poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział VIII

Kolejnego dnia obudziłem się z dziwnym uczuciem. Z pozoru wszystko było takie jak zawsze. Słońce wschodziło, ptaki zaczynały śpiewać, a jakiś zagubiony pies szczekał w okolicy. Mimo to, czułem się jakby miało się stać coś niedobrego.
Wtuliłem się mocniej w Elina, a ten objął mnie i naciągnął na siebie. Spojrzałem na jego twarz, ale wyglądało na to, że zrobił to nieświadomie. Oczy dalej miał zamknięte, a zagubiony kosmyk czarnych włosów leżał na jego policzku. Odgarnąłem go, leciutko muskając gładką skórę. Elin przysunął twarz do mojej dłoni i ujmując ją w swoją, znów znieruchomiał. Oparłem głowę na jego piersi, nie mając ochoty się ruszać. Wziąłem głęboki wdech, wciągając do płuc zapach Elina.
Zamknąłem oczy i wtedy dotarło do mnie dlaczego tak dziwnie się czuję. Nie chciałem, aby to się skończyło, aby nasza wspólna podróż i wspólne pobudki dobiegły końca. Nie chciałem znaleźć się pośród obcych sam, bez nikogo z kim mógłbym porozmawiać. Nie chodziło też o zwykłego przyjaciela, bo optymistycznie zakładałem, że jakiegoś prędko zdobędę. Chodziło konkretnie o Elina i choć doskonale o tym wiedziałem, nie mogłem znaleźć żadnego konkretnego uzasadnienia tego uczucia. Po prostu chciałem, aby wszystko pozostało choć po części tak, jak do tej pory.
Dałem sobie mentalnego kopniaka, aby przestać zastanawiać się nad tym co będzie i rozkoszowałem się chwilą obecną. Od jakiegoś czasu Elin był moim najwygodniejszym posłaniem. Spało mi się na nim lepiej, niż w moim łóżku w Aquem. Nie zdziwiło mnie więc to, że przymykając na chwilę oczy, zapadłem w miłą drzemkę.
- Rybko - usłyszałem cichy głos. - Wiem, że ci wygodnie i zapewniam, że mi też, ale musimy już jechać.
- Jeszcze chwilkę - wymamrotałem, wtulając nos w ciepłe ubranie na klatce piersiowej Elina. Ten tylko zaśmiał się cicho i z powrotem mnie objął. Mógłbym tak zostać na wieki, ale niestety musiałem w końcu wstać.
Podniosłem się, wyginając do tyłu z uniesionymi rękami, aby rozprostować kości. Spaliśmy bez namiotu, gdyż noc była wyjątkowo gorąca.
Elin przyglądał mi się, kiedy rozciągałem mięśnie. Dalej leżał na ziemi, więc podałem mu rękę i pomogłem wstać. Zjedliśmy szybkie śniadanie i odwiązując konie od pobliskiego drzewa, ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie musieliśmy się spieszyć, więc spokojnym tempem przemierzaliśmy leśną dróżkę. Po pewnym czasie konie wspięły się na wysoki pagórek, dzięki czemu mogliśmy ujrzeć całą okolice.
Wokół rozciągał się las, w którym zapewne wiele osób zgubiło drogę. Drzewa rosły blisko siebie, przepuszczając przez swoje korony tylko kilka promyków światła.
- Popatrz tam, to Ignem - pokazał palcem, a ja podążyłem za jego wskazówką.
Daleko, za granicami lasu dostrzegłem duże miasto w kształcie koła. Najwyższe budynki znajdowały się w jego centrum. Podejrzewałem, że była to siedziba Igne, a co za tym idzie, dom Elina. Od pałacu we wszystkie strony odchodziły uliczki, przy których stały już mniej bogate domy. Z tej odległości nie mogłem dostrzec niczego więcej. Biorąc pod uwagę okolice, pewnie obejrzę miasto dopiero, kiedy do niego dotrzemy.
Przejście przez las okazało się łatwiejsze niż myślałem. Elin doskonale znał ten teren i co chwilę prowadził nas jakimiś ukrytymi ścieżkami. Zastanawiało mnie tylko to, że nie idziemy główną drogą, która najwyraźniej prowadziła prosto do Ignem. Postanowiłem więc zapytać o to Ignisa.
 - Przy głównej drodze czają się najeźdźcy. Okradają przejeżdżających, by móc przeżyć w tych lasach. Z rozkazu mojego ojca, obecnie droga ta jest zamknięta, a ci którzy muszą wyjechać, bądź wjechać do miasta, jadą ścieżkami takimi jak ta. Dzięki temu jest mniej ataków i rzadziej jakiś Najeźdźca wdziera się do Ignem - odpowiedział mi naukowym tonem, choć coś w jego głosie świadczyło o tym, że sam rozwiązałyby ten problem inaczej.
Nie zagłębiałem się w temat, gdyż Elin był skupiony na wypatrywaniu ścieżek, a ja nie chciałem mu przeszkadzać. Po dość długim czasie nadal poruszaliśmy się między gęstymi drzewami i krzewami.
Nagle nasze konie zastrzygły uszami, Elin od razu zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Zrobiłem to samo i po chwili doszła do mnie prowadzona szeptem rozmowa. Słychać było kroki szybko zbliżające się w naszą stronę. Elin zeskoczył z konia i gestem nakazał mi to samo. Posłusznie stanąłem na ziemi, starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Rozmowa stawała się coraz głośniejsza, ale mimo, że prawie wszystko słyszałem nie poznawałem tej dziwnej mowy. Ignis najwyraźniej ją rozpoznał, bo zaczął się bardziej wsłuchiwać. Kiedy kroki zbliżyły się do nas na kilka metrów, mogłem zobaczyć dwóch mężczyzn idących równoległą ścieżką. Poszedłem za Elinem i po chwili znaleźliśmy się po ich drugiej stronie. Elin zamknął oczy i utworzył niewielki płomyczek przed oczami swojego konia. Ten przerażony zarżał głośno, ale uspokoił się, kiedy płomyk zniknął. Dopiero wtedy zrozumiałem co ma zamiar zrobić.
Mężczyźni natychmiast umilkli i przykucnęli, odwracając się tyłem do nas. Elin szturchnął mnie i pokazał, abym nie ruszał się z miejsca. Kiwnąłem głową, choć byłem pewny, że jeżeli coś pójdzie nie tak, nie zawaham się opuścić kryjówki.
Elin ruszył na przód, bezgłośnie skręcając nieco w lewo. Wyjął z kieszeni dziwną bransoletę i zapiął ją na nadgarstku. Majstrował przy niej chwilę, a niczego nieświadomi mężczyźni właśnie wyszli na ścieżkę, na której stały nasze konie. Elin podniósł kilka kamyków i chwytając jeden z nich w dwa palce, wystrzelił go z, jak mi się wydawało, niewielkiej procy umieszczonej na nadgarstku. Kamyk zapłonął w locie i uderzył jednego z mężczyzn. Trafił go idealnie między oczy, dzięki czemu ten padł na ziemię bez przytomności. W miejscu gdzie go uderzył powstało niewielkie, ale dosyć poważnie wyglądające poparzenie.
Drugi z mężczyzn, nieco niższy o krępej budowie ciała krzyknął coś w stronę Elina. Najwyraźniej było to jakieś wyzwanie, bo Ignis wstał i podszedł, zatrzymując się kilka kroków przed nim. Nastąpiła wymiana krótkich zdań, a po tonie głosu Elina wywnioskowałem, że nie była ona przyjemna. Mój towarzysz stanął prosto, a wokół niego wybuchły wysokie płomienie. Mimo, że wiele z nich sięgało krzewów, te nie zajęły się ogniem.
Elin krzyknął coś, a ja wychwyciłem tylko "Igne", jednak po reakcji Najeźdźcy domyśliłem się, że ujawnił mu swoje pochodzenie. Mężczyzna wyraźnie nie wiedział co robić. Padł na kolana i zaczął szybko mówić, tak, że jego słowa zlały się w jeden wielki bełkot. Elin podszedł do kona i wyjął z juków długą linę. Przewiązał nią nadgarstki Najeźdźcy i zakneblował go kawałkiem tkaniny.
Wyszedłem z kryjówki i sprawdziłem stan drugiego wroga. Przekonawszy się, że nic mu nie jest, nie licząc utraty przytomności, spojrzałem na Elina.
- To są Najeźdźcy, prawda? - w odpowiedzi tylko skinął głową i sięgnął do kieszeni, z której po chwili wyjął niewielki gwizdek. Rzucił mi go bez ostrzeżenia, ale dzięki mojemu szybkiemu refleksowi, udało mi się go złapać.
- Zagwiżdż, a ja pójdę po twojego konia - mówiąc to wszedł między krzewy. Dopiero teraz zauważyłem, że na ścieżce stoi tylko jeden koń. Mój najwyraźniej musiał się przestraszyć krzyków i uciekł.
Przyłożyłem gwizdek do ust i dmuchnąłem z całych sił. Od razu tego pożałowałem, bo wysoki dźwięk omal nie rozsadził mi czaszki. Wypuściłem gwizdek i chwyciłem się za uszy. Przez chwilę dudniło mi w głowie, ale na szczęście szybko mi przeszło. Podniosłem gwizdek i schowałem go do kieszeni. Moim ruchom przyglądał się zakneblowany mężczyzna. Jego towarzysz zaczynał się ruszać, więc na wszelki wypadek związałem mu ręce i nogi.
Czekałem chwilę, ale Elin nie wracał. Zaczynałem się martwić, że może spotkał kolejnych najeźdźców, ale w tej chwili jego koń zastrzygł uszami, a ja usłyszałem ciche kroki.
- Coś ty mi dał?! Omal mi głowa nie pękła! - krzyknąłem do Elina, który właśnie wyszedł zza krzewów. Spojrzałem na niego i oniemiałem.
To nie był Elin. Przede mną stał wysoki mężczyzna o długich, związanych w kucyk, ciemno brązowych włosach i oczach. Postawą przypominał Elina, miał jednak nieco więcej mięśni. Wyglądał na osobę, która z łatwością mogłaby kogoś powalić jednym uderzeniem.
Byłem zdezorientowany, ale nie ja jeden. Mężczyzna patrzył na mnie jak na ducha i rozglądał się w koło. Zerwałem się z miejsca i stanąłem w pozycji obronnej. Ave chyba wyczuła obcego, bo wyszła z mojej kieszeni, w której spędziła prawie cały dzień, i wspięła się na moje ramię.
Mężczyzna przyglądał się moim ruchom, a później stanął w pozycji bojowej. Krzyknął coś w języku Najeźdźców i ruszył do przodu. Nie miałem pojęcia co robić, chciałem zawołać Elina, ale bałem się, że to zwoła więcej przeciwników. Zamknąłem więc usta i przygotowałem się do walki.
Nagle mężczyznę otoczył ogień, a jego część uformowała się w trzy długie włócznie, które pomknęły szybko w moją stronę.
Nie zdążyłem nawet unieść rąk, ale woda sama pojawiła się przede mną. W mgnieniu oka włócznie wyparowały, a ja nie tracąc czasu pchnąłem ścianę wody prosto na Najeźdźce. A może na Ignisa? Nie miałem pojęcia, ale to ona zaatakował.
Mężczyzna nie zdążył zrobić uniku, a może był zbyt zaskoczony, aby to zrobić. W każdym razie oberwał sporą ilością wody, która od razu zaczęła parować.
W tej chwili na ścieżkę wkroczył Elin. Rzucił spojrzenie najpierw mi, a później mężczyźnie i zaczął się śmiać.
Popatrzyliśmy po sobie z nieznajomym, a później znów spojrzeliśmy na Elina, który dalej nie mógł przestać się śmiać.
- Elin! Co ty robisz idioto! - krzyknąłem na niego kompletnie nie rozumiejąc sytuacji.
Najeźdźca, bądź Ignis głośno wciągnął powietrze i spojrzał na mnie, jakby miał być świadkiem mojej śmierci. Następnie odwrócił się i uklęknął przed Elinem. Widząc to Ignis przestał się śmiać i westchnął z udręką.
- Alen, ile razy mam ci powtarzać, że wystarczy jak mi kiwniesz głową?
- Cóż, uwielbiam jak się o to wkurzasz - Alen wstał i podszedł do Elina obejmując go w geście powitania.
- Kiedyś ci się odwdzięczę.
- Strasznie długo cię nie było. Kiedy usłyszałem gwizdek, byłem pewny, że wróciłeś. Idę się przywitać, a tu taka niespodzianka - skinął głową w moją stronę, by po chwili podejść i wyciągnąć do mnie rękę. - Jestem Alen, przyjaciel tego tam i strażnik północnej części.
- Arael, Aquer, jak się pewnie domyślasz - uśmiechnąłem się do niego i uścisnąłem jego dłoń. Ave pisnęła mi do ucha, jakby pytając czy wszystko w porządku. Kiwnąłem jej głową i zwróciłem się do Alena. - To jest Ave, moja przyjaciółka, jeszcze ci nie ufa, więc nie radzę głaskać.
Mężczyzna zaśmiał się cicho i pochylił, zbliżając do mojego ucha.
- Nie radzę nazywać Szanownego idiotą w towarzystwie jakiegokolwiek Ignisa, a w szczególności Elina. Dziwne, że dotarłeś do Ignem w jednym kawałku - widząc jego diabelski uśmieszek upewniłem się, iż Alen chce mnie nastraszyć. Uśmiechnąłem się więc tak samo i szepnąłem:
- Nie boję się go. Nawet nie wiesz ile razy oberwał wiadrem wody.
Alen popatrzył na Elina z niedowierzaniem i zaczął chichotać.
- Już cię lubię - powiedział, po czym podszedł do swojego przyjaciela.
Całkowicie już spokojny minąłem Elina, aby dostać się do swojego konia. Zwierze dalej było nieco przestraszone, więc pogłaskałem je po grzbiecie, uspokajając je spokojnym tonem głosu. Elin właśnie streszczał Alenowi naszą podróż, pomijając jednak sprawę z moją mocą. Stwierdził tylko, że szybko się ona rozwinęła, dzięki naszym ćwiczeniom. Nie miałem pojęcia, dlaczego kłamię, ale ufałem mu, więc nie dałem po sobie poznać zdziwienia. Alen zaśmiał się cicho.
- Na własnej skórze doświadczyłem rezultatów waszych treningów i powiem ci, że nieźle mnie zaskoczył, oblewając mnie, pojawiającą się znikąd, falą wody.
Kiedy Elin skończył opowieść, postanowiliśmy ruszyć dalej. Alen zaproponował, że pobiegnie przy koniach, ale Elin stanowczo się na to nie zgodził.
- Więc co chcesz zrobić? Mamy tylko dwa konie. Zwiadowcy przybędą tu za chwilę, by zabrać Najeźdźców, ale dalej jest nas troje.
- Wiem. Pojadę z Araelem, a ty weźmiesz jego konia - jak widać, w naturze przyszłego Igne nie leży pytanie innych o zdanie.
Alen posłał mi dziwne spojrzenie i uśmiechnął się, jakby odkrył coś niesamowitego. Szybko wziął mojego konia i ruszył kłusem w stronę Ignem.
Nie pozostał mi nic innego, jak wsiąść na konia Elina. Kiedy się obróciłem, zajmował on już tylną część siedzenia. Podał mi rękę, a ja zastanawiałem się, w jaki sposób mam wejść na górę. Skończyło się na tym, że usiadłem przodem do Elina, oczywiście przybierając kolor dojrzałego pomidora. Ten tylko zaśmiał się i chwycił wodze konia.
- Co ty robisz?! - krzyknąłem, czując, że koń rusza. - Muszę się obrócić!
- Nie ma czasu - Elin świetnie się bawił widząc jak cały czas palę buraki. - Już i tak jesteśmy spóźnieni.
Koń ruszył wolnym galopem, przez co poleciałem do przodu, wtulając twarz w szyje Elina. Ten chwycił mocniej uprząż i jeszcze bardziej pogonił konia. Przez całą drogę wpadałem na Elina, więc, aby zbytnio się nie poobijać, z wielką niechęcią, jak sobie wmawiałem, oplotłem go ramionami w pasie. Cały czas głośno protestowałem, szczególnie, kiedy dogoniliśmy Alena, który widząc nas omal nie spadł z konia ze śmiechu.
W końcu udało mi się obrócić, po tym, jak zmusiłem Elina do zatrzymania się, przez kilkanaście sekund lejąc mu strumieniem wody w twarz. Tu ponownie Alen miał ogromny ubaw, który skończył się, kiedy Elin wystraszył biednego konia płomieniem. Zwierze stanęło dęba, omal nie zrzucając z grzbietu swego jeźdźca.Elin za to dostał kolejnym strumieniem, więc panowie szybko się uspokoili.
Po pewnym czasie wyjechaliśmy na główną drogę, a przed nami wyrosła wielka brama. Po obu jej stronach stały wierze, z których spoglądało na nas dziesięciu żołnierzy. Na dole stacjonowało tylko czterech, ci jednak nie śmieli nas zatrzymać, klękając przed Elinem. Ignis ewidentnie tego nie lubił. Za każdym razie wzdychał z udręką, mrucząc jak tego nie cierpi.
- Na pocieszenie powiem ci, że nigdy przed tobą nie uklęknę - palnąłem, aby zaraz pożałować tych słów.
W oczach Elina coś zapłonęło, a jego uśmiech upewnił mnie, że nie myślimy o tym samym. Ignis pochylił się by mieć lepszy dostęp do mojego ucha.
- Jeszcze zobaczymy, przyjmuję wyzwanie - po karku przeszedł mi przyjemny dreszcz, a w sercu coś drgnęło. W umyśle zaczęły pojawiać się dziwne wizje, przez które na moich policzkach znów pojawiła się czerwień.
Aby pozbyć się tych nieczystych myśli zacząłem się rozglądać. Wjechaliśmy do części miasta, w której najwyraźniej zbierali się kupcy i inne osoby pochodzące spoza miasta. Wokół kręciło się wielu Ignisów, którzy ubrani byli w szare mundury z trzema rodzajami herbów. Zgadywałem, że są to symbole rodów. Jedne z nich przedstawiały czarnego, lecącego gada, z pyska którego wydobywał się ogień. Drugie ukazywały czerwonego ptaka, który wyglądał, jakby płonął. Na innych z kolei widniał gad, podobny do legwana, tylko dużo większy. Miał kolce, które ciągnęły się linią przez całe jego ciało. Te na ogonie trochę przypominały płomieni.
Budynki, które mijaliśmy wyglądały na gospody, bądź niewielkie hoteliki. Nie zauważyłem nigdzie typowych domów, więc podzieliłem się spostrzeżeniami z Elinem, który starał się ignorować okrzyki typu "Szanowny wrócił!". Ludzi dziwiła także moja obecność na koniu ich przyszłego władcy, ale nikt nie odważył się poruszyć tego tematu.
- Masz rację. Nie mieszka tutaj żaden z obywateli Ignem. Jesteśmy w jednej z dzielnic handlowych. To tu zatrzymują się kupcy i podróżnicy. Znajduję się tu wielu strażników, którzy wyłapują Najeźdźców, którzy przedarli się przez bramę. W Ignem takich dzielnic jest cztery, każda tuż przy bramie miasta. Te mury - wskazał na niższe mury otaczające dzielnicę z obu stron - odgradzają nas od innych. Ignem ma kształt koła. Za murem z prawej, znajduje się dzielnica rzemieślników, gdzie produkowana jest między innymi broń, oraz inne narzędzia. Dalej kolejna dzielnica handlowa, później znajdują się pastwiska i ogólnie hodują tam zwierzęta. Następnie znów handel, a później rolnictwo i kolejna dzielnica handlowa.
- W takim razie co znajduję się po lewej?
- Cóż, jest tam jakby...więzienie dla Najeźdźców i wrogów Ignem. Wątpię, żebyś kiedyś wchodził na jego teren, więc oszczędzę ci opisów.
Kiwnąłem głową, choć zżerała mnie ciekawość. Elin jednak kontynuował.
- Wszystkie te części tworzą zewnętrzne miasto. Za murami, które zaraz przekroczymy, znajduje się miasto wewnętrzne, które także jest podzielone. Mieszkają w nim obywatele Ignem. W każdym z dziewięciu dystryktów mieszkają członkowie któregoś z rodów. W pierwszym, czwartym i siódmym potomkowie Smoka, w drugim, piątym i ósmym Fenix'a, a w trzecim, szóstym i dziewiątym krewni Salamandry. W centrum Ignem stoi pałac Igne i jego rodziny, w którym jak się domyślasz mieszkam i który od tej chwili będzie także twoim domem.
- Coo?! - krzyknąłem, odwracając głowę w jego stronę. Okoliczny tłum zwrócił całą swoją uwagę na nas. Doszły mnie słowa takie jak "bezczelny" i "niewychowany", ale zbytnio się tym nie przejąłem. Właśnie spadł mi z serca ogromny ciężar.
- Nie krzycz, jestem tuż obok. Poza tym nie wiem co cie tak dziwi. Chyba nie myślałem, że zostawię cię na pożarcie innym Ignisom?
- Niby czemu? Przecież miałeś mnie tylko dowieść całego do Ignem.
- Cóż, możliwe, że coś takiego ci powiedziałem, ale tak naprawdę, to mam nad tobą czuwać, dopóki się tu nie zaaklimatyzujesz. Poza tym mój ojciec woli mieć na ciebie oko. Jeszcze zgasisz jakiegoś Ignisa i co? - uśmiechnął się, wyraźnie się ze mnie nabijając.
- Nikogo nie zgaszę, no chyba, że bardzo mi podpadniesz - pokazałem mu swoje ząbki, czując się o wiele lepiej niż jeszcze kilka minut wcześniej.
Jechaliśmy dalej, aż w końcu dotarliśmy do wewnętrznej bramy. Była ona zamknięta, lecz kiedy tylko dostrzeżono nas z wierzy, metalowe kraty uniosły się przepuszczając nas do spokojniejszej części miasta.
Po kolejnej fali ukłonów, wkroczyliśmy do jednego z dystryktów. Na każdym z domów widniał ten sam herb, a mianowicie ten, który przedstawiał płonącego ptaka, czyli Fenix'a. Wywnioskowałem po tym, że znajdujemy się w drugim, piątym lub ósmym dystrykcie. Tym razem na ulicy znajdowało się wiele rodzin. Dzieci bawiły się przy domach, matki ich pilnowały, a ojcowie zajmowali się pewnie pracą, ponieważ ciężko było spotkać nic nie robiącego mężczyznę.
Kiedy przejeżdżaliśmy obyło się bez ukłonów. Najwyraźniej mieszkańcy wiedzieli, że Eli tego nie lubi. Dorośli kiwali nam głowami, a dzieci machały, na co Ignis uśmiechał się i im odmachiwał. Widać było, że wszyscy go szanują, więc nie trudno było zgadnąć skąd wzięło się owe "Szanowny".
Jechaliśmy w miarę szybko więc już po kilku minutach mogłem ujrzeć duży pałac, od którego biegły wszelkie uliczki.
Budynek otoczony był niewysokim murem, znajdującym się kilkadziesiąt metrów od ścian. Pałac, który bardziej przypominał zamek, składał się z trzech przylegających do siebie budowli. Największa była środkowa, do której z obu stron przylegały dwie, boczne, zakończone wysokimi wieżami. Na każdym z budynków znajdowały się wszystkie trzy herby, wyryte w kamieniu i pokryte czerwoną farbą.
W pałacu znajdowało się mnóstwo okien, z których większość miała wyjście na balkony, oddzielone od siebie ozdobnymi barierkami.
Jechaliśmy chwilę wzdłuż muru, aż w końcu trafiliśmy na główną bramę. Strażnicy od razu otwarli ją, tym razem tylko salutując, więc mogliśmy wjechać do środka. Zatrzymaliśmy się kilka metrów za bramą i zsiedliśmy z koni. Dwoje młodych chłopaków zaprowadziło konie do stajni, dzięki czemu mogliśmy udać się do pałacu. Alen pożegnał się z nami, mówiąc, że niedługo wpadnie i udał się ścieżką wzdłuż pałacu.
Trochę się stresowałem poznaniem rodziny Elina, ale śmiało ruszyłem za nim w stronę drzwi. Kiedy dzieliło nas od nich tylko kilka kroków, te otworzyły się, a ze środka wybiegła około szesnastoletnia dziewczyna. Miała długie do pasa, czarne włosy i równie czarne oczy, była dosyć podobna do Elina, więc wnioskowałem, że była to jego siostra.
Drobna dziewczyna spojrzała na nas i ku mojemu zdziwieniu, zamiast przywitać brata, podbiegła do mnie, rzucając mi się na szyję. Złapałem ją, aby nie upadła i niepewnie odpowiedziałem na uścisk.

7 komentarzy:

  1. Jak zwykle cudownie :)
    Jak dobrze, że umieściłaś Araela w pałacu, że nie muszą się rozstać a miłość pomiędzy nimi może kwitnąć :)
    Wprowadziłaś nowe postacie, co dla mnie jest bardzo fajne. Interesuje mnie dlaczego ta dziewczyna rzuciła się na Araela, może go z kimś pomyliła? A postać sierżanta zapowiada się ciekawie, może zdradzi Araelowi sekrety Eliego ?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłabym zmusić ich do rozstania, przecież żaden z nich tego nie chciał :D W następnym rozdziale na pewno pojawi się kilka odpowiedzi na twoje pytania <3 Buziaki :*

      Usuń
  2. Cudne :)
    Nareszcie dojechali do Ignem, podoba mi się wprowadzenie nowych postaci co na pewno sprawi że opowiadanie będzie dużo ciekawsze. Zastanawia mnie również reakcja siostry Elin'a, czyżby posiadała jakąś tajemną wiedzę którą później poznamy?
    Scenka na koniu również jest cudna, Arael z rumieńcami na pewno wygląda uroczo :D
    Dużo czasu i weny
    Pozdrawiam
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też już nie mogłam się doczekać Ignem :) Co do siostry Elin, to na pewno coś wie :* Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Witam,
    polubiłam tego sierżanta, czemu ta ruciła się na Araela, jak dobrze, że zamieszka w pałacu...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    nareszcie dojechali do Ignem, czyżby siostra coś wiedziała?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no nareszcie dojechali do Ignem, czy mi się tak wydaje, czy jego siostra coś wie?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń