Popatrzyłem na Elina, nic nie rozumiejąc, a on uśmiechnął się
do mnie. Dziewczyna mnie puściła i podeszła do Ignisa.
- Rybko, poznaj moją siostrę, która może i nie wygląda, ale jest
moją bliźniaczką. Ma na imię Ariel i jak widzisz woli
nieznajomych niż własnego brata.
- Ej! Po pierwsze kultura wymaga, aby najpierw przywitać gościa, a
po drugie, Arael wcale nie jest nieznajomym. Dzięki twoim
opowieściom, czuję jakbym go znała od zawsze. – Dziewczyna
przytuliła się do brata, a następnie pokazała mu język. –
Cześć. Jak powiedział ten gbur, nazywam się Ariel. Miło mi
poznać i przepraszam za ten wybuch, naprawdę wiele o tobie
słyszałam.
- Od kogo? – Czułem się, jakby coś mnie ominęło.
- Jak to od kogo? Od Elina, oczywiście. Jesteśmy bliźniakami, więc
nawet jeśli nie chciał mi nic mówić, wszystko wyśpiewał –
mrugnęła do mnie, aż przeszedł mnie dreszcz. Miałem wrażenie,
że Ariel wie o wszystkim. Musiałem zrobić głupią minę, bo
zaczęła się ze mnie śmiać. – Później opowiem ci, jak to
działa. Jestem pewna, że zostaniemy przyjaciółmi. Chodź, czas
poznać resztę rodzinki.
Ariel podbiegła do mnie i wciągnęła za rękę do pałacu. Było w
niej coś zabawnego i godnego zaufania, więc po prostu nie stawiałem
oporu.
Elin zrównał się ze mną i szedł obok, cały czas zerkając w
moją stronę.
- No co? – szepnąłem, a on popatrzył na mnie ze zmartwieniem i
westchnął głęboko.
- Nie mam pojęcia, ale lepiej się przygotuj. Mój tata na pewno coś
szykuje i nie zdziwiłbym się, gdyby to było związane z twoją
mocą. Miałem ci o tym nie mówić, ale już i tak nie dasz rady się
wycofać. Prawie jesteśmy, pilnuj się.
Właśnie dochodziliśmy do wielkich dębowych drzwi, a ja byłem
kompletnie przerażony. Wystarczająco denerwowałem się bez
ostrzeżenia Elina, ale i tak byłem mu wdzięczny.
- Ja muszę iść – powiedziała Ariel, kiedy doszliśmy do drzwi.
Zapukała dwa razy i odeszła, zostawiając nas samych.
- Gotowy? – Elin spojrzał na mnie pytająco.
- Nie, ale otwieraj. – Wziąłem głęboki wdech i przygotowałem
swoją moc, tak na wszelki wypadek.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i moim oczom ukazała
się duża sala z marmurowymi kolumnami, biegnącymi w dwóch rzędach
przez całą długość sali. Ściany udekorowane były starymi
arrasami, przy których wisiały różne narzędzia do walki.
Na przeciwko wejścia stał stół, otoczony pięcioma krzesłami, z
których tylko jedno było zajęte. Prowadził do niego długi,
czerwony dywan.
Wysoki, barczysty mężczyzna siedział zaczytany w jakieś
dokumenty. Miał ciemnobrązowe włosy i bursztynowe oczy, które
odziedziczył po nim Elin. Ubrany był w prostą koszulę, ale mimo
to wyglądał, jak na swoją pozycję przystało. Był przystojny i
kropla w kroplę podobny do stojącego obok mnie Ignisa. Odróżniał
ich tylko kolor włosów i widoczny na twarzy mężczyzny upływ
czasu.
Nie miałem wątpliwości, że stoję właśnie przed ojcem Elina,
czyli najprawdziwszym Igne. Delikatnie się uśmiechnął, gdy nas
zobaczył i gestem zaprosił do środka. Wydawał się miły, więc
zrobiłem krok na przód, ale to był błąd. Elin próbował mnie
zatrzymać, więc, chcąc nie chcąc, znalazł się obok mnie.
Ze wszystkich stron poleciały na nas dziwne kulki wielkości pięści.
Mając radę Elina na uwadze, uwolniłem przygotowaną wcześniej moc
i zamknąłem nas w wielkiej bańce wody. I znów Elin wpadł na ten
sam pomysł. Staliśmy więc otoczeni ogniem i wodą, tak że nasze
pole widzenia ograniczało się do wnętrza osłony.
- Poradziłbym sobie – mruknąłem, tak że tylko Elin mógł mnie
usłyszeć.
- Wiem, ale nie chciałem oberwać – puścił mi oczko, a ogień
rozpłynął się w powietrzu.
Nie wyczuwając już w wodzie uderzeń piłek, także opuściłem
wodę, nie pozwalając im jednak upaść. Chwyciłem jedną z nich i
ścisnąłem. Była...miękka. Nie wiem czego się spodziewałem, ale
na pewno nie ataku piankowymi piłkami.
- Edwardzie! Znowu zastawiłeś na kogoś pułapkę?! Ja ci dam
napadać na ludzi! Później ja muszę słuchać skarg i zażaleń! –
Do sali zwabiona hałasem wmaszerowała wysoka, czarnowłosa kopia
Ariel. Sposób, w jaki mówiła do Igne, jasno dawał do zrozumienia,
że się go nie boi. Świadczyło to, że może być tylko i
wyłącznie jego żoną, a co za tym idzie matką Elina i Ariel.
- Kochanie, ale nikomu nic się nie stało – powiedział mężczyzna
obronnym tonem. Wstał i zaczął się wycofywać, jakby starając
się jak najbardziej oddalić od żony. – Arael doskonale sobie
poradził, a zresztą w razie potrzeby Elin stał obok...
- Nic mnie to nie obchodzi! – Mama Elina, mimo że wyglądała na
łagodną, najwyraźniej nie była uległą żoną. Zbliżyła się
do męża i wyszeptała mu coś do ucha. Najwyraźniej nie było to
nic miłego, bo Igne pobladł, a później zaczął przepraszać i
obiecywać poprawę. Wyglądało to dosyć zabawnie, więc musiałem
powstrzymywać się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Elin zaśmiał
się cicho i pochylił w moją stronę.
- Więc poznałeś już resztę rodzinki. Twój pierwszy test
zaliczony, ale radzę nie opuszczać gardy. Tata raczej nie pozostaje
przy jednej próbie.
Uśmiechnąłem się do niego, a on odpowiedział mi tym samym.
Patrzyliśmy chwilę na siebie, dopóki nie przerwało nam ciche
chrząknięcie.
Mama Elina wpatrywała się w nas z tajemniczym uśmiechem, a jej mąż
stał obok z miną dziecka, któremu właśnie odebrano wszystkie
zabawki.
- Witamy w Ignem – odezwała się kobieta, podchodząc i obejmując
mnie. – Mam na imię Aria, jestem mamą Elina. Proszę, mów mi po
imieniu. Jesteś taki, jak opowiadała Ariel. Nie mogłam się
doczekać waszego przyjazdu.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się do niej. Przypominała mi moją
mamę. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co będzie, jeżeli te
kobiety kiedyś się spotkają. – Miło panią poznać.
Kobieta szturchnęła męża w bok, sądząc po jego minie, trochę
boleśnie. Igne popatrzył na nią z wyrzutem, a później westchnął.
- Cóż, jak się pewnie domyślasz, jestem Edward, ojciec Elina i
teraźniejszy Igne. Zdałeś pierwszy test, chciałem ci pogra...
przeprosić. – Spojrzał na żonę, a ona kiwnęła lekko głową.
Edward uśmiechnął się z tylko sobie znanego powodu i podał mi
rękę. Uścisnąłem ją przekonany, że polubię rodzinę Elina.
- Jestem pewna, że jesteście zmęczeni po podróży. Wasze pokoje
są gotowe. Elinie, zaprowadź tam Araela. Zajmie pokój tuż obok
twojego. Obiad będzie za godzinę, więc się nie spóźnijcie.
- Dobrze, mamo – Elin pocałował mamę w policzek, uścisnął
ojca i ruszył w kierunku drzwi. Poszedłem za nim i po chwili
znaleźliśmy się w holu, któremu wcześniej nie zdążyłem się
przyjrzeć.
Białe ściany udekorowane były portretami różnych osób. W
niektórych dostrzegałem podobieństwo do rodziny Igne. Z sufitu
zwisał piękny żyrandol ozdobiony małymi kryształkami. Wyglądały,
jakby zrobione były z lodu. Po obu stronach pomieszczenia przy
ścianie znajdowały się schody. Elin poprowadził mnie nimi na
drugie piętro.
Przeszliśmy przez kilka korytarzy, które różniły się tylko
stojącymi gdzieniegdzie szafkami. Na końcu jednej z nich
dostrzegłem duży regał z książkami. Właśnie w tamtą stronę
skierował się Elin. Zatrzymał się przed ostatnimi drzwiami i
pociągnął za klamkę.
- Twój pokój – zaprosił mnie do środka, a ja zacząłem się
rozglądać. Pomieszczenie było ogromne w porównaniu do mojego
pokoju w Aquem.
Na środku pokoju leżał mięciutki dywan w kolorze obsydianu. Obok
wyjścia na balkon stało ogromne łózko z pościelą w identycznym
odcieniu. W pokoju znajdowało się biurko i kilka szaf, w których
po zajrzeniu, zobaczyłem mnóstwo pasujących na mnie ubrań.
Większość z nich była w kolorze niebieskim, takim jak tunika od
Elina. Najwyraźniej musiał maczać w tym palce, choć nie miałem
pojęcia jak.
Usiadłem na łóżku i spojrzałem na stojącego w progu Ignisa.
- Jak to zrobiłeś? – zapytałem, skinąwszy głową w stronę
otwartej szafy.
- Powiedziałem Ariel, w kwestii kupowania ubrań jest mistrzynią –
uśmiechnął się i podszedł do łóżka.
- Ale jak? Nie widziałem, żebyś posyłał jakieś listy.
- Nie musiałem. To trochę skomplikowane, ale postaram się jakoś
to wytłumaczyć. Ariel, skoro podsłuchujesz, to chodź i mi pomóż.
Rozejrzałem się zbity z tropu, ale nigdzie nie dostrzegłem siostry
Elina. Nagle rozległo się pukanie, do środka weszła brunetka i
posłała mi szeroki uśmiech.
- Hej, wcale nie podsłuchiwałam, tylko zapomniałam włączyć
blokady. Nie patrz tak, zaraz ci wszystko wytłumaczę – zaśmiała
się z mojej miny i usiadła, opierając się o wezgłowie.
- Ja zacznę – Elin odchrząknął i zaczął mówić: – Jak już
ci mówiłem jesteśmy bliźniakami. Rzecz w tym, że nie takimi
zwyczajnymi. W naszej rodzinie rzadko występują ciąże mnogie, w
sumie jesteśmy dopiero drugim takim przypadkiem.
- Nasi rodzice pochodzą z dwóch różnych rodów – kontynuowała
Ariel, jakby doskonale wiedząc, kiedy ma zacząć mówić. – Takie
związki zdarzają się równie rzadko i jest to ze sobą powiązane.
Kiedy rodzą się dzieci dwóch rodów...
- Powstaje między nimi pewnego rodzaju więź – dokończył Elin.
- Potrafią komunikować się ze sobą telepatycznie. Jeśli oboje
tego chcą, oczywiście. W każdej chwili mogę zablokować Elina lub
ukryć niektóre myśli. Potrzebowaliśmy dużo treningów, żeby do
tego dojść, chociaż Elin nie radzi sobie tak dobrze jak ja –
uśmiechnęła się zadziornie. – Potrafię złamać jego blokadę.
Kiedy to powiedziała, dotarło do mnie znaczenie jej uśmiechów.
Ona wiedziała! O wszystkich porankach, kiedy budziłem się wtulony
w Elina, o wszystkim, co się wtedy działo. Miałem tylko nadzieję,
że incydent z łazienki pozostał tylko w głowie Elina.
Moja twarz pokryła się niechcianą czerwienią, a Ariel znów się
uśmiechnęła.
- Masz racje, słodko się rumieni – powiedziała do brata, a jego
twarz także nieco się zaczerwieniła. Rzucił w nią poduszką, ale
ona to przewidziała i wybiegła z pokoju, zatrzaskując za sobą
drzwi.
Uśmiechnąłem się przebiegle i spojrzałem na Elina.
- Naprawdę słodko się rumienię? – popatrzył na mnie z błyskiem
w oku, a jeden kącik jego ust powędrował w górę.
- Oczywiście, szczególnie podczas całowania – rzucił i
zabierając pełen satysfakcji uśmiech wyszedł, zostawiając mnie z
otwartymi ze zdziwienia ustami. O czym on mówił?
Pół godziny później, kiedy łamałem sobie głowę usiłując
domyślić się, co Elin miał na myśli, ten wszedł do mojego
pokoju, wcześniej stukając dwa razy w uchylone drzwi.
Kiedy tylko go zobaczyłem w głowie pojawił mi się lekko zamazany
obraz, przedstawiający nas podczas... całowania. Natychmiast
zerwałem się z miejsca i spojrzałem na Elina.
- W barze? – popatrzył na mnie bez zrozumienia, a po chwili
uśmiechnął się i skinął głową.
- Myślałem, że nie pamiętasz.
- Więc my... Ale...Czy my...? – popatrzyłem na niego z całą
powagą, a on po prostu wybuchnął śmiechem.
- Nie, Rybko, tylko się całowaliśmy, ale powinieneś zobaczyć
swoją minę. A teraz chodź, o ile się nie mylę, mama dzisiaj
wyręczyła kucharki, więc będzie bardzo nieszczęśliwa, jeśli
się spóźnimy na obiad.
Jadalnią, jak się okazało, było pomieszczenie, w którym poznałem
rodziców Elina. Stół przykryto białym obrusem i przygotowano do
posiłku. Tym razem, kiedy weszliśmy do pomieszczenia, nie spadły
na nas żadne piłki, choć byłem na to przygotowany.
Przez całą drogę, Elin opowiadał mi, gdzie co jest. Pałac był
naprawdę ogromny i ciężko było się w nim nie zgubić. Wiedziałem
już jak dojść do mojego pokoju, jadalni, salonu i sali balowej,
choć nie byłbym pewny, czy w praktyce nie zgubiłbym się po kilku
zakrętach.
W jadalni czekali już Igne i Ariel, lecz nigdzie nie było widać
Arii. Usiadłem pomiędzy bliźniakami i słuchałem jak Elin
rozmawia z ojcem. Wcześniej wydawało mi się, że są ze sobą
blisko, jednak teraz wyczułem dziwną rezerwę, z jaką Elin
podchodził do ojca. Pilnował swoich słów i zachowań, jakby
poddawany był jakiejś ocenie.
W końcu do sali weszła Aria, a za nią służba z tacami pełnymi
jedzenia. Po chwili stały przed nami dziesiątki potraw, wszystkie
kusiły swoim zapachem i wyglądem.
Zabraliśmy się do jedzenia, a Elin opowiadał o naszej podróży.
Niezbyt słuchałem, gdyż całkowicie pochłonęła mnie kuchnia
Arii. Po chwili zapadła cisza, a ja rozejrzałem się po obecnych z
zaskoczeniem stwierdzając, że wszyscy na mnie patrzą. Przełknąłem
kęs wyśmienitego steku i odchrząknąłem, żeby się nie
zakrztusić.
- Coś się stało? Przepraszam, ale to jest naprawdę pyszne –
uśmiechnąłem się do Arii, a ona odpowiedział mi tym samym.
- Cieszę się, że ci smakuje.
- Pytałam, czy masz rodzeństwo – Ariel szturchnęła mnie w bok.
- Tak, mam siostrę. Ma na imię Rachel i jest rok ode mnie młodsza.
- Czym zajmują się twoi rodzice? – Edward pierwszy raz zwrócił
się bezpośrednio do mnie.
- Mam tylko mamę, ojca nie pamiętam, opuścił nas jeszcze przed
narodzeniem Rachel. Mama jest pielęgniarką i nauczycielem. Dzięki
niej, znam się trochę na medycynie.
Elin zaczął opowiadać o naszym pobycie u Loren i uleczeniu Eirin.
Spojrzał na mnie i pominął kwestię Błogosławieństwa. Byłem mu
za to wdzięczny.
Po skończonym obiedzie, Ariel zaproponowała mi zwiedzanie ogrodu.
Chętnie się zgodziłem i chciałem powiedzieć Elinowi, ale ta
oznajmiła, że on o wszystkim wie. No tak, ta ich bliźniacza więź.
Kiedy weszliśmy do ogrodu, po prostu mnie zatkało. Znajdowało się
w nim mnóstwo rodzajów kwiatów, krzewów i drzew. Ogród, podobnie
jak cały pałac, był sporej wielkości. Przez sam jego środek
biegła szeroka ścieżka, a po jej obu stronach rosły niewielkie
tuje. W pewnym momencie ścieżka rozwidlała się, prowadząc do
uroczej ławki pod wierzbą lub do oczka wodnego, nad którym
znajdował się niewielki mostek.
Mimo że dużo uczyłem się o roślinach, rozpoznałem tylko część
z nich. Były tam magnolie, róże, tulipany, fiołki, orchidee, ale
także drzewa owocowe, między innymi jabłoń, grusza i wiśnia. Nie
licząc kilkudziesięciu kwiatów, które widziałem po raz pierwszy,
stały tam trzy drzewa z dużymi owocami. Owoce jednego kształtem
przypominały rozgwiazdę, drugiego były owalne, a trzeciego podobne
były do zaokrąglonego trójkąta.
Przechodziliśmy właśnie obok drzewa z rozgwiazdami, więc
podszedłem do niego i zerwałem jeden z owoców.
- Nie! – Ariel zobaczyła, co zrobiłem i rzuciła się, aby wyrwać
mi owoc. – Przepraszam, to moja wina, mogłam cię wcześniej
ostrzec. Dobrze się czujesz?
- Tak, czemu?
- Jesteś pewny? Nie pali cię ręka?
Spojrzałem na moją dłoń, chcąc zobaczyć, co tak zaniepokoiło
Ariel, jednak nic nie dostrzegłem. Moja ręka wyglądała dokładnie
tak samo jak zawsze.
- Nie wszystko z nią dobrze. Strasznie zbladłaś, te owoce są
trujące?
- Nie, nie dla mnie, ale ty... Nie powinieneś ich dotykać. Nie
rozumiem.
- Ja też nie. Czym się różni twoja ręka od mojej?
- Tym, że moja włada ogniem, a twoja wodą. Ten owoc należy do
Fenix'a, powinien cię co najmniej poparzyć.
- Nie sądzę. Moja moc nie zareagowała.
- Jak to? Przecież moc nie reaguje.
- Moja zazwyczaj reaguje. Daj – skinąłem na owoc i wystawiłem
rękę.
- Nie! Nie możesz go dotknąć – wystawiła rękę w drugą
stronę, a owoc Fenix'a spłonął w jej dłoni
Westchnąłem zdeterminowany, żeby spróbować. Skoro nic mi się
nie stało to czemu nie? Może w końcu uzyskałbym parę odpowiedzi.
Nim Ariel zdążyła mnie powstrzymać, sięgnąłem do najniższej
gałęzi i zerwałem kolejny owoc. Nic nie poczułem.
- Widzisz? Nic mi nie jest.
- Ariel! Arael! – Elin szedł szybkim krokiem w naszą stronę. –
Mama pyta, czy nie...
Elin stanął jak wryty, patrząc na owoc w mojej dłoni. Jego twarz
wyrażała szczere niedowierzanie. Spojrzał na Ariel, a ta
najwyraźniej coś mu przekazała, bo otworzył usta, patrząc na
mnie jak na ducha.
- Ale to niemożliwe... Przecież nie jesteś... Chyba, że...
- Jakie Błogosławieństwo? – Ariel spojrzała na brata i zapadła
chwila ciszy. Rodzeństwo patrzyło na siebie, a twarz dziewczyny
coraz bardziej bladła.
- Halo? Nie róbcie tego. Ja ciągle tu jestem.
- Arael, masz w rodzinie Ignisa? - Elin patrzył na mnie już
normalnie, choć widać było, że nie otrząsnął się jeszcze do
końca.
- Nie. Moja mama w prostej linii pochodzi od pierwszego Aquarina. Nie
ma w rodzinie żadnego innego Aliquid.
- A ojciec?
- Jak już ci mówiłem, nigdy go nie pozna... – Rozległ się
głośny pisk, nieprzypominający nic, co do tej pory słyszałem.
Spojrzałem w górę, gdyż jak mi się wydawało stamtąd pochodził
i zamarłem. Dostrzegłem wielkie szpony i czerwone pióra, a później
wszystko zaczęło się oddalać.
Nie wiedząc, co się dzieje, pozostałem nieruchomy w jednej z łap
olbrzymiego ptaka. Owoc wypadł mi z ręki, ale nie zdążyłem nawet
zobaczyć, gdzie wylądował. Wystarczyło jedno machnięcie
ogromnych skrzydeł, a uniosłem się kilkadziesiąt metrów w górę.
Słyszałem krzyki dochodzące z dołu, ale nic nie rozumiałem.
Kiedy minął pierwszy szok, spojrzałem na ptaka. Za każdym razem,
kiedy machał skrzydłami uderzało we mnie gorące powietrze. Z piór
ptaka sypał się czerwony pył. Jego dziób był dwa razy większy
od mojej głowy.
Ptak zwolnił i wtedy do mnie dotarło, że z jego piór wcale nie
sypie się ogień, tylko... iskry. To zwierze cały czas płonęło.
Właśnie znalazłem się w szponach jednego z mitycznych stworzeń,
które rządziły w Ignem – leciałem razem z Fenix'em do jego
gniazda.