poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział VI

Betowała Laire Stock <3
Pierwszy raz od opuszczenia Aquem obudziłem się w ciepłym łóżku. Wielki termofor nie pozwalał mi ani na chwilę stracić cudownego ciepełka. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie okropny ból głowy, który pojawił się, kiedy tylko odzyskałem świadomość. Nie miałem pojęcia, skąd się wziął, ale byłem pewny, że z tego samego powodu coś usiłuje się wydostać z mojego żołądka.
Odetchnąłem głęboko, aby pozbyć się mdłości. Położyłem się na plecach, a Ave ułożyła się na mojej klatce piersiowej. Pogłaskałem ją i właśnie wtedy zauważyłem, że coś jest nie tak. Przecież Ave nie ma takich długich włosów. Otworzyłem szeroko oczy, zastanawiając się, gdzie się znajduję. 
Wszystko było w porządku, leżałem w naszym pokoju, na moim łóżku, tylko dlaczego nie sam?! Spojrzałem w dół i ujrzałem coś, czego nigdy bym się nie spodziewał.
Obok mnie, na łóżku smacznie spał Elin, z głową opartą na mojej klatce piersiowej i ręką przerzuconą przez mój brzuch. Plusem było to, że obaj byliśmy ubrani. Nie ruszyłem się z miejsca, nie chcąc go zbudzić. Najpierw wolałem rozgryźć jak, do cholery, znaleźliśmy się w jednym łóżku i w jaki sposób w ogóle trafiłem do pokoju.
Skupiłem się, wracając myślami do wczorajszego wieczora. Ból głowy wcale nie pomagał. W końcu jednak coś zaczęło mi świtać.
 

Najpierw poszliśmy do miasta, a kiedy wróciliśmy, zeszliśmy do baru. Elin kupił piwo, poszedłem tańczyć, później wróciłem do stolika, gdzie Elin czekał z kolejnymi kuflami piwa. Napiłem się i... No właśnie, co było dalej?
Przyłożyłem dłoń do oczu, by zablokować rażące światło wpadające przez okno. Dalej byłem śpiący, więc po chwili zacząłem przysypiać.
Byłem już na granicy snu i jawy, kiedy rozległ się głośny huk. Oboje z Elinem zerwaliśmy się z łóżka, nie przewidując, że jest ono zbyt wąskie dla nas dwóch. Elin wylądował na ziemi, ciągnąc mnie za sobą. Szybko pozbieraliśmy się z podłogi i stanęliśmy plecami do siebie, aby móc obronić się przed wrogiem.
- N-nic panom nie jest? – usłyszałem cichy, znajomy głos i odetchnąłem z ulgą.
- Nauczyłbyś się pukać albo chociaż nie trzaskać drzwiami! – wrzasnął Elin na woźnicę, wygładzając pomięte ciuchy.
- J-ja przepraszam, nie schodzili panowie, więc pomyślałem, że coś się stało. – Woźnica opuścił wzrok na podłogę.
- To nie myśl, do cholery! Zawału można dostać! Człowiek sobie śpi, a tu mu jakiś idiota drzwi próbuje wyważyć!
- Dobra, już dobra. Elin, przecież nic takiego się nie stało. Czy szukał nas pan z jakiegoś konkretnego powodu? – Położyłem Elinowi rękę na ramieniu, w razie gdyby coś głupiego wpadło mu do głowy.
- Właściwie, to tak. W nocy była burza, jak zapewne panowie wiedzą – powiedział speszony, a ja zastanawiałem się, jakim cudem mogłem przegapić burzę.
- I?
- Więc... Burza przewróciła drzewo, pod którym stał powóz. Na szczęście koniom nic się nie stało, ale przez najbliższy tydzień powóz nie będzie sprawny – mężczyzna skulił się, jakby spodziewając wybuchu Elina. Ten jednak nie nastąpił.
- Ile za konie?
- Co?
- Ile chcesz za konie? – mężczyzna chyba wyczuł okazję, bo potarł ręce i zrobił smutną minę.
- No nie wiem, te konie są bardzo wytrzymałe, wydałem na nie fortunę. Bardzo się do nich przywiązałem.
- Ile za nie chcesz?  Elin powoli tracił cierpliwość.
- Tak jak mówiłem, były bardzo drogie..
- Podaj cenę!
- Dwadzieścia tysięcy? – Woźnica uśmiechnął się przebiegle, a ja wytrzeszczyłem oczy. Ta cena na pewno przekraczała pierwotną kilkakrotnie, ale Elin najwyraźniej się tym nie przejął. Wyciągnął z kieszeni kilka złotych monet i podał woźnicy.
- Masz, to zaliczka. Dam ci dwa tysiące więcej, a ty dostarczysz konie jutro o świcie, razem z wszystkimi potrzebnymi rzeczami. Załatw też namiot i śpiwory.
Mężczyźnie zaświeciły się oczy na widok złota. Uśmiechnął się promiennie, obiecał stawić się przed czasem i niemal wybiegł z pokoju.
Elin westchnął wyraźnie zmęczony i spojrzał na mnie.
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakby... zielono.
I pewnie tak wyglądałem. Kiedy tylko otworzyłem usta, aby mu odpowiedzieć, do gardła podeszła mi cała zawartość żołądka. Rzuciłem się do łazienki i, dzięki Bogu, zdążyłem otworzyć klapę od toalety. Elin stanął w drzwiach.
- Jest gorzej, niż myślałem. Ktoś tu chyba za dużo wypił i to nie byłem ja – uśmiechnął się złośliwie. 
- Głowa mi pęka – poskarżyłem się, płucząc usta.
- Przecież wiedziałeś, że to się tak skończy.
- Niby skąd? Pierwszy raz byłem w barze.
- Żartujesz – popatrzył na mnie ze szczerym zdziwieniem. – Przecież w Aquem jest ich pełno. Nie chodziliście tam ze znajomymi ze szkoły?
- Nie chodziłem do szkoły.
- Dlaczego?
- Mama jest nauczycielką. A ja byłem chorowitym dzieckiem – skłamałem. Nie mogłem pozwolić, żeby ktokolwiek dowiedział się, że odkryłem swoją moc wcześniej i nie mogłem jej ujawnić.
- To nie wyjaśnia, dlaczego nigdy nie byłeś w barze. Przecież miałeś chyba jakichś innych znajomych.
Rzecz w tym, że nie miałem, co nie znaczyło, że chciałem, aby Elin o tym wiedział. I tak wyszedłem już na dziwaka. Bo przecież jak dorosła osoba mogła nigdy nie pić? No właśnie tak.
 

- Nie ważne – uciąłem temat i położyłem się na łóżku. – Tak właściwie, to jak dotarłem do pokoju? Nic nie pamiętam.
- Przyniosłem cię – Elin przyglądał mi się dziwnie. – Zupełnie nic nie pamiętasz?
- Od momentu, w którym wróciłem do stolika, a ty czekałeś z piwem – kompletnie nic. 
- Szkoda – powiedział cicho i położył się na swoim łóżku.
- Dlaczego? Działo się coś ciekawego?
- Tak, coś bardzo ciekawego – Elin uśmiechnął się łobuzersko, ukazując dołeczki w policzkach. Moje serce przyspieszyło, kiedy zastanawiałem się, co takiego mogłem zrobić, że tak się uśmiecha. Dręczyło mnie jeszcze jedno pytanie.
- Elin?
- Hmm?
- Dlaczego spaliśmy w jednym łóżku? – zapytałem, lekko się rumieniąc.
- Bo potrzebowałeś misia – puścił mi oczko, a moje serce podwoiło swój rytm.
- C-co?!
- Nie drzyj się tak. Przecież cię głowa boli. Jak już mówiłem, przyniosłem cię na górę i położyłem na łóżku, tyle że ty się do mnie przyczepiłeś i za nic nie chciałeś się obudzić. Byłem zmęczony, więc położyłem się obok.
Spaliłem buraka, więc odwróciłem się plecami do Ignisa. Przyrzekłem sobie już nigdy nie pić. Nie dość, że nic nie pamiętałem, to jeszcze czułem się, jakby przebiegło po mnie stado słoni. Nie miałem pojęcia, co jeszcze wyrabiałem wczorajszego wieczora, a sądząc po minie Elina nieźle się bawił. Ale kogo to obchodzi? Przecież byłem pijany, więc zawsze wszystko można zrzucić na alkohol. Szkoda tylko, że niewiedza nie dawała mi spokoju. 
Elin zamierzał coś powiedzieć, ale powietrze rozdarł przeraźliwy krzyk. Oboje rzuciliśmy się do okna, aby zobaczyć, co się stało. Całkowicie mnie zamurowało.
Przed gospodą rozgrywała się najstraszniejsza scena, jaką kiedykolwiek widziałem. Młoda kobieta z niemowlęciem w ramionach klęczała przed wielkim mężczyzną, który ciągnął ją za włosy, aby nie mogła się uwolnić. Kobieta jednak nie dbała o to. Krzyczała i szarpała się, wyrywając w stronę na oko ośmioletniej dziewczynki. Ta była trzymana przez równie wielkiego mężczyznę, który z uśmiechem uniósł rękę i z całych sił uderzył dziecko w twarz. Ośmiolatka upadła nieprzytomnie na ziemię.
Zawrzała we mnie krew. Rzuciłem się do wyjścia, szybko zbiegając na dół i wychodząc na zewnątrz. Oprócz widzianych z okna mężczyzn, zauważyłem jeszcze pięciu, śmiejących się w głos. Naokoło stał tłum ludzi, wszyscy jakby walczyli sami ze sobą, chcąc pomóc kobiecie i jej dzieciom, ale obawiając się zbójców.
- Przestańcie! – krzyknąłem, a wszystkie głowy zwróciły się w moim kierunku. Ave wspięła mi się na ramię, trzymając się mojej koszuli.
- Bo co? Naślesz na nas wiewiórkę? – wszystkie osiłki ryknęły śmiechem na uwagę swojego przywódcy, czyli tego, który stał nad bezwładnym ciałem dziewczynki. Prowokacyjnie trącił ją butem.
- Jeszcze raz ją tknij... – poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię. Elin stanął obok, pochylając się w moją stronę.
- Nie używaj mocy, póki nie zaczną bójki – wyszeptał mi do ucha, owiewając je gorącym oddechem. Po kręgosłupie przeszły mi przyjemne ciarki.
- Czemu? – odparłem tym samym tonem.
- Bo to wbrew prawu poza granicami miast żywiołów – szepnął i odwrócił się do mężczyzn trzymających kobietę z dzieckiem. – Puśćcie ją.
Bandyci ryknęli śmiechem, a ich przywódca zrobił krok w naszą stronę.
- Niby po co? Co wy możecie? Nas jest siedmiu, a was dwóch. 
- Troje – odparłem dumnie, a Ave potwierdziła to machnięciem ogona. 
Banda ryknęła śmiechem, co nie spodobało się wiewiórce. Zwierzątko zeskoczyło z mojego ramienia i w mgnieniu oka znalazło się przy jednym z bandytów. Ten nawet nie zdążył zrobić uniku, kiedy Ave skoczyła na jego ramie i przejechała mu po twarzy pazurkami. Nim zdążył zareagować, zeskoczyła na ziemię i wróciła na moje ramię, jakby nigdy z niego nie schodziła.
Poszkodowany osiłek złapał się za krwawiące szramy. Może nie były głębokie, ale z pewnością bolesne.
Uśmiechnąłem się, kiedy śmiechy umilkły. Zakrwawiony facet wyglądał, jakby miał wybuchnąć. 
- Już jesteście martwi! Werten, zrób to! – zwrócił się do przywódcy.
- Poczekaj. – Ten podszedł do nas jeszcze kilka kroków, aż stanął zaledwie pół metra od nas. Był kilka centymetrów wyższy od Elina i o prawie głowę ode mnie.
- Biedactwa – powiedział, a ja mimo odległości poczułem jego obrzydliwy oddech. – Pewnie jesteście tu przejazdem. Nie wiecie, że mamy wśród nas dwóch Ignisów, w tym mnie, najlepszego Aliquid ognia. Cóż, dalej już nie pojedziecie. – Kiwnął głową w stronę jednego ze swoich ludzi i wycofał się, aby móc uformować z ognia dużą kulę. Widać było, że sprawia mu to trudności. Jego towarzysz także tworzył pocisk, tylko mniejszy.
Zaczekałem, aż rzuci w nas kulą i dopiero wtedy pozwoliłem sobie wybuchnąć. Woda wypłynęła nie wiadomo skąd i osłoniła nas przed ogniem. Nie znosiłem ludzi, którzy krzywdzą innych. Działając automatycznie, posłałem całą grupę bandytów kilka metrów do tyłu. Przerażeni patrzyli na mnie jak na jakieś dziwadło.
- A-aquer? – zająknął się Werten, patrząc to na mnie, to na Elina. – N-nie możesz tu przebywać, teraz to tereny Ignem!
- A to ciekawe – odezwał się Elin, podchodząc powoli do mężczyzn. – Jakoś o tym nie słyszałem, co jest trochę dziwne, zważywszy na to, że nie było mnie tylko kilkanaście dni. Powiedzcie mi panowie, dlaczego więc nie ma tu nigdzie herbów? Może zwyczaje także uległy zmianie?
- S-skąd ty...? – mężczyźnie nagle rozszerzyły się oczy, otwarł usta w niedowierzaniu i czym prędzej upadł na kolana. – Szanowny, nie poznałem cię, proszę wybacz mi! Więcej już tego nie zrobię!
Na jego słowa, reszta mężczyzn jakby coś zrozumiała i z takim samym zapałem zaczęła błagać o litość. Czułem, jakby mnie coś ominęło i to nie tylko moment, ale co najmniej kilka dni. W tłumie nastało poruszenie. "To Szanowny", szeptali ludzie, "co on tutaj robi?".
- Cisza! – Elin krzyknął na bandytów, a wszyscy obecni skulili siê momentalnie, jakby był jakimś królem...
- Ty – pokazał na mężczyznę, którego wcześniej wołali Werten. – Wstań. Co tu robicie? Jak śmiecie łamać prawo? 
- M-my bardzo przepraszamy! Chcieliśmy znaleźć Najeźdźców i pomóc Ignem!
- I w ten sposób to robicie?! Gnębiąc niewinnych mieszkańców i dzieci?! 
- M-my tylko... Ta kobieta...
- Dosyć! Takie zachowanie jest niegodne Ignem. Ignis do mnie – rzucił do mężczyzny, który wcześniej pokazał umiejętność władzy nad ogniem. Ten niemal podbiegł do niego, stając obok swojego przywódcy. Elin ściszył głos tak, że tylko ja i ci dwoje go słyszeliśmy. – Nie interesuje mnie, jak usiłujecie pomóc Ignem, ale na pewno nie zrobicie tego w taki sposób. Nie mogę wam na to pozwolić.
Elin w obydwu rękach uformował z ognia małe, dziwne kształty, na widok których mężczyźni znieruchomieli przerażeni. Nim zdążyli cokolwiek zrobić, pchnął nimi w ich klatki piersiowe. Mężczyźni zatoczyli się do tyłu i upadli na ziemię bez przytomności.
- Powiedzcie im, że jeśli chcą ją odzyskać, muszą znaleźć mnie w Ignem. Macie czas do południa, żeby opuścić to miasto i uwierzcie mi, będę wiedział, jeśli tego nie zrobicie. Zabierzcie ich ze sobą i módlcie się, żebym nigdy nie usłyszał, że grupa z Ignem grasuje w innych miastach.
Mężczyźni krzyknęli jakieś potwierdzenia i zabierając nieprzytomnych towarzyszy, odbiegli, co sił w nogach. Nie miałem pojęcia, co się właśnie stało i dlaczego mężczyźni uciekli w popłochu. Kim był Elin, że tak się go bano i co im zrobił?
Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, bo rozległ się cichy płacz. Podbiegłem do dziewczynki, przy której klęczała matka. Kiedy mnie ujrzała, na jej twarzy pojawiła się ulga.
- Nie bój się, mogę jej pomóc – powiedziałem.
- Wiem. Jesteś z Nim. Proszę zaopiekuj się moją córką – odparła, a po jej policzkach popłynęły łzy.
Nie miałem czasu, aby zastanawiać się, co znaczą jej słowa. Uklęknąłem nad dziewczynką i dokładnie ją obejrzałem. Nie widziałem żadnych złamań, więc wziąłem ją na ręce. Dołączył do nas Elin.
- Jak ci na imię? – zapytał kobietę.
- Loire.
- Posłuchaj, Loire. Musimy znaleźć jakieś bezpieczne i spokojne miejsce.
- Mieszkamy niedaleko. Chodźmy.
Kobieta zaprowadziła nas do niewielkiej chatki i zaprosiła do środka. Położyłem dziecko na łóżku i poprosiłem o miskę wody. Kobieta poszła do sąsiedniego pomieszczenia, wcześniej przekazując niemowlę Elinowi. 
Ignis uśmiechnął się do dzieciątka i zaczął je kołysać. Widząc go, zaczęło ono wesoło gaworzyć i wymachiwać rączkami. Elin wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze przed chwilą. Jego rysy złagodniały, a spojrzenie stało się cieplejsze. Nieświadomie zaczął nucić i robić śmieszne miny.
Na pierwszy rzut oka widać było, że kocha dzieci. Wyglądał, jakby trzymał w ręku własnego synka. Ten widok sprawił, że coś się we mnie poruszyło. Elin przestał być tylko przystojnym, wkurzającym facetem, który uwielbia dokuczać innym. 
Do pokoju wróciła Loire, niosąc miskę pełną zimnej wody. Postawiła ją przy łóżku, a ja od razu włożyłem do niej rękę. Tak jak się spodziewałem była dosyć zimna.
- Elin, możesz...? – wskazałem na miskę, a on kiwnął głową. Oddał niemowlę matce i podszedł, od razu podgrzewając wodę. 
- Jak ona ma na imię? – zapytałem kobiety.
- Eirin.
- Po co ci ta woda?
- Mam zamiar sprawdzić, czy nic jej nie jest.
- Jak?
- Właśnie tak – wyciągnąłem z miski bańkę ciepłej wody i zbliżyłem ją do czoła dziewczynki, skupiłem się, aby wszystko zrobić dobrze. Teoria to nie to samo co praktyka, a ja robiłem to tylko raz. Po chwili wyczułem umysł dziewczynki. Był on inny od umysłu dorosłego. Pełen kolorów i obrazów, taki niewinny. Skupiłem się na odczuciach dziecka. Najpierw poczułem ból na policzku, ale nie był on silny. Po chwili jednak zalała mnie fala bólu promieniującego z lewej kostki.
Syknąłem cicho, delikatnie odsuwając wodę od Eirin.
- Ma skręconą kostkę – powiedziałem, a Elin popatrzył na mnie dziwnie.
- Skąd wiesz? Dotykałeś jej głowy.
- Boli ją – odpowiedziałem i odwróciłem się do Loire. – Czy Eirin jest spokrewniona z jakimś Aquerem? Muszę wiedzieć, czy mogę posłużyć się wodą.
- Mój pradziad był dosyć silnym Aliquid wody. 
- Dobrze. W takim razie powinno się udać. Może trochę zaboleć, więc przytrzymajcie ją, na wypadek, gdyby odzyskała przytomność.
Elin i Loire chwycili dziewczynkę tak, aby nie mogła się ruszyć, a ja delikatnie dotknąłem jej kostki. Woda powoli spływała po mojej ręce, wnikając w ciało dziewczynki. 
Starałem się, jak najdelikatniej uleczyć jej kostkę, ale mimo to po chwili dziecko szarpnęło się, krzycząc. Elin chwycił jej nogi, a Loire zaczęła ją uspokajać. Eirin płakała, usiłując przezwyciężyć ból. Jak najszybciej wycofałem wodę ze zdrowej już kostki i dałem znak Elinowi, że skończyłem.
Dziewczynka powoli zaczęła się uspokajać, czując, że ból zniknął. Loire płakała, równocześnie się uśmiechając.
Usiadłem na podłodze, zmęczony używaniem mocy. Nie byłem zbyt dobry w leczeniu innych, może dlatego, że rzadko to robiłem, a może po prostu nie miałem tego czegoś.
- Żyjesz? – Elin usiadł koło mnie i szturchnął mnie ramieniem.
- Mhm, tylko chce mi się spać – odpowiedziałem i ziewnąłem, zasłaniając usta dłonią.
- Proszę, zostańcie u mnie, ile tylko chcecie. Chociaż tak będę mogła się odwdzięczyć. – Kobieta wyglądała na pełną nadziei, a ja nie potrafiłem jej odmówić. Spojrzałem na Elina, ale on najwyraźniej się wahał.
- Ale mamy już wynajęty pokój, nie chcemy sprawiać problemu.
- Żaden problem, Szanowny. Mam dodatkową sypialnię. Nie jest duża, ale powinna wystarczyć. Zrobię kolacje, a panowie mogą w tym czasie odpocząć. – Loire chyba już postanowiła, więc kiwnąłem głową na znak potwierdzenia. Mój towarzysz wstał i podszedł do kobiety.
- Proszę, mów mi po imieniu. Jestem Elin, a mój to przyjaciel Arael. Będziemy zaszczyceni, mogąc się tu zatrzymać na noc, jednak o świcie musimy jechać dalej.
Kobieta wyraźnie się rozpogodziła i zaczęła pytać nas, na co mamy ochotę. Elin wybawił mnie od problemu, zapewniając, że na pewno każdy posiłek będzie wyśmienity. Trzeba było przyznać, że umie obchodzić się z kobietami. 
Loire zaczęła krzątać się po pomieszczeniu, zbierając potrzebne rzeczy do zrobienia zakupów. Elin także szykował się do wyjścia. Miał zamiar przenieść tu nasze rzeczy, aby rano nie tracić czasu. Zostawili mi pod opieką dom i dzieci, nim zdążyłem zaprotestować.
Podniosłem się z podłogi, trzymając w ręku niemowlę, kiedy poczułem na sobie spojrzenie Eirin. Uśmiechnąłem się do niej, a ona odpowiedziała mi tym samym.
- Cześć, jestem Arael.
- A ja Eirin. To ty byłeś w mojej głowie?
- Cóż, można tak powiedzieć – zaśmiałem się na to określenie.
- Dziękuję za pomoc – zdziwiło mnie dojrzałe zachowanie dziewczynki.
- Lepiej się już czujesz?
- Tak, już nie boli.
Usiadłem obok niej, opierając się plecami o ścianę. Dzieciątko poruszyło się w moich ramionach, patrząc na mnie niebieskimi oczami.
- Jak on ma na imię? – zapytałem Eirin, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Znaleźliśmy go dziś rano.
- Jak to znaleźliście? – Popatrzyłem na nią niezrozumiałym wzrokiem.
- Leżał w koszyku przed drzwiami. Wniosłam go do środka, a mama się nim zajęła.
- To smutne – pogłaskałem chłopczyka po główce, a on uśmiechnął się do mnie wesoło. Najwyraźniej jemu smutno nie było.
- Umiesz ruszać wodą? Widziałam jak leczyłeś mi nogę.
- Umiem. Chcesz zobaczyć? – Twarz dziewczynki rozjaśniła się, kiedy gwałtownie kiwała głową.
Nie byłem aż tak zmęczony, by nie móc pokazać nawet małej sztuczki, więc uniosłem kilka małych baniek i zacząłem krążyć nimi nad Eirin. Żonglowałem w różne strony dzieląc bańki na coraz mniejsze, aż rozpłynęły się w mgiełkę. 
Chłopczyk w moich ramionach westchnął smutno, przyciągając moją uwagę. Podniosłem bańkę z wody i poruszałem nią nad nim. Zaczął się śmiać, machając rączkami i próbując dosięgnąć wodnistej kuli. Obniżyłem ją trochę, aby mógł dotknąć jej rączką. Zanurzył dłoń w cieczy, a mnie zalały jego uczucia.
Był szczęśliwy i czuł się wiele lepiej niż wcześniej, kiedy był w innym miejscu. Nie tęsknił za nikim, ale lubił nową mamę i siostrę. Chciał z nimi zostać. 
Uśmiechnąłem się na jego myśli. Były nieskładne, stworzone z obrazów i uczuć, a jednak zrozumiałe.
- Lubi cię i twoją mamę – powiedziałem do Eirin, a ona spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Skąd wiesz?
- Pokazał mi. Zanurz rękę w wodzie – podałem jej bańkę, a ona zrobiła to, o co prosiłem. 
Skupiłem się na odczuciach niemowlęcia i pokazałem jej to, co sam zobaczyłem chwilę wcześniej. Dziewczynka uśmiechnęła się, a ja wykończony przymknąłem oczy.
Jakoś udało mi się dotrwać do powrotu Loire. Od razu wzięła ode mnie dziecko i zaprowadziła do pokoju. Było w nim jedno, duże łóżko i szafa, i biurko z krzesłem. Wyczerpany padłem na łóżko i odpłynąłem, pewny, że w razie potrzeby Elin mnie obudzi.

14 komentarzy:

  1. Ah i oh i noo...totalnie naj <3
    O 6 byłam troche smutna, bo ostatnie rozdziały wstawiałaś o tej właśnie godzinie
    Przed chwilą wchodzie i jest <3 baaaardzo się ucieszyłam, aż nauczyciel fizyki się mnie zapytał z czego się tak ciesze xD
    Rozdział bardzo mi się podoba, jak wszystkie do tej pory :3
    Czyżby Elin odebrał im moc? A to dziecko? Zrzera mnie ciekawość :3

    Zauważyłam dwa błędy, które wybiły mnie troche z rytmu, a mianowicie

    "Elina także szykował się do wyjścia"

    "Elin w obudwu rękach uformował z ognia małe, dziwne kształt, na widok...."

    Więcej nie wyłapałam.

    Pozdrawiam, i życzę ogrom weny i czasu :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Ten rozdział też miał być o szóstej, ale coś nie zadziałało :) Ładnie to tak na fizyce? :* Cieszę się, że Cię wciągnęło ;) Dzięki za poprawę błędów <3

      Usuń
  2. To opko jest SUPER. Ciągle poznajemy bohaterów i poznajemy ich moce. W sumie trochę szkoda, że Arael nie pamięta pocałunku. Zastanawia mnie również to, że Elina nie dziwi to, że Arael ma taką różnorodną moc. Może wspomnisz o tym w następnym rozdziale :)
    A kiedy Arael pozna prawdę o Elinie?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w następnym rozdziale część rzeczy się wyjaśni :) Dzięki za komentarz :*

      Usuń
  3. Ojeju, przepraszam, za to że nie wyłapałam błędów ;c Obiecuję poprawę (:
    Hmm... Zastanawia mnie, czy Elin coś już poczuł do Araela. W sumie, stwierdził "szkoda", gdy okazało się, że ten drugi niczego nie pamięta z poprzedniej nocy, a na pewno działo się coś ciekawego ^^
    Poza tym, coraz bardziej ciekawi mnie ta sprawa z mocami :D
    I Ave bardzo słodka była w tym rozdziale <3 Taka urocza, ale jednak silna i drapieżna. Cieszy mnie to, że tak zaskoczyła tych zbójów i ich skrzywdziła xD
    Co do końcówki - Elina go obudzi, gdy będzie chciał coś z Araelem porobić razem w łóżku ^^ <3
    Weny, skarbie ;*
    czekam na kolejny rozdział (:

    PS Przepraszam, że dopiero teraz dodaję komentarz, ale coś nie miałam internetów ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, ja też nie wyłapałam tych błędów, każdemu się zdarza :) I tak Cię wielbię, że chce Ci się to sprawdzać <3

      Usuń
  4. Bardzo dobrze napisany rozdział. Chyba każdy kolejny chapter jest jeszcze lepszy od poprzedniego, ponieważ fabuła tego opowiadania jest coraz bardziej interesująca.
    Podoba mi się scena na początku rozdziału, a dokładniej jej humorystyczny przejaw. Czy coś wydarzyło się tamtej nocy, a może Elin tylko się zgrywa? Cóż, pozostają nam tylko domysły. :)
    Myślę, że można byłoby przedstawić wydarzenia również z punktu widzenia Elina. Co Ty na to?.. Taka moja luźna sugestia.

    A teraz czekam sobie cierpliwie na poniedziałek. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :* Ja też już od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad perspektywą Elina i w końcu się zdecydowałam. Takie rozdziały prawdopodobnie pojawią się, kiedy bohaterowie dotrą do Ignem, bądź pod koniec ich podróży :) Na razie muszę ogarnąć wszystkie tajemnice, które do tej pory się pojawiły :P Wolę nic nie zmieniać, bo się zaplątam :) Pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Hej,
    rozdział naprawdę ciekawy w którym możemy odkrywać nowe umiejętności naszych bohaterów :) Arael na kacu jest strasznie pocieszny. Elin natomiast coraz bardziej mi się podoba :) i cóż potwierdziły się moje domysły co do jego pochodzenia. Robi się naprawdę ciekawie, ale również troszkę się dłuży ta droga i mogli by już w końcu dojechać :D
    Czekam na ciąg dalszy i dużo weny życzę
    Pozdrawiam
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pocieszę Cie trochę - w ciągu dwóch rozdziałów na pewno dotrą do Ignem :) Dzięki, ja też pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Witam,
    no, no Elein musi być naprawdę kimś ważnym patrząc na ich zachowanie i to jak go nazwali....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Heloł,
    Wychwyciłem jeszcze jeden błąd:
    "mój to przyjaciel Arael - mój przyjaciel to Arael"

    Coraz ciekawiej, akcja się rozkręca widzę :) jak to Arael ma aż tyle zdolności, nie dość, że włada wodą, to jeszcze czytanie w myślach, uzdrawianie... No, no... Ciekawe co pokaże Elin xP

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    Elein musi być naprawdę kimś ważnym tutaj, patrząc na ich zachowanie i to jak go nazwali... może jest synem władcy?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    Elein musi tu być naprawdę kimś bardzo ważnym, mająć na uwadze to jak ci strażnicy to się zachowali...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń