poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział VII

- Arael, wstawaj już rano - puszysty miś stanął przede mną i szturchnął mnie miękką łapką.-Rybko?
- Wiesz, Misiu? Jest taki typ, który tak do mnie mówi. - wymamrotałem i pociągnąłem misia za łapkę. Był mięciutki, wiec od razu się w niego wtuliłem. - Nigdy nie wiem o co mu chodzi. Raz się wścieka, innym razem mi pomaga. Przynajmniej ty nie zrzędzisz tak jak on.
Miś zachichotał i ułożył się wygodniej, przyciągając mnie bliżej siebie.
- Mmm jesteś prawie tak ciepły jak Elin. Zmarzłem dzisiaj, a ostatnio jak się obudziłem, to było mi tak cieplutko i okazało się, że on spał obok. To było trochę dziwne, ale nawet miłe.
- A więc ten Elin jest zrzędą? - pluszak cały czas wydawał się być rozbawiony.
- Czasami, ale nie zawsze. Tylko wścieka się, a ja nie wiem o co. Na przykład zobaczyłem jego bliznę, a ona na mnie nakrzyczał, jakby to było coś wielkiego. Ja też mam bliznę, wiesz? Taką dziwną, na pośladku. Mama mówi, że to znamię, ale wygląda jak blizna.
- Czyżby? - głos misia nieco się zmienił. - Nie wierzę, chyba muszę ją zobaczyć.
Misiu chwycił mnie za tyłek, aż podskoczyłem zaskoczony. Próbowałem go odepchnąć, ale tylko przeturlaliśmy się tak, że znalazł się nade mną. Chciałem posłać mu groźne spojrzenie, więc otworzyłem oczy i ujrzałem dwa bursztyny, wpatrujące się we mnie.
Krzyknąłem, ale Elin szybko zatkał mi usta ręką.
- Nie krzycz, dzieci śpią - widząc, że się uspokoiłem, uwolnił moje usta.
- Co ty robisz?!- krzyknąłem na niego szeptem, o ile to w ogóle jest możliwe.
Elin pokazał mi swoje zęby w łobuzerskim uśmiechu i ścisnął moje pośladki, na co cicho kwiknąłem. Moja twarz momentalnie zrobiła się czerwona.
- Hmm, szukam tej blizny, jestem bardzo ciekawy jaki ma kształt - wcale nie wyglądał na ciekawego. Nie przypominał też misia, do którego tuliłem się we śnie. Co najwyżej był podobny do wielkiego, głodnego niedźwiedzia, który właśnie chce schrupać małego zajączka. Tylko, że ten zajączek wcale nie jest taki bezbronny.
- Zabieraj te ręce z mojego tyłka i złaź ze mnie - syknąłem, modląc się, by krew moja przestała płynąć w dół.
- Cóż wyjątkowo mi wygodnie - zacząłem się szarpać, ale to wcale nie pomagało. Sfrustrowany, nieświadomie uniosłem wodę z wazonu stojącego przy łóżku i skierowałem strumień prosto w twarz ignisa. Ten odchylił się do tyłu, chcąc go uniknąć, dzięki czemu wyturlałem się spod niego i skoczyłem na równe nogi.
- Za to mnie wygodnie bez wygłodniałego niedźwiedzia - fuknąłem i wymaszerowałem z pokoju. Dobiegł mnie jeszcze tylko śmiech Elina:
- Przed chwilą byłem Misiem - spaliłem raka i szybko ruszyłem do łazienki.
Woda była już nagrzana, więc szybko wziąłem prysznic i zmieniłem ubranie. Brązowe włosy spiąłem w wysoki kucyk i udałem się do kuchni.
Loire krzątała się po pomieszczeniu przyrządzając wyśmienicie pachnące potrawy. Zaburczało mi w brzuchu i przypomniałem sobie, że nie jadłem kolacji.
Przy stoliku siedział Elin podgrzewając rękami dzbanek herbaty. Pod kociołkiem także płonął ogień, choć nie było tam żadnego drewna. Loire poprosiła mnie o przyniesienie wody ze studni, więc skupiłem się na okolicy i natychmiast wyczułem dużą jej ilość kilkaset metrów od domu. Otworzyłem okno i wpuściłem do środka bańkę z wody, na co Loire zaśmiała się cicho.
- Tak też można. Szkoda, że ja tak nie potrafię. Nie musiałabym codziennie latać po wodę.
Pomogłem kobiecie w przyrządzaniu posiłku, przy okazji doskonaląc swoje umiejętności. Zrobiłem gulasz, który był specjalnością mojej mamy i za prośbą Loire poszedłem po dzieci.
Wszedłem do małego pokoiku i ujrzałem duże łóżko. Spała w nim Eirin, tuląc poduszkę, na której musiała spać Loire. Obok łóżka w prowizorycznej kołysance spało niemowlę.
Podszedłem do łóżka i delikatnie szturchnąłem Eirin. Dziewczynka od razu się obudziła i popatrzyła na mnie z dezorientacją. Po chwili chyba uświadomiła sobie kim jestem i uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć śpiochu - odpowiedziałem jej równie szerokim uśmiechem. - Śniadanie już gotowe, twoja mama kazała mi was obudzić.
- Mhm - dziewczynka kiwnęła głową i poleciała się ubrać.
Spojrzałem na dziecko w kołysce i od razu posmutniałem. Jak ktoś może nie chcieć dziecka? Jak można podrzucić je komuś na wycieraczkę, nawet nie sprawdzając, czy jest bezpieczne? Nie rozumiałem jak niektórzy mogą być tacy nieludzcy. Jak mogą zostawić własne dziecko, osierocić je?
Wziąłem chłopca na ręce i zakołysałem delikatnie. Myślałem, że kiedy się obudzi, zacznie płakać, ten jednak tylko zamachał rączkami i zaczął gaworzyć wesoło. Kiedy tylko pogłaskałem go po rączce, chwycił mój palec i za nic nie chciał puścić.
Kiedy wróciła Eirin, już w pełni ubrana, udaliśmy się do kuchni, gdzie na stole leżało mnóstwo wyśmienitych potraw. Najpierw nakarmiłem niemowlę specjalną mieszanką zrobioną przez Loire. Chłopczyk szybko zjadł i zaczął ziewać, więc położyłem go na  środku łóżka, aby nie spadł i sam zacząłem jeść.
Po pysznym śniadaniu razem z Elinem usiedliśmy w naszym pokoju. Ignis trzymał na rękach dziecko, gdyż Loire była zajęta obowiązkami domowymi.
- Czy Loire mówiła ci, co zrobi z maluchem? - zapytałem siadając obok niego i dając dziecku palec do potrzymania.
- Chciałaby go zatrzymać, ale martwi się o pieniądze. Nie chce się do niego przywiązywać, w razie, gdyby nie mogła go zatrzymać. Myślę, że mogę jej z tym pomóc.
- Jak?
- Dam jej pieniądze, stać mnie na to - powiedział, jakby niezadowolony z siebie.
- Jesteś bogaty?
- Powiedzmy, że mam więcej niż mi potrzeba - uśmiechnął się i pogłaskał chłopca po głowie.
Znów zrobiło mi się żal chłopca. Będzie dorastał nie znając prawdziwych rodziców, choć i tak ma szczęście, że trafił na Loire.
Pochyliłem się i pocałowałem chłopca w czoło. W miejscu, gdzie moje usta dotknęły jego skóry pojawił się błękitny symbol. Kilka zawijasów, połączonych ze sobą w taki sposób, że przypominały dużą literę "A" z języka Aquem. Znak rozjarzył się błękitem, by po chwili przejść w czerwień i zniknąć, pozostając tylko ledwo widocznym, lśniącym wzorem.
Popatrzyłem na znak, w duszy karcąc się za to, że zrobiłem to przy Ignisie. W dodatku coś było nie tak. Znak powinien być błękitny, a ten połyskiwał dodatkowo czerwienią. Nie miałem pojęcia co to oznacza, ale na pewno nie było normalne.
Elin przypatrywał się temu z niedowierzaniem. Jeśli do tej pory nie podejrzewał, że mam większe zdolności, niż chce, aby inni wiedzieli, w tej chwili na pewno coś zrodziło się w jego głowie. Właśnie, nieświadomie dałem małemu dziecku Błogosławieństwo. Zrobiłem coś, co potrafią jedynie nieliczni, pochodzący ze starych rodów. Znak ten pomaga w odnalezieniu w sobie mocy, w tym przypadku Aquera. Jeśli osoba go nosząca ma chociaż cząstkę tej mocy, ujawnia się ona szybciej i jest dużo silniejsza.
- Czy ty właśnie dałeś mu Błogosławieństwo? Dlaczego znak był czerwony? Nie pochodzisz z Ignem - Elin przypatrywał mi się dziwnie, oczekując odpowiedzi.
Do pokoju weszła Loire i zabrała malucha, informując nas, że przybył woźnica.
- Później ci powiem, choć nie obiecuję, że wszystko - odparłem i szybko opuściłem pokój.  Nie miałem wyjścia i musiałem mu powiedzieć. Lepiej, żeby usłyszał prawdę, niż doszedł do błędnych wniosków.
Wyszliśmy wszyscy razem na zewnątrz i przypięliśmy rzeczy do siodeł. Elin zapłacił woźnicy, a ten z uśmiechem na ustach odszedł w stronę gospody.
- Cóż, chyba czas się pożegnać - Elin zwrócił się do Loire. - Dziękujemy, że pozwoliłaś nam tu zostać. Chciałbym coś ci dać - wyciągnął z kieszeni sakiewkę i wręczył ją kobiecie. Ta ciekawa, otworzyła ją i zszokowana spojrzała na Ignisa.
- Co to? Nie mogę tego przyjąć, to zbyt dużo.
- Te pieniądze nie są tylko dla ciebie. Dzięki nim będziesz mogła zapewnić dzieciom dostatnie życie. Powinno ci wystarczyć na kilka lat, a gdybyś czegokolwiek potrzebowała przybądź do Ignem i pokaż to komuś ze straży. - wręczył jej mały medalik, na którym widniał smok i salamandra - symbole dwóch rodów, a także teraźniejszego Igne.
Nagle mnie olśniło. To dlatego Elin nie zważał na pieniądze i zachowywał się jakby był inny niż reszta. Dlatego zbójcy uciekli, kiedy tylko go rozpoznali, a tłum nazywał "Szanownym". Pewnie dlatego też Irada tyle opowiadała mi o rodzinie Igne. Cała ta przepowiednia dotyczyła Elina. Dlatego tak bardzo się zdenerwował, kiedy wspomniałem o przepowiedni. Przecież ona dotyczyła jego syna! Ciążyła na nim też odpowiedzialność za Ignem. Musiał dbać o bezpieczeństwo miasta, a gdyby ktoś nieodpowiedni usłyszał o przepowiedni, w niebezpieczeństwie byłby nie tylko jego syn, ale także całą rodzina.
Wszystko nabrało sensu, a ja spojrzałem na Elina pod trochę innym kontem. Przecież nie można winić go za to, że chce chronić swoją rodzinę i ojczyznę. Jego pochodzenie wyjaśniało też to, że potrafi obchodzić się z kobietami. Pewnie był tego uczony. Nie wiem czemu jakoś lepiej poczułem się z tym, że nie nabył tych umiejętności podczas randek.
Loire w końcu dała się przekonać i wzięła pieniądze, dziękując Elinowi i mnie, choć nie była to moja zasługa. Eirin także pożegnała się z nami wylewnie, obiecując, że jak dorośnie, to nas odwiedzi.
W końcu przyszła pora, aby wyruszyć. Wsiedliśmy na konie i mieliśmy zamiar rozpocząć jazdę, lecz Loire zatrzymała nas jeszcze na chwilę.
- Ten chłopczyk, dzięki wam, ma dom nad głową. Chciałabym, żeby nosił godne imię. Czy możecie mu je nadać?
Elin skinął mi głową i szepnął.
- Ty dałeś mu Błogosławieństwo, więc masz pierwszeństwo.
- Dobrze - Loire podała mi chłopca, a ja odchrząknąłem i zastanowiłem się głęboko. Chciałem, aby to imię dało mu odwagę i szczęście. Postanowiłem więc użyć imienia mojego dziadka, który zawsze chronił naszą rodzinę, w końcu poświęcając za nią życie. Położyłem niemowlęciu rękę na czole i odezwałem się pewnie.
- Niech będzie Lurei, osoba, która nosiła to imię zawsze chroniła najbliższych nie zważając na swoje życie. Niech dobrze ci służy i pomoże w trudnych chwilach.
Znak na głowie Lurei, zabłysł na błękitno, by po chwili przejść w czerwień i zniknąć. Loire patrzyła jak zaczarowana, a Eirin uśmiechała się, jakby właśnie otrzymała przeogromny prezent.
W końcu mogliśmy wyruszyć, pozostawiając za sobą kolejny etap naszej podróży do Ignem.

Jechaliśmy dopiero kilkanaście minut, a Elin już zerkał na mnie niepewny jak zacząć rozmowę. Postanowiłem mu to ułatwić i pierwszy otworzyłem usta.
- A wiec jesteś synem Igne?
- Dokładnie.
- Czemu mi nie powiedziałeś? Nie rzucałbym w ciebie strumieni wody - uśmiechnąłem się pewny, że dalej będę to robił. - Teraz już za późno, zbytnio się przyzwyczaiłem.
Elin zaśmiał się cicho i zrównał swojego konia z moim.
- Właśnie po to, żebyś wylewał na mnie wiadra wody, nie martwiąc się, że powiem o tym ojcu.
- I tak bym to robił.
- Wiem, ale nie lubię się z tym obnosić. Wiesz, większość ludzi nie patrzy na to jaki jesteś, tylko jaki jest twój status. Gdyby wszyscy wiedzieli, że jestem przyszłym Igne, staraliby się do mnie zbliżyć z różnych powodów. Nie odważyliby się ze mną rozmawiać bez używania przydomków typu "Szanowny". Wiesz jakie to jest męczące? Idziesz sobie przez miasto, a tu co chwilę ktoś cię zaczepia i  chce porozmawiać. Nie można nawet wyjść na głupi spacer, żeby tłum nie zebrał się i zaczął prosić o pokaz mocy!
- Masz racje, to musi być wkurzające.Powiesz mi co zrobiłeś tym facetom, przed gospodą?
- Odebrałem im moc Ignisa. Zanim zapytasz, tylko Igne potrafi to zrobić, a skoro mam nim zostać, mój ojciec nauczył mnie tego. W wyjątkowych sytuacjach mogę mówić w jego imieniu.
- Więc zabrałeś im moc i połączyłeś ze swoją?
- Nie, mógłbym to zrobić, ale to niezgodne z prawem. Poza tym Igne może nauczyć tego swojego syna dopiero, kiedy ten zostanie przywódcą. Gdyby tą umiejętność posiadła niewłaściwa osoba, mogłaby ukraść moc innych i stałaby się niepokonana. Ten ognisty znak, którego użyłem, odbiera tylko zdolności, dopóki osoba, która go nałożyła, nie zdecyduje, że należy je zwrócić. Jeśli Werten i jego przyjaciel, przybędą kiedyś do Ignem i złożą przysięgę, że nie będą używać mocy do złych celów, oddam im ją.
Zapadła chwilowa cisza, w czasie której Elin znów zaczął mi się przyglądać.
- Wyduś to z siebie - rzuciłem, speszony jego spojrzeniem.
- Odpowiedziałem na twoje pytania, teraz twoja kolej. Jakim cudem dałeś Lurei Błogosławieństwo? Masz moc od niespełna tygodnia!
- Niezupełnie.
- Jak to? Aliquid odkrywają swoje mocy podczas Uroczystości Wyboru, dzięki mocy wyroczni. Chociaż o ile się nie mylę, ty swojej użyłeś, podczas występu tego dzieciaka.
- Tylko osoby o dużej mocy odkrywają swoją moc wcześniej. Zazwyczaj są spokrewnione z Aquarinem. W tej kwestii miasta żywiołów nie różnią się od siebie zbytnio. Nikt nie wie, że odkryłem swoją moc kiedy miałem dziesięć lat. Dlatego nie mogłem chodzić z innymi do szkoły. Wcale nie byłem chorowity, tak jak ci wcześniej mówiłem - posłałem mu przepraszający uśmiech. - Po prostu nie panowałem jeszcze nad moją mocą. Gdy czegoś potrzebowałem, samo do mnie przylatywało na bańce z wody. Nie mogliśmy pozwolić, żeby Aquarin dowiedział się o mojej mocy. Mógłby mnie uznać za zagrożenie. Miałem kilku nauczycieli, którzy udzielali mi lekcji z różnych przedmiotów. Wszyscy byli zaufanymi przyjaciółmi mojej mamy. To dzięki jednemu z nich wiem na czym polega Błogosławieństwo, choć nie dałem go specjalnie Lurei. Po prostu chciałem, aby zaznał szczęścia i mógł chronić to, co będzie dla niego ważne.
- Rozumiem, też odkryłem swoją moc wcześniej, choć u mnie było to normalne. Od dziecka uczono mnie o mocach wszystkich miast, nie tylko ognia. Dlatego właśnie zdziwił mnie widok twojego Błogosławieństwa. We wszystkich książkach, jakie czytałem na ten temat, Błogosławieństwo Aquera było błękitne, a twoje stało się czerwone.
- Nie mam pojęcia dlaczego. Nigdy nie słyszałem o czymś takim. Może jestem jakimś mutantem? - uśmiechnąłem się, a Elin odpowiedział tym samym.
Przez następne godziny jechaliśmy w ciszy, każdy zatopiony w swoich myślach. W końcu zatrzymaliśmy się na niewielkiej polance. Elin rozpalił ogień, który, tak nawiasem mówiąc, nawet nie dotykał ziemi, a ja zająłem się gotowaniem. Wyjąłem dużą bańkę wody z bukłaka i zacząłem przygotowywać zupę grzybową. Garnek oczywiście nie był mi potrzebny, gdyż zupa składała się głównie z wody. Gotową zupę nalałem do dwóch miseczek i podałem jedną z nich Elinowi.
Rozpiąłem płaszcz, ponieważ było mi gorąco. Zapomniałem o kupnie jakichś lżejszych ubrań.
Elin widząc moje ruchy odstawił miskę na kamień i ruszył do swojego konia. Po chwili wrócił z paczką, która wylądowała na moich kolanach.
- Proszę, zapomniałem ci tego dać.
- Co to? - uśmiechnąłem się ciekawy. Naprawdę uwielbiałem prezenty.
- Otwórz to się przekonasz.
Rozpakowałem szybko pakunek i ujrzałem turkusową tunikę z długimi rękawami i złotymi wzorami w górnej części. W środku znajdował się także brązowy płaszcz, dużo cieńszy od mojego.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się ucieszony z podarunku. - Są śliczne.
- To nic takiego - mimo to odwzajemnił mój uśmiech. Widać było, że lubi dawać rzeczy innym.
- Pójdę się przebrać - ruszyłem w stronę wyższych krzaków.
- Pomóc ci? - zapytał Elin z przebiegłym uśmiechem.
- W marzeniach - pokazałem mu język i schowałem się w zarośla.
Przebrałem się szybko w tunikę i uznałem, że jest idealna. Delikatne zwężenie w talii podkreślało moje wąskie biodra i szczupłą sylwetkę. Wyszedłem zza krzaków i rozejrzałem się w poszukiwaniu Ignisa. Stał tyłem przypinając coś do siodła. Odchrząknąłem cicho, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Odwrócił się i uśmiechnął zadowolony z siebie. Przejechał wzrokiem po moim ciele, aż poczułem się niezręcznie.
- I jak?
- Wyglądasz... bardzo uwodzicielsko - błysnął swoimi zębami i wsiadł na konia. - Chętnie popatrzyłbym dłużej, ale musimy jechać dalej.
Chciałem spakować swoje rzeczy, ale okazało się, że Elin już to zrobił. Z westchnieniem wdrapałem się na konia i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi, rozbiliśmy namiot na niewielkiej polance i zjedliśmy kolację. Nie minęło dużo czasu, a zmęczony wpełzłem do namiotu i zasnąłem nawet nie wchodząc do śpiworu.
Kilka godzin później poczułem, że trzęsę się z zimna. Przesunąłem się w bok, poszukując czegoś do przykrycia i natrafiłem na  materiał. Naciągnąłem go na siebie i poczułem, że coś ciepłego owija mnie w talii. Bez zbędnych oporów, być może z powodu senności, wtuliłem się w ciepłe ciało, opierając głowę na klatce piersiowej Elina i ponownie zapadłem w spokojny sen.

Kolejne dni mijały nam w podobny sposób. Budziliśmy się, jedliśmy śniadanie i ruszaliśmy w drogę, by pod koniec dnia położyć się w namiocie i obudzić ze splecionymi ciałami. Żaden z nas nie poruszał tego tematu. Było nam tak dobrze i nie chciałem, aby to się zmieniło.
Podczas podróży rozmawialiśmy na błahe tematy. Elin opowiadał mi o dorastaniu przyszłego Igne, a je mówiłem o kulturze mojego narodu, mojej mamie i siostrze i ojcu, którego nigdy nie poznałem.
Nim zdążyliśmy się obejrzeć klimat znacząco się zmienił. Nie potrzebowaliśmy już płaszczy, ani śpiworów. Kwiaty w okół kwitły, ukazując mi świat, jakiego nigdy nie widziałem. Minęło kilkanaście dni, kiedy Elin w końcu oznajmił, że niedługo dotrzemy do Ignem, miejsca, które odtąd miało być moim nowym domem.

12 komentarzy:

  1. Ah! Bosko Ci to wyszło! Po prostu bosko :)
    Przez chwile myślałam, że wezmą chłopca ze sobą, ale zapomniałam, że nie mają już powozu...
    Elin jest dzieckiem przepowiedni...zanosi się baaardzo ciekawie :3
    To ja znowu koczuje i czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam, weny i czasu, bo wszyscy mają tego coraz mniej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... cudny początek tygodnia ;D
    Arael oraz bardziej mnie zaskakuje ze swoimi mocami, aż nie mogę się doczekać kiedy nam wyjawisz co takiego jeszcze chowa w rękawie bo przeczuwam że ma tych umiejętności nieco więcej :)
    Elin dzieckiem przepowiedni? a jak ma mieć syna skoro ma być z Arael'em? cóż robi się naprawdę ciekawie :)
    Rozdział naprawdę mi się bardzo podobał, scenka z Misiem była urocza. Arael w nowych ciuchach mmmmm... widzę to bardzo wyraźnie i nic tylko go schrupać :D
    Dzięki wielkie za tak miły początek tygodnia :) I cóż liczę na dużo gorących scenek w których Arael ukazuje Elin'owi jaki to potrafi być uwodzicielski :*
    Pozdrawiam
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie mnie natchnęło i to dzięki Tobie :) Nie zdradzę jednak o co chodzi :P Dzięki, ja też pozdrawiam <3

      Usuń
    2. Ha, pierwszy raz w życiu będę "muzą" ;P oby jak naj więcej takich zrywków weny
      M

      Usuń
  3. Czyli chłopcy poznają się coraz lepiej, coś tak myślę, że już kiełkuje pomiędzy mini miłość, choć tego nie dostrzegają. Cieszę się, że starają się nie mieć przed sobą tajemnic, tylko zaczynam się troszeczkę martwić, że jak dotrą do Ignes to rozstaną się i z kim będzie spać Arael?
    Trochę krótszy rozdział, ale również cudowny :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, nie rozstaną się :) Nie byłoby opowiadania :D Buziaki :*

      Usuń
  4. Naprawdę słodka scena z tym misiem. ;D Ponadto moce Araela - bardzo intrygująco! Jestem ciekawa, czy główny bohater skrywa jeszcze jakieś tajemnice.
    Świetnie zaprezentowałaś rodzące się uczucie pomiędzy postaciami. Na razie na podłożu czysto platonicznym, ale jestem pewna, że nie zabraknie zmysłowości w kolejnych rozdziałach. ;)
    Ciekawe jak będzie wyglądało Ignem. Liczę na wiele opisów tego miejsca, gdyż to jeszcze bardziej wzbogaca narrację.

    Serdecznie pozdrawiam.
    http://from-my-sleeve.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :* Będą opisy, będą :) Pozdrawiam ^.^

      Usuń
  5. Witam,
    więc jak się okazuje Erin jest następcą w Igne, Arael podarował temu chłopcu błogosławieństwo, ale czemu potem było czerwone, może jest przyszłym aquarem, i z tym misiem boskie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    Erin jak się okazuje jest następcą w Igne, Arael podarował temu chłopcu błogosławieństwo, ale czemu potem było czerwone? może to przyszły aquarem, i z tym misiem było boskie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    rozdział swietny, jak się okazuje Erin jest następcą tronu w Ignis, a jak się okazało Arael podarował temu chłopcu błogosławieństwo, ale czemu potem było czerwone? może to przyszły aquarem, i z tym misiem było boskie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń