznia, a jej słowa zawisły w powietrzu. Od tej pory nic nie mogło być już takie same.


*           *           *

Specjalnie dla Anonimka, który poprosił, wysiliłam swoje umiejętności plastyczne
i dzięki wujkowi Google, narysowałam naszego głównego bohatera w formie Fenix'a.
Nie miałam niebieskich kredek, więc wyszło jak wyszło :)
Dziękuję za komentarze <3



13 komentarzy:

  1. Coooooo???? Biedny Elian, jest wilkiem mam nadzieję, że będzie znowu człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś :) Hahah <3 Nie martw się o niego, jakoś sobie poradzi :)

      Usuń
  2. Boże jaka zmiana akcji, nie spodziewałam się, że Elian zostanie ranny, ale jak dobrze, że przeżył, bo już miałam w oczach łzy. Ciekawe, dlaczego akurat wilk? Nie przypominam sobie ich żadnej rozmowy na temat tych zwierząt. Mam rację?
    Mam nadzieję, że Elian szybko wróci do ludzkiej postaci i przypomni sobie swoich bliskich. Przecież dzidziuś musi mieć dwóch tatusiów. Jak zaatakowali Araela to bałam się, że trafią w jego brzuch i straci swojego synka. Na szczęści nic takiego nie stało się :)
    Połączenie mocy Araela świetne, wręcz boskie. Jego siła jest niesamowita. Dobrze, że pozbył się wrogów. Teraz mam nadzieję, że nikt ich już nie zaatakuje, bo wiedzą co może się z nimi stać.
    W piękny i zgrabny sposób opisałaś przyjaźń pomiędzy Ave a Jaszczurką, choć jeszcze myślałam, że Ave okaże się ukochaną Jaszczura i tylko przy nim może zmienić formę na ludzką :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S. Dziękuję za rysunek, jest piękny. Uwierz mi, ja bym czegoś takiego nigdy nie narysowała ;)
    P.S. Mam pytanko, wiem że Arael się już zmieniał, ale czy to nie zaszkodzi maleństwu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, nie było nic o wilkach,ale mnie natchnęło i musiałam podać jakieś zwierzę. Myślałam o wiewiórce, żeby Ave miała towarzystwo, ale stwierdziłam, że nie pasuje to do Elina. Jeszcze tygrys wchodził w grę, ale wilki są i zawsze będą moimi ulubionymi zwierzakami :) Kiedyś wyjaśnię wybór Araela, ale to w rozdziale :)
      Co do ostatniego pytania, to nie zapominajmy, że Arael zaszedł w ciążę dzień przed tymi wszystkimi wydarzeniami :) Maleństwo jest jeszcze naprawdę małym maleństwem :D
      Sama nie wiem, jak udało mi się narysować Fenix'a, ale cieszę się, że Ci się podoba :)
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  3. No normalnie mnie zatchnęło ledwo się przyzwyczaiłam do tej parki a tu masz wilk, przynajmniej kosmaty i można się przytulić:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Optymista zawsze znajdzie jakieś plusy :) Lepiej się do niczego nie przyzwyczajać, bo mój umysł wpada na same dziwne pomysły :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietny blog. Bardzo ciekawy i wciagajacy. Z niecierpliwoscia czeka sie na nastepne rizdzialy. Mam nadzieje, ze Elin nie zostanie wilkiem a jak tak to bedzie potragil sie zmieniac w czlowieka. Rozumiem twoje zamiloeanir do eolkow. Ja tez bardzo je lubie. Choc moim ulubionym zwirzeciem jest czarna pantera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham wszystkie zwierzaki, ale do psowatych i kotowatych mam słabość :) Od panter wolę tygrysy, ale każdy ma co lubi :D Miło mi, że podoba Ci się mój blog <3

      Usuń
  6. Naprawdę bardzo wciągające opowiadanie. Czytając jest się w innym świecie. Czekam na dalsze rozdziały z ogromnym zniecierpliwieniem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się Cię zainteresować :)

      Usuń
  7. Witam,
    och tak się ucieszył, ze ma bratanka, no i ołączył do walki, stracili moc, ale Araelowi się udało, choć w takich okolicznościach, przykro, że Erin nie pamięta nikogo innego poza nim...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, bardzo ucieszył się z wiadomości, że ma bratanka, dołączył też do walki, stracili moc, ale Araelowi się jednak udało, choć w tak trudnych okolicznościach, przykro, że Erin nie pamięta nikogo innego poza nim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    rozdział jest świetny, och bardzo ucieszył się z informacji, że ma bratanka, i też dołączył do tej walki, szkoda, że stracili moc, ale jednak Araelowi się udało, choć okoliczności nie sprzyjały, bardzo przykro, że Erin nie pamięta nikogo innego poza nim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń